Mother’s Day in Bolivia – Boliwijski Dzień Matki

Zacznijmy od tego, ze Dzień Matki  przypada w Boliwii na 27 maja, nie jak w Polsce 26 maja, czy w Irlandii – w czwartą niedzielę Wielkiego Postu. Zresztą, niemal każde państwo obchodzi  to święto innego dnia, a Boliwijczycy czasem i dwukrotnie;)

To begin, Mother’s Day in Bolivia is celebrated on 27 May, not like in Poland on May 26th, or in Ireland – the fourth Sunday of Lent. Well, almost every country is celebrating this holiday on different day and Bolivians sometimes twice;)

‘El Dia de la Madre Boliviana’ została zapisana w ustawie państwowej w 1927 roku przez prezydenta Hernando Siles Reyesa. W tym dniu celebruje się bohaterska bitwę o Coronilla, która miała miejsce podczas Boliwijskiej Wojny o Niepodległość 27 maja 1812 roku w Cochabambie. W bitwie tej, kobiety, które wcześniej potraciły mężów, ojców, braci i synów, dzielnie broniły miasta przed Hiszpanami. Wiele z nich poniosło wówczas śmierć, ale Boliwia odzyskała niepodległość dopiero w roku 1825. Z okazji upamiętnienia tego smutnego acz heroicznego wydarzenia historycznego, wzniesiono na Wzgórzu Coronilla (dziś Cerro San Sebastian) pomnik, upamiętniający dzielne niewiasty – ‘Heroinas de Coronilla‘.

‘El Dia de la Madre Boliviana’  was passed into law in 1927, during the presidency of Hernando Siles Reyes. It commemorates the Battle of La Coronilla, which took place on 27 May 1812, during the Bolivian War of Independence, in the city of Cochabamba. In this battle ‘orphaned ‘women, fighting for the country’s independence, were slaughtered by the Spanish army. To commemorate this sad but heroic event, they built on the hill  of Coronilla a monument celebrating these brave woman.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Każdego roku w Cochabambie dzień ten obchodzony jest szczególnie wyjątkowo – szkoły i miejsca publiczne są zamknięte, a przez część miasta przechodzi procesja religijna, kończąca się Msza Świętą naCoronilli. W tym roku, co ważne,  przypadała 200 rocznica bitwy.

Every year Cochabamba celebrates this day with due respect – schools and public places are closed, a religious procession passes through the part of the city, ending with the Holy Mass at Coronillia.

Tyle o historii. A jak obchodzą Dzień Matki zwykli mieszkańcy Cochabamby? Otóż, bardzo uroczyście – kwiaciarki na każdym kroku sprzedają wiązanki i kartki, w całym mieście odbywają się koncerty dla matek, i cale rodziny odwiedzają groby swoich zmarłych rodzicielek.

At every step, florists sell bouquets and cards, there are concerts for mothers all over the city and families visit the graves of they loved one’s.

boliviainmyeyes

Także i ja świętowałam 27 maja, nie tyle jednak z okazji Dnia Matki, ile z okazji urodzin:) Dzień wcześniej, i razem z wujkiem Freddiego, Charlie! Byl i tort, było i Happy Birthday i Sto lat, i cala boliwijska rodzina.

I also celebrated on May 27, but not so much the Mother’s Day as my birthday:) The day before, with uncle Charlie! There was a cake, Happy Birthday and Sto lat, and the whole Bolivian family.

boliviainmyeyes

Wszak, piękny to dzień – Dzień Matki! Feliz Día de la Madre!

After all,  what a beautiful day – Mother’s Day is! Feliz Día de la Madre!

boliviainmyeyes

Cultural Life of Cochabamba *** Zycie kulturalne Cochabamby

Zycie kulturalne Cochabamby jest bardzo bogate, wbrew pozorom. Po wizycie w tutejszej Informacji Turystycznej myslalam, ze nic tutaj sie nie dzieje, dostalam tam bowiem tylko mape (co i tak bylo milym zaskoczeniem!). Przelomem okazala sie wizyta w Palacio Portales (patrz: poprzedni wpis), kiedy anglojezyczna pani przewodnik poinformowala nas o darmowej wystawie w galerii palacu. Kiedy wybralismy sie na otwarcie owej wystawy, dowiedzielismy sie przy okazji, o innych darmowych imprezach odbywajacych sie w rezydencji Portales oraz otrzymalismy przewodnik po wydarzeniach kulturalnych w miescie. Nie na darmo miejce to nazywa sie ‘Centrum Kulturalnym i Pedagogicznym im. Simona I. Patiño !

