Another Christmas in Bolivia *** Kolejne Boze Narodzenie w Boliwii

Wesołych Świąt, kochani! Ostatnio trochę u nas pada, wiec atmosfera bardziej przypomina te świąteczną z Europy:) A dekoracje świąteczne w Santa Cruz de la Sierra w tym roku są przepiękne (choć sama szopka jest dosyć standardowa, nie to co w zeszłym roku —> klik).

Merry Christmas, everybody! In recent days we got some rain, so the Christmas atmosphere is more like in Europe :) And the city of Santa Cruz de la Sierra this year is really beautifully decorated (however, Nativity scene isn’t as cute as last year’s –> click).

_MG_4909 _MG_4880 _MG_4948 _MG_4895

A dziś, przesyłam Wam wirtualną kartkę, która ma taką przewagę nad tą prawdziwą, że na pewno do Was dojdzie i to w tym samym dniu!

And today, I am sending you a virtual card, which has this advantage over real one, that I am sure you will receive it and that it will arrive the same day it was ‘sent’!

boliviainmyeyes

*

A oto nasza skromna Szopka Bożonarodzeniowa. Niestety, w tym roku zabrakło nam Maryi i Józefa, ale mamy za to Trzech Króli i nowe zwierzątka:) Jak dobrze się przyjrzycie, to zauważycie, ze Jezus urodził się w Boliwii w drzewie toborochi, które, jak może pamiętacie, nazywane jest tu —> ‘drzewem ciążowym’.

The picture shows our humble Nativity Scene. Unfortunately, this year we ran out of Mary and Joseph, but on the other hand, there are three kings in the background and few new animals :) If yu look closer, you will notice that Jesus in Bolivia was born in Toborochi tree, which is called here, as you may remember, the —-> ‘pregnant tree’.

boliviainmyeyes

Toborochi to taka nasza choinka w tropikach, choć zamiast igieł, jego pień i gałęzie obrastają tysiące kolców.

Toborochi could be a Christmas tree of the tropics, although instead of needles, its trunk and branches are covered by thousands spikes.

boliviainmyeyes

***

_MG_4879 _MG_4847 _MG_4938 _MG_4931 _MG_4974

_MG_4954 _MG_4950 _MG_4963

Bolivia in my eyes

Aguas Calientes: Bolivia’s Hottest River *** Najgorętsza rzeka Boliwii

‘Aguas Calientes’ to zarówno nazwa wioski jak i rzeki (Boliwijczycy nazywają źródła ‘rio‘) w gminie Robore, której wody są bardzo gorące. Podobno, są to najdłuższe gorące źródła w Ameryce Łacińskiej, mające aż 5 km długości!

Pierwszy raz wybraliśmy się tam po ciężkiej wspinaczce na Serrania Santiago, mając nadzieje na relaksujące popołudnie w sielskiej atmosferze. Nie zawiedliśmy się nic a nic, a wręcz przeciwnie, miejsce to przeszło nasze najśmielsze oczekiwania!

‘Aguas Calientes’ is both the name of the village and the river (Bolivians called the springs ‘rio‘) in municipality of Robore, whose waters are very hot. Apparently, they are the longest hot springs in Latin America, 5 km long!

We went there for the first time after climbing the Serrania Santiago, hoping for a relaxing afternoon in a rural setting. We were not disappointed, on the contrary, this place even exceeded our expectations!

Pierwszej kąpieli zażyliśmy w gorących źródłach resortu ‘Los Hervores’, którego płytkie wody (maksymalnie do kolan) posiadają najwyższą temperaturę pomiędzy 41 a 45 stopni Celsjusza! Pewnie pomyślicie, ze trzeba być wariatem by zażywać tak gorącej kąpieli w upale przekraczającym 35 stopni? Cóż, nie byliśmy jedynymi szaleńcami, dzieląc rzekę z innymi turystami oraz okolicznymi mieszkańcami. Wierzą oni, ze gorące źródła maja właściwości lecznicze, ponieważ zawierają duże stężenie minerałów, ale niestety nie znalazłam żadnych oficjalnych informacji na ten temat. Jedno jest jednak pewne – kąpiel nie wysusza skory oraz niesamowicie relaksuje. Odprężają także rajskie widoki (nam trafiły się również setki motyli w bonusie).

We enjoyed our first bath in the hot springs in the resort of ‘Los Hervores’, whose shallow waters (up to the knees) have the greatest temperature between 41 and 45 degrees Celsius! You must think that we were crazy to take such a hot bath in the heat of 35 degrees? Well, we were not the only crazies, sharing the river with many other tourists as well as the locals. They believe that the hot springs may have medicinal properties because of significant concentration of minerals, but I found no official information on this subject. One thing is certain – the bath don’t dry out the skin and it’s extremely relaxing. One can sail away also by looking at heavenly views (we got hundreds of butterflies as the bonus:)

boliviainmyeyes

Aguas CalientesCo prawda, na początku mieliśmy stracha, bo w niektórych chłodniejszych miejscach pływały malutkie rybki, podobne do takich peelingujących stopy w drogich gabinetach kosmetycznych, wybraliśmy wiec bardziej gorący punkt. I pierwsza wtopa! Igal wpadł do dziury termalnej, jak w ruchome piaski! Dopiero wtedy zauważyliśmy, ze w niektórych miejscach bulgocze woda, wypluwając piasek z gleby ziemi.

