The Story of the Dog *** Pieskie zycie

Wczoraj, pomimo deszczu, wybralismy sie na spacer do Palacio Portales, chcac wziac udzial w dobiegajacych konca ‘2. Targach Boliwijskich Pisarzy’ (2a Feria del Escritor Boliviano). Ponownie bylismy milo zaskoczeni widzac, iz Fundacja Simona Patino, otworzyla progi zabytkowego palacu, przenoszac impreze z ogrodu do srodka. Niestety, poniewaz caly dzien lalo sie z nieba, frekwencja byla dosyc marna – zarowno wsrod zwiedzajacych jak i zaproszonych pisarzy (moze ‘zwineli sie’ wczesniej w wyniku braku zainteresowania).

Przeszlismy sie po wszystkich stoiskach, by zapoznac sie z najnowsza oferta wydawnicza;  byly tam zarowno pieknie wydane ksiazki dla dzieci, powiesci fantastyczne, ksiazki historyczne i powiesci obyczajowe. Moja uwage przyciagnelo szczczegolnie wydawnictwo z zakresu historii sztuki Boliwii oraz cena kompletu 3 ksiazek – 700 bs. (ponad 70€). Troche duzo, choc przyznam, iz ksiazki prezentowaly sie pieknie. W dodatku byla to pierwsza tak kompletna kompilacja informacji o sztuce Boliwii, z jaka mialam okazje sie zetknac do tej pory. Coz, moze kiedys…

Nie moglam rowniez przejsc obojetnie obok stoiska, udekorowanego zdjeciami ‘malej Durusi’ i po kilku minutach stalam sie wlascicielka ksiazeczki dla dzieci o ‘Przygodach Rayo’ (Las Aventuras de Rayo)– owczarka niemieckiego:) Autorka Luz Cejas Rosado de Aracena, powiedzialam nam, ze ksiazeczka oparta jest na faktach, wszystkie zdjecia sa oryginalne, a piesek ma juz 9 lat! I tak, czytajac o przygodach urwisa Rayo, opowiedzianych psim glosem, dzieci ucza sie szacunku dla zwierzat i  przyrody, a ja bede mogla podszkolic swoj hiszpanski i przypomniec sobie czasy spedzone z moja Dorusia:) W prezencie do ksiazeczki (40bs.) dostalam rowniez plakat, autograf i zdjecie z przemila autorka:

DSCN1060

Ciesze sie, ze taka ksiazka powstala, bowiem spoleczenstwo Boliwii w duzej mierze nie bierze odpowiedzialnosci za swoje otoczenie – wciaz smieci sie tutaj gdzie popadnie, zanieczyszcza wode odpadkami i … wyrzuca zwierzeta na ulice. Zwierzeta domowe to po hiszpansku ‘mascotas’ i niestety niektorzy ludzie traktuja psy i koty jak maskoty – zabawki, ktore porzucaja, kiedy sie im znudza. Ten problem dotyczy rowniez Europy, ale nie na tak duza skale jak tutaj.

Oczywiscie, nie wszyscy sa tak bezduszni i czesto mozna natrafic na ogloszenia o zaginionym psie, za pomoc w znalezieniu ktorego oferuje sie od 50 do 200 $. Niestety, nie wsystkie psy gubia sie ot tak podczas spaceru. Podobno w duzych miastach istnieje proceder wykradania co wartosciowszych ras – aby odsprzedac zwierzaka lub zajac sie hodowla, a potem sprzedac szczeniaki pod stadionem.

Smutne to, ale prawdziwe, tym bardziej popieram wiec wszystkie inicjatywy edukacyjne zwiazane z ochrona zwierzat i srodowiska naturalnego. Ksiazeczka pewnie cudow nie zdziala, tym bardziej, ze trafi w rece tych bardziej zamoznych rodzin, ale od czegosc trzeba przeciez zaczac!

***

Yesterday, despite the rain, we went for a walk to the Palacio Portales, as we wanted to visit ‘2nd Fair of Bolivian Writers’ (6. Foro de Escritores Bolivianos). Again, we were wowed to see that Simon Patino Foundation opened the thresholds of its historic palace, moving inside the party from the garden. Unfortunately, because the rain was pouring the whole day, the turnout was quite small – both among the  visitors as well as invited writers (maybe they quit earlier due to lack of interest).

