‘Little Paradise’ of Santa Cruz *** Kawalek boliwijskiego raju

Tropikalna Santa Cruz de la Sierra z pozoru moze sie wydawac rajem. Nic bardziej mylnego – zycie w ogromnym, zatloczonym miescie pelnym smogu, kurzu, komarow i innych insektow dalekie jest od sielskiego. Ah, zapomnialam dodac, ze srednia temperatura powietrza (w cieniu) wynosi ponad 30 stopni Celsjusza – co w lecie przeklada sie na 40 z kawalkiem. Przy ponad 60 % wilgotnosci powietrza to mieszanka wybuchowa..  i bardzo klejaca.

Da sie jednak przezyc – w mieszkaniu zawsze chodzimy/siedzimy w bieliznie, w nocy wlaczamy klimatyzacje (trzeba oszczedzac), komary zabijamy lub odstraszamy smarujac sie kremami i podlaczajac specjalne ‘zapachowe’ tabletki do pradu. Zainfestowane jedzenie wyrzucamy, a pojedyncze robale ubijamy w miare mozliwosci – szybkie sa skubance… Mrowki, ktore okazaly sie czyms innym, niemal wyginely po zjedzeniu specjalnego zelu kupionego w amerykanskim sklepie (szkoda tylko, ze go wycofali ze sprzedazy). Przyznam, w walce z ‘natura’pomaga mieszkanie na 8 pietrze (nawet nie chce myslec, co to musi byc na parterze!), ale tutaj dochodzi jeszcze jeden wrog: sasiadka z gory chodzaca po wykafelkowanym mieszkaniu na obcasach… Coz, budynek w ktorym mieszkamy mimo iz ‘mlody’, powoli zaczyna sie sypac, a sciany cienkie jak karton w tym pomagaja. Zreszta widac tutaj fuszerke na fuszerce. Ale nie jest zle – i tak mamy duze szczescie, w postaci basenu, choc to nie nazywa sie szczescie, a ‘pieniadze’.

Tropical city of Santa Cruz de la Sierra may seem like a paradise. However, that couldn’t be any further from the truth – living in a huge, crowded city full of smog, dust, mosquitoes and other insects is far from idyllic. Ah, I forgot to add, with an average air temperature of more than 30 degrees Celsius (in a shade) – which in summer translates into 40 and with more than 60% of humidity, this is an explosive mixture … and very sticky one.

However, one can survive – we always walk around the apartment wearing only underwear and at night turning on the air conditioning. We kill or deter mosquitoes with creams and special plug – in ‘scent’; throw away infested with bugs food and whenever possible, kill those fast-moving monsters… Ants, which proved to be something else, almost all died after eating a special gel that we bought in the American store (recently they stopped selling it so they better won’t come back). I admit, in the fight against the ‘nature’ is better to live on the 8th floor (I do not even want to think what it must be living down there), but here comes another enemy: the top floor neighbor walking on the tiled floors in her heels … Well, the building in which we live, despite being relatively ‘young’, is slowly starting to fall apart, and the walls thin as cardboard seem to be helping in this process. I don’t even want to go into leaks and mold. But all in all, it’s not so bad – and we are very lucky that we live in a city center and can use a big pool (however that isn’t called luck but money).

Nie dziwi wiec, ze mieszkancy Santa Cruz czasem chca sie wyrwac z tego utopionego w sloncu miasta – dokad? Otoz wczoraj – wtorkowy dzien wolny od pracy z niewiadomych powodow – spotkalismy polowe miasta w oddalonym o niecale 15 minut – ‘Biocentro Guembe’. Musze tutaj dodac, ze te bardziej zasobna polowe, poniewaz bilet wstepu do tego kawalka raju wynosi 120 bs. od osoby, a to niemalo. Dlatego tez na kazdym kroku mozna bylo spotkac ‘biale twarze’, a jezykiem dominujacym byl… portugalski. Spedzenie upalnego dnia w tym miejscu warte jest jednak swojej ceny! Osrodek polozony na 24 hektarach oferuje bowiem rozne atrakcje – oprocz kapieli w wielu ‘naturalnych’ basenach oraz wylegania sie na lezakach lub hamakach z piwem w reku (piwo nie jest wliczone w cene biletu), mozna rowniez poplywac kajakiem po prawdziwym jeziorze, wybrac sie do ‘Mariposario’ – czyli raju dla milosnikow latajacych egzotycznych motyli, ‘Tortugario’ – z zolwiami czy ‘Aviario’ – kawalka dzngli przyslonietej siatka, z wieloma ‘gadajacymi’ papugami. Jest jeszcze ‘Orquideario’ z orchideami, ale te kwitna chyba tylko w pazdzierniku?

