September in Bolivia *** Boliwijski wrzesień

Wrzesień uważany jest za najpiękniejszy miesiąc w Boliwii. Dlaczego? Powodów jest kilka, ale najważniejszy to początek wiosny! Na zachodzie robi się cieplej i wilgotniej a na wschodzie upalnie i sucho:)

Wraz z początkiem września temperatury w Santa Cruz de la Sierra zaczynają przekraczać 30 stopni Celsjusza, wilgotność powietrza spada poniżej 50 % (hura! można robić pranie i myc podłogi!), a zimne wiatry znad argentyńskiej pampy wieja krócej i robią się cieplejsze.

Wszystko wokół rozkwita – czas na żółte tajibos oraz orchidee, które na dziko można podziwiać np. w Parku Amboro lub w bardziej sztucznym parku wodnym Guembe. Dla nas wrzesień oznacza również powrót do pływania w basenie i ciągłe potyczki z administracja o jego czyszczenie;)

boliviainmyeyesWrzesień w Boliwii celebrowany jest szczególnie w Cochabambie, która 14 obchodzi swój dzień oraz w Santa Cruz, która świętuje swoje powstanie 24. Przez cały miesiąc w mieście powiewają zielono-białe flagi oraz organizowane są niezliczone koncerty i inne imprezy.

Jedna z nich jest FestiJazz – międzynarodowy festiwal odbywający się na terenie całego kraju. My mieliśmy okazje wysłuchać koncertu niemiecko – indyjskiego tria Eastern Flowers, zorganizowanego przez Goethe Zentrum. Artyści zachwycili, ale organizacja okazała się taka typowo boliwijska: koncert odbył się z 40 minutowym opóźnieniem, a publiczność wraz z artystami gotowała się przez godzinę i pol w zamkniętej sali, siedząc na niewygodnych krzesłach. Nie wiedzieć czemu, niemieccy organizatorzy postanowili wyłączyć klimatyzacje tuz przed koncertem.

boliviainmyeyesMila niespodzianka okazał się natomiast koncert orkiestry kameralnej uniwersytetu UAGRAM w Museo de Historia, której przewodził Jiri Sommer – skrzypek rodem z Pragi. Koncert odbył się z jedynie 10-minutowym poślizgiem, kosztował jedyne 30 bs. i zagwarantował nam niezwykle przeżycia dźwiękowo-wizualne. Z przyjemnością wysłuchaliśmy bardzo dobrego wykonania otworów mistrzów klasycznych oraz współczesnych, siedząc na pięknym otwartym dziedzińcu wiekowej budowli. Brawa dla organizatorów i wykonawców! Szkoda tylko, ze nikt nie przypomniał publiczności o wyłączeniu telefonów i nierobieniu zdjęć co minute (ja robiłam w przerwie wyciszona komórką;)

boliviainmyeyesWe wrześniu w całym kraju odbywa się tez Dia del Peaton (tym razem wypadło na niedziele 7-ego), którą my spędziliśmy w Cochabambie.

Wrzesień to również miesiąc wielkiej Feria Internacional de Santa Cruz, czyli expo, przyciągającego do wschodniej stolicy Boliwii tysiące ludzi z kraju i ze świata- wystawców, konsumentów, zwykłych ciekawskich oraz tych, których interesują jedynie piękne hostessy. Tak nam te ferie zachwalają, ze chyba się w tym roku wybierzemy -jako zwykli ciekawscy, choć raczej nie wydaje mi się by było inaczej niż dwa lata temu w Cochabambie.

No i w końcu, wrzesień to czas wyprzedaży i upustów nas najbardziej interesujących czyli tych kulinarnych. Jakby stok był przejazdem w Santa Cruz, to warto jest wpaść na lody o smaku ferrero rocher (zwane Temporada) do lodziarni kolo katedry zwanej smakowicie ‘En el nombre del postre‘ – 2 w cenie 1 (od 12 bs.).

