Candy-like ‘Villa Albina’ in Pairumani * Rezydencja ‘Andyjskiego Rockefellera’

Być może pamiętacie moje opowieści o cynowym baronie – Simon Patiño – jednym z najbogatszych ludzi wszechczasów, o którym pisałam przy okazji —>  Palacio Portales w Cochabambie i —> Modelowej Farmy w Pairumani? Otóż w końcu udało nam się zobaczyć jego słynna ‘wiejska’ rezydencje, w której, w odróżnieniu do pałacu w Cochabambie, faktycznie pomieszkiwał.

Perhaps you remember my stories about tin baron – Simon Patiño – one of the richest peopl of all times, about whom I wrote on the occasion of visiting —> Palacio Portales in Cochabamba and —> Model Farm in Pairumani? In the end, we were able to see his famous ‘rural’ residence, where he actually lived.

boliviainmyeyes

Simón Iturri Patiño, który wzbogacił się na wydobyciu cyny z kopalni w Llallagua w departamencie Potosi, wybudował piękną posiadłość w stylu francuskiego klasycyzmu w roku 1920, dla swojej zony Albiny Rodriguez. Niestety długo nie nacieszył się nowym domem, bo od 1924 roku z powodów zdrowotnych musiał przenieść się na stale za granice. W chwili śmierci, baron cynowy mieszkał w Buenos Aires. Jego doczesne szczątki wróciły jednak do ukochanej ojczyzny i spoczeły w mauzoleum rodzinnym w Pairumani.

Simón Iturri Patiño, who got rich on mining tin in Llallagua (Potosi), built a beautiful estate in French classicism style in 1920, for his wife Albina Rodriguez. Unfortunately, he didn’t enjoyed his new home for too long, because in 1924 for health reasons he had to permanently relocate abroad. At the time of death, tin baron lived in Buenos Aires, but his mortal remains were returned to his beloved homeland, were he was buried in the family mausoleum in Pairumani.

boliviainmyeyes

Spadkobiercy ogromnej fortuny założyli Fundacion Patiño, która sprawuje piecze nad majątkiem rodzinnym w Cochabambie, finansuje zagraniczne stypendia naukowe dla uzdolnionych boliwijskich studentów oraz wspomaga boliwijska kulturę, sztukę i naukę. Choć żaden z członków rodziny Patiño nie mieszka dziś na stale w kraju swojego słynnego przodka, spędzają oni jednak od czasu do czasu wakacje w Villa Albina w górach Cordillera de Cochabamba.

The heirs of family fortune founded the Patiño Foundation, which takes care of the estates in Cochabamba, finances scholarships for gifted students and supports Bolivian culture art and sience. Although none of the Patiños lives today permanently in the country of their famous ancestor, they spend from time to time holiday at the Villa Albina in the mountains of Cochabamba.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Sam pałac robi duże wrażenie, nie tyle swoim przepychem i wielkością, ile kontrastem z otaczającą go boliwijska rzeczywistością. Rezydencja, położona w górach, otoczona polami uprawnymi oraz pięknie utrzymanym ogrodem, jest  prawdziwą oazą spokoju, w odróżnieniu od hałaśliwego wielkiego miasta w dolinie. Moj Freddy powiedział, ze chętnie by tu zamieszkał. Ja tez nie miałbym nic przeciwko. Zamiast cukierkowego pałacu wybrałabym jednak mniejszy kamienny domek, zapewnie ogrodnika, chociaż przyznaje, zakochałam się bez pamięci w jasnym i przestronnym patio głównej rezydencji, z subtelnie ‘pluskająca’ fontanna pośrodku, oraz w niektórych elementach wyposażenia małych acz z przepychem urządzonych salonów, w stylu ‘arte nouveau’.

