Santiago de Chiquitos: The Gateway to the Paradise *** U bram Raju

Do Santiago de Chiquitos, położonego na uboczu Ruta 4 (23 km od Robore), przybyliśmy wczesnym wieczorem. Miasteczko (lub raczej wioska) znajduje się u stop Serrania (wzgórza) Santiago, a prowadzi do niego kreta, asfaltowa i bardzo dobrze oznaczona droga. Mieliśmy trochę czasu i światła słonecznego na zapoznanie się z tym urodziwym miejscem – spokojnym, czystym, zorganizowanym (!), pełnym przyjaznych ludzi pozdrawiających przyjezdnych na każdym kroku. Dzięki swemu urokliwemu położeniu oraz przyjemnemu klimatowi (jest tu trochę chłodniej niż w niżej położonych miejscach Chiquitanii), miasto jest często nazywane Antesala del Cielo – Poczekalnia Niebios. Ciekawostka jest, iż podobno region ten ma wielu długowiecznych mieszkańców, którym zapewne nie spieszy się do Nieba, skoro mogą cieszyć się życiem doczesnym w tak pięknych okolicznościach przyrody;)

We arrived in Santiago de Chiquitos, located on the sideway of the Ruta 4(23 km from Robore), in the early evening. The town (or rather village) is situated at the foot of the Serrania Santiago (hill), at the end of serpent, paved and well marked road. We had some time to familiarize with this pretty town before sunset, finding it as a quiet, clean, organized (!), full of friendly people greeting visitors at every step, place. Thanks to its location and pleasant climate (it is a little cooler here than at lower altitudes of Chiquitania), the city is sometimes called Antesala del Cielo – Heaven’s Waiting Room. Interestingly, there are many long-lived residents in the region, who probably aren’t in a hurry to get to the eternal heaven, since they can enjoy life in such beautiful natural circumstances ;)

_MG_4521

DSCN0268

Santiago de Chiquitos zostało założone w roku 1754, jako dziesiąta misja jezuicka. Od samego początku istnienia stacjonował tu garnizon, ochraniający mieszkańców przed wrogo nastawionymi plemionami Zamucos i Guaycurus. Zresztą, jeszcze w 1944 roku Indianie ze szczepu Ayoreo zamordowali czterech protestanckich misjonarzy z USA w niedalekim mieście Robore. Tradycja jest kontynuowana, bo dziś w wiosce funkcjonuje szkoła militarna.

Santiago de Chiquitos was founded in 1754 as a 10th Jesuit mission. From the very beginning, the garrison was stationed in the mission, protecting its residents against hostile tribes of Guaycurus and Zamucos. Moreover, even in 1944 Indians Ayoreo murdered four Protestant missionaries from the United States in the nearby town Robore. The tradition continiues as today there is a military school in the village too.

boliviainmyeyes

Niebezpieczne czasy walki plemion jednak minęły i dziś Santiago de Chiquitos uznawane jest za najbezpieczniejsze miasto Boliwii. Zycie w wiosce płynie w spokojnym tempie, a skupia się ono wokół głównego placu, przy którym wieczorami mieszkańcy wystawiają grille, przygotowując proste przysmaki, lub przechadzają się po placu, zamienionym na uroczy park.

However, the dangerous times have seemed to pass and today Santiago is considered to be the safest city of Bolivia. The life in the village flows at leisurely pace, and focuses around the main square where residents make a barbecue in the evenings, preparing simple dishes, or stroll around theplaza, converted into a charming park.

boliviainmyeyes

Przy placu znajduje się również kościół, który jednak nie zachwyca jak pozostałe świątynie jezuickie. Jego budowę ukończono w 1771 roku, ale po tym jak jezuici zostali wygnani z Boliwii, popadł on w ruinę, będąc później trzykrotnie odnawiany.

In the square stands a church, which, however, does not impress as the other Jesuit temples. It was completed in 1771 but after the Jesuits were expelled from Bolivia, it fell in ruine, being later renewed three times.

boliviainmyeyes

Ale nie o kościele chciałam pisać a o tym, co znajduje się tuz za granicami miasteczka – park Reserva Departmental Valle Tucavaca. Dolinie Tucavaca obejmuje najlepiej zachowany fragment suchego lasu w Ameryce Południowej, uznawany za najbardziej dziewiczy tropikalny suchy las na świecie. Szmaragdowo zielone połacie lasu (wcale nie takiego znowu suchego) stapiające się z błękitnym horyzontem nieba, można podziwiać z El Mirador, punktu widokowego na szczycie Serrania Santiago.