Wystawa plakatu : ‘Prawa Czlowieka w Globalnym Humorze’ (Derechos Humanos en el Humor Mundial) zachwycila nie tylko mnogoscia  i jakoscia prac, ale rowniez organizacja wydarzenia. Kazda praca w antyramach powieszona zostala na bielutkich scianach, przy kazdej pracy informacja o autorze. Dwie sale, mieszczace sie w suterenie, zostaly rowniez pierwszorzednie oswietlone. Bylo i wino, byly i przekaski, serwowane przez kelnerow (!); byli rowniez panowie fotografowie z miejscowej prasy oraz oficjalne przemowienie (na czas ktorego zabarykadowano jedyne wejscie do galerii:).

Na wystawie znalazly sie prace autorow z calego swiata, w tym z Polski, autorstwa Pawla Kuczynskiego:

Podczas wystawy dowiedzielismy sie, ze na przyszly tydzien zaplanowany jest w Portales DARMOWY koncert fortepianowy.

Koncert Cirila Huve, zorganizowany przez Ambasade Francuska i Stowarzyszenie Francuskie, odbyl sie w Sali Reprezentacyjnej palacu,  z iscie latynoskim opoznieniem (polgodzinnym). Tak na marginesie, Boliwia zdaje sie miec bardzo dobra wspolprace z Francja, poniewac 3/4 imprez w Cochabambie organizowanych jest wlasnie przez ‘Alianza Francesa’.

Sala byla wypchana po brzegi, otworzono wiec nastepna, gdzie ludzie mogli na stojaco kontemplowac muzyke. Wsrod zroznicowanej wiekowo publicznosci bardzo wielu bylo turystow (latwo ich odroznic, bo wszyscy mieli blond wlosy), ktorzy wygladali jakby dopiero co wysiedli z autokaru (ja i Freddy bylismy jednymi z bardziej elegancko ubranych ludzi). Ponad dwugodzinny reczital zakonczyl sie owacja na stojaco i bisem, a podczas przerwy mialam okazje porobic zdjecia wnetrzom palacu. Przy wyjsciu zwrocono mi uwage, ze jest to zabronione (tak jak podczas zwiedzania), ale pamiec mojego aparatu i tak byla juz zapelniona:)

Po koncercie wdalismy sie w mila rozmowe z mieszkanka Cochabamby i jej synem, studentem fortepianu, co zakonczylo sie zaproszeniem na prywatny koncert w ich rezydencji.

Do domu wracalismy z przekonaniem, ze nasze zycie kulturalne bedzie o wiele bogatsze w Boliwii, niz w Dublinie. Jednym z powodow jest oczywiscie darmowy charakter imprez, przy czym czynnik pogodowy nie jest tutaj bez znaczenia. O ilez milsza jest wieczorna eskapada przy 20 stopniach Celsjuszy od tej w zimnie i rzesistym deszczu!?

Podczas kolacji w jednej z naszych ulubionych restauracji – ‘Vinopolis’ – dowiedzielismy sie o koncercie muzyki tradycyjnej w ich lokalu. Wstep 20 Bs (€2). Troche sie zawiodlam, gdy okazalo sie, ze grac bedzie tylko 2 ‘chlopakow z gitarami’, muzyke z repertuary powszechnie znanego i lubianego (czytaj: przeboje czasow minionych). Rozczarowanie szybko jednak zamienilo sie w podziw i ogolne poczucie szczescia – zarowno z powodu pieknych glosow muzykow, jak i dostatku czerwonego, czilijskiego wina. Nasza osmioosobowa grupa, jak i reszta sali, wypchanej po brzegi, bawila sie przednio, czego rezultaty byly widoczne na naszych ubraniach (…), jak i odczuwalne nastepnego dnia:)

 

***

Cultural life of Cochabamba it’s very rich, in spite of appearances. After a visit to the local Tourist Information I thought that nothing ever happens here because I’ve got there only a map (which was a nice surprise anyway!). Breakthrough came with a visit to the Palacio Portales (see previous entry), when the English speaking guide told us about a free exhibition in the gallery of the palace. When we went to the opening of this exhibition, we learned about other free events held at the residence of Portales, and we received guide to cultural events in the city. There is the reason this place is called Cultural and Pedagogical Centre of Simon I. Patino’!