To be honest, in the beginning we were scared, because in some cooler areas we could see tiny fish, similar to these feet peeling fish in expensive spas’, so we chose more warm point to start with. And then suddenly Igal fell into a thermal hole, as if in quicksands! Then we noticed that in some places the water was bubbling, spitting out sand from the depths of the earth.

boliviainmyeyesStracha się najedliśmy, ale po chwili cala nasza trojka siedziała wokół największej dziury, mocząc w niej nogi i próbując znaleźć dno. Freddy i Igal zatrzymali się na wysokości pasa, ale ja nie chciałam się pchać w nieznane:)

Scarry stuff, but after a while, our whole party of three, sat around the biggest sink hole, soaking our legs and trying to find a bottom. Freddy and Igal stopped at the waist hight, but I didn’t want to dip into the unknown :)

boliviainmyeyes

Los Hervores spędziliśmy cale popołudnie, kończąc kąpiel około 18.00, kiedy zaczęły nas atakować komary. Wróciliśmy tam następnego dnia, by zrelaksować nasze ciała, umęczone wspinaczka na Mirador de Chochis. Uwierzcie mi, nie ma nic lepszego! Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, ze był to najlepszy punkt naszego programu – czegoś takiego nigdy bowiem nie doświadczyliśmy i to w tak niesamowitych okolicznościach przyrody!

We spent the whole afternoon in Los Hervores, ending our bath around 6 pm, when the mosquitoes began to attack us. However, we came back the next day to relax our bodies after stressful climb to Mirador de Chochis. Believe me, there’s nothing better! Everyone agreed that it was the best point of our program – in fact, we’ve never experienced anything like this in such bucolic natural setting!

Aguas Calientes posiada również inne ośrodki wypoczynkowe – jeden z nich – El Playon, graniczy z Los Hervores, a można do niego przejść rzeka, która stopniowo staje się głębsza i chłodniejsza (choć nieznacznie:) Można tam popływać (woda sięga mniej więcej po pachy) i poobserwować ptaki, wyglądające jak chuda wersja tukana (którego także można zobaczyć), wyłapujące małe rybki w płytszych wodach. Podczas naszego pobytu, ośrodek El Playon był jednak zamknięty.

Aguas Calientes has also other recreation centers – to one of them – El Playon, that borders with Los Hervores, you can walk by the river, which gradually becomes deeper and cooler (athough only slightly). You can swim there (water reaches roughly the armpits) and watch the birds (skinny-looking version of the toucan that can be seen there too) catching small fish in shallower waters. During our stay however, the resort El Playon was closed.

Nieco dalej znajduje się resort El Burrino, który jest chyba najładniejszy. Rzeka w tym miejscu jest wąska, otoczona bujna tropikalna roślinnością. Woda El Burrino przybiera kolor turkusowy, a jej temperatura wynosi około 35 stopni Celsjusza. Dno miejscami jest skaliste. Niestety, miejsce to nie zachęciło nas do kąpieli, było bowiem trochę brudne, a ludzie, których tam zastaliśmy, po prostu się tam myli – mydłem i szamponem. Szkoda.

A little further on, you can find the resort El Burrino, which is probably the most beautiful place of them all. The river there is narrow, surrounded by lush tropical vegetation. The water at El Burrino is turquise and its temperature is around 35 degrees Celsius. The bottom is rocky in places. Unfortunately, the place wasn’t too inviting – it was unguarded and dirty, and the people were taking a real bath there, with  soap and shampoo. What a pity!

boliviainmyeyes

_MG_4687

boliviainmyeyesNatomiast 2 kilometry dalej, w zakolu rzeki, znajduje się ośrodek El Puente, którego nie odwiedziliśmy, a który na zdjęciach wygląda przepięknie  – choć jak zaznaczył nasz znajomy, który oprowadzał wycieczkę po okolicy, to zapewne zasługa Photoshopa. Tak czy inaczej, warto byłoby tam zajrzeć przy następnej okazji, by zażyć bardziej orzeźwiającej kąpieli, w temperaturze 25 stopni Celsjusza.

2 km away, in a bend of the river, lays third resort El Puente, which we unfortunately haven’t visited. It looked amazing on the pictures, although as pointed out by our friend who knew the area, they were probably photoshopped. Anyway, it would be worth checking out, as it offers more refreshing baths at 25 degrees Celsius.

