Bolivia: McDonald’s – free country *** Dlaczego McDonald’s zbankrutowal w Boliwii?

McDonald’s opuścił Boliwie już w 2002 roku, po pięciu ‘chudych’ latach, ale dopiero stosunkowo niedawno faktem tym zainteresowali się ludzie na całym świecie. Powodem tak późnego nagłośnienia tego tematu może być film, który powstał w roku 2011 – ”Por que quebro McDonald’s en Bolivia,”  (”Dlaczego McDonald’s zbankrutował w Boliwii?”).

McDonald’s has left Bolivia in 2002, after five years of operation, due a lack of profits, but only recently this fact caught an attention of people all over the world . The reason for this sudden interest in the topic can be a movie , made in 2011 – ” Por que quebro McDonald’s en Bolivia ” (” Why McDonald’s failed in Bolivia ? ‘) .

Mcdonalds-Bolivia

Foto: remezcla.com

Dlaczego wiec McDonald’s, chyba najbardziej popularny fast food na całym świecie, nie zagrzał długo miejsca w Estado Pluronacional? Tutaj pojawia się wiele teorii, w tym teorii spiskowych, ale tak naprawdę wiele czynników wpłynęło na taki stan rzeczy.

Why, then McDonald’s, probably the most popular fast food chain restaurants around the world , did not stay long in Estado Pluronacional ? There are many theories , including conspiracy theories , but really a lot of factors contributed to this state of affairs .

  • Sami Boliwijczycy mówią, iż fast food nie przyjął się w ich kraju, ponieważ tradycyjnie ich potrawy są o wiele zdrowsze. Poza tym, są oni kulturowo przyzwyczajeni są do tzw. slow food, czyli powolnego jedzenia, przygotowanego starannie i higienicznie. Z jednej strony jest to prawda – Boliwijczycy uwielbiają jeść dużo, ale posiłek rozłożony jest na części, urozmaicony rozmowa, śpiewami, czy nawet tańcem (w lokalnych restauracjach). Troche jak dzień pracy przerwany sjesta.

Z drugiej jednak strony, ulice miast i miasteczek usiane są, szczególnie po zmierzchu, budkami i wózkami z tradycyjna comida rapida (fast food) – burgerami, kiełbaskami, ozorkami pływającymi w skwierczącym tłuszczu niewiadomego pochodzenia. Do tego biała bulka, sałata, pomidory i cebula, przygotowane na najruchliwszych skrzyżowaniach, w smogu wydobywającym się z przejeżdżających obok samochodów. Szybko i tanio, ale czy zdrowo i higienicznie?

■  Bolivians say that fast food is not popular in their country, because traditionally their meals are much healthier. In addition, they are culturally accustomed to so called slow food, prepared carefully and hygienically. On the one hand, this is true – Bolivians love to eat a lot, but the meal usually is spread in a time, enjoyed with conversation, singing, or even dancing (at local restaurants). A bit like working day interrupted by siesta.

But on the other hand, the streets of towns and cities are dotted, especially after dark, with booths and carts serving traditional comida rapida ( fast food ) – burgers , sausages and tongues floating in sizzling fat of unknown origin, with an addition of white bun, lettuce, tomatoes and onions, prepared on the busiest crossings in the exhaust from the cars and busses driving past. Fast and cheap, but healthy and hygienic ?

  • Nie bez znaczenia jest tez cena W McDonald’sburgery kosztowały zapewnie ok. 20-50 bs. (tyle trzeba zapłacić w Burger Kingu), a podobna kanapka z ulicznego stoiska kosztuje 5 – 10 bs. Niezla różnica, prawda?
  • Niektórzy mówią, ze menuw McDonald’s nie spotkało się z aprobata Boliwijczyków, ale dopiero co wspomniałam Burger Kinga, który radzi sobie całkiem dobrze w kraju Inków. Dodam do tego Subway, który jest obecny np. na lotniskach (choć jeden obok naszego apartamentu niedawno przekształcił się we ‘Yourway‘:)

■ The price of food is a very significant factor. The McDonald ‘s burgers costed about 20-50 bs. (so you have to pay at Burger King) , and a similar burger from a street stand costs about 5 – 10 bs . A huge difference , right?

