Mysterious Incan ‘Qollcas de Cotapachi’ *** Inkaskie silosy w dolinie Cochabamby

Burza w górach wygląda przepięknie, ale groźnie. Tak tez wyglądała nasza wycieczka na wzgórze Cotapachi, gdzie pośród karłowatych drzew stoją tajemnicze grzyb podobne budynki z kamieni, błota i słomy. Wyglądają one niczym smerfowe chatki, ale osnute ciężkimi chmurami i w błyskach piorunów, przypominają raczej wojowników, ochraniających miasto w dolinie – Cochabamba. A tak bardziej przyziemnie – antyczne grobowce.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Qollcas de Cotapachi, mimo całego mistycyzmu je otaczającego,  to jednak ‘tylko’ spichrze, zbudowane w tym miejscu przez samych Inków, poddane niedawnej odbudowie/rekonstrukcji. Qollca (lub qollqa/collca) to inkaskie słowo oznaczające magazyn kukurydzy lub silos. Archeologiczne stanowisko w Cotopachi jest zaś największym przykładem tego typu okrągłych silosów na świecie!

Podobno, sami konkwistadorzy, którzy najechali państwo Inków, zafascynowani byli ilością oraz pojemnością inkaskich magazynów, w których przechowywano wszystko – od tkanin z wełny alpaki i bron, po wysuszone na kamień ziemniaki chuno, ziarna quinoa i mięso lamy.

Ze starych pism wynurza się obraz tysiąca magazynów na wzgórzach otaczających ważne miasta imperium Inków. Podobne magazyny budowane były niedaleko państwowych farm, królewskich posiadłości, miejsc religijnych czy wzdłuż szlaków kampanii militarnych. Takie regularne i strategiczne położenie magazynów, zapewniający łatwy dostęp do najbardziej potrzebnych produktów, było jednym z najważniejszych elementów polityki imperium i kluczem do sukcesu.

Osada Cotapachi, będąca częścią imperialnego gospodarstwa w dolinie Cochabamby, została rozbudowana przez króla Wayna Qhapaq i posiadała około 3.000 magazynów. Numery te pokazują niesamowitą zdolność państwa Inków do produkcji, magazynowania i dystrybucji towarów. Dziś możemy podziwiać 27 takich silosów.

boliviainmyeyes

Mimo uznania Qollcas de Cotapachi Archeologicznym Pomnikiem Narodowym w 2006 roku, oraz planów rekonstrukcji kolejnych magazynów, miejsce to jest zupełnie opuszczone, przezywając ‘najazd’ turystów oraz lokalnych farmerów tylko raz do roku, podczas przesilenia zimowego w czerwcu. Ciekawostka jest, ze właśnie na wzgórzu Cotapachi, potomkowie Inków z prezydentem Evo Moralesem na czele, celebrowali drugi po wskrzeszeniu Nowy Rok Aymara – najważniejszy festiwal Andyjskiego kalendarza, w 2008 roku.

fot. Los Tiempos

Informacje praktyczne:

Wioska Cotapachi znajduje się rzutem kamieniem od centrum Cochabamby, 13 km w kierunku Quillacollo. Dotrzeć tam mozna autobusem miejskim jak i taksówką.

boliviainmyeyes

Niestety później rozpoczynają się ‘schody’. Krótsza droga prowadząca na wzgórze została zamknięta z powodu osunięcia gruntu (w grudniu mamy początek pory deszczowej), musieliśmy wiec pojechać trasa okrężną, obok sanktuarium Urkupina, która okazała się pełna wybojów (jak na drogę górska przystało). Przez kolejne 4 kilometry, nasza taksówka pokonywała koleiny, zwinnie omijając co większe głazy, pnąc się dzielnie pod górę. W innych, bardziej słonecznych okolicznościach przyrody, wycieczka byłaby bardziej bezproblemowa (w połowie drogi powiedziałam taksówkarzowi, ze jeżeli przeprawa jest zbyt ciężka dla jego samochodu, to możemy zawrócić, ale ten odpowiedział, ze damy rade:), ale czy równie emocjonująca?

_MG_5044

_MG_5037

boliviainmyeyes

Na miejscu, z powodu otaczającej nas burzy, kilku bezdomnych psów oraz zbliżającego się zmroku, spędziliśmy tylko kwadrans. Miejsce to, choć posiada budynek administracyjny, nie jest strzeżone, co niestety przyczynia się do jego powolnej destrukcji, o czym pisał już dziennik ‘Los Tiempos’ w 2013 roku —> klik.