But it’s not the church I wanted to write about but the town’s surroundings –Chiquitano tropical dry forest, which is a part of the protected park Reserva Valle Departmental Tucavaca. In fact, Tucavaca Valley has the best preserved fragment of dry forest in South America, as well as the most pristine tropical dry forest in the world. The emerald green expanses of forest (not so dry after all) merging with azure horizon of the sky, can be enjoyed from the El Mirador, a lookout point at the top of the Serrania Santiago.

Chiquitano

Jak wspomniałam w pierwszym wpisie, jest to jedyny doskonale oznaczony szlak w okolicy, na który bez problemu można się wybrać samodzielnie. I tak tez uczyniliśmy, wyruszając z samego rana w piesza wędrówkę, która rozpoczęła się trzy -kilometrowym marszem szeroka piaszczysta droga, wśród tysięcy motyli.

As I mentioned in the first post about Chiquitania ––> click, it is the only well-marked trail in the area, easily accesable without the guide. And so, we sett off in the morning beginning with 3 kilometers’ march on the wide sandy country road, among the thousands of butterflies.

Chiquitano

boliviainmyeyes

Tu musze wspomnieć o naszym specjalnym towarzyszu, którym był duży czarny pies o poetycko brzmiącym imieniu Sombra (Cień), należący do kucharki z restauracji Churapa. Po tym jak zniknął i pojawiał się przed nami na kolejnych odcinkach trasy, było widać, iż nie był to jego pierwszy raz w funkcji przewodnika:)

Here I have to mention our special companion –  a large black dog called Sombra (Shadow), belonging to the cook of the restaurant Churapa. After his disappearance and reappearance at certain points of the trail, we knew that it wasn’t his first time as a guide :)

boliviainmyeyes

Spacerkiem dotarliśmy do podnóża góry i rozpoczęliśmy godzinna wspinaczkę. Trasa nie jest najcięższa, ale trzeba uważać na osuwające się kamienie. Najpierw dotarliśmy do małego punktu widokowego, na którym zrobiliśmy sobie mała przerwę.

After a peaceful walk we reached the foot of the mountain and started one hour climb. The route is not the hardest, but you have to watch out for falling rocks. First, we got to a Small Viewpoint, where we had a wee break.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

A po kilkunastu kolejnych minutach byliśmy na samym szczycie, otoczeni przez pionowe skały, przypominające miejscami ruiny antycznej fortecy. Nie, na Dużym Miradorze się nie skończyło, postanowiliśmy pójść dalej, cały czas podziwiając to niesamowite miejsce, z którego każdej strony, jak okiem sięgnąć, rozpościerała się szmaragdowa dżungla. Pochmurne niebo osłaniało nas przed słońcem, łagodna bryza ochładzała powietrze, a nad głowami szybowały jastrzębie (?).

And after a few more minutes, we were at the top, surrounded by vertical rocks, that at places looked like the ruins of the ancient fortress. No, we didn’t stop at this Big Mirador, but we decided to go on, admiring the amazing views of an emerald jungle. Cloudy sky shrouded us from the sun, mild breeze cooled the air, and hawks (?) were soaring above our heads.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Wędrówkę zakończyliśmy chyba w najbardziej fotografowanym miejscu, z którego widać skalna wieże. Raz zdarzyło nam się zejść ze szlaku, zapuszczając niemal do samych jaskiń (których fanami, jak wiecie, nie jesteśmy).

I think we finished our wandering at the most photographed spot, from where you can see the rock tower. Once we happened to get off the trail, venturing almost to the caves (that we aren’t the fans of).

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Droga powrotna była trochę trudniejsza, nawet Sombra nie chciał iść już jako pierwszy, i jakby dłuższa.