Exhibition of the posters, ‘Human Rights in the Global Humor’ (Derechos Humanos en el Mundial Humor) was great not only because of the multiplicity and quality of work, but also the organization of the event. Each work was hung on the white walls, with information about the author. Two rooms, located in the basement, were also well lit. There was some wine, and snacks were served by waiters (!). There were also photographers from the local press and an official speech (at the time the only  entrance to the gallery was barricated by guards :).

The exhibition included the work of authors from around the world, including Polish –  Pawel Kuczynski.

And….there is a proof we were there:

Other time, Ciril Huve concert, organized by the French Embassy and the French Association, was held in the Representative Hall of the palace, with a truly Latin delay (half hour). Bolivia seems to have very good cooperation with France, because 3/4  of all events in Cochabamba are organized by the ‘Alianza Francesa‘.

The main room was stuffed to the brim, so they opened the back one, where people could contemplate music standing up. Among the age-differentiated audience were also many tourists (it was easy to distinguish them, because they all had blond hair), who looked as if they just jump off the bus. More than two-hour recital ended with the standing ovation and bis, and during the break I had a chance to take pictures of the interiors of the palace. When leaving the place, I was informed that it is prohibited to take a picture inside (the same as during the tour), but the memory of my camera was already full :)

After the concert we had a friendly conversation with a resident of Cochabamba and her son, a student of the piano, which resulted in an invitation to a private concert in their house.

We returned home with the conviction that our cultural life will be much richer in Bolivia than in Dublin. One reason would be of course free nature of the events, but the weather factor is not without significance. How nicer is an evening escapade at 20 degrees Celsius from the one at 10 degrees and in pouring rain!?

At dinner in one of our favorite restaurants – ‘Vinopolis’ – we found out about the concert of traditional music in their premises, with entrance of 20 Bs. (€ 2). I was a little disappointed when it turned out, that only 2 ‘boys with guitars’ will be playing repertoires of well-known and loved songs (read: hits of past times). But disappointment quickly turned to admiration, and a general feeling of happiness – both because of the beautiful voices of musicians, and plenty of red chillenian vine. Our eight-person group, and the rest of the room, stuffed to the brim, was enjoying the night very much, what have shown on our clothes (…) and felt the next day :)

Cochabambinos I

Obraz spoleczny Cochabamby to temat rozlegly i drazliwy. Jestem w Boliwii dopiero od 2 tygodni, ale podzial klasowy widoczny byl od pierwszego dnia na boliwijskiej ziemi. Ba, na dlugo przed podroza nasluchalam sie opowiesci o ‘sluzacych’, brudnych Indianach, rozhulanych producentach koki itp. Oczywiscie probowalam odciac sie od tych stereotypow – w koncu pochodze z demokratycznej Europy. Negowalam rowniez uzywanie slowa ‘sluzaca’ (maid) w zamian za bardziej neutralnie brzmiace – ‘gosposia’ (housekeeper). Coz, przyzwyczajona do samodzielnego zycia, w ogole odrzucalam potrzebe ‘posiadania’ gosposi!

Tymczasem w Cochabambie….

Nasza gosposia, zatrudniona przez rodzine Freddiego ma na imie Cristina i jest jedna z najbardziej kochanych, radosnych i pomocnych osob, jakie kiedykolwiek mialam szczescie spotkac. Cristina jest z pochodzenia Indianka Ajmara (druga rdzenna grupa etniczna Boliwii sa Indianie Keczua, ktorzy stanowia wiekszosc w Cochabambie), noszaca tradycyjne szerokie i kolorowe spodnice – ‘polleras’. Co ciekawe (jak podaje wszechwiedzaca Wikipedia), stroj ten byl pierwotnie noszony przez hiszpanskie chlopki i zostal NARZUCONY rdzennym mieszkankom Boliwii przez wladze kolonialne. Obecnie pollera jest symbolem dumy z wlasnych korzeni.

