‘Palmasola’ es Bolivia *** Tragedia w ‘Palmasola’

W zeszlym tygodniu cala Boliwia zyla tragedia w jednym z najwiekszych wiezien w kraju – ‘Palmasola’ w Santa Cruz. W wiezieniu wywiazala sie bojka, ktora doprowadzila do pozaru. Zginelo 30 osob, w tym jednoroczne dziecko, a wiele osob zostalo ciezko rannych. Dzis wszyscy zadaja sobie pytanie: dlaczego?

Oto jeden z bardziej wnikliwych artykulow – ‘Palmasola es Boliwia’, pochodacy z dziennika ‘El Dia’, probujacy udzielic odpowiedzi na to pytanie. Mysle, ze warto przytoczyc jego fragmenty, ktore staralam sie jak najlepiej przetlumaczyc. Tutaj znajdziecie oryginalny tekst.

Boliwia jest jak Palmasola i wszyscy Boliwijczycy są odpowiedzialni za to, co się właśnie stało w tym więzieniu.

‘Ministowie, którzy przybyli na miejsce aby obwinić  kogoś za tetragedie, nie mieli pojęcia, co się tam naprawde dzialo. Nie mieli świadomosci, że straznicy nie mają wstepu do sal wieziennych, a ich jedyną funkcją jest monitorowanie obwodu więzienia, gdzie prowadza  interesy z więźniami, którzy są ostatecznie odpowiedzialni za “dyscypline”. Innymi słowy, bojka, ktora sie tam wszczela pomiedzy wiezniami, byla proba sily, by zobaczyć, kto ma kontrolę i kto będzie odpowiedzialny za stosunki z władzami w zakresie wspólnego nadzoru sprzedazy alkoholu, broni, narkotyków, telefonow komórkowych i wszystkiego innego, która odbywa sie na zasadzie niepisanych reguł, ale bardzo dobrze skoordynowanych.

Palmasola jest odzwierciedleniem tego, jak władze Boliwii zarządzaja sprawami publicznymi w tym kraju. Palmasola jest jak bazary, gdzie kontrole maja sprzedajacy, którzy piszą zasady, narzucaja swoje warunki, rozkladaja towar gdzie chca, naruszajac przy tym publiczna przestrzen.

Palmasola jest jak transport publiczny, kontrolowany przez związki zawodowe, które ustalaja stawki, trasy, które określają jakość produktów i usług. Palmasola jest jak parki narodowe, zdane na łaskę producentów koki, handlarzy, kolonizatorów i nielegalnych drwali; Palmasola jest jak walka z podziemiem narkotycznym, kontolowana przez dostawców surowców.

To nasza wina, Boliwijczykow, że to działa w ten sposób. Mamy więzienie, markety i transport, na które zasługujemy i oczywiście, władze sa za utrzymaniem tego stanu rzeczy. Obrazem, który najlepiej ilustruje smutne piatkowe wydarzenia, jest fotografia wysokiego urzędnika państwowego podnoszącego pięść w więzieniu, bedacego odpowiedzialnym za to pieklo, z powodu ktorego jesteśmy dzis w żałobie. Obraz ten ilustruje brak świadomości, najgorszej choroby w tym kraju.

Palmasola jest po prostu odbiciem, jak władze zarządzaja sprawami publicznymi i jak adresuja problemy. Mimo ogłoszenia szczegółowego sledztwa, powolywania specjalnych komisji, sytuacja nigdy się nie zmieni, jeśli władze trzymac sie beda kurczowo tego samego ‘dekoracyjnego’ i bardzo lukratywnego stanowiska, jak w innych dziedzinach.’

Amen.

***

Last week all Bolivia lived the tragedy that happened in one of the largest prisons in the country – ‘Palmasola’ in Santa Cruz. A fight in the prison led to the fire, that killed 30 people, including one year old child, leaving many people seriously injured. Today, all ask the same question: why?

Here is one of the most insightful articles – ‘Palmasola es Bolivia’,  from newspaper ‘El Dia’, trying to answer this question. I think that it’s worth to quote some excerpts, which I tried to translate as best I could. You can find the original article in Spanish here.

