‘Palacio Portales’

Piekny budynek Palacio Portales, zaprojektowany przez francuskiego architekta – Eugene Bliault, zostal zbudowany w latach 1915-1927. Posiadlosc, skladajaca sie z glownego palacu, stajni, budynkow dla straznikow i amfiteatru, jest przykladem bogatego eklektyzmu.

Na zewnatrz widzimy francuski klasycyzm, otoczony japonskimi ogrodami z wieloma egzotycznymi roslinami, w srodku zas, kazdy pokoj prezentuje inny styl. Przedsionek palacu utrzymany jest w tonacji zimnego klasycyzmu, podobnie jak pokoje, w ktorych przyjmowano gosci. Glowna sala (balowa) przypomina kaplice koscielna, dzieki glownemu elementowi jakim jest kominek w ksztalcie barokowego nagrobka (oltarza) i piekne drewniane schody, wiodace na bogato zdobiona galerie, gdzie starozytny Rzym laczy sie z romanizmem i gotykiem (lawki i krzesla zostaly udekorowane na wzor koscielnych stalli). Sypialnie wlascicieli na pietrze, sekretnie polaczone wspolna lazienka, utrzymane zostaly w stylu swieckiego cesarstwa. Za sala balowa znajduje sie kolejna w stylu Empiru, a za nia pokoj zabaw ( z bilardem) w stylu marokanskim!

This beautiful palace, designed by French architect Eugene Bliault, was built between 1915 and 1927. The estate, consisting of main palace, stables, guards houses and a theater, demonstrates an eclectic mix of architectural styles.

On the outside, we can see French classicism, surrounded by Japanese gardens with many exotic plants, while inside, each room has a different design. Main hall as well as visitors’ rooms are decorated in cold classicism. The main room (ballroom) resembles the chapel of the church, thanks to its central element – fireplace in the form of a baroque altar, and beautiful wooden staircase leading to the richly decorated galleries, where ancient Rome joins Romanism and Gothic (desks and chairs reminds stalls) . First floor bedrooms, secretly linked by shared bathroom, were decorated in the secular empire style. Behind ballroom,there is another room in the Empire style followed by the play room (with billiard) in a Moroccan style!

 

Jednak nie ta mieszanka stylow jest tutaj najciekawsza (przeciez pelno i w Polsce takich eklektycznych posiadlosci), ale miejsce powstania palacu i to, ze wszystkie jego elementy zostaly sprowadzone z Europy! Wraz z budowniczymi i ponad 20 artystami! A wiec mamy tutaj marmury z Wloch, tapisterie i meble z Francji, ceramike z Maroka i Poludniowej Hiszpanii, itp., itp. Piekna stolarka, rowniez zostala przywieziona panelami ze Starego Kontynentu.

But not this blend of styles is here the most interesting (after all, we have many eclectic palaces in Poland), but the place of the palace, and that all its elements have been imported from Europe! Along with the builders and more than 20 artists! So here we have marble from Italy, tapisterie and furniture from France, pottery from Morocco and southern Spain, etc., etc. Beautiful woodwork panels have also been brought from the Old Continent.

Zapewne zastanawiacie sie, kto zlecil budowe tego majatku? Otoz, byl to najbogatszy czlowiek swoich czasow – Simon I. Patiño, znany na swiecie pod pseudonimem ‘Barona Cynowego’ (‘Tin Baron‘). Historia tego czlowieka nadawalaby sie za Hollywoodzka  superprodukcje – urodzil sie w biednej rodzinie, wychowywany byl tylko przez matke; pozniej zas wspolnie z zona pracowali badzo ciezko na utrzymanie rodziny. Bedac czlowiekiem w srednim wieku, odkryl kopalnie cyny i od tego czasu nigdy im niczego nie brakowalo…

Perhaps you may wonder who commissioned this property? Well, it was the richest man of his time – Simon I. Patiño, knowny in the world under the nickname ‘Tin Baron’. The history of this man would be suitable for the Hollywood superproduction – he was born into a poor family, raised only by the mother. Together with wife he worked hard to support their family. Being already the middle-aged man, Patiño discovered the tin mines, and since then his life never lacked in anything …

