Good COCA Is Never Bad *** Dobra KOKA nie jest zła

W 2014 roku Boliwia została przewodniczącym Grupy 77 Narodów + Chin (dokładnie 133 państw rozwijających się), a prezydent Evo Morales zapowiedział, iż postara się użyć tego międzynarodowego forum do usunięcia liści koki z listy nielegalnych narkotyków.

In 2014 Bolivia was chosen the head of the Group of 77 Nations + China (exactly 133 developing countries), and on this occasion, the President Evo Morales announced that he will try to use this international forum to remove the coca leaf from the list of illegal drugs.

Close up coca leaves and seeds

Fot. shamanism.wordpress.com

*

Koka, jako tradycyjna roślina lecznicza, dostępna jest w Boliwii na każdym kroku. Przez stulecia wykorzystywana była w medycynie ludowej jako środek pobudzający, łagodzący objawy zmęczenia, głodu i pragnienia. Skutecznie przeciwdziała chorobie wysokościowej i wspomaga trawienie. Koka jest również stosowana jako środek znieczulający i przeciwbólowy. Szczególnie pomocna jest w bolach zębów, bo podczas żucia skutecznie znieczula dolna partie twarzy! Dzięki wysokiej zawartości wapnia, liście koki spożywa się przy złamaniach kości, stosuje się je także jako środek tamujący krwawienia (np. z nosa). Poza tym, tradycyjna medycyna ludowa wykorzystuje kokę jako lek na malarie, wrzody, astmę, a nawet jako afrodyzjak. Nowoczesne badania wydają się potwierdzać jej skuteczność w większości opisanych wyżej przypadków.

Coca, as a traditional medicinal plant, is available in Bolivia everywhere. For centuries it has been used in folk medicine as a stimulant, soothing the symptoms of fatigue, hunger and thirst. It fights the altitude sickness and aids digestion. Coca is also used as an anesthetic and analgesic, being especially helpful in suppressing toothache, as chewing coca leaves numbs the lower part of the face! Thanks to the high content of calcium, it aids to mend broken bones and is used also as a remedy of obstructive bleeding (eg. nosebleed). Besides, traditional folk medicine uses coca as a treatment for malaria, ulcers, asthma and even as an aphrodisiac. Modern research seems to confirm its efficacy in the majority of cases described above.

avaxnews net

Jednym słowem – koka jest dobra na wszystko! Boliwijczycy chętnie liście koki żują – a przeżutą masę trzymają kilka godzin w buzi, sącząc lecznicze soki. Stad charakterystyczne wybrzuszenie policzka spotykane szczególnie u robotników, z którymi czasem trudno jest się dogadać:)

Fot. avaxnews.com

Najchętniej liście koki spożywa się jednak w postaci orzeźwiającej herbatki ‘mate de coca, niezbyt smacznej, ale niezwykle bogatej w związki odżywcze. Roślina ta zawiera bowiem minerały wapnia, potasu, fosforu, witaminy B1, B2, C i E oraz  białko.

All in all, coca is good for everything! Some Bolivians chew coca leaves keeping them for couple of hours in the mouth, while sipping healing juices. Hence the characteristic  bulged cheek, especially common in laborers. The majority of Bolivians prefers to consume coca leaves as a herbal tea ‘mate de coca‘- not very tasty, but extremely rich in nutrition. The plant contains the minerals like calcium, potassium, phosphorus, vitamin: B1 , B2, C, E, proteins and fiber.

cocatea

Fot. cocateaco.blogspot.com

Moi rodzice i znajomi w Polsce poznali smak boliwijskiej koki właśnie dzięki fabrycznie pakowanym torebkom herbaty, które bez problemu można przewozić przez granicę oraz zielonym cukierkom (na gardło). Trochę byli zawiedzeni, bo nic szczególnego nie poczuli:)

My parents and friends in Poland, got a taste of Bolivian coca thanks to tea-bags, which easily can be transported across borders and some green candies (good for a sore throat). They were slightly disappointed because they didn’t ‘feel’ anything special :)

coca-products

Fot. shamanism.co.uk

A tak naprawdę, każdy choć raz w swoim życiu spróbował boliwijskiego specjału, popijając Coca-Cole, do produkcji której uzywa się ekstraktu z liści koki. Można go również znaleźć w marce likieru ziołowego “AGWA de Bolivia“, który produkuje się w Amsterdamie. Koka jest także naturalnym składnikiem  smakowym Red Bull Cola, wprowadzonej na rynek w marcu 2008 roku. Oczywiście w produkcji tych popularnych napojów używa się ekstraktu pozbawionego śladowych ilości kokainy, które wciąż można jednak znaleźć w napoju energetycznym produkowanym w Boliwii – Coca Colla:)

