Cochabamba – double exposure.
Category: —> Art & Culture
Evo Morales Ayma: President Fashionista *** Modny prezydent
Obecnym prezydentem Boliwii (2 kadencji) jest Evo Morales Ayma – Indianin z ludu Ajmara. W swoim kraju zarówno kochany, jak i nienawidzony (tak to już bywa z politykami). Ale nie o polityce chciałabym tutaj pisać – bo polityka mało mnie obchodzi, ale o niezwykłej przemianie, którą przeszedł prezydent Morales – z prostego ‘cocalero‘ (producenta koki) w eleganckiego ‘fashioniste‘. Jako pierwszy indiański prezydent Boliwii, Evo Morales uważa się za spadkobiercę prekolumbijskich tradycji i władców swego kraju, przemawiając w języku ajmara, uczestnicząc w tradycyjnych ceremoniach czy ubierając się w swetry z alpaki.
Today I would like to write a bit about President of Bolivia, Evo Morares Ayma – from indigenous ethnic group of Aymara. Both loved and hated by Bolivians (well, as every politician, I suppose). But not about politics I would like to write, as I do not have any interest it that, but about a big transformation that Evo Morales has undergone – from simple ‘cocalero’ (coca producer) to elegant ‘fashionista’. Morales as a first indigenous president of Bolivia has never cut himself off traditions of his country, speaking Aymara during official meetings, taking part in traditional celebrations and wearing alpaca jumpers.
W ostatnim czasie, kiedy oczy całego świata zwrócone były w stronę Wenezueli, do której zjechały się głowy wielu państw, aby uczcić pamięć ‘El Comendante’ Hugo Chaveza, można było zauważyć, jak bardzo wyróżniał się boliwijski prezydent na tle światowej śmietanki politycznej. Czym? Nie, nie ciemniejsza skora czy bujna czupryna, ale eleganckim garniturem ze stójka, ozdobionym kolorowymi lamówkami, nawiązującym do tradycyjnych wzorów tkanin boliwijskich. Tak właśnie przedstawia się prezydent podczas spotkań oficjalnych.
Recently, everybody’s eyes were turned towards Venezuela, where many officials came to pay tribute to ‘El Comendante’ Hugo Chavez, and I couldn’t help but notice, the person that stood out most form the crowd was President of Bolivia. Why? No, not because of his darker skin tone or luxuriant hair, but because of his elegant jacket, decorated with trimmings of traditional Bolivian patterns.
Fot.: INTERNET
Prezydent Evo Morales ma u mnie dużego + za propagowanie kultury własnego kraju, a nie papugowanie Zachodu. Można by myśleć, ze sklepy i bazary w Boliwii pełne są odzieży nawiązującej do strojów tradycyjnych, ale niestety nie jest to prawda. W rzeczywistości większość ubrań w Boliwii pochodzi z … Chin, a ubrania ręcznie szyte przez tradycyjnych rzemieślników sprzedawane są jedynie w sklepikach z pamiątkami. Co ciekawe, ich ceny często są niższe niż ceny tandety z Zachodu (albo raczej Wschodu:). Swoja droga, trudno się temu dziwić, ponieważ we wszystkich krajach europejskich sprawa wygląda podobnie…
Now, I am not a fashionista myself, and I can’t write (nor speak) about fashion too well, but I know what I like and I believe I have some sense of aesthetics that enables me to distinguish between bad style and good one. And President of Bolivia has scored a 5 + for promoting his own culture and not copying the others. He always looks proud of being different, proud of being himself and I really hope that he will never change! One could think that it is easy to buy traditional clothing here in Bolivia but unfortunately this is far from truth as local markets and shops are full of clothes made in … China, and hand made things are only to be found in gift shops. Interestingly, people prefer to buy more expensive ‘Western’ (or rather Eastern) cloths, plastic jewelry or bags instead of more economical hand crafted ones, made of natural materials.
Czasem zaskakuje mnie jednak to, ze ludzie wola wydać większe pieniądze za plastikowa biżuterię czy torebkę, niż kupić piękny naszyjnik z kolorowych nasion czy torbę z prawdziwej skory ‘hecho en Bolivia’. Niestety, i ja nie jestem wymarzonym klientem, ponieważ moje wydatki na razie przewyższają mój dochód, ale kiedy przechodzę obok sklepiku z tradycyjnymi wyrobami, zawieszam swoje tęskne oczy na wszystkich tych kolorowych pięknościach. Z drugiej strony, przechodząc obok butików (których szczególnie w Santa Cruz jest wiele), nie mogę się nadziwić, jakim cudem zwykła letnia sukienka może kosztować 80 dolarów (amerykańskich)!?
