Tarija: La Ruta del Vino & Singani *** W boliwijskiej krainie wina i Singani

Tarija, zwana ‘boliwijską Andaluzją’, to stolica boliwijskiego wina oraz narodowego spirytusu, odpowiednika naszej polskiej wódki czy włoskiej grappa – 40 % Singani. Boliwijskie wina nie są możne tak znane w Europie jak te z Chile czy Argentyny, tradycja ich produkcji przemysłowej liczy sobie bowiem dopiero pól wieku, ale być może z czasem się to zmieni? Region Tarija ma te przewagę nad sąsiadami, iż znajduje się na wysokości około 2.000 m n.p.m., a wino tam produkowane zawiera ponoć więcej antyoksydantów niż to produkowane na obszarach nizinnych. I według mnie, smakuje wyśmienicie!

Tarija, called the ‘Bolivian Andalucia’, is the capital of the Bolivian national wines and spirit – 40% Singani, which is the equivalent of our Polish vodka or Italian grappa. Bolivian wines may not be known in Europe as well as those from Chile and Argentina. The tradition of industrial production of wine has started only half a century ago, but maybe with time this will change? Tarija region has this the advantage over its neighbors, that it is located at an altitude of about 2,000 meters above sea level, and the wine produced there reportedly contains more antioxidants than that produced in lowland areas. And in my opinion, it also tastes great!

Si vino a Tarija y no bebe vino, entonces, porque vino?*

Najlepszym sposobem na poznanie okolicznych winnic i zapoznanie się z produkcja wina oraz tajnikami jego degustacji, jest wykupienie wycieczki w jednej z wielu agencji turystycznych. My wybraliśmy się na objazd z ‘Bus Turistico‘, który odjeżdża codziennie z głównego skweru (Plaza Luis de Fuentes) o godzinie 8.30 i 14.30. Jeżeli zbierze się mniej osób, zabiera ich jeep.

The best way to discover the surrounding vineyards and familiarize yourself with the ways of wine production and tasting it, is to buy a tour in one of the many tourist agencies. We went on a tour with ‘Bus Turistico“, which departs daily from the main square (Plaza Luis de Fuentes) at 8.30 and 14.30. If they are fewer people (in low season), they use the jeep instead.

Tarija

Ruta de Vino y Singani de Altura składa się z trzech tras, z których każda kosztuje około 130 bs. od osoby i trwa mniej więcej 4 godziny. Jeżeli ktoś ma czas i ochotę, możne wykupić wszystkie trzy wycieczki w cenie 300 bs. od osoby, co tez uczyniliśmy my sami. * Najlepiej jest się wybrać do Tarija podczas boliwijskiego lata (grudzień – marzec), kiedy winnice są zielone, a winne krzewy uginają się pod ciężarem winogron, ale degustować można przez cały rok:)

‘Ruta de Vino y Singani de Altura’ consists of three routes, each of which costs about 130 bs. per person and takes about four hours. If the time permits, then you can purchase all three trips for the price of 300 bs. per person, which we did ourselves. * It is best to come to Tarija in the Bolivian summer (December – March), when the vineyards are green, and the vines are bending under the weight of the grapes, but you can taste the wine all year round :)

Tarija

Trasa 1: wina przemyslowe i tradycyjne/ industrial and tradicional wines

* Kohlberg: winiarnia/ winery

Kohlberg to najbardziej znane wino boliwijskie, mające najdłuższą, bo ponad 50-letnia tradycje produkcji na skale przemysłową. Nazwa pochodzi od nazwiska rodowego, jak pewnie się domyśliliście, niemieckiego. Senior rodu, inżynier, przybył do Boliwii jeszcze przed wojna, osiedlając się w Tarija, ale winiarnie założył jego syn, Don Julio. Ciekawostką jest, a nie dowiedzieliśmy się tego podczas wycieczki, ze w 2009 roku w Bułgarii, w butelkach wina Kohlberg znaleziono kokainę w stanie ciekłym!Na szczęście, incydent, nie zaszkodził reputacji winiarni, wino nie bylo eksportowane przez producenta.

Kohlberg, is the best known and the oldest winary in Bolivia having more than 50-years long tradition of manufacturing on an industrial scale. The name is derived from the German surname, as you probably guessed, of the owners family. The Senior, an engineer, came to Bolivia before the war settling in Tarija, but winery was founded by his son, Don Julio. Interestingly, and we did not learn it during the tour, in 2009 in Bulgaria the customs found the cocaine in liquid form in Kohlberg’s bottles of wine! Fortunately, the incident did not harm the reputation of the winery, because the wine wasn’t shipped to Europe by the producent.