However, almost everyone in the world experienced Bolivian specialty, drinking Coca – Cola, that uses an extract from the coca leaves, also found in the herbal liqueur AGWA de Bolivia, produced in Amsterdam. Coca is a natural flavor ingredient of Red Bull Cola, introduced to the market in March 2008. Of course in the production of these popular beverages, the coca extract is cocaine-free, unlike the energy drink produced in Bolivia – Coca Colla:)

desirethis com

 

 

Fot. desirethis.com

*

Koka na pewno szybko nie zniknie z bazarów Boliwii, Peru, Wenezueli, Kolumbii, Ekwadoru, Chile i północnej Argentyny (nielegalna jest tylko w Paragwaju i Brazylii), jest ona bowiem ważną częścią kosmologii religijnej ludów andyjskich – świętą rośliną Inków. Ślady koki stwierdzono już w mumiach sprzed 3000 lat!

Coca will never perish from ‘mercados‘ of Bolivia, Peru, Venezuela, Colombia, Ecuador, Chile and northern Argentina (it’s only illegal in Paraguay and Brazil), for it is the important part of the religious cosmology of the Andean people and the holy plant of Incas. Traces of coca were found in mummies even 3000 years old!

W państwie Inków, liście koki dostępne były tylko klasom uprzywilejowanym, ale wraz z upadkiem imperium, koka stała się powszechnie stosowana. Znaczenie liści koki dla antycznych społeczności uwiecznione zostało nawet w sztuce – ceramika z czasów Inkaskich przedstawia personifikacje osób z charakterystycznym wybrzuszeniem policzka. Konkwistadorzy starali się zwalczać religijne praktyki wykorzystujące te świętą roślinę, jednocześnie zachęcając Indian do jej stosowania! Dlaczego? By zwiększyć wydajność pracy robotników (niewolników) oraz zmniejszyć uczucie głodu u swoich nowych poddanych…

In the Incas Empire, coca leaves were available only to the privileged members of society, but with the fall of the empire, coca has become widely used. The importance of coca leaves for the ancient community has been immortalized in arts – ancient ceramics show personifications of people with characteristic cheek bulge. Conquistadors tried to combat religious practices that used this sacred plant, in the same time encouraging Indians to consume it! Why? To increase productivity of laborers (slaves) and to suppress their feeling of hunger…

Plany Hiszpańskich najeźdźców nie do końca wypaliły, bo do dziś liście koki stanowią istotną cześć rytuałów składania ofiary bogom Inti (słońca) lub Pachamamy (ziemi) u Indian Keczua i Aymara.

Spanish plans failed partially, as to this day coca leaves are a vital part of ritual offerings to the Quechua and Aymara gods – Inti (Father Sun) and Pachamama (Mother Earth).

thehindu com

Fot. thehindu.com

*

Boliwia jest trzecim po Kolumbii i Peru producentem (liści) koki na świecie. Ponad 40.000 ludzi utrzymuje się z  uprawy tej ‘kontrowersyjnej’ rośliny, która oficjalnie stanowi  1.5 % dochodu boliwijskiej gospodarki. Z danych Unii Europejskiej wynika jednak, że tylko 58 % liści koki przeznaczonych jest na tradycyjny użytek – reszta zbioru znika w szarej strefie.

Rząd Evo Moralesa, prezydenta z 7-letnim stażem, walcząc z produkcja kokainy ograniczył uprawę koki tylko do regionu Chapare (Cochabamba) i Las Yungas (La Paz), przy głośnym sprzeciwie swoich wyborców. Dla prezydenta ‘cocalero’, który od lat pozostaje przewodniczącym związku plantatorów koki, zalegalizowanie jej uprawy jest wiec nie tylko sprawa honoru, ale również gwarancją wygrania kolejnych wyborów.

Bolivia is the third, after Colombia and Peru, producer of coca (leaves) in the world, where more than 40,000 people live of the cultivation of this ‘controversial’ plant, which officially contributes 1.5 percent to Bolivia’s economy. EU study shows, however , that only 58% of the coca leaf is devoted to the traditional use – the rest of the crop disappears in the gray zone.