I am not a big shopper myself, as my spendings still are higher than salary, but when I pass by those colourfull souvenir shops I can’t take my eyes off beautiful things ‘hecho en Bolivia’ and I swear every time, that one day I will buy them all! On the other hand, when I walk past many ‘posh’ boutiques, I always wonder, how come a simple summer dress could cost 80 $!!
Gdy mieszkaliśmy jeszcze w Cochabambie, nasza znajoma zapytała mnie, czy podobało mi się w Santa Cruz. Kiedy odpowiedziałam, ze wole Cochabambe, z uwagi na lepsza pogodę, czyściejsze mercados, ale również ponieważ jest bardziej interesującym miastem, zapytała: Jak to? Kiedy odpowiedziałam, ze lubię Cochabambe za to, żyje tutaj wielu Indian Keczua, noszących tradycyjne stroje i fryzury, co nadaje temu miejscu kolorytu – nasza znajoma zatkało. Okazuje się bowiem, ze tak zwana ‘klasa wyższa’ Boliwii odcina się od korzeni, próbując naśladować bogata Amerykę (mam tutaj na myśli USA). A najbardziej widoczne jest to właśnie w Santa Cruz de la Sierra, które jest miastem w pełni ‘zamerykanizowanym’.
Once, one friend from Cochabamba asked me if I liked Santa Cruz. When I answered that I preferred Cochabamba because of its nice climate, cleanliness and Quechua indigenous people walking on the streets in their traditional clothes and hairstyles, I left her speechless. She couldn’t believe that I might prefer small city fool of Indian people rather than a big metropolis! In fact, so called Bolivian ‘upper class’ distances itself from its roots, trying to copy a rich America (USA). Which is the most noticeable in Santa Cruz de la Sierra – a city fully Americanized.
Z drugiej jednak strony, czasem zapominam, ze ci zamożniejsi Boliwijczycy zazwyczaj są potomkami europejskich kolonizatorów, wiec jako tako, zawsze byli odcięci od swoich korzeni i nie czują przynależności do tradycji ‘Nowej Ojczyzny’ …
Of course, we must remember that most of rich people here are not descendants of indigenous people but rather foreign colonizers, so their roots and customs are Western anyway.
Rozmawiałam ostatnio z pewnym młodym człowiekiem, który święcie uważa, ze Santa Cruz jest najlepszym miejscem na ziemi, a już na pewno w Boliwii, do tego stopnia, ze miałam wrażenie, ze mówi on o zupełnie odrębnym państwie. O zupełnie innej Boliwii, zwanej ‘Santa Cruz’.
I spoke recently with a young man, who was convinced that Santa Cruz is the best city in the whole wide world or at least in Bolivia. But when he spoke I had an impression that he is talking about different country. Different Bolivia called ‘Santa Cruz’.
Nie jest wiec niczym zaskakującym, ze Cruceños ostentacyjnie sprzeciwiają się polityce Evo Moralesa, choć czasem mam wrażenie, ze oni po prostu nie chcą mieć za prezydenta Indianina Aymara z Oruro, który bez krepowania zakłada tradycyjne stroje boliwijskie. Niestety, żyjąc w Boliwii nie da się nie zauważyć głębokich różnic społecznych dzielących to piękne państwo.
Mieszkam wiec dalej w Santa Cruz, podziwiając garderobę prezydenta w telewizorze i snując plany podroży do tej może i biedniejszej, ale ‘prawdziwej Boliwii’ – kraju zwykłych, dumnych ze swojej tradycji ludzi.
Cruceños ostentatiously oppose politics of president Evo Morales, but I think that they just simply don’t want an Aymara from Oruro, wearing proudly his traditional clothes, to represent their country. As I said before, I don’t know much about politics, but as an outsider living here I can’t help but notice deep social differences dividing this beautiful country.
So, I live still in Santa Cruz de la Sierra, admiring presidential clothes in TV, and dreaming about travelling to the other ‘poorer, provincial but ‘real Bolivia’ – a country of simple, proud people.