Za 2,5 godziny jazdy i krótkiego postoju, zapłaciliśmy taksówkarzowi 100 boliwianos (+ 10 bs. za mile towarzystwo:). Do qollcas można również dojechać rowerem, a wybrać się tam można ze znajomymi z klubu Bicis Verdes‘ —> klik, którzy organizują swoje wyprawy w weekendy. Polecam! My również zamierzamy tam wrócić:)

Źródła: Ancient Inca, Alan. N. Kolata, Cambridge University Press, 2013 oraz decamino.wordpress.com.

 ***

The storm in the mountains looks beautiful, but also dangerous. So it looked our 2.5 hours trip to the hill of Cotapachi where in the midst of dwarf trees stand mysterious mashroom-like buildings, built of stone, mud and straw. They remind of Smurfs huts, but with the heavy clouds above and flashes of lightnings, they rather resemble warriors, protecting the city of Cochabamba in the valley. Or more prosaically – antique tombs.

boliviainmyeyes

However, even with all mysticism surrounding this place, Qollcas de Cotapachi are ‘only’ granaries, built in ancient times by the Incas, recently restored/reconstructed. The ‘Qollca‘ (or qollqa/collca) is Inca word for corn storage or silo and the site of Cotapachi is the biggest example of round silos in the world!

Apparently, the conquistadors who invaded the Inca Empire, were fascinated by capacity and plenty of magazines that stored everything from alpaca wool fabrics and weapons to dried chuno potatoes, quinoa grain and llama meat.

From old documents emerges a picture of thousand such magazines standing on the hills surrounding the most important cities of Inca Empire. Similar warehouses were built near the state farms, royal domains, religious places or along the military campaigns routes. Such regular storage system built in strategic locations, providing easy access to the most needed products, was one of the key elements of the country’s growth and success.

Cotapachi settlement, part of the imperial household in the valley of Cochabamba, was expanded by King Wayna Qhapaq and had about 3,000 magazines. These numbers shows an incredible ability for production, storage and distribution of goods of Inca state. Today we can admire just 27 silos.

In 2006, the site was recognised as Archeological National Monument and in 2008, the descendants of the Incas with President Evo Morales, celebrated there the New Year Aymara – the most important festival of the Andean calendar, resurrected just a year earlier.

Today the place is completely deserted, reciving the ‘invasion’ of tourists and local farmers only once a year, during the winter solstice in June which marks Andean New Year and an ancient feast of the crop.

Practical information:

Cotapachi village is located steps away from the center of Cochabamba, 13 km towards Quillacollo. It can be reached partially by bus or taxi.

boliviainmyeyes

Unfortunately, the last 4 km are more difficoult. The shorter road leading up a hill was closed due to landslides (in December, we have the beginning of the rainy season), so we had to go around, choosing the road next to the sanctuary of Urkupina. Our taxi driver was a fighter though, nimbly bypassing patholes and big stones, moving bravely uphill. In more sunny day, the trip would be smoother (I actually told him that he could go back, if the road is too much for his car, but he said, that we should be fine) but maybe less exciting?

DSCN0371

DSCN0374

DSCN0392

On the spot, due to the surrounding us storm, several homeless dogs and the upcoming sunset, we spent only a quarter of an hour. The place, although having the administrative building, isn’t guarded, which unfortunately contributes to the slow destruction, which was noticed by local newspaper ‘Los Tiempos’ in 2013 —> click.

boliviainmyeyes

We paid the taximan 100 bolivianos for 2.5 hours ride (+ 10 bs. for a nice company :) You can also get to Qollcas de Cotapachi by bike, with our friends from the club Bicis Verdes’ —> click, who are organizing their trips on weekends. I would recommend it! We also intend to go back there sooner than later :)

Sources: Ancient Inca, Alan. N. Kolata, Cambridge University Press, 2013, and decamino.wordpress.com.

Chochís & Santuario Mariano de la Torre *** Święte pogańskie miejsce II

Bardzo chcieliśmy zobaczyć wodospad panny młodej (Velo de la novia), ale nie mieliśmy ochoty wracać do dżungli. Postanowiliśmy wiec kontynuować nasza wycieczkę po Chochis, odwiedzając kolejna atrakcje regionu – Sanktuarium Maryjne de la Torre, poświęcone Matce Bożej Wniebowziętej (Virgen de la Asunta). Miejsce to znajduje się około dwóch kilometrów od wioski, a wiedzie do niego kręta, wyłożona kocimi łbami droga.

Budynek sanktuarium, został wybudowany w roku 1988 przez jezuitę Hansa Rotha (tego samego, który przywrócił do życia siedem głównych misji jezuickich) pod niemal sama skala La Torre. Jest to oczywiście jedynie złudzenie optyczne, bowiem aby dotknąć czerwonego granitu emanującego tajemniczą energią, trzeba jeszcze pospacerować trochę pod górkę.