Palace itself makes a big impression, but not so much for its splendor and greatness than for a contrast with the surrounding Bolivian reality. The residence, located in the mountains, surrounded by fields and beautifully kept garden, is the true refuge of tranquility, so different from the noisy big city in the valley. My Freddy said he gladly would settle here. I, frankly, also wouldn’t mind. However, I would rather inhabit a smaller stone house that probably was built for the gardener, instead of candy-coloured palace. Athough I admit, I fell in love with a bright and spacious patio of the main building, with a subtle ‘splashing’ a fountain in the middle, as well as some furnitures  in the ‘art nouveau’ fashion, that could be admired inthe small yet sumptuous salons of the ground floor.

Villa Albina

Niestety, turyści nie maja za wiele czasu, by rozkoszować się urokami tego zakątka. Zwiedzanie pałacu i ogrodu, choć darmowe, możliwe jest tylko w określonych godzinach (Pon. – Pią. 15.00 do 15.45, Sob. od 9.00- 11.00).

Unfortunately, the tourists do not have much time to enjoy this charming oasis. Visiting the palace and garden, although free of charge, is only possible at certain hours (Mon. – Fri. 15.00 to 15.45, Sat. from 9.00 11.00, Holidays closed).

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Bez ograniczeń można za to pospacerować zacienioną palmową aleją, prowadzącą do marmurowego mauzoleum lub wybrać się do pobliskiego Parku Ekologicznego Pairumani (również należącego do Fundacji Patiño) pachnącego eukaliptusem.

Without limitation one can have a walk in the palm shaded avenue, leading to a family marble mausoleum or in a nearby Pairumani Ecological Park (also belonging to the Foundation Patiño) among fragrant eucalyptus trees. 

boliviainmyeyes

Huayculi – Bolivian Pottery Village *** Boliwijska wioska garncarzy

Huayculi jest niewielką osadą położoną 5 kilometrów od miasteczka Tarata, znaną jako wioska garncarzy (pueblo de la ceramica). Podobno 114 rodzin, mieszkających w okolicy, trudni się wyrobem ceramiki – profesją przekazywaną z dziada pradziada.

Huayculi is a small village situated 5 kilometers from the town of Tarata, known as the village of pottery (‘el pueblo de la ceramica’). They say that more than 114 families living in the area work in ceramics – a profession passed down from forefathers.

boliviainmyeyes

Udając się do Huayculi, mieliśmy sielska wizje  miasteczka pełnego pięknych wyrobów garncarskich sprzedawanych na każdym rogu, podobnie jak w Cotoka (Santa Cruz) —> klik. Możecie wiec sobie wyobrazić nasze rozczarowanie, gdy na miejscu nie zastaliśmy nic oprócz opustoszałego kościołka o pobielanych ścianach, usytuowanego tradycyjnie koło małego placu – parku, a napotkane kobiety powiedziały nam, ze władze owszem, maja w planach wybudowanie Casa de la Cultura (domu kultury) z prawdziwego zdarzenia, w którym eksponowano by okoliczne wyroby artystyczne, ale do dnia dzisiejszego nic nie zostało w tym kierunku zrobione.

Before our trip to Huayculi, we had an idyllic vision of the beautiful town full of pottery products sold on every corner, as in Cotoka (Santa Cruz) —> click. So you can imagine our disappointment when we found the the village being nearly deserted with small church, traditionally located nearby a small square – the park. Encountered woman told us that the authorities have plans to build the Casa de la Cultura (House of Culture) where the pottery could be exhibit, but to this day nothing has been done in this direction.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Ciekawostka jest, iż Huayculi zawdzięcza swoją nazwę miejscowym złożom gliny, bowiem huayculi w jezyku Quechua znaczy tyle co: “ziemia z gliny”. Niestety, urbanizacja zmniejszyła owe depozyty, i dziś by znaleźć dobrej jakości surowiec, garncarze musza szukać go godzinami w pobliżu rzeki i jezior.

A my musieliśmy  naszukać się garncarzy.