Not surprisingly, the inhabitants of Santa Cruz sometimes want to get away from the sun drowned city and where do they go? Yesterday – Tuesday day off from work (for unknown reason) – we met half the city in a ‘Biocentro Guembe’ – only 15 min. drive from city centre. This richer half, because an admission to this piece of paradise is 120 bs. per person and that’s quite a lot. Therefore, the place was packed with ‘white faces’ and the dominant language was … Portuguese. Spending a hot day in this place is however worth the price! The resort is located on 24 acres and filled with many different attractions – besides bathing in many ‘natural’ pools and laying down on the sun loungers or hammocks with beer in hand (beer is not included in the price of the ticket), you can also do kayaking on a real lake, go to ‘Mariposario’ – a paradise for lovers of an exotic butterflies, ‘Tortugario’ – full of turtles or ‘Aviario’ – a piece of jungle covered with a net with many ‘talking’ parrots. There is also an ‘Orquideario’ with orchids, but they probably only bloom in October?

Guembe

DSCN0841

(Moje spodnie susza sie po kajakach:)

DSCN0830

DSCN0833

(Widok z ‘wiezy’ ‘Avionario’ na okolice Santa Cruz de la Sierra)

Oprocz tego, ‘Guembe’ organizuje przejazdzki karoca zaprzezona w konie do miejsca zwanego ‘Swamp’- ‘Bagno’ (z tego nie skorzystalismy’, ale chetnie wybierzemy sie nastepnym razem na przejazdzke rowerami). Ale wiecie co bylo najlepsze w ‘Guembe’ i dzieki czemu mozna tam cieszyc sie przyroda i wszystkimi atrakcjami bez zadnych przeszkod? – nie, lunch i napoje nie sa wliczone w cene biletu, ale za to nie ma tam KOMAROW!!!!! A dzien bez komarow jest pieknym dniem:)

Wracajac do rzeczywistosci –  do ‘Guembe’ ludzie wybieraja sie na caly dzien i tak okolo poludnia dopada ich glod. Wnosic jedzenia nie mozna, bo przeszukuja plecaki przy wejsciu (!), trzeba wiec przetrzymac uporczywe burczenie i skorcze zoladka, albo zakupic posilek w jednym z kilku punktow gastronomicznych. Do wyboru mamy – bufet w restauracji za 100 bs. od osoby lub fast (slow) – food za 30-40 bs. Mozna tez oszukac glod piwem za 18 bs., woda czy lodami. My wybralismy fast – food z oczywistych powodow. W koncu, kto chcialby placic 100 bs. za zimny bufet! Nasze burgery tez do cieplych nie nalezaly, ale za polowe ceny najedlismy sie oboje, i jeszcze zapilismy zimnym piwem:) Ah, te 30 minutowa kolejke da sie przezyc! A potem zostaje tylko wylegiwanie sie w ‘naturalnych’ basenach z lazurowa woda i patrzenie na blekitne niebo usiane bialymi obloczkami:)

There are also organised rides on horse-drawn carriage to a place called ‘Swamp’ (which we did not try, but we would happily next time go for a bike ride. But do you know what ‘Guembe’  has to offer so we could enjoy nature and all the activities? – no, lunch and drinks are not included in the fare, but there was NO MOSQUITOES!! And a day without mosquitoes is a good day :)