We really wanted to see the waterfall of the bride (Velo de la novia), but we had no desire to go back to the jungle. So we decided to continue our trip around Chochis by visiting another big attraction of the region – The Marian Sanctuary de la Torre, dedicated to Virgin of the Assumption (Virgen de la Asunta). This place, located about two kilometers from the village, can be reached by car or on foot, climbing curvy road, lined with cobblestones.

Sanctuary was built in 1988 by Fr. Hans Roth, the same one who brought to life the major seven Jesuit missions, at the base of ‘La Torre’. This is of course an optical illusion, because to touch the red granite emanating the mysterious energy, you have to walk uphill a bit longer. 

boliviainmyeyes

Architektura i wystrój świątyni, stworzony przez artystów europejskich i lokalnych, nie przypominają jednak w niczym wiekowych kościołów misyjnych, czyniąc ja jednym z najbardziej oryginalnych dziel sztuki sakralnej jaki miałam okazje odwiedzić. Prosty kamienny budynek zapełniają fantazyjne rzeźby drewniane, z których najbardziej imponujące jest ‘Drzewo zżycia’ (Arbol de la vida) oraz drzwi ze scena ‘Wygnania z Raju‘.

The architecture and decor of the temple, created by the European and local artists, don’t resemble other missionary churches, making it one of the most original works of religious art which I had the opportunity to visit. A simple stone building is filled with fantastic wooden sculptures, from which the most impressive is the ‘tree of life’ (arbol de la vida) supporting whole structure and doors depicting  Biblical ‘Expulsion from Paradise’.

bolivainmyeyes

bolivainmyeyes

bolivainmyeyes

Jednak, nawet najbardziej niesamowite dzieła sztuki bledną w obliczu historii tego miejsca. Sanktuarium powstało bowiem dla upamiętnia ofiar wielkiej tragedii, która nawiedziła region, a której historie, przypominającą amerykański film katastroficzny, możemy śledzić, klatka po klatce, na drewnianych obrazach swoistej ‘Drogi Krzyżowej’, umieszczonych w podcieniach budowli.

However, even the exceptional works of art fade in a face of history. The sanctuary was created to commemorate the victims of the great tragedy that struck the region, which story, reminding of an American disaster movie, could be seen frame by frame, on wooden images of original ‘Station of the Cross’, placed in the arcades of the building.

bolivainmyeyes

W 1979 roku, ulewne deszcze spowodowały wielkie powodzie i osunięcia ziemi, niszcząc doszczętnie pobliska wioskę El Porton i zabijając niemal wszystkich jej mieszkańców. Wielka woda podtopiła również most kolejowy, znajdujący się w Chochis, po którym miał przejechać pociąg. Jego pasażerowie, widząc podnoszący się poziom wody, modlili się do Matki Boskiej o ochronne. Pociąg szczęśliwie przejechał przez wiadukt, który chwile później został zniszczony.

In 1979, torrential rains caused heavy floods and landslides, destroying completely the nearby village of El Porton and killing almost all of its inhabitants. Great water also flooded the railway bridge, located near Chochis, approched by the train. All its passengers, seeing the increasing water level, prayed to the Virgin Mary for protection. The train somehow crossed the bridge safely but less than a minute later the entire bridge was distroyed. 

bolivainmyeyes

Wdzięczni pasażerowie przypisali swoje cudowne ocalenie wstawiennictwie Matki Boskiej, postanawiając w tym miejscu wybudować kaplicę ku jej czci.

The surviving passengers attributed their miraculous deliverance to the Virgin Mary’s protection and vowed to build a shrine in her honour.

bolivainmyeyes

Tym samym, wioska Chochis wraz z symboliczna czerwona skala ‘La Torre’, stała się świętym przybytkiem chrześcijan, koegzystując ze starożytnym pogańskim miejscem kultu.

Thus today, the village of Chochis with its symbolic red rock ‘La Torre’, became a sacred Christian sanctuary coexisting with ancient pagan place of worship.

boliviainmyeyes

bolivainmyeyes

bolivainmyeyes

Unique Church of ‘San Jose de Chiquitos’ *** Jedyny taki kościół na świecie

San Jose de Chiquitos to trzecia najstarsza misja jezuicka w Chiquitanii, założona w 1697 przez ks. Felipe Suareza i Dionisio Avila. Przeniesiona została tylko raz, na początku XVIII wieku i dziś znajduje się mniej więcej w połowie drogi miedzy Santa Cruz de la Sierra i Puerto Suarez.

