About the Boy Who Run Away *** O chłopcu, ktory uciekł z domu

Niektórzy z was zapewne pamiętają piosenkę “La La La“, wydaną w roku 2013 przez brytyjskiego producenta Naughty Boya, śpiewaną przez Sama Smitha. Utwór ten został numerem jeden w 26 krajach, w tym UK. Jednak dla mnie, nie sama piosenka, którą notabene bardzo lubię, ale teledysk do niej jest najbardziej interesujący. Wyreżyserowany przez Iana Pons Jewella i filmowany w różnych niesamowitych miejscach Boliwii: La Paz, Salar de Uyuni i Potosi. Na koncepcję teledysku wpłynęła historia Czarnoksiężnika z Krainy Oz oraz starej boliwijskiej legendy o demonie ‘El Tio‘, która również opiera się na magicznej podróży dziecka.

Some of you have probably heard the song ‘La La La’ released in 2013 by British producer Naughty Boy and featuring vocals from Sam Smith. The track reached number one in 26 countries, including on the UK Singles Chart. I like the song itself but the most important and interesting for me, is the video, directed by Ian Pons Jewell and shot in various stunning Bolivia’s locations: La Paz, Salar de Uyuni and Potosí.  The concept of the video was influenced by the story of ‘Wizard of Oz’ and an old Bolivian legend of the demon El Tio, which also focuses on a child’s magical journey. 

Był sobie kiedyś niesłyszący chłopiec, który żył razem z ojcem alkoholikiem. Po kolejnej awanturze, uciekł on z domu i zamieszkał na ulicy, gdzie zaprzyjaźnił się z bezdomnym psem. Po pewnym czasie, odkrył on talent do dostrzegania problemów innych ludzi i uzdrawiania ich swoim glosem. Pewnego dnia natknął się na człowieka, kamieniowanego przez mieszkańców wioski. Zaśpiewał on dla mężczyzny i uzdrowił jego serce. Razem z psem, poszli dalej w świat, gdzie spotykali zdeformowanego fizycznie człowieka, odrzucanego przez społeczeństwo. Chłopiec zaśpiewał także dla niego, uzdrowiajac jego ducha i umysł. Okazało się, że oszpecony mężczyzna został przeklęty przez demona El Tio, za to, ze nie chciał oddać mu swojej duszy. Musiał on opuścić górniczą wioskę, znajdującą się niedaleko pustyni, w której demon zamieszkał. El Tio był władcą podziemi, któremu śmiertelni ludzie oferowali prezenty, dla ochrony lub by złagodzić jego gniew. Mężczyzna powiedział, że każdy, kto słyszał głos demona, od razu znajdował się pod jego kontrolą. Chłopiec był głuchy i nie mógł usłyszeć demona, postanowił wiec uratować ludzi spod jego wpływu swoim głosem. Gdy dotarli na miejsce, chłopiec z ciężkim sercem, pożegnał swoich przyjaciół – dwóch mężczyzn i psa, i zszedł pod ziemię. Gdy spotkał demona, użył swojego głosu by go pokonać. Niestety, nie mógł ani wyleczyć, ani zniszczyć demona, więc postanowił zostać na zawsze w ciemnej kopalni, śpiewając dla El Tio, by odciągnąć go od przeklinania innych.

There was once a deaf boy who escaped his abusive home and found a stray dog to keep him company. After living on the streets for long time he discoved that he had a special talent of perceiving people’s troubles and he could heal them with his voice. Once he found a man that was being stoned by the villagers. He sung to the man and healed his heart. Afterwards, he found a man that was “different” and shunned by society. He sung to this person as well, and healed his spirit and mind. The disfigured man was cursed by a demon El Tio because he didn’t worship him, and had to abandon the village near the desert where the demon resided in the mind. El Tio was the lord of the underworld, to whom mortal people offer gifts in order to be protected or to ease his anger. The man said that anybody who could hear the demon would fall under his control. The boy was deaf so he couldn’t hear the demon, therefore he decided to save the people from his influence using his own voice. With the heavy heart, he left his friends – two men and a dog behind and went alone under the ground. When the brave boy met the demon, he used his voice to overcame him. Unfortunately, he could not heal nor destroy the demon, so he had to stay forever in the dark mine singing to El Tio to keep him away from cursing others.