Carnaval de Cochabamba II – ‘El Corso de Corsos’
Boliwia jako prawdziwe ‘Estado Plurinacional’ czyli Państwo Wielonarodowe, pielęgnuje i celebruje tradycje jak mało które na świecie. Aby przekonać się na własne oczy o wielokulturowości Boliwii wystarczy zobaczyć karnawał, który jak pisałam poprzednio, obchodzi się w lutym. Karnawał nie jest tutaj powiązany z religia, a raczej z obrządkami pogańskimi – w tym okresie ludzie świętują bowiem udane zbiory. Trochę wiec można to porównać do naszych Dożynek, z tym ze nie tych chrześcijańskich, a raczej słowiańskich. O ile duże miasta organizują wielkie parady w tym samym czasie (2 dni wolne od pracy + weekend), o tyle każde małe miasteczko czy wioska świętuje karnawał w różnych dniach lutego a nawet marca, według własnych tradycji.
Bolivia as a true ‘Estado Plurinacional’ nurtures and celebrates the traditions of its people like no other country in the world. To see with your own eyes Bolivian multiculturalism in full glory you must see the carnival, which as I wrote before, starts in early February. Interestingly, however, the carnival isn’t here linked with catholicism, but rather a pagan rites! Yes, at that time, people celebrate a successful harvest, that could be compared with Polish ‘Dozynki’ – celebration of Slavic origin.
Na przykład, nasza koleżanka pochodząca z Mizque (miasteczka oddalonego o około 180 km od Cochabamby) opowiadała, iż mężczyźni tam mieszkający zwyczajowo w tych dniach przebierają się za kobiety, popierając swa opowieść odpowiednimi zdjęciami:)
While large cities organize a big parades at the same time (4 days), every small town and village celebrates carnival through February and March, honoring their own traditions. For example, our friend who comes from Mizque (about 180 km from Cochabamba) told us that traditionally men in these days dress up as women (she also supported her story with relevant pictures :)
Cochabamba natomiast korzysta z ustawowych dni wolnych, ale swoja paradę organizuje tydzień później, nazywając ja ‘parada parad’, w której uczestniczą tancerze biorący udział w wielkim karnawale w Oruro. Od rana do nocy, barwna karawana przemierza tanecznym krokiem ulice Cochabamby, podziwiana przez tysiące ludzi siedzących na specjalnie na te okazje ustawionych trybunach. Swoja droga, ile trudu zadaje sobie miasto, aby ustawić, przypominające rusztowania, siedziska o długości około 4 km!
Cochabamba uses a statutory 4 days of holidays, but the parade is organized a week later. Called ‘Parade of the Parades’, it has the same dancers that take part in the grand carnival of Oruro. From morning to night, colorful caravan passes the streets of Cochabamba, admired by thousands of people sitting on the specially arranged for the occasion stands. By the way, it is incredible how much effort and money city council spends to put those seats aka scaffolding, along the main streets (almost 4 km in length)!
Przemarsz planowo miał się rozpocząć od parady wojskowej o 8.30 rano. Uzbrojeni w nasze aparaty, wyruszyliśmy wiec na poszukiwanie miejsc. Tak się składa, ze parada przechodzi niedaleko naszego apartamentu (jakieś 10 min. piechota), dotarliśmy wiec na miejsce około 9.00. Co zastaliśmy? Nic.
The celebration was supposed to start with a military parade at 8:30 in the morning. Armed with our cameras we set off to search for the best seats. Luckily, the parade passes close to the apartment (no more than 10 min. walk), so we reached the place around 9 am. What we had found? Nothing.
Nic się nie działo, ludzie dopiero co zaczęli zajmować miejsca. Poinformowano nas, ze cena od osoby w pierwszym rzędzie to 90 bs., ale nikt nie gwarantuje miejsca, jeżeli je opuścimy. Cóż, nie uśmiechało nam się siedzieć w upale w oczekiwaniu na rozpoczęcie imprezy, która już dawno powinna się kręcić – ‘hora Boliviana’, jak tutaj mówią… Postanowiliśmy wiec wrócić do domu i spróbować szczęścia później.
