The Queens of the ‘Chocolate Festival’ *** ‘Czekoladowe Królowe’ w San Carlos

Kiedy po raz pierwszy usłyszeliśmy o Wielkanocnym Festiwalu Czekolady w San Carlos od razu wiedzieliśmy, że musimy tam pojechać! Mieliśmy plan wyruszyć około południa, zjeść obiad w Buena Vista i dotrzeć do San Carlos na podwieczorek. Zapowiadało się wspaniale!

When we first heard about the Easter Festival of Chocolate in San Carlos, we knew that we have to go there! We had a plan to depart around noon, stop for lunch at Buena Vista and get to San Carlos for dessert. It sounded great!

bolivieinmyeyes

Jednakże, jak to często w Boliwii bywa, Feria de Chocolate okazała się prawdziwą klapą, zresztą, tak jak cały nasz plan. Po pierwsze – zanosiło się na deszcz, który później spadł hektolitrami na Santa Cruz i okolice. Po drugie, zwykle uroczą i senną Buena Vista, w niedzielne popołudnie szturmowały tłumy, a i nasza ulubiona restauracja tym razem się nie popisała. W marnych wiec humorach jechaliśmy na poszukiwanie miasteczka San Carlos, oddalonego od Buena Vista o jakieś 5 km.

However, as often happens in Bolivia, ‘Feria de Chocolate’ turned out to be a real flop. First of all – in the morning it looked like it’s going to rain, what happened later, when the hectometres of water fell at Santa Cruz and the surrounding area. Secondly, the charming and sleepy Buena Vista we knew from before, on a Sunday afternoon was stormed by the crowds, and our favorite restaurant did not impress us either. So we drove in search of the town of San Carlos, located about 5 km from Buena Vista, in quite miserable mood. 

Nasze najgorsze przypuszczenia na temat ‘stolicy czekolady’ niestety się sprawdziły – samo miasteczko było nieciekawe, a na czekoladowym festiwalu znaleźliśmy kilka straganów na krzyż, w tym tylko trzy sprzedające czekoladę (!) oraz wrzaskliwe tłumy ludzi.

Our worst suspicions about the ‘capital of chocolate’ unfortunately come true – the town itself was forgettable, and the chocolate festival consisted of few stalls, of which only three were selling chocolate (!), surrounded by the noisy crowd.

Na osłodę, zakupiliśmy ładnie zapakowany i pięknie pachnący kawal 100% czekolady ‘hecho en Buena Vista‘ i już mieliśmy się zbierać, gdy konferansjer zapowiedział wybory ‘Królowej czekolady’ (wspominam kiedyś, ze w Boliwii niemal każdy ma szanse zostać Miss czegoś —> kilk)! Kandydatek było pięc, wszystkie z innej miejscowości,  ubrane w ręcznie malowane w motywy ludowe, tradycyjne płócienne suknie  i ukoronowane misternymi ozdobami głowy z motywem owocu kakaowca. Jury, w którym zasiadała Reina de chocolate z poprzedniego roku, miało trudny orzech do zgryzienia, a zastanawiało się tak długo, że świdrowanym od głów do nóg kandydatkom, uśmiechy zaczęły odklejać się od twarzy.

As to feel better, we purchased nicely packaged and beautifully smelling piece of 100% chocolate ‘hecho en Buena Vista’ and were ready to leave when the announcer announced the elections of ‘Queen of Chocolate’ (I mentioned once, that in Bolivia almost everyone has a chance to be Miss of something —> click)! There were five candidates, each one from a different village, all dressed in hand-painted with folk motifs, traditional linen dresses and their heads crowned with ornamental, cacao fruit themed  crowns. The jury, including the last year’s ‘reina de chocolate’, had a hard nut to crack, and was deciding for so long, admiring the candidates from head to feet, that the smiles of ‘future reinas’ began to peel off their faces. 

boliviainmeyeys

Nam też nie chciało się czekać na ogłoszenie wyników. W drodze powrotnej przekonaliśmy się, że podróżowanie po Boliwii w dni świąteczne jest jedną wielką tragedią, bo główne drogi zakorkowane są przez wielkie ciężarówki, których święta zdaja się nie obowiązywać. Dobrze jest to sobie zapamiętać!

We also got bored and didn’t wait for the announcement. On the way back we found out that traveling in Bolivia during the holidays is a tragedy, because the main roads are jammed by big trucks, for which holidays don’t seem to apply. Good to remember!

The Best of Bolivia After One Year *** Rok w Boliwii jak z bata strzelil

Tak, to juz rok mija od rozpoczecia ‘podrozy naszego zycia’* (mam nadzieje, ze jednej z wielu:) Przez caly ten czas pisalam, a w zasadzie ‘marudzilam’ o probach przystosowania sie do nowej rzeczywistosci, ktora przywitala nas wielokrotnymi zatruciami pokarmowymi, kranowka niezdatna do picia (nawet po przegotowaniu), dziurami w chodniku i problemami z uzyskaiem wizy. Niestety, moje pierwsze spotkanie ‘twarza w twarz’ z Boliwia nie bylo najprzyjemniejsze  i chcac nie chcac, wszystkie roznice pomiedzy nowym krajem i Europa wyolbrzymily sie niewyobrazalnie.

