Learning Spanish in Bolivia *** Nauka hiszpańskiego w Boliwii

Kiedy dwa lata temu przybyłam do Boliwii, umiałam mówić trochę po włosku, myślałam wiec, ze hiszpański załapię w mig! Z doświadczenia wiedziałam również, ze najlepszym sposobem nauki nowego języka jest mieszkanie w kraju, w którym używa się go na co dzień. Niestety, przez pierwsze dwa miesiące nie mogłam pogadać sobie z ani z nowa rodzina, ani z nowymi znajomymi, którzy nie rozumieli mojej ‘włoszczyzny’. Prawdziwy przełom nastąpił kiedy rozpoczęłam prywatne lekcje hiszpańskiego, choć szczerze mówiąc, używać języka zaczęłam dopiero po następnych dwóch miesiącach! Tak się składa, ze poliglotą to ja  nie jestem i potrzebuje dużo czasu, praktyki i odwagi, zanim zacznę z siebie wydawać obco brzmiące dźwięki.

Wkrótce potem przenieśliśmy się do innego miasta, gdzie nie byłam już w stanie płacić za lekcje. Pozostało mi wiec wziąć się w garść i studiować samemu z książek, co okazało się piekielnie trudnym zadaniem! Koniec końców, mogę za pomocą mojego ‘łamanego’ hiszpańskiego komunikować się ze sprzedawczynią w sklepie czy na bazarze, a nawet rozmawiać z moimi studentami czy opłacić rachunki w banku. A hiszpańskojęzyczną wersje mojego życiorysu opanowałam do perfekcji rozmawiając z taksówkarzami, którzy za każdym razem pytają: skąd jestem? i co tutaj robię? Prawda jest jednak taka, ze mój hiszpański pozostawia wiele do życzenia, a jedynym efektywnym sposobem na jego poprawę jest systematyczna i uporządkowana nauka.

Jak mówią, Boliwia jest jednym z najlepszych miejsc (poza Hiszpania oczywiście) na szlifowanie języka Cervantesa. Dlaczego? Najwyraźniej Boliwijczycy do dziś używają tradycyjnej formy castellano, w przeciwieństwie do Argentyńczyków, a nawet Czilijczykow. Pewnie można by się spierać w tej kwestii, ale ja osobiście bardzo lubię dźwięk boliwijskiego hiszpańskiego.  Oczywiście, Boliwia jest krajem bardzo zróżnicowanym etnicznie i akcent oraz słownictwo różnią się w zależności od wpływów języków Indian Aymara, Quechua czy Guarani, ale od czegoś trzeba przecież zacząć!

  • Szkoły językowe można znaleźć w każdym większym mieście, ale najlepszym miejscem wydaje się być ulubione przez wszystkich Sucre, gdzie za około 400 $ miesięcznie można uczestniczyć w kursie językowym, mieszkając u boliwijskiej rodziny i poznając piękną architekturę, historie i tradycje boliwijskiej stolicy. Podobne oferty są dostępne w La Paz, Cochabambie, a nawet tropikalnej Santa Cruz de la Sierra. Ceny wahają się od 250 do 500 dolarów miesięcznie, w zależności od lokalizacji i warunków mieszkalnych.
  • Jeśli nie masz zbyt dużo czasu, a chciałbyś podszkolić język przed dalsza podróżą po Ameryce Południowej – możesz uczyć się języka w drodze. Prywatne lekcje hiszpańskiego oferowane są przez niektóre hostele, jak np. Hostel Jodanga w Santa Cruz, gdzie stawka zaczyna się od 7 $ za godzinę. Przy odrobinie szczęścia można przebić te cenę, korzystając z usług studentów czy mniej doswiadczonych nauczycieli lub wybierając lekcje grupowe.
  • Dobrym sposobem na podszkolenie języka jest również wolontariat przy projektach pomocy lokalnej społeczności czy zagrożonych zwierząt (np. Inti Wara Yassi). Niestety jednak, większość organizacji non-profit w Boliwii wymaga od zainteresowanych dobrej znajomości języka hiszpańskiego oraz … wsparcia finansowego.
  • Istnieją także miejsca, jak Hostel Andorina w pięknej Samaipacie, które oferują tymczasowe prace w restauracji, na farmie czy w ogrodzie, w zamian za zakwaterowanie i wyżywienie. Mozna wiec zrobić sobie przerwę w podroży, popracować, poobcowac z natura i pogawędzić z tubylcami, podszkalajac język za darmo! Zajrzyj również na workaway.info, aby znaleźć więcej ofert.

