Cochabamba – City of (homeless) dogs *** Miasto (bezdomnych) psow

Wlasnie wrocilam z marketu w Cochabambie, gdzie sprzedaje sie szczeniaki, kocieta i inne malutkie zwierzatka. Prawde mowiac, nie byla to wesola przechadzka, zwlaszcza ze wiekszosc maluchow byla poupychana do granic mozliwosci w kartonowych pudlach i klatkach, ledwo dyszaca od scisku i goraca. Najgorsze jednak jest to, ze za kilka miesiecy, z duzym prawdopodobienstwem, te psy i koty znajda sie na ulicy, kiedy nikt ich nie kupi! A koszt owczarka niemieckiego (bez rodowodu) to ponad $400, co tutaj stanowi calkiem dobra miesieczna pensje.

Ludzie niestety nie mysla o dobru zwierzat, a tylko o latwym zarobku z hodowli.

Chcialabym sie zwrocic z malym apelem do kupujacych – prosze wziac psa czy kota z ulicy albo schroniska (tutaj takowe niestety nie dzialaja) i dac mu dom! Na kazdym kroku mozna spotkac bezdomnego psa i tego jednorasowego, i wielorasowego. Serce mi sie sciska, jak widze te piekne stworzenia lezace na chodniku, bez wody i jedzenia. Czesto grzebiace w smieciach, jak pies w szkole, ktora niedawno odwiedzialam.

Niesamowite ile szczescia miala  moja rodzina, znajdujac Misie pod brama naszego domu. Rowniez Dorusia byla nam podarowana. Lobo Feroz takze ‘przyszedl’ do domu Freddiego i nikt sie o niego nie upomnial…

NIE KUPUJCIE – ADOPTUJCIE a znajdziecie przyjaciela ‘na cale zycie’!

P.S. Cudownie jest czytac wiadomosci jak ta, o swiecie adopcji zorganizowanym przez miasto Cochababa (11.2013 http://www.lostiempos.com/diario/actualidad/local/20131104/feria-de-adopcion-encontro-hogar-a-29-mascotas_233961_507131.html).  Brawo! Oby wiecej bylo takich akcji i oby wladze raz na zawsze uregulowaly prawo dotyczace zwierzat, zakazujac nielegalnych hodowli.

Misia (2002 – 2011)

Lobo Feros (2007)

Dorusia (2011)

Bezdomny pies w Cochabambie***Homeless dog in Cochabamba

Homeless friends

***

Just came back from the market in Cochabamba where poppies, kittens and other baby animals are sold. It was a sad trip – seeing all those little angels stuffed in boxes and cages, barely breathing…

And the worst is, that in a couple of months they will be probably thrown out on the street, becauase nobody would buy them! German Sheperd poppy without documents costs more than $400 and here this is a really good monthly salary.

People unfortunately don’t think about animal welfare, only how to earn easy money by breeding dogs (this is wordwide problem).

And people who buy them – please, take the one from the street and give it a home! At every step I meet homeless dogs – these of a pure breed and multiracial. My heart hurts, as I see these beautiful creatures lying on the sidewalk, without food or water. Often searching in the garbage, like a dog at school that I’ve recently visited.

How lucky my family was to find Misia outside our gate or to ‘get’ Dorusia from the people who had doggies to ‘give away’. Also Lobo Feroz was found in Ireland.

DON’T BUY – ADOPT and get a friend ‘for life’!

P.S. Amazing is to hear about adoption action like this, organized by city of Cochabamba, where 29 animals found new home (http://www.lostiempos.com/diario/actualidad/local/20131104/feria-de-adopcion-encontro-hogar-a-29-mascotas_233961_507131.html). Bravo! Now I hope taht the government will regulate the law regarding animal welfare and close down, once and for good, all illegal breeding places.

