‘Pesca y Paga’ – Fishing in Santa Cruz *** Na rybach w Santa Cruz

Pesca y paga to popularne w Santa Cruz prywatne stawy, gdzie mozna wynajac wedke i zlowic rybe, ktora mozna pozniej przyzadzic i zjesc.

W ostatnia niedziele postanowilismy sprobowac szczescia w jednym z osrodkow niedaleko Warnes (20 km od Santa Cruz). Podroz nam sie troche wydluzyla, bo przegapilismy zjazd i dojechalismy do samego Monteros, wiec gdy w koncu dotarlismy na miejsce, od razu zabralismy sie do wedkowania. No moze nie tak od razu, bo najpierw musielismy nauczyc sie, jak uzywac wedki, w czym niezastapiona okazala sie nasza nowa znajoma – Soozie (notabene nauczycielka z Anglii), ktora jako jedyna miala doswiadczenie w lowieniu ryb;)

_MG_9273 _MG_9266

_MG_9288_MG_9279

Niestety, po jakiejs godzinie, nasz kosz nadal byl pusty, a nam zaczelo burczec w brzuchach. Tylko ryby, ktore zjadaly kazda przynete prosto z haczyka oraz wedrowny suri, ktory podkradal przynety ze stolikow wedkarzy, wydawali sie byc usatysfakcjonowani.

_MG_9283 _MG_9318

Postanowilismy wiec zagluszyc nasz glod daniem z lokalnej restauracji. Myslelismy o rybie, ale ceny wydaly sie nam bardzo wygorowane, zamowilismy wiec hamburgery z frytkami, ktorych resztki chcielismy wyprobowac jako przynete. Zreszta resztek bylo duzo, bo i jedzenie marne, co potwierdzily ryby, ktore nawet nie chcialy go sprobowac. A moze mialy sieste po obfitym obiedzie, ktory im zgotowalismy wypozyczona przyneta (aka pokarmem dla ryb)?

_MG_9258

Koniec koncow, postanowilismy wracac do miasta i zjesc cos porzadnego. Wyprawa na ryby zakonczyla sie kleska absolutna, ale i tak milo bylo spedzic czas z przyjaciolmi z dala od betonowej dzungli:)

Pesca y paga cennik

Wedka: 20 Bs.

Kubek z przyneta: 10 Bs.

Ryba w restauracji: 70 Bs.

Burger: 30 Bs.

Piwo: wlasne.

Przyrzadzenie wlasnorecznie zlowionej ryby: 15 Bs.

Wlasnorecznie zlowiona ryba: cena nieznana.

Nastepnym razem, choc taki sie nie zapowiada predko, wezmiemy wlasna przynete i wybierzemy sie na ryby do Okinawa, gdzie widzielismy prawdziwe potwory wodne (na zdjeciach w japonskiej restauracji;).

***

Pesca y paga is a popular pastime in Santa Cruz – private ponds where you can rent a fishing rod and try to catch a fish, which can later be cooked and eaten.

Last Sunday we decided to check one place near Warnes (20 km from Santa Cruz ). We get lost a bit on the way, missing the exit and driving all the way the Monteros, so when we finally reached the place, we started to fish right away. Well, maybe not immediately, because firstly we had to learn how to use the fishing rod. We were very lucky to have our lovely new friend Soozie with us, who was notabene the only person with some fishing experience ;) Unfortunately, after about an hour, the basket was still empty, and our bellies started to rumble. Only fish, which ate all ‘fish food’ straight from the hooks and suri cruising for a bruising baits, seemed to be satisfied.

_MG_9305 _MG_9282 _MG_9276

We decided to kill our appetite and order a dish from the restaurant. We wanted to eat some fish, but the prices seemed very high for a rusty place like that, so we ordered a burger and fries, whose leftovers we wanted to use as bait. There was a lot of leftovers and even fish didn’t want to try it… Or maybe they had their siesta after a hearty meal that we gave them before?

All in all, we decided to go back to town and eat a proper lunch in the restaurant. Fishing expedition ended in an absolute disaster, but it was nice to spend some time with friends, away from the concrete jungle of Santa Cruz.