Informacje praktyczne/ Practical info:

Aquas Calientes, położone wzdłuż drogi Ruta 4,  oddalone są o około 13 km od Santiago de Chiquitos. Wioskę przecina również linia kolejowa Santa Cruz – Puerto Suarez. By dotrzeć do rzeki, należy kierować się cały czas prosto, od zjazdu z głównej drogi aż do linii kolejowej, która można przeciąć samochodem w kilku miejscach. Rzeka znajduje się za torami, ośrodki wzdłuż rzeki. Wstęp do Los Hervores wynosił jedynie 10 bs. W okolicy znajdują się również pola kempingowe oraz hostele, ale nie mogę poręczyć za ich standard.

Aquas Calientes is located along the road Ruta 4, about 13 km away from Santiago de Chiquitos. The railway line Santa Cruz – Puerto Suarez also crossess the village. To get to the river, you should go straight from the exit of the main road, until the railway line, which can be crossed by car in several places. The river is located behind the tracks and the resorts lay along the river. There is a small entrance fee to Los Hervores (as well as other recreation centres) of 10 bs. There are also campsites and hostels available in the area, but I can’t say anything about their standards.

W sezonie zimowym (od maja do września), Aguas Calientes jest podobno oblegane przez okolicznych mennonitów, którzy przyjeżdżają tu w celach leczniczych. Ciekawie byłoby zobaczyć kobiety i mężczyzn kapiących się w spodniach i długich sukniach, nie uważacie? Poza tym, jeżeli mennonici się na gorących źródłach poznali, to coś w nich naprawdę musi być.

Z cala pewnością jest to miejsce nie do przegapienia podczas wizyty w La Gran Chiquitania!

In winter season (May to September), Aguas Calientes is reportedly besieged by local Mennonites, who come here for medicinal purposes. It would be interesting to see women and men bathing in trousers and long dresses, don’t you think? Besides, if the Mennonites believe in hot springs healing properties, there must be something in it.

All in all, this is a place not to be missed during a visit to La Gran Chiquitania!

A na koniec, pamiątka z podroży – drewniana maska i obrazek przedstawiający El Abuelo (zakupione po cenie okazyjnej w miejscowym sklepiku w Santiago de Chiquitos za 120 bs. oraz w Hostelu Churapa za 35 bs.), który jest symbolem Chiquitanii.

And finally, a souvenir from the trip – wooden mask and painting of El Abuelo, (purchased at a local store in Santiago de Chiquitos for a bargain price of 120 bs. and in Hostal Churapa for 35 bs.), which is a symbol of Chiquitania.

boliviainmyeyesEl Abuelo (pl. dziadek) to mityczna postać ‘ducha przodków’, który ma ułatwić nam przejście w zaświaty. Maskę noszą tancerze, wykonujący skoczny taniec przy dźwiękach bębnów, o tej samej nazwie, który można zobaczyć podczas każdej lokalnej uroczystości religijnej i świeckiej (tj. karnawał, Wielkanoc). Kalendarz uroczystości w poszczególnych miasteczkach znajdziecie na tej bardzo in formatywnej stronie internetowej www.chiquitania.com.

El Abuelo (en. grandfather) is a mythical figure of the ‘ancestors’ spirit’, who supoused to help in our transition into the afterlife. The mask is worn by dancers performing a lively dance to the sounds of drums, which is also called ‘El Abuelo’. The performance can be seen at every local religious or secular celebration (ie. Carnival and Easter). The calendar of festivities of every individual town can be found on this very informative website: www.chiquitania.com.

Ciekawa jestem czy maska wam kogoś przypomina? Mówi się, iż wzorowana jest ona na pierwszych białych osadnikach, jacy pojawili się w tym rejonie – Hiszpanach, z których w ten sposób trochę się naśmiewano:) Jakby nie było, ‘dopomogli’ oni milionom Indian Ameryki Południowej, w przejściu na tamten świat…

I wonder whether the mask reminds you of someone? It is said, that the mask is modelled on the first white settlers in the area – the Spaniards, who are represented with a bit of mockery :) After all, they really ‘had helped’ millions of Indians of South America in transition into the Heaven.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Chochís & Santuario Mariano de la Torre *** Święte pogańskie miejsce II

Bardzo chcieliśmy zobaczyć wodospad panny młodej (Velo de la novia), ale nie mieliśmy ochoty wracać do dżungli. Postanowiliśmy wiec kontynuować nasza wycieczkę po Chochis, odwiedzając kolejna atrakcje regionu – Sanktuarium Maryjne de la Torre, poświęcone Matce Bożej Wniebowziętej (Virgen de la Asunta). Miejsce to znajduje się około dwóch kilometrów od wioski, a wiedzie do niego kręta, wyłożona kocimi łbami droga.