Miasteczko jest ważnym przystankiem na trasie kolejowej Santa Cruz – Brazylia, głównym centrum hodowlanym i brama do dwóch parków narodowych: Kaa – Iya oraz Santa Cruz de la Vieja. Pierwszy jest największym parkiem Boliwii, w którym znajduje się największe skupisko jaguarów oraz największy pierwotny suchy las na kontynencie amerykańskim. Drugi jest zaś najmniejszym parkiem, poświęconym historii regionu (to tu założono Santa Cruz de la Sierra, która później przeniesiono nad rzekę Pirai), który jest domem dla ponad 70 gatunków ptaków oraz wielu rzadko spotykanych roślin.

San Jose de Chiquitos is the third oldest Jesuit mission in Chiquitania, founded in 1697 by Fr. Dionisio Suarez and Felipe Avila. The town was relocated only once at the beginning of the eighteenth century and today is located roughly halfway between Santa Cruz de la Sierra and Puerto Suarez, being an important stop on the railway route Santa Cruz – Brazil.

San Jose de Chiquitos is also a gateway to two national parks: Kaa – Iya and Santa Cruz de la Vieja. The first is the largest park in Bolivia, with the biggest concentration of jaguars and the largest dry forest on the American continent. The second is the smallest park in the country dedicated to history of the region (here the city of Santa Cruz de la Sierra was originally founded, later relocated to the banks of the river Pirai), which is a home to over 70 species of birds and many rare plants.

boliviainmyeyes

San Javier de Chiquitos ponoć przypomina Santa Cruz de la Sierra sprzed 60 lat – posiada niska zabudowę wzdłuż szerokich zakurzonych ulic oraz spokojny park w centrum, z pięknymi drzewami toborochi. Plan miasta odzwierciedla pozostałe misje jezuickie —> klik, ale sam kościół jest zupełnie inny. Jego kamienna późnobarokowa architektura przypomina niektóre tego typu założenia w Argentynie i Paragwaju, dziś jednak będące w ruinie, co czyni kościół San Jose de Chiquitos unikatem w skali światowej!

Apparently, the town itself resembles Santa Cruz de la Sierra from 60 years ago – having low buildings along the wide dusty streets and peaceful park in the center with beautiful Toborochi trees. Plan of San Jose de Chiquitos Jesuit missions is more less the same as San Xavier’s —> click, but the church is completely different. Its stone late Baroque architecture resembles other such establishments in Argentina and Paraguay, which are in ruins today, making the church of San Jose de Chiquitos unique in the World!

boliviainmyeyes

Założenie zostało budowane w czterech etapach (1747- 1754): najpierw postawiono kościół (templo), następnie dzwonnice (campanario), później kostnice (osario), a na samym końcu szkole (colegio) i warsztaty (talleres). Obecnie kościół znajduje się w konserwacji, jego ściany są osuszane, dlatego tez wstęp na dzwonnice, z której podobno rozpościera się piękny widok na okolice, jest zabroniony. W kompleksie działa także muzeum, którego jednak nie zwiedziliśmy, bo miało ono przerwę na lunch;)

The mission has been compleated in four stages (1747- 1754): first the church (templo) was built, then the bell tower (campanario), later ossuary (osorio) and at the end the school (colegio) and workshops (talleres). Today, the church is in the maintenance, its walls being dried and preserved, and therefore the entry to bell tower, from where one can see (presumably) an amazing views of the surrounding area, is prohibited. The complex houses also a museum, which we didn’t visit, because it was on the lunch break:)

boliviainmyeyes

Trzy-nawowe wnętrze kościoła pogrążone jest w mroku, ale piękne barokowe drewniane artefakty od razu zwracają na siebie uwagę: pełne ekspresji rzeźby na ołtarzach bocznych, pozłacane tabernakulum, kazalnica, czy głowy cherubinków. Te ostatnie zaskoczyły mnie od razu swoja powaga, tak rożna od wesołych aniołów z San Xavier! Wyglądają one jednak na bardziej autentyczne, pozbawione są bowiem polichromii.

The interior of three-nave church is immersed in darkness, but beautiful baroque wooden artworks immediately attract attention: expressive sculptures on the side altars, gilded tabernacle, or angel heads. The latter surprised me at once with their seriousness, so different from somewhat happy angels of San Xavier! However, they look more authentic, being stripped of polychrome.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

San Jose de Chiquitos

boliviainmyeyes

Budynek colegio dziś miejscy szkole muzyczna, podtrzymującą tradycje muzyki barokowej boliwijskich misji jezuickich; również tu, co dwa lata, odbywa się Międzynarodowy Festiwal Muzyki Renesansu i Baroku.