Evo Morales, president of 7 years, is fighting the cocaine production by limiting the cultivation of the coca only to regions of Chapare (Cochabamba) and Las Yungas (La Paz), with a loud objection of his electorate. For President – ‘cocalero’, who has for years been chairman of the coca growers union, coca leaves legalization is therefore not only a matter of national pride, but also a guarantee of winning the next election.

photoblog nbsnews com

Fot. photoglog.nbsnews. com

Słynne stały się słowa boliwijskiego prezydenta wygłoszone przed Zgromadzeniem Ogólnym Narodów Zjednoczonych w 2006 roku:

Bolivian president said before the United Nations General Assembly in 2006:

la coca no es cocaína” : koka to nie kokaina / coca isn’t cocaine.

Prezydent ma racje – do produkcji niewielkich ilości tego twardego narkotyku potrzeba nie tylko ogromnych ilości liści koki, ale również kilku chemikaliów.

Skąd jednak wzięła się kokaina? Ano ze Starego Kontynentu, dokąd roślina koki została sprowadzona już w XVI wieku, ale swoja popularność osiągnęła dopiero w połowie XIX wieku. W 1859 roku  uczony z Getyngi, Albert Niemann, po raz pierwszy odizolował główny alkoid koki, który nazwał ‘kokaina’. Od tego czasu ‘magiczne’ właściwości koki były stosowane na szeroka skale w medycynie oraz w produkcji wina ‘Coca’ i oryginalnej ‘Coca-Coli’.  Produkty te stały się nielegalne w większości krajów spoza Ameryki Południowej na początku XX wieku, kiedy okazało się, iż kokaina jest silnie uzależniająca.

And he is right – to produce a small amount of this hard drug one needs not only huge amounts of coca leaves, but also some chemicals.

So where the cocaine came from? The coca plant was brought to Old Continent as early as the sixteenth century, but it become popular in the mid nineteenth century. In 1859 a scholar of Göttingen University, Albert Niemann, for the first time isolated the main alkaloid of coca, which he called ‘cocaine’. Since then, the ‘magical’ properties of coca plant were used on a large-scale in medicine and in the production of popular ‘Coca’ wine and the original ‘Coca -Cola‘. These products have become illegal in most countries outside South America in the early twentieth century, when it turned out , that cocaine is highly addictive.

Tak wiec kokaina narodziła się w Europie, a teraz wielkie mocarstwa, niegdysiejsi potentaci w produkcji narkotyku, domagają się zaprzestania produkcji i marketingu liści koki w Ameryce Południowej. Nic dziwnego, ze boliwijski prezydent, przeciwnik zachodniego imperializmu, tak zaciekle broni praw do tradycyjnego wykorzystania koki, a także jej nowoczesnego zastosowania w produktach gospodarstwa domowego jak herbata czy pasta do zębów. Nie ma naukowych dowodów świadczących o uzależniających właściwościach liści koki, co sama mogę potwierdzić! Co ciekawe jednak, pomaga ona uzależnionym od kokainy, odzwyczajając ich od narkotyku.

So, cocaine was born in Europe and now the great world powers, once giants in drug production, try to seize manufacturing and marketing of coca leaves in South America. Not surprisingly then the Bolivian president, opponent of Western imperialism, so fiercely defends the rights of the traditional use of coca, as well as its modern application in household products like tea and even toothpaste. There is no empirical evidence showing the coca plant’s potential for addiction. In fact, coca helps recovering cocaine addicts to wean off the drug in favor of traditional use. I  also can confirm that it’s impossible to get addicted to coca tea:)

thecircusreport com

Fot. thecircusreport.com

Źródła/Sources: Wikipedia, latino.foxnews.com (Bolivian President Evo Morales Urges International Legalization Of Coca Leaf), kochamyperu.com (Dobra koka i zła kokaina. O liściach, które zmieniły świat), El Deber Santa Cruz (26.01.2014).

Cochabambinos I

Obraz spoleczny Cochabamby to temat rozlegly i drazliwy. Jestem w Boliwii dopiero od 2 tygodni, ale podzial klasowy widoczny byl od pierwszego dnia na boliwijskiej ziemi. Ba, na dlugo przed podroza nasluchalam sie opowiesci o ‘sluzacych’, brudnych Indianach, rozhulanych producentach koki itp. Oczywiscie probowalam odciac sie od tych stereotypow – w koncu pochodze z demokratycznej Europy. Negowalam rowniez uzywanie slowa ‘sluzaca’ (maid) w zamian za bardziej neutralnie brzmiace – ‘gosposia’ (housekeeper). Coz, przyzwyczajona do samodzielnego zycia, w ogole odrzucalam potrzebe ‘posiadania’ gosposi!

Tymczasem w Cochabambie….

