Wietrzyc, czy nie wietrzyc? *** ‘Air’ is the Question

Jeszcze tak niedawno pisalam, ze powietrze w Boliwii jest bardzo czyste. W zasadzie jest to prawda, z pewnymi wyjatkami – miastami.

Mieszkajac w Cochabambie, codziennie moglam obserwowac ‘mgle’ unoszaca sie nad miastem polozonym w dolinie.

IMG_7806

Nie ma w tym jednak nic dziwnego, zwazywszy na ilosc samochodow na ulicach i to, ze powietrze zatrzymywane przez gory nie ma gdzie uciec. Mimo to, smogu nie czuc, chyba ze podczas spaceru w srodku dnia po waskich i zatloczonych ulicach starego miasta i La Cancha.

Kiedy przeprowadzilismy sie do Santa Cruz, jednym z plusow okazala sie otwarta przestrzen (choc z poczatku bardzo tesknilam za gorami!), wilgotne powietrze i wiatr, dajacy wytchnienie w niemilosiernym upale. Oczywiscie, po niemal 2- milionowej metropolii mozna bylo spodziewac sie ciaglych korkow, ale oddychalo sie calkiem swobodnie wlasnie dzieki wiatrom, przewietrzajacym nieustannie to gesto zaludnione miasto.

Sa jednak miejsca w Santa Cruz, w ktorych przydalo by sie zakladac maseczke na twarz (zreszta, widzialam kilka osob noszacych takie oslony) – miejskie bazary, polozone wzdloz bardzo ruchliwych ciasnych ulic, gdzie trzeba doslownie przeciskac sie pomiedzy towarami, ludzmi i przejazdzajacymi samochodami. Trzeba przy tym uwazac, by nie zostac obsiknym przez dzieci, ktore nieskrepowanie zalatwiaja swoje potrzeby na ulicy. Przyznam, cotygodniowa wycieczka po warzywa i owoce, nie jest moim ulubionym punktem tygodnia – w tych miejscach powietrze wydaje sie bardziej lepkie, chodniki brudniejsze, powietrze bardziej smierdzace pomieszanymi zapachami spalin, owocow, miesa, serow, psiej karmy i Bog wie czego jeszcze:)  Tym bardziej z rozrzewieniem wspominamy cudowne, przestronne, czyste ‘Mercado America’ w Cochabambie…

I oto przedwczoraj ujrzalam za oknem miasto osnute ‘mgielka’, a po otworzeniu okna, do  mieszkania wtargnelo powietrze nasaczone spalinami! Tego dnia postanowilam nie wietrzyc mieszkania (a jest to wskazane, bowiem z powodu duzej wilgotnosci powietrza, grzyb nam wychodzi na scianach), ale i tak smog wdzieral sie wszystkimi szparami do wnetrza. Rano mialam lekcje, wiec musialam wyjsc na zewnatrz – na szczescie nie wstrzymywalam oddechu na dlugo, bowiem szkola znajduje sie w odleglosci 2 minut od naszego budynku.

Wchodzac do szkoly, od razu rzucilam do wlascicielki: ‘el aire esta muy mal hoy dia, no?‘, a ona odparla z wielkim zdziwieniem, ze nie zauwazyla… Moj uczen, zapytany o to samo odpowiedzial, ze tez niczego nie czuje, poniewaz sie przyzwyczail, i ze ja musze byc bardzo wrazliwa.

Tak, to prawda – moj organizm reaguje na kazde zmiany dosyc gwaltownie. Temperatura, wysokosc ?- ja zawsze odczuje, chocby najsubtelniejsza roznice. Teraz okazalo sie, ze oprocz bycia ‘zywym’ barometrem i termometrem, zostalam rowniez miernikiem zanieczyszczenia powietrza. Haha, mam jeszce jedna wlasciwosc – wykrywania dziwnych smakow i zapachow w wodzie pitnej – dzieki temu nigdy, ale to przenigdy nie jestem w stanie wypic wody z kranu bez grymasu na twarzy. Przyznam, jest to troche uciazliwe…

Idac za ciosem, postanowilam poszukac informacji  – jak bardzo faktycznie zanieczyszczone jest powietrze w Boliwii. Trafilam na kilka statystyk (tutaj), ale musimy pamietac, kazde miejsce jest rozne, a juz na pewno Santa Cruz, jako najwieksze miasto Boiliwii podwyzsza wszelkie wskazniki.

