Villamontes & The Gran Chaco War * Villa Montes i wojna o Chaco

Villamontes (lub Villa Montes) znajduje się w departamencie Tarija, u podnóża Serrania (wzgórz) del Aguaragüe i niedaleko rzeki Pilcomayo. Od Camiri oddalone jest o niespelna dwie godziny jazdy samochodem. To podobno najgorętsze miasto Boliwii, gdzie temperatura w lecie przekracza 50 stopni Celsjusza! Gospodarka regionu opiera się na hodowli bydła i rybołówstwie oraz wydobyciu ropy naftowej. Mimo, iż miasto liczy sobie o polowę mniej mieszkańców niż Camiri, wydaje się większe, bardziej rozwinięte i zadbane.

Villamontes (also Villa Montes) is located in the Tarija department, at the foot of the Serrania (hills) del Aguaragüe and near the river Pilcomayo. It’s only 2 hours drive from Camiri. Villamontes is said to be the hottest city in Bolivia, with temperatures over 50 degrees Celsius in the summer! The region’s economy is based on cattle farming, fishing and oil extraction. Although the city has half less population than Camiri, it seems larger, more developed and tidy.

Villamontes

Region Villamontes był główną sceną wojny o Chaco – ostatniej wojny o terytorium w Ameryce Południowej. Gran Chaco było spornym terytorium między Boliwią i Paragwajem już od 1810. Oficjalnie obszar ten należał do Boliwii, ale osadzali się tu mieszkańcy Paragwaju. W 1928 doszło do pierwszych poważnych starć między oboma państwami, a cztery lata później wybuchła trwająca trzy lata wojna o Chaco, a zwłaszcza o mające się tu znajdować złoża ropy naftowej, choc Boliwii zależało szczególnie na trwałym dostępie do rzeki Paragwaj, która miała służyć jako główny kanał eksportu boliwijskich towarów, po tym jak kraj ten stracił dostęp do oceanu w wyniku wojny o Pacyfik.

Villamontes region was also the main scene of the War of the Chaco – the last war for territory in South America. Gran Chaco was a disputed territory between Bolivia and Paraguay since 1810. Officially, the area belonged to Bolivia, but Paraguayans began to settle there too. The first serious clashes between the two countries had started in 1928, and four years later a three-year Chaco war began – especially for oil that was discovered there.  Bolivia also wanted to secure permanent access to the river Paraguay, which was to serve as the main channel for Bolivian exports of goods, after the country has lost access to the ocean as a result of the War of the Pacific.

THE CHACO WAR, 1932-1935:  Bolivia started the Chaco War to gain access via the Rio Paraguay to the Atlantic Ocean.  To do that it's army had to wrest the sparsely populated 100,000-square-mile Gran Chaco from Paraguay.  (Map By Baker Vail, www.bakervail.com)  This map appeared in "Battle in the Barrens" from the Summer 2009 issue of Military History Quarterly.

Mimo liczebnej i technologicznej przewagi armii Boliwijskiej, Paragwaj, wspierany sekretnie przez Argentynę oraz mający w swoich szeregach dwóch dowódców rosyjskich, wychodził zwycięsko niemal ze wszystkich starć w tej wojnie,  głównie dzięki lepszemu dowodzeniu oraz lepszej znajomości terenu. Armia boliwijska, której główną część stanowili Indianie pozostający pod dowództwem “białych”: niemiecki przywódca, czeska misja wojskowa, chilijscy najemcy, zniechęcona byla do wojny, jawiącej się im jako prywatna wojna białej boliwijskiej elity rządowej.

Despite the numerical and technological superiority of the Bolivian Army, Paraguay, supported secretly by Argentina and having in its ranks two Russian commanders, came out victorious from almost all clashes in the war, mainly thanks to a better command and better knowledge of the terrain. Bolivian army, which consisted mainly of the native Indians remaining under the command of “white” people with German leader, the Czech military mission, Chileans soldiers, was discouraged by the war, which for the soldiers seemed to be a private battle of white elite Bolivian government.

Ostatecznie, gdy w 1938 roku podpisano traktat pokojowy, ambasadorowie innych państw Ameryki Południowej pełniący funkcje arbitrów przyznali Paragwajowi około 3/4 spornego terytorium. Boliwia otrzymała jedynie wąski, bagnisty i bezużyteczny korytarz do rzeki Paragwaj oraz przywileje kolejowe i tranzytowe na terytorium Paragwaju. W wojnie zginęło około 100 tysięcy żołnierzy. Sporny obszar nie okazal sie zasobny w ropę.