Inna ciekawostka jest to, ze rodzina Patiño, zlecila budowe Portales w Cochabambie (palac zawdziecza swa nazwe ogromnym drzwiom, prowadzacym z sali balowej do ogrodu), majac juz jedna rezydencje nieopodal miasta oraz to, ze nigdy w Portales nie mieszkala! No ladnie…. Pewnie dzieki temu, palac utrzymany jest w nieskazitelnym stanie (szczegolnie sypialnie:) a wszystkie meble sa oryginalne i niezuzyte. Rowniez dzieki suchemu klimatowi, tapety i malowidla wygladaja dzis jak przed wiekiem.

Another curiosity is that the Patiño family commissioned the building of Portales in Cochabamba (the palace is named after the huge door, leading from the ballroom to the garden), having had one residence near the city. In fact, they never lived in Portales! Probably thanks to this, the palace is kept in pristine condition (bedrooms in particular :) and all the furniture are original and unused. Also thanks to the dry climate, wallpaper and paintings today look like a century ago.

Niejeden zada pytanie, dlaczego ktos wydal tyle pieniedzy na budowe domu i nigdy w nim nie zamieszkal (ba, nigdy go nie widzial na zywo!)? Otoz, rodzina Patiño mieszkala w tamtym czasie we Francji. Z Boliwia, a szczegolnie z Cochabamba wiazala wielkie nadzieje, ale niestety system polityczny nie umozliwil im wprowadzenia planow w zycie (ponoc Patini chcial zbudowac autostrade laczaca La Paz z Cochabamba, ale zrezygnowal z powodu protestow mieszkancow…..) Niestety, choroba serca uniemozliwila mu takze podroz do ojczyzny. W swoim testamencie, zapisal owy majatek miastu.

Many will ask why someone spent so much money to build a house and never lived in it (ba, had never seen it live!)? Well, Patiño family lived at that time in France. They loved Bolivia, and they had a big hopes towards Cochabamba, but unfortunately the political system did not allow them to implement plans into life (apparently Patino wanted to build a highway linking La Paz to Cochabamba, but resigned because of the protests of local people …..). He also had a heart condition that prevent him from travelling.  In his will however, he gave an estate to the city council.

Dzis miesci sie tu ‘Centrym Kulturalne i Pedagogiczne im. Simon I. Patiño’. Dziala tu muzeum, galeria, w sali balowej odbywaja sie koncerty i wystapienia. Procz muzeum, wstep na wszystkie imprezy jest darmowy!

Today, palace is a house to ‘Cultural and Pedagogical Centre of Simon I. Patiño’, with museum, gallery and concerts organised in a ballroom. Besides the museum, admission to all events is free!

A wiecie, co jest najlepsze? – Mieszkamy 5 minut piechota od palacu:)/ And do you know what’s the best? – We live 5 minutes walk from the palace :)

Prosze zanotowac, ze wszystkie informacje zawarte w niniejszym artykule, oparte sa na  danych zapamietanych z wycieczki, dlatego tez moga okazac sie troche przejaskrawione:) Prosze rowniez zanotowac, iz zdjecia pochodza z najgorszego aparatu na swiecie a okolicznosci ich wykonania byly wielce niesprzyjajace:)

Please make note that all information contained in this article are based on the data remembered from the guided tour and therefore may be a bit exaggeratedPlease, note also that all pictures were taken with the worst camera in the world in very unfavorable circumstances:)

Warto rowniez zwiedzic wiejska rezydencje Patinos w Pairumani, niedaleko Cochabamby.

You can also visit country residence of Patinos in Pairumani, near Cochabamba.

Cochabambinos I

Obraz spoleczny Cochabamby to temat rozlegly i drazliwy. Jestem w Boliwii dopiero od 2 tygodni, ale podzial klasowy widoczny byl od pierwszego dnia na boliwijskiej ziemi. Ba, na dlugo przed podroza nasluchalam sie opowiesci o ‘sluzacych’, brudnych Indianach, rozhulanych producentach koki itp. Oczywiscie probowalam odciac sie od tych stereotypow – w koncu pochodze z demokratycznej Europy. Negowalam rowniez uzywanie slowa ‘sluzaca’ (maid) w zamian za bardziej neutralnie brzmiace – ‘gosposia’ (housekeeper). Coz, przyzwyczajona do samodzielnego zycia, w ogole odrzucalam potrzebe ‘posiadania’ gosposi!