Bolivia is Palmasola and all Bolivians are responsible for what has just happened in the prison.

Ministers who came to the site to blame someone for this big tragedy, had no idea what was going on in the facility. They were unaware that the police have no entry in the halls and their only function is to monitor the perimeter of the prison, where they use to make an excellent business with prisoners, who are ultimately responsible for “discipline” within the prison. In other words, the fight the other day was nothing more than a mechanism for inmates to see who gets control over the prison and who will be responsible for the relationship with the authorities for the joint supervision of the admission of alcohol, weapons, drugs, cell phones and all that flows under certain unwritten rules, but very well coordinated.

Palmasola is simply a reflection of how Bolivian authorities manage public affairs in this country. Palmasola is like markets where sellers are those who write the rules, impose their conditions and where they settle down no matter if they invade the streets and squares. Palmasola is as public transport, which is the trade unions that allocate the rates and routes, that define quality and service; Palmasola is like national parks at the mercy of coca growers, traffickers, colonizers and illegal woodcuters; Palmasola is like fight against the narcos that is held by the suppliers of raw materials (coca).

It’s  our fault, the Bolivians, that things work that way. We have prisons, market and transportation that we deserve and of course, the authorities are up to keep it the way we have chosen. The image that best illustrates the sad Friday’s event is a photograph of a high state official raising his fist in prison, while developing all the hell that we  are grieving today. This image illustrates the lack of awareness, the worst disease in this country.

Palmasola is simply a reflection of how the authorities manage public affairs in this country and  how the State addresses problems. And more to be announced thorough investigations and especially formed committees, but things will never change if the authorities continue to take the same ‘decorative’ and quite lucrative stand as they do in  the other fields.’

Amen.

The Story of the Dog *** Pieskie zycie

Wczoraj, pomimo deszczu, wybralismy sie na spacer do Palacio Portales, chcac wziac udzial w dobiegajacych konca ‘2. Targach Boliwijskich Pisarzy’ (2a Feria del Escritor Boliviano). Ponownie bylismy milo zaskoczeni widzac, iz Fundacja Simona Patino, otworzyla progi zabytkowego palacu, przenoszac impreze z ogrodu do srodka. Niestety, poniewaz caly dzien lalo sie z nieba, frekwencja byla dosyc marna – zarowno wsrod zwiedzajacych jak i zaproszonych pisarzy (moze ‘zwineli sie’ wczesniej w wyniku braku zainteresowania).

Przeszlismy sie po wszystkich stoiskach, by zapoznac sie z najnowsza oferta wydawnicza;  byly tam zarowno pieknie wydane ksiazki dla dzieci, powiesci fantastyczne, ksiazki historyczne i powiesci obyczajowe. Moja uwage przyciagnelo szczczegolnie wydawnictwo z zakresu historii sztuki Boliwii oraz cena kompletu 3 ksiazek – 700 bs. (ponad 70€). Troche duzo, choc przyznam, iz ksiazki prezentowaly sie pieknie. W dodatku byla to pierwsza tak kompletna kompilacja informacji o sztuce Boliwii, z jaka mialam okazje sie zetknac do tej pory. Coz, moze kiedys…

Nie moglam rowniez przejsc obojetnie obok stoiska, udekorowanego zdjeciami ‘malej Durusi’ i po kilku minutach stalam sie wlascicielka ksiazeczki dla dzieci o ‘Przygodach Rayo’ (Las Aventuras de Rayo)– owczarka niemieckiego:) Autorka Luz Cejas Rosado de Aracena, powiedzialam nam, ze ksiazeczka oparta jest na faktach, wszystkie zdjecia sa oryginalne, a piesek ma juz 9 lat! I tak, czytajac o przygodach urwisa Rayo, opowiedzianych psim glosem, dzieci ucza sie szacunku dla zwierzat i  przyrody, a ja bede mogla podszkolic swoj hiszpanski i przypomniec sobie czasy spedzone z moja Dorusia:) W prezencie do ksiazeczki (40bs.) dostalam rowniez plakat, autograf i zdjecie z przemila autorka:

DSCN1060

Ciesze sie, ze taka ksiazka powstala, bowiem spoleczenstwo Boliwii w duzej mierze nie bierze odpowiedzialnosci za swoje otoczenie – wciaz smieci sie tutaj gdzie popadnie, zanieczyszcza wode odpadkami i … wyrzuca zwierzeta na ulice. Zwierzeta domowe to po hiszpansku ‘mascotas’ i niestety niektorzy ludzie traktuja psy i koty jak maskoty – zabawki, ktore porzucaja, kiedy sie im znudza. Ten problem dotyczy rowniez Europy, ale nie na tak duza skale jak tutaj.