Statystyki te uwzgledniaja tylko PM 10, czyli zanieczyszczenie spowodowane przez dym, brod, grzybyi polen, pomijajac PM 2.5, czyli zaieczyszczenie metalami ciezkimi, spowodowane przez pozary i wytop metali (szczegolnie w rejonie Oruro).

Nie bede sie bawila w jednostki pomiarowe, podam wiec tylko liczby i wnioski. Srednia swiatowa wynosi 71, co uwazane jest za srednie stezenie zanieczyszczen. Najbardziej zanieczyszczonym krajem jest Mongolia, ktora zbliza sie do granicy bardzo niebezpiecznego stezenia, w srodku plasuja sie Indie, gdzie stezenie zanieczyszczen okresla sie jako niezdrowe dla wrazliwych osob a Indiom depcza po pietach Chiny. Chinom zas – Boliwia, gdzie stezenie zanieczyszczenia okresla sie jako umiarkowane. Ciekawostka jest to, ze nawet Brazylia czy Chile, kraje o poteznym przemysle, maja lepsze wskazniki niz Panstwo Wielonarodowe. Dla porownania, Polska jest w gorszej sytuacji niz Francja, ale i tak jakosc powietrza okreslana jest jako ‘dobra’. Najczystrzym powietrzem ciesza sie zas mieszkancy Estonii.

Oczywiscie, prawdziwe pomiary zapewne roznia sie troche od tych przedstawionych przeze mnie – ale mysle, ze daja one pewne pojecie o swiecie, w ktorym zyjemy.

Z Wikileaks dowiedzialam sie, ze w roku 2006 w Cochabambie odbyla sie miedzynarodowa konferencja zorganizowana przez organizacje pozarzadowa Swisscontact,  poruszajaca problem zanieczyszczenia powietrza w miastach. Jednym z celow konferencji bylo zwrocenie uwagi wladzom na ten naglacy problem, jak i pokazanie sposobow walczenia z kontaminacja powietrza. Wedlug Banku Swiatowego, 70 % zanieczyszczen w Boliwii pochodzi z samochodow, z ktorych tylko 1/3 zdaje testy na emisje spalin… Zwazywszy, ze ponad 50 % ludnosci panstwa mieszka w miastach, ilosc samochodow wzrasta z kazdym rokiem. I nie sa to oczywiscie nowe pojazdy – wiekszosc samochodow osobowych (w tym taksowek) jak i autobusy miejskie i dalekobiezne, sa pojazdami po przejaciach.

Podsumowanie konferencji z udzialem takich panstw jak Chile, Meksyk, Brazylia i Ekwador, nie okazalo sie jednak zbyt optymistyczne dla samej Boliwii, ktorej przedstawiciele rzadu zupelnie zlekcewazyli zaproszenie w udziale. A bez politycznego wsparcia, niestety nie uda sie wiele zdzialac.

Boliwia podjela jednak pewne dorazne srodki neutralizacji smogu – w Cochabambie na przyklad, samochody nie moga wjezdzac do centrum w poszczegolne dni, aby zapobiec wiekszej kontaminacji najbardziej ruchliwej czesci miasta. Poadto, poszczegolne miasta organizuja ‘Dia del Peaton’ – czyli dzien bez samochodow, kilka razy w roku. Mialam okazje uczestniczyc 2 razy w ich obchodach w Cochabambie, gdzie ulice od rana zapelniaja sie rowerzystami, spacerowiczami. Miasto organizuje festyny, cale rodziny z dziecmi wychodana ulice, grajac w pilke, badmintona. Raj na ziemi. Az nie chce sie isc spac, by obudzic sie nastepnego dnia przy dzwieku klaksonow…

P.S. Moj student wspomnial jeszcze, ze powietrze w Santa Cruz pogarsza sie we wrzesniu, kiedy okoliczne lasy i sawanny trawione sa przez pozary. Chyba wiec jednak bede musiala zainwestowac w maske na twarz a la Michael Jackson:)

***

Not so long ago I wrote that the air in Bolivia is very clean. In fact, it it true, with some exceptions – cities.