Glancing at the beautiful place, we passed through all the stalls to get acquainted with the latest book offers: from beautifully published books for children, fantasy, history to novels. The books about the art history of Bolivia particularly caught my eye as well as their price – 700 bs. (70€) for the set of 3. A bit too much, though I must admit, they were beautiful. What’s more, this was the first complete compilation on the Bolivian art, which I have encounter so far. Well, maybe one day …

I couldn’t also pass indifferently by the stand decorated with pictures of small Durusia (my Polish Love) and after a few minutes I became the happy owner of the children’s book “The Adventures of Rayo (Las Aventuras de Rayo)‘- a German shepherd :) The author, Cejas Luz Rosado de Aracena, told us that the book is based on a real story, all photos are original, and the dog is already 9 years old! And so, in reading about the adventures of Rayo, told in the voice of a dog, children will learn to respect the animals and nature, and I’ll improve my Spanish :) As a gift to the book (40bs.) I also got a poster, autograph and a photo with a very nice lady.

I am glad that this book was written, as the Bolivian society (in the majority) does not take responsibility for their environment – peole still litter a lot, pollut the water with waste and …throw their pets on the street. Pets are in Spanish called ‘mascotas’, which in Polish is a synonimus of ‘toys’ and unfortunately, some people treat dogs and cats just like toys – when they get bored with an animal, they abandon it.  This is not only Bolivian problem, but the scale of it is begger here than in Europe.

Of course, not everyone is so soulless and very often one can see the owners’ notes about lost dogs that offer from 50 to 200 $ for help in finding their belowed pet. Unfrtunately, not all dogs get lost while on the walk. Apparently, in the large cities there are people who steal the more valuable breeds – to sell it, or to breed it, and sell the puppies later on.

It is sad but true, and so I support all educational initiatives related to the protection of animals and the environment. This little book probably won’t change a lot, as it will be read mostly by rich kids, but we have to start somewhere!

DSCN1074

Museum’s Dogs *** Muzealne psy

Co robisz, gdy biegna w twoim kierunku szczekajac duze psy ‘owczarkopodobne’?

a) stajesz w miejscu (podobno zalecane)
b) oddalasz sie spokojnie
c) pedzisz na leb na szyje do pobliskiego sklepu w poszukiwaiu schronienia, brzebiegajac tuz przed jadacym ulica samochodem i napedzajac stracha biegnacemu rekreacyjnie chodnikiem chlopakowi
d) przystajesz i czekasz az psy do ciebie dobiegna, aby je poglaskac (w koncu kochasz te duze pieknosci).
 

W naszym przypadku, opcja b) szybko przerodzila sie w c) – rozsadek rozsadkiem, upodobania upodobaniami, ale instynkt samozachowawczy wzial gore.

Powyzsza sytuacja zdarzyla sie podczas naszego popoludniowego spaceru do ogrodow ‘Palacio Portales’ w Cochabambie – jedynego chyba osrodka kulturalnego w calym miescie otwartego niemal we wszystkie dni tygodnia, od rana do poznego wieczora!

Do Portales udalismy sie po nieudanej wyprawie do Ogrodu Botanicznego, ktory zamkneli juz o 16! Coz, u nas tez zamykaja parki wczesniej zima, ale w Cochabambie temperatura o tej porze roku siega 30 stopni, a slonce zachodzi po 18, wiec bez przesady…

Po milym spacerze w Portales, polaczonym z obejrzeniem wystawy malarstwa, postanowilismy sprawdzic ‘Museo de la Historia Natural’, polozone po sasiedzku. Z ciekawosci, bowiem to miejsce zawsze bylo zamkniete, a w dodatku wciaz mielismy w pamieci nasz nocny spacer ze znajomym, kiedy zza bramy znienacka dobieglo nas ujadanie psow. Ale najedlismy sie wtedy strachu!