Oczywiscie, nie wszyscy sa tak bezduszni i czesto mozna natrafic na ogloszenia o zaginionym psie, za pomoc w znalezieniu ktorego oferuje sie od 50 do 200 $. Niestety, nie wsystkie psy gubia sie ot tak podczas spaceru. Podobno w duzych miastach istnieje proceder wykradania co wartosciowszych ras – aby odsprzedac zwierzaka lub zajac sie hodowla, a potem sprzedac szczeniaki pod stadionem.

Smutne to, ale prawdziwe, tym bardziej popieram wiec wszystkie inicjatywy edukacyjne zwiazane z ochrona zwierzat i srodowiska naturalnego. Ksiazeczka pewnie cudow nie zdziala, tym bardziej, ze trafi w rece tych bardziej zamoznych rodzin, ale od czegosc trzeba przeciez zaczac!

***

Yesterday, despite the rain, we went for a walk to the Palacio Portales, as we wanted to visit ‘2nd Fair of Bolivian Writers’ (6. Foro de Escritores Bolivianos). Again, we were wowed to see that Simon Patino Foundation opened the thresholds of its historic palace, moving inside the party from the garden. Unfortunately, because the rain was pouring the whole day, the turnout was quite small – both among the  visitors as well as invited writers (maybe they quit earlier due to lack of interest).

Glancing at the beautiful place, we passed through all the stalls to get acquainted with the latest book offers: from beautifully published books for children, fantasy, history to novels. The books about the art history of Bolivia particularly caught my eye as well as their price – 700 bs. (70€) for the set of 3. A bit too much, though I must admit, they were beautiful. What’s more, this was the first complete compilation on the Bolivian art, which I have encounter so far. Well, maybe one day …

I couldn’t also pass indifferently by the stand decorated with pictures of small Durusia (my Polish Love) and after a few minutes I became the happy owner of the children’s book “The Adventures of Rayo (Las Aventuras de Rayo)‘- a German shepherd :) The author, Cejas Luz Rosado de Aracena, told us that the book is based on a real story, all photos are original, and the dog is already 9 years old! And so, in reading about the adventures of Rayo, told in the voice of a dog, children will learn to respect the animals and nature, and I’ll improve my Spanish :) As a gift to the book (40bs.) I also got a poster, autograph and a photo with a very nice lady.

I am glad that this book was written, as the Bolivian society (in the majority) does not take responsibility for their environment – peole still litter a lot, pollut the water with waste and …throw their pets on the street. Pets are in Spanish called ‘mascotas’, which in Polish is a synonimus of ‘toys’ and unfortunately, some people treat dogs and cats just like toys – when they get bored with an animal, they abandon it.  This is not only Bolivian problem, but the scale of it is begger here than in Europe.

Of course, not everyone is so soulless and very often one can see the owners’ notes about lost dogs that offer from 50 to 200 $ for help in finding their belowed pet. Unfrtunately, not all dogs get lost while on the walk. Apparently, in the large cities there are people who steal the more valuable breeds – to sell it, or to breed it, and sell the puppies later on.

It is sad but true, and so I support all educational initiatives related to the protection of animals and the environment. This little book probably won’t change a lot, as it will be read mostly by rich kids, but we have to start somewhere!

DSCN1074

Museum’s Dogs *** Muzealne psy

Co robisz, gdy biegna w twoim kierunku szczekajac duze psy ‘owczarkopodobne’?

a) stajesz w miejscu (podobno zalecane)
b) oddalasz sie spokojnie
c) pedzisz na leb na szyje do pobliskiego sklepu w poszukiwaiu schronienia, brzebiegajac tuz przed jadacym ulica samochodem i napedzajac stracha biegnacemu rekreacyjnie chodnikiem chlopakowi
d) przystajesz i czekasz az psy do ciebie dobiegna, aby je poglaskac (w koncu kochasz te duze pieknosci).
 

