Bolivian Fair *** Jarmark po boliwijsku

Wrzesień to miesiąc, w którym departament Santa Cruz obchodzi swoja rocznice (24 IX). W tym czasie odbywają się w mieście, jak i okolicy, liczne festiwale, ‘ferias’ i największe ‘Expo’ w Boliwii. Nam udało nam się zasmakować w lokalnym folklorze, uczestnicząc w Feria de laCultura y el Arte Popular, zorganizowanej w Parque Urbano, położonym kilka przecznic od naszego condominium.

Czegoż tam nie było! Bylo wesołe miasteczko dla dzieci, stoiska z rękodziełem artystycznym, jedzenie typu ‘fast food’ w rowerowych przyczepach, koncert muzyki tradycyjnej. A oprócz tego, tysiące ludzi spacerujących po parku, grających w piłkę, jeżdżących na rowerach i ‘parkowych’ samochodzikach, fotografujących się na tle morskiego wycieczkowca, w dżungli lub ze sztuczna lama, sprzedających i kupujących to i owo, ‘ważących się’ za drobna oplata, czy po prostu odpoczywających na trawie (wśród stosu śmieci).

September is the month in which the Department of Santa Cruz celebrates its anniversary (24th). During this time, numerous festivals, ‘ferias’ and the biggest ‘Expo’ in Bolivia are held in the city, and the surrounding areas. We had a taste of the local folklore at Feria de la Cultura y el Arte Popular in Parque Urbano, located just few blocks from our condominium.

And wat wasn’t there! There was an amusement park for children, stalls with arts and crafts, ‘fast food’ on bicycles, concert of traditional music. And besides this, thousands of people walking in the park, playing the ball, riding the bicycles and ‘park’ bumper cars, photographing with the big Caribbean boat, in the jungle or with the big llama teddy, selling and buying this and that, ‘weighing’ for a small fee, or just resting on the grass (among garbage).

DSCN1121 DSCN1177

DSCN1180 DSCN1135

Przyznam, park ten stal się naszym ulubionym miejscem przechadzek – można tam odetchnąć świeżym powietrzem (szczególnie późnym popołudniem, gdy upal lzeje), rozprostować kości, poobserwować ludzi, nacieszyć się uroczymi szczeniakami, zachwycić się największym ‘fikusem’ na świecie i kolcami drzewa toborochi. A wszystko to ‘za friko’:)

I admit, this park has become our favorite place for walks, where we can breathe fresh air (especially in late afternoon, when it’s cooler), stretch our legs, watch the people, enjoy the lovely puppies, admire the largest ‘Ficus’ in the world and spiked toborochi trees. And all for free:)DSCN1157

DSCN1130 DSCN1132

DSCN1186 DSCN1148

Fruit Freaks *** Owocowe potworki

Owocowe potworki to my – kochamy bowiem wszystkie bardziej i mniej egzotyczne owoce. Zawsze próbujemy miejscowych specjałów, które w Europie widuje się rzadko lub wcale, a czasem znajdujemy na bazarze niecodzienne okazy tych owoców, które już znamy. Niestety, wśród zgiełku i gwaru mercado, zwykle umykają mi nazwy owych ‘potworków’, wiec jeżeli ktoś wie, jak się dokładnie nazywają, to proszę pisać:)

We’re both fruit monsters because we just love all, more or less exotic fruit. Sometimes we buy new specimens to try, which I passionately photograph (if it’s not too late). Sometimes, we see fruit that we knew before, but in different form and size. However, among the hustle and bustle of the mercado, we usually forget  names of these rarities, so if someone knows their names, you are very welcome to write it down:)

  • Gigantyczny grejpfrut– od razu skojarzył mi się z pomelo, ponieważ był kilka razy większy od zwykłych grejpfrutów, które zwykle kupowaliśmy na sok. Do dziś jednak nie wiem, czy moje skojarzenia były właściwe, bowiem pomelo podobno jest słodkie i nie ma gorzkiego posmaku grejpfruta (hybrydy pomelo i pomarańczy), a ten owoc taki miał. Przyznam, rozczarowal.
  • The giant grapefruit – immediately reminded me of pomelo, because it was several times larger than the usual grapefruits, that we usually buy for juice. However, I’m not sure if my association was correct, as pomelo supposedly  is sweet and not so bitter like grapefruit (hybrid of pomelo and orange), and this fruit was bitter and quite tasteless. Big disappointment.