Dorusia

EUROcopa 2012

‘Niestety Dzagajew’ – pisze gazeta.pl, a ja dodam – niestety Wasilewski… Gdyby nie jego ‘glupi’ foul (wbiegl prosto na rosyjskiego napastnika, nieopodal pola karnego), nie sracilibysmy TEGO gola. Polacy nie ucza sie na bledach i fauluja w najbardziej nieodpowiednich momentach – tak jak Szczesny w meczu z Grecja. Wiem,  niektorzy mowia, ze tym zagraniem uratowal bramke (ba! nawet moj boliwijski nauczyciel hiszpanskiego nazwal go bohaterem), ale ja widze to inaczej. Przez niego stracilismy gracza i bylismy o wlos od stracenia bramki, ktora uratowal Tyton. I to jemu wlasnie nalezy sie tytul ‘hero’.

Zawsze bardzo podziwiam sympatycznego gracza Arsenalu w meczach Premier League, ale niestety podczas meczu otwarcia Szczesny sie nie popisal – i mozna miec tylko nadzieje, ze bedzie mu to dane! Ogolnie, nie jest zle, ale mielismy za wiele starconych sytuacji i bledow…(Moj Freddy dodaje, ze gramy za wolno i nikt nie pomaga Lewandowskiemu). Oby nie byly to kolejne mistrzostwa ‘straconych szans’ – niestety nie da sie dlugo pociagnac grajac ‘uno por uno‘ (1:1).

Tyle narzekania ze slonecznej Cochabamby, gdzie Euro przechodzi bez wiekszego echa. Jeszcze tydzien temu martwilismy sie, ze nie zaloza nam kablowki na czas, a teraz majac do dyspozycji ponad 120 kanalow, ogladamy mecze w telewizji boliwijskiej ‘Bolivision’, ktora jako jedyna stacja transmituje mecze ‘VIVO’‘!

Jakosc obrazu niestety nie jest najlepsza (nie wiedziec czemu?), ale calkiem interesujacym jest sluchanie komentatarzy po hiszpansku, a zwlaszcza typowego: ‘Gooooooooooooooooooooooooooooooooooooool!!!

Moj hiszpanski jest caly czas na dosyc marnym poziomie, ale mimo wszystko wylapuje pewne pozytywne wibracje komentatorow w stosunku do Polski i Polakow. Chwala oni polskie stadiony, a za szczegolnie imponujacy uznaja Narodowy w Warszawie; cenia takze Lewandowskiego i Tytonia (jak my wszyscy:)

Nie slyszalam natomiast nic o polskich kibolach bijacych Rosjan ani o rosyjskich kibolach bijacych kogo sie da – wiadomosci pozaboiskowe ogladam w CNN. ( Tak na marginesie, musze przyznac, ze mina mi zrzedla, kiedy zobaczylam ogromna flage na Narodowym z napisem: ‘This is Russia’…)

Mimo wszystko,  ja caly czas trzymam kciuki, rodacy, a bialo-czerwona flaga powiewa dumnie w centrum Cochabamby!

Powodzenia:)

***

Unfortunately Dzagajew’ – writes gazeta.pl after Russian team scored a goal against Poland. And I will add – unfortunately Wasilewski …. If not for his ‘stupid’ foul (he ran straight onto the Russian striker near the penalty box), we wouldn’t loose THIS goal.

The Poles do not learn from their mistakes and foul at the most unfortunate moments – like Szczesny in the match against Greece. I know some may say that he saved the goal (ba! even my Bolivian Spanish teacher called him a hero), but I see it differently. Because of him we lost a player and we were a ‘hair’s breadth’ of losing the goal, which was saved by Tyton. If someone, he should be called ‘hero’.

I always admired a friendly player of Arsenal in Premier League games, but during the opening match Szczesny did not show off – and I can only hope that he will have an opportunity to do so.

Generally, it’s not bad, but Polish team had too many errors and lost situations (my Freddy added that we also play too slow and no one helps Lewandowski). Hopefully, there won’t be another lost championship of ‘missed opportunities’ – at the end, it’s hard to do well by playing “uno por uno” (1:1).

