Tigre: The Story of ‘Our’ Bolivian Cat *** Historia ‘naszego’ boliwijskiego kota

Tigre, czyli Tygrys, jak go w końcu nazwaliśmy, przyszedł na świat jako piecioraczek. Od samego początku był bardzo ciekawy świata i często widzieliśmy go krzątającego się koło basenu, podczas gdy jego mama polowała, a czwórka rodzeństwa smacznie spala w zaroślach. Nikt nie wiedział, kto jest ojcem Tygryska, ale wszyscy podejrzewali, ze musiał to być szaro-bury kocur w ciemne paski, bo takie same nosił on sam oraz dwójka jego rodzeństwa. Pozostałe dwa wyglądały zaś jak ich mama – czarne jak smoła.

Tigre, or Tiger, as we finally named him, came into the world as quintuplet. From the very beginning he was very interesting in the world around him and we have seen him often bustling nearby swimming pool, while his mother was hunting, and his four siblings were napping in the bushes. Nobody knew who the father of Tigger was, but everyone suspected that it had to be a gray tabby tomcat with dark stripes, because that’s how the Tiger and his two siblings looked like. The other two were just like their mother – black as tar.

boliviainmeyes

Pewnego dnia, z nieoczywistych powodów, ogrodnik wyciął krzaki obok basenu i cała kocia rodzina musiała przenieść się w inne miejsce, blisko parkingu. Noce robiły się zimniejsze, wiec czasem kociaki spały pod samochodem. To zapewne owa ciekawość świata ocaliła Tygryskowi życie, bo tylko jego nie było w legowisku, gdy zdarzył się ten okrutny wypadek.

One day, without the obvious reasons, the gardener cut the bushes next to the pool and the whole cat family had to relocate to a different location, closer to the parking lot. The nights were getting colder, so sometimes the kittens slept under the cars. It was probably Tigger’s curious nature that saved his life, because he wasn’t in the lair, when the cruel accident happened.

bolivieinmeyes

Tygrysek stracił swoich braci i siostry, a wkrótce potem opuściła go rownież mama, która zapewne uznała, iż jest on na tyle duży, że może się sam sobą zaopiekować.

Był on jednak jeszcze bardzo mały, a strata rodzeństwa sprawiła, że stał się bardzo strachliwy i ostrożny. Płakał całymi dniami, kręcąc się koło parkingu.

That’s how the Tigre lost his brothers and sisters, and soon after, his mother left him too, probably thinking that the cub is big enough to take care of himself.

However, he was still very small, and the loss of siblings made him very fearful and cautious. He had cried all day long, wandering around the parking lot.

boliviainmeyes

Na szczęście, zaopiekowali się nim mieszkańcy bloku, którzy od samego poczatku interesowali się kocią rodziną. Jedna sąsiadka karmi go rano, a druga wieczorem. W międzyczasie, inni doglądają, by jego miseczka z wodą nigdy nie stała pusta.

Kiedyś z jednego Tygryska zrobiły się dwa – okazało się bowiem, iż znalazł on sobie przyjaciela. Niestety, nowy kotek był nieostrożny i podzielił on los tygrysiej rodziny z parkingu…

Thankfully he was taken care of by the residents who from the very beginning had helped the cat’s family. One neighbor feeds him in the morning and the other in the evening. In the meantime, random people make sure that his water bowl is always full.

Once, our Tiger multiplied and as it turned out, he found himself a friend. Unfortunately, little kitten wasn’t carefull enough, and he shared the fate of the Tiger’s family from the parking lot …

bolivieinmeyes

Oto historia naszego Tygryska – naszego wspólnego, osiedlowego kota. Rośnie on jak na drożdżach, powoli przemieniając się w dużego kocura, ostrząc pazury na zabawkach, jakie mu przynosimy (lub naszych butach). Bedzie nam go brakowało, kiedy opuścimy Santa Cruz, ale możemy być spokojni, zostawiajac go w rękach dobrych sąsiadek.

This is the story of our Tigre – condominium’s cat. He grows fast, slowly turning into pint tomcat, sharpening his claws on toys that we bring him (or our shoes). We will miss him a lot when we leave Santa Cruz, but he will stay in good hands of our neighbours.

bolivieinmeyes

A ja przypominam: nie kupuj – adoptuj! Tyle cudownych zwierzaków czeka na nową rodzinę! Być może jakiś kręci się właśnie pod twoim blokiem?