■ Some say that the menu at McDonald’s was not of taste of Bolivians , but even just mentioned Burger King is doing quite well in the country of Incas. I would add to this Subway, present at the airports (however, the one next to our apartment recently transformed into a ‘ Yourway ‘) .

Jakby nie było, restauracje McDonald’s są mniej więcej w tym samym stylu, co powyżej wspomniane, czyli takie bezosobowe i kliniczne, w typie: zjeść i wyjść, a ceny podobne. W czym wiec zawinił McDonald’s?

Moreover, McDonald’s restaurants are more or less in the same style as the above mentioned fast food chains: impersonal and clinical, ‘eat and go out’ type , and prices alike. How so McDonald’s failed ?

Moj Freddy na to pytanie odpowiedział bez zastanowienia: Burger King jest smaczniejszy niż McDonald’s, dlatego iż używa ‘flame grill’ (czyli ze mięso pachnie dymem). A po krótkim zastanowieniu dodał, ze marze za prawa do franchaise’u McDonald’s są zapewne wyższe niż w innych fast foodach, i ich właściciele po prostu się nie wypłacali. Ma to sens, prawda?

My Freddy answered that question without hesitation: because Burger King is tastier, as it uses flame grill to prepare meat. And Bolivian people love their meat smokey. And after a while, Freddy added that McDonald’s franchise is probably too expensive to make ends meet in country like Bolivia. Makes sense, doesn’t it?

  • Przeglądając fora internetowe, natknęłam się również na taki oto komentarz:
  • Browsing the forums , I came across such a comment :

The true reason they hate fast food is because they hate anything from America. Bolivia is one of the leaders in cancer death rate. I still have not heard of a Bolivian Native that didn’t die of cancer. They barely eat any vegetables. These articles are making it sound like Bolivians are sooo healthy. They hate fast food for the wrong reasons: racism. Everyone should hate fast food because it’s unhealthy. If you visit Bolivia do Not tell them you’re an American. I know how they react.

W wolnym tłumaczeniu: Boliwijczycy nienawidzą wszystkiego, co pochodzi z USA. Nienawidzą wiec fast foodu z powodów rasistowskich, nie dlatego, iż jest on niezdrowy. Prawda to, czy nieprawda, ze McDonald’s padł ofiara nienawiści? Cóż, Burger King czy Subway tez są z Ameryki Północnej, ale może faktycznie ich nazwy nie kojarzą się tak bardzo z imperializmem, jak stary dobry McDonald (którego nazwisko pochodzi notabene ze Szkocji).

Faktem jest, iż biedniejsza cześć społeczeństwa nie przepada za Stanami Zjednoczonymi, a ta niechęć potęgowana jest indoktrynacja rządu Evo Moralesa, ale ta bogatsza cześć, zapatrzona jest w Amerykę jak w obrazek. Dowody? Ulice większych miast, szczególnie Santa Cruz, zapełnione są drogimi butikami o nazwach anglojęzycznych, jak np. Dash, znany z reality show o rodzinie Kardashian, a najpopularniejszym kierunkiem na wakacje stało się ostatnio Miami (Disneyland i te sprawy). Mogą tutaj nie lubić Amerykanów, ale z cala pewnością Boliwijczycy uwielbiają amerykański styl życia!

The comentator didn’t really get cancer rates and vegetables part correct, but is it true or false that McDonald’s was the victim of hate? Well, Burger King and Subway are also from North America , but maybe their names are not so associated with imperialism as much as the good old McDonald’s (which name in fact comes from Scotland).

Poorer part of society doesn’t actually like the United States, and this reluctance is compounded by indoctrination of government of Evo Morales. But the richer part is staring in America as at the picture. Evidence ? Streets of the big cities , especially Santa Cruz, are filled with expensive boutiques arunder the English names, such as Dash, known for the Kardashians’ reality show, and the most popular holiday destination recently became Miami (Disneyland and stuff ). They may not like Americans, byt they definately love an American lifestyle!