A przy okazji promocji, muszę podzielić się smutna wiadomością: nasza ulubiona kawiarnia ‘Mosaico‘ nad kinem, z tarasem i widokiem na główny plac i katedrę oraz drinkami 2 w cenie 1, została zamknięta na początku miesiąca. Wrzesień będzie wiec kojarzył nam się również z ta przykra sytuacja i jej następstwami…

***

Why September is the best month in Bolivia? There are several reasons, but the main one is the beginning of spring! The weather in the west is getting warmer and wetter and in the east – hot and dry :)

With the beginning of September the temperature in Santa Cruz de la Sierra transgress 30 degrees Celsius, the air humidity drops below 50% (hooray! I can do the laundry and wash the floors!), and cold winds from the Argentine papmas blow less and warmer air.

Everything around flourishes – September it’s a time for yellow Tajibos and Orhidees, which you can see in the wild in the Amboro Park or more artificial water park Guembe. In September we also go back to smimming and arguing with the building administration over cleaning the pool:)

boliviainmyeyes

September is a month of celebrations in Bolivia, especially in Cochabamba, which celebrates it’s day on 14th  and in Santa Cruz, which commemorates it’s foundation on 24th. For the entire month in the Cruceno capital, the green-white flags are waving from every building and countless concerts and other events are organised.

One of them is FestiJazz – an international festival taking place across the country. We had a chance to listen to the concert of German – Indian trio, Eastern Flowers, organized by the Goethe Zentrum. The music was great, but the organization turned out to be a typical Bolivian as the concert was delayed by 40 minutes and the audience together with artists simmered for an hour and a half in a closed room, sitting on the uncomfortable chairs. I do not know why German organizers decided to switch off the air conditioning just before the concert?

However, the day before we were pleasantly surprised by another concert of university orchestra UAGRAM at the Museum of History, led by Jiri Sommer – violinist born in Prague. The concert started only a 10-minutes late, the tickets cost only 30 bs. and it guaranteed us an amazing experience. The performance of young musicians was very good and it was a real pleasure to listen to classical and contemporary masters sitting in the open courtyard of the beautiful old buildning. Bravo for the organizers and performers! Just, it is a pity that no one reminded the audience to switch off their phones and not to take pictures every minute (I was taking mine with muted cell phone;)

In September we also enjoy Dia del Peaton that takes place across the country (this year it fell on Sunday the 7th), which we spent in Cochabamba.

In the middle of September the big Feria Internacional de Santa Cruz, or expo, is being organised, attracting thousands of visitors from Bolivia and around the world to the eastern capital – exhibitors, consumers, ordinary curious people and those who just want to look at the beautiful hostesses. I think we will go and see it for the first time, as ordinary curious people, however I doubt it will be very different that the one we visited in Cochabamba two years ago.

And last but not least, September is the time of sales and discounts. For those in Santa Cruz, I could recommend stopping by for a delicious ice-cream ferrero rocher (called Temporada) to the ice cream shop nearby cathedral called ‘En el nombre del postre’ – 2 for the price of 1 for only 12 bs!

Unfortunately, this September also brought some sad news to us: our favorite cafe ‘Mosaico‘ by the cinema, with a terrace and view over the square and the cathedral as well as 2 drinks for the price of 1, was closed at the beginning of the month. September will therefore always remind us of this tidings and its somber consequences …

Bolivia’s Icons: The Myth of Volcán Tunupa & Salar de Uyuni

Wulkan Thunupa (czy Tunupa) – jest jednym z najważniejszych, najbardziej imponujących i charakterystycznych szczytów Boliwii, dzięki swoim naturalnym, kulturowym, społecznym i religijnym konotacjom. Ten uśpiony wulkan o wysokości 5321 n.p.m.,  znajduje się w departamencie Potosi, na północ od największej pustyni solnej świata – Salar de Uyuni, i jest uważany za święta górę ludu Aymara.

