Work ‘n’ Holiday in Bolivia*** Boliwia w pracy i od swieta

Niektorzy moze zauwazyli na moim profilu facebookowym, ze jakis czas temu dodalam ‘Open House’ jako moje nowe miejsce pracy. A coz moze robic Polka w Boliwii bez dobrej znajomosci jezyka hiszpanskiego? Oczywiscie uczyc angielskiego!

Moje plany fotograficzne zeszly na plan dalszy – jakos trudno mi sie przebija i wybija, fotografuje wiec w chwilach wolnych dla przyjemnosci, bo raczej wyzyc bym z tego nie mogla. Coz, z placy nauczyciela rowniez nie. Co prawda, jest to praca tylko na pol etatu, ale nawet caly nie pomoglby oplacic czynszu (a przynajmniej nie w miejscu, w ktorym mieszkamy obcnie). Pewnie zastanawiacie sie ile wynosi stawka nauczyciela jezyka angielskiego w Boliwii? – otoz od 20-25 bs. za godzine lekcji grupowych (‘okolo’ €2.73168) do 30bs. za lekcje prywatne w szkole. Oczywiscie, wiecej da sie zarobic na ‘korepetycjach’ (nawet 100 bs./godz.), ale nie jest wcale tak latwo znalezc uczniow, chyba ze chce sie pracowac tylko nockami i w weekendy.

Na co wiec starcza moja nieregularna pensja (nie mam placone za lekcje odwolane i dni wolne)? Otoz, moge oplacic sobie ubezpieczenie prywatne (socjalnego bym i tak nie dostala, bo nie mam kontraktu), ktore wynosi ok. 420 bs. miesiecznie – to tydzien pracy. Rachunki za prad, wode i utrzymanie ‘condominium’ to kolejny tydzien pracy, wiec wychodzi na to, ze jestem 2 tygodnie na czysto? Nie, nie jest ta latwo, reszte wydaje na drobne zakupy spozywczo – przemyslowe i tylko mala czesc z tego laduje w skarpecie, na ‘drobne wycieczki’.

Nie jest jednak zle – dzieki temu, ze moj Freddy zarabia dostatecznie duzo zeby oplacic mieszkanie i zrobic porzadne zakupy, ja nie musze juz siegac do moich zaskorniakow, zarobionych swojego czasu w Irlandii. Zreszta, te tez stopnialy znaczaco po zakupie biletow lotniczych do Europy (i z powrotem) na wrzesien. Tak sobie obliczylam, ze potem to juz bedzie mnie tylko stac na zakup biletu w jedna strone… o ile wygram w totka, w ktorego wcale nie gram;)

Jak na razie moim zajeciem glownym jest wiec nauczanie. Ironia losu, nigdy w dziecinstwie nie marzylam o wykonywaniu tego zawodu, a pozniej zarzekalam sie, ze na pewno uczyc nie bede! Bylo mi to chyba jednak pisane, zwazywszy na to, ze w moim CV figuruja pozycje takie jak: ‘au-pair’, nursery nurse, childcare assistant, nanny, a teraz ‘profsora de Ingles’. Oczywiscie, wiecej takich ‘niewymarzonych’ prac wykonywalam w moim niemal 30-letnim zyciu, ale nie bede sie nimi chwalic. Edukacja edukacja, ale rynek pracy rzadzi sie wlasnymi prawami.

Wzielam wiec sobie powiedzenie: ‘jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi co sie ma‘ do serca. Zreszta, skad wiemy, czy cos lubimy, jezeli tego nie sprobujemy? Tym samym okazalo sie, ze ‘Danusia lubi dzieci a dzieci lubia Danusie’ – a praca edukatora moze i ciezka jest, ale takze satysfakcjonujaca!