DSCN1104

Może wiec McDonald’s był za drogi dla uboższej części społeczeństwa i za tani dla bogatych? W końcu w Europie i Ameryce jest to najtańsze jedzenie na rynku, nastawione głownie na niezamożnych klientów, młodzież czy turystów, chcących zjeść ‘dobrze’, szybko i tanio. W Boliwii zaś szybko i tanio można zjeść na bazarze czy wprost z ulicy, a od droższych restauracji wymaga się bardziej kreatywnego menu i lepszej obsługi niż typowy McDonald’s ma do zaoferowania.

And so, maybe McDonald’s was too expensive for the poorer part of society and too cheap for the rich ? In the end, in Europe and America, it is the cheapest fast food on the market, focused mainly on low-income customers , young people and backpackers, who wish to eat ‘ well ‘, quickly and cheaply. In Bolivia, quickly and cheaply you can eat at the market or directly from the street, and the more expensive restaurant requires a more creative menu and a better service than the typical McDonald’s has to offer.

Boliwia nie jest jedynym krajem wolnym od McDonald’s. Źródła donoszą, iż restauracja ta ‘uciekła’ również z Jamajki.

* Bolivia is not the only country free from McDonald’s . Sources report that the restaurant has ‘ escaped ‘ also from Jamaica.

Źródła/ Sources: klik & klik.

Jardín Botánico Martín Cárdenas *** Ogrody Cochabamby

W Polsce zlota jesien a w Boliwii wiosna. Z tej tez okazji postanowilismy udac sie na przechadzke do ogrodu botanicznego w Cochabambie –Jardín Botánico Martín Cárdenas. Kiedys juz mielismy okazje odwiedzic to miejsce, jednak ledwo przestapilismy brame ogrodu, a zerwala sie ulewa. Przemoczeni do schej nitki, jako ze nie bylo sie gdzie schowac przed deszczem, wrocilismy wiec do domu.

Tym razem rowniez zbieralo sie na deszcz, ale postanowilismy sprobowac naszego szczescia. Ogrod botaniczny, utworzony na czesc wielkiego botanika boliwijskiego Martína Cárdenas Hermosa, polozony jest niedaleko centrum i wstep do niego jest wolny. I niestety te dwa fakty sa najwiekszymi atrakcjami tego miejsca. Troche podobnie bylo z ogrodem botanicznym w Santa Cruz, w ktorym wiecej bylo komarow niz roslin.  Tak to juz jest, ze najwiecej tropikalnych okazow znajdziemy w szklarniach ogrodow europejskich niz tu, na miejscu. A szkoda, bo w tym klimacie rosnie doslownie wszystko!

Mimo to, milo bylo uciec od zgielku ulicy i pospacerowac aleja uslana platkami fioletowych kwiatow, wsrod wysokich palm, drzew cytrusowych i rzadkich iglakow. Mozna tu spotkac rowniez ciekawe okazy kaktusow, przepiekne lilie i inne kwiaty, znane z polskich ogrodow. A siedzac na mocno zuzytej lawce, mozna wyobrazic sobie, jak pieknie to miejce musialo wygladac w czasach swojej swietnosci, czyli jakies 50 lat temu…

_MG_6376

_MG_6312

_MG_6343

_MG_6328

_MG_6318

_MG_6319

_MG_6340

_MG_6336

_MG_6347

_MG_6353

_MG_6358

***

In Poland golden autumn and in Bolivia spring . On this occasion we decided to go for a walk in the botanical garden in Cochabamba – Jardin Botanico Martín Cárdenas . We had a chance to visit this place a while ago , but just after having crossed the garden gate, the storm broke off. Drenched to last thread , as there was no place to hide from the rain , we had to return home.
This time it was also cloudy, but we decided to try our luck.

Botanical garden , created in honor of the great  Bolivian botanist Martín Cárdenas Hermosa is located near the city center and the entrance to it is free. And unfortunately , these two facts are the biggest attractions of the place. A bit like in botanical garden in Santa Cruz, where there were more mosquitoes than plants. Interestingly , you can find more tropical specimens in European botanic greenhouses than here, which is a pity , because in this climate everything could (should) grow !

