Superfood – Quinoa

Czy wiedzieliscie, ze rok 2013 zostal oficjalnie nazwany przez ONZ (Organizacja Narodow Zjednoczonych) ‘Miedzynarodowym Rokiem QUINOA’? Czy wiedzieliscie, ze Boliwia jest drugim po Peru producentem QUINOA na swiecie? Czy  wiedzieliscie, ze QUINOA zostala uznana za ‘superfood‘, czyli pozywienie o bardzo duzych walorach odzywczych? Wykorzystywana jest miedzy innymi przez NASA do produkcji odzywek dla astronautow. Czy wiedzieliscie, ze QUINOA jest blisko spokrewniona z pospolicie wystepujaca w Polsce KOMOSA BIALA? Coz, tego to nawet ja nie wiedzialam!

Did you know that the year of 2013 has been officially declared by the UN (United Nations) ‘The International Year of Quinoa “? Did you know that Bolivia is the second producer of QUINOA after Peru in the world? Did you know that QUINOA is considered a ‘superfood‘ –  the food of a high nutritive value? It is used, among others, by NASA to produce taunts for astronauts. Did you know that QUINOA is closely related to the commonly occurring in Poland ‘Komosa biala’? Well, I didn’t know that!

Nasiona QUINOA bogate sa w pelnowartosciowe bialko, zawierajace wszystkie aminokwasy potrzebne czlowiekowi oraz sole mineralne i witaminy. Nie zawieraja natomiast glutenu i maja niski indeks glikemiczny.

QUINOA seeds are rich in wholesome protein, containing all the amino- acids needed for a human body, as well as minerals and vitamins (e.g. E). On the other hand, QUINOA do not contain gluten and have a low glycemic index. Quinoa has also anti-inflamatory benefits.

quinoa

QUINOA uprawiana przez ponad 5 tysiecy lat, byla glownym pokarmem Inkow i Aztekow. Choc przez tysiaclecia uprawiana byla przez kultury andyjskie w surowym klimacie wysokogorskim, dzis prowadzone sa prace nad przystosowaniem ‘komosy ryzowej’ do uprawy w Europie, takze w Polsce. Prawde mowiac, nie moge sie tego doczekac, poniewaz spopularyzowanie QUINOA na pewno przyczyniloby sie do polepszenia zdrowia milionow ludzi na calym swiecie, ale rowniez spowodowalo spadek cen.

W Europie Zachodniej QUINOA jest juz dostepna w kazdym supermarkecie za stosunkowo niska cene, ale prosze sbie wyobrazic, ze w Boliwii i Peru ceny sa tak wysokie, ze przecietna rodzina nie moze sobie pozwolc na zakup produktu, ktory jeszcze kilkanascie lat temu stanowil podstawowy skladnik ich diety! Wynika to oczywiscie z ogromnego popytu na QUINOA w USA i w Europie. Do dzis Boliwia nie opracowala przepisow dotyczacych wewnetrznego marketingu, a przeciez wystarczyloby uchwalic przepis zobowiazujacy producentow QUINOA do sprzedazy chociazby 10% produktu na rodzimy market, za cene nizsza niz dla krajow wysoko rozwinietych. A moze to wcale nie jest takie proste? Nie wiem, nie znam sie na prawach rynku, tylko tak sobie dywaguje:)

Since 3000 BC consumption of QUINOA became widespread in the Andes mountains regions of South America and it became the main food of the Incas and the Aztecs. Although it was cultivated by the Andean cultures in the harsh Andean climate, today research is conducted to adapt quinoa to the growing on a large scale in Europe. To tell the truth, I can’t wait to see this coming because popularization of quinoa will certainly help to improve the health of millions of people around the world, but also will result in lowering its’ price. In Western Europe, quinoa is already available in any supermarket for a relatively low price, but in Bolivia and Peru prices are so high that the average family can not afford to buy the product that has been a basic component of the diet for ever!

This is due, of course, the huge demand for quinoa in the U.S. and Europe. However, it would be enough if Bolivian goverment pass a legislation requiring big farmers to sell at least 10% of the product on the domestic market, for a price lower than in developed countries. Or maybe it is not that simple? To be honest,  I don’t know anything about the laws of the market, I just ‘think out loud’:)

A wiec – z czym TO sie je?/ So – how to eat it?

Nasiona QUINOA gotuje sie tak jak ryz – po oplukaniu (zazwyczaj quinoa sprzedawana w sklepie jest juz oczyszczona z gorzkiej powloki, lecz mozna dla pewnosci jaszcze raz ja przeplukac) zalewamy nasiona zimna woda w stosunku 1:2 (pol szkalanki quinoa na 2 osoby i szklanka wody) i gotujemy pod przykryciem na malym ogniu przez okolo 15 minut.