Na cale szczescie, pierwszy szok cywilizacyjny szybko ustapil fascynacji – okazalo sie bowiem, ze Boliwia ma wiele twarzy i nie mozna oceniac jej zbyt pochopnie!

Postanowilam wiec skompilowac liste pozytywow, ktore pomagaja nam przetrwac rozlake ze Starym Kontynentem ( w kolejnosci zupelnie przypadkowej):

* SKYPE – nie jest moze wynalazkiem boliwijskim, ale nic tak nie cieszy na obczyznie, szczegolnie tej dalekiej, jak mozliwosc rozmowy z bliskimi. Juz po kilku dniach zdalam sobie sprawe, ze moja tesknota za kontaktem z rodzina i znajomymi zwieksza sie proporcjonalnie do odleglosci – kiedy mieszkalam w Irlandii, dzwonilam do domu przecietnie raz w tygodniu, tutaj zas rozmawiam z ‘domem’ niemal codziennie! I to zupelnie za darmo. Niesamowite, prawda? Inna sprawa jest to, ze szybkie lacze interetowe kosztuje tutaj krocie, ale luksus bycia w stalym kontakcie z ‘reszta swiata’ warty jest swojej ceny. Dla podroznikow dostepne sa natomiast liczne punkty z internetem i publicznymi telefonami – gdzie godzina na skypie to wydatek okolo 1€, a i koszt rozmowy na telefony stacjonarne jest znikomy (nie pytajcie jak to mozliwe:)

* JEDZENIE – nie mowie tutaj o potrawach boliwijskich, bo te akurat nie przypadly mi zbytnio do gustu, ale powszechnej dostepnosci swiezych —> WARZYW i OWOCOW, z ktorych przygotowujemy nasze ulubione dania: chinskie, meksykanskie, hinduskie, polskie, irlandzkie, wloskie – z lekka nuta ‘boliwijska’.

Fruit y food-001

A co najlepsze, powoli zamieniamy sie w wegetarian i frutarian, i to nie tylko dlatego, ze mieso w Boliwii nie jest najlepszej jakosci (nawet najdrozszy steak jest twardy jak podeszwa), ale dlatego, ze grzechem byloby nie korzystac ze szczodrosci Matki Natury! To, co bowiem w Irlandii czy Polsce  dostepne jest tylko sezonowo i przewaznie napakowane chemikaliami, tutaj mozna kupic codziennie na bazarku czy od ulicznej sprzedawczyni. Prawie wszystko, nie ma tutaj bowiem korzenia selera, ale bez tego da sie zyc:) Mamy za to owoce nigdzie inne nie spotykane, jak —> achachairu.

* SOK POMARANCZOWY – mozna kupic na kazdym rogu za okolo 6-8 bs. od kubka. Swiezo wycisniety, BEZ DODATKU CUKRU czy wody. My zakupilismy metalowa wyciskarke przemyslowa (taka jaka maja uliczni sprzedawcy) za okolo 30€ i w sezonie, kiedy mozna kupic okolo 100 mandarynek (troche inne niz u nas, duze jak pomarancze) za €3, pijemy soki codziennie!

_MG_2977

NATURA – mialam okazje zobaczyc kawalek Boliwii w ciagu tego roku i musze przyznac, ze jest ona przepiekna i niesamowicie roznorodna! Niezle, zwazywszy, ze owy ‘zobaczony na wlasne oczy kawalek’ stanowi ulamek wiekszej calosci.

Mamy wiec tutaj gory, o przedziwnych ksztaltach i kolorach, doliny pelne zielonej wegetacji i o umiarkowanym klimacie, upalne lasy deszczowe wielkiej Amazonii jak i te ‘bardziej suche tropiki’ ‘chaco‘, a takze sawanny, wulkany i pustynie (piaszczyste i solne —> Salar de Uyuni).

Prism submission- DS1-001

Jednyna rzecza, ktorej brakuje Boliwii jest… —> morze. Mozna jednak pocieszyc sie blekitem Jeziora Titicaca, zjesc rybe z rzeki —> Mamoré oraz wykapac sie w wielu naturalnych i ‘sztucznych’ kapieliskach.

* KLIMAT – szczegolnie ten bardziej cieply. Najlepszy klimat, jak mowia, jest w —> Cochabambie, Tarija i —> Sucre  – gdzie niemal przez caly rok swieci slonce i jest cieplo ( powyzej 20 stopni C). Najgorecej w —> Santa Cruz, Beni i Pando, a najzimniej w Oruro, —> Potosi i —> La Paz.