Nevertheless, it was nice to get away from the hustle and bustle of the city and stroll down the alley strewn with petals of purple flowers, among the tall palm trees , citrus trees and some rare conifers . You can also see interesting specimens of cacti , beautiful lilies and other flowers, known form Polish gardens. And, when sitting on a badly worn bench , you can imagine how beautiful this place must have looked like in its heyday , that is, around 50 years ago …

_MG_6305

Vacaciones en Polonia y Irlanda *** Wspomnienia z wakacji w domu

Juz ponad tydzien w Boliwii a nic nowego nie pisze… Coz, ogarnela mnie nostalgia od przegladania i ‘oprawiania’ zdjec, zrobionych podczas wakacji w … domu. A troche ich bylo:) Zreszta, zobaczcie (kilka z nich) sami.

***

After a week in Bolivia, I haven’t written nothing new … Well, I was feeling nostalgic while viewing and processing pictures taken while on vacation at … home. And there was lots of them :) Anyway, see (some of them) yourself.

Flying By Returns *** Przelotne powroty

No i jestem z powrotem w Boliwii. Prawie miesiac w Polsce i kilka dni w Irlandii przelecialy na spotkaniach z rodzina i przyjaciolmi (ba! trafilam nawet na 11-lecie mojej klasy maturalnej!), wizytach lekarskich i fryzjerskich, zakupach, zabawach z Dorusia i Lobusiem oraz nieustannym organizowaniu wlasnego 25-letniego dorobku, upchanego w moim ´starym´pokoju:)

Zanim jednak dotarlam do Europy, musialam przebrnac przez boliwijska ´Migracion’ na lotnisku w Santa Cruz. Nie bede jednak opisywac godzinnej kolejki i ´reality show´ przygotowanego przez urzednikow na sluzbie oraz ciaglych inspekcji (takze tych za zaslona) i przeszukiwan bagazu (takze z psem), poniewaz duzo tego bylo i dzis wydaje mi sie to nieprawda:) Czas w koncu leczy rany, jak mowi znane powiedzenie! Wyjezdzajacym z Boliwii warto jednak przypomniec o oplacie (podatku) w wysokosci 25 $, dla osob z wizami tymczasowymi, o dodatkowej oplacie w wysokosci 100 bs. za mozliwosc kontynuowania tejze wizy.

Przyznam, po wyladowaniu w Madrycie, podroz Ryanairem do Dublina okazala sie prawdziwa przyjemnoscia, a widok´starych smieci´ cieszyl jak nigdy. Przez kilka nastepnych dni nie bylo konca ´achom´ i ochom´ nad zmieniajaca sie polska rzeczywistoscia, co tylko poglebilo moja tesknote za dawnym stylem zycia. Ale, jak to czesto bywa z emigrantami, nostalgia dziala w obie strony, i niewiele wody uplynelo w Wisle, zanim zaczelam tesknic za boliwijska wiosna oraz egzotycznym koszykiem swiezych owocow.

Zanim jednak moglam nacieszyc sie upalem Cochabamby, musialam przejsc odprawe z niezbyt przyjemna obsluga boliwijskich lini lotniczych na lotnisku w Madrycie oraz kolejna 11- godzinna przeprawe przez ocean, opozniona o godzine z powodu problemow technicznych (pozniej, przez 11 godzin zastanawialam sie o jaka usterke chodzilo). Okazalo sie, ze aby poleciec bezposrednio do Boliwii z BOA (Boliviana de Aviacion), ktora notabene bardzo sobie cenimy podczas lotow krajowych, nalezy:

a) posiadac boliwijski paszport (na twarz nie przepuszczaja),

b) okazac bilet powrotny,

c) wykazac, ze jest sie rezydentem Boliwii, okazujac wize i inne naklejki w paszporcie.

Po spelnieniu ktorejs z powyzszych zasad, nalezy wsadzic bagaz podreczny do specjalnej kratki i o ile sie tam zmiesci, mozna udac sie do odprawy. Po calym tym zamieszaniu Ryanair juz nie wydaje sie taki zly, a Lufthansa, ktora podrozowalismy wczesniej, jest spelnieniem marzen. Tutaj tylko dodam, iz po przylocie do Santa Cruz o 4 nad ranem, przesiadalismy sie na samolot do Cochabamby o 6. Niestety nasze bagaze nie polecialy z nami – wyslano je samolotem o 9.