Jak już wspomniałam, dla mnie szkoły językowe i prywatne lekcje były poza zasięgiem. Jako nauczycielka języka angielskiego w jednym z instytutów zarabiałam raptem 25 bs. na godzinę, nie mogłam wiec pozwolić sobie na dwukrotnie droższe lekcje hiszpańskiego! Zaczęłam wiec przeglądać

  • kursy on-line i w końcu natknęłam się na ‘Lexikeet, który opracowuje plan zajęć dostosowany do potrzeb i zainteresowań raczej młodego studenta, a istota programu jest ‘repetitio‘ – systematyczna nauka, zaczynająca się od 15 minut dziennie. Ćwiczyć język możesz wszędzie – na przerwie w szkole, na spacerze w parku, w kawiarni lub… w domu. Wszystko czego potrzebujesz to internet i narzędzie – laptop czy smartfon. Pamiętaj:

    ‘repetitio est mater studiorum!’ 

    Niestety, kurs ten jest dostępny tylko w języku angielskim. Jeżeli wiec chcesz dowiedzieć się więcej na jego temat, zapraszam do kontynuowania angielskiej wersji bloga dostępnej poniżej.

Kurs, który mogę śmiało polecić bardziej dorosłym studentom to LANGMaster, mający w swojej ofercie trzy poziomy zaawansowania. Ważne: dostępny jest również w wersji polskiej! Bardzo podoba mi się rozplanowanie tego kursu – po odrobieniu ćwiczeń, zawsze wracamy do klarownego ‘spisu treści’ (choć niestety bez ‘treści’;). Aby wrócić do nauki, musimy tylko zalogować się w systemie, używając chociażby konta facebookowego i możemy kontynuować lub wrócić do materiału, który chcemy powtórzyć. Program LANGMaster oferuje również płatną opcje, która rozszerzona jest o wyjaśnienie zagadnień gramatycznych oraz inne materiały pomocnicze. Co prawda, można się bez niej obejść, ale myślę, ze opcja ta skraca czas, marnowany inaczej na samodzielne wyszukiwanie informacji.

Ja właśnie zaczęłam poziom średnio zaawansowany (choć pewnie powinnam kończyć zaawansowany:) i muszę przyznać, ze trochę lepiej rozumiem już te wszystkie czasy! Niestety, nie jestem przykładną studentka i robię za duże przerwy pomiędzy lekcjami a poza tym, nie używam hiszpańskich znaków, czasem kończąc zadania z zerowa punktacja… Ale nie ma to znaczenia dla przebiegu kursu – można go spokojnie kontynuować, zwracając baczniejsza uwagę na wymowę, konstrukcje gramatyczne czy słownictwo, niż przejmować się ‘kreskami’:)

I w końcu, kurs on-line, który odkryłam niedawno poszukując informacji gramatycznych: Study Spanish. Kurs ten jest tylko po angielsku, ale informacje w nim zawarte są bardzo przystępne. Posiada również sporo ćwiczeń. Ja na razie zaglądam do niego od czasu do czasu, aby zasięgnąć konsultacji, ale w planach mam przerobienie go od deski do deski, w ramach powtórki z rozrywki:)

Study Spanish działa na podobnej zasadzie jak LANGMaster, czyli posiada darmowy kontent (dostępny po registracji) oraz płatny, bardziej rozszerzony. Wybór należy do ciebie.

Vamos a estudiar español, chicos?  ¡Vámonos!

***

When I came to Bolivia two years ago, I could speak some Italian, but my Spanish was non existent. I knew from my experience that the best way to learn new language is to live in the country where the specific language is spoken. Needless to say, I could not communicate with my new family, friends and random people for the first two months, until I started my private classes. And to be honest, it took me another 2 months of everyday classes to start speaking! Yeap, I am not a polyglot and I need a lot of time, practise and courage to make a move:)

Soon I moved to another city and wasn’t able to pay for a Spanish classes anymore, so I was left with my books, trying to be my own teacher. And it was hard! I could communicate using ‘broken’ Spanish with the shop keepers and street vendors, I could even speak with my English students, pay the bills in a bank and get around the city by myself, practice ‘the story of my life’ thousands of times with taxi drivers, who always ask: ‘where do you come from?’ and ‘what do you do here?’. But, let’s be honest, I needed to improve my Spanish and the only way I could achieve this was to start some systematic and structured Spanish classes.