Ultimately, when in 1938 a peace treaty was signed, the ambassadors of other countries in South America acting as arbitrators awarded Paraguay about 3/4 of the disputed territory. Bolivia received only a narrow, swampy and useless corridor to the river Paraguay and rail and transit privileges  on the territory of Paraguay. Is estimated that bout 100,000 soldiers died in a war. The disputed area didn’t turn out to be rich in oil.

boliviainmyeyes

W mieście Villamontes i okolicy znajduje się wiele muzeów oraz pomników historycznych upamiętniajacych wojne o Chaco. Oto niektore z nich:

In the city of Villamontes and in the area there are many museums and historical monuments comemmorating Chaco war. This are some of them:

* Museo Historico Militar de la Guerra del Chaco – mieszczące się w interesującym parterowym budynku założonym na planie oktagonu, położonym obok nowoczesnej, przestronnej i bardzo zadbanej Plaza 6 de Agosto, u początku Avenida de Heroes del Chaco. W muzeum można zobaczyć trofea wojenne, fotografie, makiety pokazujące przebieg wojny o Chaco oraz maszyny wojenne. / Museum housed in a white building in a shape of the octagon, located next to a modern, spacious and very well-maintained Plaza 6 de Agosto, at the beginning of ‘Avenida de Heroes del Chaco’. In the museum you can see many war trophies, photographs, models showing the course of the War of the Chaco and some war machines.

Villamontes

 

Templo San Francisco Solano – imponujący kamienny kościół powstały po wojnie, nawiązujący do misji franciszkańskiej założonej w 1860 roku, po drugiej stronie rzeki, wielokrotnie spalonej przez plemiona indiańskie zamieszkujące te tereny.  / An impressive stone church built after the war, referring to the Franciscan mission founded in 1860, across the river, repeatedly burned by Indian tribes inhabiting the area.

boliviainmyeyes

Avenida Heroes del Chaco – jedna z głównych arterii miasta, przedzielona pasem zieleni, na którym znajdują się pomniki upamiętniające bohaterów wojennych oraz inne symbole regionu Chaco. / One of the main streets of the city, divided by a belt of greenary and monuments commemorating the war heroes and other symbols of the Chaco. 

Villamontes

* Monumento al Soldado Desconocido: Pomnik Nieznanego Żołnierza/ Unknown Soldier Monument.

boliviainmyeyes

Monumento de los Heroes del Chaco & Traktatu Pokojowego z Paragwajem / Heroes of ChacoPeace Treaty with Paraguay Monument

boliviainmyeyes

Inne symbole Villamontes / Other symbols of Villamontes: 

* Plaza 24 de Julio – nieoficjalne centrum miasta z ładnym parkiem pełnym owocujących drzew cytrusowych (!), ławek i interesujących pomników/ Unofficial town center with a nice park full of fruit-bearing citrus trees (!), benches and interesting monuments. 

Villamontes

Monumento al Valor Chaqueno – jak dotychczas, najlepszy pomnik konny (typowego farmera Chaco) jaki widziałam w Boliwii, a do tego z psem! / So far, the best equestrian statue (of the typical Chaco farmer) that I saw in Bolivia, and with dog! 

Villamontes * Yerba mate – typowy napój El Gran Chaco / a typical beverage of Gran Chaco. 

Villamontes  
* Armadillo – zwierze żyjące w okolicy / animal living in the area

Villamontes

* Pesca – najbardziej znany symbol Villamontes, gdzie konsumuje sie najwiecej ryb w Boliwii / the most recognized symbol of Villamontes, known for the highest fish consuption in the whole country!