_MG_4677

  • Gigantyczne jabłko– wielkości dużego grejpfruta, w którym zmieściłyby się co najmniej dwa normalne jabłka. Przyznam, zwykle nie kupuje takich ‘nadmuchanych’ okazów, bowiem wiadomo, ze mniejsze owoce maja więcej smaku, ale to jabłko zaskoczyło nas pozytywnie! Niezwykle soczyste, słodkie i smakowite – w sam raz na śniadanie, dla dwojga:)
  • Giant apple – the size of a big grapefruit or (at least) two normal apples. I usually don’t buy such ‘inflated’ fruit, as smaller ones are known to have more flavour, but this apple surprised us positively! Extremely juicy, sweet and delicious – perfect as a breakfast for two :)

_MG_4679

  • ‘Paltita’, czyli malutkie awokado w kształcie ogóreczka, to moje ostatnie odkrycie! Wygląda jak korniszon, ale smakuje jak awokado, no i nie ma pestki. 20 bs. za kilo.
  • ‘Paltita’, avocado in the shape of a tiny cucumber, was my latest discovery! It looks like a gherkin, but it tastes like avocado, and there is no seed. 20 bs. per kilo.

_MG_5044

_MG_5047

  • A na koniec cos, co owocem nie jest, ale wygląda jak owoc – ziemniak. Mały, podłużny, czerwony, z wypustkami i z czerwonym środkiem. W sam raz na barszcz!
  • And finally, something which isn’t the fruit, but it looks like one – red potato. Small, oblong, knobbed with red center. Perfect for borscht!

_MG_4986

P.S. Wiecie, ze Boliwia to ojczyzna ziemniaka i rośnie tu ponad 5.000 gatunków tego warzywa?! —> klik.Do you know that Bolivia is a motherland of the potato and almost 5.000 different kinds of this vegetable grows here? —> click.

_MG_4675

Paying Bills Was Never So Hard *** Placenie rachunkow niegdy nie bylo takie trudne

Nikt z nas nie lubi placic rachunkow i ja nie jestem wyjatkiem, tym bardziej, ze nasze miesieczne ‘oplaty za zycie’ stanowia 3/4 moich obecnych zarobkow (nie wliczajac wynamu mieszkania). Jednak nie o pieniadzach chcialam pisac, a o trudnosciach w ich wydawaniu:)

Okazalo sie bowiem, iz nie mozna oplacic wszystkich rachunkow w Santa Cruz za jednym zamachem:

* oplata za ‘condominium‘ (basen, sprzataczki, ochrona itp.) + woda – w Banco Los Andes

* oplata za prad – w Banco Bisa

* czynsz – w Banco Mercantil Santa Cruz

* gaz + TV+internet wliczone sa w czynsz

* ubezpieczenie medyczne – w biurze Alianza.

W ciagu kilku miesiecy nastapilo kilka zmian – wlasnicielka mieszkania zgodzila sie, bysmy placili jej czynsz w gotowce (jej mama mieszka 2 pietra nizej, wiec zanosimy pieniadze do niej). Przyznam, odetchnelam ulga, bowiem nie tylko nie musialam czekac w kolejce w kolejnym banku, ale rowniez nie musialam spacerowac sama po Santa Cruz z 700$ w torbie…

Kiedy moj ubezpieczyciel zmienil adres i okazalo sie, ze jego nowe biuro jest po drugiej stronie miasta, dostalam mozliwosc placenia przelewem w boliwianos, ale tylko w banku Mercantil Santa Cruz (witamy z powrotem!). Uwierzcie, bardziej oplacalne jest w Boliwii poslugiwanie sie amerykanska waluta niz ta wlasciwa, bowiem moje oplaty przeliczano z dolara po niekorzystnym kursie.

Wczoraj, po pietnastu minutach w kolejce okazalo sie, ze Bank Bisa zniosl mozliwosc placenia za prad, i teraz trzeba to robic w placowkach ‘Fassil’ (Fondo Financiero Privado). Przyznam, nazwa kojarzaca sie z ‘facil‘, co oznacza ‘latwo’, brzmiala zachecajaco, wiec nie tak straszne wydawalo mi sie przejscie tych kilku przecnic wiecej. W jasnym, pachnacym nowoscia i klimatyzowanym wnetrzu otwarte byly 2 kasy, a przy nich stali klienci. Ja bylam trzecia! Poprzednio w banku mialam 15 numerkow przed soba, wiec tym razem powinno pojsc szybko, pomyslalam.