But back to reality – people go to ‘Guembe’ for a whole day, and so about noon they are strike with hunger. You can’t bring your own food, because they search backpacks at the entrance (!), so you have to choices: to last those persistent rumble and stomach spasms or purchase a meal in one of several dining points. The choice was between – buffet in a restaurant for 100 bs. per person or fast (slow) – food for 30-40 bs. Of course you could also deceive hunger with beer for 18 bs., a cup of water or ice – cream. We chose fast – food for obvious reasons. In the end, who wants to pay 100 bs. for a cold buffet! Our burgers also weren’t too warm, but for half the price we both filled our stomachs, and yet we could enjoy cold beer :) Ah, and this 30 minute queue wasn’t so bad! And then we could just float in the ‘natural’ pools with azure water, looking at the blue sky dotted with white clouds :)

 

DSCN0849

P.S. Calkowity koszt wyprawy jednodniowej do RAJU to ponad 250 bs. (okolo 30€) od osoby:
120 bs. wstep
30 burger
18 piwo
15 woda
60 taksowka (koszt w jedna strone).

Warto zabrac ze soba przyjaciol i podzielic sie kosztami transportu, a przy okazji umilic sobie czas – bo w grupie zawsze razniej!

 

P.S. The total cost of a one-day trip to PARADISE is about 250 bs.(€ 30) per person:
120 bs. admission
30 burger
18 beer
15 water
60 taxi (the cost of one-way).

It would be better to go there with friends and share the costs of transport and at the same time have more fun – because in the group is always merrier!

DSCN0842

Cochabamba: Laguna Alalay

Jezioro, o spiewnej nazwie ‘Alalay’ Cochabambie, zajmuje obszar okolo 2.5 km2. Niestety ten wysokogorski (2.686 m.n.p.m) zbiornik slodkowodny nie przypomina krystalicznie czystego jeziora – przez niemal caly rok pokryty jest bowiem brunatnozoltymi glonami i porosniety trzcina.

Na szczescie, wladze miasta podejmuja sporadyczne akcje oczyszczania Laguny Alalay, wiec moze w przyszlosci zamieni sie ona w naturalne kapielisko? Marzenia, marzeniami, ale dla Boliwijczykow odcietych od morza, utraconego na rzecz Chile w Wojnie o Pacyfik, byloby to cos naprawde wspanialego:)

Na razie jednak, jest to przyjemne miejsce na niedzielny spacer i przejazdzke rowerem (kto takowy posiada), bowiem wokol jeziora utworzono sciezke rowerowa i drozke dla pieszych. Co prawda, nie jest to najbezpieczniejsze miejsce – wokol bowiem paletaja sie bezdomne psy oraz ‘cleferos’ (narkomani), najlepiej jest wiec wypoczywac przy Lagunie Alalay w wiekszej grupie.

_MG_1011

_MG_1019

_MG_1027

_MG_1035

_MG_1042

 

 

***

The lake of melodious name ‘Alalay’, located in the center of Cochabamba, has approximately 2.5 km2. Unfortunately, this high-altitude (2.686m) freshwater reservoir is not like a crystal clear mountain lake and for almost the whole year being covered with brownish algae and overgrown reeds.

Thankfully, the city authorities occasionally clean up the lagoon, so maybe in the future it will turn into a natural swimming pool? Dreams, dreams, but for Bolivians cut off from the seaside, lost to  Chile in the War of the Pacific, it would be something really magnificent :)

However today, this is an ideal spot for a Sunday walk or bicycle, as a special pedestrial and cycling routes were created around the lake. However, the lake is better enjoyed with a group of people as the area isn’t very safe – there are many homeless dogs and ‘cleferos’ around.

Heriberto ‘Rocky’ Balboa – The Tailor *** Krawiec z tradycja

Kilka miesiecy temu Freddy trafil do zakladu krawieckiego ‘Balboa’ w celu zreperowania dziury w spodniach oraz uszycia nowych.

_MG_0864

Efekt calej ‘operacji’ okazal sie tak dobry, ze Pan Heriberto Balboa Fernandez zostal naszym ‘ulubionym’ krawcem w Cochabambie. Podczas kolejnej wizyty, przy okazji zmniejszania kilku koszul i spodni, narodzil sie  w mojej glowie pomysl dokumentacji calego przedsiewziecia – tego niewielkiego zakladu krawieckiego, w ktorym czas zatrzymal sie kilkadziesiat lat temu oraz jego niezwyklego wlasciciela.