Villamontes

*Okopy (trencheras) Ibibobo (swoja droga, cóż za piękna nazwa!) – muzeum wojny o Chaco na świeżym powietrzu oddalone od Villamontes o 74 km, ze sławnym Palo Marcado po drodze, czyli ogromnym drzewem toborochi w kształcie kobiecego tyłka. Jak wiecie, uwielbiam toborochis, ale do zobaczenia tego pomnika natury zniechęciło mnie to, że ktoś namalował czerwone majtki na jego pniu, nie zostawiając żadnego pola do wyobraźni…

Trenches (trencheras) of Ibibobo (by the way, what a beautiful name!) – the open air Chaco war museum 74 km away, with the famous Palo Marcado along the way, which is a huge Toborochi tree shaped as a woman’s ass. As you know, I love toborochis, but I was discouraged to see this monument of nature by the fact that someone painted red panties on its trunk, leaving nothing to the imagination …

Villamontes

Informacja turystyczna / Tourist info:

Niestety, podczas naszej dosyć krótkiej wycieczki do Villamontes, nie zobaczyliśmy wszystkiego, głownie dlatego, ze turystyka zorganizowana w tym regionie jest zupełnie nieobecna. Nie ma tu nawet informacji turystycznej z prawdziwego zdarzenia ani agencji turystycznych. Nawet w najlepszym hotelu nie dostaliśmy planu miasta. Przypadkiem trafiliśmy jednak do Casa de Cultura, gdzie otrzymaliśmy torbę z ulotkami i mapami oraz gdzie poinformowano nas, że ta sytuacja ma ulec zmianie już wkrótce. Trzymam ich za słowo, bo Vallegrande zasługuje na uwagę turystów!

Unfortunately, during our relatively short trip to Villamontes, we did not see everything we wanted, mainly because the organized tourism in this region is completely absent. There isn’t even any real tourist information centre or tourist agency. Even in the best hotel didn’t have a city plan. By chance we got, however, to Casa de Cultura, where we received a bag of leaflets and maps and where we were told that this situation is about to change soon. I really hope so, because Vallegrande deserves tourist attention!

Villamontes

Wycieczkę do Chaco Boliviano najlepiej zaplanować podczas weekendów, tradycyjnych uroczystości i festynów, bowiem tylko wtedy możliwym jest zobaczyć tradycje chaqueños:

Is best to plan a trip to the Bolivian Chaco during the weekends, traditional ceremonies and festivities, because only then it’s possible to see the traditions of Chaco boliviano:

* tance/ dances of: la chacarera, el gato, la cueca

* walki kogutów, wyścigi konne czy pokazy kowbojów/ cockfights, horse races or cowboys shows

* zjeść tradycyjne potrawy: ryby z grilla z pomaranczowymi cytrynami (!), chancho a la cruz czy al palo, których mogliśmy skosztować podczas szczytu G 77+ Chiny / taste traditional dishes: grilled fish with orange lemons (!), chancho a la cruz or al palo, which we could enjoy during the G 77+ China last year.

Villamontes

Hotele / hotels:

W mieście istnieje wiele hoteli i hosteli, zarezerwowanych głownie dla ‘petroleros’ oraz tych, będących w mieście przejazdem. Najlepszy i zarazem najdroższy to El Rancho Olivo, w którym chcieliśmy przenocować, ale kiedy powiedziano nam, że tylko pokoje ‘executivos’ są dostępne w cenie 550 bs. od pary, pojechaliśmy do drugiego najlepszego przybytku – hotelu ‘Las Lomas’, co okazało się strzałem w dzieciate! Przyjęto nas tam z otwartymi rękoma i zaoferowano duży pokój za 350 bs. Szczególnie zadowoleni byliśmy ze śniadania, na które składały się świeżutko pieczone empanadas, bułki z jajkiem, słodkie pieczywo, płatki owsiane, kawa, herbata i świeże soki. Jedynym minusem był hałas w postaci wiecznie szczekającego psa sąsiadów oraz piejących kogutów. Ale od hałasu w Boliwii uciec się nie da!

There are many hotels and hostels in the city of Villamontes, which are reserved mainly for ‘Petroleros’ and those who are in transit. The best and also the most expensive is ‘El Rancho Olivo’, where we wanted to stay, but when we were told that only the ‘executivos’ rooms are available for 550 bs. for couple (we did not reserved it in advance), we went to the second best hotel ‘Las Lomas’, which turned out to be great! They greeted us with open arms and offered a large room for 350 bs. We were particularly pleased with the breakfast, which consisted of freshly made and baked empanadas, egg rolls, sweet pastry, oatmeals, coffee, tea and fresh juices. The only downside was the noise in the form of always – barking neighbour dog and roosters. Well, to escape the noise in Bolivia is impossible!