Pesca y paga price list

Rod: 20 Bs.

Cup of bait: 10 Bs.

Fish in the restaurant: 70 Bs.

Burger: 30 Bs.

Beer:our own.

Caught fish cooking: 15 Bs.

Caught fish price: unknown.

Next time (if ever) we will  take our own bait and go fishing to Okinawa where we’ve seen real water monsters (on the pictures in the japanese restaurant)!

Polish Music Stars in Bolivia *** ‘Poznanski Chor Chlopiecy’ w Boliwii

O Poznanskim Chorze Chlopiecym slyszalam duzo i wiele dobrego, z niecierpliwoscia oczekiwalam wiec jego pierwszego koncertu w ramach ‘Festiwalu Muzyki Renesansowej i Barokowej Misiones de Chiqitos’ w Santa Cruz de la Sierra. I nie zawiodlam sie! Poranny sobotni wystep choru zgromadzil pokazna publicznosc w kosciele Jesús Nazareno, ktora gromkimi brawami nagradzala kazdy kolejny utwor. A trzeba przyznac, ze repertual zespolu stanowil niezwykla gratke dla koneserow muzyki klasycznej, ktorzy z uznaniem wsluchiwali sie w melodie irlandzkie, angielskie, niemieckie, hiszpanskie, wloskie i oczywiscie polskie, wyspiewywane w narodowych jezykach. Poznanscy chlopcy to prawdziwi poligloci!

_MG_9205 _MG_9207

Nic wiec dziwnego, ze najwieksze oklaski zebrali ci najmlodsi – o anielskich glosach i obliczach, ktorzy dzielnie partnerowali swoim starszym kolegom. A latwo nie bylo, poniewaz z doswiadczenia wiem, ze spiewanie przez cala godzine w dusznym goracym wnetrzu, wymaga duzego wysilku. A trzeba wiedziec, ze Poznanski Chor Chlopiecy przyjechal do Boliwii w stanie mocno okrojonym, wszyscy wykonawcy spiewali wiec ‘za dwoch’.

_MG_9211

Dyrektor choru, Jacek Sykulski, osoba niezwykle charyzmatyczna i przyjazna ludziom, na zakonczenie koncertu zgotowal publicznosci wielka niespodzianke, zapraszajac wszystkich do wspolnego zaspiewania popularnego utworu hiszpanskojezycznego – ‘Guantanamera‘. Boliwijczycy szybko podchwycili znajoma nute i wkrotce caly kosciol rozbrzmial wieloma glosami oraz oklaskami.  Jacek Szykulski, ktory uczestniczy w festiwalu juz po raz czwarty, przyznal po wystepie, ze uwielbia publicznosc boliwijska, ktora jest niesamowicie otwarta, zywiolowa i niezwykle goscinna.

_MG_9227

Zreszta, sama przekonalam sie o prawdziwosci jego slow, z niedowierzaniem obserwujac to, co dzialo sie po koncercie. A bylo to czyste szalenstwo! Mlodzi, starsi – wszyscy chcieli osobiscie pogratulowac wykonawcom, zrobic sobie z nimi zdjecie na pamiatke, czy poprosic o autograf. W pewnym momencie poczulam sie jakbym uczestniczyla w koncercie ‘One Direction’, na ktorym nigdy nie bylam, ale wlasnie tak go sobie wyobrazam:)

_MG_9249

_MG_9239 _MG_9241 _MG_9251 _MG_9250

Co tu duzo mowic – chlopcy byli zachwyceni tym goracym przyjeciem, choc dla niektorych nie bylo ono zadna niespodzianka, bowiem uczestniczyli w festiwalu juz po raz trzeci. Szczegolnie ci najmlodsi wydawaliawali sie byc troszke oniesmieleni, ale z cierpliwoscia pozowali do zdjec.