Mylilam sie jednak bardzo. Po 10 minutach te same dwie osoby wciaz zalatwialy swoje interesy, a siedzenia za mna zaczely sie zapelniac. Po chwili, jeden z klientow zakonczyl transakcje, ale na ekranie wyswietlil sie inny numerek niz moj, i do kasy podeszla starsza pani. Kiedy odwrocilam sie i zobaczylam, ze wszystkie osoby w kolejce sa seniorami, wowczas mnie oswiecilo – maszyna wydaje inne numerki dla ‘zwyklych ludzi’ inne dla seniorow i kobiet w ciazy. Niby ok, ale gdy pomyslalam, ze te wszystkie osoby za mna, zostana obsluzone przede mna, troche sie zdenerwowalam. Nie uszlo to uwadze obslugi i podszedl do mnie jeden z pracownikow z zapytaniem, czy wszystko w porzadku. Kiedy odparlam, ze czekam za dlugo, pan znizonym glosem powiedzial, ze po drugiej stronie ulicy w aptece znajduje sie jeszcze jedna kasa, do ktorej nie powinno byc kolejki. A jak bedzie, to zawsze moge wrocic.

Kiedy przekroczylam prog apteki, czulam sie jakbym odkryla miejsce, o ktorym nikt nie wie (lub malo kto, bo za mna do apteki weszla nasza sasiadka:) i nawet kasjerka zapytala sie, skad wiem o tym miejscu:)

Po minucie, bylam juz w drodze do domu.

***

None of us likes to pay bills, and I’m not the exception, especially that our monthly ‘living fees’ take three quarters of my current earnings (excluding the rent). But not about the money I wanted to write, but about the difficulties in their spending!

In Santa Cruz, we can’t pay bills in one bank – each bill needs to be payed separately. Therefore,

‘condominium‘ fees (swimming pool, cleaners , security, etc. ) + water – in Banco Los Andes .
* electricity – in Banco Bisa
* rent – in Banco Mercantil Santa Cruz
* gas + TV + Internet are thankfully included in the rent
* my medical insurance – in Alianza office.

There has been a few changes over last months – landlady agreed that we pay rent in cash and bolivianos to her mother, who lives in the same building. I admit, it was a relief, because not only I don’t have to wait in line at another bank, but I also don’t have to walk alone on the streets of Santa Cruz with $ 700 in my bag …

When my insurance company changed the address and it turned out that its new office is on the other side of the city, they gave me the option to pay by bank transfer in bolivianos, but only in the bank Mercantil Santa Cruz (welcome back!). Believe me, HANDLING American currency in Bolivia is more profitable than  Bolivian bolivianos, as my payment is exchanged at an unfavorable rate.

Yesterday it turned out that it’s impossible to pay for electricity in Bisa Bank, and now I have to do it in ‘Fassil‘ (Fondo Financiero Privado). I must admit, the name sounded pleasantly as ‘facil ‘ in Spanish means ‘easy’, so even after waiting 15 min in Bisa, it didn’t seem too terrible to walk these 2 blocks further. Inside the bright, new and air-conditioned ‘Fassil’ there were 2 cashiers attending two customers. I was the third one! Previously in the bank I was 15th, so this time it should go quickly, I thought.

Boy, was I wrong! After 10 minutes, the same two people still occupied cash desks, and the seats behind me began to fill up. After a while, one customer finished, but the screen showed different number than mine, and some old lady rushed to the desk. When I turned back, I saw that all the people in line are seniors and it dawned on me that the tickets machine has 2 options  – for ‘ordinary people’ and for seniors and pregnant women. Normally that seems fair, but when I thought that all the people behind me will be served before me, a got a bit frustrated. That caught the attention of one of the ‘Fassil’s’ employers, who came over to me, asking if everything was okay. When I told him what was my problem, he said in a low voice, that there is a one cashier on the other side of the street at a pharmacy and if there are queues too, I could always come back.

When I passed the thresholds of the pharmacy, I felt like discovering a place that no one knew about (or hardly anyone, as one of our neighbours just came in:) and even the cashier inquired, how do I know about this place:)

After a minute I was on the way home.