Co prawda, w Santa Cruz moze byc nieprzyjemnie podczas 40-stopniowych upalow, ale nieporzadane skutki mozna zlagodzic kapiela w basenie i zimnym piwem (oczywiscei Huari). Nie musze chyba dodawac, ze nie kazdy moze sobie pozwolic na basen w domu, czy w kondominium, ale i nie brak w Santa Cruz publicznych kapielisk, czy naturalnych zrodel poza miastem. Komary czasem przeszkadzaja, inne wieksze insekty takze, ale chyba i tak lepsze to niz plucha i szaruga za oknem? Plus – minimalne wydatki za ogrzewanie (za to wieksze za klimatyzacje;).

* SLONCE – nie wazne czy mieszka sie w Cochabambie, Potosi czy w Santa Cruz de la Sierra – wiekszosc dni w roku jest sloneczna. W odroznieniu do Irlandii, w Boliwii cieszymy sie jak dzieci z dni pochmunych (oczywiscie o ile nie trwaja one dluzej niz 2 dni, co sie oczywiscie zdarza w porze deszczowej, a w Santa Cruz ironia losu rowniez w suchej), w ktore mozna spacerowac po miescie bez ciemnych okularow, kapelusza, kremu z filtrem a i w mieszkaniu robi sie chlodniej, i czlowiek nie poci sie siedzac przed komputerem. Po krotkim namysle dochodze jednak do wniosku, ze lepiej jest sie pocic i smarowac kremami, niz obwijac szalikiem i chodzic w kaloszach.

Poza tym, swiat od razu jawi sie nam jako piekniejszy, przyjazniejszy i bardziej kolorowy w promieniach slonecznych, co w Boliwii ma szczegolne znaczenie. Wiekszosc ludzi zyje bowem biednie, ale szczesliwie, poniewaz slonca oraz jedzenia (czyli wszystkiego co do zycia potrzebne) maja tutaj pod dostatkiem.

* REKODZIELO TRADYCYJNE – pieknie, kolorowe, niepowtarzalne i w doskonalych cenach (w porownaniu z tandeta z Chin). Wspominalam juz, ze przechodzac obok sklepow z pamiatkami, za kazdym razem wzdycham na widok tych pieknych recznie wyrabianych przedmiotow z naturalnych surowcow (drewno, nasiona, krysztaly) oraz przepieknie kolorowych tkanin (narzut, dywanikow, torebek, swetrow itp.) . Gdybym tylko miala pieniadze (do wydania ot tak), to bym to wszystko kupila! Nie wspomne juz o cudach, ktore widzialam na prowincji! Tam to dopiero mozna nabawic sie oczoplasu i … przedzakupowej depresji.

Coz, wszystkiego miec nie mozna, ale zawsze przywoze kilka drobiazgow z podrozy:)

* NARODOWE TANCE I ZWYCZAJE – nigdzie nie celebruje sie ich bardziej niz w Boliwii. Tanczacych mlodych ludzi mozna zobaczyc w parkach wiekszych miast na codzien, a od swieta odbywaja sie w Boliwii wielkie parady taneczne (—> Fiesta de Unkupina i —> Carnaval), gromadzace tysiace ludzi. Z niezwykla starannoscia odwzorowuje sie piekne kolorowe stroje i maski, inne dla kazdego regionu i tanca, ktore sa ozdoba widowiska, ale rowniez pokazem boliwijskiej dbalosci o kulture i sztuke.

ester7-001

* HISTORIA – wlasciwie troche podobna do historii Polski. Jako czesc panstwa Inkow, Boliwia przeszla kolonizacje europejska, wojny pomiedzy silniejszymi sasiadami i walke o niepodleglosc. W miedzyczasie stracila dostep do morza, ktore stara sie teraz odzyskac na drodze pokojowej.

Boliwia jest takim ‘Kopciuszkiem’ Ameryki Poludniowej, ale byc moze nadejdzie kiedys czas, kiedy ten dumny ze swoich korzeni narod przemieni sie w ‘krolewne’?

Na pewno warto odwiedzic miejsca tak wazne dla historii Boliwii jak —> Sucre, pieknie utrzymane miasteczko zbudowane przez (dla) bogatych konkwistadorow i pierwsza stolice wolnej Boliwii, czy —> Potosi, niegdys najbogatsze miasto na swiecie! Milosnikow wielkich cywilizacji zachwyca natomiast ruiny miast Inkow, rozproszone po roznych zakatkach Boliwii (—> Samaipata). A dla milosnikow ‘comendante’ Che Guevara, czeka ‘Ruta del Che’ (Droga Che), na ktorej zakonczyl on swoja ziemska wedrowke. Nie nalezy takze zapominac o amatorach dinozaurow, ktorzy na pewno poczuja se jak w raju, wedrujac po sladach tych ogromnych gadow w —> Torotoro, oraz o wielbicielach architektory, ktorzy z cala pewnoscia zachwyca sie drewnianymi _–> jezuickimi kosciolami Chiquitanii.