Budynek sanktuarium, został wybudowany w roku 1988 przez jezuitę Hansa Rotha (tego samego, który przywrócił do życia siedem głównych misji jezuickich) pod niemal sama skala La Torre. Jest to oczywiście jedynie złudzenie optyczne, bowiem aby dotknąć czerwonego granitu emanującego tajemniczą energią, trzeba jeszcze pospacerować trochę pod górkę.

We really wanted to see the waterfall of the bride (Velo de la novia), but we had no desire to go back to the jungle. So we decided to continue our trip around Chochis by visiting another big attraction of the region – The Marian Sanctuary de la Torre, dedicated to Virgin of the Assumption (Virgen de la Asunta). This place, located about two kilometers from the village, can be reached by car or on foot, climbing curvy road, lined with cobblestones.

Sanctuary was built in 1988 by Fr. Hans Roth, the same one who brought to life the major seven Jesuit missions, at the base of ‘La Torre’. This is of course an optical illusion, because to touch the red granite emanating the mysterious energy, you have to walk uphill a bit longer. 

boliviainmyeyes

Architektura i wystrój świątyni, stworzony przez artystów europejskich i lokalnych, nie przypominają jednak w niczym wiekowych kościołów misyjnych, czyniąc ja jednym z najbardziej oryginalnych dziel sztuki sakralnej jaki miałam okazje odwiedzić. Prosty kamienny budynek zapełniają fantazyjne rzeźby drewniane, z których najbardziej imponujące jest ‘Drzewo zżycia’ (Arbol de la vida) oraz drzwi ze scena ‘Wygnania z Raju‘.

The architecture and decor of the temple, created by the European and local artists, don’t resemble other missionary churches, making it one of the most original works of religious art which I had the opportunity to visit. A simple stone building is filled with fantastic wooden sculptures, from which the most impressive is the ‘tree of life’ (arbol de la vida) supporting whole structure and doors depicting  Biblical ‘Expulsion from Paradise’.

bolivainmyeyes

bolivainmyeyes

bolivainmyeyes

Jednak, nawet najbardziej niesamowite dzieła sztuki bledną w obliczu historii tego miejsca. Sanktuarium powstało bowiem dla upamiętnia ofiar wielkiej tragedii, która nawiedziła region, a której historie, przypominającą amerykański film katastroficzny, możemy śledzić, klatka po klatce, na drewnianych obrazach swoistej ‘Drogi Krzyżowej’, umieszczonych w podcieniach budowli.

However, even the exceptional works of art fade in a face of history. The sanctuary was created to commemorate the victims of the great tragedy that struck the region, which story, reminding of an American disaster movie, could be seen frame by frame, on wooden images of original ‘Station of the Cross’, placed in the arcades of the building.

bolivainmyeyes

W 1979 roku, ulewne deszcze spowodowały wielkie powodzie i osunięcia ziemi, niszcząc doszczętnie pobliska wioskę El Porton i zabijając niemal wszystkich jej mieszkańców. Wielka woda podtopiła również most kolejowy, znajdujący się w Chochis, po którym miał przejechać pociąg. Jego pasażerowie, widząc podnoszący się poziom wody, modlili się do Matki Boskiej o ochronne. Pociąg szczęśliwie przejechał przez wiadukt, który chwile później został zniszczony.

In 1979, torrential rains caused heavy floods and landslides, destroying completely the nearby village of El Porton and killing almost all of its inhabitants. Great water also flooded the railway bridge, located near Chochis, approched by the train. All its passengers, seeing the increasing water level, prayed to the Virgin Mary for protection. The train somehow crossed the bridge safely but less than a minute later the entire bridge was distroyed. 

bolivainmyeyes

Wdzięczni pasażerowie przypisali swoje cudowne ocalenie wstawiennictwie Matki Boskiej, postanawiając w tym miejscu wybudować kaplicę ku jej czci.

The surviving passengers attributed their miraculous deliverance to the Virgin Mary’s protection and vowed to build a shrine in her honour.

bolivainmyeyes

Tym samym, wioska Chochis wraz z symboliczna czerwona skala ‘La Torre’, stała się świętym przybytkiem chrześcijan, koegzystując ze starożytnym pogańskim miejscem kultu.

Thus today, the village of Chochis with its symbolic red rock ‘La Torre’, became a sacred Christian sanctuary coexisting with ancient pagan place of worship.

boliviainmyeyes

bolivainmyeyes

bolivainmyeyes

Chochís & La Torre – Holy Pagan Place *** Święte pogańskie miejsce I

Chochís to mala wioska leząca tuz przy trasie Ruta 4, około 60 km od Santiago de Chiquitos w kierunku Santa Cruz de la Sierra. Nie sposób nie zauważyć tego miejsca, bowiem już z daleka widać na horyzoncie smukłą i wysoką czerwoną skale, zwana ‘La Torre’ (Wieża).