Being ‘Gringa’ in Bolivia *** Polka w Boliwii czyli ´´gringa´´

Ostatnio na lekcji angielskiego dowiedziałam się od studentów, że jestem wysoką blondynką. Uwierzcie mi, omal nie umarłam ze śmiechu! Rodzinę i znajomych od razu uspokajam, iż nie poddałam się operacji wydłużania kończyn ani nie pofarbowałam włosów na blond. A dla tych, co mnie nie znają, zamieszczam oto swoje mniej lub bardziej aktualne zdjęcie (ja jestem po prawej).

Recently, during an English class, I’ve learned from the students that I’m a tall blonde. Believe me, I almost died of laughter! Family and friends please, calm down – I didn’t have a surgery to lengthen my legs and I didn’t dyed my hair. And for those who don’t know me, here it is my less or more current image (I am the person on the right):

DSCN0560

Jak widzicie, każdy w Boliwii, kto ma trochę mniej opaloną skorę i ‘nie-czarne’ włosy jest uważany za blondyna (-kę), a ci o wzroście troszkę ponad 160 cm, mogą ‘spoglądać na wszystko z góry’:) No i oczywiście, wraz z magiczną zmianą wyglądu, a raczej jego postrzegania, przypałętało się do mnie nowe przezwisko – gringa.

Z początku mnie to irytowało, szczególnie iż tutaj utożsamia się ‘gringo‘ z obywatelem USA, który według miejscowych wierzeń, ma kieszenie pełne zielonych banknotów i jeszcze więcej w plecaku. Kiedyś jeden taksówkarz zażyczył sobie jakaś nierealną cene za przejazd, i kiedy Freddy zapytał się dlaczego tak drogo, kierowca spojrzał na mnie w lusterku, po czym powiedział, ze gringa ma dużo ‘zielonych’, czyniąc odpowiedni gest palcami prawej ręki (zielone to ja mam, skarpetki). A to wszystko przez te blond włosy i szare oczy, bo przecież ubieram się całkiem przeciętnie, moje chińskie conversy z ‘La Cancha’ cudem jeszcze nie wylądowały w śmieciach, a mojego ‘głupiego’ telefonu nikt by nawet ukraść nie chciał.

As you can see, in Bolivia, everybody who has a little less tanned skin and ‘ not- black ‘ hair is considered to be blond, and those who are more than 160 cm tall, can look at everything from above :) And of course, with the magical change in appearance or rather its perception, I got a new nickname – ‘gringa‘.

At first I was annoyed, as here they still identify ‘gringo’ with an U.S. citizen, who according to local beliefs, has pockets full of green banknotes and even more in his backpack. One time, a taxi driver demanded some unrealistic price for a trip, and when Freddy asked why so expensive, the driver looked at me in the mirror and said, that ‘gringa has a lot of greens’, making the appropriate gesture with his fingers (I have some ‘green’ indeed – socks). And it’s surely all because the blond hair and gray eyes, as my clothing is pretty average, my Chinese Converse from  ‘La Cancha’ miracolusly had not yet landed in the garbage, and no one would ever want to steal my ‘dumb phone’.

Freddy tez nie ma lepiej – może na gringo nie wygląda, ale przez swój irlandzki akcent, brany jest tutaj za Brazylijczyka. A jak wiadomo, sąsiedzi zza wschodniej granicy biedni nie są. W Boliwii, jak grzyby po deszczu powstają prywatne uniwersytety, szczególnie medyczne, niemal w 100 % zapełnione studentami z Brazylii, którzy wykorzystując lepszą walutę, często wiodą życie w stylu ‘American Pie 2’.

And Freddy, who doesn’t look like ‘gringo’, often is mistaken here for Brazilian, probably because of his (Irish) accent. And as you might know, Eastern neighbors are not poor. In Bolivia, there are many private universities, especially medical, which almost in 100% are filled with students from Brazil, who often lead a life of ‘American Pie 2’ characters.