Sucre ed

* KOKA – nie, nie narkotyk ani —> Coca-Cola’ (ktora tutaj pita jest przy kazdej okazji), ale —> herbatka z lisci koki! Podobno dziala na wszystko: chorobe wysokosciowa, chorobe lokomocyjna, zmeczenie, problemy z trawieniem. A zucie lisci pomaga oszukac glod – czesto widzi sie ludzi, szczegolnie ciezko pracujacych budowlancow, z wypchanymi policzkami, w ktorych ‘chomikuja’ oni przezuta koke. Czyli, cos w tym jest.  Ja jednak ograniczam sie do picia herbatki, ktora smakuje bardzo dobrze i z powodzeniem zastepuja moja ulubiona mietowa czy ‘zielona’:) Popularny jest tu rowniez anis, ktory popija sie w postaci herbatki na lepsze trawienie. Pycha!

* CZYSTE POWIETRZE – tutaj pewnie przesadzam, szczegolnie z perspektywy mieszkanca metropolii Santa Cruz, gdzie czasem wstrzymuje oddech spacerujac przy ruchliwej ulicy, ale w porownaniu z innymi, bardziej rozwinietymi gospodarczo krajami, czystosc powietrza w Boliwii wypada niezle. Dlaczego? – pewnie dlatego, ze nie ma tutaj duzo przemyslu i wiekszosc produktow sprowadza sie z Chile, Brazylii, Peru czy oczywiscie Chin (jezeli ktos interesuje sie Panstwem Srodka, to bardzo polecam lekture blogu ‘Pojechana’ —> moje ulubione blogi). Ma to swoje minusy – rzeczy sa tutaj naprawde dorogie, ale i plusy – nie zatruwa sie srodowiska naturalnego ‘smiercionosnymi’ odpadkami.

W troche gorszej kondycji jest woda, ale dam sobie reke uciac, ze i tak plywa w niej mniej chemikaliow i smieci niz w naszej rodzimej Wisle. Zdatnej wody do picia tutaj jak na lekarstwo, ale mam nadzieje, ze i to zmieni sie w przyszlosci, wraz z powstaniem oczyszczalni sciekow oraz polepszeniem edukacji ekologicznej mieszkancow, ktorzy wciaz niestety ‘uzywaja’ rzek do prania, mycia samochodow, ‘przechowywania’ odpadkow itp.

Boliwia idzie naprzod, nalezy miec tylko nadzieje, ze w dobrym kierunku.

* CZEKOLADA – niech schowa sie ‘Cadbury’ z UK, bo oto nadchodzi —>‘Para Ti’ z Sucre! Pyszna, naturalna (bez ekstra cukru), tania i w … ladnej oprawie:) Czego wiecej chciec? Moze tylko czekolady ‘El Ciebo’, ktora jednak jest o wiele drozsza.

* WINO – bo jak mozna nie lubic dobrego wina za niecale 2€??????? Pewnie zastanawiacie sie, jakie to wino? Ano, boliwijskie ‘Aranjuez‘ z poludniowego rejonu Tarija. Marzy nam sie wycieczka w regiony – Boliwijskiej Toskanii oraz prawdziwy kurs wina:)Oczywiscie, winnica produkuje drozsze gatunki, ale nam smakuje ten najtanszy, poniewaz czerwone wino nie jest ani za slabe ani za mocne, ani za slodkie, ani za wytrawne. Lampeczka do kolacji jest dobrana serce, jak mowia –  poza tym, pomaga odprezyc sie po stresujacym dniu w pracy.

Pic, nie umierac:) 

* PIWO HUARI – perfekcyjne ozezwienie w upalne weekendowe dni. Przy nim ‘Heineken’ to zwykle siki, za przeproszeniem. Boliwia produkuje takze inne piwa (Pacena, Taquina i Real), ale to najbardziej przypadlo nam do gustu. Koszt butelki litrowej to niecale 1.50 €.

* LUDZIE.

Ostatnio dowiedzielismy sie z CNN, ze Boliwia znalazla sie w gronie najbardziej nieprzyjaznych krajow swiata. Nie moze sie to jednak odnosic do ludzi, bowiem moje odczucia sa jak najbardziej pozytywne!

Co prawda, w kraju panuje bieda, co zapewne sprzyja kradziezom i rozbojom, ale na pewno nie jest tego wiecej niz w bogatych krajach europejskich. Co zas do zwyklych ludzi, sa oni bardzo przyjaznie nastawieni do INNYCH.

ester6-001

Zaryzykuje nawet stwierdzenie, ze Boliwijczycy sa najbardziej tolerancyjnym narodem, jaki znam.  Moja teze niech poprze chocby fakt, ze pelna nazwa panstwa to :  ‘Wielonarodowe Panstwo Boliwii’ (Estado Pluronacional de Bolivia).