Ta historia to może i tylko legenda, ale i dziś El Tio, a raczej jego diabelski pomnik, można znaleźć w starej kopalni srebra wewnątrz gory Cerro Rico, w pobliżu najwyzszego miasta na swiecie, Potosi. Górnicy, którzy nadal pracują w kopalni, jak i turysci schodzacy pod ziemie, utrzymuja demona szczęśliwym oferując mu liście koki i tytoniu. Zastanawiam się, czy wciaż można jeszcze usłyszeć uzdrawiajacy głos chlopca w podziemiach ‘bogatej gory’? Pewnie tak, bo El Tio już nikogo nie przeklina.

The story is a tale, but today El Tio, or rather his devil statue, can be find in the old silver mine inside the Cerro Rico, near Potosi. The miners who still work inside the ‘rich mountain’ as well as visiting tourists, keep the demon happy by offering him coca leaves and tabaco. I wonder, if is still possible to hear his healing voice underground? It must be, because El Tio, doesn’t curse people anymore.

W przeciwieństwie do anglo-saskiej opowieści, Boliwijski mit tak naprawdę nie ma szczęśliwego zakończenia. Obnaża natomiast brzydką stronę życia – molestowanie dzieci, ostracyzm publiczny wobec ‘innosci’, bezdomnośc, także zwierzat. Legenda daje również nadzieję, że nawet na tym okrutnym świecie, można znaleźć prawdziwych przyjaciół i gdzie zawsze znajda sie wyjątkowi ludzie, gotowi poświęcić swoje życie dla dobra innych. No i przede wszystkim pokazuje, że nie warto jest sluchac glupot;) Co o tym myślisz?

Unlike the Northern American tale, the Bolivian myth doesn’t really have a happy end. It exposes the ugly side of live – child abuse, the public ostracism of different and weak, homelessness, also of the animals. But it also gives a hope, that even in this cruel world, one can find real friends and there are always some exceptional human beings who are ready to sacrifice their life for the good of the others. And, most of all, it shows that it’s better not to listen to nonsense;) What do you think? 

Wiecej informacji o mitycznym Potosi znajdziesz —>/ You can find more information about the mystical Potosi, —> here and —> here.

boliviainmyeyes

¡Viva POTOSI!

Potosi, w XVII wieku srebrem płynące, było jednym z największych i najbogatszych miast na świecie. Niestety, cale owo srebro i inne cenne metale płynęły wprost do sakiew Korony Hiszpańskiej, aniżeli do kieszeni miejscowych czy afrykańskich niewolników, ginących setkami w kopalniach ‘Cerro Rico‘.

Ciekawostką jest to, iż nazwa miasta wywodzi się od słowa ‘potocsí‘, które w języku ajmara znaczy tyle co – grzmiący hałas lub od onomatopeicznego słowa keczua ‘potoq‘, które odtwarza dźwięk młota uderzającego o metal. Dźwięk ten do dziś zresztą słyszany jest w kopalniach ‘Bogatej Góry’. Mimo iż ikona ta wpisana została na listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, grozi zawaleniem, co niestety mogłoby się przyczynić do całkowitego upadku legendy tego pięknego miasta…

Potosi, in the seventeeth century flowing with silver, was one of the largest and richest cities in the world. Unfortunately, the whole silver and other precious metals flowed directly to the Spanish crown, instead of the pockets of local and African slaves, hundreds of whom had died in the mines of ‘Cerro Rico‘.