There are many options to learn Spanish in Bolivia, which as many say, is one of the best countries besides Spain of course, to do so. Why? Apparently, Bolivians still use quite traditional kind of castellano, as opposed to Argentinians or even Chileans. Is it true? Well, I am sure many people would argue, but I like the sound of Bolivian Spanish the most. Of course, Bolivia is a diverse country and the accent vary from city to city, as well as some vocabulary, depending on Aymara, Quechua or Guarani influence. But hey! You need to start somewhere!

  •  You can find language schools in every bigger Bolivian city. The best place seems to be everybody’s favourite Sucre (eg. Sucre School of Spanish), where you can enroll with the school, staying with Bolivian family and discovering the beautiful architecture and tradition of this historic capital city. But similar offers are available in La Paz, Cochabamba and even tropical Santa Cruz de la Sierra. Prices vary from 250 to 500 $ per month.
  • If you don’t have much time but would like to grasp a bit of the language before going further into South American continent – you can learn Spanish while travelling, taking private classes offered by schools and some hostels (eg. Hostel Jodanga in Santa Cruz). Hourly rate starts from 7$, but sometimes you can make better deal, finding less experienced tutor or taking group classes.
  • You can also volunteer to help local communities or endangered animals (like in Inti Wara Yassi), but  most of the non-profit organisations in Bolivia require good command of Spanish and … substantial financial donation in order to take part in their volunteering projects .
  • However, in some places like beautiful Samaipata, you could do farming and gardening or work in restaurant (check out Hostel Andorina or visit workaway.info site for more), that would cover your living expenses and allow you to grasp or practice your Spanish with local people for free!

As I said at the beginning, for me language schools and private classes were out of reach. As an English teacher, I was earning as little as 25 bs. per hour, so I couldn’t spend double that on classes. That’s when I started to look at

  • online Spanish courses and came acrossLexikeet.

I’ve started with Basic Spanish and I found it way too simple (well, in the end I’ve been studying Spanish for a while now!), but aside from reading, listening and speaking drills, that program consist of, I found supplementary games like ‘Lexis’s Verb Munch’ – verbs review game, which is great tool to review all I’ve learned before. In fact, the program remembers my mistakes and makes me repeat the exercise as long as I get everything right! Yay, I even learnt the ‘vosotros‘ form of the verb that is not in use in Bolivia, but will be useful if I go to Spain:)

The graphics of Lexikeet are clear, simple and not distracting, however a bit infantile, which on the other hand makes it a great learning tool for younger students, who would love the site’s ikons – birds, interacting with the learner during the class.

LexikeetSpanish_VerbMunchWhat I like the most about Lexikeet is the fact that it motivates me to study every day, to ensure that I retain what I’ve learnt. If I’ve chose 30 min., it will show me the time I have left to complete my schedule and it will count only the time used on actual learning, so if I make a coffee break, the lesson will pause with me! Program will also send me reminder on my e-mail if I miss the class or show me my progress review – just like a real teacher would!

I would encourage to try Lexikeet to anybody who would like to start learning Spanish, especially children. You could try Lexikeet by signing up for a free trial before upgrading to pay option. And remember:

 repetitio est mater studiorum!