Zastanawialiście się kiedyś, jak powstała słynna pustynia solna?  Co mądrzejsi powiedzą, ze jest ona pozostałością po morzu. Ale morza nawet najstarsi górale nie pamiętają, przekazując sobie z pokolenia na pokolenie taka oto historie:

Legenda głosi, iż dawno temu wulkan była piękną kobieta o imieniu Thunupa, która najbardziej na świecie pragnęła by o nią zabiegano. Wraz z upływem czasu, Thunupa zaszła w ciążę i urodziła syna, którego ojciec był nieznany. Wszyscy zalotnicy oferwali Thunupie opiekę nad dzieckiem, a gdy ta odmówiła, w desperacji porwali dziecię, ukrywając je w Colchani. Dziś można w tym miejscu zobaczyć małe góry, które symbolizują zaginione dziecko. Thunupa, która kochała swojego syna, z tęsknoty wylewała z oczu rzeki łez, a z piersi – mleka. Gdy tak rozpaczała, łzy i mleko rozlały się po całym regionie, tworząc białe solne jeziora, dziś znane jako Salar de Thunupa i Salar de Uyuni, nad których horyzontem dumnie góruje wulkan Thunupa.

Inna wersja legendy głosi, ze Thunupa była kobieta z południa, która wyszła za mąż za Azanaquesa z rejonu Huari. Mężczyzna lubił biesiadować i pic alkohol. Podczas jednej ze sprzeczek małżeńskich, Azanaques ciężko pobił zonę, która w tym czasie nosiła w swoim lonie dziecię. Thunupa postanowiła uciec od męża z nowo narodzonym Sullkiem. Ciężko ranna, zatrzymała się na kilka godzin na obrzeżach San Pedro de Condo. Znalazła tam kilka ziół leczniczych, którymi opatrzyła swe rany, a następnie kontynuowała podróż. Po drodze jednak z jej ciała kapała krew, której krople przekształciły się w trzy małe czerwone wzgórza , nazwane Wila- Wila (‘krew z krwi’).

W tym samym czasie, rozwścieczony Azanaques zarządził poszukiwania. Wraz ze swymi poplecznikami ruszył śladami zony i syna. Tymczasem Thunupa zatrzymała się by przygotować posiłek. Z gliny i skał granitowych zbudowała piec, w którym po latach powstała wieś Quillacas, dziś miejsce pielgrzymek. Jej mieszkańcy opowiadają, ze Thunupa gotowała posiłek wśród trzech pobliskich wzgórz i dlatego te góry są dziś czarne, okopcone dymem z jej ogniska.

Na swojej drodze Thunupa pozostawiła także swoje ślady w kształcie gigantycznych sandałów. Jej pełne piersi rozlewały mleko po płaskim terenie, kiedy szła w kierunku Pampas Aullaguas. W swoim pospiechu nie zauważyła, ze z jej ch’ uspa, malej torebki, wyciekało ‘pitu‘ (?), które rozlało się po całej pampie (równinie). Mieszkańcy mówią, ze przekształciło się ono w piasek, a mleko z jej piersi, w sól. Solna pustynia znajduje się niedaleko miejscowości Pampa Aullagas,  obejmując okolice dzisiejszego miasteczka Salinas de Garcia Mendoza, gdzie Thunupa zamieszkała, wolna od swoich prześladowców.

Volcano Tunapa & Salar de Uyuni

A według innej legendy Aymara, Thunupa była mężczyzną, bogiem wulkanów i błyskawic lub jeszcze inaczej – bogiem morza, jezior i rzek. Skąd tak głębokie rozbieżności w historii o Thunupie? Myślę, ze nieprzypadkowo są one odbiciem różnych sytuacji społecznych, panujących (nie tylko) w Boliwii: rozwiązła kobieta, samotna matka, mszczący się zalotnicy, zona bita przez męża alkoholika, wreszcie mężczyzną – bóg. Każdy wierzy w to co chce i jak mu jest wygodniej.

Źródła: Boliwia Te Espera sitio Oficial & atlantisbolivia.org.

***

Volcano Thunupa (or Tunupa)- is one of the most important, imposing and iconic mountains of Bolivia, for its natural, cultural, social and religious connotations. A dormant volcano in the Potosí Department stands on the northern side of the Salar de Uyuni at an elevation of 5,321 m above sea level. Due to its outstanding location, on the border of the biggest salt flats in the world, the Volcano Tunupa is known as a holy mountain of the Aymara people.