Interestingly, the name of the town derives from the word ‘potocsí’, which in Aymara language means the same as – thunder noise, or from the onomatopoeic Quechua word ‘potoq’, which recreates the sound of the hammer striking the metal. The sound which is heard to this day in the mines of a ‘Rich Mountain’. Today, despite being protected as Cultural Heritage of UNESCO, the iconic hill is in danger of collapsing, what unfortunately could contribute towards the fall of the legend of this beautiful town…

boliviainmyeyes

‘Cerro Rico’, Potosi

Sława Potosi przeniknęła do literatury pięknej za sprawa Miguela Cervantesa, który w swoim wiekopomnym dziele Don Quijote de la Mancha (tom 2, rozdział LXXI) odniósł się do bogactwa miasta tymi słowy:

The fame of Potosi was immortalized in a literature by Miguel Cervantes, who in his memorable work ‘Don Quijote de la Mancha’ (Volume 2, Chapter LXXI) referred to the wealth of the city in these words:

Si yo te hubiera de pagar, Sancho ―respondió don Quijote―, conforme lo que merece la grandeza y calidad deste remedio, el tesoro de Venecia, las minas del Potosí fueran poco para pagarte (…)

Jeżeli miałbym tobie zapłacić, Sancho odpowiedział Quijote, jak znaczenie i charakter lekarstwa na to zasługuje, skarby Wenecji, kopalnie Potosi nie byłyby wystarczającą zapłatą (…)

If Sancho,” replied Don Quixote, “I were to requite thee as the importance and nature of the cure deserves, the treasures of Venice, the mines of Potosi, would be insufficient to pay thee.

W mowie potocznej ukuło się wiec powiedzenie, iż cos jest ‘vale un Potosi’, czyli ‘warte fortunne’.

The term ‘vale un Potosi’ found it’s way to common language meaning something ‘worth a fortune’.

7 listopada 1810 roku, argentyński oddział armii dowodzony przez Juana José Castelli, pokonał rojalistów w bitwie pod Suipacha, inspirując tym samym powstanie mieszkańców Potosi wszystkich klas społecznych przeciwko dominacji hiszpańskiej, które rozpoczęło się 10 listopada aresztowaniem hiszpańskiego gubernatora.

Z tej okazji każdego roku Potosi świętuje swój dzien. A ja tradycyjnie dedykuje wszystkim piosenkę. A jeżeli mówimy o Potosi, to nie możemy zapomnieć o TINKU – melodii i tańcu wywodzących się z pięknego regionu Potosi* (nie mylić z rytualem el Tinku). Mojego ulubionego! Posłuchajcie, zobaczcie, a zrozumiecie dlaczego:)

On November 7, 1810, Argentine army commanded by Juan José Castelli, defeated the royalists at the Battle of Suipacha, inspiring  the inhabitants of Potosi of all social classes, to fight against the Spanish domination. The uprising had started on November 10, with arresting Spanish governor.

Traditionally, Potosi celebrates this day each year. On this occasion, I present you with the song. And if we talk about Potosi, then we can not forget about Tinku – the melody and dance derived from the beautiful region of Potosi* (not to be confused with the ritual of El Tinku). My favorite one! If you listen and watch carefully to T’una papita by Los Kjarkas, you will understand why:)   —> Up!

Los Kjarkas – T’una Papita (Tinku)

* Tak, to właśnie w Departamencie Potosi znajdują się:

Jak dla mnie, jest to najpiękniejszy i najciekawszy region Boliwii.

* Yes, precisely in the Department of Potosi are located:

In my opinion, this is the most beautiful and the most interesting region of Bolivia.

P.S. Jeżeli chcielibyście dowiedzieć się więcej o dzisiejszym Potosi, zajrzyjcie do mojej zeszłorocznej relacji z wycieczki do jednego najwyżej położonych miast na świecie* —> KLIK.

P.S. If you wanna learn more about today’s city of Potosi read about my trip to the one of the highest cities in the world —> CLICK.