_MG_9254 _MG_9252

Dla mnie, spotkanie z tyloma rodakami na raz bylo wrecz oszalamiajace – nie czesto moge bowiem porozmawiac sobie w jezyku ojczystym, nie wspominajac o tym jak dumna bylam z faktu, ze ci skromni, niezwykle utalentowani i przystojni chlopcy, przyjmowani przez publicznosc jak gwiazdy muzyki pop,  to moi ‘ziomkowie’:)

Dodam tylko, ze drugi koncert, ktory odbyl sie w niedziele wieczorem w kosciele San Roque, okazal sie jeszcze wiekszym sukcesem. Wraz ze znajomym moglismy cieszyc sie dobrymi miejscowkami, dzieki przesympatycznemu menadzerowi choruPawlowi, ktory na czas wystepow zamienil sie w fotografa zespolu, budzac powszechne zdumienie tubylcow swoim wysokim wzrostem. Zreszta, nie on jedyny wybijal sie ponad przecietna, powodujac bol szyi u swoich rozmowcow:)

_MG_9255

Przed i po koncercie udalo mi sie rowniez nawiazac kontakt z kilkoma Polakami mieszkajacymi na stale w Santa Cruz de la Sierra i mam nadzieje, ze uda nam sie utrzymac te wiez polonijna w przyszlosci. Mialam rowniez przyjemnosc poznac dyrektora artystycznego festiwalu, ksiedza Piotra Nawrota, ktory dwoil sie i troil by wystep odbyl sie o czasie i bez przeszkod.

Dziekujemy Coro de Niños de Poznan i zyczymy powodzenia podczas nastepnych koncertow w tropikalnej Chiquitanii!

_MG_9257

***

I heard a lot of good things about Poznan Boys’ Choir, so I waited in anticipation for its first concert during the ‘International Festival of Renaissance and Baroque Music Misiones de Chiquitos‘ in Santa Cruz de la Sierra. And I wasn’t disappointed! The Saturday’s morning performance gathered a large audience in the Jesús Nazareno church, which rewarded the choir with thunderous applause after each song. And I must say that the repertual was an extraordinary treat for connoisseurs of classical music who appreciated listening to the Irish, English, German, Spanish, Italian and Polish melodies, sung in the national languages. Poznan boys are true polyglots!

No wonder, that the greatest applause was addressed to the youngest – of angelic voices and faces, who bravely partner with their older colleagues. And it wasn’t easy at all, because singing for the whole hour in a hot stuffy interior requires a great effort. And you need to know that only small number of the members of Poznan Boys’ Choir arrived in Bolivia, therefore all the performers had to sing ‘for two’.

Jacek Sykulski the choir director, extremely charismatic and friendly person, has prepared a surprise for the audience at the end of the show, inviting everyone to sing along the popular Spanish language song – ‘Guantanamera‘. Bolivians quickly picked up the familiar note and soon the whole church filled up with different voices and warm applause. Jacek Szykulski, who already participated in the festival for the 4th time, said after the performance, that he loves Bolivian audience which is extremely open, spontaneous and welcoming.

And I could see it for myself, observing in disbelief what was going on after the concert. It was pure madness! The young, the elderly – everyone wanted personally congratulate the performers, take a picture with them or ask for an autograph. At some point I felt like attending the concert of ‘One Direction’, what I’ve never done, but I could imagine it looks just like that:)

What can I say – the boys were delighted with the warm welcome they had received. For some, it was no surprise, because they participated in the festival for the 3rd time. However the youngest seem to be a bit confused, there were posing for pictures with patience.

DSCN0040

For me, meeting with so many Polish people at once was overwhelming as I don’t have many possibilities to talk in my native language. Not to mention how proud I was of the fact that these humble, extremely talented and handsome boys, welcomed by the audience as pop stars, were my ‘homies’ :)

I will only add that the second concert, which took place on Sunday evening in the church of San Roque, turned out to be even bigger success. Together with a friend we could enjoy the great seats, thanks to friendly manager of the choir – Pawel, who during the performance turned into a photographer, intimidating the natives with his tallness. Besides, he wasn’t the only one striking above the average and causing sore neck in his interlocutors :)

DSCN0029

Before and after the concert I also managed to make contacts with a number of Polish people living permanently in Santa Cruz de la Sierra hoping that we manage to keep these ties in the future. I also had a pleasure of meeting the artistic director of the festival – father Piotr Nawrot, who was very busy making sure everything is on time and with no problems.