Wewnętrzny dziedziniec także kryje kilka niespodzianek, w formie wyblakłych lecz dobrze zachowanych fresków w stylu naiwnym. Boczną ścianę kościoła ozdabiają pilastry; ściany colegio pokrywają zaś kwiaty i ptaki, postaci ludzkie oraz fałszywe ozdobne portale.

boliviainmyeyes

The colegio building houses music school, continuing Bolivian Baroque music tradition of Jesuit missions. San Jose de Chiquitos hosts, every two years, the International Festival of Music of the Renaissance and Baroque.

Inner courtyard also hides a few surprises, in the form of original frescoes in naive style, faded but well preserved: flowers and ornamental birds, human figures and false portals.

boliviainmyeyes

San Jose de Chiquitos

Na jednym z nich widzimy figury Świętego Krzysztofa z dzieckiem, Św. Jerzego z kwiatem, Św. Wincentego z trąbką.

On one wall we can see the figure of St. Christopher with the child, St. George with flower and St. Vinccent with a trumpet.

San Jose de Chiquitos

Nad drzwiami szkoły zachował się fresk datowany na 1779, przedstawiający biskupa Santa Cruz, przybywającego do misji z wizyta, który na pierwszy rzut oka przypomina Madonnę w szerokiej sukni:)

 There is also a fresco dated 1779, depicting the Bishop of Santa Cruz coming with a visit, which at first glance resembles Madonna in a wide dress :) 

San Jose de Chiquitos

Największe malowidło, powstałe w roku 1777, kiedy budynek szkoły służył jako urząd gubernatora, przedstawia zaś paradę żołnierzy w mundurach na modlę francuską.

The biggest painting, created in 1777 when the school building served as a governor office, represents the military parade of soldiers in French – like uniformes.

San Jose de Chiquitos

boliviainmyeyes

Kluczem do zrozumienia ekspresji kulturalnej misji jezuickich jest świadomość, iż kultura ta jest synteza dwóch zupełnie różnych stylów artystycznych – baroku europejskiego i tradycji lokalnych. Styl ten określany jest mianem ‘mestizo’. Więcej na temat misji jezuickich znajdziecie tu —> klik oraz tu —> klik.

The key to understanding the cultural expression of the Jesuit mission is the consciousness that the cultur of this region is a synthesis of two completely different artistic styles – European Baroque and local Indian traditions. This style is called ‘mestizo‘. I wrote more on Bolivia’s Jesuit mission after visiting San Xavier —> click and —> click.

Informacje praktyczne/ Practical information:

San Jose de Chiquitos znajduje się 3 godziny jazdy samochodem od Santa Cruz, z dala od głównej drogi. Można zatrzymać się tu na obiad, ale niestety nie mogę z czystym sumieniem polecić żadnej restauracji. My stołowaliśmy się w jednej na placu, która z zewnątrz wyglądała przyjemnie i czysto. Jednak samo jedzenie nas nie zachwyciło, no może z wyjątkiem zupy za 5 bs.

W mieście znajduje się wiele hoteli o rożnym standardzie. Najlepszym jest ponoć Hotel La Villa Chiquitana, która posiada również własna restauracje oraz basen! Ceny – od 250 bs. za pokój jednoosobowy z łazienką, klimatyzacja, lodówka.

W mieście istnieje wiele sklepów z pamiątkami, ale wszystkie one, podobnie jak muzeum, są zamknięte w porze obiadowej (12.30 – 15.00).

San Jose de Chiquitos is located 3 hours drive from Santa Cruz, a bit away from the main road. You can stop there for a lunch, but unfortunately I cannot recommend any restaurant. We ate in one located on the main square, which from the outside looked nice and clean. However, the food did not amazed us, well, maybe with the exception of the soup for 5 bs.

There are many hotels of varying standard. The best is said to be La Villa Chiquitana, which has also its own restaurant and a swimming pool! Price – 250 bs. for a single room with bathroom, air conditioning, refrigerator.

There are also many artisan shops but the same as the museum, they are closed for lunch (12.30 – 15.00).

P.S. W San Jose de Chiquitos mieliśmy również przedsmak tego, co czeka w głębokich chaszczach tej dzikiej krainy – takie wielkie insekty! (Prawdę mówiąc, cieszyłam się, ze ten był nieżywy;)

P.S. We could also have a taste of what is awaiting us further into the wild – huge insects like this (I was glad it was dead though;)

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

‘Bolivia in the Eyes’ of Noah Friedman – Rudovsky *** Fotograf prezydenta Boliwii

W zeszly piatek uczestniczylam w otwarciu wystawy amerykanskiego fotoreportera o swojsko brzmiacym nazwisku: Noah Friedman – Rudovsky, w Centro de la Cultura Pluronacional Santa Cruz. Przyznam, juz dawno nie bylam tak zaintrygowana zarowno sama wystawa jak i artysta. Jednym z powodow jest to, iz zaprezentowane zdjecia pochodza z lat 2004-2007, kiedy Boliwia przechodzila swoista transformacje, przygotowujac sie do wyboru pierwszego Indianskiego prezydenta. Drugim powodem jest zas to, iz Noah Friedman – Rudovsky wykonal wiekszosc zdjec bedac oficjalnym fotografem Evo Moralesa!