Curiously, Huayculi owes its name to the local clay deposits, as in the Quechua language huayculi means: “the land of clay.” Unfortunately, these deposits decreased becuse of urbanization, and today to find good quality raw material, potters have to look for it near rivers and lakes for hours.

And we, on the other hand, had to look for the potters.

boliviainmyeyes

Wsiedliśmy wiec w samochód i postanowiliśmy na własną rękę poszukać jednej z owych 114 rodzin garncarzy. I co? Znaleźliśmy jeden dom, z napisem ‘Artesania‘, ale właściciela nie było w domu. Zapytaliśmy wiec sąsiadów, a oni zaprosili nas na swoje podwórze, gdzie stal piec garncarski, a wokół niego rozrzucone były gliniane donice i dzbany. Większość z nich potrzaskana na kawałki. Okazało się, ze są to resztki z tego, co w danym tygodniu wyprodukowano i sprzedano, nie mieliśmy wiec dużego wyboru. Znaleźliśmy jednak kilka ładnych okazów: 3 duże donice, 2 mniejsze miski z pokrywka oraz malutki dzbaneczek – wszystko to za jedyne 60 bs., bo kupione ‘por major‘. W Cochabambie, La Paz, Santa Cruz, czy nawet w Brazylii i Peru, dokąd eksportowane są produkty z Huayculi, zapłacilibyśmy kilka razy więcej.

So we got in the car and decided search for one of these 114 families of potters. And we have found one house, with the inscription of ‘Artesania’, but the owner wasn’t home. So we asked the neighbors, and they invited us to their yard, where the simple pottery stove was built, and some clay pots were laying scattered around it. Most of them shattered into pieces. It turned out that these are the remains of what was produced and sold this week, so we had no big choice. However, we found several nice pieces: 3 large pots, 2 smaller bowls with lid and tiny jug – all for only 60 bs., as bought ‘por major’. In Cochabamba, La Paz, Santa Cruz, or even in Brazil and Peru, where the products wrom Huayaculi are exported we would have to pay several times more.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Mimo początkowego rozczarowania, nasza wycieczka okazała się ciekawa. Po drodze zwiedziliśmy bowiem inne okoliczne miasteczka, zakochując się szczególnie w jednym, gdzie spotkaliśmy dwie przyjazne cholity. Niestety, nazwy tej malutkiej kolonialnej wioski nie pomne, bowiem zupełnie nie mam pamięci do języka keczua, a na mapie na próżno jej szukać.

Despite the initial disappointment, our trip was interesting. On the way we visited other nearby villages, falling in love especially whith the one where we met two friendly cholitas. Unfortunately, I forgot the name of this tiny colonial village, because I don’t have good memory to Quechua language, and you won’t find it on the map.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Przegapiliśmy również zjazd do Huayculi, kończąc w hałaśliwym mieście Cliza, które nie bardzo mnie zachwyciło (cos mi się wydaje, ze wylądowaliśmy akurat w jego nowej dzielnicy), a w drodze powrotnej zajechaliśmy na chwile do cudownej Taraty, o której pisałam poprzednio —> klik.

We also missed the road to Huayculi, ending in a noisy city of Cliza that didn’t really amazed me (I think that we landed in its new district), and on the way back we stopped by wonderful Tarata —> click.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Źródło/Source: Los Tiempos.

boliviainmyeyes

Tarata: Bolivian Journey Back in Time *** Boliwijska podróż do przeszłości

W Tarata już byliśmy – niemal dwa lata temu to małe, senne miasteczko zrobiło na nas duże wrażenie, ale i napedzilło stracha. Pamiętacie staruszkę, chcącą mnie ukamieniować? —> klik.

We have already been in Tarata – almost two years ago, this small and sleepy town made a big impression on us, but also scared us a bit. Do you remember the old lady trying to stone me? —> click.

boliviainmyeyes

Tym razem w Taracie znaleźliśmy się zupełnie przypadkowo, zaglądając tu po drodze z wioski ceramiki (Pueblo de la ceramica) – Huayculi. I przeżyliśmy niemały szok, kiedy zobaczyliśmy zabytkowy plac, który dwa lata temu wyglądał na zupełnie opuszczony, a tym razem tętnił życiem. Kto wie, może trafiliśmy na dzień targowy?