Have you ever wondered how the famous salt desert was created? Wise people will say that it is the remnant of the sea. But even the oldest locals don’t remember the sea, instead passing from generation to generation this story:

According to legend, long ago the volcano was a beautiful woman Thunupa. All she ever wanted was to be courted. With the passage of time Thunupa became pregnant, giving birth to a child whose father was unknown. All the suitors offered to care for the child and in desperation they usurped the child from his mother to hide him in Colchani, where nowadays you can see small mountains that symbolize the lost baby. Thunupa who loved her son very much, began to mourn and pour milk from their breasts and while she wept, her tears and breast milk spread throughout the region becoming what is today the Salar de Thunupa and Salar de Uyuni.

Another legend has it that Thunupa was a woman from the south, who married Azanaquesa from ​​Huari. Her husband liked to dine and drink heavily. During one of the arguments, Azanaques beat up his wife, who at that time was pregnant with a baby. Thunupa, badly wounded decided to run away with a newborn Sullka. She stayed for a couple of hours on the outskirts of San Pedro de Condo, where she found several medicinal herbs to heal her wounded body. Then she continued her journey. Along the way, however, she dripped blood, which later has been converted into three small hills of reddish earth, named Wila-wila (“blood-blood”).

At the same time, the enraged Azanaques ordered the search. He and his henchmen followed the tracks of his wife and son. Meanwhile, Thunupa stopped to prepare a meal. With clay and granite rocks she built an oven, in which later the village Quillacas was founded and today is a place of pilgrimage. Its residents report that Thunupa cooked meal among the three nearby hills and because of that these are today black with the smoke of her fire.

On her way Thunupa has also left the marks in the shape of giant sandal prints. Her full breasts spilled out milk on the flat ground as she walked towards Pampas Aullaguas. In her haste she didn’t noticed that her pito (?) had been leaking out of a small hole in the ch’uspa (bag) and had spread across the length of the pampa. Residents say, it turned into the sand, and the milk from her breast, into the salt. Salt desert is located near the town of Pampa Aullagas and even covering nearby town of Salinas de Garcia Mendoza, where Thunupa set up her new home, living peacefully away from her pursuers.

And according to yet another Aymara legend, Thunupa was a man, a god of the volcanos and thunder or/and a god of the sea, lakes and rivers. Why such deep divergences in the history of Thurnupa? I think it isn’t the coincidence that they are a reflection of different social problems, present (not only) in Bolivia: promiscuous woman, a single mother, grievous suitors, wife beaten by her alcoholic husband, and finally the man – god. At the end, everybody believes in what he wants and what he is comfortable with.

Volcano Tunapa & Salar de Uyuni

Source: Bolivia Te espera sitio oficial & atlantisbolivia.org.

¡Viva La Paz!

Dziś administracyjna stolica Boliwii – La Paz, obchodzi swoje święto. Warto wiec z tej okazji pokrótce przytoczyć jej burzliwą historie.

Miasto założone w 1548 roku przez hiszpańskich konkwistador na miejscu Indiańskiej wioski – Laja, orzymalo imię Nuestra Señora de La Paz (Matka Boska Królowa Pokoju), upamiętniające przywrócenie pokoju po powstaniu Gonzalo Pizarro przeciwko Blasco Núñez Vela, pierwszemu wicekrólowi Peru. Miasto przeniesiono później do dolinyChuquiago Marka, gdzie znajduje się do dziś.

Today, on July 16, the administrative capital of Bolivia – La Paz – celebrates its holiday. Therefore, I would like to quote briefly its turbulent history.

Founded in 1548 by the Spanish conquistadors at the site of the Native American settlement, Laja, the full name of the city was originally Nuestra Señora de La Paz (meaning Our Lady of Peace). The name commemorated the restoration of peace following the insurrection of Gonzalo Pizarro against Blasco Núñez Vela, the first viceroy of Peru. The city was later moved to its present location in the valley of Chuquiago Marka.