A Spanish on-line course, which I can recommend to more adult students is: LANGMaster, that offers three levels of learning. I really like how it’s arranged – after finishing exercises, you always come back to clear ‘table of contents’ (though unfortunately without a ‘content’;). To go back to the study, you only need to log in to the system, for example, using the Facebook account, and you can continue with the program or repeat some content. LANGMaster has also a pay option, which offers an extended explanation of grammar rules and extra materials. You can do without it, but I think that this option reduces the time otherwise wasted in searching for the information.
I’ve just started an intermediate level (though I should rather be ending the advanced:) and I have to admit, with each class I understand a little better all these tenses! Unfortunately, I am not an exemplary student and sometimes I am having too big gaps between lessons and also, I do not use Spanish characters, therefore sometimes ending tasks with zero points … But it doesn’t matter for my progress – I can continue the course, paying more careful attention to pronunciation, grammatical structures and vocabulary, rather than to worry about all these ‘dashes’​​:)

And finally, an on-line course, which I have discovered recently seeking grammar information: Study Spanish.  It contains very clear info and also has a lot of exercises. I look into it from time to time for ‘consultation’, but I plan to redoit it in a future for a extra practice. Study Spanish works in a similar way that LANGMaster, having a free content (available after registration) as well as payed one, much more extended ‘. The choice is yours.

Vamos a estudiar español, chicos?  ¡Vámonos!

‘Pesca y Paga’ – Fishing in Santa Cruz *** Na rybach w Santa Cruz

Pesca y paga to popularne w Santa Cruz prywatne stawy, gdzie mozna wynajac wedke i zlowic rybe, ktora mozna pozniej przyzadzic i zjesc.

W ostatnia niedziele postanowilismy sprobowac szczescia w jednym z osrodkow niedaleko Warnes (20 km od Santa Cruz). Podroz nam sie troche wydluzyla, bo przegapilismy zjazd i dojechalismy do samego Monteros, wiec gdy w koncu dotarlismy na miejsce, od razu zabralismy sie do wedkowania. No moze nie tak od razu, bo najpierw musielismy nauczyc sie, jak uzywac wedki, w czym niezastapiona okazala sie nasza nowa znajoma – Soozie (notabene nauczycielka z Anglii), ktora jako jedyna miala doswiadczenie w lowieniu ryb;)

_MG_9273 _MG_9266

_MG_9288_MG_9279

Niestety, po jakiejs godzinie, nasz kosz nadal byl pusty, a nam zaczelo burczec w brzuchach. Tylko ryby, ktore zjadaly kazda przynete prosto z haczyka oraz wedrowny suri, ktory podkradal przynety ze stolikow wedkarzy, wydawali sie byc usatysfakcjonowani.

_MG_9283 _MG_9318

Postanowilismy wiec zagluszyc nasz glod daniem z lokalnej restauracji. Myslelismy o rybie, ale ceny wydaly sie nam bardzo wygorowane, zamowilismy wiec hamburgery z frytkami, ktorych resztki chcielismy wyprobowac jako przynete. Zreszta resztek bylo duzo, bo i jedzenie marne, co potwierdzily ryby, ktore nawet nie chcialy go sprobowac. A moze mialy sieste po obfitym obiedzie, ktory im zgotowalismy wypozyczona przyneta (aka pokarmem dla ryb)?

_MG_9258

Koniec koncow, postanowilismy wracac do miasta i zjesc cos porzadnego. Wyprawa na ryby zakonczyla sie kleska absolutna, ale i tak milo bylo spedzic czas z przyjaciolmi z dala od betonowej dzungli:)

Pesca y paga cennik

Wedka: 20 Bs.

Kubek z przyneta: 10 Bs.

Ryba w restauracji: 70 Bs.

Burger: 30 Bs.

Piwo: wlasne.

Przyrzadzenie wlasnorecznie zlowionej ryby: 15 Bs.

Wlasnorecznie zlowiona ryba: cena nieznana.

Nastepnym razem, choc taki sie nie zapowiada predko, wezmiemy wlasna przynete i wybierzemy sie na ryby do Okinawa, gdzie widzielismy prawdziwe potwory wodne (na zdjeciach w japonskiej restauracji;).

***

Pesca y paga is a popular pastime in Santa Cruz – private ponds where you can rent a fishing rod and try to catch a fish, which can later be cooked and eaten.

Last Sunday we decided to check one place near Warnes (20 km from Santa Cruz ). We get lost a bit on the way, missing the exit and driving all the way the Monteros, so when we finally reached the place, we started to fish right away. Well, maybe not immediately, because firstly we had to learn how to use the fishing rod. We were very lucky to have our lovely new friend Soozie with us, who was notabene the only person with some fishing experience ;) Unfortunately, after about an hour, the basket was still empty, and our bellies started to rumble. Only fish, which ate all ‘fish food’ straight from the hooks and suri cruising for a bruising baits, seemed to be satisfied.