Ugotowana quinoa wyglada jak kielkujace nasionko i ma ‘orzechowy’ posmak, ktory moze byc jeszcze bardziej podkreslony przez uprzednie uprazenie nasion. Quinoa moze z powodzeniem zastapic ryz, kuskus, makaron czy kasze jeczmienna. Aby zaostrzyc jej smak, mozna ja ugotowac z dodatkiem kostki rosolowej. My sprobowalismy quinoa z nasza potrawka chinska, zastepujac nia ryz.  Pycha! A w dodatku, z kazdym kesem nasz organizm ‘odzywal’!

QUINOA seeds can be boiled the same as a rice – after rinsing the seeds with cold water (usually quinoa sold in the store is already cleared of the bitter coating, but to be sure, you can always rise it again), cook it covered, on a low heat for about 15 minutes (1/2 cup of quinoa for 2 persons for 1 cup of water).

Cooked quinoa looks like a sprouting seed and has a ‘nutty’ flavor, which can be even more emphasized if we roast seeds bfore cooking. Quinoa can easly replace rice, couscous or pasta in our diet. To ‘enrich’ its’ taste a bit more, cook it with a stock cube. We tried quinoa first time with our Chinese dish, simply replacing rice.  And we felt with every bite that our bodies ‘revive’!

QUINOA moze miec rozne kolory – za najbardziej wartosciowa uznaje sie czerwona. W Boliwii, oprocz nasion mozna zakupic  quinoa w postaci ‘platkow sniadaniowych’, ktore wygladaja jak ‘ biale nadmuchane kuleczki’. Czesto sa doprawione miodem. W sklepach ze zdrowa zywnoscia mozna rowniez dostac sproszkowana quiona, przeznaczona do przygotowania orzezwiajacych i odzywczych napojow (o smaku orzechow, oczywiscie:).

Quinoa can have different colours – red one is said to be the most nutritious. In Bolivia, in addition to seeds you can buy quinoa ‘cereales’, which look like ‘small white inflated balls’. They are often flavored with honey. In health stores you can also get powdered quiona, designated to prepare refreshing and nutritional ‘nutty’ drinks.

Polecam sprobowac – kiedy jezeli nie teraz, w ‘Miedzynarodowym Roku Quinoa'”?!/ I would highly recommend it to try – especially  during the ‘International Year of Quinoa’ “?

Ouinoa

Always ‘Coca-Cola’ *** Zawsze ‘Coca-Cola’

Jak wspomniałam w poprzednim wpisie, Boliwia jest państwem ‘koki’ i ‘coli’. Dziś więcej o ‘Coca – Coli’ – boliwijskim napoju ‘narodowym’.

Może trudno w to uwierzyć, ale ‘Cole’ pija tutaj wszyscy (wyjątków szukać należy ze świecą w ręku) i wszędzie. Do dziś pamiętam zdziwienie rodziny Freddiego, kiedy podczas obiadu poprosiliśmy o szklankę wody, zamiast musującej czarnej cieczy. ‘Nie lubicie ‘Coli’??? Nie. Dziś wszyscy nasi goście wiedza, ze jeżeli chcą wypić sobie ‘Cole’ do obiadu/kolacji, to musza sobie ja sami przynieść. Nie żebyśmy byli niegościnni, ale my po prostu gazowanych napojów w domu nie trzymamy (no może oprócz piwa:)

As I mentioned in a previous post, Bolivia is a country of ‘coca’ and ‘cola’. Today I would like to say more about ‘Coca – Cola’ – Bolivias’ ‘national’ drink.

It may be hard to believe, but everybody here drink ‘Coke’ (you can search for exceptions ‘with a candle in your hand’). I still remember how surprised was Freddy’s family when at the dinner table we asked for a glass of water instead of sparkling black liquid. ‘You don’t like’ Coke’??? Nope. As for today, all our guests know, that if they want to drink ‘Coke’ with their lunch / dinner, they must bring it themselves. No, we are not inhospitable, but we just don’t keep sparkling drinks at home (well, maybe except for a beer:)

Ostatnio wybraliśmy się do całkiem przyjemnej restauracyjki niedaleko naszego apartamentu, na hamburgery. Zapowiadało się ciekawie – pomysłowy wystrój, czysto, dobre recenzje w Internecie. Przy zamówieniu okazało się, ze w cenie jest szklanka napoju. Fajnie:) Wybór: ‘Coca – Cola’, ‘Fanta’, ‘Sprite’ – oczywiście mogliśmy się tego spodziewać. Poprosiliśmy wiec o 2 szklanki wody niegazowanej zamiast sody, ale zdziwiony kelner powiedział, ze nie można zamienić, a jeżeli chcemy pic wodę, musimy za nią dodatkowo zapłacić. Cóż, zgredy jesteśmy, wiec postanowiliśmy na wodę poczekać aż wrócimy do domu. Zamówiliśmy jednak  ‘Cole’. A co, w końcu jest w cenie, wiec może sobie postać na stole, aż do czasu gdy skończyliśmy jeść nasze burgery, po czym zapłaciliśmy i wyszliśmy nie zostawiając napiwku.