Pewnie zastanawiacie sie, jakim cudem mlody Amerykanin dostal posade osobistego fotografa prezydenta Boliwii? (Juz widze te zdziwione miny osob, ktore wciaz wierza, iz Boliwia jest taka anty – amerykanska!) Z tym wlasnie pytaniem udalam sie do zrodla, ucinajac sobie krotka pogawedke z autorem obecnym na wernisazu. Otoz, Noah Friedman – Rudovsky, wowczas mlody student na wymianie, zawsze pojawial sie w centrum wydarzen z aparatem w dloni. Zreszta, w 2004 roku zostal uhonorowany stypendium Fullbright za dokumentacje boliwjskich ruchow spolecznych. Po jakims czasie, Evo Morales, wowczas kandydat na prezydenta, przyzwyczail sie do widoku mlodego gringo i zaczal go zapraszac na swoje kampanie, a podczas jednej z rozmow zaproponowal Noah stanowisko swojego osobistego fotografa.

A jak wiadomo przyszlemu prezydentowi sie nie odmawia! Tym tez sposobem przez kolejne dwa lata, Noah jezdzil po calym kraju dokumentujac pierwsze lata prezydentury Evo Moralesa (ktory wygral wybory w 2005 roku) – spotkania oficjalne z przedstawicielami innych krajow, wizyty w malych boliwijskich wsiach, parady, tradycyjne obrzedy czy demonstracje.

Noah Friedman- Rudovsky, www.nytimes.com

fot. Noah Friedman- Rudovsky,www.nytimes.com

Zbior zdjec, zaprezentowany na wystawie, przedstawia nie tylko jedne z najwazniejszych momentow nowoczesnej historii Boliwii, ale zawiera rowniez niezwykle pod wzgledem emocjonalnym i estetycznym portrety zwyklych ludzi, ich lokalnych tradycji oraz krajobrazow, w jakim przyszlo im zyc.

Noah Friedman - Rudovsky, www.cambio.bo

fot. Noah Friedman – Rudovsky, www.cambio.bo

Po dwoch, pelnych wrazen latach, Noah zrezygnowal jednak z pracy, bowiem jak przyznal, byl nia bardzo zmeczony. Nic dziwnego, ciezko jest wytrwac na stanowisku bedac niemal zawsze ‘on call’ (na zawolanie). Noah przyznal jednak, iz nie mialby nic przeciwko powrotowi do pracy w charakterze prezydenckiego fotografa a ja zyczylam mu powodzenia, zartujac, ze Evo Morales na pewno przyjmnie go z powrotem:)

Mialam jeszcze wiele pytan do fotografa, ktory mimo mlodego wieku osiagnal tak wiele, ale niestety nasza pogawedka zostala przerwana.

Smieszne jest jednak to, ze przed otwarciem wystawy (impreza miala sie zaczac o 7.30, a zaczela po 8.00, czyli wedlug boliwijskiego czasu), stalismy (z Freddim i Igalem) przez dluzsza chwile kolo Noah, wygladajacego jak typowy gringo-turysta z aparatem, ale do niego nie zagadalismy. Dlaczego? Otoz, wymysilam sobie, iz oficjalny fotograf prezydenta powinien byc nieco starszy (wczesniej nie sprawdzilam w internecie profilu Noah), obstawiajac, iz gwiazda wieczoru musi byc ten powaznie wygladajacy meczyzna w srednim wieku, ktorego spotkalismy podczas zwiedzania innych ekspozycji w Centro de la Cultura Pluronacional.

Noah Friedman - Rudowsky, www.narconews.com

Noah Friedman – Rudowsky, www.narconews.com

No tak, nie ma to jak kobieca intuicja!

* Noah Friedman- Rudovsky od osmiu lat mieszka na stale w Boliwii, wspolpracujac z New York Times, The New Yorker, Der Spiegel, Paris Match and Time Magazine oraz organizacjami pozarzadowymi takimi jak: Oxfam, UNICEF, Planned Parenthood i The Carter Center. Obecnie pracuje nad projektami multimedialnymi finansowanymi przez Nation Investigative Fund i Pulitzer Center.