10 – milionowa populacja Boliwii jest multietniczna, a stanowia ja: Indianie (Keczua, Ajmara), Metysi, Europejczycy (zwlaszcza Niemcy) i Guarani (ludnosc pochodzenia afrykanskiego, sprowadzona przez konkwistadorow jako tania niewolnicza sila robocza).

Na ulicach widzi sie wiec Indianki w tradycyjnych ‘pollerach’ jak i ‘nowoczesne’ kobiety w ubraniach od Gucciego (tutaj tylko dodam, ze stroje tradycyjne sa czasem drozsze od tych ‘zwyklych’, a jedna dobrej jakosci ‘pollera’ kosztuje setki dolarow), a skapo odziane dziewczyny  spaceruja obok zapietych pod szyje Mormonek.

Osoby homoseksualne takze nie ukrywaja sie za zaslona ‘normalnisci’, a i widok osob transeksualnych nie nalezy do rzadkosci. Dodam do tego starszych mezczyz spacerujacych z odslonietymi brzuchami (coz, jak jest goraca to i ja mam ochote podwinac koszulke;) i kobiety z plastrami na nosie (czasem wydaje mi sie, ze kazda kobieta w Santa Cruz przechodzi choc jedna operacje plastyczna w zyciu, ale to raczej odnosi sie do Brazylijek mieszkajacych w Boliwii).

I co? Nikt nie odwraca zwroku, ale rowniez sie nie gapi. Nikt nie obsmiewuje (chyba ze w skrytosci serca) i nie wyglasza szykanujacych ‘kazan’. Czasem tylko mozna uslyszec gwizdy i mlaskanie, ale to jest raczej przejawem braku kultury (—> machismo) lub uznania dla piekna plci przeciwnej, jak ktos woli.

Wszyscy zyja sobie obok siebie w spokoju. I tak byc powinno! Oczywiscie, nie moge powiedziec, ze taka sama sielska sytuacja panuje w calej Boliwii, ale przynajmniej w Santa Cruz i Cochabambie, gdzie spedzilam po kilka miesiecy.

Mielismy takze szczescie poznac grupke studentow w Cochabambie, ktorzy stali sie moimi ‘przewodnikami’ i ‘nauczycielami’ nowej kultury (w przenosni jak i rzeczywistosci). Dzis jestesmy bardzo dobrymi znajomymi, choc okolicznosci nas rozdzielily o okolo 10 godzin jazdy autobusem.

Poza tym,  jedni sa bardziej otwarci, przyjacielscy, komunikatywni – inni bardziej zamknieci w sobie i podchodzacy do obcych z rezerwa, a jeszcze inni zupelnie ‘bezwstydni’, niegrzeczni. Znajda sie rowniez kretacze i bandyci. Czyli jak wszedzie.

Wszystkie moje doswiadczenia sprawiaja jednak, ze moge uznac Boliwie za panstwo bardzo ‘przyjazne’, na przekor wszystkim ”badaniom’ i statystykom. Oczywiscie zawsze trzeba zachowac pewna ostroznosc, by nie dac sie nabic w butelke czy uniknac rozczarowania a nawet niebezpieczenstwa, ale jest to zasada uniwersalna!

W zwiazku z tym,  babcie z Taraty rzucajaca we mnie kamieniami uznalam ostatecznie za wyjatek od reguly i wypadek przy pracy:)

* LENIWCE – ogolnie kocham wszystkie zwierzeta, ale te stworzenia zawsze ‘na haju’ upodobalam sobie wyjatkowo. Najwiekszym plusem Santa Cruz i jej okolic jest to, ze mozna leniwce spotkac w miejscach publicznych, jak parki czy nawet miejskie skwery! Trzeba oczywiscie miec szczescie, poniewaz schodza one z drzew dosyc rzadko, a my mielismy okazje je widziec, a nawet glaskac (!) juz trzy razy!

Za pierwszym razem leniwiec ‘uratowal’ nasz dosyc nieudany wypad do Santa Cruz z Cochabamby; za drugim razem nieciekawa i nudna wizyte w —> Cotoce, a za trzecim – przecietna wycieczke do —> zoo. ‘Cos’ jest w tych zwierzetach, ze od razu poprawiaja nam humor – czy to zawsze usmiechniety pyszczek, malutkie swidrujace oczka czy nieporadne powolne ruchy – nie wiem. Na pewno nie sa to ich konczyny zakonczone dlugimi pazurami, bo te akurat moga okazac sie zabojcze.

Jedno spojrzenie na leniwca i usmiech na twarzy gwarantowany!:)

_MG_2242

A na koniec, zgadnijcie co/kto jest moim absolutnym boliwijskim No 1?