Recently we went to a quite nice little restaurant near our apartment, to eat ‘home made’ burgers. At first we liked it – interesting decor, clean, good reviews in the internet. While ordering, it turned out that drink is included in a price. Selection: “Coca – Cola ” ‘Fanta ‘ and ‘ Sprite ‘. So, we asked for two glasses of still water instead of soda, but surprised looking waiter said that we cannot change it and if we want to drink water we would have to pay for it extra. Well, we are not greedy but we decided to wait until we get home to drink our water. We also ordered ‘Coke’ – in the end we payed for it, so it can ‘sit’ on the table while were’re eating burgers. At the end, we payed our bill and didn’t leave any tip.

Znów, nie żebyśmy byli wredni – po prostu napiwek według nas należy się za WYJATKOWA obsługę. Dodam tylko, ze nawet poczciwy ‘McDonalds’ czy ‘Burger King’, w których zdarzało nam się stołować w sytuacjach kryzysowych, zawsze zamieniały nam napoje gazowane na wodę czy nawet sok pomarańczowy. Ot tak, bez problemu, klient nasz pan, woda pitna powinna być dostępna każdemu i wszędzie.

Again, we are not mean people – we jus think that a tip should be given for an exceptional service. I will only add that even ‘McDonald’s and ‘Burger King’ back in Ireland, where we happened to dine in crisis situations, always had changed our soda drinks for a water or even an orange juice. Just like that, no problem, the customer is a king, drinking water should be available to everyone and everywhere.

Nieelastyczne praktyki niektórych tutejszych restauracji dziwią tym bardziej, ze woda zazwyczaj jest tańsza niż napoje gazowane, a w dodatku w Boliwii butelkowana jest ona właśnie przez ‘Coca- Cola Company’! Az nie chce myśleć o tym, co będzie jak zabraknie nam wody butelkowanej – czy wszyscy będziemy zmuszeni pic ‘Coca – Cole’?

Przeglądając zdjęcia, zrobione przez mamę Freddiego podczas wycieczki do Cotoki (niedaleko Santa Cruz), natrafiłam na taki oto rodzynek:

Inflexible practices of some of the local restaurants surprise me more, especially considering that water is generally cheaper than fizzy drinks and in addition, in Bolivia water is bottled by ‘in – famous’ ‘Coca – Cola Company’! I don’t want to think what it would be like if we run out of bottled water – will we all be forced to drink ‘Coca – Cola’?

When Freddy’s parents went to Cotoca, they took a picture of a street signs sponsored by… Coca-Cola! I do not know how I could miss that during our trip to this town, apparently I was interested more in Sunday’s market and a sloth than the street signs.

IMG_9850 (2)

Nie wiem, jak mogłam to przeoczyć podczas naszej wycieczki do tego miasteczka, widocznie byłam bardziej zaoferowana bazarem i leniwcem, niż znakami drogowymi, które w Cotoce są sponsorowane właśnie przez ‘Coca-Cole’. Sponsorowanie znaków przez różne firmy, jest praktyka powszechnie spotykana w Boliwii, ale to mnie zaskoczyło totalnie. Dlaczego? Polityka zagraniczna Boliwii jest bowiem od kilku lat raczej antyamerykańska, tak przynajmniej się słyszy i czyta, ponieważ ja żadnych negatywnych nastrojów tutaj nie zauważyłam.

Yep, these in Cotoca are sponsored by ‘Coca-Cola’. Sponsorship of the signs by various companies, as a former Bolivian aerline ‘Aero Sur’, is a practice commonly found in Bolivia, but this totally surprised me. Why? Bolivia’s foreign policy during last couple of years is rather anti-American or at least that’s what can be heard and read, because I didn’t notice negative mood towards USA.

Jak widać, słychać i smakować – bardzo ceni się tutaj również ‘Coca – Cole’, zapewne ze względu na nazwę i propagowanie —> koki, która jest dla Boliwii bardzo istotną rośliną uprawną, a jej liść nieoficjalnym symbolem państwowym, który można kupić w postaci breloczków i innych pamiątek.