Tymczasem w Cochabambie….

Nasza gosposia, zatrudniona przez rodzine Freddiego ma na imie Cristina i jest jedna z najbardziej kochanych, radosnych i pomocnych osob, jakie kiedykolwiek mialam szczescie spotkac. Cristina jest z pochodzenia Indianka Ajmara (druga rdzenna grupa etniczna Boliwii sa Indianie Keczua, ktorzy stanowia wiekszosc w Cochabambie), noszaca tradycyjne szerokie i kolorowe spodnice – ‘polleras’. Co ciekawe (jak podaje wszechwiedzaca Wikipedia), stroj ten byl pierwotnie noszony przez hiszpanskie chlopki i zostal NARZUCONY rdzennym mieszkankom Boliwii przez wladze kolonialne. Obecnie pollera jest symbolem dumy z wlasnych korzeni.

Cristina, jak wiekszosc Indianek w Cochabambie, nie nosi znanego ze zdjec ‘melonika’, ale jasny slomiany kapelusz. Najbardziej interesujaca czescia stroju Cristiny sa jej dlugie wlosy! Zaplecione w dwa warkocze, w ktore wpleciona jest czarna welna (?), polaczone sa na koncach fredzlami.

Niestety nie wiem zbyt duzo o zyciu naszej gosposi, poniewaz na dzien dzisiejszy komunikujemy sie przede wszystkim werbalnie lub przez osoby trzecie. Z opowiadan innych dowiedzialam sie jednak, ze Cristina ma dwie corki i meza (ktorego takze poznalam). Mieszkaja oni na obrzezach miasta, skad dojezdzaja do pracy autobusem miejskim (to jest temat na nastepny wpis), a zajmuje im to ponad godzine… Placa typowej gosposi domowej w Cochabambie wynosi 100$ (!), Cristina zarabia 120$ i dorabia sobie jeszcze po godzinach srzataniem i praniem w innych domach.

Czy gosposie sa potrzebne?

Coz, ja osobiscie lubie sprzatac sama (nikt w koncu nie zrobi tego tak dobrze jak ja:), szczegolnie po zakupie nowego odkurzacza. Gotowanie to tez dla mnie przyjemnosc (po tacie mam umiejetnosc ‘stworzenia’ czegos z niczego). Smieci trzeba wynosic codziennie (to tez temat na kolejny wpis), ale w domu tez to robilam. Tylko pranie mogloby sprawic mi trudnosc, bo nie mamy pralki… Jest za to specjalne pomieszczenie z ogromnym zlewem (z tarka) – troche jak za czasow babcinych (choc moja babcia miala ‘Franie’). Coz, jak trzeba to trzeba.

Zaoszczedzilabym $120!

Niestety w tym samym czasie, Cristinita stracilaby owe $120…

Jak to wiec zwykle bywa, medal ma dwie strony. Mysle, ze mieszkancy Boliwii zatrudniaja gosposie, pomoce domowe, sprzataczki czy praczki zwykle z przyzwyczajenia, z tradycji, moze i z lenistwa, ale przy okazji daja tym kobietom prace i zarobek, ktorego w inny sposob by nie zdobyly.

Dla mnie najwazniejsze jest wiec, ze Crisinita moze utrzymac swoja rodzine i ze jest szczesliwa z nami. Zawsze przyjemniej jest miec dobra dusze w domu, ktora rowniez jest przewodnikiem w czasie zakupow na jarmarku czy negocjowania cen u taksowkarzy. W tym temacie osiagnelismy wiec kompromis.