DSCN0015

I would like to thank one more time the Coro de Niños de Poznan and wish good luck at the next concerts in Gran Chiquitania!

Rain Flip-flops *** Japonki na deszcz

Prosze sie nie przerazac – to jest u nas normalne, choc takim  byc nie powinno. *** Please mind –  this is normal here although it shouldn’t be.

1800233_700579798038_6299774099849113652_n 10155293_700579768098_6014653405190545087_n 10177331_700579817998_1141516039791751845_n 10268433_700579743148_8901506455177817947_n

Od pewnego czasu mamy pore sucha w Boliwii, ale dzis w Santa Cruz leje, grzmi i blyska od samego rana! Akurat dzis musialam gdzies byc i poniewaz taksowka nie przyjechala z powodu burzy, skonczylam na ulicy, przedzierajac sie przez rzeke brudnej wody az po kolana. Na szczescie ne przemoklam do suchej nitki, bo mialam na sobie tanie plastikowe poncho oraz szorty i japonki – najlepszy, jak nauczylo mnie doswiadczenie, zestaw na spacer podczas tropikalnej burzy:)

Jakis czas temu wybralam sie do sklepu i w drodze powrotnej tak sie rozpadalo, ze postanowilam przeczekac pod zadaszeniem. Po pol godzinie, kiedy woda zaczela zalewac chodnik i jakby sie przejasnialo, postanowilam pobiec do domu – w koncu ile mozna czekac? Oczywiscie, w drodze zaczelo padac jeszcze mocniej, ale bylo mi juz wszystko jedno – buty i tak byly do wyrzucenia. A kiedy dotarlam do domu, przestalo.

Innego dnia, deszcz zlapal mnie doslownie 3 minuty piechota od domu. Patrzac na rwacy potok, w ktory przemienila sie ulica oraz swoje nowe buty, postanowilam zlapac taksowke:) Pstryknelam wtedy kilka zdjec, aby pokazac Wam, jak wygladaja ulice Santa Cruz podczas (niemal kazdego) deszczu, ale zgubilam kabelek do telefonu i nie moge ich stamtad wyciagnac.

Tym razem nie w glowie mi bylo utrwalanie mojej przygody dla potomnosci, bo mialam w reku siatke z dokumentami, ktorych staralam sie nie zamoczyc. Mozliwe jednak, ze i tak stane sie gwiazda Youtube, bo widzialam jak jedna dziewczyna telefonem filmowala moje zmagania z zywiolem:)

Powyzsze zdjecia publikuje dzieki i za pozwoleniem kolezanki Marty:)

***

So, Bolivia supposed to be in dry season now, but we’re having today quite a storm in Santa Cruz! As my taxi didn’t come because of rainfall, I ended up walking to my appointment 10 min. away in the filthy river knees high. Thankfully, I did not get totally soaked as I put a cheap plastic poncho on. I also learnt from my previous torrential storm experience, that flip-flops and shorts are the best outfit for that kind of weather:)

Yeap, I was caught in the middle of the storm like that some time ago, while walking home from the bakery. That time, I decided to wait for the rain to stop, finding a shelter under the porch. After half an hour of waiting when the sky got a bit brighter and the water already flooded the pavement, I decided to run home. Of course, it started to rain heavier once I was out in the open, but when I got home, it stopped.

Other time, I was literally 3 minutes from our apartment, when it started lashing. I looked at the street changing into river and then at my new shoes, and decided to catch taxi home:) I took some pictures back then, to show you how the city of Santa Cruz looks like during (almost every) rain, but I lost the cable to my phone and I couldn’t get them out.