Las Lomas

Restauracje/ restaurants:

Z czystym sumieniem mogę polecić jedną churrasqueria: ‘El Arriero’, w której zjedliśmy najlepsze argentyńskie steki w Boliwii za jedyne 60bs.!!!!! Drogie, przereklamowane restauracje Santa Cruz mogą się schować! Do obiadu podano również ryz, frytki i świeże sałatki. Serwis był doskonały, co rzadko spotyka się w Boliwii! Warto jednak pamiętać, ze restauracja zamknięta jest w poniedziałki.

With a clear conscience I can recommend one churrasqueria: ‘El Arriero‘ where we had the best Argentine steak in Bolivia for only 60bs. !!!!! These overpriced and overrated restaurants in Santa Cruz can learn! Tender, tasty and jucy meat came with rice, French fries and fresh salads bar. The service was excellent, which is so rare in Bolivia! It’s worth remembering that the restaurant is closed on Mondays.

Villamontes

Pamiątki / souvenirs:

W mieście istnieje kilka sklepików z tradycyjnym rękodziełem (artesanias): wyrobami skórzanymi, ręcznie plecionymi koszami, torebkami i ozdobami z naturalnego włókna carahauta i cana bambu (strasznie szorstkiego) oraz pięknymi figurkami z drewna ‘palo santo‘. My zakupiliśmy dwa symbole Villamontes w postaci drewnianych ryb oraz parę ptaszków, za co zapłaciliśmy 150 bs.

There are few shops with traditional handicrafts (artesanias) selling leather goods, hand-woven baskets, bags and ornaments made of natural  fibre of carahauta and cana bambu (extremely rough) and the beautiful figurines of ‘palo santo’ wood. We purchased two symbols of Villamontes: wooden fish and pair of birds, for which we paid 150 bs.

—> O innych, naturalnych i kulturowych, atrakcjach Villamontes w nastepnym wpisie / About the other, natural and cultural, attractions of Villamontes in the next post!

Villamontes

El Gran Chaco Boliviano & Camiri *** Boliwijskie południe naftą płynące

Gran Chaco (keczua chaku – kraina łowów) to kraina geograficzna na pograniczu Boliwii, Paragwaju i Argentyny, rozciągająca się między rzeką Paragwaj a łańcuchem Andów. Zachodnia część, nazywana Alto Chaco jest badziej sucha i uboższa w roślinność, podczas gdy jej wschodnią część porastają je suche lasy, kolczaste zarośla i stepy.

Gran Chaco (Quechua ‘Chaku’ – hunting land) is a geographical region on the border of Bolivia, Paraguay and Argentina, extending between the river Paraguay and the Andes. The western part, called Alto Chaco is dryer and poorer in vegetation, while in the east the vegetation becomes denser with dry forests, thorny thickets and steppes.

Region Boliwijskiego Chaco dzieli się na półpustynny i sub-tropikalny, zajmuje powierzchnię 755 km² i rozciąga się na terenie trzech departamentów: Santa Cruz, Chuquisaca i Tarija. Dzis, ten ogromny obszar obejmuje aż trzy obszary chronione:

Bolivian Chaco is divided into semi-desert and humid, covers an area of 755 square kilometers and stretches over three departments: Santa Cruz, Chuquisaca and Tarija. Today, this huge area includes three protected areas:

  • Parque Nacional y Área Natural de Manejo Integrado Kaa Iya del Gran Chaco
  • Parque Nacional y Área Natural de Manejo Integrado Iñao
  • Parque Nacional y Área Natural de Manejo Integrado Aguaragüe

Ludność  Chaco boliviano to głównie Metysi pochodzenia kreolskiego (hiszpańskiego) – rolnicy i hodowcy bydła i koni, ale także ludność rodzima, składająca się z Indian Guarani, Ayoreos i Chiquitanos. Inne plemiona zamieszkujące obecnie rejony Chaco boliviano to: Los Weenhayek (inni ludzie), Tobas i Tapietes (w jezyku guarani – prawdziwi niewolnicy). Istnieje tam również kilka koloni mennonickich, założonych w latach 60-tych ubiegłego wieku.

Największymi miastami Gran Chaco są Yacuiba, Villamontes i Camiri. My odwiedziliśmy dwa ostatnie.

The population of Chaco boliviano consist mainly of mestizos of Creole origin (Spanish) – farmers and cattle and cattle farmers, but also the native Indian population of Guarani, Ayoreos and Chiquitanos. Other tribes inhabiting the present day Chaco boliviano are Los Weenhayek (other people), Tobas and Tapietes (in the Guarani language – the true slaves). There are also several Mennonite colonies established in the 60s of the last century.