Chochís is a small village on the road Ruta 4, about 60 km from Santiago de Chiquitos in the direction to Santa Cruz de la Sierra. There is no way you would miss this place, as it can be seen from far away with its tall red rock on the horizon, called ‘La Torre‘ (Tower).

boliviainmyeyes

Od wieków, ten granitowy olbrzym był uważany za magiczny i święty. Ponoć miejscowi do dziś wierzą, iż skala ta jest punktem energetycznym, a w lokalnych legendach figuruje ona pod nazwa ‘Diabelskiego Zeba’ (La muela del diablo). Sami przyznacie, ze kolos ten, znienacka wyrastający z ziemi, wygląda zjawiskowo? (Według mnie o wiele bardziej niż jego starszy brat z La Paz.)

For centuries, the giant granite was considered to be magical and sacred. Apparently the locals believe to this day that the rock is the source of the energy, and local legends name it the ‘Devil’s Tooth(La muela del diablo). You must admit that this colossus, suddenly growing out of the ground, looks phenomenal? (According to me a lot more than its more known brother from La Paz.)

boliviainmyeyes

Co prawda, my nie poczuliśmy jego tajemniczej energii, choć przyznam, ze po powrocie z naszej wyprawy zauważyłam, iż moja kondycja fizyczna uległa niesamowitej poprawie! A może to raczej za sprawa katorżniczej acz zakończonej powodzeniem wspinaczki na ‘Mirador de Chochis’?

W spokojnej i ukwieconej na czerwono wiosce powiedziano nam, ze możemy tam pójść sami, bez przewodnika, i ze to tylko 30 minut na piechotę. Wskazano nam drogę mówiąc, ze mamy iść cały czas prosto, pod górę. Prawdę powiedziawszy, mieliśmy nadzieje, ze szlak będzie podobny do tego w Santiago de Chiquitos, choć obiło nam się o uszy, ze teren jest bardziej stromy.

We didn’t feel a mysterious power, however I must say, that after returning from our trip I noticed that my physical condition improved a lot! Or maybe it is rather because of backbreaking though successful climb to the ‘Mirador de Chochis’?

In a quiet and flowery red village we were told that we can go there alone, without a guide, and that El Mirador is only 30 minutes away on foot. Friendly people show us the direction telling to go straight. Honestly, we were hoping that the trail will be similar to that in Santiago de Chiquitos, although we remembered someone saying that the terrain is steeper.

 

_MG_4716

Rzeczywistość przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Czerwona droga skończyła się na torach, za którymi była ściana zieleni. W dali widzieliśmy cos w kształcie znaku, wiec postanowiliśmy pójść wzdłuż torów, by go sprawdzić. W pewnym momencie pobocze również się skończyło, a przed nami był most kolejowy, a pod nim przepaść.

Reality overgrown our greatest expectations. The red road came to an end and we faced the railway truck. Confused, we decided to walk along the track to check out something in the distance that looked like a sign. Then, the terrain ended and we stood in front of the railway bridge built over the precipe.

boliviainmyeyes

Szybka decyzja, nie słychać pociągu, idziemy! Znak wskazywał rozpoczęcie szlaku. Ale szlaku niemalże nie było widać, bo był zarośnięty tropikalną zieleniną.

Quick decision, we didn’t hear the train, let’s go! The sign pointed the beginning of a trail. But the trail was hardly to be seen, overgrown by tropical plants.

boliviainmyeys

Aha! To dlatego przewodnicy nosili ze sobą maczetę!/ That’s why some guides had machetes with them!

My ani przewodnika, ani maczety niestety nie mieliśmy, ale za to towarzyszył nam Igal, który jako jedyny ubrany był w długie spodnie i porządne buty. Jako jedyny miał również doświadczenie łażenia po dżungli, tej prawdziwej, w Beni, i jako jedyny nie miał stracha przed nieznanym. Poszliśmy wiec za Igalem, ale przez kolejna godzinę (!) powtarzałam jak mantrę ‘trzeba było wziąć przewodnika’. Przez godzinę przedzieraliśmy się przez zarosła, wypatrując ścieżki, oraz druty kolczaste, które jakimś cudem znalazły się na trasie. Na trasie, która niby była, a jakby jej nie było.

We had neither the guide nor machetes. But we had Igal, who was the only one dressed in long pants and a decent shoes. As the only one who had also experience in the real jungle, in Beni, and the only one who wasn’t scared of the unknown. So we followed Igal for the next hour (!). During that time I was repeating like mantra ‘we should have taken a guide‘, struggling through the plants, looking for a path, and barbed wires crossing the route.

boliviainmyeyes

Chcąc nie chcąc, wsłuchiwaliśmy się w odgłosy lasu, zagłuszane przez glos sprzedawcy dochodzący z wioski. Normalnie, takie hałasy bardzo by mi przeszkadzały, ale w naszych okolicznościach były one pocieszające – jak się zgubimy, to po nich trafimy z powrotem do cywilizacji.