Teraz ucze dzieci troche wieksze – nastoletnie, co wymaga nieco innych umiejetnosci, ale musze przyznac, ze trafilam na przyjaznych ‘mlodych gniewnych’, ktorzy zjednali mnie do siebie swoim entuzjazmem i poczuciem humoru (nie ma w nich ani odrobiny zlosliwosci, gdy smieja sie z moich wpadek, kiedy probuje im cos wyjasnic w ich ojczystym jezyku:) oraz tym, ze zgodnie przyznali, iz wygladam na jakies 23 lata! I jak tu nie lubic takich studentow? Niedawno kadra nauczycielska dostala koszulki z logo szkoly i teraz wszyscy wygladamy tak samo jak uczniowie szkoly sredniej:)

Nie wiem jeszcze jak bede spedzala ten szczegolny dzien … ah, poczekajcie, jak to gdzie? W pracy oczywiscie, bo 28 wypada we wtorek…

Nie mam zaplanowanej imprezy, a i dluugi weekend niestety bedzie normalnej dlugosci, poniewaz nie moge przeciez opuscic moich kochanych studentow w ostatnim dniu ich 3-miesiecznego kursu? Tak to jest, ze jak sie pracuje, to nie ma za wiele czasu na to, co sie chce robic. Ale ‘bez pracy nie ma kolaczy’, a w moim przypadku ‘boliwianos‘. Poza tym, bez pracy zycie byloby nudne (tak, okres bezrobocia takze przerabialam) a wakacje i dni swiateczne bez sensu, nieprawda?

Tym bardziej milo obchodzilismy ostatnio Swieto Pracy – poprzedzone wspolnym wyjsciem do restauracji z kolegami ze szkoly, sponsorowanym przez dytektora placowki. A w dniu 1 maja, z nudy i cierpien zwiazanych z kacem (wiedziałam, że nie powinnam mieszac bezalkoholowej chicha z piwem!) napisałam te oto kilka powyzszych zdan, ktore wlasnie (o ile) konczycie czytac.

Może jednak miałam za duzo czasu?:)

P.S. Wiem, ze nie powinnam tak narzekac na moja pensje, zwazywszy na to, ze przecietny mieszkaniec Boliwii ma na reke ok. 1000 bs. (troche ponad 400 zl) za prace na caly etat miesiecznie. To tylko dowodzi, jak uprzywilejowani sa mieszkancy krajow wyzej rozwinietych, ktorzy maja wiekszy standard zycia nawet bedac na zasilku…

***

Some of you could notice on my facebook profile, that some time ago I added an ‘Open House’ to my job experience. And what can Polish girl do in Bolivia without a good knowledge of Spanish language? Teach English, of course!

My photographic plans went into the background – somehow it’s difficult to market myself here, so I photograph in my spare time for pleasure, because I wouldn’t rather be able to live off it. Well, the sad truth is that neither I would from the teacher’s salary.

The work is only half-time, but to be honest even full-time job wouldn’t pay the rent (not in the place where we live now anyway). You may wonder what is the rate of an English teacher in Bolivia? –  from 20-25 bs. per hour for group lessons (‘about’ € 2.73168) to 30bs. for 1 to 1 classes at school. Of course, it’s possible to earn more doing private ‘tutoring’ (even 100bs/h), but it’s not so easy to find students, unless you want to work only at nights and during the weekends.

So, what can I afford with my irregular salary (I am not paid for cancelled classes and holidays)? I can buy a private insurance (I am not entitled to social one, because I don’t have a contract), which is about 420 bs. a month – one working week. Bills for electricity, water and condominium fee  – that’s another week of work, so it turns out I have two weeks salary in my pocket? No, this isn’t so easy, the rest is spent on minor grocery shopping and only a small part of it goes into the sock, put away towards ‘small trips’ around Santa Cruz.

Thanks to my Freddy who earns just enough to pay for an apartment and decent weekly grocery shopping, I don’t have to reach for my ‘blackheads‘ (that’s how we call ‘savings’ in Polish) I had earned back in Ireland. Moreover, they also dwindled significantly after buying return plane tickets to Europe for September. I am calculating that after that I would be able to afford only one way ticket … unless I win the lottery, I don’t even play.

But until then, my main job is teaching. Ironically, I’ve never dreamed of teaching as a child, and later in life, I insisted I would never be a teacher! But I guess it was meant to be, given that positions in my CV include: an ‘au pair’, a nursery nurse, a childcare assistant, a nanny, and now ‘profsora de Ingles’. Of course, there was more ‘un-dreamed’ jobs performed by me in the last 30 years, but I will not boast about them:) Education is one, but job market has its own rights.

There is a saying: ‘If you don’t have what you like, you must like what you have’. Indeed, how we know whether we like something or not, if we don’t try it? Thus, it turned out that ‘Danusia likes children and children like Danusia’ and the work of an educator can be hard, but also rewarding!