Please, remember: don’t buy – adopt! So many wonderful pets are waiting for a new family! Perhaps one of them is wandering  around your building right now?

P.S. W czasie moich pierwszych odwiedzin w Santa Cruz de la Sierra —> klik zauważyłam, ze nie ma tu tak wielu bezdomnych psów jak w innych miastach Boliwii, na ulicach zaś żyje wiele bezdomnych kotów! Jak później zweryfikowało życie, biednych, porzuconych piesków tu nie brakuje, ale i tak miasto będzie mi się zawsze kojarzyć z kotami właśnie. Dzieki Tygryskowi:)

P.S. During my first visit in Santa Cruz de la Sierra —> click, I’ve noticed that there weren’t so many homeless dogs as in other cities of Bolivia, but on thye other hand, I could see many homeless cats on the streets! As life later verified, there is no shortage of the poor, abandoned dogs here either, but I will always associate this city with cats. Thanks to Tigre:)

Sloth: Living Slowly and Happily *** Leniwiec: (po)wolny i szczęśliwy zwierz

Leniwce to chyba najpocieszniejsze ze zwierząt, zamieszkujących tropikalne rejony Boliwii. No bo jak tu nie lubić takiej wiecznie uśmiechniętej miśkowatej mordy? Perezoso (oso – hisz. niedźwiedź), bo tak leniwca nazywają Boliwijczycy, to średniej wielkości nadrzewne zwierzę z rzędu szczerbaków, z mocnymi kończynami zakończonymi długimi pazurami (w Boliwii spotykamy leniwce trzypalczaste), które pozwalają mu na zwisanie z drzewa, poruszanie się głową w dół oraz stanowią ochronę przed drapieżnikami. Dlatego, że leniwce spędzają tyle czasu z nogami powyżej głowy, ich włosy rosną od kończyn w górę, czyli w odwrotnym kierunku niż u innych ssaków.

Sloth is probably the cutest animal that inhabit tropical regions of Bolivia. How can you not like this always smiling bear-like face? Peresozo (‘oso’ – bear in Spanish), as Bolivians call sloth, is a medium-sized arboreal animal of the order Pilosa, with strong limbs ending with long claws (In Bolivia we find three-toed sloths), that allow it to hang from the tree trunk, move upside down and protect itself from predators. The sloth spends so much time with its legs above the head, that the hair grows from the limbs up, in the opposite direction than in other mammals. 

boliviainmyeyes

Leniwiec to wegetarianin, posiadający wielokomorowy żołądek, w którym żyją żywiące się celulozą bakterie. Jego umięśnienie jest zredukowane a przewód pokarmowy powiększony. Temperatura ciała leniwca waha się od 30 do 34 stopni Celsjusza i przeciwieństwie do większości ssaków, leniwce nie regulują swojej temperatury przez zmianę tempa metabolizmu, tylko poprzez przechodzenie ze słońca do cienia. Właśnie te niezwykle cechy organizmu leniwca sprawiają, ze potrzebuje  on niemal o połowę mniej kalorii niż inne ssaki o podobnych rozmiarach.

Sloth is a vegetarian, having multi-stomach, where the cellulose-eating bacteria live. Its muscles are reduced and gastrointestinal tract elongated. Sloth’s body temperature varies from 30 to 34 degrees Celsius, and unlike most mammals, it does not regulate its temperature by changing the metabolic rate, but rather through changing its position from the sunshine to shade. These very qualities are the reasons why the body of sloth needs almost half less calories than of other mammals of similar size.

I tu dochodzimy do genezy jego niezbyt pozytywnie brzmiącej nazwy. Dzięki spowolnionemu metabolizmowi, leniwce nie lubią się za bardzo wysilać, by nie tracić cennej energii. A jak sami widziecie, tak mało pochlebne imię, nie ma nic wspolnego z lenistwem.