Willy-nilly, we listened to the sounds of the forest, drowned out by the voice of a man speaking through the microphone, coming from the village. Normally, such noises are very disturbing to me, but in our circumstances, they were reassuring – if we get lost we could get back to civilization following that same voice.

W końcu dotarliśmy do skały i rozpoczęliśmy wspinaczkę. Czułam się tu jakoś bezpieczniej niż w dżungli, mimo iż droga łatwiejsza nie była. Wręcz przeciwnie, kruche skały łamały się pod stopami, kilka razy również wyciągaliśmy do siebie pomocna dłoń, łapiąc się konarów i gałęzi dla zachowania balansu. Pot lal się z nas litrami, nie przesadzam. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz pot spływał mi po twarzy, szczypiąc w oczy.

Finally, we reached the rocks and started our climb. Somehow I felt safer here than in the jungle, though the trail has not been easier. On the contrary, the rocks broke under our feet, several times we also gave each other helping hand, clutching to wooden branches to maintain balance. The sweat was pouring out of our pores, I’m not exaggerating. I don’t remember when was the last time that sweat trickled down my face, stinging my eyes.

I oto byliśmy na szczycie, gdzie stal ładny drewniany punkt widokowy. Az trudno uwierzyć, ze ktoś kiedyś zdobył się na trud by go postawić, by potem zapomnieć o utrzymaniu i oznaczeniu szlaku!

And here we were at the top, where the nice wooden lookout stood. It is hard believe that someone once put all this effort to build it, only to forget about the maintenance of the trail!

Warto było, zapytacie? Warto./ Was it all worthn it, you ask? It was.

boliviainmyeyes

Click to see it big!

Wykończeni wspinaczka, gorącem i stresem, z zachwytem wpatrywaliśmy się w ten cudowny widok – ząb diabla wyrastający z zielonego morza. Nie byliśmy na miradorze sami – miedzy nami fruwały dziesiątki helikopterów, ahem, wazek:) A z dżungli pod nami dochodziły dziwne odgłosy. Hura! Turyści, pomyślałam. Spojrzałam w dol. i znieruchomiałam ze strachu, widząc poruszające się korony drzew. Freddy jako pierwszy dostrzegł w nich małpy! Odetchnęłam z ulga, ale zaraz potem pomyślałam, ze może te małpy przed CZYMS uciekają? Może przed jaguarem albo innym zwierzem? I jak ja mam teraz zejść w dol., z powrotem do dżungli pełnej małp i niewiadomego złego?

After all these sweat and stress, we stood there and stared in awe at the magnificent view – a red rock growing out of the green sea. We weren’t the only ones on on the Mirador – there were dozens of helicopters, ahem, dragonflies flying among us:) And then we heard some strange noises comming from the jungle below. Hurrah! Some tourists, I thought. I looked down and froze in fear, seeing the tops of the trees moving. Freddy was the first who noticed monkeys jumping in the tree crowns! I breathed a sigh of relief, but then I thought that maybe the monkeys were running away from something? Maybe Jaguar or other beast? And how am I going to go down, back to the jungle full of monkeys and unknown evil?

boliviainmyeyes

Cóż, jak trzeba to trzeba. Powrotna droga wydala mi się krótsza, pewnie dlatego, ze z górki oraz, ze ścieżka była już częściowo wydeptana. Nawet nie wiecie, jak ja się cieszyłam, kiedy w końcu ujrzałam te tory kolejowe! Dopiero wówczas zdaliśmy sobie sprawę, ze po drodze mieliśmy zobaczyć wodospad o romantycznej nazwie ‘Welon Panny Młodej’ (Velo de la novia), ale go nie widzieliśmy. Usłyszeliśmy odgłosy wody po drugiej stronie torów, ale była to tylko rzeczka. Ruszyliśmy wiec z powrotem do wioski, po drodze mijając duży znak wodospadu, ze strzałką kierującą w zarośla.

Well, I had no choice. Our return seemed somehow shorter, probably because we were going down the hill, moving on the partially cleared path. You can only imagine how happy I was when I finally saw the railroad tracks! That is when we realized that on the way we suppoused to see a waterfall called romantically the ‘The Bride’s Veil’ (Velo de la novia). We hear the sound of the water on the other side of the tracks, but it was comming from a small river. So we went back to the village, on the way walking past a large sign of the waterfall with arrow pointing out in the direction of the jungle.

C.d.n.

P.S. W okolicach Chochis, w obrębie Valle de Turuquapá, można znaleźć przykłady prehistorycznych rytów i malowideł naskalnych, niezliczone naturalne kąpieliska oraz wiele pięknych skał. Nie są one oczywiście oznaczone na żadnej mapie, wiec by się do nich dostać, trzeba skorzystać z pomocy przewodnika.