Now my children are little bigger – they are teenagers, who require a bit different set of skills, but I was lucky to be given friendly ‘dangerous minds’, who would gain me over with their enthusiasm and sense of humor (there is not a trace of malice when they laugh at my mishaps as I try to explain something in their native language:) Besides, they said once that they had though I am 23 years young! And how is possible not to like these students? Recently all teachers were given T-shirts with the school’s logo so now we all look like pupils:)

I do not know how I will spend my special b-day … ah, wait – at work, of course, because 28th falls on Tuesday …

I don’t have any party planned, and even a May’s long weekend, unfortunately, will be of normal length, because surely I can’t leave my lovely students on the last day of their three-months course?

And life of a professional is just like that – there is not enough time to do what you want to do. But as they say: ‘no pain, no gain’ and we all need ‘bolivianos‘. Besides, without work, life would be boring (yes, I’ve also experienced the period of unemployment so I know what I am saying) and holidays would make no sense, don’t you think?

That’s why it was particularly nice to celebrate recent Labor Day – preceded by going out to the restaurant with colleagues, sponsored by school’s owner. But on 1st of May, having suffered from hangover (I knew I should’t mix non-alcoholic chicha with a beer) and boredom I wrote these couple of words above, that you are about (or not) to finish reading.

Maybe I had too much time after all:)

P.S. I know I shouldn’t complain about my salary, especially that regular person in Bolivia earns about 1000 bs. (€100) a month doing a full-time job… Just goes to show how lucky are people from more developed countries, who can afford decent living even being on the dole. That gives you a bit of perspective!

Buen Dia de Trabajo!

Wlasnie przeszedl nasza ulica czerwony pochod 1-Majowy – glosny, z petardami. Teraz zas czas na relaks i odpoczynek od zgielku ulicy oraz prac budowlanych pod oknem naszej sypialni:)

Buen Dia de Trabajo, panowie budowlancy i wszyscy inni ciezko pracujacy!

_MG_1916 (2)

***

Now, I am too lazy today to write something more and in English – I am celebrating Labour Day by doing nothing:)

Sunday walk *** Niedziela w Santa Cruz

Natknelam sie dzis na zdjecia, ktore zrobilam jakis czas temu podczas naszego tradycyjnego niedzielnego spaceru po centrum Santa Cruz de la Sierra. Niedziela jest najlepszym dniem na spacer po miescie, bowiem ruch samochodowy zanika (oczywiscie oprocz glownych ulic) i mozna oddychac niemal pelna piersia:)

Podczas przechadzki trzymamy sie zacienionyej strony ulicy, a centrum miasta ma cienia pod dostatkiem, dzieki tradycyjnym kolonialnym domom, wzdluz ktorych ciagna sie kolumnowe portyki.

DSCN0957-2

Zwykle zahaczamy po drodze o bazar rekodziela artystycznego, ktory odbywa sie co niedziele na placu przy katedrze. Za kazdym razem kupujemy cos za kilka boliwianos – czy to glinianego zolwika, krysztaly boliwianity czy miedzianego idola plodnosci. Oczwiscie miejsce to kryje mnostwo pieknosci, ale nie mozna miec przeciez wszystkiego? Nalezy wiec ‘nakarmic wzrok’ i isc dalej.

Dalej, czyli na plac glowny – ‘Plaza Principal’, gdzie mozna odpoczac na lawce w cieniu wielkich drzew i poobserwowac ludzi – rodziny z dziecmi karmiace golebie, fotografow pstrykajacym turystom i miejscowym zdjecia na pamiatke, pucybutow, sprzedawcow napojow i przekasek. Czasem trafi sie leniwiec, choc nie widzielismy go od dluzszego czasu – oststnio zaslyszalam zas, ze przejechal go samochod… Mam jednak nadzieje, ze to tylko plotki.

DSCN0955-2

Czasem kupujemy kubek swiezo wyciesnietego soku z grejfruta od ulicznego sprzedawcy za ok. 7 bs. (zapominajac na moment o higienie) i odwiedzamy kilka sklepow z grami komputerowymi (o ile sa otwarte). Muzea i galerie omijamy szerokim lukiem, poniewaz… sa zamkniete:)

DSCN0958-2

Nie blakamy sie jednak po miescie bez celu – niemal zawsze ladujemy na Mercado de 7 Calles, gdzie zaopatrzamy sie w swieze owoce (warzywa przewaznie kupujemy w sobote). A potem bierzemy Truf Taxi (1ro Anillo) do domu i idziemy na basen.