Co do prodcentow koki, to nie mam duzej wiedzy na ich temat. Slyszalam jednak, ze jutro zjada sie do Cochabamby, by oprotestowac protest lekarzy i pielegniarek. Ci drudzy walcza o wyzsze pensje (i maja racje), ci pierwsi, jako zaciekli obroncy prezydenta, beda starali sie wybic im to z glowy…. Podobno w zeszlym roku zamordowano jednego z protestujacych, studenta – wieszajac go na drzewie…. Dla zwyklych mieszkancow Cochabamby strajk oznacza paraliz komunikacyjny i ogolny chaos (zreszta i dzis nie mozna dostac sie do miasta, bo zablokowano wszystkie mosty). Troche przypomina mi to ‘strajk wloski’.

Niestety tak sie sklada, ze rdzenni mieszkancy Boliwii – Indianie Keczua i Ajmara, ktorzy razem stanowia 66% ludnosci tego panstwa, so uwazani za najnizsza klase spoleczna. I niestety wyglada na to, ze niepredko sie to zmieni, zwazywszy na niskie place i naprawde wysokie koszty edukacji.

Inne grupy etniczne stanowia Metysi – ‘Karas’ (25%) i biali ‘Gringos’ – (12%) . Ponadto rozroznia sie jeszcze hippies i ‘mochileros’ – podrozujacych z plecakiem (backpakers:)

Na koniec polecam artykul, napisany piekna proza (po angielsku) przez Becce Leaphart ‘The Bolivia I didn’t want to know’, skupiajacy sie na problemach spolecznych w Cochabambie, probujacy znalezc ich przyczyny  i sposob na ich rozwiazanie: http://matadornetwork.com/abroad/the-bolivia-i-didnt-want-to-know/.

Image

Cristina

***

The social image of Cochabamba is a very extensive and sensitive subject. I have been in Bolivia only two weeks, but the class division was visible from the first day on the Bolivian soil. Well, long before the trip I had heard a lot of stories about ‘servants’, dirty Indians, coca growers etc. Apparently I was trying to distance myself from these stereotypes as a citizen of democratic Europe. I also denied the use of the word ‘maid’ in exchange for a more neutral sounding – ‘housekeeper’. In fact, I used to independent living and, in general, I rejected the need for having a housekeeper!

Meanwhile, in Cochabamba ….

Our housekeeper Cristina is one of the most loving, happy and helpful persons that I was lucky to meet. Cristina is of Aymara Indian origin (other indigenous ethnic group in Bolivia are Quechua Indians, who are the majority in Cochabamba), wearing the traditional broad and colorful skirts – ‘polleras’. Interestingly (according to omniscient Wikipedia) this dress was originally worn by the Spanish peasants and indigenous people were imposed to wore them by the colonial authorities. Currently Pollera is a symbol of pride of their roots. Cristina, like most ‘Indios’ in Cochabamba, doesn’t wear traditional ‘bowler hat’ but simple straw hat. The most interesting part of Cristina’s outfit however, is her long hair! Plaited into two braids together with black wool (?), their ends are connected by wooly fringes. Incredibly interesting hairstyle!

Unfortunately, I do not know too much about the live of our housekeeper, because at present we communicate mainly verbally or by third parties. From the stories although I’ve learned that Cristina has two daughters and a husband (whom I met before). They live on the outskirts of town, from where they commute to work by bus (this is subject for the next post) what takes them over an hour … Typical salary of the housekeeper in Cochabamba is $ 100 (!), Cristina earns $ 120 and a bit more by working after hours in other homes.

Do housekeepers are needed?

Well, I personally like to clean by myself (no one in the end does it as well as me :), especially after buying a new vacuum cleaner. Cooking is also a pleasure for me (I possessed a skill to ‘create’ something from nothing after my dad). Garbage must be threw every day (another topic for another post), but I did that also in my house. Only laundry could be difficult, because we do not have washing machine … However, there is a special room with a huge sink (and ‘grater’) – a bit like our grandma used (at least at the old times). But hey, I could do it if I had to!

This way I could save $ 120 a month!

Unfortunately, at the same time, Cristinita would lose $ 120 …
As it often happens, the medal has two sides. I think that the inhabitants of Bolivia employ housekeepers, domestic helps, cleaners or laundry women usually out of habit, tradition or maybe laziness, but in doing so they give these women work and wages, which they couldn’t earn in any other way.