_MG_9305 _MG_9282 _MG_9276

We decided to kill our appetite and order a dish from the restaurant. We wanted to eat some fish, but the prices seemed very high for a rusty place like that, so we ordered a burger and fries, whose leftovers we wanted to use as bait. There was a lot of leftovers and even fish didn’t want to try it… Or maybe they had their siesta after a hearty meal that we gave them before?

All in all, we decided to go back to town and eat a proper lunch in the restaurant. Fishing expedition ended in an absolute disaster, but it was nice to spend some time with friends, away from the concrete jungle of Santa Cruz.

Pesca y paga price list

Rod: 20 Bs.

Cup of bait: 10 Bs.

Fish in the restaurant: 70 Bs.

Burger: 30 Bs.

Beer:our own.

Caught fish cooking: 15 Bs.

Caught fish price: unknown.

Next time (if ever) we will  take our own bait and go fishing to Okinawa where we’ve seen real water monsters (on the pictures in the japanese restaurant)!

Polish Music Stars in Bolivia *** ‘Poznanski Chor Chlopiecy’ w Boliwii

O Poznanskim Chorze Chlopiecym slyszalam duzo i wiele dobrego, z niecierpliwoscia oczekiwalam wiec jego pierwszego koncertu w ramach ‘Festiwalu Muzyki Renesansowej i Barokowej Misiones de Chiqitos’ w Santa Cruz de la Sierra. I nie zawiodlam sie! Poranny sobotni wystep choru zgromadzil pokazna publicznosc w kosciele Jesús Nazareno, ktora gromkimi brawami nagradzala kazdy kolejny utwor. A trzeba przyznac, ze repertual zespolu stanowil niezwykla gratke dla koneserow muzyki klasycznej, ktorzy z uznaniem wsluchiwali sie w melodie irlandzkie, angielskie, niemieckie, hiszpanskie, wloskie i oczywiscie polskie, wyspiewywane w narodowych jezykach. Poznanscy chlopcy to prawdziwi poligloci!

_MG_9205 _MG_9207

Nic wiec dziwnego, ze najwieksze oklaski zebrali ci najmlodsi – o anielskich glosach i obliczach, ktorzy dzielnie partnerowali swoim starszym kolegom. A latwo nie bylo, poniewaz z doswiadczenia wiem, ze spiewanie przez cala godzine w dusznym goracym wnetrzu, wymaga duzego wysilku. A trzeba wiedziec, ze Poznanski Chor Chlopiecy przyjechal do Boliwii w stanie mocno okrojonym, wszyscy wykonawcy spiewali wiec ‘za dwoch’.

_MG_9211

Dyrektor choru, Jacek Sykulski, osoba niezwykle charyzmatyczna i przyjazna ludziom, na zakonczenie koncertu zgotowal publicznosci wielka niespodzianke, zapraszajac wszystkich do wspolnego zaspiewania popularnego utworu hiszpanskojezycznego – ‘Guantanamera‘. Boliwijczycy szybko podchwycili znajoma nute i wkrotce caly kosciol rozbrzmial wieloma glosami oraz oklaskami.  Jacek Szykulski, ktory uczestniczy w festiwalu juz po raz czwarty, przyznal po wystepie, ze uwielbia publicznosc boliwijska, ktora jest niesamowicie otwarta, zywiolowa i niezwykle goscinna.

_MG_9227

Zreszta, sama przekonalam sie o prawdziwosci jego slow, z niedowierzaniem obserwujac to, co dzialo sie po koncercie. A bylo to czyste szalenstwo! Mlodzi, starsi – wszyscy chcieli osobiscie pogratulowac wykonawcom, zrobic sobie z nimi zdjecie na pamiatke, czy poprosic o autograf. W pewnym momencie poczulam sie jakbym uczestniczyla w koncercie ‘One Direction’, na ktorym nigdy nie bylam, ale wlasnie tak go sobie wyobrazam:)

_MG_9249

_MG_9239 _MG_9241 _MG_9251 _MG_9250

Co tu duzo mowic – chlopcy byli zachwyceni tym goracym przyjeciem, choc dla niektorych nie bylo ono zadna niespodzianka, bowiem uczestniczyli w festiwalu juz po raz trzeci. Szczegolnie ci najmlodsi wydawaliawali sie byc troszke oniesmieleni, ale z cierpliwoscia pozowali do zdjec.