Niestety, czas i niesprzyjajaca aura przeszkodzily mi w ‘zaplanowanej sesji’, ale mimo to udalo mi sie sfotografowac Pana Balboa przy okazji odbioru  perfekcyjnie ‘przerobionych’ ubran. Mistrz krawiectwa zgodzil sie na kolejna sesje nastepnym razem – mam nadzieje, ze niedlugo i w bardziej sprzyjajacych ‘warunkach swietlnych’. Tym razem mam rowniez nadzieje zastac w zakladzie drugiego krawca – ktorego zapamietalam pracujacego tuz przy oknie na najpiekniejszej maszynie ‘Singer’.

Nie zebralam wielu informacji o zyciu Pana Balboa, ale jak z jednego zdjecia wynika, dyplom krawiecki otrzymal on  w roku 1961 z rak Mistrza Paulo E.S. Puglieli, w Sao Paulo w Brazylii. Balboa, jak zwraca sie do niego Freddy, jest niezwykle uprzejmym i zawsze usmiechnietym czlowiekiem oraz wielkim erudyta. Kiedy dowiedzial sie, ze jestm z Polski, potrafil wymienic fakty z najnowszej historii mojego kraju, o ktorych nawet ja, przyznaje z lekkim zazenowaniem, nie pamietalam. Oczywiscie wpomnial rowniez o Janie Pawle II i Lechu Walesie, i Solidarnosci. Balboa, za kazdym razem, zaskakuje nas swoja wiedza o swiecie oraz zyciowa madroscia. Za kazdym razem ujmuje eleganckim sposobem bycia i dobrodusznym usmiechem.

Oto nasz Heriberto ‘Rocky’ Balboa:

_MG_0865

_MG_0878 _MG_0885

_MG_0886 _MG_0890 _MG_0892

_MG_0872

_MG_0901

_MG_0894 _MG_0898

C.D.N.

***

A few months ago, Freddy went to the tailor ‘Balboa’ to fix a hole in his pants and sew new ones up. The effect of the whole ‘operation’ turned out to be so good that señor Heriberto Balboa Fernandez  became our ‘favorite’ tailor in Cochabamba.

During the next visit, on the occasion of fitting the number of shirts and trousers, an idea to document this place was born in my head – this small studio, in which time stopped several decades ago with it’s extraordinary owner. Unfortunately, time and bad weather disrupted my ‘scheduled session’, but I still managed to take couple of pictures of Mr. Balboa while collecting perfectly ‘converted’ clothes. Master Balboa agreed to another session some time in a future – I hope soon enough and in more conducive ‘conditions of light’. This time, I also hope to meet another tailor working there – right beside the window on the most beautiful ‘Singer’ machine I’ve ever seen in my life.

I did not gather a lot of information about the life of Mr. Balboa, but as one image shows, he earned his diploma in 1961 from the hands of the Profesor Paulo E.S. Puglieli in Sao Paulo, Brazil. Balboa, as addressed by Freddy, is  a very polite and always smiling man, and also a great erurite. When he learned that I am  Polish, he brought up so many facts of the recent history of my country, which even I, I admit with a slight embarrassment, could not remember. He mentioned of course also John Paul II and Lech Walesa, and Solidarity. Balboa, each time is surprising us with his knowledge about the world and his life wisdom. Every time he marvels us with his natural elegance and a good-natured smile.

Our Heriberto ‘Rocky’ Balboa.

To be continued…

A.D. MMXII in Pictures *** Rok 2012 w obrazkach

IMG_0190

IMG_9255

13Temple Bar/Dublin/01.2012

3

Dublin/ 01.2012

IMG_9216

Balrath Forest/01.2012

IMG_0337

Warsaw/ 02.2012

IMG_0357

Poland/02.2012

IMG_0397

Sadlinki/02.2012

IMG_0531

Olszanica/02.2012

IMG_0555

Sadlinki/02.2012

Polska 2012print1

Sadlinki/02.2012

DSCF2734

Sadlinki/02.2012

IMG_9801

Kincora/Meath/02.2012

IMG_9807Kincora/Meath/02.2012

IMG_0066

Dublin/02.2012

IMG_0075-2

Ring of Kerry/03.2012

IMG_9693

Loughcrew/03.2012

IMG_0171

On the set of RTE ‘Cuckoo’/Dublin/03.2012IMG_9945Wicklow Mountains/03.1012

IMG_0401-2

Dublin/03.2012

IMG_9784

Dublin 8/04.2012

IMG_0018Ireland/04.2012

11

Bolivia/04.2012

IMG_0547-001 (2)