Tak sie sklada, ze w Boliwii nastala jesien. Oznacza to, ze temperatura spadla z 40 stopni Celsjusza do okolo 30 (czasem 25). Pojawiaja sie tez chmury i deszcz. Poniewaz sezon letni dobiegl konca, jestesmy jedynymi osobami korzystajacymi z basenu – przyznam, woda jest lodowata takze dla nas, ale wciaz jest cieplej niz podczas lata w Irlandii i przynajmniej tak cieplo, jak w letniej Polsce, wiec zimna woda nie jest nam straszna. Poza tym, przez caly rok placimy za utrzymanie basenu, nie lubimy wiec wyrzucac pieniedzy w bloto!

_MG_3072

                                                              ***

Today I came across the pictures I took some time ago during our usual Sunday walk to the center of Santa Cruz de la Sierra. Sunday is the best day for a walk in a city, because the traffic almost disappears (of course apart from the main streets) and you can breathe almost freely:)

We try to walk on a shady side of the street, though the city center has plenty of shade, thanks to the traditional colonial houses with column porticos. We walk by the handicraft market, which takes place every Sunday on the square near the catherdral. Each time we buy something small for a few bolivianos – a clay turtle, bolivianita crystals or copper idol of fertility. This place obviously hides more beauty, but unfortunately we cannot have it all. So, we ‘feed our eyes’ and go on.

Next stop –  the main square ‘Plaza Principal’, where we can relax on a bench in the shade of old trees watching people – families with children feeding pigeons, photographers shooting tourists and locals, and vendors selling beverages and snacks. We always hope to meet a sloth again, although we haven’t seen him for a long time – I have heard that he was run over by a car… but I hope it is just a rumor.

DSCN0956-2

Sometimes we buy a cup of freshly squeezed grapefruit juice from a street vendor for about 7 bs. (we forget for a moment about a hygiene;) and visit a few shops with computer games (if open). We bypass museums and galleries as they are closed…

We don’t, however, wander aimlessly around the city – almost always we land in the Mercado de 7 Calles where we buy the supply of with fresh fruit (vegetables we buy on a Saturdays). And then we get a Trufi Taxi (1ro Anillo) to the house and go swimming.

Bolivia has an autumn now. This means that the temperatures fall from 40 degrees Celsius to about 30 (25 at times). Sometimes there are also clouds and rain. Since the summer season came to an end, we are the only people using the pool – I must admit, the water is freezing also for us, but the air is still warmer than during the summer in Ireland and at least as warm as in Poland, so the cold water doesn’t scare us. Besides, we pay for the maintenance of the pool all year round and we don’t like throwing our money away!

Buen Dia, Santa Cruz! *** Boliwijska telewizja sniadaniowa

Ktoz z nas nie zaczyna dnia od sniadania przed telewizorem? Oczywiscie jest to pytanie retoryczne, bowiem pewnie wiekszosc zaczyna dzien bardziej przyjemnie:)

Natomiast nam w Santa Cruz poranne wstawanie ulatwia telewizja sniadaniowa ‘Otra Dia’ na kanale ‘Sitel’, ktorej prowadzacy dostarczaja nam poteznej dawki humoru.

Poznajcie wiec Paole – ‘dziewczyne Freddiego’ (moim ‘chlopakiem’ od jakiegos czasu jest Cristiano Ronaldo – kto moglby sie oprzec jego wydepilowanym brwiom?) – ona potrafi swoim usmiechem pobudzic kazdego do dzialania!

_MG_2399

Freddy szczegolnie przepada za jej garderoba, ktora jest bardzo odpowiednia do klimatu panujacego w Santa Cruz de la Sierra oraz tancem, ktory wykonuje na zakonczenie kazdej swojej wypowiedzi, okraszonym gwizdami z playbacku. W pewnym momencie dolacza do niej sam kamerzysta, a obraz zaczyna sie bujac, zblizac i oddalac.

_MG_2395

Nasza ulubiona czescia programu sniadaniowego jest natomiast ‘zywa’ reklama: np. ‘Coca-Coli’ w wykonaniu Paoli. Ha! zauwazylam, ze dba ona o linie, poniewaz tylko udaje, ze pije.