Jednak, jak pomyslelismy przekraczajac otwarta brame, skoro muzeum jest otwarte, to pewnie tych psow juz tam nie ma? Muzeum znajduje sie w uroczym budynku, polozonym na samym koncu dlugiej alei, obrosnietej ‘naturalnie’ z obu stron  drzewami i krzakami. Prawde mowiec, scena jak z horroru, a ja nie mialam przy sobie aparatu! Uspokoilismy sie, kiedy zobaczylismy zaparkowany przy budynku samochod i ani sladu i ‘sluchu’ psow:)

W srodku zastalismy starszego pana, przegladajacego mala, acz ciekawa ekspozycje mineralow, skamienialosci oraz wypchanych zwierzat, oraz slyszelismy glosy na gorze, gdzie wstep byl wzbroniony. Kiedy wychodzilismy, zauwazylismy psa, czajacego sie na tylach budynku. Ja mialam pomysl, zeby zawrocic i poszukac kogos z personelu, tak na wszelki wypadek, ale Freddy chcial juz isc. Po cichutku i wolno oddalilismy sie wiec w strone bramy, ale kiedy sie odwrocilismy, zobaczylismy dwa psy podazajace za nami. Kiedy nas zauwazyly, zaczely ujadac i….reszte historii juz znacie:)

Swoja droga, chcialabym tam wrocic, aby zrobic zdjecie, ale najpierw trzebaby cos zrobic z tymi psami. Tylko co? Numeru do Muzeum nie mozna nigdzie znalesc, a policja tez odpada. Postanowilam wiec opowiedziec o sytuacji bardzo profesjonalnemu personelowi w Portales – w koncu ich placowka przylega do Muzeum, a psy sa zagrozeniem dla kazdego przechodnia. Zobaczymy, czy cos z tego wyniknie, a jezeli cos pozytywnego, to wkrotce notka zostanie opatrzona odpowiednimi zdjeciami:)

P.S. Udalo nam sie pstryknac kilka fotek, przez zamknieta brame. Psow nie widzielismy:)

DSCN1064 DSCN1065

DSCN1066

***

What do you do when two large dogs, german sheperd-like, run in your direction barking?

a) freez (apparently this is recommended)
b) slowly move away
c) run for your life into a nearby store for a shelter, crossing the road right in front of a moving car, startling the runner who find himself on your way.
d) wait till the dogs are close, to pat them (as you love these big beauties).
 

In our case, the option b) quickly turned into c) – as much as we love dogs and we we are reasonable people, the instinct took over.

The situation above happened during our afternoon walk to the gardens of ‘Palacio Portales’ in Cochabamba – probably the only cultural place in the whole city, open almost every day of the week from early morning to late at evening!

We went to Portales we went after an unsuccessful trip to the Botanic Gardens, which closed at 4 pm! Well, in Europe parks also close earlier during the winter, but in Cochabamba temperature this time of year reaches 30 degrees and the sun-sets after 6 pm, so without exaggeration …

Despite that, after a plesant walk in Portales, combined with an exhibition of paintings, we decided to check on the ‘Museo de la Historia Natural’, located next door. We were curious, because this place has always been closed, and we still had the memory of our night walk with a friend, when suddenly we were frighten by barking dogs behind the gate.

However, as we figured crossing the gate, if the museum is open, the dogs should be gone. Museum is located in a charming building, located at the end of a long avenue, overgrown ‘naturally’ on both sides with dry trees and bushes. To tell the truth, it looked as in the horror movie, and… I had no camera with me! We calmed down when he saw a car parked next to the building and not a trace or ‘sound’  of dogs :)

Inside we only found an elderly gentleman browsing through the small, yet interesting exhibitions of minerals, fossils and stuffed animals, and we heard voices at the second floor – for staff only. When we were leaving, we noticed a dog, lurking at us from the back of the building. I had the idea to turn around and look for someone form the Museum’s staff, just in case, but Freddy wanted to go. Therefore, quietly and slowly we moved on towards the gate, but when we looked back, we noticed that two dogs were following us. When our eyes met, they began to bark and … you already know the rest of the story.