IMG_9251

Moj Freddy, oczywiscie:)

 ***

Yes, nearly a year has passed* since the beginning of the ‘trip of our lives’ (I hope one of the many :) All this time I have wrote, or rather ‘moan’, about our attampts to adapt to the new reality, which welcomed us with multiple food poisoning, holes in the pavement and problems with visa. Unfortunately, my first ‘face to face’ meeting with Bolivia was not the most pleasant, and willy-nilly, all the differences between the new country and Europe exaggerate enormously.

Fortunately, the first shock quickly changed into fascination – in fact it turned out that Bolivia has many faces and one needs time to know them all!

So I decided to compile a list of positives that I have encountered living in a far away country of Bolivia.

* Skype – is not a Bolivian invention, but there is nothing better while living abroad, especially this far, like the opportunity to talk with your loved ones. Just after few days I realized that my longing for family and friends increases in proportion to the distance – when I have lived in Ireland, I called my parents more less once a week, while here –  I talk with ‘home’ almost every day! And it’s completely free. Amazing, isn’t it? High speed internet here costs a fortune, but the luxury of being in constant contact with the ‘rest of the world’ is worth the money.

For travellers there are available many internet points that also have public phones – one hour on skypie will cost about € 1 and the landline calls are cheap too (don’t ask how come:)

* FOOD – I am not speaking here about the Bolivian dishes, because they didn’t appeal to me too much, but the availability of fresh —> vegetables and fruit from which we prepare our favorite dishes: Chinese, Mexican, Indian, Polish, Irish, Italian – with a Bolivian note.

And best of all, we are slowly turning into a vegetarians and fruitarians, and not just because the meat in Bolivia is not of the best quality, but because it would be a sin not to use the bounty of Mother Nature! The things that in Ireland or Poland are only available seasonally and usually packed with chemicals, here you can buy every day on a street. Almost everything, because they don’t sell celery root, but I can live without it:)

* ORANGE JUICE – can be bought cheap on the street for about 6-8 bs. a cup. Freshly Squeezed with NO ADDED SUGAR or water. Alternatively, buy some mandarines (oranges or grapefruit) on the market (in season 100 mandarines cost about €3!) and make it yourself! The best!

_MG_2968

* NATURE – I had a chance to see a bit of Bolivia during this year and I have to admit that this country is incredibly beautiful and diverse! Not bad, considering that the piece seen with my own eyes was just a little fraction of the whole.

And you must know that here we have the mountains of all sizes, shapes and colors; valleys full of green vegetation, big Amazon rain forests, and ‘more dry tropics of ‘Chaco’, as well as savannas, volcanoes and deserts (sandy and salty —> Salar de Uyuni).

ester2-001

The only missing thing is… —> the sea. You can, however, comfort your eyes looking at a blue waters of the Lake Titicaca, eat a fish from the rivers like —> Mamoré or bath in many natural and ‘artificial’ lagunas.

* CLIMATE – especially the more hot. The best climate, as they say, is —> Cochabamba, Tarija and Sucre – where almost all year round sun is shining and it’s warm (above 20 degrees C). Fervently in Santa Cruz, Beni and Pando, and the coldest in Oruro, —> Potosi and —-> La Paz.

It is true that in Santa Cruz it can be uncomfortable during the 40-degree heat, but on the other hand, there is nothing better than beeing able to have a dip in the cool pool with a cold beer in hand. Needless to say, not everyone can afford a pool at home or condominium, but there are some public swimming pools in —> Santa Cruz too as well as natural lakes outside the city. Other plus of a hot weather – no need for heating just air-conditioning:)

SUN – no matter whether you live in Cochabamba, Potosi and Santa Cruz de la Sierra – most days of the year are sunny. In contrast to Ireland, in Bolivia we actually get excited like children during the cloudy days (unless they lasts more than 2 days, which happens too), when you can walk around the city without sunglasses, hat and sunscreen. Also apartament gets cooler and I don’t sweat ‘like a pig’ in front of the computer. After all, however,  I came to an conclusion that it’s better to sweat and use creams, than wear scarf and wellies.

Besides, in a sun the world appears more beautiful, friendlier and more colorful, which in Bolivia is of particular importance. Most people live here simply, but fortunately they have enough of the sun and the food which is everything needed to live.

Sometimes, you could mistake a huge bright moon for a sun!

2012-10-008

* TRADITIONAL ARTS & CRAFTS – beautifully colorful, unique and at great prices (in comparison with junk from China). If only I had the money (to spend), I would buy it all: these beautiful handmade items from natural raw materials such as wood, seeds, crystals and beautifully colored blankets, rugs, bags, sweaters, etc.!

Well, I can’t have everything, but I always try to bring some little souveninrs from my trips :)

* NATIONAL DANCES – dancing young people can be seen in the parks of larger cities every day while during the holidays, communities organise big parades (see —> Fiesta de Unkupina and —> Carnaval), witch bring together thousands of people – dancers and musicians and spectators. With great care Bolivians reproduce the beauty of colorful costumes and masks, different for each region and dancing style, which show great attention to arts and culture as well as patriotism.