W 1781 roku, grupa Indian Aymara przez sześc miesięcy prowadziła oblężenie La Paz pod przewodnictwem Tupac Katari (stąd nazwa pierwszej boliwijskiej satelity!). 16 lipca 1809 Pedro Domingo Murillo, przywódca krwawo stłumionego powstania o niepodległość, stracony kilka miesięcy później na Plaza de los Españoles, wypowiedział pamiętne słowa: ‘boliwijska rewolucja zapaliła pochodnie, której nikt nie będzie w stanie zgasić’. To wydarzenie formalnie zapoczątkowało wyzwolenie Ameryki Południowej z rąk Hiszpanii.

In 1781, for a total of six months, a group of Aymara people laid siege to La Paz, under the leadership of Tupac Katari (whose name was given to the first Bolivian satellite!). In 1809 the struggle for independence from the Spanish rule brought uprisings against the royalist forces. On July 16,1809, Pedro Domingo Murillo, killed by Spaniards a couple of months later, famously said that the Bolivian revolution ignited a torch that nobody would be able to dim. This day formally marked the beginning of the Liberation of South America from Spain.

Każdego 16 lipca miasto La Paz wspomina te patriotyczne czyny roku 1809. Uroczystości rozpoczynają się zapaleniem Pochodni Wolności w domu męczennika, przez władze państwowe i lokalne. Następnie ulicami miasta przechodzi pochód, zwany Paradą Pochodni, podczas której mieszkańcy maszerują z pochodniami w rekach, upamiętniającymi bohatera narodowego, którego imię nosi dziś główny reprezentacyjny plac miasta ‘Plaza Murillo’.

Przenieśmy się na chwile do tego pięknego andyjskiego miasta, wsłuchując się w pieśń mojego ulubionego zespołu – Los Kjarkas –Chuquiago Marka (1988):

Every 16 July, the town of La Paz recalls the patriotic deeds of the year 1809. The departmental celebration begins when the various national and local authorities turn on the Torch of Liberty in the house of the martyr. Then the parade known as the Parade of Torches starts in the city centre with citizens marching with torches in their hands to symbolize their national hero, whose name bears city’s main square, ‘Plaza Murillo’.

Let’s move for a while to this beautiful Andean city, listening to the song of my favorite band – Los Kjarkas  – Chuquiago Marka (1988):

Chuquiago Marka
nunca te olvidé
mi tierra querida,
tienes de las cosas
del primer amor
que nunca se olvida.

No quiero morirme
sin volverte a ver
mi Chuquiago Marka,

Eres luz del Ande
ciudad de La Paz
con tu poncho blanco,
duerme el Illimani
su sueño feliz
historia de piedra.

No quiero morirme,
sin volverte a ver
mi La Paz del alma

Nigdy nie zapomnę mojej ukochanej ziemi Marka Chuquiago, pierwszej miłości nigdy się nie zapomina. Nie chce umierać, dopóki cie nie zobaczę jeszcze raz, moja Chuquiago Marka. Jesteś światłem Andów, miasto La Paz. Pod twoim białym poncho drzemie Illimani, śniąc szczęśliwy sen, historie kamienia. Nie chce umrzeć, bez zobaczenia jeszcze raz miasta mojej duszy.  

I’ll never forget my beloved land Marka Chuquiago, first love is never forgotten. I do not want to die until I see you again, my Marka Chuquiago. You are the light of the Andes, the city of La Paz. Under your white poncho sleeps the Illimani, dreaming a happy dream, the story of stone. I do not want to die without seeing again the city of my soul.

Zrodlo: musica.com. Tlumaczenie: wlasne. O mojej pierwszej przygodzie z  La Paz przeczytasz —> tuSource: musica.com. Translation: my own. You can read about my firts adventure in La Paz —> here

 

‘Año Nuevo Andino 5522 & Era Pachacuti’

Chciałbym życzyć Wam wszystkim – Szczęśliwego Nowego Roku 5522! Dzis jest pierwszy dzień Ano Nuevo Andino (według tajemniczego kalendarza Aymara) i zarazem początek nowej ery – Pachacuti. Co to oznacza dla Ciebie, dla mnie, dla całego świata?