Nasza gosposia, zatrudniona przez rodzine Freddiego ma na imie Cristina i jest jedna z najbardziej kochanych, radosnych i pomocnych osob, jakie kiedykolwiek mialam szczescie spotkac. Cristina jest z pochodzenia Indianka Ajmara (druga rdzenna grupa etniczna Boliwii sa Indianie Keczua, ktorzy stanowia wiekszosc w Cochabambie), noszaca tradycyjne szerokie i kolorowe spodnice – ‘polleras’. Co ciekawe (jak podaje wszechwiedzaca Wikipedia), stroj ten byl pierwotnie noszony przez hiszpanskie chlopki i zostal NARZUCONY rdzennym mieszkankom Boliwii przez wladze kolonialne. Obecnie pollera jest symbolem dumy z wlasnych korzeni.

Cristina, jak wiekszosc Indianek w Cochabambie, nie nosi znanego ze zdjec ‘melonika’, ale jasny slomiany kapelusz. Najbardziej interesujaca czescia stroju Cristiny sa jej dlugie wlosy! Zaplecione w dwa warkocze, w ktore wpleciona jest czarna welna (?), polaczone sa na koncach fredzlami.

Niestety nie wiem zbyt duzo o zyciu naszej gosposi, poniewaz na dzien dzisiejszy komunikujemy sie przede wszystkim werbalnie lub przez osoby trzecie. Z opowiadan innych dowiedzialam sie jednak, ze Cristina ma dwie corki i meza (ktorego takze poznalam). Mieszkaja oni na obrzezach miasta, skad dojezdzaja do pracy autobusem miejskim (to jest temat na nastepny wpis), a zajmuje im to ponad godzine… Placa typowej gosposi domowej w Cochabambie wynosi 100$ (!), Cristina zarabia 120$ i dorabia sobie jeszcze po godzinach srzataniem i praniem w innych domach.

Czy gosposie sa potrzebne?

Coz, ja osobiscie lubie sprzatac sama (nikt w koncu nie zrobi tego tak dobrze jak ja:), szczegolnie po zakupie nowego odkurzacza. Gotowanie to tez dla mnie przyjemnosc (po tacie mam umiejetnosc ‘stworzenia’ czegos z niczego). Smieci trzeba wynosic codziennie (to tez temat na kolejny wpis), ale w domu tez to robilam. Tylko pranie mogloby sprawic mi trudnosc, bo nie mamy pralki… Jest za to specjalne pomieszczenie z ogromnym zlewem (z tarka) – troche jak za czasow babcinych (choc moja babcia miala ‘Franie’). Coz, jak trzeba to trzeba.

Zaoszczedzilabym $120!

Niestety w tym samym czasie, Cristinita stracilaby owe $120…

Jak to wiec zwykle bywa, medal ma dwie strony. Mysle, ze mieszkancy Boliwii zatrudniaja gosposie, pomoce domowe, sprzataczki czy praczki zwykle z przyzwyczajenia, z tradycji, moze i z lenistwa, ale przy okazji daja tym kobietom prace i zarobek, ktorego w inny sposob by nie zdobyly.

Dla mnie najwazniejsze jest wiec, ze Crisinita moze utrzymac swoja rodzine i ze jest szczesliwa z nami. Zawsze przyjemniej jest miec dobra dusze w domu, ktora rowniez jest przewodnikiem w czasie zakupow na jarmarku czy negocjowania cen u taksowkarzy. W tym temacie osiagnelismy wiec kompromis.

Co do prodcentow koki, to nie mam duzej wiedzy na ich temat. Slyszalam jednak, ze jutro zjada sie do Cochabamby, by oprotestowac protest lekarzy i pielegniarek. Ci drudzy walcza o wyzsze pensje (i maja racje), ci pierwsi, jako zaciekli obroncy prezydenta, beda starali sie wybic im to z glowy…. Podobno w zeszlym roku zamordowano jednego z protestujacych, studenta – wieszajac go na drzewie…. Dla zwyklych mieszkancow Cochabamby strajk oznacza paraliz komunikacyjny i ogolny chaos (zreszta i dzis nie mozna dostac sie do miasta, bo zablokowano wszystkie mosty). Troche przypomina mi to ‘strajk wloski’.

Niestety tak sie sklada, ze rdzenni mieszkancy Boliwii – Indianie Keczua i Ajmara, ktorzy razem stanowia 66% ludnosci tego panstwa, so uwazani za najnizsza klase spoleczna. I niestety wyglada na to, ze niepredko sie to zmieni, zwazywszy na niskie place i naprawde wysokie koszty edukacji.