By the way, I would like to go back there to take a picture or two, but first we would need to do something with these dogs. But what? We can’t find the number to the museum anywhere, and we can’t call the police. So I decided to tell about this situation to the proffessional personnel of Portales – at the end their facility is adjacent to the Museum, and the dogs are a threat to every passer-by. So, soon we will see if anything changes, if so, this post will be enriched with some photos:)

P.S. Look up!

Palacio Portales                                           Statue of a rescue dog at ‘Palacio Portales’.

Animal Day *** Dzien zwierzat

Dzisiaj jest Miedzynarodowy Dzien Zwierzat i z tej tez okazji pogrzebalam w archiwum, gdzie znalazlam zdjecia z zoo w Santa Cruz, ktorych jakims cudem dotychczasnie nie opublikowalam. Pamietam, kiedy znajomi mowili mi, ze owo zoo jest jednym z niewielu ‘sztucznych’ zwierzecych sanktuariow w kraju, a skupia sie ono wylacznie na faunie Ameryki Poludniowej.

Niedaleko Cochabamby, w tropikalnej okolicy Chapare, znajduje sie ‘Inti Wara Yassi’, gdzie schronienie znajduja m.in. zwierzeta uratowane z nielegalnego przemytu. Niestety jeszcze nie dotarlam osobiscie w te rejony swiata, ale przeczytalam kilka artykulow o tym miejscu. Nie wszystkie one byly pochlebne, ze wzgledu na charakter organizacji, ktora utrzymuje sie przede wszystkim z tzw. ekoturystyki i oplat wolontariuszy, ktorzy przyjezdzaja ponoc z calego swiata, by moc ‘pracowac’ przy  dzikich zwierzetach.

Coz, ja nie widzialam, wiec nie moge oceniac – jedno jest jednak pewne – rezerwat stworzony na ogromnym dziewiczym terenie jest lepsza opcja dla dzikich zwierzat  niz zoo.

Tak to juz jest, ze ludzie odczuwaja ogromna radosc z kontaktu ze zwierzetami, chocby tylko wzrokowego, ale niestety jest to przyjemnosc jednostronna – trudno jest bowiem oczekiwac zadowolenia od zwierzecia zamknietego w klatce, lezacego na betonowej posadzce, w ktore codziennie wpatruja sie setki gapiow… Nie trzeba byc wybitnie wrazliwym, zeby to zauwazyc – wiekszosc zwierzat wrecz chowa sie przed zwiedzajacymi.

Mieszkajac w Irlandii, odwiedzialam kilka zwierzecych sanktuariow, gdzie odczuwalam radosc i smutek w tym samym czasie… (http://www.behance.net/gallery/Animal-Farm/1168159)

Gdziekolwiek wiec sie znajdujemy, zastanowmy przez chwile nad losem naszych ‘malych przyjaciol’ – nie tylko tych egzotycznych, ale takze tych z naszego podworka.

***

Today is the International Animal Day so I searched my picture archives, where I found photos from the Zoo in Santa Cruz, that I haven’t published yet. I remember when my friends told me that the Santa Cruz’ zoo is one of the few ‘artificial’ animal sanctuaries in the country, and it focuses exclusively on the fauna of South America.

Near Cochabamba, in the Chapare tropical surroundings, is located ‘Inti Wara Yassi’, which is a refuge for animals rescued from illegal smuggling. Unfortunately, I haven’t have an opportunity to see it personally but I read a few articles about this place and not all of them had positive reviews, mostly due to the nature of the organization, which is financed primarily by eco-tourism and fees of volunteers who come from all over the world, so they could ‘work’ with wild animals.

Well, I haven’t seen it, so I can’t judge but one thing is certain – reserve created on the vast virgin territory is a better option for wild animals than the zoo, isn’t it?

So it is, that people feel great joy from having a contact with animals, even if it’s only a visual contact, but unfortunately it’s usually only one-sided pleasure. It’s difficult to expect from the animal that spends all his life behind the bars, laying on the concrete floor and being observed every day by hundreds of onlookers, to be very happy. One do not have to be very sensitive to notice it – most of the animals seem to be hiding from visitors.