As one can see, hear and taste – American ‘Coca – Cola Company’ is also greatly appreciated here. Why? While trying to find an answer to that question, I thought that probably it’s because of the name and the promotion of —> coca – which is a very important plant cultivated in Bolivia. Its leaf is an unofficial symbol of the state, which can be bought in the form of key chains and other tourist souvenirs.

Boliwijczycy kokę uwielbiają – podobno zzucie liści pomaga pozbyć się objawów choroby wysokościowej, lokomocyjnej, uczucia głodu oraz zmęczenia:) Prawdę mówiąc nie próbowałam, bo podobno przebarwia zęby, ale bardzo lubię pic kokę w postaci herbatki ‘mate de coca’:) Te polecam zawsze  – na gorąco lub na zimno! Najlepiej smakuje bez dodatku cukru.

Bolivians worship coca plant – apparently chewing the leaves helps to get rid of the symptoms of altitude sickness, motion sickness or even hunger and fatigue:) I have not tried this remedy, because I heard coca leaves could discolored teeth, but I really like to drink coca tea (mate de coca)! Always recommended –  hot or cold! Best served with no added sugar.

P.S. Znak firmowy ‘Coca – Coli’ wiąże się Boliwijczykom nie tylko z napojami gazowanymi, woda butelkowana czy znakami drogowymi w Cotoce, ale również ze Swietami Bozego Narodzenia! Firma sponsoruje bowiem dekoracje uliczne w postaci wielkich dmuchanych butelek ‘Coli’, rozświetlonych drzewek świątecznych zwieńczonych logiem ‘Coca – Coli’, czy dekoracji ‘przestrzennych’ na placach, w postaci czerwono białych ogromnych lizaków, Świętego Mikołaja z butelka w ręku, czy wreszcie wielkiego białego niedźwiedzia znanego nam z reklamy.

Boliwia  zupełnie się ‘zkokalizowała’!

P.S. Bolivians associate “Coca – Cola’ trademark not only with soda, bottled water and road signs in Cotoca but also with Christmas! The company sponsors the street decorations as a big balloons in the form of bottles of ‘Coke’, huge sparkling Christmas Trees crowned with ‘Coca – Cola’ logo or city plazas’ decorations in the form of red and white huge lollipops, Santa Claus with a bottle in his hand, and finally the great white bear known from advertisement.

Bolivia is completly Cocalised’!

Boze Narodzenie w Boliwii *** Christmas in Bolivia

W Boliwii, podobnie jak w Polsce, najwazniejszym dniem swiatecznym jest 24 grudnia, ktory co prawda nie jest to dzniem wolny od pracy, ale instytucje publiczne zamykane sa wczesniej. W tym dniu rodziny zbieraja sie przy wigilijnym stole tradycyjnie o polnocy! Tak, jak na cieple kraje przystalo, kolacja podawana jest duzo pozniej niz w zimnej Europie:) Nie znajdziemy na stole sledzika w smietanie, uszek w barszczu, ryby po grecku, salatki warzywnej, za to mozna do syta najesc sie potraw miesnych – pieczonego kurczaka, indyka, wieprzowiny z ‘gravy’ lub sosem jablkowym podawanych z ziemniakami.*

* Tradycyjnie dla zamerykanizowanych Boliwijczykow.

Podobno w katedrze odbywa sie Pasterka o 24 w nocy, ale my bylismy zajeci jedzeniem i odpakowywaniem prezentow w tym czasie.

Wczesniej, spotkalismy sie z przyjaciolmi i pojechalismy na pizze, jako ze bez jedzenia do polnocy umarlibysmy z glodu. Po kieliszku ‘limoncello’ postanowilismy jeszcze odwiedzic place Cochabamby, mniej lub bardziej ozdobione dekoracjami od ‘Coca Coli’. Z racji ladnej pogody, w miejsca tych moznabylo spotkac cale rodziny, ktore raczyly sie tam rowniez wigilijnym posilkiem. Co ciekawe, niektore sklepy na glownym rynku byly jeszcze otwarte po zmroku.

25 grudnia przelecial nam na odsypianiu nieprzespanej Nocy Wigilijnej i ogladaniu ‘Wladcy Pierscieni’ od poczatku:) I tak Swieta dobiegly konca – bowiem 26 grudnia to dzien pracujacy.