_MG_9254 _MG_9252

Dla mnie, spotkanie z tyloma rodakami na raz bylo wrecz oszalamiajace – nie czesto moge bowiem porozmawiac sobie w jezyku ojczystym, nie wspominajac o tym jak dumna bylam z faktu, ze ci skromni, niezwykle utalentowani i przystojni chlopcy, przyjmowani przez publicznosc jak gwiazdy muzyki pop,  to moi ‘ziomkowie’:)

Dodam tylko, ze drugi koncert, ktory odbyl sie w niedziele wieczorem w kosciele San Roque, okazal sie jeszcze wiekszym sukcesem. Wraz ze znajomym moglismy cieszyc sie dobrymi miejscowkami, dzieki przesympatycznemu menadzerowi choruPawlowi, ktory na czas wystepow zamienil sie w fotografa zespolu, budzac powszechne zdumienie tubylcow swoim wysokim wzrostem. Zreszta, nie on jedyny wybijal sie ponad przecietna, powodujac bol szyi u swoich rozmowcow:)

_MG_9255

Przed i po koncercie udalo mi sie rowniez nawiazac kontakt z kilkoma Polakami mieszkajacymi na stale w Santa Cruz de la Sierra i mam nadzieje, ze uda nam sie utrzymac te wiez polonijna w przyszlosci. Mialam rowniez przyjemnosc poznac dyrektora artystycznego festiwalu, ksiedza Piotra Nawrota, ktory dwoil sie i troil by wystep odbyl sie o czasie i bez przeszkod.

Dziekujemy Coro de Niños de Poznan i zyczymy powodzenia podczas nastepnych koncertow w tropikalnej Chiquitanii!

_MG_9257

***

I heard a lot of good things about Poznan Boys’ Choir, so I waited in anticipation for its first concert during the ‘International Festival of Renaissance and Baroque Music Misiones de Chiquitos‘ in Santa Cruz de la Sierra. And I wasn’t disappointed! The Saturday’s morning performance gathered a large audience in the Jesús Nazareno church, which rewarded the choir with thunderous applause after each song. And I must say that the repertual was an extraordinary treat for connoisseurs of classical music who appreciated listening to the Irish, English, German, Spanish, Italian and Polish melodies, sung in the national languages. Poznan boys are true polyglots!

No wonder, that the greatest applause was addressed to the youngest – of angelic voices and faces, who bravely partner with their older colleagues. And it wasn’t easy at all, because singing for the whole hour in a hot stuffy interior requires a great effort. And you need to know that only small number of the members of Poznan Boys’ Choir arrived in Bolivia, therefore all the performers had to sing ‘for two’.

Jacek Sykulski the choir director, extremely charismatic and friendly person, has prepared a surprise for the audience at the end of the show, inviting everyone to sing along the popular Spanish language song – ‘Guantanamera‘. Bolivians quickly picked up the familiar note and soon the whole church filled up with different voices and warm applause. Jacek Szykulski, who already participated in the festival for the 4th time, said after the performance, that he loves Bolivian audience which is extremely open, spontaneous and welcoming.

And I could see it for myself, observing in disbelief what was going on after the concert. It was pure madness! The young, the elderly – everyone wanted personally congratulate the performers, take a picture with them or ask for an autograph. At some point I felt like attending the concert of ‘One Direction’, what I’ve never done, but I could imagine it looks just like that:)

What can I say – the boys were delighted with the warm welcome they had received. For some, it was no surprise, because they participated in the festival for the 3rd time. However the youngest seem to be a bit confused, there were posing for pictures with patience.