For me then, the most important point is that Crisinita can support her family and that she is happy with us. It’s always nice to have a good soul in the house, who also guides us when shopping at the market or negotiating prices with taxi drivers. In this topic we have achieved a compromise.

As for coca growers, I do not have much knowledge about them. But I heard that tomorrow they come to Cochabamba to protest against the protest of doctors and nurses. The latter struggle for higher wages (and rightly so), the former, as a rabid defenders of the president Evo Morales, will try to prevent it from happening … Apparently, last year they killed one of the protesters, the student – hanging him of a tree … .

For the ordinary citizens of Cochabamba strike means disruption of communication and general chaos (even today it was impossible to get to the city centre as all the bridges were blocked). It kind of reminds me of ‘Italian’ strike ‘.

Unfortunately it happens that the native inhabitants of Bolivia –  Aymara and Quechua people, who together represent 66% of the population, are treated as underclass. And unfortunately it looks like that is not gonna change any time soon, given the low wages and a really high cost of education.

Other ethnic groups are mestizos‘karas’ (25%) and whites – ‘gringos’ – (12%). Furthermore, the upper class distinguishes  also hippies and ‘mochileros’ – backpackers :)

At the end I welcome you to read a great article by Becca Leaphart ‘The Bolivia I did not want to know, focusing on social issues in Cochabamba, trying to find their cause and solution how to change situation for better:  http://matadornetwork.com/abroad/the-bolivia-i-didnt-want-to-know/.

Salome

Cochabamba *** ‘Kociabamba’

Cochabamba to miasto w środkowej Boliwii położone w górskiej dolinie rzeki Rocha w Andach, na wysokości około 2600 m n.p.m. Jest czwartym pod względem liczby ludności miastem Boliwii, liczac okolo 800 tys. mieszkancow. Nazwa miasta pochodzi z języka keczua, gdzie qhocha oznacza “jezioro, woda”, a pampa – “otwarta przestrzeń”. Cochabamba znana jest takze jako ‘Miasto Wiecznej Wiosny’, dzieki przyjemnym temperaturom przez caly rok (teraz mamy jesien, przechodzaca w zime – temperatura w dzien to ponad 25 stopni, w nocy 15).

Poczatki miasta siegaja XV wieku, choc dolina zamieszkala byla od tysiaca lat przez rdzennych mieszkancow, m.in. przez Inkow. Początkowo Cochabamba była ośrodkiem produkcji rolniczej dla regionu Altiplano, a zwłaszcza dla pobliskiego górniczego Potosí – jednego z najbogatszych osrodkow na swiecie w XVII w. W samej Cochabambie również wydobywano srebro, które zapewniło dobry rozwój miasta, aż do wyczerpania złóż w XVIII wieku. W 2000 roku w Cochabambie doszło do zamieszek w związku z prywatyzacją zaopatrzenia w wodę, nazwanych wówczas “wojną o wodę” (Guerra del Agua), wygrana przez mieszkancow, dzieki uporowi i wytrwalosci zwlaszcza rdzennej czesci spoleczenstwa.

Obecnie Cochabamba jest ważnym ośrodkiem handlowym i gospodarczym kraju. Rozwija sie tutaj przemysł spożywczy, chemiczny i włókienniczy. W mieście działa rowniez rafineria ropy nafowej. Cochabamba jest ważnym węzłem drogowym i kolejowym, posiada też własny port lotniczy Jorge Wilstermann o znaczeniu krajowym i międzynarodowym.

W mieście znajduje się jeden z największych i najbardziej prestiżowych uniwersytetów Boliwii, założony w 1832 Universidad Mayor de San Simón.

Na wzgórzu św. Piotra w Cochabambie wznosi się prawie najwyższa na świecie statua Jezusa (zdetronizowana przez naszego Chrystusa w Swiebodzinie:) – Cristo de la Concordia.

Choc Cochabamba jest najszybciej rozwijajacym sie miastem w Boliwii – co mozna zauwazyc golym okiem, patrzac na panorame miasta przeplatana wiezowcami i wieloma budynkami w budowie, pierwsze wrazenie nie jest najlepsze. Wszystko dlatego, ze aby dotrzec do centrum, trzeba przejechac przez jedne z najbiedniejszych jego dzielnic.