The way down was a little more difficult, even Sombra didn’t want to lead us any longer.

boliviainmyeyes

Może dlatego, ze zbliżał się czas obiadu, o którym przypominały nam burczące brzuchy? Po drodze poszliśmy ‘na pachte’ (tak się u nas mówiło na ‘podkradanie owoców z drzew sąsiadów), zrywając owoce achachairu (tu nazywane tamarindo) oraz zbierając dojrzale rzeczne mango z pobocza drogi. Tak, grudzień to w Santiago sezon na mango!

Maybe because it was the lunch time? Along the way, we collected some fruit of achachairu (here called tamarindo?) and picked up ripe river mangos from the side of the road. Yes, December in Santiago de los Chiquitos is the season for mangoes!

boliviainmyeyes

Drzewo Mango!

boliviainmyeyes

P.S. El Mirador to tylko jedno z cudownych miejsc w okolicach Santiago de Chiquitos wartych zobaczenia. Niestety my tym razem nie dotarliśmy do naskalnych malowideł, ukrytych w jaskiniach i pośród gęstego lasu, licznych wodospadów czy skalnych luków. Coz, trzeba będzie tam powrócić!

P.S. El Mirador is just one of the wonderful places around Santiago de Chiquitos. Unfortunately, this time we didn’t see cave paintings or numerous waterfalls and rock arches hidden in the forest. Well, we have a multiple reasons to go back!

More pictures / Wiecej zdjec!

boliviainmyeyes

sleeping/dead squirel

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

La Gran Chiquitania : Bolivian Wild East * Odkrywając boliwijski Dziki Wschód

W końcu udało nam się kupić nowe auto i zaplanować wycieczkę na wschód Boliwii, do krainy zwanej Chiquitania! Krótka zapowiedz tego, co nas czeka mieliśmy już w San Xavier, jednej z sześciu barokowych misji jezuickich, ale tym razem nastawiliśmy się nie na zwiedzanie kościołów, a na odkrywanie cudów natury boliwijskich tropików w prowincji Chiquitos.

A musicie wiedzieć, ze La Gran Chiquitania* to naprawdę niesamowite miejsce, obfitujące w malownicze krajobrazy: wzgórza, kolorowe skały, jaskinie, wodospady a nawet gorące źródła. Nie na darmo region ten jest nazywany ostatnim nieodkrytym rajem Ameryki Południowej  Jest w czym wybierać, a wybór, szczególnie dla turystów z ograniczonymi możliwościami czasowymi (lub finansowymi) jest trudny. 

In the end we bought a new car and were able to plan our trip to the east of Bolivia, the land called Chiquitania. We had already a taste of what was waiting for us in San Xavier, one of the many baroque Jesuit missions, but this time we didn’t want to explore the churches but to discover the wonders of nature in the tropical Bolivian province of Chiquitos.

And I have to tell you that La Gran Chiquitania is really an amazing place, rich in picturesque landscapes: hills, colourfull rocks, caves, waterfalls and even hot springs. No without the reason this region is called the last undiscovered paradise of South America! The choice, especially for tourists with limited time (or finances) is difficult.

Nasz plan (który częściowo układaliśmy na miejscu) wyglądał następująco:

1 dzień – wyjazd z Santa Cruz de la Sierra (9 rano), obiad w San Jose de Chiquitos połączony ze zwiedzaniem kościoła (13-15), przyjazd do Santiago de Chiquitos i rozpoznanie (18.00).

Sama podróż, dzięki nowej drodze leczącej Santa Cruz (a raczej pobliski El Pailon) z Puerto Suarez (Ruta 4) graniczącym z Brazylia, wyniosła 6 godzin. Jednak krajobrazy, zwłaszcza po przystanku w San Jose, tak nas zachwyciły, iż jechaliśmy dosyć powoli, co rusz omijając krowy i jaszczurki przechodzące przez szosę. Początek grudnia to również sezon motyli, których miliony latają po okolicy, rozbijając się nieszczęśliwie na maskach dosyć nielicznych samochodów (tubylcy byli na to przygotowani, bo wszyscy mieli zamontowana siatkę:)

Our plan (which we put together on the spot) looked as follows:

1st day – drive from Santa Cruz de la Sierra (9 am), lunch in San Jose de Chiquitos with church tour (13-15), arrival to Santiago de Chiquitos and reconnaissance of the village (18.00).