P.S. Outside of Chochis, within Valle de Turuquapá, you can find several examples of prehistoric carvings and paintings, refreshing swimming holes and lots of beautiful rocks. These are not identified on any maps, so to get there you need to find a guide.

boliviainmyeyes

Santiago de Chiquitos: The Gateway to the Paradise *** U bram Raju

Do Santiago de Chiquitos, położonego na uboczu Ruta 4 (23 km od Robore), przybyliśmy wczesnym wieczorem. Miasteczko (lub raczej wioska) znajduje się u stop Serrania (wzgórza) Santiago, a prowadzi do niego kreta, asfaltowa i bardzo dobrze oznaczona droga. Mieliśmy trochę czasu i światła słonecznego na zapoznanie się z tym urodziwym miejscem – spokojnym, czystym, zorganizowanym (!), pełnym przyjaznych ludzi pozdrawiających przyjezdnych na każdym kroku. Dzięki swemu urokliwemu położeniu oraz przyjemnemu klimatowi (jest tu trochę chłodniej niż w niżej położonych miejscach Chiquitanii), miasto jest często nazywane Antesala del Cielo – Poczekalnia Niebios. Ciekawostka jest, iż podobno region ten ma wielu długowiecznych mieszkańców, którym zapewne nie spieszy się do Nieba, skoro mogą cieszyć się życiem doczesnym w tak pięknych okolicznościach przyrody;)

We arrived in Santiago de Chiquitos, located on the sideway of the Ruta 4(23 km from Robore), in the early evening. The town (or rather village) is situated at the foot of the Serrania Santiago (hill), at the end of serpent, paved and well marked road. We had some time to familiarize with this pretty town before sunset, finding it as a quiet, clean, organized (!), full of friendly people greeting visitors at every step, place. Thanks to its location and pleasant climate (it is a little cooler here than at lower altitudes of Chiquitania), the city is sometimes called Antesala del Cielo – Heaven’s Waiting Room. Interestingly, there are many long-lived residents in the region, who probably aren’t in a hurry to get to the eternal heaven, since they can enjoy life in such beautiful natural circumstances ;)

_MG_4521

DSCN0268

Santiago de Chiquitos zostało założone w roku 1754, jako dziesiąta misja jezuicka. Od samego początku istnienia stacjonował tu garnizon, ochraniający mieszkańców przed wrogo nastawionymi plemionami Zamucos i Guaycurus. Zresztą, jeszcze w 1944 roku Indianie ze szczepu Ayoreo zamordowali czterech protestanckich misjonarzy z USA w niedalekim mieście Robore. Tradycja jest kontynuowana, bo dziś w wiosce funkcjonuje szkoła militarna.

Santiago de Chiquitos was founded in 1754 as a 10th Jesuit mission. From the very beginning, the garrison was stationed in the mission, protecting its residents against hostile tribes of Guaycurus and Zamucos. Moreover, even in 1944 Indians Ayoreo murdered four Protestant missionaries from the United States in the nearby town Robore. The tradition continiues as today there is a military school in the village too.

boliviainmyeyes

Niebezpieczne czasy walki plemion jednak minęły i dziś Santiago de Chiquitos uznawane jest za najbezpieczniejsze miasto Boliwii. Zycie w wiosce płynie w spokojnym tempie, a skupia się ono wokół głównego placu, przy którym wieczorami mieszkańcy wystawiają grille, przygotowując proste przysmaki, lub przechadzają się po placu, zamienionym na uroczy park.

However, the dangerous times have seemed to pass and today Santiago is considered to be the safest city of Bolivia. The life in the village flows at leisurely pace, and focuses around the main square where residents make a barbecue in the evenings, preparing simple dishes, or stroll around theplaza, converted into a charming park.

boliviainmyeyes

Przy placu znajduje się również kościół, który jednak nie zachwyca jak pozostałe świątynie jezuickie. Jego budowę ukończono w 1771 roku, ale po tym jak jezuici zostali wygnani z Boliwii, popadł on w ruinę, będąc później trzykrotnie odnawiany.

In the square stands a church, which, however, does not impress as the other Jesuit temples. It was completed in 1771 but after the Jesuits were expelled from Bolivia, it fell in ruine, being later renewed three times.

boliviainmyeyes

Ale nie o kościele chciałam pisać a o tym, co znajduje się tuz za granicami miasteczka – park Reserva Departmental Valle Tucavaca. Dolinie Tucavaca obejmuje najlepiej zachowany fragment suchego lasu w Ameryce Południowej, uznawany za najbardziej dziewiczy tropikalny suchy las na świecie. Szmaragdowo zielone połacie lasu (wcale nie takiego znowu suchego) stapiające się z błękitnym horyzontem nieba, można podziwiać z El Mirador, punktu widokowego na szczycie Serrania Santiago.

But it’s not the church I wanted to write about but the town’s surroundings –Chiquitano tropical dry forest, which is a part of the protected park Reserva Valle Departmental Tucavaca. In fact, Tucavaca Valley has the best preserved fragment of dry forest in South America, as well as the most pristine tropical dry forest in the world. The emerald green expanses of forest (not so dry after all) merging with azure horizon of the sky, can be enjoyed from the El Mirador, a lookout point at the top of the Serrania Santiago.