Welcome to Bolivia - Andes & Amazonia

fot. andes-amazonia.com

Potosi: the City ‘Worth a Fortune!’ *** Boliwiskie miasto ‘Warte Potosi!’

W XVII wieku Potosi było jednym z największych i najbogatszych miast na świecie, dzięki ogromnym pokładom srebra odkrytym w pobliskiej górze, nazwanej na te okoliczność – ‘Cerro Rico’. Jednak w XVIII wieku, pokłady srebra wyczerpały się. Zyski czerpano jeszcze z pozyskiwania cyny i innych minerałów, ale mimo to miasto zaczęło podupadać ekonomicznie.

The city of Potosi was founded in 1545, during the “gold rush” associated with the discovery in Cerro de Potosí – later known as the Cerro Rico (Rich Mountain) – large silver deposits. In a few years the settlement has attracted hundreds of thousands of Europeans and it became the official mint of Spain. Conquiscadors used native people and slaves from Africa for work – to this day it’s unknown how many of them perished in the local mines and smelters in inhumane conditions. In the seventeenth century Potosi was one of the largest and richest cities in the world. When in the XVII century silver was exhausted. Despite of discovering large amounts of tin and other minerals, the city began to decline economically.

Mimo utraty swojej świetności, Potosi zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO i dziś utrzymuje się głownie z turystyki. Jest to niewątpliwie architektoniczną perełką Boliwii – z wieloma pięknie zdobionymi kościołami, odrestaurowanymi kamienicami kolonialnymi, wąskimi uliczkami i przepięknymi widokami na Cerro Rico.

Despite losing its splendor, the city of Potosi is a UNESCO World Heritage Site and today is dependent mainly on tourism. It is undoubtedly the architectural jewel of Bolivia – with many beautifully decorated churches, restored colonial houses, cobbled streets and stunning views of the Cerro Rico.

Jedną z najbardziej okazałych budowli Potosi jest ‘Casa de la Moneda’ – niegdyś mennica Hiszpanii, zbudowana z kamienia i cegieł, jak również z drewna, które sprowadzono z innych rejonów Boliwii. Z centralnego dziedzińca, widocznego przez otwarta bramę,  uśmiecha się do nas ‘Bachus‘, którego maska zakrywa ponoć dawny herb Hiszpanii.

One of the most famous and impressive buildings in Potosi is the ‘Casa de la Moneda’ – once the mint of Spain, built of stone and brick, as well as wood, imported from other regions of Bolivia. In the central courtyard the head of  ‘Bacchus’, visible from the street through the gate, is smilling at us. They say that tt covers the former insignia of Spain.

Mieści się tutaj muzeum z wieloma cennymi eksponatami wykonanymi oczywiście ze srebra. Możemy tu także zobaczyć tysiące minerałów wydobywanych z Cerro Rico i okolicy, a także mumie pierwszych osadników europejskich. Dla mnie widok ciał dziecięcych to jednak trochę za wiele… Zresztą, takie same wrażenie wywarły na mnie rzeźby Matki Boskiej, z ‘prawdziwymi’ włosami i ubraniami, które dawno temu wyglądały jak lalki. Dziś jednak mogłyby z powodzeniem konkurować z Laleczka Chucky. Warto pamiętać, iż miasto powstało na niewolniczej pracy rdzennych osadników jak i niewolników, sprowadzanych przez konkwistadorów z Afryki. Do dziś nie ustalono ilu ludzi zginęło, pracując w kopalniach jak i przy przetopie cennych minerałów.

Casa de la Moneda houses a museum with numerous exhibits – many of them made of silver. We can also see thousands of minerals extracted from Cerro Rico and the surrounding area, as well as mummies of first European settlers. For me the sight of children ‘bodies, however was a little too much …. I had the same impression while looking at the  sculpture of Virgin Mary, decorated with the ‘real’ hair and clothes. Once, it must have looked like a doll, but today it could be a perfect model for female ‘Chucky Doll’!