The trip, thanks to a new road linking Santa Cruz (or rather the nearby El Pailon) with the city of Puerto Suarez bordering with Brasil (Ruta 4) takes about six hours, but the landscapes, especially after San Jose, were so delightfull that we took it quite slowly, looking out for cows and lizards from time to time crossing the road :) The beginning of December is also the season of butterflies, whose millions are flying around, smashing into the cars (the locals were ready for it, because everyone had mounted a net on the grill :)

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

La Torre de Chochis

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego nie podróżowaliśmy nocą? Po pierwsze nie mieliśmy pojęcia jak wygląda owa Ruta 4, a stan większości boliwijskich dróg pozostawia wiele do życzenia —> klik. Po drugie, boliwijscy kierowcy przeważnie jeżdżą jak szaleni, a większość wypadków drogowych ma miejsce właśnie po zmroku. Poza tym, na własne oczy widzieliśmy samochody i motocykle bez tylnych świateł (rekordzista była ciężarówka z jednym działającym światłem z przodu), nie wspominając już o krowach, koniach i pieszych, których często można było spotkać na drodze.

Surely you may wonder why didn’t we traveled by night? Firstly, we had no idea how the Ruta 4 looks like, and the roads condition in Bolivia isn’t the best —> click. Secondly, the Bolivian drivers usually drive like crazy, and most road accidents happens after dark. Besides, we’ve seen with our own eyes the cars and motorcycles without rear lights (record goes to the truck with one working light in the front), not to mention the cows, horses and pedestrians walking on the road.

_MG_4801

boliviainmyeyes

* Do Chiqutanii można również dotrzeć autobusem i pociągiem, który zatrzymuje się w San Jose de Chiquitos i Robore. Pociąg nazywany jest ‘tren de muerte’ (pociąg śmierci), ale spokojnie, nie dlatego, ze jest tam tyle śmiertelnych wypadków, ale z powodu długiej, uciążliwej i nudnej przeprawy (szczególnie nocą, gdy nic nie widać za oknem). Santiago de Chiquitos znajduje się 23 km od Robore, a do miasta prowadzi bardzo dobrze oznakowana droga. W tym miejscu musze wspomnieć, iż Ruta 4 jest chyba najlepsza szosa w Boliwii. Bez dziur i dobrze oznakowana. Ba! Może nawet za dobrze, znaków jest tam bowiem tyle, ze monady było spokojnie oznaczyć nimi jeszcze na przykład trasę Santa Cruz – Trinidad. No ale, od przybytku głowa nie boli:)

* Chiqutania can also be reached by bus and train, which stops in San Jose de Chiquitos and Robore. The train is called ‘tren de muerte’ (death train), but don’t worry, not because there are many accidents, but rather for long, hard and quite boring travel (especially at night when there is nothing to see from the window). Santiago de Chiquitos is located 23 km from Robore, and the town is connected with a main road by very well marked path. In this place I have to mention that Ruta 4 is probably the best highway in Bolivia. Without the holes and well signposted. Bah! Maybe even too well, because there are so many traffic signs that they could suffice for another route – Santa Cruz – Trinidad for example. But after all, more it’s better than less!

2 dzień – spacer na El Mirador de Santiago rano i relaks w Aquas Calientes (gorących źródłach) po południu.

3 dzień – przeprawa do El Mirador de Chochis i Santuario Mariano oraz … relaks w Aquas Calientes, po wcześniejszej niedoszłej próbie dostania się do Balnearios (basenów) w Robore.

4 dzień – powrót do Santa Cruz de la Sierra, podczas którego na nowo podziwialiśmy piękno Chiquitanii oraz, w miarę zbliżania się do Santa Cruz, rozlegle pola pobliskich kolonii menonitów.

2nd day – walk to El Mirador de Santiago in the morning and relax in Aquas Calientes (hot springs) in the afternoon.

3rd day – climb to El Mirador de Chochis and visiting the Sanctuario Mariano and … relaxing in Aquas Calientes after an earlier attempt of getting to Balnearios (Pools) in Robore.