Turystow, a jeszcze bardziej Boliwijczykow na pewno zaskoczy to, iz zaloga na pokladzie samolotow pod bandera Boliwii, zostala wraz z samolotami zreszta, wypozyczona od Amerykanow! Musze jednak przyznac, iz stuardessy i stuardowie dzielnie radzili sobie z bariera jezykowa, probujac to na migi, to uporczywie powtarzajac angielskie komendy, komunikowac sie z pasazerami w 99% hiszpanskojezycznymi:)

Mielismy takze troche czasu na zwiedzanie lotniska w Madrycie (Madrid International Airport Barajas MAD) i niestety spostrzezenia tam poczynione wypadly na jego niekorzysc. Doszlismy nawet do konsensusu, iz Hiszpania nie wiele rozni sie od Boliwii (a w zasadzie wypada jeszcze gorzej w tym porownaniu), szczegolnie po posilku w lotniskowych kafejkach i wizycie w toalecie. To pierwsze doswiadczenie utwierdzilo nas w przekonaniu, iz pojecie ´manana´ przywedrowalo do Ameryki Poludniowej wraz z konkwiskadorami, oraz iz nawet po zjedzeniu suchej bagietki z szynka Serrano (za cale 6 Euro!), mozna nabawic sie rozstroju zoladka, dajacego sie we znaki przez cala noc w samolocie. A toalety? Panie sprzataczki chyba urzadzily sobie strajk, albo mialy przedluzona sjeste, bowiem podlogi nie widzialy mopa przez wiele godzin. W czasie oczekiwania na odprawe powstal taki nasz maly zart –  jak mozna trafic do wlasciwej bramki odlotow do Boliwii? Po smrodzie z toalety ze sterta zuzytego papieru toaletowego na podlodze:)

Tutaj  tylko wtrace, iz w Boliwii, i nie tylko, nie mozna wrzucac papieru do muszli klozetowej – podobno z powodu uzycia zbyt waskich rur przy budowie kanalizacji. Ale od razu dodam, iz nie jest tak zle, bowiem do utylizowania odpadkow uzywa sie tam specjalnych koszy na smieci oraz srodkow zapachowych, ktore skutecznie neutralizuja nieprzyjemne zapachy. Zaleca sie rowniez codzienne wyrzucanie smieci:)

Jak sama zauwazylam po powrocie do Europy, ciezko niweluje sie ten toaletowy nawyk, ale brak kosza na smieci (lub male jego gabaryty) przywoluje do porzadku i przypomina o dawnych zasadach korzystania z toalety nauczonych we wczesnym dziecinstwie. W Boliwii te zasady sa jednak inne, wiec niektorzy pewnie sie zapominaja:) Przy okazji rozmowy na ten temat, juz po powrocie do Nowego Swiata, nauczylam sie nowego slowa: ´cochinos´(swinie), ktorego tutaj uzywa sie na okreslenie Hiszpanow. Nie bede tego komentowac, ale swoja droga ciekawe jest to, iz takie przekonanie funkcjonuje w kraju 3-go swiata:)

A jakie inne roznice pomiedzy Boliwia i Polska, pomijajac zasady korzystania z toalety, uwydatnily sie w czasie mojej wizyty na Starym Kontynencie?

  • Totalne zaskoczenie i poczatkowe niedowierzanie, iz samochody zatrzymuja sie, aby mnie przepuscic na pasach.
  • Pasy czyli oznakowane przejscia dla pieszych, czesto opatrzone odpowiednia sygnalizacja swietlna.
  • Jednakowej wysokosci chodniki bez dziur, po ktorych mozna spacerowac bez obawy, iz skreci sie kostke lub wpadnie do dziury.
  • Brak mrowek w kuchni i lazience (ilez to razy chcialam wlozyc miod do lodowki, kiedy bylam u rodzicow!).
  • Woda w kranie zdatna do …. wszystkiego (choc kranowki z zasady nie pije nigdzie, chyba ze jest odpowiednio przefiltrowana).
  • Kanapki – zawsze i wszedzie, w koncu nie ma to jak nasz polski chleb na zakwasie!
  • Ceny – takie same albo duzo nizsze (nie ma to jak trampki za 1€:)
  • Kompetentna prywatna sluzba zdrowia, nie rozbijajaca banku – moje zabiegi chirurgiczne, ktorym poddalam sie w Polsce wyniosly 100 €, podczas gdy w Boliwii wyceniono je na ponad 1000 €.
  • Wzgledna cisza i brak spalin podczas przemieszczania sie (prawie) doskonale zorganizowana i czysta komunikacja miejska.
  • Place zabaw wylozone miekka powierzchnia, a nie kamieniami czy betonem.