Wedlug Indian Aymara, Pachacuti oznacza głębokie zmiany zaczynajace sie wraz z przesileniem zimowym na półkuli południowej. Pacha w języku Aymara oznacza = świat i Cuti = zmiane, rewolucje. Era Pachacuti przynosi wiec falę zmian, nowe możliwości dla ludzkości i powrót do czasów harmonii i równowagi z Pachamama (Matka Ziemia).

Mieszkańcy Boliwii świętujacy przesilenie zimowe, czekali na Gwiazde Poranna (Lucero del Alba) zwana Yasitata Guazu w nocy i Koem Biya przed świtem, w starozytnych miejscach kultu na terenie calego kraju: w Tiwanaku w pobliżu La Paz, Incallajta kolo Cochabamby, Salar de Uyuni w Potosi i El Fuerte de Samaipata największa na świecie rzeźbiona skala w Santa Cruz. Ja i w tym roku odpuscilam sobie (a moglam przeciez jednoczesnie celebrowac Sobotke i swoje imieniny!), ale słyszałem, że uroczystości wyglądaja jak wielka fiesta – pełna jedzenia i taniego alkoholu :) Chociaz jak dla mnie, jest teraz ciut za zimno, by spedzic cala noc na dworze!

boliviainmyeyes

Według starożytnej tradycji, gdy poranne słońce pojawia się na bezchmurnym niebie, będzie to dobry rok, a kiedy niebo przykrywaja chmury, rok przyniesie trudności. Santa Cruz byla raczej pochmurna z rana, ale jestem pewna, że na wschodzie kraju byla lepsza pogoda :)

10426870_1430230340588866_5723919515601497134_n

Fot. Bolivia Como Va

Zrodla: La Razon & Los Tiempos.

***

I would like to wish you all – Happy New Year 5522! Today is the first day of Año Nuevo Andino (according to mysterious Aymara calendar) and the beginning of the new era Pachacuti. What does it mean for you, for me, for all the world?

Aymara Indians say that the Pachacuti represents a profound change from the winter solstice in the Southern Hemisphere. Pacha in Aymara language means = world and cuti = change, revolution. The Pachacuti therefore brings a wave of change, new opportunity for humanity and return to the time of harmony and balance with Pachamama (Mother Earth).

People of Bolivia celebrated the winter solstice waiting for the Morning Star (Lucero del Alba) called Yasitata Guazu at night, and Koem Biya before dawn, at the archaeological sites of Tiwanaku near La Paz, Incallajta near Cochabamba, Salar de Uyuni in Potosi and El Fuerte de Samaipata – world’s largest carved rock in Santa Cruz among others. I haven’t made it this year but I heard that the celebration looked like a big fiesta – full of food and cheap booze:) Just, maybe it is a bit too cold to stay all night outside!

10408815_1430231670588733_2176870912765772302_n

Fot. Bolivia Como Va

According to ancient traditions, when the morning sun appears radiant it will be a good year, and when it’s disturbed by clouds, the year will bring difficulties. Santa Cruz was overcasted this morning but I am sure there was a clear sky in the East of the country:)

Sources: La Razon & Los Tiempos.

 

 

‘Color Field’ by Sonia Falcone *** Czyli o bardzo aromatycznej wystawie

Mialam juz o G 77 nie mowic, ale tak sie zlozylo, ze wczoraj trafilam przypadkiem na koniec otwarcia wystawy zwiazanej ze szczytem panstw rozwijajacych sie, ktory odbyl sie niedawno w Santa Cruz de la Sierra. Poznym wieczorem, wracajac z koncertu (o ktorym innym razem), przechodzilam obok Centro de la Cultura Pluronacional, gdzie w jednej z rozswietlonych sal zobaczylam kolorowe stozki ustawione na posadzce. Zaintrygowana instalacja, jak i spragniona darmowej lampki czerwonego wina, postanowilam wejsc do srodka.