W naszym przypadku, opcja b) szybko przerodzila sie w c) – rozsadek rozsadkiem, upodobania upodobaniami, ale instynkt samozachowawczy wzial gore.

Powyzsza sytuacja zdarzyla sie podczas naszego popoludniowego spaceru do ogrodow ‘Palacio Portales’ w Cochabambie – jedynego chyba osrodka kulturalnego w calym miescie otwartego niemal we wszystkie dni tygodnia, od rana do poznego wieczora!

Do Portales udalismy sie po nieudanej wyprawie do Ogrodu Botanicznego, ktory zamkneli juz o 16! Coz, u nas tez zamykaja parki wczesniej zima, ale w Cochabambie temperatura o tej porze roku siega 30 stopni, a slonce zachodzi po 18, wiec bez przesady…

Po milym spacerze w Portales, polaczonym z obejrzeniem wystawy malarstwa, postanowilismy sprawdzic ‘Museo de la Historia Natural’, polozone po sasiedzku. Z ciekawosci, bowiem to miejsce zawsze bylo zamkniete, a w dodatku wciaz mielismy w pamieci nasz nocny spacer ze znajomym, kiedy zza bramy znienacka dobieglo nas ujadanie psow. Ale najedlismy sie wtedy strachu!

Jednak, jak pomyslelismy przekraczajac otwarta brame, skoro muzeum jest otwarte, to pewnie tych psow juz tam nie ma? Muzeum znajduje sie w uroczym budynku, polozonym na samym koncu dlugiej alei, obrosnietej ‘naturalnie’ z obu stron  drzewami i krzakami. Prawde mowiec, scena jak z horroru, a ja nie mialam przy sobie aparatu! Uspokoilismy sie, kiedy zobaczylismy zaparkowany przy budynku samochod i ani sladu i ‘sluchu’ psow:)

W srodku zastalismy starszego pana, przegladajacego mala, acz ciekawa ekspozycje mineralow, skamienialosci oraz wypchanych zwierzat, oraz slyszelismy glosy na gorze, gdzie wstep byl wzbroniony. Kiedy wychodzilismy, zauwazylismy psa, czajacego sie na tylach budynku. Ja mialam pomysl, zeby zawrocic i poszukac kogos z personelu, tak na wszelki wypadek, ale Freddy chcial juz isc. Po cichutku i wolno oddalilismy sie wiec w strone bramy, ale kiedy sie odwrocilismy, zobaczylismy dwa psy podazajace za nami. Kiedy nas zauwazyly, zaczely ujadac i….reszte historii juz znacie:)

Swoja droga, chcialabym tam wrocic, aby zrobic zdjecie, ale najpierw trzebaby cos zrobic z tymi psami. Tylko co? Numeru do Muzeum nie mozna nigdzie znalesc, a policja tez odpada. Postanowilam wiec opowiedziec o sytuacji bardzo profesjonalnemu personelowi w Portales – w koncu ich placowka przylega do Muzeum, a psy sa zagrozeniem dla kazdego przechodnia. Zobaczymy, czy cos z tego wyniknie, a jezeli cos pozytywnego, to wkrotce notka zostanie opatrzona odpowiednimi zdjeciami:)

P.S. Udalo nam sie pstryknac kilka fotek, przez zamknieta brame. Psow nie widzielismy:)

DSCN1064 DSCN1065

DSCN1066

***

What do you do when two large dogs, german sheperd-like, run in your direction barking?

a) freez (apparently this is recommended)
b) slowly move away
c) run for your life into a nearby store for a shelter, crossing the road right in front of a moving car, startling the runner who find himself on your way.
d) wait till the dogs are close, to pat them (as you love these big beauties).
 

In our case, the option b) quickly turned into c) – as much as we love dogs and we we are reasonable people, the instinct took over.