DSCN0040

For me, meeting with so many Polish people at once was overwhelming as I don’t have many possibilities to talk in my native language. Not to mention how proud I was of the fact that these humble, extremely talented and handsome boys, welcomed by the audience as pop stars, were my ‘homies’ :)

I will only add that the second concert, which took place on Sunday evening in the church of San Roque, turned out to be even bigger success. Together with a friend we could enjoy the great seats, thanks to friendly manager of the choir – Pawel, who during the performance turned into a photographer, intimidating the natives with his tallness. Besides, he wasn’t the only one striking above the average and causing sore neck in his interlocutors :)

DSCN0029

Before and after the concert I also managed to make contacts with a number of Polish people living permanently in Santa Cruz de la Sierra hoping that we manage to keep these ties in the future. I also had a pleasure of meeting the artistic director of the festival – father Piotr Nawrot, who was very busy making sure everything is on time and with no problems.

DSCN0015

I would like to thank one more time the Coro de Niños de Poznan and wish good luck at the next concerts in Gran Chiquitania!

Rain Flip-flops *** Japonki na deszcz

Prosze sie nie przerazac – to jest u nas normalne, choc takim  byc nie powinno. *** Please mind –  this is normal here although it shouldn’t be.

1800233_700579798038_6299774099849113652_n 10155293_700579768098_6014653405190545087_n 10177331_700579817998_1141516039791751845_n 10268433_700579743148_8901506455177817947_n

Od pewnego czasu mamy pore sucha w Boliwii, ale dzis w Santa Cruz leje, grzmi i blyska od samego rana! Akurat dzis musialam gdzies byc i poniewaz taksowka nie przyjechala z powodu burzy, skonczylam na ulicy, przedzierajac sie przez rzeke brudnej wody az po kolana. Na szczescie ne przemoklam do suchej nitki, bo mialam na sobie tanie plastikowe poncho oraz szorty i japonki – najlepszy, jak nauczylo mnie doswiadczenie, zestaw na spacer podczas tropikalnej burzy:)

Jakis czas temu wybralam sie do sklepu i w drodze powrotnej tak sie rozpadalo, ze postanowilam przeczekac pod zadaszeniem. Po pol godzinie, kiedy woda zaczela zalewac chodnik i jakby sie przejasnialo, postanowilam pobiec do domu – w koncu ile mozna czekac? Oczywiscie, w drodze zaczelo padac jeszcze mocniej, ale bylo mi juz wszystko jedno – buty i tak byly do wyrzucenia. A kiedy dotarlam do domu, przestalo.

Innego dnia, deszcz zlapal mnie doslownie 3 minuty piechota od domu. Patrzac na rwacy potok, w ktory przemienila sie ulica oraz swoje nowe buty, postanowilam zlapac taksowke:) Pstryknelam wtedy kilka zdjec, aby pokazac Wam, jak wygladaja ulice Santa Cruz podczas (niemal kazdego) deszczu, ale zgubilam kabelek do telefonu i nie moge ich stamtad wyciagnac.

Tym razem nie w glowie mi bylo utrwalanie mojej przygody dla potomnosci, bo mialam w reku siatke z dokumentami, ktorych staralam sie nie zamoczyc. Mozliwe jednak, ze i tak stane sie gwiazda Youtube, bo widzialam jak jedna dziewczyna telefonem filmowala moje zmagania z zywiolem:)

Powyzsze zdjecia publikuje dzieki i za pozwoleniem kolezanki Marty:)

***

So, Bolivia supposed to be in dry season now, but we’re having today quite a storm in Santa Cruz! As my taxi didn’t come because of rainfall, I ended up walking to my appointment 10 min. away in the filthy river knees high. Thankfully, I did not get totally soaked as I put a cheap plastic poncho on. I also learnt from my previous torrential storm experience, that flip-flops and shorts are the best outfit for that kind of weather:)

Yeap, I was caught in the middle of the storm like that some time ago, while walking home from the bakery. That time, I decided to wait for the rain to stop, finding a shelter under the porch. After half an hour of waiting when the sky got a bit brighter and the water already flooded the pavement, I decided to run home. Of course, it started to rain heavier once I was out in the open, but when I got home, it stopped.

Other time, I was literally 3 minutes from our apartment, when it started lashing. I looked at the street changing into river and then at my new shoes, and decided to catch taxi home:) I took some pictures back then, to show you how the city of Santa Cruz looks like during (almost every) rain, but I lost the cable to my phone and I couldn’t get them out.