Tak wiec żyjemy sobie jak bogacze, i pewnie niektórzy zastanawiają się, dlaczego telepiemy się autobusami czy taksówkami, skoro stać nas na najnowszy model samochodu? Dlaczego nie zatrudniamy służącej? Dlaczego sami dźwigamy siaty z zakupami? Pewnie z nas zgredy, bo innym zarobić nie dajemy. Choć nieumyślnie czasem zachowujemy pozory – jak zauważył kiedyś Freddy, na zakupach wyglądamy jak gringa i jej służący, ponieważ on, jak na dżentelmena przystało, zwykle dźwiga wielkie siaty, podczas gdy ja toruje mu drogę:) Pobresito:)

So, although we ‘look’ and ‘sound’ like rich, many people must be asking themselves, why do we always take public buses and taxis, if we can buy the newest car? Why not hire a maid? Why do we carry bags with groceries ourselves? Probably we are tightwads. However, sometimes unintentionally we keep appearances – Freddy noticed, when shopping in supermarket or ‘mercado’, that we look like a gringa and her servant, as he, being a gentleman, usually carries heavy bags, while I walk in the front clearing the way. Pobresito:)

Nie można jednak żyć w wiecznej irytacji, i kiedy nawet moja najlepsza koleżanka nazwala mnie ‘swoja gringą’, przedstawiając znajomym, to musiałam się przyzwyczaić:) Poza tym, z moim wysokim wzrostem, blond włosem, długim nosem i blada skorą, raczej nie mam szans wtopić się w tłum. Próbowała tego moja znajoma z USA, która opowiedziała mi, iż nawet pofarbowała swoje ‘prawdziwie blond włosy’ na ciemno, aby uniknąć niejednoznacznych zaczepek, a czasem nawet agresywnych zachowan, ale na nic się to zdało…

I can’t, however, be always annoyed, and when even my best friend has called me ‘her gringa’, introducing to her friends, I had to get used to it :) Besides, with my tall height, blond hair, long nose and pale skin, it’s rather unlikely for me to get lost in the crowd. One of my friends from the U.S. told me that once she even dyed her ‘real blond’ hair dark, in order to avoid harassment and aggressive behavior, but it didn’t help much …

Są jednak również plusy bycia gringo – jako nauczycielka angielskiego zarabiam trochę więcej niż miejscowi nauczyciele (choć gdybym była ‘prawdziwa gringa’, to zarabiałabym jeszcze więcej), jestem nieznacznie lepiej traktowana przez dyrektorkę szkoły (co mnie bardzo irytuje), która zdaje się mnie wykorzystywać jako żywą reklamę swojej ‘międzynarodowej placówki edukacyjnej’. Poza tym, nie czuję się tak głupio, kiedy czegoś nie rozumiem, i uchodzą mi na sucho nawet głupie pytania, w stylu: ‘dlaczego tak drogo?’

Are there any advantages of being a gringa? Well, as an English teacher I earn a little bit more than local teachers (however ‘real gringos’ from USA usually have much higher salaries), I’m treated better by the school director (what irritates me a lot), but it seems to me that I am being also used as a ‘living advertisement’ of her ‘international institution’. ” Moreover, I do not feel so silly not knowing or understanding something and people don’t seem to get angry when I ask stupid questions like: ‘why so expensive?’.  

Cóż, może mnie nie zrozumieja, w końcu w świecie hiszpańskojęzycznym, ‘hablar en gringo’, znaczy to samo co ‘mówić po chińsku’ (hablar de chino) czy ‘mówić po grecku’ (hablar de griego). Zresztą, słowo ‘gringo’ wywodzi się podobno od słowa ‘griego‘ – czyli ‘Grek’. Także pozostałości mojego irlandzkiego akcentu mogą mieć z tym cos wspólnego, ponieważ jak podaje słownik hiszpański z roku 1786, w Maladze nazywano ‘gringos’ zwykle Irlandczyków, z którymi trudno było się porozumieć:) *

Well, maybe they don´t understand – in the end, in the Spanish-speaking world ‘hablar en gringo’ means the same as ‘speak Chinese’ (hablar en chino) or ‘speak Greek’ (hablar en griego). Moreover, the word ‘gringo’ supposedly derives from the word ‘griego’ – ‘Greek’. Also the remains of my Irish accent may have something to do with it, because as mentioned in Spanish dictionary form 1786 , in Malaga they called ‘gringos’ usually Irish, with whom it was difficult to communicate :) *

Tak wiec łatwo nie jest, i chociaż można się trochę dowartościować gwizdami i cmokaniami na ulicy (choć zależy kto gwizda i cmoka, bo jak podstarzały Casanowa z brzuchem na wierzchu, to można się i załamać), to bycie ‘gringa‘ zazwyczaj jest stratne. Traci się i czas, i pieniądze, bo nawet po 10 minutach targowania na bazarze okazuje się, że i tak zapłaciłam więcej, niż powinnam…

Thus, as you can see, it’s not easy to be gringa, and although one can feel appreciated when whistled and chucked on the street (however, it depends on who whistles and chucks, because if an aging Casanova with his beer – belly out, it can be also depressing). Being gringa is rather unprofitable and you loose not only money but also time, when after 10 minutes of haggling on mercado you realize that you still paid more than you should …. 