While living in Ireland, I visited a number of domestic animal sanctuaries where I felt exactly the same – joy and sadness in the same time… (http://www.behance.net/gallery/Animal-Farm/1168159)

So, wherever you are now, please take a moment to think about our ‘little friends’ – not only those exotic, but also these from your own backyard.

Cochabamba – City of (homeless) dogs *** Miasto (bezdomnych) psow

Wlasnie wrocilam z marketu w Cochabambie, gdzie sprzedaje sie szczeniaki, kocieta i inne malutkie zwierzatka. Prawde mowiac, nie byla to wesola przechadzka, zwlaszcza ze wiekszosc maluchow byla poupychana do granic mozliwosci w kartonowych pudlach i klatkach, ledwo dyszaca od scisku i goraca. Najgorsze jednak jest to, ze za kilka miesiecy, z duzym prawdopodobienstwem, te psy i koty znajda sie na ulicy, kiedy nikt ich nie kupi! A koszt owczarka niemieckiego (bez rodowodu) to ponad $400, co tutaj stanowi calkiem dobra miesieczna pensje.

Ludzie niestety nie mysla o dobru zwierzat, a tylko o latwym zarobku z hodowli.

Chcialabym sie zwrocic z malym apelem do kupujacych – prosze wziac psa czy kota z ulicy albo schroniska (tutaj takowe niestety nie dzialaja) i dac mu dom! Na kazdym kroku mozna spotkac bezdomnego psa i tego jednorasowego, i wielorasowego. Serce mi sie sciska, jak widze te piekne stworzenia lezace na chodniku, bez wody i jedzenia. Czesto grzebiace w smieciach, jak pies w szkole, ktora niedawno odwiedzialam.

Niesamowite ile szczescia miala  moja rodzina, znajdujac Misie pod brama naszego domu. Rowniez Dorusia byla nam podarowana. Lobo Feroz takze ‘przyszedl’ do domu Freddiego i nikt sie o niego nie upomnial…

NIE KUPUJCIE – ADOPTUJCIE a znajdziecie przyjaciela ‘na cale zycie’!

P.S. Cudownie jest czytac wiadomosci jak ta, o swiecie adopcji zorganizowanym przez miasto Cochababa (11.2013 http://www.lostiempos.com/diario/actualidad/local/20131104/feria-de-adopcion-encontro-hogar-a-29-mascotas_233961_507131.html).  Brawo! Oby wiecej bylo takich akcji i oby wladze raz na zawsze uregulowaly prawo dotyczace zwierzat, zakazujac nielegalnych hodowli.

Misia (2002 – 2011)

Lobo Feros (2007)

Dorusia (2011)

Bezdomny pies w Cochabambie***Homeless dog in Cochabamba

Homeless friends

***

Just came back from the market in Cochabamba where poppies, kittens and other baby animals are sold. It was a sad trip – seeing all those little angels stuffed in boxes and cages, barely breathing…

And the worst is, that in a couple of months they will be probably thrown out on the street, becauase nobody would buy them! German Sheperd poppy without documents costs more than $400 and here this is a really good monthly salary.

People unfortunately don’t think about animal welfare, only how to earn easy money by breeding dogs (this is wordwide problem).

And people who buy them – please, take the one from the street and give it a home! At every step I meet homeless dogs – these of a pure breed and multiracial. My heart hurts, as I see these beautiful creatures lying on the sidewalk, without food or water. Often searching in the garbage, like a dog at school that I’ve recently visited.

How lucky my family was to find Misia outside our gate or to ‘get’ Dorusia from the people who had doggies to ‘give away’. Also Lobo Feroz was found in Ireland.

DON’T BUY – ADOPT and get a friend ‘for life’!

P.S. Amazing is to hear about adoption action like this, organized by city of Cochabamba, where 29 animals found new home (http://www.lostiempos.com/diario/actualidad/local/20131104/feria-de-adopcion-encontro-hogar-a-29-mascotas_233961_507131.html). Bravo! Now I hope taht the government will regulate the law regarding animal welfare and close down, once and for good, all illegal breeding places.

Dorusia