Today, I wasn’t even thinking of documenting my adventure as I was holding a plastic bag with some documents, hoping that they won’t get wet. But there is a chance that I might be on Youtube soon, as I saw one person filming my struggling with the elements with her phone:)

Photos above: courtesy of friend Marta:)

1948253_10150419672779969_1906687917171204714_n

Fot: Facebook/ Santa Cruz de la Sierra

A Little House in the Mountains of Samaipata *** Mały domek w górach

Po niemal roku powróciliśmy do rajskiej Samaipaty. Tym razem nie mieliśmy w planach zwiedzania (a zostało nam jeszcze tak wiele do zobaczenia!), lecz wizytę u sympatycznej pary rodaków, których poznaliśmy kilka miesięcy temu w Santa Cruz. Wybieraliśmy się do nich jak sojki za morze – a to padało, a to było zimno, a to byliśmy zbyt zmęczeni, ale w końcu przyszedł czas, kiedy powiedzieliśmy sobie ‘teraz albo nigdy’. A musicie wiedzieć, ze nie tak łatwo jest do nich dotrzeć! Marzyliście kiedyś o domku w górach, pośrodku pol i lasów? Z dala od balangujacych sąsiadów, głośnych placów budowy i wiecznie szczekających psów? Właśnie tam się wybieraliśmy:)

Podróż z Santa Cruz do Samaipaty zajmuje około 2.5 godziny, ale z powodu złego stanu drogi trzeba było jechać wolniej. Po tegorocznych rekordowych opadach deszczu w wielu miejscach powstały osuwiska, po których ostały się jeszcze dziury w nawierzchni, konary drzew i głazy na poboczach. Tuz przed miasteczkiem musieliśmy skręcić w wąziutką piaszczysto-błotną ‘zakręconą’ drogę ‘polna’, gdzie niezastąpionym okazał się telefon z karta Entela, jedynego działającego w tym rejonie operatora sieci komórkowej i najlepszego przyjaciela turysty w Boliwii.

After nearly a year, we returned to paradise of Samaipata. This time, we had no plans to explore its wonders (and there is so much to see!), as we were going to visit the nice Polish couple we met a few months back in Santa Cruz. We’ve been thinking to see them much earlier, but it was always raining or it was cold, or we were too tired. And you must know that it isn’t easy to get to their home! Have you ever dreamt of living in a cosy little house up in the mountains, in the middle of nowhere, surrounded by fields of potatoes and forest? With no partying neighbours, noisy building sites and always barking dogs? That’s where we were going:)

Travelling from Santa Cruz to Samaipata takes about 2.5 hours, but due to bad road conditions we had to drive much slower. Recent landslides, after this year’s record rainfall, left holes in the asphalt, boughs of trees and rocks on the roadside. To get to our friends we needed to make a detour from the main road and follow narrow and curvy dirt road. I must say, the Entel phone, the only mobile network that works in the area, turned out to be our salvation. That’s why Entel is the tourists’ best friend in Bolivia.

_MG_9044 _MG_9052

I oto, za górami, za lasami, za siedmioma rzekami i po kilku dłużących się chwilach natknęliśmy się na mały domek, w którym zastaliśmy uśmiechniętych gospodarzy, ich gościa z Polski oraz trzy szczeniaki, dwa koty i kilka kaczek:) Kilka następnych godzin spędziliśmy na rozmowach o życiu, jedzeniu pysznego obiadu, popijaniu czerwonego wina, głaskaniu szczeniaków, spacerze po górach i oddychaniu świeżym powietrzem. Ciężko było opuszczać to doborowe towarzystwo i tak piękne miejsce, ale nie chcieliśmy wracać do miasta po ciemku. Jeszcze pewnie nie raz powrócimy do Samaipaty!

And there it was at last – behind the mountains, the forests and the seven rivers, after a few long moments – a little house with smiley hosts, their guest from motherland and three cute pups, two cats and a couple of ducks :) We spent the next few hours on talking about life, eating tasty dinner, sipping red wine, cuddling pups, walking in the mountains and enjoying the fresh air. It was hard to leave the lovely company and their beautiful place, but we did not want to go back to the city after dark. But guess what? We are planning to visit Samaipata again:)

_MG_9094 _MG_9105 _MG_9095

_MG_9136

_MG_9076

DSCN0101

_MG_9132 _MG_9111 _MG_9104 _MG_9091 _MG_9098