This time we found ourselves in Tarata accidentally, popping in here on the way from the village of ceramics (Pueblo de la ceramica) – Huayculi. We were quite shocked seeing the main square, which two years ago looked completely abandoned, so full of life! Who knows, maybe we came on a market day?

boliviainmyeyes

Poczuliśmy się jak w innym świecie i gdyby nie samochody, prześlizgujące się wąskimi uliczkami historycznego miasta, moglibyśmy wątpić, czy wciąż jesteśmy w XXI wieku. Choć prawdę mówiąc, w czasach kolonialnych, mieszkańcy pochodzenia indiańskiego, w tych okolicach głownie Quechua, nie mieliby wstępu do centrum. Na szczęście dziś takie rasistowskie zasady nie maja prawa bycia, a stare miasteczko kwitnie kolorami tęczy.

We felt like stepping into another world, and if not for cars, slipping through narrow streets, we could doubt whether we are still in the XXI century. Although the truth is that in colonial times, the residents of Indian origin (in this area mainly Quechua) would not be allowed to walk in the center. Fortunately, today such racist rules have no right to be, and the old town blooms with the colors of the rainbow.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

*

Turyści narzekają, ze Cochababamba taka nieciekawa. Cóż, ja bym z tym polemizowała, bo miasto to ma wiele uroczych zakątków . Wielbiciele historii i architektury, oraz książek Gabriela Garcia Marqueza powinni zaś wsiąść w autobus, trufi taxi czy po prostu w taksówkę, i spędzić leniwe ach pełne pięknych wrażeń popołudnie w Taracie, oddalonej o niecałe 35 km od Cochabamby. A na lunch można zatrzymać się nad jeziorem Angostura, gdzie serwują (podobno) pyszne truchas (pstrągi)!

Tourists sometimes complain that Cochababamba is boring. Well, I would have argued with that, because the city has many charming places to see. Lovers of history and architecture however, as well as Gabriel Garcia Marquez magical books, should take a bus, trufi taxi or simply a taxi, and spend lazy afternoon full of beautiful impressions in Tarata, just 35 km away from Cochabamba. And for lunch you can stop at the lake Angostura, where apparently delicious truchas (trouts) are served!

boliviainmyeyes

La Cholita Cochabambina

On The Road: Santa Cruz – Cochabamba *** Droga ważniejsza niz cel podróży

Co się odwlecze to nie uciecze, droga nie zając, nie ucieknie – to tylko niektóre z powiedzeń, pasujących do naszej podroży samochodem z Santa Cruz do Cochabamby, którą zawsze odwlekaliśmy, a to z braku czasu, a to z braku samochodu, a to z lenistwa lub ze strachu. Nie ze strachu przed nowym i nieznanym, ale przed ‘El Sillar– miejscami na trasie, gdzie co jakiś czas osuwa się ziemia. Musze jednak przyznać, iż ta 9-godzinna podróż napędziła mi mniej stracha i przysporzyła o wiele więcej emocji niż 45-minutowy przelot samolotem.

What goes around comes around, the road is not a bunny, it won’t run away – that are just some of the sayings that could fit our road trip from Santa Cruz to Cochabamba, which we were always delaying becuase of the lack of time and the car or simple laziness and fear. Not of the new and the unknown, but of the Sillar‘ – a couple of places on the route, where from time to time the earth slumps. But after all, I must admit that the 9-hours journey scared me less  and gave a lot more excitement than a 45-minutes trip by plane.

Nie jest ważne, czy podróżujesz własnym samochodem, autokarem czy taksówka – widoki za oknem są takie same w każdym przypadku. Prawdziwa gratka dla łowców pięknych krajobrazów zaczyna się tuz przed miasteczkiem Buena Vista z tropikalnym lasem Parque Amboro z jednej strony, i z wręcz neonowo zielonymi pastwiskami z drugiej.