Prawde mowiac, nie odczulam Bozonarodzeniowej atmosfery w tym roku, moze poza momentem otwierania prezentow przez uradowane dzieci i obiadu skladajacego sie z wlasnorecznie ugotowanego barszczu czerwonego z uszkami. Pewnie to dlatego, ze nie bylo sniegu ani mrozu, ani ‘Kevina samego w domu’ w telewizji…

***

In Bolivia, as in Poland, Christmas starts on December 24th – it is not a day off from work, but public institutions are closed earlier. On Christmas Eve, families gather for the traditional meal at midnight – as always in warm countries, dinner is served much later than in cold Europe :) You will not find on the table herring in cream, borscht with ‘pierogi’, fish ala Greek or vegetable salad but you can eat many meat dishes – roast chicken, turkey, pork with ‘gravy’ or apple sauce served with potatoes.*

* Traditional food of Americanised Bolivians. 

Apparently the Midnight Mass is held in Cathedral, but we were busy eating and unpacking gifts at the time.

Before, we met with friends and went for pizza, without which we would be starving. After few glasses of ‘limoncello’ from Aniello, we have decided to visit the ‘plazas’ of Cochabamba, more or less adorned with decorations granted by’Coca-Cola’. Because of the nice weather, city squares were overloaded with families, having their Christmas meal there (or pre – Christmas;). Interestingly, some shops on the main square were still open after dark.

December 25th flew by quickly as we needed to rest after a sleepless night, watching ‘The Lord of the Rings’ from the beginning :) And the Christmas were over as 26th of December is a  working day in Bolivia.

Truthfully, I did not feel the Christmas atmosphere this year, maybe except when overjoyed children were opening their gifts and while eating lunch comprising of self-cooked borscht with dumplings. I think it’s because there was no snow no cold, and no ‘Home Alone‘ in TV…

Every Cook’s Heaven *** W ‘kucharskim’ niebie

Boliwia jest krajem niezwykle zasobnym – zarowno w niezwykle krajobrazy, surowce mineralne, jak i …. przepyszne warzywa i owoce! Nie jestem wielbicielka kuchni boliwijskiej, jednak pewne dania przypadly mi do gustu:

‘Silpancho’– taki nasz schabowy podany z ryzem, ziemniakami, jajkiem i surowka z pomidorow i cebuli.

‘Picante de polio’ – czyli kurczak w pikantnym czerwonym sosie.

‘Sopa da mani’ – zupa z orzeszkow ziemnych, podawana z makaronem i drobno posiekanymi ziolami.

Sa tez tradycyjne dania boliwijskie, ktore omijam szerokim lukiem:

Chicharon’ – czyli zeberka w czosnku i oregano, gotowane i smazone we wlasnym tluszczu, serwowany z ‘mote‘ (kukurydza), bialym niepasteryzowanym serem ‘quesillo’ (po zjedzeniu ktorego zawsze choruje) oraz ‘llajwa‘, zimnym sosem z chilli (locoto). Na zdjeciu widoczne sa tez suszone ziemniaki chuños, ktore produkowane sa w La Paz. Chaarkteryzuja sie tym, ze nie ma w nich ani kropli soku – tutaj jest to przysmak.

Charque’ – czyli suszone mieso serwowane z mote, ziemniakiem w lupinie i calym jajkiem. Przyprawiane llajwa.

‘Fricase’ – sama nie wiem dokladnie co to jest.

fot. https://www.facebook.com/mibellabolivia

Oprocz tego mialam okazje sprobowac smazonych jezykow wolowych (sam widok nie jest przyjemny, ale smak moze byc, mimo dziwnej tekstury) czy grilowanego wymiona krowiego (bez komentarza).

Sami Cochabambinos mowia, ze tutaj czlowiek chce zjesc przede wszyskim DUZO, szczegolnie miesa, i tanio.

Malo brakowalo, a zostalibysmy wegetarianami, jedzacymi tylko kurczaka (w Boliwii kurczak nie jest uwazany za mieso). Poza tym, ile razy kupilismy inne mieso, zawsze okazywalo sie ono twarde i zylaste (choc musze przyznac, ze pieskom z ulicy smakowalo). Ograniczylismy sie wiec tylko do kurczaka i wieprzowiny, ktora przechodzi test zucia:)

Pamietam rowniez jakim szokiem bylo dla mnie to, ze do zupy z kurczaka musielismy uzyc noza…Pomijam kurczaka, ktorego wszedzie mozna jesc palcami, ale tutaj nawet marchewke i ziemniaka podaje sie czesto w jednym kawalku.

Trzeba sie wiec niezle napracowac, zeby zjesc obiad po boliwijsku:)

Ja osobiscie przyzwyczajona jestem raczej do ziemniakow gotowanych na miekko, schabowego rozplywajacego sie w ustach, polanych szczodra iloscia sosu pieczarkowego lub innego, z pyszna surowka z kapusty i marchewki lub mizeria. Proste, przyjemne i nie trzeba uzywac palcow podczas jedzenia:) Poza tym razem z F. lubimy kuchnie wloska, indyjska, tajska, meksykanska a nawet irlandzka (odpowiednio przyprawiona).