4th day – return to Santa Cruz de la Sierra, admiring the beauty of Chiquitania once again and, as we were approaching Santa Cruz, extensive fields of nearby Mennonite colonies.

boliviainmyeyes

Przyznam jednak, ze zobaczyliśmy niewiele. Bardzo niewiele. Przeliczyliśmy się i z czasem, i z własna kondycja fizyczna, bowiem by dotrzeć do większości atrakcji trzeba nastawić się na poł lub całodniowe spacery/wspinaczki. Do tego trzeba doliczyć usługę profesjonalnego przewodnika, bez którego bardzo ciężko jest się poruszać po okolicy, bo większość szlaków (prócz Miradora w Santiago) jest niemal zupełnie nieoznakowana. Można na miejscu zakupić mapkę (5 bs.) z lista atrakcji, hoteli i restauracji, ale w terenie jest ona bezużyteczna.

I must admit that we saw very little. Too little. We miscalculated the time and our own physical condition, because to get to the most attractions a half or a full day of walking / climbing is needed. You also have to add a service of a profesjonal guide, without whom it’s hard to move around, because the majority of trails (except Mirador of Santiago) are almost completely unmarked. There is a map available, listing all tourist attractions, hotels and restaurants (5 bs.), but it’s useless in the field.

Mogliśmy jednak rozplanować nasza wycieczkę trochę inaczej, zwiedzając Chochis w drodze powrotnej do Santa Cruz i w zamian spędzając więcej czasu na szlaku w Santiago de Chiquitos poprzedniego dnia. A jest w czym wybierać! Mogliśmy na przyklad zwiedzić:

  • jaskinie z prehistorycznymi malowidłami naskalnymi Cuevas de Miserendino (choć prawdę mówiąc, nikt z nas obecnych nie jest miłośnikiem wypraw do gleby ziemi)
  • luk skalny ‘El Arco’
  • lub jeden z wodospadów: ‘Las Pozas‘ czy ‘La Colina‘. Więcej wodospadów znajduje się w okolicach Robore (Totaizales, Chorro de San Luis, Cascada de los Helechos). Chcieliśmy także wybrać się do Motacu, miejsca położonego o 12 km samochodem od Santiago, ale zraziliśmy się oferta napotkanego przewodnika, który zażyczył sobie 300 bs. za te krótka wycieczkę naszym własnym pojazdem!

A musicie wiedzieć, ze oficjalna stawka przewodników w Chiquitanii wynosi od 150 do 200 bs. za dzień (w zależności od intensywności zwiedzania).

We could plan our trip a little differently, sightseeing Chochis on a way back to Santa Cruz and instead spending more time in the area of Santiago de Chiquitos the day before. And there is so much to choose from! We could visit:

  • the caves with prehistoric paintngs Cuevas de Miserendino (whose age is probably not yet confirmed but they seem very unique), although truly speaking, none of us is a fan of expeditions to the depths of the earth.
  • rock arch El Arco
  • one of the waterfalls Las Pozas or La Colina. There are more waterfalls located in the vicinity of Robore (Totaizales, Chorro de San Luis, Cascada de los Helechos). We also wanted to visit Motacu to see some interesting rock paintings, a place located 12 km drive from Santiago, but we vere discouraged by the guide who requested 300 bs. for such a short trip in our own car!

And you have to know that the official guides rates in Chiquitania is 150 to 200 bs. per day (depending on the intensity of the trip).

Zakwaterowanie znaleźliśmy właśnie w Santiago de Chiquitos, spokojnej malej wiosce – dawnej misji jezuickiej. Spokojnej w dzień, bo wieczorami na boisku odbywały się zawody siatkówki, przez co po pierwszej nocy zmieniliśmy hotel, który akurat miał wolne pokoje położone daleko od drogi. Cóż, są wakacje, wiec młodzież ma prawo do zabawy, a poza tym, lepszy sport niż siedzenie w barze czy przy komputerze. Ale z drugiej strony, my byliśmy naprawdę zmęczeni po naszych przygodach w terenie.

Możemy wiec z czystym sumieniem polecić dwa hotele w Santiago de Chiquitos:

Hotel Beula – pięknie odrestaurowany acz nowoczesny ’boutique hotel’ na głównym placu. Pokoje małe, ale przytulne z łazienką, klimatyzacja i lodówką.

Cena: za noc w pokoju 2-osobowy + śniadanie od 300 bs. (30 €).