Living in Cochabamba, every day I could watch the ‘fog’ hovering over the city in the valley. However, considering the amount of cars on the streets and that the air is trapped by the mountains and has nowhere to go, contamination isn’t anything strange. Still, I found the air relatively clean, unless wandering through the narrow and crowded streets of the old town and La Cancha.

When we moved to Santa Cruz, one of the things we liked was the open space (although in the beginning he longed for mountains!), moist air and wind, giving some rest in the relentless heat. Of course, in nearly two – million metropolis one could expect continuous traffic jams, but we also could breathe quite easily thanks to winds constantly ventilating this densely populated city.

They are places, however, where you see people wearing face masks – urban markets located along very busy narrow streets where you have to literally squeeze between the goods, people and cars. You also must be careful not to be sprinkle by children who uninhibited piss right on the street:) I admit, shopping for vegetables and fruits is not my favorite point of the week – in these places the air seems to be more viscous, sidewalks dirtier and air more smelly. In these moments we miss wonderful, spacious and clean ‘Mercado America’ in Cochabamba …

And then two days ago I saw through the window the city covered with fog, and when I opened the window, the air mixed with exhaust entered the apartment! That day I decided not to air the apartment (because of high humidity there is a mold on the walls, so it’s rather important to do so), but the stench of smog broke into via all the cracks in the walls and windows. This morning I had a class  but fortunately I didn’t have to hold my breath for a long time, because the school is located only 2 minutes from our house.

When I entered the office, I immediately asked the owner: ‘el aire esta muy mal hoy dia, no?’ and she said with great surprise that she didn’t notice … I asked my student the same question and he replied that he doesn’t feel anything as he got used to it, and that I have to be very sensitive.

Yes, that is true – my body reacts to every change quite rapidly. Temperature, height? – I always feel any subtle difference. It turned out that besides being a ‘living’ barometer and thermometer, I am also a meter of air pollution. Well, I have one more property – I detect strange tastes and odors in drinking water so I am never able to drink tap water without a grimace on my face. I admit, it’s a little tedious …

Going with the flow, I decided to look for information – what’s the actual air pollution in Bolivia. I found some statistics, but we must remember that every place is different, and certainly Santa Cruz, the largest Bolivian city augments any pointers.

Figures include only a PM 10 – the pollution caused by the smoke, dirt, mold, pollen, omitting the PM 2.5, which is caused by fires and metal smelting (especially in Oruro region).

The global average is 71, which is considered ‘moderate’. The most polluted country is Mongolia, which is approaching the limit of hazardous concentration of pollutants. For example in India, air quality is defined as ‘unhealthy to sensitive people’. India is closely followed by China and China by Bolivia, where air quality is considered as moderate. Interestingly, even Brazil or Chile, a countries with powerful industry, have better indicators than Pluronational State.

Just to compare, Poland is in a worse position than France or Germany but still ‘good’ enough comparing with the Asian and South American countries. According to these statistics, the cleanest air is in Estonia.

Of course, the true measures probably are a bit different from those described by me, but I think they give you some idea of ​​the world we live in.

I read that in 2006 in Cochabamba there was an international conference organized by the NGO Swisscontact, dealing with the problem of air pollution in cities. One of the objectives of the conference was showing ways of fighting this problem. According to the World Bank, 70% in Bolivia pollution comes from cars, from which only the third pass the exhaust emissions test … Considering that more than 50% of the state population lives in cities, the number of cars is increasing every year. And of course there are very few new cars – most vehicles, including taxis as well as city buses, are ‘well used’.