Boliviainmyeyes

‘Campo de Color’ by Sonia Falcone

Okazalo sie, ze bylo to otwarcie wystawy artystki boliwijskiej – Sonii Falcone, od lat mieszkajacej i pracujacej w Stanach Zjednoczonych. ‘Capo de Color(Kolorowe Pole) bylo motywem przewodnim szczytu G77, a kolorowe stozki okazaly sie aromatycznymi ziolami, przyprawami i pigmentami usypanymi  na glinianych podstawkach. Wystawie akompaniowaly zdjecia z bazarow swiata: Boliwii, Meksyku, Izraela, Chin oraz niezwykle aromaty. Kto nie wierzyl, ze to kolorowa  instalacja zawiera jadalne skladniki, mogl powachac i posmakowac przypraw usypanych w specjalnie do tego celu wyeksponowanych stozkach: kuminu, oregano, cynamonu, czerwonej papryki – tak typowych dla kuchni Ameryki Poludniowej.

Jedyne, czego mi brakowalo do prawdziwej ‘uczty dla zmyslow’, to… dzwiek. Przyjemnie byloby posluchac gwaru miedzynarodowych bazarow czy chociazby tradycyjnej muzyki z roznych stron swiata. No ale, ja tak juz mam, ze zawsze znajde powod do narzekania:)

Boliviainmyeyes

Nestety nie zamienilam slowa z artystka, ktora zreszta byla zatopiona w rozmowie z innymi prominentnymi goscmi. Wino z cala pewnoscia dodaloby mi odwagi, ale wszystkie kiliszki byly juz oproznione:) Pstryknelam wiec kilka zdjec, powachalam przypraw, wpisalam sie do ksiegi pamiatkowej, zabralam katalog wystawy i udalam sie do domu, gdzie przy lampce czerwonego wina popelnilam ten wpis:)

Boliviainmyeyes

Na chwile przenioslam sie tez do mojego ukochanego Dublina, gdzie w tym samym czasie ‘Colour Field’ jest wystawiany jako ‘sensacja’ ‘Dublin Biennial 2014, ktory odbywa sie w budynku glownym IFSC, Docklands. Narawde warto to zobaczyc (i powachac)!

***

I didn’t want to speak about G 77 anymore, but so it happened that yesterday I came upon the end of the opening of the exhibition related to the summit of developing countries, which took place recently in Santa Cruz de la Sierra. Late in the evening I as going back from the concert passing by the Centro de la Cultura Pluronacional, where colored cones in the enlightened room grabbed my attention. Intrigued by this art installation, and lured by a free glass of red wine, I decided to go inside.

It turned out that it was an exhibition of the Bolivian artist Sonia Falcone, who has been living and working in the United States. ‘Capo de Color’ (Colored Field) was the theme of the G77 summit and colorful cones proved to be various herbs, spices and pigments piled on clay plates. Exhibition was accompanied by images of world markets of Bolivia, Mexico, Israel, China, and was extremely aromatic. Who did not believe that this installation includes colorful edible ingredients, could sniff and taste spices piled in cones on the side: cumin, oregano, cinnamon, red pepper – so typical of the cuisine of South America.

The only thing I was missing to experience the true ‘feast for the senses’ was… sound. It would be nice listen to bustle of international markets or even some traditional music in the background, from different parts of the world. But well, I always find something to complain about:)

I didn’t talk to the artist who was present at the opening and who seem to be immersed in conversation with other prominent guests. Wine certainly would put me at ease, but all glasses were already emptied :) So, I snapped few pictures, sniffed some spices, signed in the book, took the exhibition catalog and went home. Where I drank a glass of red wine while writing this post :)

For a brief moment I have transfered to my beloved Dublin, where ‘Colour Field‘ has been exhibited as a highlight of ‘Dublin Biennial 2014′, that runs in the IFSC Docklands until 22 nd June. Really worth seeing (and smelling)!