The biggest cities of the Gran Chaco are Yacuiba, Villamontes and Camiri. We visited the last two of them. 

Camiri, miasto zwane boliwijską stolicą ropy naftowej, znajduje się w prowincji Cordilliera w departamencie Santa Cruz i liczy około 60.000 mieszkańców. Do Camiri łatwo dojechać z Santa Cruz de la Sierra autostradą prowadzącą wprost do graniczącej z Argentyną, Yacuiba. Droga ta jest dobra choć miejscami podziurawiona i trudno ja nazwać autostradą, bowiem co rusz trzeba się na niej zatrzymywać do kontroli policyjnej, by opłacić przejazd lub ominąć pasące się przy drodze krowy, świnie, konie czy kozy! Ale za to nie jest nudno – widoki bowiem są boskie! Wyjeżdżając z Santa Cruz, widzimy zielone równiny pełne krów i koni, które z czasem zamieniają się w suchy las sub-tropikalny, rosnący pośród niskich pagórków i skalistych wąwozow.

Camiri, called the Bolivian capital of petroleum, is located in the province Cordillera in the department of Santa Cruz and has about 60,000 inhabitants. Camiri can be easily reached from Santa Cruz de la Sierra by highway leading directly to the bordering with Argentina, city of Yacuiba. This road is good, though at times full of holes and it’s difficult to call it a motorway, because one needs to stop many times to police control, to pay toll or to avoid grazing by the roadside cows, pigs, horses or goats! But it isn’t boring – the views are to die for! Leaving Santa Cruz, we see the green plains full of cows and horses, which later turn into dry sub-tropical forest, growing among low hills and rocky ravines.

Camiri położone jest nad brzegiem rzeki Parapeti w małej dolinie otoczonej wzgórzami od wschodu, północy i południa, i zamknięte pasmem górskim Aguarague na zachodzie. Camiri, mimo swoich rozmiarów zachowało przyjemny małomiasteczkowy klimat. My, po czterech godzinach jazdy samochodem, zatrzymaliśmy się tam na lunch, który zjedliśmy w jednej z restauracji wokół głównej plazy: ‘Club Social’. Dwudaniowy, smaczny, choć bez fajerwetkow a za to z ‘wkładką’, obiad kosztował nas 22 bs. Na osłodę dostaliśmy lody:)

Camiri is situated on the banks of the Parapeti river in a small valley surrounded by hills from the east, north and south, and closed by Aguarague mountain range in the West. Camiri, despite its size has kept a nice small-town atmosphere. We, after four hours of driving, stopped there for a lunch in one of the restaurants around the main square: ‘Club Social‘. Two-course, tasty, however without fireworks and with some extra protein, meal cost us 22 bs. It was sweeten up by some ice cream :)

Po krótkim spacerze wokół Plaza Principal, znów ruszyliśmy w drogę, kierując się do Villamontes, oddalonej od Camiri o 2 godziny jazdy. Ciekawostką jest, ze przez tylko okolo pól godziny znajdowaliśmy się na terenie departamentu Chuquisaca, po czym wkroczyliśmy do departamentu Tarija!

After a short walk around the Plaza Principal, we hit the road again, heading for Villamontes, about 2 hours away. It’s interesting that for only about half an hour we were driving in the department of Chuquisaca, shortly crossing to Tarija department!

C.D. N. / To be continued…

 

The Season of the Bolivian Mandarines *** Sezon na boliwijskie mandaryny

Lato w Boliwii, szczegolnie w jej wschodniej, tropikalnej czesci, stoi pod znakiem mango i —> achachairu. Natomiast jesienia, czyli pod koniec kwietnia, zaczyna sie sezon na mandarynki, a raczej na mandaryny, bo te boliwijskie niczym nie przypominaja malutkich pomaranczowych owocow, znanych z naszych europejskich polek sklepowych! Tak sie smiesznie sklada, ze boliwijskie mandarynki sa wielkosci naszej pomaranczy, a ich skorka jest zielono – pomaranczowo – brazowa. Smak jest jednak taki sam.

W sezonie, mandaryny sprzedawane sa zwykle na sztuki,  a dostac je mozna wszedzie: przy drodze, na bazarze, w sklepie. Za 25 dorodnych owocow zaplacimy okolo 10 bs. Nic, tylko brac i robic sok!