* Wystawa pod tytulem ‘Recorriendo las sendas del cambio’ (Podazajac jeszcze raz drogami przemiany) zostala zorganizowana przy udziale Museo Nacional de Arte. Ekspozycja składa sie z prac rowniez innych fotografow: Aldo Cardozo, Aizar Raldes Tom Kruse oraz grupy fotoreporterow z La Paz.

* Wystawie towarzyszy inna ekspozycja, zdjec z regionu Potosi. Naprawde warta uwagi!

Zrodla: Pulitzer Center i The Investigative Found.

***

Last Friday I attended the opening of the exhibition by the American photojurnalist with familiar-sounding name: Noah Friedman – Rudovsky, in Centro de la Cultura Pluronacional Santa Cruz. I admit, I don’t remember when I was so intrigued by both the exhibition and the artist. One of the reasons is that presented photographs come from the years of 2004-2007, when Bolivia was going through a big social transformation and pre-election of the first Indian president. The second reason is that Noah Friedman – Rudovsky took most of the images while being the official photographer of Evo Morales!

Sure you may wonder how did he get this job? (I can see surprised faces of these people who still believe that Bolivia is so anti – American:) With this very question, I went to the source, starting a little chat with the author who was present at the opening. Noah Friedman – Rudovsky, then a young exhange student, fascinated with Bolivias political changes, was always present in the center of events with his camera in hand. Moreover, in 2004 he was awarded with a Fullbright Fellowship for documenting Bolivian social movements. After some time, Evo Morales, then a candidate for president, got used to seeing the young gringo and began inviting him to his campaigns, and during one conversations he asked Noah to work as his official photographer.

And as we know, you can’t refuse the future president! So, for the next two years, Noah Friedman – Rudowsky has traveled all over the country documenting the early years of Evo Morales’ presidency – official meetings with representatives of other countries, visits to small Bolivian villages, parades, traditional rites and demonstrations.

The collection of pictures, presented at the exhibition, shows not only one of the most important moments in the modern history of Bolivia, but also contains emotional portraits of ordinary people, their local traditions and landscapes they live in. The images have also high aestetic value.

Noah Friedman - Rudovsky, www.wallstreetjurnal.com

Noah Friedman – Rudovsky, www.wallstreetjurnal.com

However, after two hardworking years, Noah resigned from work, because he was very tired of it. He said that it was very hard to be almost always ‘on call’, admitting though, that he wouldn’t mind returning to work as a presidential photographer again. I wished him good luck, joking that Evo Morales certainly will take him back :)

I had still many questions to the photographer, who despite the young age has achieved so much, but unfortunately our chat was interruped.

Funnily enough, prior to the opening of the exhibition (the event supoussed to start at 7:30, and it began after 8.00, Bolivian time), we have waited for some time, standing beside Noah, who looked much like a typical gringo-tourist with a camera, and we didn’t talk. Why not? Well, I imagined that presidential official photographer should be a bit older (I did not check the profile of Noah in internet beforehand), betting with Freddy and Igal, who accompanied me to exhibition, that the star of the evening has to be this seriously-looking middle-aged man, who we met while exploring other rooms of Centro de la Cultura  Pluronacional.

Now, there is nothing like a woman’s intuition, is it?!

* Noah Friedman – Rudovsky is a freelance photojournalist and videographer based in Bolivia where he has spent the past years covering the nation’s transformation. He is a contributor to the New York Times, The New Yorker, Der Spiegel, Paris Match and Time Magazine, and working frequently with NGOs such as Oxfam, UNICEF, Planned Parenthood, and The Carter Center. Currently he is working on multimedia projects funded by the Nation Investigative Fund and the Pulitzer Center.

* The exhibition ‘Recorriendo las sendas del cambio’ (Walking the paths of change) was co-organized by Museo Nacional de Arte. It includes also works of other photographers: Aldo Cardozo, Aizar Raldes Tom Kruse and a group of photogurnalists from La Paz.

* Upstairs, we can see other photo – exhibition, showing daily lives in rural Potosi. Worth checking out!

Sources:  Pulitzer Center & The Investigative Found.

¡Viva POTOSI!

Potosi, w XVII wieku srebrem płynące, było jednym z największych i najbogatszych miast na świecie. Niestety, cale owo srebro i inne cenne metale płynęły wprost do sakiew Korony Hiszpańskiej, aniżeli do kieszeni miejscowych czy afrykańskich niewolników, ginących setkami w kopalniach ‘Cerro Rico‘.