We booked our accommodation in Santiago de Chiquitos, a quiet little village, former Jesuit mission. Quiet during the day, because in the evenings the volleyball competitions were held in the centre, so after the first night we decided to change our booked hotel, to the other that had free rooms facing away from the road. Well, nowadays we have school holidays, so the teens have the right to have fun, and besides, doing sport is better than sitting in a bar or in the front of the computer. But we also needed a good night sleep after our adventures:)

After all, we can recommend two hotels in Santiago de Chiquitos:

Hotel Beula – beautifully restored yet modern ’boutique hotel’ on the corner of the main square. Rooms are small, but cozy with bathroom, air conditioning and refrigerator.

Price: doubble room + breakfast from 300 bs. (30 €) per night.

boliviainmyeyes

Hotel Beula

Hotel dysponuje również bardziej ekonomicznymi 4, 5 – osobowymi pokojami w odnawianym budynku po drugiej stronie ulicy, z łazienką i klimatyzacja. Ciekawa opcja dla grup.

Cena: 240 bs. za pokój.

Zapewne cena podskoczy w górę za około 2 lata, kiedy budynek zostanie do końca odrestaurowany. Na razie trochę straszy na zewnątrz choć same pokoje są doskonale wyposażone, klimatyczne i czyste (choć czasem mogą się tam przypałętać niepożądane insekty).

The hotel has also more economical 4, 5 – bed rooms in building across the street, with a bathroom and air conditioning. An interesting option for groups.

Price: 240 bs. for the room per night.

Probably the price will jump up in about two years, when the building will be fully restored. For now, it looks a bit frightening outside but the rooms themselves are very well equipped and clean (although sometimes one can find an insect in a bathroom).

Hostal Churapa – to doskonała opcja dla budżetowych podróżników. Hostel ten prowadzony jest przez znajomego biologa i fotografa Steffena Reichle. Niestety, podczas naszego pobytu był on w Niemczech, ale sympatyczna załoga Churapy była nam bardzo pomocna.

Cena pokoju 2-osobowego z łazienką – 200 bs. (+ 40bs. za klimatyzacje)

Pokój jednoosobowy z łazienką  – 100 bs. (bez łazienki 75 bs.) Ceny uwzględniają śniadanie.

Hostal Churapa – this is an excellent option for travelers on budget. This hostel is run by a friend, biologist and photographer Steffen Reichle. Unfortunately, during our stay he was in Germany, but friendly Churapa crew was really helpful.

Price: doubble room with bathroom – 200 bs. (+ 40bs. for air conditioning) per night.

Single room with bathroom – 100 bs. (without bathroom 75 bs.) Prices with breakfast.

boliviainmyeyes

Hostal Churapa

Bonus – 2 urocze czarne psy, które lgną do ludzi, czasem towarzysząc im w wędrówkach, o czym w następnym wpisie:) W poprzednim hotelu mieszka zaś piękny kot, żyjący z psami po sąsiedzku.

Hostel posiada również duża restauracje, której niestety nie mieliśmy okazji wypróbować, ale która zachwyciła nas swoja tradycyjna szata. Ceny od 20 do 50 bs.

Bonus – 2 cute black dogs, which cling to people, sometimes accompanying them in their wanderings (more about it in the next post:) In previous hotel there is a beautiful cat who seems to live peacefully with the dogs.

Hostal Chrapa has also a large restaurant, which, unfortunately, we did’t have the opportunity to try out, but which delighted us with its traditional decor. Prices of traditional Bolivian menu start from 20 to 50 bs.

Inne polecane restauracje:

Santiago de Chiquitos:

Restaurante 25 de Julio, gdzie zjedlismy dobry lunch. Pyszna zupa za 5 bs. (!) oraz sycące choć takie sobie ‘secundo’ za 10 bs. Polecam szczególnie świeży sok z acerolii, od dziś mój ulubiony! (Acerola jest małym czerwonym owocem, przypominającym żurawinę, popularnym zarówno w Boliwii jak i w Brazylii.)