Bazujac na tych smakach, jak i naszych utartych juz preferencjach kulinarnych, sami przygotowujemy dania, korzystajac z urodzaju swiezych warzyw z pobliskiego targu. Grzechem byloby z tego nie skorzystac!

Oto kilka z nich:

‘Barszcz bolowijski’ – gotowany na kosci (lub z dodatkiem kielbasy prawie-polskiej); buraczki, ziemniak, marchewka w kostke, fasola jas i szpinak:) Zaprawiany octem jablkowym, doprawiony sola, pieprzem, locoto i oczywiscie majerankiem, ktory udalo mi sie znalezc w supermarkecie.

‘Zupa jarzynowa’ – skladajaca sie ze wszystkich warzyw, ktore mamy w lodowce i zaprawiona przecierem pomidorowym. Mozna dodac kurczaka – my zwykle przygotowujemy go osobno w piekarniku, w panierce ziolowo- czosnkowej.

‘Zupa ‘krem’ marchewkowa’ – z dodatkiem locoto, czosnku i curry. Podawana z kurczakiem z piekarnika w ziolach.

Wraps‘ – kurczak, papryka, cebula, czerwona fasolka i kukurydza z puszki – posiekane i podsmazone razem z dodatkiem kuminu oraz spora iloscia locoto; gotowane w sosie pomidorowym. Podawane w tortiji z salatka pomidorowa na boku.

‘Stir-fry’ ze szpinakiem (ktorego nigdy wczesniej nie jadlam), marchewka, papryka, brokolami, kapusta, zielona fasolka, czarna fasolka (z puszki), doprawione locoto i sosem sojowym. Pycha! Serwowane z ryzem  i gotowanym z groszkiem (lub chinskim makaronem, ktory mozna kupic w supermarkecie za grosze). Taki mix chinsko – indyjski, stworzony z produktow ‘made in Bolivia’:)

‘Chicken Tikka Masala’ – z dodatkiem ugotowanej marchewki w kostke lub zielonej fasolki. Do tego nasza mizeria z jogurtem zamiast smietany.

‘Spaghetti bolognese’ – tu w zasadzie jedyna zmiana w przepisie tradycyjnym jest ddatek ostrego locoto (a jakze!).

‘Pasta carbonara’ – mamy swoj przepis, ale calosc raczej tradycyjna. Obowiazkowo z pomidorami w oliwie z oliwek i occie balsamicznym, posypanymi ziolami wloskimi.

‘Zapiekane oberzyny’ – czasem z miesem mielonym a la bolognese czasem bez; z pomidorami i serem typu mozarella oraz czosnkiem, przyprawiane ziolami.

‘Omlet a la Fred’ – ktory wyglada jak pizza ale smakuje jak omlet:)

Czasem jemy rowniez kawalki wieprzowiny, przyzadzanej a la ‘steak’, podsmazany z cebula, do tego puree ziemniaczano – marchewkowe i zasmazana z locoto zielona fasolka w panierce. Czasem surowka w zalewie octowej ze sloiczka, kupiona w supermarkecie (produkcji boliwijskiej, ale wedlug przepisu niemieckiego ‘Dillman’).

Na lunch, na szybko, podsmazamy cebulke z papryka i kawalkami szynki (lub bez), ukladamy pomiedzy dwiema tortijami i wkladamy do piekarnika. Taka ‘pseudo-pizze’ podajemy z ketchupem.

Przyznam, ze nigdy tak dobrze sie nie odzywialam (pomijajac domowe obiadki mamy i taty) – a to dlatego, ze ceny warzyw w Europie sa o wiele wyzsze niz tutaj. Poza tym – inny smak! Jak jeszcze dodamy do tego dania z quinoa, to otrzymamy menu doskonale.

Ale o tym innym razem.

***

Bolivia is wealthy in an amazing landscapes, minerals and …. delicious fruits and vegetables! I am not a big fan of Bolivian cuisine, but I grown to like some of the dishes:

Silpancho’– flat big piece of meat served with rice, potatoes, poached egg and tomato salad with onion.

“Picante de polio ‘-chicken in a spicy red sauce served with rice and full potato.

‘Sopa da mani’ – peanut soup served with noodles and finely chopped herbs.

There are other traditional Bolivian dishes, which I, however, will take a pass on:

‘Charque’ –  dried meat served with mote (kind of white big corn), potatoes and whole shelled egg with llajwa (cold sauce made of locoto – chilli).

‘Chicharon’ – a rib eye with garlic and oregano, cooked and then fried in its own fat, served with mote, potatoes in their skins, whole egg and llajwa.