That’s all complaints from sunny Cochabamba, where the Euro goes unnoticed. A week ago we were worried that we won’t get cable installed on time, and now with over 120 channels, we watch matches in Bolivian television ‘Bolivision‘, which is the only station broadcasting all matches ‘VIVO’! Unfortunately the picture quality is not very good (I wonder why?), but it’s quite interesting to listen to commentaries in Spanish, and typical Latin – American ‘Gooooooooooooooooooooooooooooooooooooool!’.

Unfortunately, my Spanish is still at a pretty poor level, but I am able to capture some positive vibes from commentators in relation to Poland. They praise new Polish stadiums, particularly impressive National Stadium in Warsaw, as well as Lewandowski and Tyton (as we all do :) I have not heard anything about Polish hooligans beating the Russians nor the Russian hooligans beating everybod else – I watch ‘non football related news’ on CNN. (Although, I have to admit, I didn’t like, when I saw the huge flag at the ‘National’ with the inscription: ‘This is Russia’ …)

Still, I keep my fingers crossed all the time and white and red flag flutters  proudly in the center of Cochabamba!

Good luck Poland!

P.S. We lost the last game against Czech Republic, Russia lost against Greece and all is clear:) Now I can take a rest!

Cochabamba Fashion Show *** Pokaz mody w Cochabambie

Dwa tygodnie temu zostalismy zaproszeni przez Vivi, piekna kuzynke Freddiego, do obejrzenia pokazu mody, w ktorym ona brala udzial. Pierwszy raz mialam okazje zobaczyc modelki i modeli na wybiegu (wczesniej asystowalam przy modowych sesjach zdjeciowych, ale to nie to samo!).

Na miejscu, w eskluzywnym hotelu, powitano nas piwem i reklamami spa. Kazdy gosc otrzymal rowniez torbe z magazynem mody ‘Vanidades‘, cieniem do powiek i produktami reklamowymi sieci komorkowej ‘Viva’ (kalkulator nawet sie przydal).

Show rozpoczal sie z ponad godzinnym opoznieniem, ale nikt, oprocz nas, nie zwrocil na to uwagi – dobrze, ze nie bylo to ‘manana‘! Przez nastepna godzine modele i modelki przemierzali uslany suchymi liscmi wybieg (tutaj mamy teraz sezon jesien-zima), starajac sie nie posliznac. Przyznam, sposob prezentacji kolekcji odbiegal od tego, ktory widzialam w ‘Fashion Tv’ czy ‘America Next Top Model’– w pierwszej odslonie modelki chodzily w stylu ‘wyginam smialo cialo’, a w nastepnych – ‘polknelam szczotke’. Coz, pewnie takie mialy wytyczne…

My z niecierpliwoscia czekalismy na Vivi, ktora pojawila sie tylko raz, ale za to w finale sukni wieczorowych. Dla niej postanowilam powalczyc z wysokim ISO i tlumkiem fotografow przy koncu wybiegu i nawet mi sie to podobalo:)

***

Two weeks ago we were invited by Vivi, beautiful cousin Freddy, to a fashion show, she was taking part in.  I was excited, because for the first time I could see models on the catwalk (before I’ve assisted at fashion photo shoots, but this is not the same).

In exclusive hotel, we were greeted with beer and everybody received also a bag with a fashion magazine ‘Vanidades‘, eye shadow and products of a mobilephone company ‘Viva’.

Show started over an hour late, but nobody but us, seemed to care – well, thanks God it wasn’t ‘manana‘! For the next hour models walked the runway covered with dry leaves (here, we are now in the autumn-winter season), trying not to slip. I admit, the presentation of the collection was different from what I saw in ‘Fashion TV’ or ‘America Next Top Model’ – first, models walked in ‘I like the way you move’ style and next – ‘I swallowed a stick’. Well, they probably were guided to walk like that  …

We eagerly waited for Vivi, which appeared only once, but in the final evening gowns. For her, I decided to fight with high ISO and group of photographers at the end of the catwalk. I loved it:)

Mercado America

Jak juz kiedys wspominalam, Market Ameryka, to taki odpowiednik naszych miejskich ‘rynkow’ i bazarow. Mozna tam znalezc swieze owoce i warzwa, sery, miesa, jajka i inne srodki spozywcze, ale rowniez ubrania, detergenty, wyroby rzemieslnicze i artystyczne. Nie jest to La Cancha, ktora bardziej przypomina marokanski souk, gdzie bardzo latwo mozna sie zgubic i gdzie mozna znalezc doslownie wszytko – Mercado America to przyjemne miejsce na co tygodniowe zakupy.