Ciekawostką jest to, iż nazwa miasta wywodzi się od słowa ‘potocsí‘, które w języku ajmara znaczy tyle co – grzmiący hałas lub od onomatopeicznego słowa keczua ‘potoq‘, które odtwarza dźwięk młota uderzającego o metal. Dźwięk ten do dziś zresztą słyszany jest w kopalniach ‘Bogatej Góry’. Mimo iż ikona ta wpisana została na listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, grozi zawaleniem, co niestety mogłoby się przyczynić do całkowitego upadku legendy tego pięknego miasta…

Potosi, in the seventeeth century flowing with silver, was one of the largest and richest cities in the world. Unfortunately, the whole silver and other precious metals flowed directly to the Spanish crown, instead of the pockets of local and African slaves, hundreds of whom had died in the mines of ‘Cerro Rico‘.

Interestingly, the name of the town derives from the word ‘potocsí’, which in Aymara language means the same as – thunder noise, or from the onomatopoeic Quechua word ‘potoq’, which recreates the sound of the hammer striking the metal. The sound which is heard to this day in the mines of a ‘Rich Mountain’. Today, despite being protected as Cultural Heritage of UNESCO, the iconic hill is in danger of collapsing, what unfortunately could contribute towards the fall of the legend of this beautiful town…

boliviainmyeyes

‘Cerro Rico’, Potosi

Sława Potosi przeniknęła do literatury pięknej za sprawa Miguela Cervantesa, który w swoim wiekopomnym dziele Don Quijote de la Mancha (tom 2, rozdział LXXI) odniósł się do bogactwa miasta tymi słowy:

The fame of Potosi was immortalized in a literature by Miguel Cervantes, who in his memorable work ‘Don Quijote de la Mancha’ (Volume 2, Chapter LXXI) referred to the wealth of the city in these words:

Si yo te hubiera de pagar, Sancho ―respondió don Quijote―, conforme lo que merece la grandeza y calidad deste remedio, el tesoro de Venecia, las minas del Potosí fueran poco para pagarte (…)

Jeżeli miałbym tobie zapłacić, Sancho odpowiedział Quijote, jak znaczenie i charakter lekarstwa na to zasługuje, skarby Wenecji, kopalnie Potosi nie byłyby wystarczającą zapłatą (…)

If Sancho,” replied Don Quixote, “I were to requite thee as the importance and nature of the cure deserves, the treasures of Venice, the mines of Potosi, would be insufficient to pay thee.

W mowie potocznej ukuło się wiec powiedzenie, iż cos jest ‘vale un Potosi’, czyli ‘warte fortunne’.

The term ‘vale un Potosi’ found it’s way to common language meaning something ‘worth a fortune’.

7 listopada 1810 roku, argentyński oddział armii dowodzony przez Juana José Castelli, pokonał rojalistów w bitwie pod Suipacha, inspirując tym samym powstanie mieszkańców Potosi wszystkich klas społecznych przeciwko dominacji hiszpańskiej, które rozpoczęło się 10 listopada aresztowaniem hiszpańskiego gubernatora.

Z tej okazji każdego roku Potosi świętuje swój dzien. A ja tradycyjnie dedykuje wszystkim piosenkę. A jeżeli mówimy o Potosi, to nie możemy zapomnieć o TINKU – melodii i tańcu wywodzących się z pięknego regionu Potosi* (nie mylić z rytualem el Tinku). Mojego ulubionego! Posłuchajcie, zobaczcie, a zrozumiecie dlaczego:)

On November 7, 1810, Argentine army commanded by Juan José Castelli, defeated the royalists at the Battle of Suipacha, inspiring  the inhabitants of Potosi of all social classes, to fight against the Spanish domination. The uprising had started on November 10, with arresting Spanish governor.

Traditionally, Potosi celebrates this day each year. On this occasion, I present you with the song. And if we talk about Potosi, then we can not forget about Tinku – the melody and dance derived from the beautiful region of Potosi* (not to be confused with the ritual of El Tinku). My favorite one! If you listen and watch carefully to T’una papita by Los Kjarkas, you will understand why:)   —> Up!

Los Kjarkas – T’una Papita (Tinku)

* Tak, to właśnie w Departamencie Potosi znajdują się:

Jak dla mnie, jest to najpiękniejszy i najciekawszy region Boliwii.

* Yes, precisely in the Department of Potosi are located:

In my opinion, this is the most beautiful and the most interesting region of Bolivia.

P.S. Jeżeli chcielibyście dowiedzieć się więcej o dzisiejszym Potosi, zajrzyjcie do mojej zeszłorocznej relacji z wycieczki do jednego najwyżej położonych miast na świecie* —> KLIK.

P.S. If you wanna learn more about today’s city of Potosi read about my trip to the one of the highest cities in the world —> CLICK.

Welcome to Bolivia - Andes & Amazonia

fot. andes-amazonia.com