* HISTORY – actually a little similar to Polish history. As part of the Inca Empire, Bolivia went through European colonization, the war between stronger neighbors and fight for independence. In the meantime, she lost access to the sea, which now tries to recover through peaceful means.

Bolivia is like the Cinderella’ of South America, but perhaps the time will come one day when the nation proud of its roots will transform into a ‘Princess’?

It’s definitely worth to visit a place so important to the history of Bolivia like as —> Sucre, beautifully maintained town ‘built by’ the rich conquistadors and first capital of independent Bolivia, and —> Potosi, once the richest city in the world! Lovers of the great civilization would appreciate the ruins of the Inca city, scattered around Bolivia (—> El Fuerte de Samaipata). And for admirers of ‘comendante‘ Che Guevara – ‘Ruta del Che’ (The Route of Che) awaits. We can’t forget about amatours of archeology who will feel like in heaven walking among ‘dinosaurus’ footprints in —> Torotoro and lovers of architecture, who will admire amazing architecture of —> jesuit missions of Chiquitania, jewels of the bolivian jungle.

COCA – no, not a drug nor ‘Coca-Cola’ (which here is drunk in hectolitres), but the —> coca tea that apparently cures everything: altitude sickness, motion sickness, fatigue, digestive problems. Chewing the leaves helps to deceive hunger – I often see people, especially the hard-working builders, with bulging cheeks, where they store chewed coca. I limit myself to drink tea, which tastes very good and successfully supersede my favorite mint or ‘green’ teas :) The anis tea – for better digestion is also yummy:)

* CLEAN AIR – I am probably exaggerating here, especially from the perspective of inhabitant of big metropolis such as Santa Cruz, where I sometimes hold my breath strolling along the busy street, but in comparison with others, more economically developed countries, air in Bolivia is not bad. Why? – Probably because there isn’t a lot of industry here, and most of the products have to be imported from Chile, Brazil, Peru and China. It has its drawbacks too – things are really expensive here, but the pros are bigger, I think.

In a little worse shape is purity of the water, but I’ll bet that there is less dump and chemicals than in our Polish Vistula. There is a big shortage of a potable water though, but I hope this will change in the future, with the rise of sewage treatment plants and … when people stop to treat rivers as a dump, car wash, washing mashines etc.

Bolivia develops quickly (hopefully in the right direction).

* CHOCOLATE – ‘Cadbury’ from the UK may hide, because here comes ‘Para Ti’ from Sucre! Delicious, natural (without tones of sugar), cheap and … in classy package:) What more do you want? Maybe just chocolate ‘El Ciebo’ which, however, is much more expensive.

* WINE – because how could you not enjoy a good wine for less than 2 €??? You may wonder if something so cheap could be tasty? Well, Bolivian ‘Aranjuez’ from the region of Tarija tastes amazing! We dream of a trip to the southern regions – Bolivian Tuscany for a wine tasting experience. Of course, the winery produces more expensive classes of wine but we like the cheapest – neither too strong neither too sweet – just perfect! Glass of wine during the dinner is good heart, as they say and it helps to relax after a stressful day at work.

Salud!

* BEER HUARI – perfect drink on hot weekend days. Compearing to Huari (produced in Oruro), ‘Heineken’ tastes like a piss, excuse my language. Bolivia also produces other beers (Pacena, Taquina or Real), but we like Huari the most. The cost of one liter bottle of less than € 1.50.

* PEOPLE.

Recently we heard in CNN that Bolivia is one of the most hostile countries in the world. This may not, however, relate to people, because my experience on that subject has been very positive!

It is true that the country is poor, which probably favors the robbery, but it isn’t so different than in rich European countries. As for the ordinary people, they are very friendly to others and helpful.

I would even risk a statement that the Bolivians are the most tolerant people I know – even the full name of the country: ‘Multinational State of Bolivia “(Estado de Bolivia Pluronacional) says so.

10 million multiethnic population of Bolivia consist of: Indians (Quechua, Aymara), mestizos, Europeans (especially from Germany) and Guarani (population of African origin, whose ancestors were brought here as a Spanish slaves).

You can see on the streets of Bolivian cities both: Cholitas in traditional ‘polleras’ and posh women wearing Gucci clothes (I only add that traditional costumes are sometimes more expensive than the ‘ordinary’ clothes, and a good quality ‘pollera’ could cost as much as few hundreds of dollars) as well as the Mormon women wearing high neck flowerly dresses. Homosexual people also do not hide and a sight of  transexual person it’s not rare. I would add to this older and younger men walking around with their t-shirts up, showing their bare bellies (well when hot I feel like rolling up my shirt too ;) and women with the bandage on their nose (sometimes I think that every woman in Santa Cruz goes though plastic surgery at least once in their life:) .