Summary of the conference that hosted participants from countries such as Chile, Mexico, Brazil and Ecuador, has not turned out to be too optimistic for Bolivia, as its government representatives completely ignored the invitation. And without political support it’s almost impossible to make a big changes…

Bolivia has undertaken, however, some ad hoc measures to neutralize smog – in Cochabamba, for example, cars are not allowed to enter the center on certain days to prevent further contamination of the city’s busiest part. Also, council of every city organize ‘Dia del Peaton’ – a day without cars, few times a year. I had the opportunity to participate two times in celebrations in Cochabamba, where the streets get filled with cyclists, walkers, families entertained by festivals, people playing football and badminton in the middle of the main road. Heaven on Earth! It’s sad going to sleep, to be waken up the next day by the sound of horns …

P. S. My student mentioned also, that the air in Santa Cruz deteriorates in September, when the surrounding forests and savannas are fighting with the fires. So I guess, I’ll have to invest in a face mask a la Michael Jackson after all :)

Pairumani Model Farm *** Z wizyta we wzorcowym gospodarstwie

Wzorcowe gospodarstwo Pairumani powstalo w roku 1970 na dawnych wlosciach slynnego Simona Patiño – ‘Cynowego Barona’, o ktorym pisalam wiecej z racji wizyty w jego posiadlosci miejskiej ‘Portales’ —> klik.

Modelowa Fama Pairumani znajduje sie okolo 21 km od Cochabamby na wysokosci 2,600 m n.p.m. i zajmuje obszar okolo 500 hektarow, z ktorych 200 przeznaczonych jest do kultywacji, reszte zas stanowia lasy i park eko-turystyczny.

Gospodarstwo produkuje zarowno organiczne rosliny, jak rowniez zajmuje sie hodowla krow mlecznych i produkcja przetworow mlecznych. To stad ponoc pochodza najsmaczniejsze pomidory, ktore ostatnio kupilismy na bazarze w Cochabambie – nawadniane czysta woda.

Farma zajmuje sie takze badaniami naukowymi i propagowaniem ekologicznych metod hodowli zwierzat i uprawy roslin.

Niby nic niezwyklego, a jednak! Poniewaz infrastruktura farmy miesci sie w posiadlosci najbogatszego w swoim czasie czlowieka na swiecie – miejsce to posiada sielski urok znany z obrazow malarzy romantycznych. W prostych, ale pieknie utrzymanych budynkach znajduja sie mieszkania profesorow i robotnikow, sale wykladowe, stajnie itp.

_MG_1561

_MG_1563

_MG_1575

_MG_1596

W pobliskim parku eko-turystycznym mozna natomiast zaczerpnac swiezego powietrza, w ktorym unosi sie won eukaliptusa (wzgorza Cochabamby porastaja lasy eukaliptusowe), rozbic kamping (uwaga! Nie stwierdzilismy tam obecnosci komarow:), grillowac z rodzina i znajomymi, wybrac sie na spacer po gorach, jak i wziac udzial jednym z programow szerzacych wiedze o srodowisku naturalnym (recycling, sadzenie lasu itp.).

_MG_1622

_MG_1612

_MG_1613

_MG_1617_MG_1619

Moze dziwic, ze nie wspomnialam nic o wspanialej ‘Villi Albina’, glownej rezydencji rodziny Patiño – niestety nie bylo nam dane ja zobaczyc, bowiem wybralismy sie do Pairiumani podczas karnawalu, a jak wiadomo w weekendy i swieta wszystkie instytucje kulturalne w Boliwii sa zamknete.

_MG_1586

Zanotowalismy jednak godziny zwiedzania, ktore maja sie nastepujaco:

Pon.- Pia. – 15.00 do 15.45

Sob. 9.00 do 11.00.

Dojazd: taksowka (25 bs.) lub autobus (najpierw do Quillacollo a stamtad do Pairumani) okolo 6 bs. w jedna strone.

Z cala pewnoscia powrocimy by zwiedzic haciende Simona Patiño przy nastepnej okazji!

***

‘Pairumani Model Farm’ was established in 1970 in the old manor of  famous Simon Patiño – ‘Tin Baron’, about whom I wrote more due to visit in his city mansion ‘Portales’ —> click.

Pairumani is located about 21 km from Cochabamba at an altitude of 2.600 meters above sea level and covers an area of ​​about 500 hectares, of which only 200 h are for cultivation. The remaining area is covered by forest, some of it converted into an eco-park.