‘Fricase’ – I don’t even know what that is.

Apart from that, I had a chance to try fried beef tongue (the sight of it was not pleasant, but the taste good – despite strange texture) or grilled cow udders (no comments).

We were very close to become vegetarians, who eat only chicken (chicken in Bolivia is not considered to be a meat). Besides, how many times we bought other meat, it always turned out tough and chewy (although I have to admit, doggies from the street liked it a lot). So we limited ourselves only to chicken and pork, which passes the ‘chewy’ test :)

Cochabambinos themselves say that here a man wants to eat A LOT, especially meat, and cheap.

I remember also what a shock it was to me that  we had to eat chicken soup with the knife! I omit the chicken, which you can eat with your fingers everywhere, but here even the carrot and potato are served in one piece.

Therefore, you have to work hard eating Bolivian dinner :)

Myself, I’m more accustomed to the softly cooked potatoes, meat that melts in your mouth, topped with generous amount of mushroom sauce, with a delicious salad made of cabbage and carrot or cucumber. Simple, tasty and not need to use your fingers while eating :) Besides F. and I like Italian, Indian, Thai, Mexican and even Irish cosine.

Based on these flavors, as well as our culinary preferences, we prepare our  own dishes using fresh vegetables from the nearby market. It would be a sin not to take advantage of having such a supply!

Here are some of them:
“Stir-fry” with spinach, carrots, peppers, brocolli, cabbage, green beans, black beans (canned), flavored with soy sauce and locoto. Served with rice cooked with peas (or rice noodles bought in a supermarket at a very reasonable price). Such a mix of Chinese – Indian from products ‘made in Bolivia’ :)

‘Chicken Tikka Masala’ – with the addition of cooked carrots or green beans. Served with cucumber salad with yogurt.

‘Bolivian borsch’ – cooked on the bone (or with the addition of almost- like – Polish sausage), beetroots, potatoes, carrots, beans and spinach; some apple vinegar, seasoned with salt, pepper, marjoram (which I eventually managed to find in the supermarket) and locoto, of course.

‘Vegetable soup’ – consisting of all the vegetables found in the refrigerator and cooked with tomato paste. You can add chicken – we usually prepare it separately in the oven, in herb-garlic seasoning.

Wraps’ – chicken, peppers, onions, red beans and canned corn – sliced ​​and fried with cumin and the large amounts of locoto, cooked in tomato sauce. Served in tortilja and tomato salad on the side.

‘Spaghetti bolognese’ – here, in fact the only change in a traditional recipe is a  acute addition of locoto.

‘Pasta Carbonara’ – we have it our way, but a whole is rather traditional. Served with tomatoes in olive oil and balsamic vinegar. Sprinkled with Italian herbs (grown in Bolivia:)

‘Cream ‘carrot’ soup’ – with locoto, garlic and curry. Served with chicken from the oven with herbs.

‘Baked aubergine”- sometimes with minced meat a la Bolognese sometimes without, with tomatoes and mozzarella cheese, olive oil; spiced with herbs.

‘Omelette a la Fred’ – looks like a pizza but tastes like an omelet :)

Sometimes we also eat bits of pork a la ‘steak’, fried with onion, mashed potato- carrots  and fried green beans with locoto in breadcrumbs. Sometimes I eat salad in vinegar from the jar, bought in a supermarket (produced by Bolivian own ‘Dillman’ according to a German recipe. Tastes almost like Polish one:).

For quick lunch –  fried onion, red pepper and slices of ham (or without), placed between the two tortillas and put in the oven for a couple of minutes. It is a kind of a ‘pseudo-pizza’ served with ketchup.

I admit that I have never ate so well in my life (except for home dinners of mom and dad) – and it is because vegetable prices in Europe are much higher than here. Besides – a different flavor! If we add to this some dishes with quinoa, we get a SUPER menu.

But more on that another time.

Mercado America

Jak juz kiedys wspominalam, Market Ameryka, to taki odpowiednik naszych miejskich ‘rynkow’ i bazarow. Mozna tam znalezc swieze owoce i warzwa, sery, miesa, jajka i inne srodki spozywcze, ale rowniez ubrania, detergenty, wyroby rzemieslnicze i artystyczne. Nie jest to La Cancha, ktora bardziej przypomina marokanski souk, gdzie bardzo latwo mozna sie zgubic i gdzie mozna znalezc doslownie wszytko – Mercado America to przyjemne miejsce na co tygodniowe zakupy.

Ceny? Oczywiscie nizsze niz w sklepach czy supermarketach – w zasadzie mozna sie wyzywic, umyc i ‘wyprac’ za €45 tygodniowo. Do supermarketu zagladamy tylko po ser i platki sniadaniowe.