Other recommended restaurants:

Santiago de Chiquitos:

* Restaurante 25 de Julio, where we ate a good lunch. Delicious soup for 5 bs. (!) and filling ‘secundo’ for 10 bs. I would especially recommend fresh acerola juice, which is now my favorite! (Acerola is a very small Bolivian fruit also common in Brazil, about the size of a cranberry. It is soft inside and rather acidic.)

boliviainmyeyes

Aquas Calientes:

Restaurante Ruta 4, w której dwukrotnie zjedliśmy kolacje. Według nas najlepsza w okolicy. Dlaczego? Wszyscy polecali nam ‘Casa Blanca’ w Robore, która faktycznie wygląda pięknie, ale jedzenie nie odbiegało daleko od standardów fast-foodu… Natomiast Ruta 4, kierowana przez sympatyczna Niemkę, jest wzorcowa. Niepozorna z zewnątrz (znajduje się tuż przy drodze i wygląda jak postój dla ciężarówek), w środku przestronna i niezwykle czysta, co w Boliwii jest rzadkością. Restauracja poleca menu boliwijskie, najlepsze jakie dotychczas miałam okazje spróbować. Polecam szczególnie majadito seco i milanesa de pollo. Duże porcje, ceny od 35 bs.

Aquas Calientes:

* Restaurante Ruta 4, in which you had the dinner (twice). According to us, the best in the area. Why? Everybody recommended ‘Casa Blancain Robore, which actuallylooks beautifully, but the food quality wasn’t far from a standard fast food place… Ruta 4 on the other hand, led by amiable German woman, is exemplary. Inconspicuous from the outside (can be found on the crossroad and looks like a tipical trucker stopover), it’s very spacious and clean inside, which is quite rare in Bolivia. The restaurant offers Bolivian menu, the best we’ve tried yet! I would recommend especially majadito seco  and milanesa de pollo. Large portions, prices from 35 bs.

boliviainmyeyes

Najlepsza restauracja w okolicy/ The best one

* My odwiedziliśmy prowincje Chiquitos, ale Chiquitania obejmuje jeszcze piec innych prowincji, w których znajduje się niezliczona ilość parków narodowych (np. Noel Kempf Mercado), czy boliwijski Pantanal przy granicy z Brazylia. Raj dla miłośników natury i bogatych ekosystemów, od suchej sawanny po mokradła i deszczowe lasy Amazonii.

Mieszkańcy Chiquitanii to Chiquitanas i Chiquitos (czikitos). Swoja nazwę zawdzięczają oni hiszpańskim najeźdźcom, którzy nazwali ich tak nie z powodu niskiego wzrostu, a niskich drzwi ich domostw.  Region ten zamieszkują także plemiona Ayoreos, Guaranis i Guarayos. Wszystkich mieszkańców terenów tropikalnych określa się zaś mianem Camba.

‘Ametauna’ to popularne słowo Chiquitano znaczące tyle co ‘chodź tu’. ‘Sirari’ to regionalne drzewo, z którego czerwonych nasion wytwarza się piękną biżuterie.

W następnych wpisach postaram się wam po kolei opowiedzieć o poszczególnych atrakcjach, których było nam dane ‘zasmakować’. Uprzedzam – będzie dużo zdjęć!

*We visited the province of Chiquitos, but Chiquitania includes also five other provinces with countless national parks (eg. Noel Kempf Mercado), or the Bolivian Pantanal on the border with Brazil. A paradise for nature and rich ecosystems lovers, with dry savannah, the wetlands and rain forests of the Amazon.

The inhabitants of Chiquitania are called Chiquitanas and Chiquitos. They owe its name to Spanish invaders, who called them so not because of their small posture but a low door of their homes. This region inhabit also tribes of Ayoreos, Guaranis and Guarayos. All the inhabitants of tropical lands are called Cambas.

‘Ametauna’ is a popular Chiquitano word that means ‘come over here’. ‘Sirari’ is a regional tree, from which red seeds the beautiful jewelry is produced. There is a great online gidebook to Chiquitania in English, which wisdom I also used while writting my blog —> www.chiquitania.com.

In the following posts I will try to tell more about places we’ve seen. But I warn you – there will be lots of pictures!

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Serranias de Chiquitos

boliviainmyeyes

Cows mutants?

boliviainmyeyes

Hotel Beula

boliviainmyeyes

Hostal Churapa