Jako miasto o bogatej historii, posiada ono takze przepiekne rezydencje powstale w czasach swietnosci. Jedna z nich, Portales, postaram sie opisac w najblizszej przyszlosci. Co ciekawe, starowka, z wieloma budynkami kolonialnymi, jest zaniedbana, pozostawiona samej sobie. Przypomina mi troche Fez w Maroku, ze swoja niezmieniona przez wieki medina i ‘lsniacym’ nowym miastem. Niestety Cochabamba,  nie jest tak bezpieczna jak miasta marokanskie – ze wzgledu na zlodziei jak i samochody, ktore zupelnie nie zwazaja na przechodniow… Z tego tez powodu, jak dotychczas nie bylam w stanie zrobic wielu zdjec – a tylko garstke, moim slabej jakosci Nikonem Coolpix. Mam nadzieje wybrac sie kiedys na porzadne ZWIEDZANIE z obstawa:)

A nowe miasto? Coz, pelne obrzydliwie drogich sklepow (nawet wedlug standartow europejskich), restauracji, przedsiebiorstw mieszczacych sie w nowoczesnych budynkach. Tutaj ulice sa szerokie i dobrze utrzymane (za wyjatkiem dziurawych chodnikow), wzdluz nich parki, palmy, fikusy i inne kolorowe egzotyczne drzewa (ktore w Polsce hoduje sie w doniczkach:).

Kontrasty (i kable) na kazdym kroku.

Stare v Nowe Miasto *** Old v New City

***

Cochabamba is a city in central Bolivia, located in the mountain valley of the River Roch in the Andes. It is the fourth most populous city of the country. It’s name is derived from the Quechua language, where qhocha means “lake water”, and the pampa – the “open space”. Cochabamba is also known as a ‘City of Eternal Spring’ thanks to its spring – like temperatures all year round (yuppi!).

The origins of the city dates back to the fifteenth century, although the valley was inhabited for thousands of years by indigenous peoples, including by the Inca. Initially, Cochabamba was the center of agricultural production for the Altiplano region, and especially for the nearby mining town of Potosí – one of the richest centers in the world in the seventeenth century. Cochabamba also mined silver, which provided a good development of the town until the mines were exhausted in the eighteenth century. In 2000 riots in connection with the privatization of water supply took place, called the “war for water” (Guerra del Agua), which was won by the inhabitants, thanks to the tenacity and perseverance, especially of the indigenous population.

Currently, Cochabamba is an important center for trade and economic center. The city has an oil company, food and textile industry. Cochabamba is also an important road and rail junction, and has its own airport ‘Jorge Wilstermann’ with a national and international connections.
The city has one of the largest and most prestigious universities in Bolivia, founded in 1832, ‘Universidad Mayor de San Simón’.
On the hill of St. Peter in Cochabamba rises almost ‘the highest’ statue of Jesus (the highest is in Polish city Swiebodzin :) – Cristo de la Concordia.

Although Cochabamba is the fastest growing city in Bolivia – which can be seen with the naked eye looking at a panorama of the city interspersed with skyscrapers and many buildings under construction, the first impression is not the best. That’s because in order to get to the city center from the airport, you are passing through some of its poorest neighborhoods.

As a city with a rich history, it also has a beautiful residences, built in the days of its splendor. One of them, ‘Portales’, will describe in the near future. Interestingly, the old town, with many colonial buildings, is neglected, left to itself. It kind of reminds me of Fez in Morocco, with its unchanged for centuries medina and ‘shining’ new city on the other hand. Unfortunately, Cochabamba, is not as safe as the Moroccan city – because of thieves and restless drivers that do not care for pedestrians … For this reason, I haven’t been able to take proper images yet –  only a handful with my Nicon Coolpix of poor quality. I hope one day to go for decent sighteeing with a couple of bodygards:)

And new city? Well,  full of disgustingly expensive shops (even according to the Irish standards), restaurants and little businesses placed in modern buildings. Here the streets are wide and well maintained (as opposed to sidewalks that remind Swiss cheese) along with parks, palm trees, colorful and exotic trees (which in Poland are grown in plant pots :).

Contrasts (and cables) with each step.