Ceny? Oczywiscie nizsze niz w sklepach czy supermarketach – w zasadzie mozna sie wyzywic, umyc i ‘wyprac’ za €45 tygodniowo. Do supermarketu zagladamy tylko po ser i platki sniadaniowe.

Market zapewnia byt wielu ludziom – farmerom, sprzedawcom, posrednikom, straznikom, taksowkarzom a nawet dzieciom, ktore dorabiaja, wozac zakupy klientow marketu na taczkach. Przyznam, ze jest to wielkie odciazenie, gdyz  nie trzeba dzwigac siatek od stoiska do stoiska. Za usluge placi sie od 10 bs. do 30 bs. w zaleznosci od czasu spedzonego na bazarze (€1-3). Oczywiscie, szokujacym jest widok malych 5-10 letnich dzieci tak ciezko pracujacych (takie taczki nie sa lekkie), ale boliwijska rzeczywistosc jest inna i po pewnym czasie czlowiek sie do niej przyzwyczaja, zaczynajac doceniac inne rzeczy. Na przyklad to, ze nie ma tutaj problemu bezrobocia (choc i to stwierdzenie jest przesadzone) – ludzie podejmuja sie kazdej, nawet najmniejszej pracy, by zapewnic byt rodzinie. Boliwijczycy, szczegolnie rdzenni, sa dumnym i uczciwym narodem (oczywiscie, trafiaja sie cwaniaczki, ale to jak wszedzie). Nie ma tu problemu nastolatkow wloczacych sie po ulicach – zajecia szkolne, szczegolnie sportowe organizowane sa takze w soboty, a wiele dzieci pomaga swoim rodzicom, podejmujac proste prace.*

Nalezy  wspomniec, ze rowniez osoby niepelnosprawne zarabiaja na wlasne utrzymanie, na przyklad jako uliczni grajkowie. Bardzo rzadko spotyka sie tutaj natomiast ‘zebrakow’.

W ostatnia sobote, postanowilam wziac ze soba aparat i okazalo sie, ze nie mialam wiekszych problemow z robieniem zdjec. Oczywiscie, czulam oczy wszystkich na moim Canonie, ale raczej nie bylo niebezpieczenstwa kradziezy – szczegolnie, ze przyszlam w obstawie Freddiego i Christiny. Sprzedawcy i sprzedawczynie chetnie pozowali do zdjec i nie mieli nic przeciwko dokumentowaniu ich pracy. Tylko raz, babulinka odmowila a jeden chlopiec zgodzil sie na zdjecie za 4 bs.

Wiecej zdjec na:     http://www.behance.net/danutastawarz/frame/4113403

* Niestety, czasem dzieci sa zmuszane do pracy przez rodzicow, ktorzy pozniej zabieraja pieniadze i wydaja na alkohol. Wykorzystywanie dzieci do pracy, chociaz zabronione, stanowi wciaz wielki problem w Boliwii.

***

As I mentioned before, Market America is the equivalent of our city bazaars. You’ll find here fresh fruit and vegetables, cheese, meat, eggs and other foods, but also clothes, detergents, crafts and arts. This is not La Cancha, which is more like Moroccan souk, where you can very easily get lost, and where you could buy literally everything. Mercado America is a pleasant place for weekly shopping.

Prices? Certainly lower than in shops or supermarkets – in fact, you need to spend € 45 per week to be fed and washed. In the supermarket we buy only cheese and cereals.