And here we come to the origin of its rather negative – sounding name. Thanks to slow metabolism, sloth does not like to waste its valuable energy, therefore moving slowly.. However, as you can see, this little flattering name has nothing to do with being lazy.

boliviainmyeyes

Leniwce nie siedzą jednak wiecznie na drzewie, schodząc od czasu do czasu (tak raz w tygodniu) na ziemie, by zrobić siusiu o kupę:) I chwała im za to! Wyobraźcie sobie spacer po parkach Santa Cruz de la Sierra (gdzie leniwce sobie pomieszkują!) i kupy spadające z drzew! A tak, od czasu do czasu można sobie leniwca poobserwować z bliska, czołgającego się po ziemi. My spotkaliśmy dwukrotnie takiego Jasia Wędrowniczka w zoo – raz spacerującego po pustym wybiegu, innym razem próbującego się wydostać z wybiegu dla żółwi. Jednemu leniwcowi z Cotoki, po załatwieniu fizjologicznej potrzeby pomieszały się kierunki, i nie wiedział jak z powrotem trafić na swoje drzewo, w czym musieli mu dopomóc mu dobroduszni mieszkańcy miasteczka. A może po prostu, leniwiec chciał trochę pozwiedzać, rozprostować kości?

Sloth, however, does not sit forever on the tree, coming down from time to time (once a week) to the ground for pee or poo :) And thanks God! Imagine walking through the parks of Santa Cruz de la Sierra (where sloths live!), being strucked by falling feces! And so, sometimes it’s possible to observe the sloth from close up, crawling on the ground. We met twice such active sloth in the zoo – once walking on an empty runway, other time trying to get out from turtles’ place. Once, we met the sloth in Cotoca, who after completing its physiological needs, got confused and did not know how to get back to its tree. Fortunately, friendly townspeople helped him out to get home. Or maybe the sloth just wanted to do some sightseeing or stretch its bones?

boliviainmyeyes

Cóż, niestety, takie wędrówki, szczególnie nocą, czasem kończą się dla sympatycznego mi śka tragicznie, bo w Santa Cruz przechodzić przez ulice trzeba biegiem, a leniwiec przecież taki powolny… Marny los spotkał podobno leniwca z głównego placu Santa Cruz, którego widzieliśmy niemal  trzy lata temu. Z tego tez powodu zwierzaki często przenoszone są do zoo, gdzie żyją sobie na wolności, w bardziej bezpiecznym otoczeniu.

Well, unfortunately, such a trek, especially at night, sometimes ends tragically for the sloth, because in Santa Cruz one has to run in order to cross the street, and sloth does not have the speed … This was reportedly the fate of the sloth from the main square of Santa Cruz, which we met almost three years ago. Because of that, the animals from around the city are often being moved to the zoo, where they can roam free in a more secure environment.

boliviainmyeyes

Od czasu do czasu można jednak wciąż zobaczyć leniwca w mieście, np. w Parque Urbano. Nas ten zaszczyt spotkał ostatnio w Cotoce, gdzie tym razem leniwiec nie wędrował, ale zajadał się owocami wysoko na drzewie, których pestki następnie zrzucał na przechodniów. Zrobił sobie krótka przerwę na zdjęcia, po czym jak nigdy nic, podrapal sie po plecach i powrócił do swojego zajęcia.

From time to time, however, it’s still possible to see the sloth in the city, eg. in the Parque Urbano. Lately, we met again the one in Cotoca, this time not wandering around but eating the fruit high in a tree, and throwing the seeds down on passers-by. Then, he took a short break to pose for the pictures, and after that, as nothing had happened, he scratched his back and returned to eating.

boliviainmyeyes

My zawsze spotykamy samotne osobniki, ale niektórym udaje się wypatrzeć matkę z bobasem, który oczywiście od urodzenia żyje do góry nogami!

We always meet single individuals, but some people are lucky to spot mother with a baby, which, of course, lives upside down from birth!

Mimo sporej liczebności leniwców w okolicach Santa Cruz, zwierzętom tym zagraża wyginięcie spowodowane wycinaniem lasów równikowych. Jak to leniwce, wolno się rozmnażają (jedna samica średnio rodzi jedno leniwiątko na rok), a ich powolne tempo ewolucyjne nie rokuje nadziei na to, że zdołają przystosować się do innych środowisk. Leniwce padają również ofiarą jaguarów, orłów i … kłusowników.  Ich jedyna linią obrony wydaje się niezwykła odporność na infekcje, która już od jakiegoś czasu nie daje spokoju badaczom. Leniwiec jest w ogóle takim inkubatorem makro i mikroorganizmów: w jego sierści żyją sobie ćmy, chrząszcze, karaluchy, grzyby i glony, które nadając jego futru zielonkawy kolor, zapewniają tym samym kamuflaż:) Ja raz pogłaskałam leniwca po głowie, ale pod pachy mu zaglądać nie zamierzam, o nie!