Inną atrakcją miasta jest ‘Mirador‘ – kosmiczna wieża na wzgórzu, stanowiąca punkt widokowy i mieszcząca restauracje, z której można podziwiać panoramę Potosi, z cudnym widokiem na Cerro Rico. Można się tam dostać taksówką, lub pieszo – wspinaczka jednak nie należy do najłatwiejszych, ponieważ Potosi jest najwyżej położonym miastem świata  i ciężko jest czasem złapać oddech na 4,090 n.p.m.! Kiedy tam w końcu dotarliśmy, okazało się, ze wieża widokowa jest w remoncie, ale i tak było warto.

Another attraction of Potosi is the ‘Mirador’ – or a ‘space tower’ on a hill, housing a restaurant and offering panoramic views across the city and a wonderful view of the Cerro Rico. You can get there by taxi or walk. Climbing, however is not easy because Potosi is the highest city in the world and it’s really hard to catch breath at 4.090 m. Bus ride on the city’s steepest streets in the world is also an unforgettable experience (scarier that in La Paz, as less traffic means more speed).

Co jeszcze warto zobaczyć w Potosi? Otóż kościoły z fantazyjnie dekorowanymi fasadami i z bogato wyposażonymi wnętrzami (cos jednak Hiszpanie po sobie pozostawili). Mnie jednak nie było dane podziwiać tych świetności, bo miałam za mało czasu…Cóż, następnym razem!

What else could you see in Potosi? The churches of fancifully decorated facades and silver interiors (at least the Spaniards left something behind!) – but I couldn’t admire their splendor though, because I had too little time …

Niezapomnianą atrakcją jest również przejażdżka autobusem miejskim po stromych ulicach, które z calą pewnością mogą konkurować z trasami La Paz, gdzie z powodu korków autobusy nie mogą ‘rozwinąć skrzydeł’ tak jak tu:)

Dziś stosunkowo łatwo jest dojechać do Potosi – z Oruro, Sucre, czy Uyuni nawet pociągiem. Pisząc to, musze jednak napomknąć o niespodziewanych trudnościach… blokadach dróg, które w Boliwii, jak się kilka razy okazało, są dosyć częste. Nas taka blokada zastała w drodze z Potosi do Oruro. Już mieliśmy przed sobą widmo nocy spędzonej na odludziu w autobusie, kiedy okazało się, ze inny autobus tej samej firmy utknął po drugiej stronie, dzięki czemu po krótkim ‘spacerze’ w świetle zachodzącego słońca, mogliśmy kontynuować podróż. Postanowiliśmy jednak nie przesiadać się w Oruro do miasteczka Llallaqua, gdzie chcieliśmy zażyć kąpieli w gorących źródłach, i wróciliśmy prosto do Cochabamby. Być może we wrześniu, kiedy będę w Sucre, uda nam się zwiedzić (razem z moimi znajomymi studentami) także Uyuni (pustynie solna) i wpaść do Potosi? Musimy wtedy koniecznie odwiedzić nasz gościnny hostel ‘Koala’ i wybrać się na wycieczkę do czynnych wciąż kopalni legendarnego Cerro Rico.

Today it is relatively easy to get to Potosi – from Oruro, Sucre or even Uyuni by train. Perhaps in September, when I’m in Sucre, we will be able (along with my friends) to drop to Potosi again? We must then make sure to visit our friendly hostel ‘Koala’ and take a trip to the still open and working mines.

As I write this, I have to mention the unexpected difficulties … roadblocks, quite often in this part of the world. Returning to Oruro we were stopped by rocks on the road and some angry people. I had a vision of spending the night in a remote area on the bus when we heard that another bus of the same company was stuck on the other side of the blockade! And after a ‘short’ 20-minutes walk we continued our journey. We couldn’t however go to LLallaqua, to take a bath in hot srings as we had planned, so we came back to Cochabamba.