Summer in Bolivia, especially in its eastern tropical part, tastes like mango and —> achachairu. In autumn, which starts in late April, we have the season for tangerines, or rather Mandarines, because the Bolivian kind does  not resemble the tiny orange fruit that we know from our European stores! It hapens, that Bolivian Mandarines are the same size as our oranges and their skin is green – orange – brown. However, the flavor is the same.

During the season (temporada), Mandarines are usually sold in pieces, and you can get them everywhere: beside the road, in the bazaar, in the shop. For 25 plump fruit you pay about 10 bs. There is no other option than to buy and make juice!

boliviainmeyeys

W pierwsza majowa sobote, korzystajac z ladnej pogody, wybralismy sie do kolonii mennonickiej Santa Rita. Po drodze do Paurito zobaczylismy ciezarowke pelna mandaryn, postanowilismy sie wiec zatrzymac i ubic targu. Kupilismy wystarczajaco duzo, by moc podarowac troche cytrusow naszemu znajomemu mennonickiemu gospodarzowi, ktorego odwiedzilismy w drodze powrotnej z almacenow (sklepow mennonitow).

On the first Saturday of May, taking an advantage of the nice weather, we set off to the Mennonite colony of Santa Rita. On the way to Paurito we saw a truck full of Mandarins, so we decided to stop and get some. We bought enough to share some citrus with our mennonite friendly host, who we visited on the way back from almacenes (Mennonite shops).

boliviainmeyeys

boliviainmeyeys

Gospodarz Heinrich przyjal podarunek z radoscia, a pozniej oznajmil, ze mandaryny rosna w jego ogrodzie, i ze mozemy sobie ich wziac ile tylko chcemy! Glupio nam bylo tak brac i po dluzszej chwili udalo nam sie przekonac gospodarza, do przyjecia zaplaty za owoce. I tak oto zobaczylam po raz pierwszy na wlasne oczy, boliwijski mandarynkowy sad. Syn gospodarza zrecznie zrywal owoce, a ja w miedzyczasie je fotografowalam:)

Our host Heinrich happily accepted our gift, and later announced that he has Mandarine trees in his garden, and if we want, we could take some! We weren’t comfortable to just take and it took us a while to convince the Mennonite, to accept some payment for the produce. And so I saw for the first time with my own eyes, the Bolivian Mandarine orchard. One of the Mennonite’s sons, skillfully picked the fruit from the tree and I, in the meantime, photographed everything around:)

boliviainmeyeys

boliviainmeyeys

boliviainmeyeys

Gospodarz dorzucil nam rowniez kilka zielonych dorodnych limonek, ktore okazaly sie … pomaranczami!W Boliwii wszystko jest na opak – pamietacie —> owocowe potworki, o ktorych pisalam jakis czas temu? Gigantyczne jablka, ogorkowe awokado, zielone pomarancze – juz nic mnie nie zaskoczy:)

The Mennonite host also threw in a couple of big green limes, which turned out to be … the oranges! In Bolivia, everything is upside down – do you remember —> the fruit freaks, about which I wrote some time ago? Giant apples, cucumber avocado, green oranges – nothing surprises me anymore :)

boliviainmeyeys

Jako ‘yapita’ (cos ekstra), dostalismy jeszcze kilka kokosow oraz po kubku pysznego, swiezego cieplego mleka, prosto od krowy, ktore ostatni raz pilam na wakacjach u dziedkow, jak mialam szesc lat. Nic dziwnego, ze u mennonitow czuje sie jak w domu:)

As ‘yapita’ (something extra), we got a few coconuts and a mug of delicious, fresh warm milk straight from the cow, which I drank last on vacation at my grandparents’ farm when I was six years old.  No wonder that the Mennonite colony feels like home to me :)

boliviainmeyeys

Morning Walk in Parque Urbano *** Santa Cruz de la Sierra o poranku

W Santa Cruz de la Sierra mieszkamy już dwa i poł roku, ale dopiero od niedawna zaczęłam w pełni doceniać uroki tego wielkiego miasta. A wszystko to za sprawą miejskiego parku, który znajduje się jedynie 5 minut od naszego budynku, a w którym mogę choć na moment zapomnieć, że żyje w niemal trzymilionowej metropolii pełnej spalin, hałasujących samochodów i budowlańców, brudnych bazarów. Co prawda, niekiedy ‘miasto’ wkrada się i do parku, zaburzając spokój i śmiecąc gdzie popadnie, ale na szczęście, dzieje się to coraz rzadziej.