Despite the large number of sloths in the area of Santa Cruz, these animals are threatened due to deforestation od Amazon forest. As for sloths, they reproduce slowly (one baby per female once per year), and their slow evolution does not bring the hope that they could adapt to other environments. Sloths are also a prey of jaguars, eagles and … poachers. Their only line of defense seems to be an extraordinary resistance to infections, which for some time has occupied the minds of the scientists. Sloths are in general, the incubators of macro and micro-organisms: their hair host moths, beetles, cockroaches, fungi and algae, which give it greenish color and thus provide camouflage:) I once stroked the sloth’s head, but believe me, I would never scratch his armpits!

boliviainmyeyes

Leniwcowe ciekawostki: leniwce potrafią pływać (!); dożywają 30-tki; ich przodkowie, żyjący w  plejstocenie, Megatherium americanum, osiągały nawet rozmiary słonia (!), a ich najbliższymi kuzynami są mrówkojad i pancernik, choć czasem dzieciaki w Boliwii nazywają je ‘monos’, myląc leniwca z małpą:)

Cambas (mieszkańcy boliwijskich tropików) nie mówią “perezoso‘, ale ‘perico“, co w języku hiszpańskim oznacza małą papugę.  Okresleniem ‘perico‘ są również nazywane osoby o siwych włosach.:)

Slothy curiosum: sloths can swim (!); they can live up to 30 years; their ancestors, who lived during the Pleistocene, Megatheriidae, reached the size of an elephant (!), and their closest relatives are the anteatere and armadilloe, although sometimes the kids in Santa Cruz call them ‘monos’, confusing the sloth with a monkey :) 

Cambas (people of Bolivian tropics) don’t sey ‘perezoso’ but ‘perico’, which in Spanish means small parrot. Gray-hair person is also called ‘perico head’:)

boliviainmeyes

Babysitting Little Kenny *** Kenny sam w domu

Może pamiętacie moja notkę o zaginionym Chesterze? Cóż, mijają miesiące, a po jamniku naszej sąsiadki nie ma śladu… Nie zaprzestała ona jednak poszukiwań, co tydzień wydając 1000 bs. na ogłoszenia w lokalnej prasie i telewizji. Każdy, kto choć raz posiadał ‘najlepszego przyjaciela’ wie jaka pustka zostaje po jego stracie… Nasza sąsiadka przygarnęła wiec niedawno szczenię o imieniu Kenny, który jeszcze miesiąc temu był kuleczką mieszczącą się w dłoni, a dziś z ciekawością odkrywa świat:)

W zeszłym tygodniu usłyszeliśmy przeraźliwe piski dochodzące z mieszkania sąsiadki i kiedy wyszliśmy na klatkę okazało się, ze Kenny został sam w domu. Po raz pierwszy. Biedak piszczał, szczekał i płakał przez ponad 2 godziny bez ustanku. Zostawiliśmy wiec na drzwiach sąsiadki notkę, ze następnym razem, kiedy będzie musiała zostawić Kennego samego w domu, z radością go przygarniemy!

Nasza sąsiadka ucieszyła się z naszej oferty, i wczoraj późnym wieczorem przyniosła malucha, zawiniętego w ręcznik i sweter, do naszego mieszkania.

_MG_8363-2

Przez następne 2 godziny czułam się jak opiekunka do dziecka, próbując wynagrodzić Kennemu rozłąkę z ‘rodzicem’. Biedny szczeniak tym razem nie płakał, ale było mu bardzo smutno. Z tęsknoty za swoja Panią, niemal nie opuszczał swojego legowiska, gdzie szukał jej zapachu wywąchując się w jej sweter. Humor mu się poprawił, kiedy Freddy wrócił z pracy, i przez chwile razem turlali się po podłodze. Kiedy przyszła pora kolacji, daliśmy mu plasterek szynki na talerzyku i wodę w filiżance, ale nic nie zjadł… Dobrze mu się natomiast leżało na moich kolanach, oglądając szczekające psy na Youtube:) Później zaś, przydreptał za nami do sypialni gdzie zasnął koło lóżka.