Itp, itp. Roznic jest wiele, ale nie wszystkie oczywiscie na korzysc Europy. Boliwia przesciga nas bowiem w niektorych aspektach, o ktorych pisze na lamach tego blogu, ale mimo to polecam nieustannie zrzedzocym malkontentom z krajow rozwinietych podroz do tego dalekiego zakatka swiata, aby nabrac perspektywy i przekonac sie, ze wcale nie tak wiele potrzeba do szczescia. Choc to wlasnie w Boliwii utwierdzilam sie w przekonaniu, iz narzekanie ogolu jest dzwignia postepu.

***

So I’m back in Bolivia. Almost a month in Poland and a few days in Ireland flew by at meetings with family and friends (bah! I  even joined the 11th anniversary of my high school graduation class!) , medical and hairdressers´appointments, shopping, playing with Dorusia and Lobus and constantly arranging stuff in my ´old room´.

However, before I arrived in Europe , I had to wade through the Bolivian ‘ Migracion ‘ at the airport in Santa Cruz. I will not , however, describe hours of queuing and ‘ reality show ‘ prepared by the officials on duty, ongoing inspections ( also those behind the curtain ) and luggage searching ( also by a dog ) because all of this today is for me like a distant memory that doesn´t seem true. Time heals all wounds, as the old saying says ! Here, I would like to remind that tourists leaving Bolivia have to pay 25$ tax, and people with permanent visa, 100 bs. more, for being able to continue it.

I admit , after disembarking in Madrid , trip to Dublin with Ryanair turned out to be a real pleasure , and I enjoyed the view of the old places as never before. Over the next few days there was no end to admiration over the changing (for better) Polish landscape, which only deepen my longing for the old lifestyle. But , as often happens with immigrants , nostalgia works both ways, and little water elapsed in Vistula , before I`ve started to yearn for Bolivian spring and basket of exotic fresh fruit.

However, before I could enjoy the heat of Cochabamba , I had to go through not very nice Bolivian airline service at the airport in Madrid , and another 11 – hours flight delayed because of some technical problems (and for 11 hours I was wondering what was wrong with the plane:). More specifically , it turned out that in order to go directly to Bolivia with BOA ( Boliviana de Aviacion ) , which domestic flights we value highly , one should :

a) Possess the Bolivian passport.

b ) Display a return ticket,

c ) Prove the residency of Bolivia by presenting a visa and other stickers in the passport .

After the fulfillment of any of these rules , hand luggage is to be plugged into a special cage and if it fits there , one can proceed to check-in. After all the fuss, Ryanair no longer seems so bad , and Lufthansa , with who we had traveled before, is like a dream. After arriving to Santa Cruz at 4 am., we were going to Cochabamba at 6 am. But our luggage didn’t fly with us – it was sent with 9 am plane.

Tourists, and even more Bolivians certainly were surprised that the aircraft under flag of Bolivia and its crew, was rented from the Americans! But I must admit that flight attendants bravely dealt with the language barrier, trying to communicate with the 99% Spanish-speaking passengers in sign language or stubbornly repeating English commands :)

As you might noticed , we also had some time to explore the airport in Madrid (Madrid International Airport Barajas MAD) and unfortunately our observations weren´t very positive. We came up with a consensus that Spain in certain situations is not much different from Bolivia , especially after a meal in the airport cafes and toilet visits . This first experience has shown us that the concept of ‘ manana ‘ was brought to South America with Spanish conquistadors, and that even dry baguette with Serrano ham ( for 6 ​​€! ) can upset your stomach.  And toilets?  Cleaning ladies must have been on strike  or got an extended siesta , because the toilet floors had not seen a mop for hours. While waiting at the gate we came up with a little joke – how can you be sure you are at the right departure gate to Bolivia ? After a  stench from the toilet and a mountain of used paper on the floor:)