Cristina, jak wiekszosc Indianek w Cochabambie, nie nosi znanego ze zdjec ‘melonika’, ale jasny slomiany kapelusz. Najbardziej interesujaca czescia stroju Cristiny sa jej dlugie wlosy! Zaplecione w dwa warkocze, w ktore wpleciona jest czarna welna (?), polaczone sa na koncach fredzlami.

Niestety nie wiem zbyt duzo o zyciu naszej gosposi, poniewaz na dzien dzisiejszy komunikujemy sie przede wszystkim werbalnie lub przez osoby trzecie. Z opowiadan innych dowiedzialam sie jednak, ze Cristina ma dwie corki i meza (ktorego takze poznalam). Mieszkaja oni na obrzezach miasta, skad dojezdzaja do pracy autobusem miejskim (to jest temat na nastepny wpis), a zajmuje im to ponad godzine… Placa typowej gosposi domowej w Cochabambie wynosi 100$ (!), Cristina zarabia 120$ i dorabia sobie jeszcze po godzinach srzataniem i praniem w innych domach.

Czy gosposie sa potrzebne?

Coz, ja osobiscie lubie sprzatac sama (nikt w koncu nie zrobi tego tak dobrze jak ja:), szczegolnie po zakupie nowego odkurzacza. Gotowanie to tez dla mnie przyjemnosc (po tacie mam umiejetnosc ‘stworzenia’ czegos z niczego). Smieci trzeba wynosic codziennie (to tez temat na kolejny wpis), ale w domu tez to robilam. Tylko pranie mogloby sprawic mi trudnosc, bo nie mamy pralki… Jest za to specjalne pomieszczenie z ogromnym zlewem (z tarka) – troche jak za czasow babcinych (choc moja babcia miala ‘Franie’). Coz, jak trzeba to trzeba.

Zaoszczedzilabym $120!

Niestety w tym samym czasie, Cristinita stracilaby owe $120…

Jak to wiec zwykle bywa, medal ma dwie strony. Mysle, ze mieszkancy Boliwii zatrudniaja gosposie, pomoce domowe, sprzataczki czy praczki zwykle z przyzwyczajenia, z tradycji, moze i z lenistwa, ale przy okazji daja tym kobietom prace i zarobek, ktorego w inny sposob by nie zdobyly.

Dla mnie najwazniejsze jest wiec, ze Crisinita moze utrzymac swoja rodzine i ze jest szczesliwa z nami. Zawsze przyjemniej jest miec dobra dusze w domu, ktora rowniez jest przewodnikiem w czasie zakupow na jarmarku czy negocjowania cen u taksowkarzy. W tym temacie osiagnelismy wiec kompromis.

Co do prodcentow koki, to nie mam duzej wiedzy na ich temat. Slyszalam jednak, ze jutro zjada sie do Cochabamby, by oprotestowac protest lekarzy i pielegniarek. Ci drudzy walcza o wyzsze pensje (i maja racje), ci pierwsi, jako zaciekli obroncy prezydenta, beda starali sie wybic im to z glowy…. Podobno w zeszlym roku zamordowano jednego z protestujacych, studenta – wieszajac go na drzewie…. Dla zwyklych mieszkancow Cochabamby strajk oznacza paraliz komunikacyjny i ogolny chaos (zreszta i dzis nie mozna dostac sie do miasta, bo zablokowano wszystkie mosty). Troche przypomina mi to ‘strajk wloski’.

Niestety tak sie sklada, ze rdzenni mieszkancy Boliwii – Indianie Keczua i Ajmara, ktorzy razem stanowia 66% ludnosci tego panstwa, so uwazani za najnizsza klase spoleczna. I niestety wyglada na to, ze niepredko sie to zmieni, zwazywszy na niskie place i naprawde wysokie koszty edukacji.

Inne grupy etniczne stanowia Metysi – ‘Karas’ (25%) i biali ‘Gringos’ – (12%) . Ponadto rozroznia sie jeszcze hippies i ‘mochileros’ – podrozujacych z plecakiem (backpakers:)

Na koniec polecam artykul, napisany piekna proza (po angielsku) przez Becce Leaphart ‘The Bolivia I didn’t want to know’, skupiajacy sie na problemach spolecznych w Cochabambie, probujacy znalezc ich przyczyny  i sposob na ich rozwiazanie: http://matadornetwork.com/abroad/the-bolivia-i-didnt-want-to-know/.