_MG_2401

_MG_2402

Ja zas zapatrzam sie w prowadzacego, ktory wygina sie i wypina, by jak najlepiej zaprezentowac markowe spodnie, koszule i buty. Tak sie zapatrzylam, ze zdjecia nie zrobilam:) Ciekawe ile mu za to placa? Moze w naturze – znaczy sie reklamowanymi produktami.

A na koniec czas na wiadomosci sportowe i pana, ktory moglby zagrac w wersji fabularnej ‘Muminkow’.

_MG_3035

W roli ktorego z bohaterow opowiadan Tove Jansson byscie go obsadzili?

***

Who doesn’t start the day eating breakfast in front of the TV? Of course this is a rhetorical question, because most of you probably begin the day in more pleasant way :)

However, in Santa Cruz we can watch ‘breakfast television’ – ‘Otra Dia’, whose presenters give us a great kick to a good beginning of a day.

So, meet Paola‘Freddy’s girlfriend’ (I was given a new ‘boyfriend’ too, some time ago – Cristiano Ronaldo – who could resist his picked eyebrows?) – who can easily boost your level of energy with just a smile!

_MG_3032

Freddy is especially fond of her wardrobe, which is very suitable to the climate of Santa Cruz de la Sierra and a dance that she does at the end of each cut, to the’whistling’ sound in the background. At that point cameraman joins her and the image starts to swing, zooming in and out.

Our favourite part of the ‘breakfast show’ is ‘live’ advertisement of ‘Coca-Cola’ among others, in the implementation of Paola. Ha! I have noticed that she watches her diet, because she only pretends to drink it.

I feast my eyes on the male presenter, who exercises his body to ‘sell’ luxury pants, shirts and shoes in the best way. I couldn’t take my eyes off him so there is no photo…

And finally, time for sports news and a guy who could play one of the characters in the ‘Moomins’ saga by Tove Jansson.

_MG_3033

What do you think, which one?

Fotografia Boliviana : Alvaro Gumucio Li

Boliwia ma do zaoferowania nie tylko piekne krajobrazy czy kolorowa tradycje, ale rowniez nowoczesna kulture i sztuke. W ciagu roku mialam szczescie uczestniczyc w kilku wydarzeniach kulturalnych, odwiedzic kilka wystaw oraz zapoznac sie z tutejszymi artystami – przez internet oraz osobiscie. Jednym z artystow, ktorego sztuke poznalam na samym poczatku pobytu w Boliwii byl Alvaro Gumucio Li – Fotograf.

Bolivia has to offer not only beautiful landscapes and colorful traditions, but also the modern culture and art. During the year, I was fortunate to attend a number of cultural events, visit several exhibitions and get acquainted with local artists – through the Internet and in person. One of the artists, whose works I get acquainted with at the very beginning of my stay in Bolivia was Alvaro Gumucio Li – the photographer.

 

Alvaro Gumucio Li

Urodził się on w Cochabambie w 1985 roku, gdzie studiowal reklame i marketing. Zainspirowany pracami innego boliwijskiego fotografa a zarazem przyjaciela rodziny – Eduardo Ruis Gumiel (przyznaje, ze wzgledu na pewne pokrewienstwo nazwisk, na poczatku ich ze soba mylilam:) –  zakupil swoj pierwszy aparat fotografczny za wyplate ‘barmana’ w wieku 21 lat i zaczal ksztalcic sie z zakresu fotografii w wolnym czasie.

Alvaro was born in Cochabamba in 1985, where he studied advertising and marketing. Inspired by the work of another Bolivian photographer and a friend of the family – Eduardo Ruis Gumiel (I admit that due to some similarity of their surnames I was confusing them with each other at the beginning:) – he bought his first camera for a first bartender’s salary at the age of 21 and began to educate himself in the field of photography in his spare time.

Dzis jest jednym z najbardziej znanych i cenionych fotografow mlodego pokolenia, specjalizujacym się w fotografii portretowej i mody, pracujacym miedzy innymi dla ‘Los Tiempos’ w Cochabambie. Alvaro Gumucio Li wspolpracuje rowniez z kolektywem “Sinmotivo oraz nauczycza fotografii. Jego prace ukazaly sie w niedawno wydanej ksiazce “Fotografia Boliviana”.