Nothing was happening and we were informed that the price for a first row seat per person is 90 bs. , but they are not guaranteed , if we decide to leave them unattended. Well, we did not fancy sitting around in the heat while waiting for the event to start, God knows what time (‘Hora Boliviana’ as they say here ) – so we decided to go back home and try later.
Później, czyli około 16.00, impreza rozkręciła się na dobre, ale niestety wszystkie miejsca okazały się zajęte, a lekko nabuzowany tłum (spryskujący przechodniów piana w puszkach czy Bóg wie czym) zniechęcili nas do dalszych prób.
Later, at about 4 pm it was unfortunately too busy, and slightly drunk crowd (spraying passers by with foam) discouraged us to seek further.
Na paradę wróciliśmy późnym wieczorem, ponieważ znajomy naszego znajomego miał ponoć dla nas miejsca. Okazało się jednak, ze nie można się było dostać na trybuny z ulicy (przejście tarasowała policja), jedynym rozwiązaniem było wiec ‘przeczołganie się’ pomiędzy rusztowaniami. Dodam tylko, rusztowaniami skleconymi z desek i metalu, uginającymi się pod naporem tysięcy skaczących i podpitych widzów.
We came back later in the evening, because a friend of our friend was supposed to have places for us. It turned out that we couldn’t get to the stand from the street (as police blocked the passage), so the only solution was to ‘crawl’ between the scaffoldings, made of wood and metal, diffracting under the pressure of thousands of jumping and drunk spectators. I was faced with a serious dilemma – to go home and spoil all fun for my friends and Freddy (who surprisingly was in his element), or take a chance, breaking all the rules of safety and common sense?
Stanęłam wiec przed poważnym dylematem – iść do domu czy zaryzykować przeprawę, łamiąca wszelkie zasady bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku?
Po chwili znalazłam się w samym centrum ‘zabawy’, pośród rozwrzeszczanego i kompletnie pijanego tłumu, a po dziesięciu minutach byłam już w drodze do domu, obserwując, chcąc nie chcąc, ludzi sikających i wymiotujących wprost na ulicy oraz ‘cleferos‘ tułających się w poszukiwaniu drobnych na ‘klej’.. No dobra, pewnie powiecie, ze stara i nudna już jestem, nie pale, nie pije – tylko narzekam. A ja dodam jeszcze, ze o wiele bardziej niż karnawał, kręcą mnie boliwijskie uroczystości religijne:)
I went inside, cowling between wet and dirty seats but after ten minutes I was on my way home, observing people pissing and throwing up on the street and ‘cleferos’ wandering around in search of coins to buy ‘glue’. Probably you will say that I am just too old, moaning and complaining about everything, but I will only add, that much more than a carnival I enjoy religious festivals :)
* Moje obawy nie były bezpodstawne: w 2014 podczas Karnawału w Oruro, pod naporem skaczących ludzi, zawaliła się kładka nad ulica, zabijając 4 osoby. Karnawał odwołano. Tydzień później w Cochabambie zawaliły się rusztowania, raniąc 7 osób…
Bawcie się wiec, ale z głową!
* My worries weren’t baseless – in 2014 during Carnival in Oruro the street bridge collapsed, under the weight of jumping crowd. One week later, similar accident had happened in Cochabamba, leaving 7 people injured.
Enjoy the carnival fun but use your head too!
Carnaval de Cochabamba I *** ‘Entrada de los Niños’
W ubiegły weekend wybraliśmy się do Cochabamby na 4-dniowe obchody karnawału. Okazało się jednak, ze w Cochabambie karnawału nie ma! Jak to? – nie mogłam pojąc i…dlaczego nikt mi po tym wcześniej nie wspomniał?
Cochabamba karnawału nie obchodzi, ponieważ dzielą ja tylko 3 godziny jazdy samochodem od ORURO, w którym odbywa się najsłynniejszy karnawał w Boliwii. Mieszkańcom pozostaje wiec na pocieszenie ‘Entrada de los Niños’ – parada dzieci oraz polewanie się woda. Humor poprawił mi się od razu widząc przebrane dzieciaczki ze swoimi rodzicami, przemierzających największą ulice miasta ‘Prado’ w miniaturowych samochodach i bogato ozdobionych ciężarówkach. Trzymaliśmy jednak dystans od całego tego zgiełku, ponieważ tradycja jest, ze dzieci i młodzież polewają się woda podczas parady – nas tez to nie uniknęło, ale musze przyznać, ze odbywało się to bardziej kulturalnie niż podczas naszego Śmigusa Dyngusa. Z reguły osoby dorosłe są bowiem ‘oszczędzane’, czasem tylko można dostać balonem napełnionym woda z przejeżdżającego samochodu:)
Last weekend we went to Cochabamba to celebrate four days long Carnival. It turned out, however, that there is no Carnival in Cochabamba! How come? – I could not understand … and why nobody had told me that before?