It is not important whether you are traveling by own car, bus or taxi – views from the window are the same in each case. A real treat for the hunters of beautiful landscapes starts just before the town of Buena Vista, with the tropical forest and mountains of Parque Amboro on the one side and neon green pastures on the other.

boliviainmyeyes

_MG_6490

Zaraz za Buena Vista, gdzie zjedlismy obiad, przekraczamy niewidzialna granice departamentu Cochabamba, wkraczając do ‘Krainy Tysiąca Rzek‘, o swojsko bo z quechua brzmiących nazwach: Rio Bulo Bulo, Rio Mamorecito, Rio Lagrimas, Rio Isarzama, Rio Ivirgazama, Rio Cesarzama itp.

Right after Buena Vista where we stopped for a lunch, we cross the invisible borders of the department of Cochabamba, entering ‘The Land of Thousand Rivers’ with familiar sounding names from Quechua: Rio Bulo Bulo, Rio Mamorecito, Rio Lagrimas, Rio Isarzama, Ivirgazama Rio, Rio Cesarzama etc.

boliviainmyeyes

Przekraczając jedna z szerokich rzek, mijamy najcudowniejszy krajobraz, który jednak umyka niepostrzeżenie, bo nie możemy przecież zatrzymać się na moście? Parkujemy za mostem, ale to już nie to samo! Jeszcze przez jakiś czas widzimy postrzępione szczyty wzgórz Parque Carrasco po lewej stronie, po prawej zaś zielone równiny. A po obu stronach drogi, typowe dla regionu ‘pomiędzy rzekami’, drewniane chatki na palach i sady bananowe, które ciągną się do słynnej miejscowości wypoczynkowej Villa Tunari, w samym centrum tropikalnego regionu Chapare, znanego z uprawy koki oraz amerykanskiego filmu z Al Pacino w roli glównej, ‘Scarface’ (Czlowiek z blizną).

While crossing  one of the widest rivers, the most wonderful landscape unfolds on the driver’s side, which, however, escapes imperceptibly, because surely we can not stop on the bridge? So, we park after the bridge, but it is not the same! Yet, for some time we see jagged peaks of the hills of Parque Carrasco hiden behind the clouds and typical of the region ‘between the rivers’, wooden houses on stilts and banana orchards, all the way to the famous resort town of Villa Tunari, located in the middle of a tropical region know for the cultivation of coca leafs and American movie ‘Scarface’ staring Al Pacino – Chapare.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Jesteśmy trochę zmęczeni po pięciu godzinach jazdy, ale widząc czarne chmury na horyzoncie i wiedząc, ze zostały nam tylko 3 godziny jazdy do Cochabamby*,  ruszamy dalej, posilając się czerwonymi słodkimi bananami, które kupujemy w chatce przy drodze.

We are a little tired after five hours of driving, but seeing black clouds on the horizon, and knowing that there are only 3 hours left to Cochabamba, we move on, stopping only once to buy sweet red bananas in a shack beside the road.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Po 30 minutach dojeżdżamy do okrytego złą sławą ‘Sillaru’ – ten niebezpieczny, geologicznie niestabilny odcinek trasy zaczyna się niewinnie. Asfaltową nawierzchnię drogi położonej pomiędzy wzgórzami a rzeka zastępuje żwir, a brak drzew na wzgórzu świadczy o niedawnym osuwisku. Jedno miejsce wygląda szczególnie newralgicznie, droga bowiem wydaje się być osadzona wprost na piaszczystej skarpie, stromo zsuwającej się do rzeki. A później tylko co jakiś czas natrafiamy na ‘geologicznie niestabilne miejsca’, ale za to jakże piękne! Położone w samym środku lasu deszczowego, pomiędzy małymi wodospadami i wielkimi paprociami (los helechos gigantes)! O niebezpieczeństwach czyhających w dżungli co rusz przypominają nam jednak małe kapliczki rozsiane wzdłuż drogi.