The farm produces both organic plants, as well as dairy products. The tastiest tomatoes that we recently bought on the market in Cochabamba are from here – grown with a clean water.
The farm also provides research and promotes organic methods of modern farming.

One can ask – what’s so extraordinary? Well, since the farm’s infrastructure is housed on the property of the richest man in the world of his times – the place has this rustic charm known from romantic paintings. In simple but beautifully preserved buildings there are apartments for both professors and laborers as well as lecture halls, stables, etc.

In a nearby eco – park you can catch a breath of fresh air with the scent of eucalyptus (the hills of Cochabamba are covered with eucaliptus trees), go camping (we haven’t seen there any mosquitos:), barbecue with family and friends, go for a walk in the mountains or participate in one of the programs teaching about natural environment and the ways to preserve it (recycling, reforestation, etc.).

It might be surprising that I didn’t  mention anything about the magnificent ‘Villa Albina’ – the main residence of Patiño family. Unfortunately we couldn’t see it, because we went ther during a carnival and as you know, on weekends and holidays all cultural institutions in Bolivia are closed.

We noted, however, visiting hours that are to be as follows:
Mon. – Fri. – 15.00 to 15.45
Sat. 9.00 to 11.00 am

It’s possible to get there by bus (from city centre to Quilacollo and from there to Pairumani – about 1 hour) or by taxi (much more expensive but faster).

We will definitely go back to see the hacienda of Simon Patiño next time when in Cochabamba!

Sources: http://www.fondationpatino.org/

Before ‘Fiesta de la Virgen de Urkupiña’ *** Objawienie Maryjne w Quillacollo

W święto Bożego Ciała wybrałam się z moja nauczycielka języka hiszpańskiego i koleżanką w jednym, Ester, do Quillacollo – miasteczka położonego nieopodal Cochabamby (w zasadzie będącego jedna z dzielnic miasta). Celem naszej wyprawy była parada tańców tradycyjnych z okazji święta religijnego, o których uczyłam się przez ostatni tydzień. Na miejsce dojechaliśmy Taxi Trufi – czyli małym busem (bilet kosztował grosze, 2.50 bs.) i przyznam, nie było tak źle, jak mi wcześniej mówiono – kierowca zatrzymuje się na żądanie i zabiera tylko tyle osób, ile jest miejsc, a ponieważ busików tych jest mnóstwo, to nie ma problemu z dojazdem.

Gdy dotarliśmy na miejsce, przywitały nas tłumy ludzi, czekających na widowisko wzdłuż głównej drogi (która została zamknięta dla ruchu samochodowego), a ponieważ mieliśmy trochę czasu do rozpoczęcia parady – poszłyśmy do centrum miasteczka. Czułam się tam jak ryba w wodzie i tylko żałowałam, ze nie wzięłam ze sobą porządnego aparatu (jednocześnie dziękując Bogu, ze miałam przy sobie mój Coolpix).

On the day of Corpus Christi I went with my Spanish teacher Esther – to Quillacollo – a small town near Cochabamba. The purpose of our trip was to see parade of traditional dances, of which I have learned over the last week. We got to that place by Trufi Taxi – a small bus (ticket cost the pennies, 2.50 bs.) and I admit, it was not as bad as I was told before – the driver stops on demand and takes just as many people as there are seats, and since there are plenty of buses, there is no problem to get enywhere.

When we got there, crowd were already waiting for the spectacle along the main road (which was closed to traffic), and because we had little time to the start of the parade – we went to the town center where I felt like a fish in the water, and only wished I took a decent camera with me (at the same time I thanked God that I had my coolpix).

Centrum Quillacollo przypomina miejsca widziane z filmów tj. ‘Miłość w czasach zarazy’ – piękna kolonialna zabudowa, kościół na placu, przekupki w tradycyjnych ubraniach i ogólna atmosfera pikniku. W owym kościele znajduje się słynna figura Madonny z Urkupiña, do której pielgrzymują rzesze wiernych z całej Boliwii i z sąsiadujących krajów.