Cochabamba doesn’t have a carnival because the city is located only 3 hours drive from ORURO, where the most famous carnival in Bolivia takes place. Cochabambinos these days have only ‘Entrada de los Ninos’ – a parade of children and water fights. I must say, my humor improved when I saw children with their parents dressed up in cute costumes, presenting themselves on the ‘Prado’ street on miniature cars and richly decorated trucks. However, we kept the distance of all of the buzz, because traditionally children and teens pour water during the parade. In the next days we also got sprayed, but I have to admit that this was done more culturally than during our Polish ‘Smigus Dyngus’. Usually adults are ‘saved’ from mocking, just sometimes you can get hit by a water balloon thrown from a passing car:)
Woda polewa się podczas całych 4 dni karnawału, trzeba wiec być na to przygotowanym, szczególnie jeżeli podróżuje się samochodem – polecam zamknąć okna:) W zasadzie to taka darmowa uliczna myjnia:)
You may get wet during all four days of Carnival, so it’s better to be prepared. Especially when travelling by car – it’s better to close all windows and enjoy ‘free street car wash’:)
W te dni najlepiej jest nie stać pod mostem… / During these days is bettern not to stand under the bridge…
fot. Freddy
fot. Freddy
Ciekawostką jest natomiast, ze w następną sobotę po karnawale, większość tancerzy z Oruro przyjeżdża na występy do Cochabamby – kto wiec przegapił najsłynniejszy karnawał w Boliwii, może zdążyć na powtórkę z rozrywki podczas Corso de Corsos:) Warto? Oczywiście, jest to wspaniała okazja aby zapoznać się z kulturą, muzyką i tradycyjnymi strojami Boliwii. Ja miałam szczęście uczestniczyć w takiej paradzie w ubiegłym roku podczas Święta Madonny z Unkupiny, gdzie wyglądało to tak —> klik.
Interestingly, the next Saturday after the carnival, most dancers from Oruro arrives in Cochabamba – so if someone missed the most famous carnival, can catch it later during Corso de Corsos :) Is it worth it? Of course, this is a great opportunity to get acquainted with the culture, music and traditional costumes of Bolivia. I was lucky to participate in this kind of the parade last year during the celebration of ‘Virgen de Unkupina’ —> click.
Wiele osób pytało, czy nie żałujemy, ze przegapiliśmy karnawał w Santa Cruz? Odpowiedz brzmi – nie. Mieliśmy mały przedsmak tego, co się tutaj działo, oglądając w lokalnej telewizji przygotowania do karnawałowego szaleństwa – tania podróbkę karnawału w Rio. Po powrocie zobaczyliśmy zaś ślady po zabawie – farbę na elewacjach budynków. Tak, tutaj oprócz wody, oblewa się przechodniów farba a nawet, jak niektórzy znajomi doświadczyli – błotem.
Many people have asked whether or not we regret that we have missed the Carnival in Santa Cruz (second biggest in the country)? The answer is – no. We had a small taste of what is happening here, watching the preparations for the carnival madness in local television – it just looked like a cheap version of carnival in Rio. And when we returned, we saw that many buildungs in the city were sprayed with paint – here besides the water, teens throw on passer-byers paint or even, as some friends have experienced – mud and dirt.
Oczywiście, komercja wbiła się tez do karnawału w Oruro – gdzie niektórzy tancerze przerabiają tradycyjne długie suknie Tinku na sukienki typu ‘mini’, ale jest to zachowanie marginalne. W Santa Cruz podobno niewiele już pozostało z tradycji, dlatego tez nasi znajomi – rodowici ‘Cruceños’ jak co roku wybrali się w tym czasie na krótkie wakacje.
Of course, commerce also thrust into the carnival in Oruro where some dancers change traditional long gowns of Tinku into ‘mini’ dresses, but thankfully this is still marginal. In Santa Cruz there is little left of the tradition, that is why our friends – native ‘Cruceños’, always go on holidays this time of a year.