After 30 minutes we reach the infamous ‘ El Sillar’. This dangerous, geologically unstable part of the road starts quite innocently. The asphalted surface of the road situated between the hills and the river, is replaced by the gravel, and the lack of trees on a hill shows where the recent landslide happened. One place looks especially scary, because the road seems to be mounted directly on the sandy slope, sliding down steeply to the river. Later, we find on our way similar ‘geologically unstable places’ from time to time, but how beautiful are they! Situated in the middle of the rainforest, between small waterfalls and gigantic ferns (los helechos gigantes)! However, from time to time, the small chapels scattered along the road remind us about the dangers lurking in the jungle.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

W drodze powrotnej/On the way back

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Zaczyna padać, ale najgorsze już chyba za nami. Pniemy się powoli w górę, przejeżdżając przez tunele wydrążone w skale. W pewnym momencie zauważamy, ze zrobiło się strasznie zimno – temperatura spadla do 11 stopni C, a my dryfujemy w chmurach! Witajcie w Krainie Deszczowców;)

It starts to rain, but the worst is probably already behind us. We climb slowly up the hill, passing through tunnels carved into the mountains. At some point, we find that it got very cold – temperature dropped to 11 degrees C, and we drift in the clouds! 

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

A potem już z górki. Mijamy otoczone mgła jezioro Coloni, krajobraz robi się bardziej suchy i brązowawy. Do Cochabamby dojeżdżamy po zachodzie słońca, który obserwowaliśmy przy drodze. Cytujac Monteskiusza: długość podróży każe mniemać, że się w końcu przybyło:)

And then it gets easier. We pass by the beautiful Coloni lake surrounded by foggy landscape which is getting more dry and brownish. We reach Cochabamba after sunset that we admire form the road. Paraphrazing Montesquieu: Length of the journey makes me think that in the end we came.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

*

Ay zaznać całej tej niezwykłości, należy przebyć te trasę za dnia! Już dawno uważałam, ze ludzie podróżujący w nocy są co najmniej dziwni. Mówią oni, ze oszczędzają na hotelu i czasie, ale według mnie tracą oni wszystko! Bo jak mówi inne znane powiedzenie – czasem ważniejsza jest sama droga niż cel.

However, in order to experience this extraordinary journey, one needs to travel the route by day! I have long believed that people traveling by night are at least strange. They say that they save on the hotel expenses but for me, they lose everything! Because sometimes the road is more important than destination.

A poza tym, któż chciałby utknąć pośrodku lasu deszczowego w środku nocy?

And besides, who wants to be stuck in the middle of the rainforest in the middle of the night?

 * Nowa droga z Santa Cruz de la Sierra do Cochabamby wiedzie przez tropikalne Chapare i wynosi ok. 480 km (8 bitych godzin), ‘stara’ zaś (carretera antigua) prowadzi przez Samaipate i jest trochę dłuższa, ale jak mówią, jednakowo niesamowita.

The new road from Santa Cruz de la Sierra to Cochabamba passes through tropical Chapare and is approx. 480 km long (8 hours without break), and  the ‘old’ one (carretera antigua) runs through Samaipata and is a little bit longer but as they say, equally amazing.

Miłego podróżowania!/Have a nice trip!/ Feliz viaje!

boliviainmyeyes

Mysterious Incan ‘Qollcas de Cotapachi’ *** Inkaskie silosy w dolinie Cochabamby

Burza w górach wygląda przepięknie, ale groźnie. Tak tez wyglądała nasza wycieczka na wzgórze Cotapachi, gdzie pośród karłowatych drzew stoją tajemnicze grzyb podobne budynki z kamieni, błota i słomy. Wyglądają one niczym smerfowe chatki, ale osnute ciężkimi chmurami i w błyskach piorunów, przypominają raczej wojowników, ochraniających miasto w dolinie – Cochabamba. A tak bardziej przyziemnie – antyczne grobowce.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Qollcas de Cotapachi, mimo całego mistycyzmu je otaczającego,  to jednak ‘tylko’ spichrze, zbudowane w tym miejscu przez samych Inków, poddane niedawnej odbudowie/rekonstrukcji. Qollca (lub qollqa/collca) to inkaskie słowo oznaczające magazyn kukurydzy lub silos. Archeologiczne stanowisko w Cotopachi jest zaś największym przykładem tego typu okrągłych silosów na świecie!