Quillacollo’s center reminds the movies like “Love in the Time of Cholera ‘- with its beautiful colonial buildings, the church in the square, women in traditional clothing and general atmosphere of the picnic. Church is a home to the famous statue of the Madonna de Urkupiña where many has made the pilgrimage from all over Bolivia and neighboring countries.

Historia boliwijskiej Madonny przypomina trochę dzieje francuskiego Lourdes: w czasach kolonialnych, Matka Boska z Dzieciątkiem objawiała się kilkakrotnie malej dziewczynce, pasącej owce. Wkrótce o objawieniach dowiedzieli się mieszkańcy wioski, którzy dnia 15 sierpnia, zobaczyli cud na własne oczy. Niedowierzając na widok Madonny wznoszącej się do nieba, zapytali dziewczynkę, gdzie  się Matka Boska udaje – ta zaś odpowiedziała w lokalnym jeżyku ‘keschwa’ – ‘Ork’hopiña, ork’hopiña’, co znaczy: ‘Ona jest już w górach’.

 The history of Bolivian Madonna is a bit like Madonna’s from Lourdes in France: in the colonial era, Madonna and Child had appeared several times to the little country girl. Soon the villagers learned about it and on 15 August they saw the miracle with their own eyes. Incredulous, they asked the girl where Virgin Mary, who was ascending to heaven, goes –  and the girl answered in the local language ‘keschwa’ – ‘Ork’hopiña, ork’hopiña’, which means: “She is already in the mountains’.

Na miejscu objawienia, wierni znaleźli podobiznę Matki z Jezusem, dla której zbudowano kościołek. Dziś jednak figura znajduje się we wspomnianym kościele w Qillacollo. Przed kościołem usypano z płatków kwiatowych podobiznę Chrystusa, na której tle fotografowały się cale rodziny (a w zasadzie na tle świątyni, z Chrystusem na pierwszym planie).  Dalej, usypane zostały inne figury, zmiecione jednak nagłymi podmuchami wiatru.

On the site of the revelation, the faithful people found the statue of Mother with Jesus, for which the church was built, but today the statue is located in the main church of Quillacollo. In front of the church, colourful carpet with the image of Christ made of flower petals could be seen, against which photographers were taking pictures of the whole families (in fact, temple was in the background and Christ in the foreground). Further, other  images were created, but have been swept away by sudden gusts of wind.

I w końcu parada – nazywana ‘próba generalna’ przed wielka fiesta w sierpniu, która przyciągnęła setki ‘tancerzy’ z całego kraju, jednych w strojach tradycyjnych, innych w ubraniu ‘roboczym’. Wszyscy zaś przemierzali kilkukilometrowy odcinek ulicami Qiillacollo, tańcząc, bawiąc się, witając się z licznie zgromadzona publicznością i popijając sobie przy okazji:) Widziałam puszki piwa w rękach występujących, ale nikt nie przebił członka jednego z zespołów, który biegał pomiędzy tancerzami i muzykami z butelka rumu:) Podobno, na samym końcu parady, mało kto jest trzeźwy.

Tradycyjne tance boliwijskie to: Morenada, La Chacarera, El Gato, Taquirari, La Queca i prawdopodobnie najbardziej widowiskowy – El Diablo. Niestety, na pełną relacje i zdjęcia tancerzy w pełnym odzieniu musimy poczekać do sierpnia! A na zakąskę zapraszam do galerii.

Eventualy we came to the final parade – ”rehearsal’ before the big fiesta in August with hundreds of ‘dancers’ from all over the country, some in traditional dresses, others dressed casually. All of them have walked several kilometers through the streets of Qiillacollo, dancing, playing, greeting the large audience and drinking:) I saw beer cans in dancers’ hands, but no one could beat a member of one of the bands that ran between the dancers and musicians with a bottle of rum :) Apparently, at the very end of the parade, few people remaine sober.

Traditional Bolivian dances are: Morenada, La Chacarera, El Gato, Taquirari, La Queca and probably the most spectacular – El Diablo. But the full report and pictures of dancers in traditional dresses have to wait until August! For now, you are welcome to visit my gallery.

Source/zrodlo: http://www.boliviacontact.com,