Today, I wasn’t even thinking of documenting my adventure as I was holding a plastic bag with some documents, hoping that they won’t get wet. But there is a chance that I might be on Youtube soon, as I saw one person filming my struggling with the elements with her phone:)

Photos above: courtesy of friend Marta:)

1948253_10150419672779969_1906687917171204714_n

Fot: Facebook/ Santa Cruz de la Sierra

Trembling South America *** W Boliwii tez trzesie sie ziemia

Wtorkowe silne trzęsienie ziemi w Chile to efekt tego samego mechanizmu, który wywołał najsilniejszy w historii wstrząs sejsmiczny zarejestrowany w tym samym regionie w 1960 roku. Za oba zdarzenia odpowiada proces subdukcji, czyli wciągania jednej płyty tektonicznej pod drugą. To przemieszczanie się olbrzymich fragmentów litosfery z prędkością nawet 8 cm na rok skutkuje również innymi zmianami geologicznymi wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej – podaje portal TVN24.

W Boliwii rowniez zdarzaja sie trzesienia ziemi – ja sama dwukrotnie odczulam gniew Matki Ziemi w Cochabambie w 2012 roku. Mieszkancy Cochabamby oraz La Paz i Oruro, poczuli rowniez ostatnie trzesienie ziemi w Chile, ale na cale szczescie tym razem obylo sie bez strat.

W 1998 roku, potezne wstrzasy o sile 6.8 w skali Richtera, majace swoje epicentrum w Departamencie Cochabamba, zniszczyly w 80% miasteczko Aiuqile. Takze sasiednie miasteczka Totora and Mizque zostaly powaznie zniszczone.  84 osoby zginely, wiele zostalo rannych. Do tak duzej smiertelnosci przyczynilo sie specyficzne budownictwo na tym terenie, gdze domy budowane sa glownie z ‘adobe’ – czyli blotnych blokow. W 2011 roku, trzesienie ziemi o sile 6,2 w skali Richtera nawiedziło srodkowa czesc Boliwii – Trinidad. W zeszlym roku wstrzasy odnotowano z kolei w Santa Cruz de la Sierra, ale na szczescie nie przekroczyly one 5 stopni w skali Richtera.

Grafika, zamieszczona na stronie TVN24 Meteo wyraznie pokazuje, ze zachodnia czesc Boliwii znajduje sie w pasie dosyc duzej aktywnosci sejsmicznej (kolor pomaranczowy), podczas gdy w czesci tropikalnej trzesienia nie powinny byc juz tak bardzo odczuwalne. Niby mnie to uspokoilo, bo mieszkam w Santa Cruz, lecz jak pokazuje mapka zamieszczona ponizej, takie schematyczne wystepowanie trzesien wcale nie jest norma. Moge wiec miec tylko nadzieje, ze Pachamama juz sie uspokoila i pozostanie w spokoju na dlugo!

Fot: TVN24 Meteo

Fot: TVN24 Meteo: Tempo nasuwania się płyt tektonicznych jest różne na północy i na południu Rowu Atakamskeigo. Czerwony kolor oznacza najwyższe zagrożenie sejsmiczme, jasnozielony – najmniejsze.

***

Tuesday’s massive earthquake in Chile is the result of the same mechanism that caused the strongest of recorded seismic shock in the history in the same region in 1960. The  both events were caused by the subduction process, or pull one tectonic plate under another. This movement of huge portions of the lithosphere at a speed of up to 8 cm per year also results in other geological changes along the west coast of South America – reports news portal TVN 24 .

Bolivia has been also affected by earthquakes – I’ve experienced twice the ‘anger of Mother Earth’ in Cochabamba in 2012. Cochabambinos as well as residents of La Paz and Oruro also felt recent earthquake in Chile, which thankfully this time did not affect people.

In 1998, the powerful earthquake of 6.8 degrees on the Richter scale had its epicenter in the Department of Cochabamba, destroying 80% of the town of Aiquile. The neighboring towns of Totora and Mizque were also seriously damaged. 84 people died and many more were injured. Such large mortality was caused by specific way of construction in the area, where houses are built mainly of ‘adobe’ – that is, mud blocks. In 2011, an earthquake with a strength of 6.2 on the Richter scale struck central part of Bolivia – Trinidad, and last year the shock was reported in Santa Cruz de la Sierra, but luckily it didn’t exceeded 5 degrees on a Richter’s scale.

The graphic on the website Meteo TVN 24 (above) shows clearly, that the western part of Bolivia is located in the zone of quite large seismic activity (orange color) while the tropical part of the country suppoused to be much tranquil (green colour). This news should be comforting to me, because I live in Santa Cruz, but unfortunately, this schematic of earthquakes is not a norm, as the graphic below shows. Therefore, I can only hope that Pachamama has already calmed down and will stay in peace for a long time!

Seismicity Map of Bolivia - 1900 to March 2012: earthquake.usgs.gov

Seismicity Map of Bolivia – 1900 to March 2012: earthquake.usgs.gov

Japanese in Bolivia *** Colonia OKINAWA Uno / Dos / Tres

Ponad piecdziesiat lat temu, 272 Japonczykow z wyspy Okinawa przybylo do odleglego zakatku Boliwii – lasów deszczowych Amazonii.

Dlaczego szukali oni lepszego zycia tak daleko od ojczyzny? Pod koniec II wojny światowej, Armia Amerykanska zbudowala baze wojskowa na wyspie Okinawa, a jako rekompensatę za skonfiskowane grunty, Amerykanie zaoferowali Japonczykom ‘atrakcyjne działki’ 124 – hektarowe w Boliwii. Niestety, dwie trzecie z 3315 osób, które wyemigrowały po wojnie do Boliwii, ostatecznie opuscilo swoja nowa Okinawe, po tym jak prawie połowa z pierwszej grupy 272 osadników powaznie zachorowala na nieznana chorobe. Innych przybyszow zmeczyla izolacja, jaka zastali w boliwijskiej dzungli –  nie bylo tam drog, ani wody pitnej, ktorej najblizsze zrodlo oddalone bylo o kilka kilometrow od osady.

Ci, ktorzy postanowili zostac, nie narzekaja jednak na swoj los. Dzieki swej ciezkiej pracy i samozaparciu oraz wsparciu finansowemu z Japonii – udalo im sie rozbudowac swoje gospodarstwa, bedace dzis jednymi z najwiekszych i najbogatszych w biednej Boliwii (Zrodlo: globalpost.com).

*

Kolonia japonska Okinawa Uno (I), oddalona jest o dwie godziny samochodem od Santa Cruz de la Sierra. Prowadzi do niej stosunkowo nowa asfaltowa droga. Pozostale kolonie – Okinawa Dos (II) i Okinawa Tres (III), polozone sa kilka kilometrow dalej, wzdluz piaszczystej, ale szerokiej drogi prowadzacej do Santa Cruz.

Okinawa boliviainmyeyes-12

Okinawa boliviainmyeyes-10

Zanim odwiedzilismy Okinawe, spodziewalam sie tam zobaczyc domy w stylu japonskim i wiele japonskich restauracji. Kiedy przekroczylismy ‘granice’ regionu Okinawa, krajobraz od razu wydal mi sie bardziej spokojny i uporzadkowany, jednak po przyjezdzie do celu, bylam bardzo rozczarowana. Miejsce to wygladało bowiem jak typowe boliwijskie miasteczko – brudne i zaniedbane (jak na razie, jedynym wyjatkiem jest nasze ulubione Porongo). Pierwszemu wrazeniu nie pomoglo tez to, ze padal deszcz i bloto rozwozone bylo wzdloz glownej drogi przez ciezarowki, gromadzace sie kolo miejscowej spoldzielni rolniczej (Caico) – najwiekszego producenta zboza (ale rowniez soi, slonecznika itp.) w Boliwii. Przystanelismy na chwile przy glownej plazie, gdzie od razu rzucil nam sie w oczy luk japonski – jedyny obcy element krajobrazu. Pojechalismy dalej, aby sprawdzić, czy miasteczko ma wiecej orientalnych odniesien, ale wraz z asfaltowa droga skonczyly sie rowniez zabudowania. Zapytalismy mijajacego nas na rowerze staruszka, który wygladal na Japonczyka, gdzie mozemy znalezc restauracje japonska, a ten odpowiedzial z usmiechem na ustach, ze jest tu tylko jedna, reszta natomiast serwuje potrawy boliwijskie.

DSCN1951

DSCN1953 DSCN1956

Czytalam wczesniej, że 60 % mieszkancow Okinawy jest pochodzenia boliwijskiego i  ze sa to glownie pracownicy zatrudnieni przez bogatych japonskich przedsiebiorcow. Rzeczywistosc zweryfikowala te inforamcje. Zastanawialam sie jednak, gdzie podziali sie ci bogaci Japonczycy?

Po milym obiedzie w przytulnej, acz skromnej restauracji japonskiej (zarzadzanej przez Boliwijke), wyruszylismy w poszukiwaniu Okinawa II, do ktorej prowadzila szeroka polna droga. Cudnie bylo oddychac swiezym powietrzem, patrzac na rozlegly zielony krajobraz, raz po raz podziwiajac duze ptaki latajace nad polami. Jestem pewna, ze widzialam bociana oraz, jak sie pozniej okazalo po powiekszeniu zdjecia – prawdziwego tukana!

Okinawa boliviainmyeyes-9 Okinawa boliviainmyeyes-17 Okinawa boliviainmyeyes-21 Okinawa boliviainmyeyes-25 Okinawa boliviainmyeyes-26

Okinawa II okazala sie spokojna osada, pelna nowo wybudowanych domow – moze ci bogaci Japonczycy przenieśli sie wlasnie tutaj ? Zatrzymalismy sie przy malym sklepie, ktorego sciany oblepione byly dwujezycznymi ogloszeniami. Babcia prowadzaca sklep powiedziala nam w doskonalym miejscowym dialekcie, ze przybyla do Boliwii 50 lat temu. Nie znalezlizmy w sklepiku zadnych tradycyjnych produktow japonskich, kupilismy jednak typowe przekaski Camba. Zauwazylismy jednak, ze staruszka konwersowala po japonsku z innym imigrantem, ktory przyjechal do sklepu nowiutkim jeepem.

Okinawa boliviainmyeyes-39 Okinawa boliviainmyeyes-40 Okinawa boliviainmyeyes-41 DSCN1962 DSCN1965

Utwierdzilo mnie to w przekonaniu, ze Japonczycy zasymilowali sie z kultura swojej przybranej ojczyzny, ale nie zapomnieli jezyka ojczystego i jestem pewna, ze swietuja oni swoja kulture i tradycje w domach. Zreszta, w Okinawa I dziala szkola boliwijsko – japonska, ktora zatrudnia takze nauczycieli przybylych z Kraju Kwitnacej Wisni. 

Ostatnim przystankiem w naszej podrozy była Okinawa III – najmniejsza, ale rowniez najbardziej spokojna i zadbana. Znalezlismy w niej dwa sklepy po przeciwnych stronach drogi – jeden prowadzony przez Japonke okazal sie bardziej czysty niz ten, prowadzony przez Boliwijczyka. Jednak, ten drugi mial dwa stoly bilardowe, wiec zatrzymalismy sie wlasnie tam, i podczas gdy chlopcy grali w billarda, ja robilam zdjecia tropikalnej roslinnosci.

Okinawa boliviainmyeyes-44 Okinawa boliviainmyeyes-49 Okinawa boliviainmyeyes-67 Okinawa boliviainmyeyes-71

Droga powrotna byla zdecydowanie najgorsza – wyboista i nudna. Prawdziwe klopoty zaczely sie jednak kiedy dotarlismy na przedmiescia Santa Cruz – ze wszystkich stron otoczyl nas brud, halas i woda, ktora zalala polozona ponizej poziomu zabudowan droge… Przedzierajac sie przez te miejska rzeke, nie mielismy zielonego pojecia gdzie jestesmy, tym bardziej ze zrobilo se juz calkiem ciemno.

DSCN1978 DSCN1983

Na szczescie intuicja nie zawiodla Freddiego, ktory dowiozl nas bezpiecznie do domu. Bylismy zmeczeni, ale szczesliwi, ze wrocilismy do cywilizacji. Zadecydowalismy jednoglosnie, ze w najblizszym czasie raczej nie wrocimy do Okinawy – chyba ze na obiad w restauracji, serwujacej najlepsze ryby na swiecie, w ktorych zasmakowal sam Freddy, nigdy dotad ryb niejedzacy:)

***

Fifty-five years ago, 272 Japanese from Okinawa Island arrived in a remote corner of Bolivia’s Amazon rainforest in hopes of finding a better life. 

At the close of World War II, the U.S. Army constructed a military base on Japan’s Okinawa Island. In part as compensation for land confiscated to build the base, the U.S. offered some families ‘attractive’ 124-acre parcels in Bolivia. But two-thirds of the 3,315 persons who emigrated to Bolivia ultimately left their new Okinawa. Nearly half of the first group of 272 settlers fell seriously ill from an unknown disease within months of their arrival. Others got tired of the isolation they encountered in a jungle landscape with no roads. There was also no potable water; the nearest source of fresh water was several miles of walking away.

Those who did stay, however, have few complaints. Through decades of hard work — buttressed by low-interest loans and technical support from Japan — many expanded their holdings into large-scale farms, and are now comparatively among the super-rich in impoverished Bolivia (Source: www.globalpost.com).

*

Bolivia’s unique Japanese colonies are located two hours outside the city of Santa Cruz. The new asphalted road leads to Okinawa I but the other colonies – Okinawa Dos (II) ad Okinawa Tres (III) are located alongside wide dirt road, leading back to Santa Cruz.

DSCN1966

Before we went to Okinawa, I expected to see there some houses in Japanese style and  lots of Japanese restaurants. When we crossed the Okinawa region, the landscape looked indeed very peaceful and orderly. However, entering the Okinawa I, I felt disappointed, as the place looked like a typical Bolivian town – quite messy and neglected (a notable exception is Porongo, which we visited on many occasions). Sure, it was raining and the mud was spread along the road by number of trucks leaving Okinawa Colonies Integral Agricultural Cooperative (CAICO) – the largest weat (but also soybeans and sunflower seeds) producer in Bolivia. We drove past plaza principal with a Japanese arch – the only alien element of this Bolivian landscape, to see if there is more to it. But the town ended with the asphalted road. On the way, we asked a man on the bike, who looked a bit Japanese, where we can find some Japanese restaurants. He said, there is only one in town, serving traditional food, the rest is purely Bolivian.

I read before, that 60 % of Okinawa’s people is of Bolivian origin and there are mostly workers, employed by rich Japanese families. That seemed to be truth. I just wondered, where are these rich families?

After nice lunch in a small and quite basic Japanese restaurant run by Bolivian woman, we left for Okinawa II located along dirt road. It was refreshing to be out in the open, breathing fresh air and looking at the fields and big birds flying over them. I am sure I saw a stork and as I found out later zooming in the picture – a real wild toucan!

Okinawa II was a peaceful place with couple of newly built houses (maybe all rich Japanese moved here?). We stopped by the small shop where I saw the bilingual writings on the notice board. The vendor was an old Japanese – looking woman, who told us in perfect Camba dialect, that she came to Bolivia 50 years ago. We didn’t find any traditional Japanese product there, buying instead typical Bolivian snacks, but we saw another Japanese man driving in his jeep to the shop and conversing with an old lady in their native language.

However, the Japanese immigrants in the region have mostly assimilated with the culture of their adopted country, they still speak between each other in their mother tongue and I am sure they celebrate their culture and tradition at home.

The last stop on the trip was Okinawa III – the smallest settling of them all, but also the most peaceful and pretty. There were two shops on the opposite sides of the road – one run by Japanese woman was much cleaner the other, run by Bolivian man. However that later had snooker tables, so we stopped there and the boys had the game while I was taking pictures of the plants flourishing around the building.

The road back was the worst – as bumpy as boring. But the real trouble had started when we reached suburbs of Santa Cruz – surrounded by dirt, noise, traffic and water, which changed the road into river.  It was getting dark and we didn’t have a clue where we were. Thankfully, Freddy’s intuition lead us home safety. We were tired but happy to be back and we all agreed, that we won’t be back in Okinawa any time soon. Maybe only for a lunch in this small Japanese restaurant, that serves the best fish in the world as even my Freddy who never eats it – loved one:)

DSCN1974 Okinawa boliviainmyeyes-37