Podobno, sami konkwistadorzy, którzy najechali państwo Inków, zafascynowani byli ilością oraz pojemnością inkaskich magazynów, w których przechowywano wszystko – od tkanin z wełny alpaki i bron, po wysuszone na kamień ziemniaki chuno, ziarna quinoa i mięso lamy.

Ze starych pism wynurza się obraz tysiąca magazynów na wzgórzach otaczających ważne miasta imperium Inków. Podobne magazyny budowane były niedaleko państwowych farm, królewskich posiadłości, miejsc religijnych czy wzdłuż szlaków kampanii militarnych. Takie regularne i strategiczne położenie magazynów, zapewniający łatwy dostęp do najbardziej potrzebnych produktów, było jednym z najważniejszych elementów polityki imperium i kluczem do sukcesu.

Osada Cotapachi, będąca częścią imperialnego gospodarstwa w dolinie Cochabamby, została rozbudowana przez króla Wayna Qhapaq i posiadała około 3.000 magazynów. Numery te pokazują niesamowitą zdolność państwa Inków do produkcji, magazynowania i dystrybucji towarów. Dziś możemy podziwiać 27 takich silosów.

boliviainmyeyes

Mimo uznania Qollcas de Cotapachi Archeologicznym Pomnikiem Narodowym w 2006 roku, oraz planów rekonstrukcji kolejnych magazynów, miejsce to jest zupełnie opuszczone, przezywając ‘najazd’ turystów oraz lokalnych farmerów tylko raz do roku, podczas przesilenia zimowego w czerwcu. Ciekawostka jest, ze właśnie na wzgórzu Cotapachi, potomkowie Inków z prezydentem Evo Moralesem na czele, celebrowali drugi po wskrzeszeniu Nowy Rok Aymara – najważniejszy festiwal Andyjskiego kalendarza, w 2008 roku.

fot. Los Tiempos

Informacje praktyczne:

Wioska Cotapachi znajduje się rzutem kamieniem od centrum Cochabamby, 13 km w kierunku Quillacollo. Dotrzeć tam mozna autobusem miejskim jak i taksówką.

boliviainmyeyes

Niestety później rozpoczynają się ‘schody’. Krótsza droga prowadząca na wzgórze została zamknięta z powodu osunięcia gruntu (w grudniu mamy początek pory deszczowej), musieliśmy wiec pojechać trasa okrężną, obok sanktuarium Urkupina, która okazała się pełna wybojów (jak na drogę górska przystało). Przez kolejne 4 kilometry, nasza taksówka pokonywała koleiny, zwinnie omijając co większe głazy, pnąc się dzielnie pod górę. W innych, bardziej słonecznych okolicznościach przyrody, wycieczka byłaby bardziej bezproblemowa (w połowie drogi powiedziałam taksówkarzowi, ze jeżeli przeprawa jest zbyt ciężka dla jego samochodu, to możemy zawrócić, ale ten odpowiedział, ze damy rade:), ale czy równie emocjonująca?

_MG_5044

_MG_5037

boliviainmyeyes

Na miejscu, z powodu otaczającej nas burzy, kilku bezdomnych psów oraz zbliżającego się zmroku, spędziliśmy tylko kwadrans. Miejsce to, choć posiada budynek administracyjny, nie jest strzeżone, co niestety przyczynia się do jego powolnej destrukcji, o czym pisał już dziennik ‘Los Tiempos’ w 2013 roku —> klik.