Market zapewnia byt wielu ludziom – farmerom, sprzedawcom, posrednikom, straznikom, taksowkarzom a nawet dzieciom, ktore dorabiaja, wozac zakupy klientow marketu na taczkach. Przyznam, ze jest to wielkie odciazenie, gdyz  nie trzeba dzwigac siatek od stoiska do stoiska. Za usluge placi sie od 10 bs. do 30 bs. w zaleznosci od czasu spedzonego na bazarze (€1-3). Oczywiscie, szokujacym jest widok malych 5-10 letnich dzieci tak ciezko pracujacych (takie taczki nie sa lekkie), ale boliwijska rzeczywistosc jest inna i po pewnym czasie czlowiek sie do niej przyzwyczaja, zaczynajac doceniac inne rzeczy. Na przyklad to, ze nie ma tutaj problemu bezrobocia (choc i to stwierdzenie jest przesadzone) – ludzie podejmuja sie kazdej, nawet najmniejszej pracy, by zapewnic byt rodzinie. Boliwijczycy, szczegolnie rdzenni, sa dumnym i uczciwym narodem (oczywiscie, trafiaja sie cwaniaczki, ale to jak wszedzie). Nie ma tu problemu nastolatkow wloczacych sie po ulicach – zajecia szkolne, szczegolnie sportowe organizowane sa takze w soboty, a wiele dzieci pomaga swoim rodzicom, podejmujac proste prace.*

Nalezy  wspomniec, ze rowniez osoby niepelnosprawne zarabiaja na wlasne utrzymanie, na przyklad jako uliczni grajkowie. Bardzo rzadko spotyka sie tutaj natomiast ‘zebrakow’.

W ostatnia sobote, postanowilam wziac ze soba aparat i okazalo sie, ze nie mialam wiekszych problemow z robieniem zdjec. Oczywiscie, czulam oczy wszystkich na moim Canonie, ale raczej nie bylo niebezpieczenstwa kradziezy – szczegolnie, ze przyszlam w obstawie Freddiego i Christiny. Sprzedawcy i sprzedawczynie chetnie pozowali do zdjec i nie mieli nic przeciwko dokumentowaniu ich pracy. Tylko raz, babulinka odmowila a jeden chlopiec zgodzil sie na zdjecie za 4 bs.

Wiecej zdjec na:     http://www.behance.net/danutastawarz/frame/4113403

* Niestety, czasem dzieci sa zmuszane do pracy przez rodzicow, ktorzy pozniej zabieraja pieniadze i wydaja na alkohol. Wykorzystywanie dzieci do pracy, chociaz zabronione, stanowi wciaz wielki problem w Boliwii.

***

As I mentioned before, Market America is the equivalent of our city bazaars. You’ll find here fresh fruit and vegetables, cheese, meat, eggs and other foods, but also clothes, detergents, crafts and arts. This is not La Cancha, which is more like Moroccan souk, where you can very easily get lost, and where you could buy literally everything. Mercado America is a pleasant place for weekly shopping.

Prices? Certainly lower than in shops or supermarkets – in fact, you need to spend € 45 per week to be fed and washed. In the supermarket we buy only cheese and cereals.

Market provides a living  for many people – farmers, traders, guards, taxi drivers and even children that make money, carrying shopping of customers in wheelbarrows. They are paid from 10 bs. to 30 bs. depending on the working time (€ 1-3). Of course, it’s shocking to see small children aged 5-10 working so hard (such wheelbarrows are not light), but the Bolivian reality is different, and after some time you get used to it and start to appreciate other things. For instance, there is no big unemployment (although this statement is exaggerated) – people take the smallest jobs to make their living. Bolivians, especially indigenous, are proud and honest nation (of course, there are also some crooks, but it’s like everywhere). There is no problem of teens wandering the streets – school classes, especially sport activities are organized on Saturdays, and many children help their parents by taking on simple work.*

It’s worth to mention, that also disable people make they living on the market, by playing  the music on the streets or selling stuff. You don’t really see so many ‘beggars’ here.

Last Saturday, I decided to take a camera with me and it turned out, I did not have any problems with taking photos. Of course, I felt all eyes on my Canon, but there was no danger of theft – especially having guards like Christina and Freddy. Vendors and saleswomen gladly posed for photos and didn’t mind me documenting their work. Only once, old woman refused and one boy agreed to be photographed for 4 bs.

More pictures at: http://www.behance.net/danutastawarz/frame/4113403

* Unfortunately, some children are forced to work by their parents, who then take their earnings and buy alcohol. Child labour, although prohibited, is still a big problem here in Bolivia.