We have been living in Santa Cruz de la Sierra for two and a half years, but only since one year I started to fully appreciate this big city. And all this thanks to the city park, which is only 5 minutes away from our place, and where I can forget for a moment about with this metropolis of almost three million, full of pollution, noisy cars and builders, busy and dirty bazaars. Sometimes the ‘city’ sneaks into the park, disturbing its peace and trashing it, but fortunately, it happens less and less often.

Właśnie mijają trzecie urodziny mojego bloga, a tym samym trzecia rocznica naszej przeprowadzki do Boliwii. Czas leci nieubłaganie, plany się zmieniają, ale niekiedy warto sobie przystanąć w miejscu, pstryknąć zdjęcie lub nakręcić filmik, by zatrzymać cenne chwile.

My blog has had recently its third birthday, and we had celebrated the third anniversary of our move to Bolivia. Time flies, plans change, but sometimes it’s worth to stop, snap a picture or shoot a video to keep these precious moments to remember.

Jednego pięknego poranka, podczas samotnego spaceru (przeważnie ‘chodzę’ ze znajomą Iriną:), postanowilam uwiecznic to jedno z moich najbardziej ulubionych miejsc w Santa Cruz, za którym na pewno Bede tęsknic! Za równymi chodnikami, po których jeździmy w weekendy rowerami, za różnorodnymi tropikalnymi drzewami, będącymi schronieniem dla ptaków i leniwców; za moimi ulubionymi taborochi, które w tym roku zakwitły jak nigdy przedtem, tysiacem różowych kwiatow; za zieloną przestrzenią, boiskami, skate-parkiem i podniebną siłownią. I za przyjaznymi ludzmi, których spotykam codziennie na swojej drodze.

One fine morning, while walking alone (I usually exercise with friend Irina:), I decided to film this one of my most favorite places in Santa Cruz, which I surely will miss! Its walkways, where we ride our bikes on weekends, variety of tropical trees, providing a habitat for birds and sloths; my favorite toborochi trees, which this year bloomed as never before with thousands of pink flowers; the green spaces, sports fields, a skate park and gym under the sky. And last but not least, the friendly people I meet every day on my way.

Godzinny spacer w Parque Urbano odpręża i relaksuje. Pozwala choć na chwile zapomnieć o nieprzespanej nocy, niedobrych sąsiadach czy kierowcach, którzy próbowali mnie przejechać w drodze do parku. Zresztą, zobaczcie sami!

An hour walk in the Parque Urbano relaxes like nothing else. It allows me to forget about the sleepless nights, bad neighbors or drivers who tried to run me over on the way to the park. Anyway, see it for yourself!

P.S. Filmik został nakręcony moim starym (choć nie wcale takie ‘głupim’) telefonem Sony Ericsson W890i, jakość obrazu nie jest więc zachwycająca. Ale, od czego macie wyobraźnię? Zawsze możecie też zamknąć oczy i po prostu wsłuchać się w dźwięki mojej porannej Santa Cruz de la Sierra:)

P.S. The video was shot with my old (though not all that ‘dumb’) Sony Ericsson W890i phone, so the image quality is not impressive. But, there is your chance to practise your imagination! You can also close your eyes and just listen to the sounds of my morning Santa Cruz de la Sierra:)

 

Tigre: The Story of ‘Our’ Bolivian Cat *** Historia ‘naszego’ boliwijskiego kota

Tigre, czyli Tygrys, jak go w końcu nazwaliśmy, przyszedł na świat jako piecioraczek. Od samego początku był bardzo ciekawy świata i często widzieliśmy go krzątającego się koło basenu, podczas gdy jego mama polowała, a czwórka rodzeństwa smacznie spala w zaroślach. Nikt nie wiedział, kto jest ojcem Tygryska, ale wszyscy podejrzewali, ze musiał to być szaro-bury kocur w ciemne paski, bo takie same nosił on sam oraz dwójka jego rodzeństwa. Pozostałe dwa wyglądały zaś jak ich mama – czarne jak smoła.