The situation above happened during our afternoon walk to the gardens of ‘Palacio Portales’ in Cochabamba – probably the only cultural place in the whole city, open almost every day of the week from early morning to late at evening!

We went to Portales we went after an unsuccessful trip to the Botanic Gardens, which closed at 4 pm! Well, in Europe parks also close earlier during the winter, but in Cochabamba temperature this time of year reaches 30 degrees and the sun-sets after 6 pm, so without exaggeration …

Despite that, after a plesant walk in Portales, combined with an exhibition of paintings, we decided to check on the ‘Museo de la Historia Natural’, located next door. We were curious, because this place has always been closed, and we still had the memory of our night walk with a friend, when suddenly we were frighten by barking dogs behind the gate.

However, as we figured crossing the gate, if the museum is open, the dogs should be gone. Museum is located in a charming building, located at the end of a long avenue, overgrown ‘naturally’ on both sides with dry trees and bushes. To tell the truth, it looked as in the horror movie, and… I had no camera with me! We calmed down when he saw a car parked next to the building and not a trace or ‘sound’  of dogs :)

Inside we only found an elderly gentleman browsing through the small, yet interesting exhibitions of minerals, fossils and stuffed animals, and we heard voices at the second floor – for staff only. When we were leaving, we noticed a dog, lurking at us from the back of the building. I had the idea to turn around and look for someone form the Museum’s staff, just in case, but Freddy wanted to go. Therefore, quietly and slowly we moved on towards the gate, but when we looked back, we noticed that two dogs were following us. When our eyes met, they began to bark and … you already know the rest of the story.

By the way, I would like to go back there to take a picture or two, but first we would need to do something with these dogs. But what? We can’t find the number to the museum anywhere, and we can’t call the police. So I decided to tell about this situation to the proffessional personnel of Portales – at the end their facility is adjacent to the Museum, and the dogs are a threat to every passer-by. So, soon we will see if anything changes, if so, this post will be enriched with some photos:)

P.S. Look up!

Palacio Portales                                           Statue of a rescue dog at ‘Palacio Portales’.

The Third Kind of Bolivian Ants *** Boliwijskie mrówki nie z tego świata

W Boliwii istnieje wiele różnych rodzajów mrówek, jak można sobie wyobrazić, ale dziś skupie się na mrówkach domowych oraz na tym – czym różnią się one od innych tego typu mrówek na świecie.

Cóż, miałam te “nie-przyjemność” poznać polskie faraonki w moim pokoju w akademiku, w zamierzchłych czasach studenckich. Pewnego dnia wspięły się one po ścianie, opuszczając swoje gniazdo w niedalekim koszu na śmieci, i znalazły ‘El Dorado’ w naszej szafce na żywność. Tak, wtedy jeszcze nie mieliśmy lodówki w pokoju :) Jednak profesjonalista łatwo i szybko się z nimi rozprawił i nigdy już nie wróciły (przynajmniej przez kolejne 2 lata).

There are many different kinds of the ants in Bolivia, as you can imagine, but I would like to focus on house ants. You may ask, are they any different from the other house ants in the world?

Well, I had this ‘un-pleasure’ to meet some of them in my room in dormitory in Poland, during my student’s times. One day, they just climbed the wall, leaving their nest in nearby bin and finding ‘El Dorado’ in our food cabinet. Yeap, back then we didn’t have a fridge in a room:) However, easily enough, they were killed by a professional and never came back (or at least for the next 2 years).

W Boliwii mrówki stanowią bardzo wstydliwy temat – każdy je ma, ale nikt nie chce się do tego przyznać :) I pewnie dlatego tak trudno się ich pozbyć! Gdy w końcu znaleźliśmy produkt, który rzeczywiście działa (zajęło nam to trochę czasu, a w międzyczasie sprowadziliśmy nawet kilka trutek z Irlandii), byliśmy wolni od mrówek przez miesiąc, ale po tym czasie zawsze do nas wracały. Dlaczego? To jest właśnie urok mieszkania w bloku. Żaden z sąsiadów nie przyznał się do problemu z mrówkami, a jeśli tak, to zawsze mówili, że używają zwykłego spryskiwacza i po kłopocie. Cóż, nie do końca – ich mrówki uciekały do nas!