Inne grupy etniczne stanowia Metysi – ‘Karas’ (25%) i biali ‘Gringos’ – (12%) . Ponadto rozroznia sie jeszcze hippies i ‘mochileros’ – podrozujacych z plecakiem (backpakers:)

Na koniec polecam artykul, napisany piekna proza (po angielsku) przez Becce Leaphart ‘The Bolivia I didn’t want to know’, skupiajacy sie na problemach spolecznych w Cochabambie, probujacy znalezc ich przyczyny  i sposob na ich rozwiazanie: http://matadornetwork.com/abroad/the-bolivia-i-didnt-want-to-know/.

Image

Cristina

***

The social image of Cochabamba is a very extensive and sensitive subject. I have been in Bolivia only two weeks, but the class division was visible from the first day on the Bolivian soil. Well, long before the trip I had heard a lot of stories about ‘servants’, dirty Indians, coca growers etc. Apparently I was trying to distance myself from these stereotypes as a citizen of democratic Europe. I also denied the use of the word ‘maid’ in exchange for a more neutral sounding – ‘housekeeper’. In fact, I used to independent living and, in general, I rejected the need for having a housekeeper!

Meanwhile, in Cochabamba ….

Our housekeeper Cristina is one of the most loving, happy and helpful persons that I was lucky to meet. Cristina is of Aymara Indian origin (other indigenous ethnic group in Bolivia are Quechua Indians, who are the majority in Cochabamba), wearing the traditional broad and colorful skirts – ‘polleras’. Interestingly (according to omniscient Wikipedia) this dress was originally worn by the Spanish peasants and indigenous people were imposed to wore them by the colonial authorities. Currently Pollera is a symbol of pride of their roots. Cristina, like most ‘Indios’ in Cochabamba, doesn’t wear traditional ‘bowler hat’ but simple straw hat. The most interesting part of Cristina’s outfit however, is her long hair! Plaited into two braids together with black wool (?), their ends are connected by wooly fringes. Incredibly interesting hairstyle!

Unfortunately, I do not know too much about the live of our housekeeper, because at present we communicate mainly verbally or by third parties. From the stories although I’ve learned that Cristina has two daughters and a husband (whom I met before). They live on the outskirts of town, from where they commute to work by bus (this is subject for the next post) what takes them over an hour … Typical salary of the housekeeper in Cochabamba is $ 100 (!), Cristina earns $ 120 and a bit more by working after hours in other homes.

Do housekeepers are needed?

Well, I personally like to clean by myself (no one in the end does it as well as me :), especially after buying a new vacuum cleaner. Cooking is also a pleasure for me (I possessed a skill to ‘create’ something from nothing after my dad). Garbage must be threw every day (another topic for another post), but I did that also in my house. Only laundry could be difficult, because we do not have washing machine … However, there is a special room with a huge sink (and ‘grater’) – a bit like our grandma used (at least at the old times). But hey, I could do it if I had to!

This way I could save $ 120 a month!

Unfortunately, at the same time, Cristinita would lose $ 120 …
As it often happens, the medal has two sides. I think that the inhabitants of Bolivia employ housekeepers, domestic helps, cleaners or laundry women usually out of habit, tradition or maybe laziness, but in doing so they give these women work and wages, which they couldn’t earn in any other way.

For me then, the most important point is that Crisinita can support her family and that she is happy with us. It’s always nice to have a good soul in the house, who also guides us when shopping at the market or negotiating prices with taxi drivers. In this topic we have achieved a compromise.

As for coca growers, I do not have much knowledge about them. But I heard that tomorrow they come to Cochabamba to protest against the protest of doctors and nurses. The latter struggle for higher wages (and rightly so), the former, as a rabid defenders of the president Evo Morales, will try to prevent it from happening … Apparently, last year they killed one of the protesters, the student – hanging him of a tree … .

For the ordinary citizens of Cochabamba strike means disruption of communication and general chaos (even today it was impossible to get to the city centre as all the bridges were blocked). It kind of reminds me of ‘Italian’ strike ‘.

Unfortunately it happens that the native inhabitants of Bolivia –  Aymara and Quechua people, who together represent 66% of the population, are treated as underclass. And unfortunately it looks like that is not gonna change any time soon, given the low wages and a really high cost of education.

Other ethnic groups are mestizos‘karas’ (25%) and whites – ‘gringos’ – (12%). Furthermore, the upper class distinguishes  also hippies and ‘mochileros’ – backpackers :)

At the end I welcome you to read a great article by Becca Leaphart ‘The Bolivia I did not want to know, focusing on social issues in Cochabamba, trying to find their cause and solution how to change situation for better:  http://matadornetwork.com/abroad/the-bolivia-i-didnt-want-to-know/.

Salome