* Etymologia oraz wszelkie konotacje słowa ‘gringo’ dogłębnie zostały wyjaśnione w artykule ‘Wikipedii‘ pod hasłem ‘Gringo’ (ang.)/ You can find more about etymology and all the connotations of the word ‘gringo’ in Wikipedia.

DSCN0905

Ñandú & Suri * Big Spider – Bird *** Wielki ptasi pająk

Zaskoczony? Skonfundowany (jakież piękne słowo!)? Jak tez tak miałam, kiedy dowiedziałam się, ze w języku guarani – Ñandú, struś południowoamerykański, inaczej rhea, znaczy tyle co ‘wielki pająk’ (ñandú guazu). Plemię Guarani to dopiero ma wyobraźnię, prawda?! Podobno nazwa ta odnosi się do wyglądu tego nielotnego ptaka, kiedy podczas biegu rozkłada swoje ‘włochate’ skrzydła. Z kolei, IndianieQuechua, zamieszkujący regiony Andów, nazywają nandu – ‘suri’.

Surprised? Confused? I was, when I learned that in the language of Guarani tribe – Ñandú, South American ostrich or rhea, means the same as big spider’ (ñandú guazu). Guarani people have great imagination, don’t they?! Apparently, this name refers to the appearance of the flightless bird during running, when it spreads its ‘hairy’ wings. Quechua Indians, living in regions of the Andes call it- ‘suri’.

Okazuje się jednak, ze ptak ten wcale nie jest strusiem, ale tylko jest do strusia podobny, choć o wiele mniejszy. Duże osobniki ‘Rheaamericana’ (Greater Rhea) mogą mierzyć do 170 cm i ważyć 40 kg (odmiana Darwin’s or Lesser Rhea (Rhea pennata)’, jest mniejsza), podczas gdy strusie afrykańskie są ponad 2-metrowe i waza o wiele więcej niż 100 kg. Nandu, w odróżnieniu od innych ptaków, posiada tylko 3 palce.

It turns out, however, that these birds are not ostriches, but only are similar to their African cousins, though much smaller. Large individuals ‘Rhea americana’ or Greater rhea, can measure up to 170 cm and weigh 40 kg (the ‘Lesser rhea’ or Darvin’s rhea, or Rhea pennata’ is, as name suggests, smaller), while African ostriches are more than two-meters tall and weight much more than 100 kg. Nandu, unlike the other birds, has only three fingers.

Większa odmiana nandu preferuje niziny: pampy i chaco, podczas gdy mniejsze nandu może żyć na wysokości do 4.500 m, na pustyniach i stepach wysokogórskich. Nandu zwykle są wegetarianami, choć jadają również insekty i małe płazy. Czasem jednak, wiążą się w stada i atakują duże zwierzęta, jak jelenie czy krowy!

The Greater rhea prefers lowlands to live: Pampas and Chaco, while the Lesser rheas can live at altitudes up to 4,500 meters on deserts and scrublands. Nandu usually are vegetarians, though also eat insects and small reptiles. Sometimes, however, gathered in the herd, they attack large animals, such as deer or a cattle!

Niestety, w ostatnich latach populacja tych ptaków znacznie się zmniejszyła i dziś sięga granicy gatunków zagrożonych. Ja widziałam je w zoo, podczas wyprawy na Salar de Uyuni i na terenie lotniska w Santa Cruz:) Ludzie polują na nandu dla pierza, skory i mięsa. Nie próbowałam, ale pamiętam, iż w Uyuni serwowano je obok steków z lamy.

Unfortunately, in recent years the population of these birds has reduced considerably, and today is approaching vulnerable status. I’ve seen them in the zoo, during my trip to Salar de Uyuni and … on the airport grounds in Santa Cruz:) People hunt for Nadu’s feathers, skin and meat. Haven’t tried it, but I remember it was served in Uyuni, beside llama’s steaks.

_MG_2332

_MG_7126