Market provides a living  for many people – farmers, traders, guards, taxi drivers and even children that make money, carrying shopping of customers in wheelbarrows. They are paid from 10 bs. to 30 bs. depending on the working time (€ 1-3). Of course, it’s shocking to see small children aged 5-10 working so hard (such wheelbarrows are not light), but the Bolivian reality is different, and after some time you get used to it and start to appreciate other things. For instance, there is no big unemployment (although this statement is exaggerated) – people take the smallest jobs to make their living. Bolivians, especially indigenous, are proud and honest nation (of course, there are also some crooks, but it’s like everywhere). There is no problem of teens wandering the streets – school classes, especially sport activities are organized on Saturdays, and many children help their parents by taking on simple work.*

It’s worth to mention, that also disable people make they living on the market, by playing  the music on the streets or selling stuff. You don’t really see so many ‘beggars’ here.

Last Saturday, I decided to take a camera with me and it turned out, I did not have any problems with taking photos. Of course, I felt all eyes on my Canon, but there was no danger of theft – especially having guards like Christina and Freddy. Vendors and saleswomen gladly posed for photos and didn’t mind me documenting their work. Only once, old woman refused and one boy agreed to be photographed for 4 bs.

More pictures at: http://www.behance.net/danutastawarz/frame/4113403

* Unfortunately, some children are forced to work by their parents, who then take their earnings and buy alcohol. Child labour, although prohibited, is still a big problem here in Bolivia.

Bolivian Chocolate *** Boliwijska czekolada

Przed wyjazdem, czesto slyszelismy, ze w Boliwii nie mozna dostac dobrej czekolady – majac to w pamieci, zakupilismy na wyprzedazy w Tesco okolo 20 tabliczek ‘Finest’ (no bo jak mozna przejsc obojetnie obok dobrej czekolady za 50 centow?).

Niestety, nie znalezlismy miejsca dla slodkosci w naszych walizkach (…), wiec po przylocie musielismy sie zmierzyc z boliwijska czekoladowa rzeczywistoscia.

I co? No coz, wyboru duzego tutaj nie ma – w supermarketach mozna znalesc kilka rodzajow, przewaznie czekolady mlecznej. Podczas spaceru po okolicy natrafilismy natomiast na sklep ze slodyczami, a tam znalezlismy calkiem ladnie opakowane tabliczki ‘gorzkiej’ produkowanek w Sucre ‘Para Ti’ ( w cenie nieco ponad 50 centow).

 

Inne nie znaczy gorsze i przyznajemy, ze nam smakowala!

Na urodziny otrzymalam kolejna, ‘super – gorzka’, w eleganckim opakowaniu ‘El Ceibo’ – i daje slowo, czekolada ta miala smak miodu. Cos pieknego! W dodatku, jest to produkt produkowany od poczatku do konca w Boliwii: kakao jest pozyskiwane z upraw w Alto Beni – nisko polozonej tropikalnej czesci na polnocy kraju i transportowane do wysoko poloznej w Andach fabryki czekolady.

Moral: nie uprzedzaj sie do rzeczy, ktorych nie sprobowales/-as – rozni ludzie maja rozne sa gusta, ale i tak twoj jest najwazniejszy!

***

Before leaving to South America, we often heard that you can’t get good chocolate in Bolivia – so with this in mind, we bought on sale at Tesco about 20 chocolate bars ‘Finest’ (how can you pass indifferently by a chocolate for 50 cents?).  Unfortunately, we didn’t find room for them in our suitcases (…) so upon arrival, we had to face reality of Bolivian chocolate.

And what? Well, I must admitt there was not much choice in supermarkets where we could find only a couple of types, mostly of milk chocolate. However, while walking around the area, we came across candy shop, and there we found nicely packaged bars of ‘bitter’ chocolate from Sucre – ‘Para Ti’ (for just over 50 cents).

Different doesn’t mean worse! We really liked it.

On tmy birthday, I received another, ‘super – bitter  chocolate”, in an elegant package’ El Ceibo ‘- and I could swear this chocolate had a taste of honey. Something beautiful! What’s more, this is product trully Bolivian: organic cocoa is grown in Alto Beni, the low – altitude tropical northern part of a country and transported to high – altitude factory in Andes.

Moral: do not make an opinion before trying yourself – different people have different tastes, but yours is the most important!:)