In Bolivia ants are taboo – everybody have them, but nobody likes to admit it:) And that’s why it is so hard to get rid of them!

Once we found a product that actually works (it took us a while, and in the meantim we were even bringing some stuff from Ireland!), we were free of ants for about a month, but they always came back. Why? That’s a beauty of living in an apartment. None of our neighbours admit to have them and if so, they always say that spray kills them all. Well, it doesn’t, and we were getting ants from other apartments over and over again!

Czy mrówki boliwijskie różnią się od polskich?

O tak! Żyją ze wszystkiego i z niczego. Znajdujemy je zarówno w łazience (może smakuje im mydło) jak i w kuchni. Musze się przyznać, jestem patologiczną pedantką i nasze mieszkanie jest tak czyste, że można by jeść z podłogi (kultywujemy również polski zwyczaj zdejmowania obuwia w domu), ale nie ma tam nic do jedzenia, ponieważ cała żywność jest przechowywana w szczelnie zamkniętych pojemnikach lub w lodówce.

But are the Bolivian house ants different than Polish?

Well, they are! They live of everything and anything. We find them in the bathroom (maybe they like soap) and in the kitchen. Now, I must admit, I am a pathological pedant and our place is so clean, that you could eat from the floor (we also practice Polish tradition of taking shoes off in the house), but there is nothing to eat, because all food is tightly closed in plastic containers or in the fridge.

Więc, dlaczego mrówki przychodzą? Oto jest pytanie! Dziś, na przykład, po długiej nieobecności, znaleźliśmy je na butelce z oliwą z oliwek w kuchni w Cochabambie. Dodam tylko, ze butelka została niedawno otwarta. Tak więc, wydaje się, że one lubią to, co jest w środku! Inaczej szukałyby jedzenia w koszu na śmieci. W Santa Cruz również mieliśmy mrówki, tylko innego rodzaju – mikroskopijne i skoczne (nie pytajcie o szczegóły). Za każdym razem, gdy je wytępiliśmy, wracały przez szpary w ścianach i oknach, wprost od naszych sąsiadów.

So, why are the ants keep coming? That is the question! Today, for example, after a long absence, we found them all over extra virgin olive oil bottle, in the Cochabamba kitchen. The bottle was just opened so it seems they like what’s inside, as they never look for food in the nearby bin! In Santa Cruz we are having ants too, just a different kind – tiny and jumping (don’t even ask for details). Once killed, they come back through the walls and windows, from our neighbours.

Jak już wspomniałam, istnieje tylko jeden produkt, który je łatwo eliminuje – pułapki z żelową trucizną. Mrówki kochają te przezroczystą substancje i biorą ja z powrotem do swojego gniazda. Po około 2 dniach już ich nie ma. Problem w tym, że tej trucizny nie można już nigdzie kupić! Jak większość produktów w boliwijskich supermarketach, pułapki raz wyprzedane, nigdy nie wracają na polki (lub wracają po bardzo długim czasie). Dlaczego? To jest temat na inny wpis – zasady importu są tutaj bardzo skomplikowane.

There is only one thing that eliminates them – ants traps with gel-like poison. Ants love it and they take it back to their nest. After 2 days, there are none left. The problem is, we can’t buy it anymore! As most of things in Bolivian supermarkets, the traps once sold out, never came back again. Why? That’s the theme for another post – import customs here are so complicated.

Tak więc na własną rękę próbuje znaleźć rozwiązanie. Zastanawialiśmy się kiedyś nad zakupem mrówkojada – wierzcie lub nie, ale mogą być one trzymane, jako zwierzęta domowe, a poza tym są to zwierzęta pochodzące z Ameryki Południowej! Co więcej, skoro Salvador Dali mogli mieć jednego, to dlaczego nie my? Ale kiedy przeczytałam, ze mrówkojady robią bardzo śmierdzącego siusiu,  to zmieniliśmy zdanie. Może gdybyśmy mieli ogródek …

So, I on my own am trying to find solution. We even thought for a while about buying an anteater – believe or not, they can be kept as pets and they are native to Bolivia. Moreover, if Salvador Dali could have one, why can’t we? But when I read that they do very stinky pee, I changed my mind. Maybe if we had a garden…

salvador-dali-walking-anteater-paris-france-1969[1]

Zrodlo: Internet.