Tigre, or Tiger, as we finally named him, came into the world as quintuplet. From the very beginning he was very interesting in the world around him and we have seen him often bustling nearby swimming pool, while his mother was hunting, and his four siblings were napping in the bushes. Nobody knew who the father of Tigger was, but everyone suspected that it had to be a gray tabby tomcat with dark stripes, because that’s how the Tiger and his two siblings looked like. The other two were just like their mother – black as tar.

boliviainmeyes

Pewnego dnia, z nieoczywistych powodów, ogrodnik wyciął krzaki obok basenu i cała kocia rodzina musiała przenieść się w inne miejsce, blisko parkingu. Noce robiły się zimniejsze, wiec czasem kociaki spały pod samochodem. To zapewne owa ciekawość świata ocaliła Tygryskowi życie, bo tylko jego nie było w legowisku, gdy zdarzył się ten okrutny wypadek.

One day, without the obvious reasons, the gardener cut the bushes next to the pool and the whole cat family had to relocate to a different location, closer to the parking lot. The nights were getting colder, so sometimes the kittens slept under the cars. It was probably Tigger’s curious nature that saved his life, because he wasn’t in the lair, when the cruel accident happened.

bolivieinmeyes

Tygrysek stracił swoich braci i siostry, a wkrótce potem opuściła go rownież mama, która zapewne uznała, iż jest on na tyle duży, że może się sam sobą zaopiekować.

Był on jednak jeszcze bardzo mały, a strata rodzeństwa sprawiła, że stał się bardzo strachliwy i ostrożny. Płakał całymi dniami, kręcąc się koło parkingu.

That’s how the Tigre lost his brothers and sisters, and soon after, his mother left him too, probably thinking that the cub is big enough to take care of himself.

However, he was still very small, and the loss of siblings made him very fearful and cautious. He had cried all day long, wandering around the parking lot.

boliviainmeyes

Na szczęście, zaopiekowali się nim mieszkańcy bloku, którzy od samego poczatku interesowali się kocią rodziną. Jedna sąsiadka karmi go rano, a druga wieczorem. W międzyczasie, inni doglądają, by jego miseczka z wodą nigdy nie stała pusta.

Kiedyś z jednego Tygryska zrobiły się dwa – okazało się bowiem, iż znalazł on sobie przyjaciela. Niestety, nowy kotek był nieostrożny i podzielił on los tygrysiej rodziny z parkingu…

Thankfully he was taken care of by the residents who from the very beginning had helped the cat’s family. One neighbor feeds him in the morning and the other in the evening. In the meantime, random people make sure that his water bowl is always full.

Once, our Tiger multiplied and as it turned out, he found himself a friend. Unfortunately, little kitten wasn’t carefull enough, and he shared the fate of the Tiger’s family from the parking lot …

bolivieinmeyes

Oto historia naszego Tygryska – naszego wspólnego, osiedlowego kota. Rośnie on jak na drożdżach, powoli przemieniając się w dużego kocura, ostrząc pazury na zabawkach, jakie mu przynosimy (lub naszych butach). Bedzie nam go brakowało, kiedy opuścimy Santa Cruz, ale możemy być spokojni, zostawiajac go w rękach dobrych sąsiadek.

This is the story of our Tigre – condominium’s cat. He grows fast, slowly turning into pint tomcat, sharpening his claws on toys that we bring him (or our shoes). We will miss him a lot when we leave Santa Cruz, but he will stay in good hands of our neighbours.

bolivieinmeyes

A ja przypominam: nie kupuj – adoptuj! Tyle cudownych zwierzaków czeka na nową rodzinę! Być może jakiś kręci się właśnie pod twoim blokiem?

Please, remember: don’t buy – adopt! So many wonderful pets are waiting for a new family! Perhaps one of them is wandering  around your building right now?

P.S. W czasie moich pierwszych odwiedzin w Santa Cruz de la Sierra —> klik zauważyłam, ze nie ma tu tak wielu bezdomnych psów jak w innych miastach Boliwii, na ulicach zaś żyje wiele bezdomnych kotów! Jak później zweryfikowało życie, biednych, porzuconych piesków tu nie brakuje, ale i tak miasto będzie mi się zawsze kojarzyć z kotami właśnie. Dzieki Tygryskowi:)

P.S. During my first visit in Santa Cruz de la Sierra —> click, I’ve noticed that there weren’t so many homeless dogs as in other cities of Bolivia, but on thye other hand, I could see many homeless cats on the streets! As life later verified, there is no shortage of the poor, abandoned dogs here either, but I will always associate this city with cats. Thanks to Tigre:)