_MG_8352-2 _MG_8383-2 _MG_8415-2 _MG_8439-2

Kenny bardzo się uradował, kiedy jego pani po niego wróciła, a ona sama szczęśliwa była, ze bobas nie płakał za nią tak, jak tydzień temu. Ja cieszyłam się natomiast, ze mogłam oddać komuś taka przysługę, jaka niegdyś wyświadczyła nam ciocia Stasia. Mieszkała ona w naszym domu przez  niemal tydzień, opiekując się Misią, kiedy rodzice wybrali się w odwiedziny do siostry! Nigdy nie zapomnę, jak mama wówczas narzekała, ze chce już wracać do domu, bo tam Misia pewnie za nimi tęskni. Tęskniła, a jakże – tak jak dzieci tęsknią za rodzicami. Mama zaś po powrocie oświadczyła, ze już nigdy nie opuści swojego psa na tak długo i jak na razie, skrupulatnie dotrzymuje swojej obietnicy:)

***

Maybe you remember my post about missing Chester, who got lost without a trace? Our neighbour however haven’t stopped searching for him, every week spending as much as 1000 bs. on notices in the local press and television. Anyone who once was lucky to have ‘best friend’ knows what emptiness brings its loss … And so, our neighbor recently took in a puppy named Kenny, who just a month ago could fit in a palm of my hand and today curiously runs around, discovering the world :)

Last week, we heard shrill screams coming from an apartment of our  neighbor and when we went out to check what is going on, it turned out that Kenny was alone in the home. For the first time in his life… So he squealed, barked and cried for over 2 hours straight. We decided to leave a note on the neighbor’s door saying, that the next time she needs to go out we would be happy to babysit him!

Our neighbor took our offer very happily and yesterday she brought to us Kenny, wrapped in a towel and her sweater.

_MG_8389-2

For the next two hours, I felt like a babysitter again, trying to compensate the absence of Kenny’s ‘parent’. Poor thing didn’t cry but was very sad. He was missing his master so much, that he almost haven’t left his bed, where he could snuggle in her sweater, sniffing her scent. His humour improved when Freddy came back from work, and for a moment they were both happily rolling on the floor. When dinner time came, we gave him a slice of ham on a plate and some water in a cup, but he didn’t touch anything … He enjoyed however lying on my laps, watching the barking dogs on Youtube. Later, he followed us to the bedroom and went to sleep beside our bed.

_MG_8400-2 _MG_8431-2

Kenny was very happy when his master came to collect him, and she was happy to hear that her baby didn’t cry this time. I was also pleased, because I could return a favor, that once our aunt Stasia gave to my family. She lived in our house for almost a week, taking care of Misia, when my parents went away to visit my sister! I’ll never forget how my mother complained back then that she wants to go home, because Misia is missing them. And she had – just as children yearn for their parents. I recall my mom saying, that she would never leave her dog for so long again. And she have kept her promise since:)

‘Slothy’ Sunday in Cotoca *** ‘Leniwcowa’ niedziela w Cotoce

W ostatnią niedzielę wybraliśmy się do Cotoki – miasteczka położonego 30 min autobusem z bazaru ‘Los Pozos’ w Santa Cruz (3bs), które słynie z sanktuarium maryjnego ‘Virgen de Cotoca’, ceramiki i miodu (tak przynajmniej przeczytałam w przewodniku). Przyznam, cudnie było wyrwać się z dusznego miasta na prowincję – zwłaszcza po ‘spacerze’ po wspomnianym bazarze, który można by określić słowami mojej mamy, jako miejsce gdzie króluje ‘bród i ubóstwo’. Podróż autobusem z drewniana podłogą może nie należała do najbardziej wygodnych, ale cieszyła nas zbliżająca się wizja niedzielnego spaceru po  sennym małym miasteczku. Rzeczywistość okazała się jednak inna, bowiem z bazaru w Santa Cruz trafiliśmy prosto na bazar w Cotoce! Troche mniejszy i bardziej zadbany, ale równie wrzaskliwy:)

Last Sunday we went to Cotoca – a small town 30 minutes by bus from the market “Los Pozos” in Santa Cruz (3BS), which is famous for the shrine of ‘Virgen de Cotoca’, pottery and honey (or so I read in the guide). I admit, it felt wonderful to leave stuffy city – especially after the ‘walk’ on the bazaar, which could be described with the words of my mother as the image of: ‘stench and poverty’. Travelling by bus with the wooden floor wasn’t the most comfortable either, but we enjoyed the dream of the Sunday afternoon in the sleepy little town. However, the reality turned out to be different, because from the bazaar in Santa Cruz we got to the bazaar in Cotoca! A little smaller and much cleaner, but equally noisy :)

Główna plaza okazała się zapełniona mieszkańcami, którzy przybyli adorować słynną ‘Virgen de Cotoca’ w przylegającym do placu sanktuarium. W kościele zaczynała się msza, a w budynku obok wierni zapalali świeczkę swoim bliskim, choć prawdę mówiąc bardziej przypominało to masowe topienie wosku, niż widok palących się świeczek w naszych europejskich świątyniach.  My również zakupiliśmy świeczki (‘Dzieciatka Jezus’), ale przeznaczone one zostały do kolacji przy świecach.