Tak wiec, jestem zdana na domowe sposoby  – płyn do czyszczenia w spryskiwaczu, którym spryskuje te małe potwory i taśmę klejąca, która zaklejam dziury w ścianie.
Niestety nie działa to tak dobrze w kuchni, ponieważ mrówki kryją się w szafkach – znalazłam wiec poradę, aby przemyć wszystkie miejsca  zwykłym octem, ponieważ mrówki nie lubią jego zapachu. Gotowe. I wiecie co?

Otóż, okazało się, ze boliwijskie mrówki lubią ocet…

So, I am just using old good remedies – cleaning spray in a bathroom and adhesive tape to cover any holes in the wall. I also found out that it’s good to clean everything with a white vinegar, as ants don’t like its smell. Done. And you know what?

Bolivian ants seem to like vinegar…

anteater_lady[1]

Source: Internet.

New World Monkey *** Z wizyta u wyjca amazonskiego

Nasze wyprawy do zoo staly sie niemal niedzielna tradycja. Jednym z powodow jest to, iz w koncu odkrylismy, jak dojechac na drugi koniec miasta autobusem (nr. 55).

Tym razem nie zabawilismy tam zbyt dlugo, poniewaz upaly i tlumy ludzi dawaly nam sie we znaki. Zreszta nie tylko nam – zwierzeta rowniez byly osowiale i albo kryly sie w cieniu, albo wygrzewaly sie na sloncu.

_MG_4742

Tylko jedno stworzenie rozpierala energia – a byl to czarny wyjec amazonski, jeden z najwiekszych naczelnych Ameryki Poludniowej. Wyjec wspial sie na drzewo, aby zjesc banana, balansujac przy tym swoim dlugim chwytnym ogonem, a po skonczonej uczcie zszedl na dol i pobiegl na 2 nogach w zarosla! Prawde mowiac mielismy szczescie trafic na takie aktywne stworzenie, bowiem ten rodzaj wyjcow spi lub odpoczywa przez wieksza czesc dnia. Poza tym, podobno budowa ich konczyn nie sprzyja poruszaniu sie po plaskim podlozu, a tu prosze – malpa zmalpowala czlowieka!

_MG_4768

_MG_4770 _MG_4776

Wyjec amazonski, jak sama nazwa wskazuje wystepuje w amazonskich lasach Boliwii, Brazylii i Paragwaju. Jednak, tylko samiec jest czarny – futro samic ma kolor od brazowego do zoltego. Wycie wyjcow moze byc slyszane na odleglosc 5 km, ale w zoo dalo sie slyszec jedynie wycie zwiedzajacych, probujacych komunikowac sie z dalekimi ‘przodkami’:)

***

Our Sunday’s trips to the zoo have become almost traditional. One of the reasons is that in the end, we discover how to get to the other side of the city by bus (no.55).

This time we didn’t stay there too long, because of the heat and the crowd . It was too much not only for us – animals were also sleepy and either hid in the shade, or were sunbathing.

_MG_4725

Only one creature was bursting with energy – it was the Amazon black howler, one of the largest primates in South America. Howler monkey climbed a tree to eat a banana, while balancing its long prehensile tail, and then it went down and ran on two legs in the bushes! To be honest, we were lucky to see it being so active, because this kind of howler monkeys sleeps or rests 70% of the day. As they say, because their limb structure makes terrestrial movement awkward, they spend most of their time in the trees and only come down for water during dry spells. Well – our monkey was ‘apeing’ around and mimicking humans!

_MG_4767 _MG_4761

The Amazon howler, as the name suggests, lives in the Amazonian forests of Bolivia, Brazil and Paraguay. However, only the male is black – females’ coat is brown to yellow. Howler monkeys howling may be heard at a distance of 5 km, but in the zoo we could hear only the monkeying visitors trying to communicate with their distant ‘ancestors’ :)

_MG_4791