W ostatnich dniach mial on swoja pierwsza indywidualna wystawa w Centro Cultural Simón I. Patiño w Santa Cruz zatytuowana “Bifurcaciones temporales”. Czarno-biale zdjecia pochodzace z prywatnego archiwum artysty, ukazuja Boliwie w calej swej roznorodnosci. Czesc zdjec powstala ‘w drodze’ po pieknych zakatkach tego kraju – sa wiec ujecia z okien autobusu (jak i jego wnetrza) oraz krajobrazy. Jednak Alvaro Gumucio Li fotografuje przede wszystkim ‘ulice’, a jego wprawne oko wylapuje niezwykle momenty z zycia mieszkancow Boliwii – czasem nostalgiczne, innym razem humorystyczne.

Today Alvaro Gumucio Li is a well known and respected photographer of the young generation, specializing in portraiture and fashion, working for ‘Los Tiempos’ in Cochabamba among others. He also collaborates with the collective “Sinmotivo” and is a photography tutor. His work has appeared in the recently released book “Fotografia Boliviana“.

In recent days, GUMO (that’s his artistic pseudonym) had had his first solo exhibition in ‘Centro Cultural Simón I. Patiño’ in Santa Cruz entitled “Bifurcaciones temporales“. Black-and-white images from the private archive of the artist, show Bolivia in all its variety. Part of this collection was created ‘on the way’, travelling across the country – so there are shots taken from the window of the bus and landscapes. However, Alvaro Gumucio Li is photographing mostly ‘streets’, and his keen eye captures special moments in life of the Bolivians – sometimes nostalgic, sometimes humorous.

Alvaro Gumucio Li

Alvaro Gumucio Li

Alvaro Gumucio Li

Przegladajac galerie jego prac (‘Mi Tierra’ w szczegolnosci) wciaz powtarzam – ‘szkoda, ze to nie ja zrobilam to zdjecie’. Trudno mi sie jednak dziwic – Alvaro Gumucio Li nawiazuje w swoich zdjeciach do tradycji wielkich mistrzow ‘fotografii ulicznej’ jak chociazby Henri Cartier-Bresson czy Robert Frank. I mimo iz korzysta z nowoczesnych zdobyczy technicznych, jego prace maja ten ‘szorstki urok’ typowy dla fotografii analogowej.

Looking over his galleries (especially ‘Mi Tierra’), I keep saying to myself: I wish I had taken that picture!’:) I don’t find it surprising though – Alvaro Gumucio Li in his photographs revives the tradition of the great masters of ‘street photography’ like Henri Cartier-Bresson and Robert Frank. And although he uses modern technology, his work has this ‘rough charm’ typical for film photography.

Alvaro Gumucio Li

 

Alvaro Gumucio Li

Urzekala mnie rowniez jego sesja zdjeciowa ‘nowoczesnej’ interpretacji tradycyjnych tancow boliwisjkich w projekcie ‘CARNAVAL GLAM’ , z niezwykle kreatywna stylizacja Nita Tapia dla ‘Revista OH!’

I was also captivated by his photo session of  ‘modern’ interpretation of traditional Bolivian dances from the project ‘CARNAVAL GLAM’ with incredibly creative styling and MUA by Nita Tapia for ‘Revista OH!

Alvaro Gumucio Li

W wywiadzie dla dziennika ‘El Dia’ GUMO powiedzial: “Nie chcę wielkich tematów i wspaniałych rzeczy, chce po prostu pokazac to, co mnie porusza”. I o to przeciez (nam wszystkim) chodzi! Z cala pewnoscia uslyszymy wiecej o tym mlodym (tak, mlodszym ode mnie!), utalentowanym i wszechstronnym fotografie w  przyszlosci, a na razie zapraszam do przyjrzenia sie jego pracom na Facebooku oraz  Behance.

In an interview with the newspaper ‘El Dia’ the artist said: “I don’t want great themes nor great things, I just want to show what moves me.” And that is the point! I am sure we would see more from this young (yeap, younger than me:), talented and versatile photographer in a future, but for now you can see more of his works on his Facebook fan page and on Behance.

Alvaro Gumucio Li

 Info: http://www.eldia.com and http://www.gumophotography.com (and a private facebook investigation;).