The main plaza turned out to be filled with residents and newcomers who came to adore famous “Virgen de Cotoca ‘in the sanctuary. People came to lit a candle for their loved ones but it was more like a mass wax melting. We also bought some candles (named as’Infant Jesus’), but they were destined for our dinner table.

Po wizycie w kościele, okrążyliśmy plaze dwukrotnie w poszukiwaniu słynnego miodu. Miód był, ale taki w glinianych otwartych dzbankach, których nie mogliśmy kupić, ponieważ mamy w domu mrówki, a raczej mieliśmy i już więcej nie chcemy ich mieć (właśnie wróciłam z kuchni…ONE już tam są…). Jedyna alternatywą był zakup miodu w butelce po Coca Coli – ciemnobrunatnej zupełnie płynnej cieczy. A co tam, za 10bs można spróbować! W domu okazało się, ze ‘miód’ ten jest słodko – gorzki i zupełnie nie przypomina tego tradycyjnego. Zapytałam wiec tatę – pszczelarza, co to może być, a on odpowiedział, ze może być to syrop z trzciny cukrowej, bo miód powinien być choć trochę lepki).

After seeing the church, we circled twice around the plaza in search of the famous honey. We found a honey sold in the open clay jugs, that we couldn’t buy, because we have ants in the house, or rather we have had once and we don’t want to have them anymore (after witting this I went to the kitchen for a juice and they are back!…) The only alternative was to buy a honey in a bottle of ‘Coca Cola’ – dark brown liquid. What the hell, for 10 bs. we can try! At home, it turned out that this honey is bitter – sweet and not alike any honey we knew. When I asked my dad, who happened to be a beakeeper, he said that it could be a sugarcane syroup as real honey cannot look like a water.

Troszkę znudzeni i zmęczeni gorącem i gwarem, postanowiliśmy już wracać, kiedy Freddy zauważył cos w krzakach. Był to leniwiec! I to taki, który postanowił sobie pospacerować po chodniku, ku uciesze wszystkich zgromadzanych na placu – mojej w szczególności:)

A little bored and miserable from heat and bustle, we were heading back towards the bus, when Freddy noticed something in the bushes. It was the sloth, who decided the stroll down the sidewalk, to the delight of all the people in the square – myself in particular:)

Niestety, trzeba było leniwca ‘sprowadzić z powrotem na drzewo’, ponieważ zaczął się zbliżać do ulicy. I kto powiedział, że leniwce są leniwe?

Unfortunately, sloth needed to be ‘brought back the tree’, because he was ‘fast’ approaching the street. But he did not want to go back yet :) And who said that sloths are lazy?

Ale nie chcialo mu sie jeszcze wracac/ He wasn’t ready to go back yet;)

Eeeee…

Do trzech razy sztuka/ Third time lucky!

Dopiero za trzecim razem, leniwiec postanowił zostać na drzewie! Okazało się, ze biedak po prostu się zgubił – zszedł z drzewa, żeby zrobić kupę i zabłądził, co przyznała pani obok, która powiedziała, ze właśnie TO jest jego drzewem:)

Finally, after third approach, our friendly sloth decided to stay on the tree! It then turned out that the poor creature just got lost – an old woman standing beside me said that THIS is HIS TREE:)

I tak oto, za sprawa zdezorientowanego leniwca, nudna niedzielna wycieczka zamieniła się w jedno z najbardziej ekscytujących doświadczeń w moim życiu:) Takie rzeczy nie zdarzają się w ZOO, tylko na placu głównym w Cotoce lub w … Santa Cruz, pamiętacie?

Finally, after third approach, our friendly sloth decided to stay on the tree! It then turned out that the poor creature just got lost – an old woman standing beside me said that THIS is HIS TREE:) Thus, thanks to confused sloth, our boring Sunday’s afternoon turned into something really exciting and memorable:) Such things do not happen in the zoo – only on the main plaza in Cotoca or… in Santa Cruz, do you remember?