And what? Nobody turn their eyes away, nobody stare. No one laughts (well, maybe in secret like me sometimes) and does not make harassing ‘comments’. Sometimes you can hear whistling and munching, but it is rather a manifestation of lack of culture or appreciation for the beauty of the opposite sex – as you wish.

Somehow we all live side by side in peace. And so it should be! Of course, I can’t say that the same idillic situation is throughout Bolivia, but at least in Santa Cruz and Cochabamba, where I have spent few months.

Luckily we also met a group of students in Cochabamba, who have become my ‘guides’ and ‘teachers’ of a new culture. Today we are very good friends, though the circumstances separated us by about 10h by bus.

Some people here are more open, friendly, communicative while others more reserved. There are rude and dangerous people too –  as everywhere in the world.

All my experience showes, however, that Bolivia is a country of friendly people, in spite of all the  statistics. Of course, we always need to be carefull to avoid disappointment and even danger, but it is a universal principle!

Therefore I believe, that the granny form Tarata who was throwing stones at me, was an exception to the rule :)

* SLOTHS – in general, I love all animals, but I am extremely fond of these creatures ‘on high’:). The biggest plus of Santa Cruz and its surrounding areas is that sloths can be met in public places such as parks or even municipal squares! You have to have good luck, of course, because they descend from the trees quite rare but we we had the opportunity to see them and even give them a stroke (!) three times already!

First time, sloth ‘has saved’ our quite unsuccessful first trip to Santa Cruz from Cochabamba as well as an uninteresting and boring visit to —> Cotoca, and finaly – the average trip to the —> zoo. There is ‘something’ about these animals that immediately improves your mood – is it their always smiling face, small beady eyes or awkward slow movements? – I do not know. Certainly not their limbs that end with long claws, because they may be deadly.

Just look at him and try not to smile!

_MG_2233

It’s not easy, is it?

But do you know what/who is my Bolivian No 1? My Loveof course:)

Bolivian Chocolate *** Boliwijska czekolada

Przed wyjazdem, czesto slyszelismy, ze w Boliwii nie mozna dostac dobrej czekolady – majac to w pamieci, zakupilismy na wyprzedazy w Tesco okolo 20 tabliczek ‘Finest’ (no bo jak mozna przejsc obojetnie obok dobrej czekolady za 50 centow?).

Niestety, nie znalezlismy miejsca dla slodkosci w naszych walizkach (…), wiec po przylocie musielismy sie zmierzyc z boliwijska czekoladowa rzeczywistoscia.

I co? No coz, wyboru duzego tutaj nie ma – w supermarketach mozna znalesc kilka rodzajow, przewaznie czekolady mlecznej. Podczas spaceru po okolicy natrafilismy natomiast na sklep ze slodyczami, a tam znalezlismy calkiem ladnie opakowane tabliczki ‘gorzkiej’ produkowanek w Sucre ‘Para Ti’ ( w cenie nieco ponad 50 centow).

 

Inne nie znaczy gorsze i przyznajemy, ze nam smakowala!

Na urodziny otrzymalam kolejna, ‘super – gorzka’, w eleganckim opakowaniu ‘El Ceibo’ – i daje slowo, czekolada ta miala smak miodu. Cos pieknego! W dodatku, jest to produkt produkowany od poczatku do konca w Boliwii: kakao jest pozyskiwane z upraw w Alto Beni – nisko polozonej tropikalnej czesci na polnocy kraju i transportowane do wysoko poloznej w Andach fabryki czekolady.

Moral: nie uprzedzaj sie do rzeczy, ktorych nie sprobowales/-as – rozni ludzie maja rozne sa gusta, ale i tak twoj jest najwazniejszy!

***

Before leaving to South America, we often heard that you can’t get good chocolate in Bolivia – so with this in mind, we bought on sale at Tesco about 20 chocolate bars ‘Finest’ (how can you pass indifferently by a chocolate for 50 cents?).  Unfortunately, we didn’t find room for them in our suitcases (…) so upon arrival, we had to face reality of Bolivian chocolate.

And what? Well, I must admitt there was not much choice in supermarkets where we could find only a couple of types, mostly of milk chocolate. However, while walking around the area, we came across candy shop, and there we found nicely packaged bars of ‘bitter’ chocolate from Sucre – ‘Para Ti’ (for just over 50 cents).

Different doesn’t mean worse! We really liked it.

On tmy birthday, I received another, ‘super – bitter  chocolate”, in an elegant package’ El Ceibo ‘- and I could swear this chocolate had a taste of honey. Something beautiful! What’s more, this is product trully Bolivian: organic cocoa is grown in Alto Beni, the low – altitude tropical northern part of a country and transported to high – altitude factory in Andes.

Moral: do not make an opinion before trying yourself – different people have different tastes, but yours is the most important!:)