Here I need to explain that in Bolivia , and not only , you can´t throw the paper into the toilet – apparently the sewer pipes are too narrow . But I hasten to add  that it is not so bad , because people use special garbage bins and fragrances, which effectively neutralize odors . It is also recommended throwing garbage daily :)

As I´ve noticed after returning to Europe, it`s hard to forget the toilet habit, but lack of bin in a loo (or it`s small size ) reminds you of the old rules of using the toilet learned in early childhood . In Bolivia , however, these principles are different, so some people probably get confused :) After returning to Bolivia , I learned a new word : ‘ Cochinos “( pigs ) , which is used to describe the Spaniards . I will not comment on that , but it is interesting that such a opinion is prevalent in the  3rd world country :)

And what other differences between Bolivia and Poland, omitting the toilet habits, I`ve noticed while on holiday?

■ Totally surprise and initial disbelief that the car stops to let me through the zebra crossing.

■ Marked pedestrian crossings , often accompanied by pedestrian traffic lights.

■ Same height sidewalks without holes where you can walk without fear of breaking your legs.

 ■ No ants in the kitchen or bathroom ( how often would I put the honey in the fridge when I was at the parents house ! ) .

■ Potable tap water.

 ■ Sandwiches – always and everywhere , in the end there is nothing like our Polish sourdough bread !

■ Prices – the same or lower – nothing beats 1€ shoes deal:)

  • Reliable (private) health service (I was quoted more than 1000 € in Bolivia for lipoma and moles surgery and I paid 100 € (all inclusive) in Poland).

■  Lack of noise and exhaust in ( almost) perfectly organized public transport .

■ Playgrounds with soft surface instead of stones or concrete.

Etc., etc. There are a lot of differences but not all, of course, are for the benefit of Europe. Bolivia outdid us in some aspects, that I have been writting about on the pages of this blog, but even that I recommend all malcontents from developed countries the journey to this far-away country, to gain a new  perspective and see that not much is needed to be happy. However, it was in Bolivia where I had become convinced that complaining is a leverage of a progress, as nothing will ever change if no one cares.

 

Chao, chao Bolivia!

Jutro o tej porze bedziemy w drodze na lotnisko, z ktorego wyruszymy do Europy – niesamowite jak ten czas leci, zwazywszy ze bilety zabukowalismy juz w lutym! Trasa mojej podrozy bedzie wygladala mniej wiecej tak:

Santa Cruz-Madryt-Dublin-Warszawa-Sadlinki (dom)-Kwidzyn-Torun-Bydgoszcz-Sadlinki-Gdansk-Dublin-Madryt-Santa Cruz-Cochabamba-Santa Cruz:)

Nie moge sie juz doczekac spotkan z rodzina i znajomymi, bigosu, pierogow, malin, domowego wina, miodu taty, zabaw z Dorusia i Lobusiem oraz z siostrzenicami, spacerow po lesie itp. Obawa napawaja mnie jedynie bezsenne godziny spedzone w samolocie, pociagu, autobusie i samochodzie, ale cos za cos!

Tym samym, Bolivia ”In My Eyes’ zawiesza dialalnosc na miesiac, bowiem przez najblizsze tygodnie bede miala tylko polska i irlandzka rzeczywistosc przed oczyma:)

Desktop-001

Hasta la vista!

***

This time tomorrow we will be on the way to the airport, from where we will set off to Europe – it’s incredible how time flies, considering that we booked our tickets in February! The route of my trip will look more less like this:

Santa Cruz-Madrid-Dublin-Warsaw-Sadlinki (home)- Kwidzyn-Torun-Bydgoszcz Sadlinki-Gdansk-Dublin-Madrid-Santa Cruz-Cochabamba-Santa Cruz :)

I can’t wait to meet with family and friends, eat bigos, pierogi, raspberries, dad’s honey, drink homemade wine, play with Dorusia and Lobus, and my nieces, walk in the forest etc. What I fear are these sleepless hours spent on a plane, train, bus and car, but something for something:)

Therefore, Bolivia” In My Eyes’ will be suspended for a month, as for the next couple of weeks I will only have Polish and Irish scenery around me:)

Desktop1

 Hasta la vista!