Cochabamba/04.2012

IMG_0600

Cochabamba/04.2012

IMG_1226

Santa Cruz/05.2012

IMG_1256Santa Cruz/05.2012

IMG_1646

Santa Cruz/05.2012

IMG_2088-2

Cochabamba/05.2012

IMG_3450

Cochabamba/06.2012

DSC_0138Cochabamba/06.2012

IMG_3288

Mamore River/06.2012

IMG_3047

Tarata/06.2012

IMG_2769

Euro 2012/ Cochabamba

IMG_2308

Mercado America/Cochabamba/06.2012

IMG_8936

Cochabamba/o6.2012

IMG_5150

Torotoro/07.2012

418883_10150998104748716_1021162978_n

Torotoro/07.2012

IMG_4198

Potosi/07.2012

IMG_4496

On the way to Cochabamba/07.2012

IMG_7844

‘Risk’/08.2012

IMG_7712

Christo de la Concordia/Cochabamba/08.2012

Search results for Ester ed1

Cochabamba/08.2012

IMG_6973

‘Centro Educativo y Recreativo’/ Cochabamba/08.2012

IMG_6752

Fiesta de la Virgen de Urkupina/08.2012

IMG_9062

Cochabamba/09.2012

DSC01181 (2)

Cochabamba/09.2012

IMG_9273

Cochabamba/09.2012

IMG_8475

Sucre/09.2012

IMG_7949

Dia del Peaton/Cochabamba/09.2012

DSC01197 (2)

Cochabamba/09.2012

IMG_8696-2

September sky/Cochabamba/09.2012

IMG_9281

Cochabamba/10.2012

IMG_9451-2

Cochabamba/10.2012

IMG_9423

Cochabamba/ 11.2012

IMG_9570

Santa Cruz/11.2012

IMG_9924-2

Cochabamba/11.2012

IMG_9731

Tiquipaya en bici/Cochabamba/11.2012

DSCN0812

Cotoca/12.2012

IMG_0271

Christmas 2012

_MG_0367

‘El Deber’/12.2012

DSC01092

Dublin/2012

Duzo sie dzialo w 2012 roku – wiecej niz mozna opisac zdjeciami. Znajomi w Dublinie, w Polsce, w Boliwii, rodzina, nie-przypadkowo spotkani ludzie, nie – zwyczajne miejsca, ciekawe projekty – oby wiecej ich bylo w 2013 roku:) Szczesliwego Nowego Roku!

***

A lot had happened in 2012 – more than pictures could describe. Friends in Dublin, Poland, Bolivia, family, un-accidentally met people, un-usual places, interesting projects – I hope New Year will bring more of it:) Happy New Year everybody!:)

Danusia

IMG_1796

Christmas In The Shadow of The Apocalypse *** Swieta w cieniu apokalipsy

Zasada ‘co masz zrobic jutro, zrob dzis’ bardzo dobrze pasuje do nastrojow apokaliptycznych dotyczacych konca kalendarza Majow. To juz jutro –  21.12.12!

Tak wiec dzis skladam Wam zyczenia Wesolych Swiat Bozego Narodzenia oraz Szczesliwego Nowego Roku 2013 (jezeli go dozyjemy:)!

A oto perfekcyjna kartka swiateczna w sam raz na koniec swiata – ‘Madre India’ z Santa Cruz de la Sierra w Boliwii:)

 ***

As they say: ‘Don’t Leave for Tomorrow What You Can Do Today’ – this makes sense before famous 21.12.12 ! So here it is, apocalyptic Christmas card – from me to  YOU:)

Wesolych Swiat

‘Madre India’, Santa Cruz de la Sierra, Bolivia