Za 2,5 godziny jazdy i krótkiego postoju, zapłaciliśmy taksówkarzowi 100 boliwianos (+ 10 bs. za mile towarzystwo:). Do qollcas można również dojechać rowerem, a wybrać się tam można ze znajomymi z klubu Bicis Verdes‘ —> klik, którzy organizują swoje wyprawy w weekendy. Polecam! My również zamierzamy tam wrócić:)

Źródła: Ancient Inca, Alan. N. Kolata, Cambridge University Press, 2013 oraz decamino.wordpress.com.

 ***

The storm in the mountains looks beautiful, but also dangerous. So it looked our 2.5 hours trip to the hill of Cotapachi where in the midst of dwarf trees stand mysterious mashroom-like buildings, built of stone, mud and straw. They remind of Smurfs huts, but with the heavy clouds above and flashes of lightnings, they rather resemble warriors, protecting the city of Cochabamba in the valley. Or more prosaically – antique tombs.

boliviainmyeyes

However, even with all mysticism surrounding this place, Qollcas de Cotapachi are ‘only’ granaries, built in ancient times by the Incas, recently restored/reconstructed. The ‘Qollca‘ (or qollqa/collca) is Inca word for corn storage or silo and the site of Cotapachi is the biggest example of round silos in the world!

Apparently, the conquistadors who invaded the Inca Empire, were fascinated by capacity and plenty of magazines that stored everything from alpaca wool fabrics and weapons to dried chuno potatoes, quinoa grain and llama meat.

From old documents emerges a picture of thousand such magazines standing on the hills surrounding the most important cities of Inca Empire. Similar warehouses were built near the state farms, royal domains, religious places or along the military campaigns routes. Such regular storage system built in strategic locations, providing easy access to the most needed products, was one of the key elements of the country’s growth and success.

Cotapachi settlement, part of the imperial household in the valley of Cochabamba, was expanded by King Wayna Qhapaq and had about 3,000 magazines. These numbers shows an incredible ability for production, storage and distribution of goods of Inca state. Today we can admire just 27 silos.

In 2006, the site was recognised as Archeological National Monument and in 2008, the descendants of the Incas with President Evo Morales, celebrated there the New Year Aymara – the most important festival of the Andean calendar, resurrected just a year earlier.

Today the place is completely deserted, reciving the ‘invasion’ of tourists and local farmers only once a year, during the winter solstice in June which marks Andean New Year and an ancient feast of the crop.

Practical information:

Cotapachi village is located steps away from the center of Cochabamba, 13 km towards Quillacollo. It can be reached partially by bus or taxi.

boliviainmyeyes

Unfortunately, the last 4 km are more difficoult. The shorter road leading up a hill was closed due to landslides (in December, we have the beginning of the rainy season), so we had to go around, choosing the road next to the sanctuary of Urkupina. Our taxi driver was a fighter though, nimbly bypassing patholes and big stones, moving bravely uphill. In more sunny day, the trip would be smoother (I actually told him that he could go back, if the road is too much for his car, but he said, that we should be fine) but maybe less exciting?

DSCN0371

DSCN0374

DSCN0392

On the spot, due to the surrounding us storm, several homeless dogs and the upcoming sunset, we spent only a quarter of an hour. The place, although having the administrative building, isn’t guarded, which unfortunately contributes to the slow destruction, which was noticed by local newspaper ‘Los Tiempos’ in 2013 —> click.

boliviainmyeyes

We paid the taximan 100 bolivianos for 2.5 hours ride (+ 10 bs. for a nice company :) You can also get to Qollcas de Cotapachi by bike, with our friends from the club Bicis Verdes’ —> click, who are organizing their trips on weekends. I would recommend it! We also intend to go back there sooner than later :)

Sources: Ancient Inca, Alan. N. Kolata, Cambridge University Press, 2013, and decamino.wordpress.com.