Bogatsza w owe doświadczenia ( a raczej ich brak), postaram się lepiej zaplanować (i wykorzystać) przyszłoroczny karnawał!
Enriched in all experience (or the lack of it), I can plan something different for the next year!
Heriberto ‘Rocky’ Balboa – The Tailor *** Krawiec z tradycja
Kilka miesiecy temu Freddy trafil do zakladu krawieckiego ‘Balboa’ w celu zreperowania dziury w spodniach oraz uszycia nowych.
Efekt calej ‘operacji’ okazal sie tak dobry, ze Pan Heriberto Balboa Fernandez zostal naszym ‘ulubionym’ krawcem w Cochabambie. Podczas kolejnej wizyty, przy okazji zmniejszania kilku koszul i spodni, narodzil sie w mojej glowie pomysl dokumentacji calego przedsiewziecia – tego niewielkiego zakladu krawieckiego, w ktorym czas zatrzymal sie kilkadziesiat lat temu oraz jego niezwyklego wlasciciela.
Niestety, czas i niesprzyjajaca aura przeszkodzily mi w ‘zaplanowanej sesji’, ale mimo to udalo mi sie sfotografowac Pana Balboa przy okazji odbioru perfekcyjnie ‘przerobionych’ ubran. Mistrz krawiectwa zgodzil sie na kolejna sesje nastepnym razem – mam nadzieje, ze niedlugo i w bardziej sprzyjajacych ‘warunkach swietlnych’. Tym razem mam rowniez nadzieje zastac w zakladzie drugiego krawca – ktorego zapamietalam pracujacego tuz przy oknie na najpiekniejszej maszynie ‘Singer’.
Nie zebralam wielu informacji o zyciu Pana Balboa, ale jak z jednego zdjecia wynika, dyplom krawiecki otrzymal on w roku 1961 z rak Mistrza Paulo E.S. Puglieli, w Sao Paulo w Brazylii. Balboa, jak zwraca sie do niego Freddy, jest niezwykle uprzejmym i zawsze usmiechnietym czlowiekiem oraz wielkim erudyta. Kiedy dowiedzial sie, ze jestm z Polski, potrafil wymienic fakty z najnowszej historii mojego kraju, o ktorych nawet ja, przyznaje z lekkim zazenowaniem, nie pamietalam. Oczywiscie wpomnial rowniez o Janie Pawle II i Lechu Walesie, i Solidarnosci. Balboa, za kazdym razem, zaskakuje nas swoja wiedza o swiecie oraz zyciowa madroscia. Za kazdym razem ujmuje eleganckim sposobem bycia i dobrodusznym usmiechem.
Oto nasz Heriberto ‘Rocky’ Balboa:
C.D.N.
***
A few months ago, Freddy went to the tailor ‘Balboa’ to fix a hole in his pants and sew new ones up. The effect of the whole ‘operation’ turned out to be so good that señor Heriberto Balboa Fernandez became our ‘favorite’ tailor in Cochabamba.
During the next visit, on the occasion of fitting the number of shirts and trousers, an idea to document this place was born in my head – this small studio, in which time stopped several decades ago with it’s extraordinary owner. Unfortunately, time and bad weather disrupted my ‘scheduled session’, but I still managed to take couple of pictures of Mr. Balboa while collecting perfectly ‘converted’ clothes. Master Balboa agreed to another session some time in a future – I hope soon enough and in more conducive ‘conditions of light’. This time, I also hope to meet another tailor working there – right beside the window on the most beautiful ‘Singer’ machine I’ve ever seen in my life.
I did not gather a lot of information about the life of Mr. Balboa, but as one image shows, he earned his diploma in 1961 from the hands of the Profesor Paulo E.S. Puglieli in Sao Paulo, Brazil. Balboa, as addressed by Freddy, is a very polite and always smiling man, and also a great erurite. When he learned that I am Polish, he brought up so many facts of the recent history of my country, which even I, I admit with a slight embarrassment, could not remember. He mentioned of course also John Paul II and Lech Walesa, and Solidarity. Balboa, each time is surprising us with his knowledge about the world and his life wisdom. Every time he marvels us with his natural elegance and a good-natured smile.
Our Heriberto ‘Rocky’ Balboa.
To be continued…