Image

Cristina

***

The social image of Cochabamba is a very extensive and sensitive subject. I have been in Bolivia only two weeks, but the class division was visible from the first day on the Bolivian soil. Well, long before the trip I had heard a lot of stories about ‘servants’, dirty Indians, coca growers etc. Apparently I was trying to distance myself from these stereotypes as a citizen of democratic Europe. I also denied the use of the word ‘maid’ in exchange for a more neutral sounding – ‘housekeeper’. In fact, I used to independent living and, in general, I rejected the need for having a housekeeper!

Meanwhile, in Cochabamba ….

Our housekeeper Cristina is one of the most loving, happy and helpful persons that I was lucky to meet. Cristina is of Aymara Indian origin (other indigenous ethnic group in Bolivia are Quechua Indians, who are the majority in Cochabamba), wearing the traditional broad and colorful skirts – ‘polleras’. Interestingly (according to omniscient Wikipedia) this dress was originally worn by the Spanish peasants and indigenous people were imposed to wore them by the colonial authorities. Currently Pollera is a symbol of pride of their roots. Cristina, like most ‘Indios’ in Cochabamba, doesn’t wear traditional ‘bowler hat’ but simple straw hat. The most interesting part of Cristina’s outfit however, is her long hair! Plaited into two braids together with black wool (?), their ends are connected by wooly fringes. Incredibly interesting hairstyle!

Unfortunately, I do not know too much about the live of our housekeeper, because at present we communicate mainly verbally or by third parties. From the stories although I’ve learned that Cristina has two daughters and a husband (whom I met before). They live on the outskirts of town, from where they commute to work by bus (this is subject for the next post) what takes them over an hour … Typical salary of the housekeeper in Cochabamba is $ 100 (!), Cristina earns $ 120 and a bit more by working after hours in other homes.

Do housekeepers are needed?

Well, I personally like to clean by myself (no one in the end does it as well as me :), especially after buying a new vacuum cleaner. Cooking is also a pleasure for me (I possessed a skill to ‘create’ something from nothing after my dad). Garbage must be threw every day (another topic for another post), but I did that also in my house. Only laundry could be difficult, because we do not have washing machine … However, there is a special room with a huge sink (and ‘grater’) – a bit like our grandma used (at least at the old times). But hey, I could do it if I had to!

This way I could save $ 120 a month!

Unfortunately, at the same time, Cristinita would lose $ 120 …
As it often happens, the medal has two sides. I think that the inhabitants of Bolivia employ housekeepers, domestic helps, cleaners or laundry women usually out of habit, tradition or maybe laziness, but in doing so they give these women work and wages, which they couldn’t earn in any other way.

For me then, the most important point is that Crisinita can support her family and that she is happy with us. It’s always nice to have a good soul in the house, who also guides us when shopping at the market or negotiating prices with taxi drivers. In this topic we have achieved a compromise.

As for coca growers, I do not have much knowledge about them. But I heard that tomorrow they come to Cochabamba to protest against the protest of doctors and nurses. The latter struggle for higher wages (and rightly so), the former, as a rabid defenders of the president Evo Morales, will try to prevent it from happening … Apparently, last year they killed one of the protesters, the student – hanging him of a tree … .

For the ordinary citizens of Cochabamba strike means disruption of communication and general chaos (even today it was impossible to get to the city centre as all the bridges were blocked). It kind of reminds me of ‘Italian’ strike ‘.

Unfortunately it happens that the native inhabitants of Bolivia –  Aymara and Quechua people, who together represent 66% of the population, are treated as underclass. And unfortunately it looks like that is not gonna change any time soon, given the low wages and a really high cost of education.

Other ethnic groups are mestizos‘karas’ (25%) and whites – ‘gringos’ – (12%). Furthermore, the upper class distinguishes  also hippies and ‘mochileros’ – backpackers :)

At the end I welcome you to read a great article by Becca Leaphart ‘The Bolivia I did not want to know, focusing on social issues in Cochabamba, trying to find their cause and solution how to change situation for better:  http://matadornetwork.com/abroad/the-bolivia-i-didnt-want-to-know/.

Salome