Chiquitano

Jak wspomniałam w pierwszym wpisie, jest to jedyny doskonale oznaczony szlak w okolicy, na który bez problemu można się wybrać samodzielnie. I tak tez uczyniliśmy, wyruszając z samego rana w piesza wędrówkę, która rozpoczęła się trzy -kilometrowym marszem szeroka piaszczysta droga, wśród tysięcy motyli.

As I mentioned in the first post about Chiquitania ––> click, it is the only well-marked trail in the area, easily accesable without the guide. And so, we sett off in the morning beginning with 3 kilometers’ march on the wide sandy country road, among the thousands of butterflies.

Chiquitano

boliviainmyeyes

Tu musze wspomnieć o naszym specjalnym towarzyszu, którym był duży czarny pies o poetycko brzmiącym imieniu Sombra (Cień), należący do kucharki z restauracji Churapa. Po tym jak zniknął i pojawiał się przed nami na kolejnych odcinkach trasy, było widać, iż nie był to jego pierwszy raz w funkcji przewodnika:)

Here I have to mention our special companion –  a large black dog called Sombra (Shadow), belonging to the cook of the restaurant Churapa. After his disappearance and reappearance at certain points of the trail, we knew that it wasn’t his first time as a guide :)

boliviainmyeyes

Spacerkiem dotarliśmy do podnóża góry i rozpoczęliśmy godzinna wspinaczkę. Trasa nie jest najcięższa, ale trzeba uważać na osuwające się kamienie. Najpierw dotarliśmy do małego punktu widokowego, na którym zrobiliśmy sobie mała przerwę.

After a peaceful walk we reached the foot of the mountain and started one hour climb. The route is not the hardest, but you have to watch out for falling rocks. First, we got to a Small Viewpoint, where we had a wee break.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

A po kilkunastu kolejnych minutach byliśmy na samym szczycie, otoczeni przez pionowe skały, przypominające miejscami ruiny antycznej fortecy. Nie, na Dużym Miradorze się nie skończyło, postanowiliśmy pójść dalej, cały czas podziwiając to niesamowite miejsce, z którego każdej strony, jak okiem sięgnąć, rozpościerała się szmaragdowa dżungla. Pochmurne niebo osłaniało nas przed słońcem, łagodna bryza ochładzała powietrze, a nad głowami szybowały jastrzębie (?).

And after a few more minutes, we were at the top, surrounded by vertical rocks, that at places looked like the ruins of the ancient fortress. No, we didn’t stop at this Big Mirador, but we decided to go on, admiring the amazing views of an emerald jungle. Cloudy sky shrouded us from the sun, mild breeze cooled the air, and hawks (?) were soaring above our heads.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Wędrówkę zakończyliśmy chyba w najbardziej fotografowanym miejscu, z którego widać skalna wieże. Raz zdarzyło nam się zejść ze szlaku, zapuszczając niemal do samych jaskiń (których fanami, jak wiecie, nie jesteśmy).

I think we finished our wandering at the most photographed spot, from where you can see the rock tower. Once we happened to get off the trail, venturing almost to the caves (that we aren’t the fans of).

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Droga powrotna była trochę trudniejsza, nawet Sombra nie chciał iść już jako pierwszy, i jakby dłuższa.

The way down was a little more difficult, even Sombra didn’t want to lead us any longer.

boliviainmyeyes

Może dlatego, ze zbliżał się czas obiadu, o którym przypominały nam burczące brzuchy? Po drodze poszliśmy ‘na pachte’ (tak się u nas mówiło na ‘podkradanie owoców z drzew sąsiadów), zrywając owoce achachairu (tu nazywane tamarindo) oraz zbierając dojrzale rzeczne mango z pobocza drogi. Tak, grudzień to w Santiago sezon na mango!

Maybe because it was the lunch time? Along the way, we collected some fruit of achachairu (here called tamarindo?) and picked up ripe river mangos from the side of the road. Yes, December in Santiago de los Chiquitos is the season for mangoes!

boliviainmyeyes

Drzewo Mango!

boliviainmyeyes

P.S. El Mirador to tylko jedno z cudownych miejsc w okolicach Santiago de Chiquitos wartych zobaczenia. Niestety my tym razem nie dotarliśmy do naskalnych malowideł, ukrytych w jaskiniach i pośród gęstego lasu, licznych wodospadów czy skalnych luków. Coz, trzeba będzie tam powrócić!

P.S. El Mirador is just one of the wonderful places around Santiago de Chiquitos. Unfortunately, this time we didn’t see cave paintings or numerous waterfalls and rock arches hidden in the forest. Well, we have a multiple reasons to go back!

More pictures / Wiecej zdjec!

boliviainmyeyes

sleeping/dead squirel

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes