Snow After Rain *** Snieg po deszczu

Cochabamba jest najwyzej polozonym miejscem, jakie mialam szczescie zamieszkiwac.

Miasto znajduje sie w dolinie, otoczonej gorami, z ktorych najwyzsza – ‘Pico Tunari’ ma ponad 5.000 m.n.p.m. Jak juz kiedys wspominalam, w miescie kroluje wieczna wiosna, i chociaz spogladajac przez okna na osniezone gory mozna odnisc wrazenie, iz jest zimno, na zewnatrz panuje prawdziwa spiekota!:) W zimie zazwyczaj nie pada, przez co okoliczne wzgorza brzybieraja brunatne barwy, ale kiedy przyjdzie deszcz, temperatura w miescie moze spasc do 10 stopni C. Jednak srednio po 2 dniach z deszczem, na powrot pojawia sie slonce, a ustepujace grube chmurzyska ukazuja osniezone szczyty Cordillera de Cochabamba.

Pierwszy dzien po deszczu jest wlasnie najpiekniejszy, bowiem lejaca sie z nieba woda, oczyscila przesiakniete spalinami powietrze, odslaniajac dalekie horyzonty. Jest to chyba najlepszy dzien na wizyte u ‘Cristo’ – nastepnym razem, gdy tylko bede miala okazje, nie omieszkam znow wybrac sie na wzgorze, aby zrobic kilka zdjec ‘bez smogu’.

_MG_4874

_MG_4913

Prawde mowiac, najstarsi gorale nie pamietaja takiej zimy (wyjatkiem moze byc 123-letni goral z La Paz),  bowiem w tym samym czasie, kiedy w Cochabambie padal deszcz, a w Santa Cruz wialy zimne wiatry, bialy puch przykryl nie tylko wzgorza La Paz, Matke Boska w Oruro, oraz drogi Potosi, ale nawet Pustynie Atacama w Chile – najbardziej sucha pustynie swiata!

998628_10151546881502056_423707345_n[1]

Foto: ‘Los Tiempos’

***

Cochabamba is the highest city, I’ve ever lived.

It is located in a valley surrounded by mountains, the highest of which – ‘Pico Tunari’ is more than 5,000 meters high. As I wrote some time ago, Cochabamba is called ‘The City of Eternal Spring’, and although we can see the snow-capped mountains through the windows, which gives an impression that it’s cold outside, in reality it’s rather hot :) In the winter, there is usually no rain and the surrounding hills have brownish color, but when the rain comes, the temperature in the city may fall to 10 degrees C. Cool weather could last for up to two days, but as usually happens after the rain, the sun comes out and receding clouds uncover snowy peaks of Cordillera de Cochabamba.

The first day after the rain is the most beautiful, as water falling from the sky purifies always dirty air, exposing far horizons. This is probably the best day for a trip to ‘Cristo’ – next time, if only I have the opportunity, I’ll climb that hill again to take some smog-free pictures.

_MG_4875

_MG_4901

In fact, the oldest mountaineers can not remember such a winter (except maybe the 123-year-old man from La Paz), because at the same time, when it was raining in Cochabamba and cold winds blew in Santa Cruz, white powder covered not only the hills of La Paz, Virgen Mary in Oruro and roads of Potosi, but even the Chilean Atacama Desert – the driest hot desert in the world!

1170950_10151551432982056_359126648_n[1]
489406_gd[1]
Fotos: ‘Los Tiempos’ – 4 people and 2000 animals died because if snow and cold in Cochabamba Departament.

Restaurante Campestre ‘La Rinconada’ *** Wiecej niz restauracja

Po dwoch tygodniach zimy znow mamy lato – chcielismy wiec uczcic te okazje, jak na tropiki przystalo, kapiela w basenie. W tym celu postanowilismy wyrwac sie za miasto i odwiedzic zachwalana wszedzie restauracje ‘La Rinconada’. Ale niech was nie zwiedzie nazwa, bowiem miejsce to wiecej niz restauracja – znajduje sie ona w centrum Parco Ecologico (mysle, ze nie musze tlumaczyc), na ktorego terenie utworzone zostaly sztuczne (?) stawy z najwiekszymi na swiecie liliami wodnymi (w lutym 2012 roku odnotowano tam rekordowej wielkosci Victoria Amazónica) i egzotycznymi rybami. Oraz baseny, oczywiscie:)
Na stronie interentowej ‘La Rinconada’ oraz broszurach reklamowych miejsce to wyglada tak:

La-Rinconada-Jardines-Turisticos[1]

Rinconada-PAmozinicos[1] Rinconada-Piscinas[1] La-Rinconada-Peces[1] La-Rinconada-Paraiso[1]

Pieknie, nieprawdaz!

Rzeczywistosc (nawet ta post-fotoszopowa) okazala sie jednak troche mniej kolorowa (jak to czasem bywa), a najbardziej przykrym zaskoczeniem byl dla nas brak slynnych gigantycznych nenufarow! Zamiast tego na powierzchni stawu mozna bylo (z trudem) dostrzec male okragle roslinki. Ryb rowniez jakos mniej.

_MG_4610

_MG_4612 _MG_4621 _MG_4638 _MG_4640

Okazalo sie, ze park rozkwita w lecie, czyli od wrzesnia (choc nenufary sa najwieksze w styczniu/lutym). Przyznam, poczulam sie troche oszukana, poniewaz ani broszury, ani strona internetowa o tym fakcie nie informuja – dla kogos, kto mieszka w Santa Cruz od dawna pewnie jest to oczywiste, ale my wciaz sie uczymy…

Mimo to, milo bylo wspolnie ze znajomymi zjesc calkiem dobry obiad (bufet z potrawami lokalnymi i miedzynarodowymi), jak i pospacerowac po parku. Najbardziej podobaly nam sie tukany:

_MG_4635Z basenu ostatecznie nie skorzystalismy, bowiem znajomi nie mieli ochoty na kapiel – przypominam, ze u nas zima, a ludzie, jak to bywa, ‘ubieraja sie’ wedlug kalendarza a nie temperatury, i nawet przy temperaturze 30 stopni baseny byly puste.

_MG_4639

Mozliwe, ze to rowniez kwestia ceny, poniewaz wstep na posesje nie jest gratisowy. Strona internetowa ‘La Rinconada’ cennika nie podaje, ale ja owszem:

Wstep: 30 bs. (okolo €3)
wstep + basen dla doroslych: 100 bs.
wstep + basen dla dzieci: 60 bs
wstep + buffet dorosli: 120 bs.
wstep + buffet dzieci: 70
3 w 1 dorosli: 160 bs.
3 w 1 dzieci: 90 bs.

Jezeli wykupi sie tylko bilet wstepu i po jakims czasie chcialoby sie skorzystac z basenu czy z restauracji, trzeba doplacic wiecej niz w cenie podstawowej pakietu.
Drogoooooo!

Warto? Dla gigantycznych nenufarow pewnie tak, ale bez nich miejsce to nie moze sie rownac z pobliskim ‘Biocentro Guembe’, ktore opisalam rok temu w ‘Little Paradise of Santa Cruz’.
W porownaniu z Guembe, La Rinconada wydaje sie niemal klaustrofobiczna (a moge sobie tylko wyobrazic, iz w lecie jest tam 2 razy wiecej ludzi!), poza tym, Guembe w cenie 120 bs. ma do zaoferowania nie tylko baseny, ale rowniez kajaki po jeziorze, Mariposario z egzotycznymi motylami oraz przestronne Avionario, gdzie mozna podgladac papugi, jak i podziwiac zielone okolice Santa Cruz z wiezy widokowej.

Podsumowujac, La Rinconada bardziej przypadnie do gustu osobom poszukujacym odpoczynku przy talerzu, Guembe zas na pewno nie zawiedzie osob lubiacych spedzac czas aktwnie oraz tych z malym zoladkiem (ceny posilkow sa tam bowiem dosyc wysokie).

Ja z cala pewnoscia powroce do Guembe latem, a po drodze wpadne do La Rinconady na zdjecia nenufarow (za cale 30 bs.!).

***

After two weeks of winter we wanted to celebrate summer’s ‘come-back’ – in the pool. So we decided to break out of the city and visit famous restaurant ‘La Rinconada’. But don’t be fooled by the name, because the place is more than a restaurant – it it located in the center of Parco Ecologico (I think I don’t have to translate it), with artificial (?) laguna where the world’s biggest water lilies grow (Victoria Amazonica) and exotic fish swim. There are also swimming pools, of course :) On the website of ‘La Rinconada’ and in advertising brochures this place looks amaizng! Please, refer to these bright photographs on the top of the page.

However, the reality turned out a little less colorful (as sometimes happens), but the most unpleasant surprise for us was the lack of the famous giant water lilies! Instead, you could  see (barely) on the surface of the pond some small rounded nenufares. There was also somehow less fish. It turned out that the park blooms in the summer, what means from September onwards (although lilies are the biggest in the January / February). I admit I felt a bit ripped off because neither brochure or website mentioned this fact – for someone who lives in Santa Cruz for a long time this is probably obvious, but for us it wasn’t…
Still, it was nice to eat quite tasty dinner with friends (buffet of local and international cuisine) and have a walk in the park. In the end we did not use the pool because our friends did not feel like swimming – remember that we have winter and people here ‘dress’ according to the calendar and not the temperature, so even at 30 degrees pools were empty.

Possibly that is also a matter of money, because the entrance to the premisses is not free. Website of ‘La Rinconada’ doesn’t specify the prices, but I do:

Admission: 30 bs. (about € 3)

Admission + swimming pool for adults: 100 bs.

Admission + pool for children: 60 bs.

Admission + buffet adults: 120 bs.

Admission + buffet of children: 70 bs.

3 in 1 adult: 160 bs.

3 in 1 Children: 90 bs.

If you buy only admission ticket and after a while you we’d want to take advantage of the swimming pool and/ or the restaurant, you have to pay extra than the price of the basic package. Expeeensive!

Is it worth it? To see the giant water lilies, probably yes, but without them, this place can’t compete with the nearby ‘Biocentro Guembe’, which I wrote about before in ‘Little Paradise of Santa Cruz’. Compared to Guembe, La Rinconada seems almost claustrophobic (and I can only imagine, in the summer there is two times more people!). In addition to the price of 120 bs. Guembe has to offer not only many swimming pools, but also canoes on the lake, Mariposario with exotic butterflies and spacious Avionario where you can peep parrots and admire the natural surroundings of the Santa Cruz from the lookout tower.

In summary, La Rinconada will appeal more to people looking for a relaxing break at the table, Guembe however certainly won’t disappoint those who enjoy spending time actively and those with a small stomach (as meals  are pricey there).
I for sure will return to Guembe sometimes in the summer, and on the way I would like to visit shortly La Rinconada to take a photograph of water lilies (for only 30 bs.!).

DSCN0996

Copy of the record big water lilly.

Winter is back…

_MG_4541

Zima przyszla, a raczej powraca! Za nami goracy, sloneczny tydzien, jak rowniez kapiel w basenie, az zle wiatry (znad argentynskiej Pampy, oczywiscie) przywialy deszcz i zimno! Zima zaskoczyla nie tylko drogowcow i budowlancow, ktorzy przed kilkoma dniami wznowili kopanie pod naszym blokiem, ale i mnie, jako ze wszystkie moje cieple ubrania, wlacznie z kurtka przeciwdeszczowa, zostawilam w Cochabambie. Powod: po podrozy na Salar de Uyuni byly one brudne, a nie chcialam ich prac w wilgotnej Santa Cruz, bo przeciez przy 90 % wilgotnosci nic tutaj nie schnie! No to teraz mam…problem, bo w tygodniu zapowiadaja sie temperatury ponizej 12 stopni Celsjusza, a nawet kurtki nie mam, zeby sie nia przykryc podczas zimnych nocy.

Z takiej pogody cieszy sie tylko grzyb na scianach, ktory zaczyna sie panoszyc rowniez na drzwiach, a nawet naszych ubraniach i torbach! Dzis z sentymentem i zazdroscia przygladam sie zdjeciom znajomych, ktorzy w Irlandii maja lato stulecia. Wiem, nie moge narzekac, mielismy przeciez miesiace upalow w lecie (czyli zimie), a takze wiosna i jesienia, ale musze przyznac, ze zima w tropikach jes bardziej przygnebiajaca niz w Irlandii czy Polsce. Nawet palmy za oknem wygladaja zalosnie…

***

Winter came or rather is back! Behind us is a hot and sunny week, as well as bath in the pool as the bad winds (from the Argentine Pampas of course) brought rain and cold! Winter surprised not only builders, who few days ago resumed digging beside our flat, but also me, as I left all my warm clothes, including a rain jacket, in Cochabamba. Reason: after the trip to the Salar de Uyuni they were dirty and I didn’t want to wash them in Santa Cruz, because surely at 90% of humidity they would newer get dry! Well now I have … a problem, because this week temperatures will fell below 12 degrees Celsius, and I even don’t have a jacket to cover myself with on the cold night.

This kind of weather enjoys only fungus (mould) on the walls, which also begins to prevail on the door, and even our clothes and bags! Today, with sentiment and jealousy I looked at the pictures of friends who enjoy the summer of century in Ireland.

I know, I can’t complain, after all we had hot weather during Bolivian summer months, as well as spring and autumn, but I have to admit that winter in the tropics is far more depressing than in Ireland or Poland. Even the palm trees outside our window look deplorably …

And just yesterday (dzien wczesniej)…

_MG_4535

Zoo for a Rainy Day *** Zoo w deszczowy dzień

Z okazji Nowego Roku Aymara, mieliśmy długi weekend, z którym trzeba było cos zrobić. Długo planowana podróż do Tarija spaliła na panewce z powodu drogich biletów lotniczych… W międzyczasie do Santa Cruz przywędrowały wiatry znad argentyńskiej pampy i temperatura drastycznie spadla do 10 stopni – a wraz z nią spadł deszcz.  Może wiec do Cochabamby? Eh, tam wybieramy się za tydzień, wiec bez sensu. Prognoza pogody przewidywała okienko z lepsza pogoda na sobotę, wiec może do Chiquitanii? Niestety, znajomy hotelarz w Santiago de Chiquitos wspomniał, ze nigdzie już nie ma wolnych miejsc! No tak, trzeba ‘bukowac’ z wyprzedzeniem.

Because of the Aymara New Year, we had a long weekend and we wanted to do something interesting. Long-planned trip to Tarija fizzled because flight tickets were too expensive … In the meantime, Santa Cruz were hit by winds from the Argentine Pampas and the temperature dropped drastically from 25 to 10 degrees. It started raining as well. So maybe to Cochabamba? Eh, we are going there next weekend, so it doesn’t make any sense. Weather forecast predicted window of better weather for Saturday, so maybe to Chiquitania? Unfortunately, a friend, who has a hotel in Santiago de Chiquitos mentioned on Facebook that there is no  vacancies anywhere! Yeap, you need to book in advance.

No to może do Samaipaty? Byliśmy tam niedawno, ale nie zwiedziliśmy Parku Amboro. Przez dwa dni próbowaliśmy dodzwonić się do resortu położonego w parku – El Refugio los Volcanos, ale nikt nie podnosił słuchawki… W końcu, w sobotę rankiem postanowiliśmy jechać tam na własną rękę – udaliśmy się wiec na postój Trufis do Samaipaty i widząc tylko jedna pusta taksówkę (taksówka rusza kiedy się zapełni) zapytaliśmy, ile kosztowałby taki prywatny kurs. Kierowca popatrzył na Freddiego, potem na mnie i oświadczył, ze 250 bs. Freddy zapytał retorycznie – w obie strony? Taksówkarz uśmiechnął się chytrze i powiedział, ze w obie strony zawiezie nas za 400 bs., ale nie będzie na nas czekał. ??? Dodam tylko, ze miejsce, do którego chcieliśmy się udać leży mniej więcej w połowie drogi do Samaipaty, do której kurs prywatny kosztował nas 120 bs. w jedna stronę. Freddy zapytał dlaczego tak drogo, w końcu kurs standardowy kosztuje tylko 30 bs. od osoby. Na to pan taksówkarz dodał, ze w jego aucie zmieści się 5 pasażerów. Ah! A ten piaty to na dachu, czy w bagażniku?– zagadnął Freddy patrząc na samochód. Na tym żarcie skończyła się nasza wycieczka do Parku Amboro – a chciwy taksówkarz pewnie czekał jeszcze przez poł dnia na swoich pasażerów, a może wciąż na nich czeka? – tego mu w każdym razie życzyliśmy.

Maybe to Samaipata? We were there recently, but haven’t visited the Amboro Park. For two days we tried to get in touch with the hotel located in the park – El Refugio los Volcanos, but there was no answer … Finally, on Saturday morning we decided to go there on our own, so we went to Trufi – stop and seeing only one empty taxi we asked its driver how much is a private course. The driver looked at Freddie, then at me and said that 250 bs. Freddy asked rhetorically – ‘return’? The driver smiled slyly and said that return would cost 400 bs., but he won’t wait for us. I will only add that the place we wanted to go is located (roughly) halfway to Samaipata, where the private course costs 120 bs. one way. Freddy asked why so expensive, if a standard course costs only 30 bs. per person and taxi is for four passengers. The driver added that 5 passengers. Really! ‘So the fifth sits on the roof or in the trunk?’ – asked Freddy looking at the car. (Some trufis take 2 passengers in front, but it’s illegal.)

W takim razie, może wybierzemy się do misji jezuickich – najbliższa San Xavier znajduje się tylko 120 km od Santa Cruz. Dzwonimy po taksówkę, a tam nam mowa, ze się nie da, bo drogę zalało… Czyli jednym słowem – zostajemy w mieście. I co dalej? – idziemy do Zoo! Krótka wycieczka Micro, poprzedzona zakupem najnowszych dvd na bazarze, okazała się trafem w dziesiątkę, bowiem ogród był niemal pusty – kto w końcu idzie do zoo w tak brzydka pogodę? (okienko pogodowe jednak się nie otworzyło). Tym razem zachwyciły nas szczególnie aligatory pływające w akwarium razem z żółwiami. Nie obyło się również bez leniwca, którego spotkaliśmy tym razem koło klatki z kondorem.

With this joke ended our trip to Amboro. And as for a greedy taxi – driver – he must have waited probably another half a day for passengers to fill – up his car, or perhaps he is still waiting for them? In that case, maybe we could go to the Jesuit missions? – closest San Rafael is located only 75 km from Santa Cruz. We called a taxi only to learn that the trip is impossible, because the way is flooded … We didn’t go to Tarija, didn’t go to Amboro Park, didn’t go to Chiquitania – so we went to the zoo:) A short trip with Micro, preceded by buying the latest DVD on the market, turned out great, because the garden was almost empty. Who in the end go to the zoo in such bad weather? This time,  we were especially impressed by alligators swimming in the aquarium with turtles. We met also our friend sloth, walking around condor’s cage.

_MG_3703 _MG_3726 _MG_3727

_MG_3760

_MG_3768

Po takim spacerze trochę zgłodnieliśmy i postanowiliśmy poszukać restauracji w pobliskim centrum handlowym, z ‘brzydsza siostra’ Statuy Wolności na dachu – w Nowym Jorku:)

After that we decided to look for restaurant in the nearby shopping center ‘crowned’ with the ‘uglier sister’ of Statue of Liberty – called New York.

_MG_3778Tym samym, zdaliśmy sobie sprawę z tego, ze lepiej jest nie zwiedzać zachodnich rejonów Boliwii w czasie zimy, która na wschodzie kraju okazuje się najlepsza pora roku do podróżowania. Tropikalna Santa Cruz zamienia się w tym czasie w ponura mokra mieścinę, z której trudno jest się wydostać…

This way, we learnt the hard way, that it is better not to plan any trips to West part of Bolivia during the winter – interestingly, winter months are the best to travel across Eastern regions. Tropical Santa Cruz changes during winter months in a cold and dump city with no way out!

_MG_3678

‘Surazos’: Summer Gone with the Wind *** Lato przeminęło z wiatrem

Zima w Santa Cruz de la Sierra zaczęła się już jakiś czas temu, ale nam to jakoś nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie – kiedy temperatury spadły z 40 stopni C do przyjemnych 25 stopni, odetchnęliśmy z ulga:) Od początku kwietnia jako jedyni korzystaliśmy z basenu – co prawda, woda trochę ostygła, ale i tak daleko nam było do morsów! Kiedy słońce za oknem i ciepło, trzeba korzystać!

Winter in Santa Cruz de la Sierra has started some time ago, but somehow we didn’t mind that, on the contrary – when the temperatures dropped from 40 degrees C to a pleasant 25 degrees, we felt a big relief :) Since early April, we were the only people using the pool – although the water cooled a bit down, it was still far from freezing cold Irish or Baltic sea!

I korzystaliśmy codziennie aż do wczoraj, kiedy do słonecznej Santa Cruz dotarły zimne wiatry i deszcze z nad argentyńskich nizin, zwane ‘surazos‘! A zimny wiatr i deszcz nie jest dobrym polaczeniem…bowiem temperatura odczuwalna jest o wiele niższa od realnej, która wynosiła około 10 stopni C, przy wilgotności powietrza powyżej 70%. Zresztą, już przedwczoraj po nocnej ulewie, spędziłam cały ranek ‘osuszając’ okna, pod którymi utworzyły się  zacieki.

We were swimming every day until yesterday, when to the sunny Santa Cruz have arrived cold winds and rains from the Argentine Pampas, known as ‘surazos‘! And we all know that cold wind and rain is not a good mix … as the temperature of about 10 degrees C, with humidity above 70%, feels much cooler than in reality.

W nocy, kiedy oboje obudziliśmy się o 4 nad ranem z zimna, przypomniały mi się czasy Erasmusa na Południu Włoch… Do wczoraj wystarczał nam koc, który przeważnie i tak lądował ‘w nogach’, a i teraz okazał się bezużyteczny. Przez chwile próbowaliśmy rozpracować klimatyzacje, która powinna również dmuchać ciepłym powietrzem, ale się nie udało. Zostało wiec nam ubrać się w to, co mieliśmy najcieplejszego – swetry, szorty, skarpety, oraz przykryć się… kurtkami przeciwdeszczowymi:) Zastanawiałam się również, czy nie skorzystać z folii ratowniczej, która zakupiłam przed jedna z moich wczesnych wypraw. Kurtki jednak zdały egzamin, a rano nie chciało nam się wychodzić z naszego ciepłego gniazda…

At night, when we woke up at 4 am because of a cold, I remembered the times of my Erasmus in South of Italy… Until yesterday, our blanket was enough for us ( to be honest, it usually landed ‘in the legs’ anyway), but now it turned out to be useless. For a moment we have tried to work out air-conditioning, which should also blow a hot-air, but we did not succeed. So we decided to put on what we had the warmest – sweaters, shorts, socks, and we also covered the bed with… rain-jackets :) I even considered unpacking an emergency blanket, which I bought before one of my earlier trips.  However, the jackets have passed the exam, and in the morning we didn’t want to leave our warm nest …

Plusy ‘surazos’? Hmmm…mogę pic gorąca herbatę, bez obawy, ze się spocę? I to chyba wszystko. Pocieszające jest to, ze pogoda ma się poprawić – zresztą już dziś świeci słońce i jest cieplej:)

Pros of ‘surazos’? Hmm … I can finally drink hot tea without sweating? I think that’s it. The good news is that the weather supposed to get better soon, and today already is sunnier and warmer.

A tak wygląda Santa Cruz de la Sierra zima i latem (wczoraj i dziś) /Winter and summer (yesterday and today) in Santa Cruz:

house arrest