* Kohlberg: Winnice i degustacja wina/ vineyards + wine tasting

Z fabryki udajemy sie do domu rodzinnego Kohlbergow poza granicami miasta w Dolinie Santa Ana. Tam po raz pierwszy degustujemy wino (szkoda, ze tylko stołowe, które w sklepie kupimy za około 2€) oraz przepyszne, produkowane lokalnie, sery i szynkę. Przez chwile obszczekuje nasza grupę moja imienniczka – wyżeł niemiecki, Danka. Ładna, prawda?:)

The tour goes from the factory to Kohlberg family home in the countryside of the Valley of Santa Ana. There, for the first time, we can taste the wine (what a pity that only table one that you can buy in the store for about 2 €!) and delicious, locally produced cheese and ham. For a moment we are barked at by a dog, named like myself –  Danka. Lovely, is she not?:)

Kohlberg

* Valle Concepcion

Piękne okolice, w porze suchej niestety trochę… suche i ziemiste, ale i tak urocze.

Beautiful surroundings, in the dry season unfortunately … a little dry and earthy, but still charming.

Tarija

* La Tablada: Degustacja win ‘artesanales’  / artesan wine tasting

Zatrzymujemy się na chwilę w malutkiej miejscowości, gdzie mieści się sklep monopolowy ‘Las Duelas’ z winami i innymi alkoholami lokalnych producentów. Tu mamy kolejna degustację, tym razem wina deserowego oraz zakupujemy… paczkę suszonych owoców.

We stop for a while in the tiny village, visiting a store ‘Las Duelas’ which is selling wine and liquor from local producers. Here we have another wine tasting, this time sweet dessert one … and we buy a pack of dried fruit.

* Canon del Angosto

W drodze do ostatniego punktu programu, zatrzymujemy się kolo mostu, z którego można podziwiać Kanion del Agosto, podobno jedną z największych atrakcji regionu. Podobno, bo sam widok nie sprawia na nas piorunującego wrażenia. Co innego byłoby się przejść po jego dnie, a niektóre agencje podobno oferują takie atrakcje.

On the way to the last stop, we pass by the bridge from where you can admire the Canyon del Agosto, reportedly one of the biggest attractions of the region. Apparently, because the mere sight does not impress us at all. It would be interesting however to walk at the bottom of and some agencies reportedly offer such attractions.

Tarija

* Casa Vieja: degustacja win ‘paternos’ (produkowanych sposobem tradycyjnym)/ tasting of wines ‘paternos’ (produced in traditional way)

W końcu zatrzymujemy się w Uriondo, malutkim miasteczku, które zachowało klimat kolonialny, gdzie w najstarszym budynku (CasaVieja), zbudowanym w sposób tradycyjny z gliny i drewna, przechodzimy do ostatniej degustacji. Lokalnym zwyczajem, pijemy rożne wina (niestety tylko słodkie) z jednego kieliszka, a ostatnia osoba musi wychylić kielicha do ostatniej kropli. Na szczęście, my byliśmy pierwsi w kolejce, ale turysta z Argentyny całkiem nieźle sobie poradził, nawet z ostatnim kieliszkiem czystego Singani!

In the end we stopped in Valle de Concepción, in a small town of Uriondo with preserved colonial atmosphere, and its oldest building Casa Vieja, built in the traditional manner with clay and wood. By local custom, the whole group was offerend anothe wine testing, drinking different wines (unfortunately only sweet ones) from one glass, and the last person has to drink it up to the last drop. Fortunately, we were first in the queue, but a tourist from Argentina did pretty well, even after finishing the full glass of pure Singani!

Casa Vieja

Casa Vieja

W ‘starej chacie’ zjedliśmy typowa dla regionu Tarija potrawę, chancho a la cruz, czyli prosiaka pieczonego na palu przy ognisku. Trochę drogo, ale smacznie. A potem, wyruszyliśmy na mały spacer po miasteczku.

At Casa Vieja we ate typical Tarija’s dish, chancho a la cruz – roasted suckling pig. A little pricey, but delicious. And then, we went for a little walk around the town.

Tarija

Trasa 2: Wino i Singani/ wine and Singani

Te wycieczkę polecam szczególnie tym, którzy nastawiają się na profesjonalną degustację i chcą się czegoś nauczyć.

This trip I recommend especially to those who want to experience the professional wine tasting and learn something about wine.

*Casa Real: destylernia Singani + degustacja/ Casa Real: distillery of Singani + tasting

Singani to rodzaj brandy destylowanej z wytłoczyn winogron Muscatu z Alexandrii, produkowanej tylko w boliwijskich Andach i uważanej za narodowy napój alkoholowy Boliwii i jej dziedzictwo kulturowe. Singani jest produkowane od XVI wieku, od przybycia Hiszpanow do Ameryki Południowej i podobno zawdziecza swoja nazwe prekolimbijskiej miejscowosci, w poblizu misji, ktora jako pierwsza destylkowala ten trunek.

Singani is a type of brandy distilled from Muscat of Alexandria grapes, which is produced only in the Bolivian Andes and is considered to be a national liquor of Bolivia and its cultural heritage.  Singani has been produced since the sixteenth century, shortly after the arrival of the Spaniards in South America. Singani reportedly was named after pre-Columbian village, near the Mission, where the liquor was first destiled.

Tarija

Ze względu na produkcję winogron w ekstremalnym klimacie na dużej wysokości, Singani ma wyraźny profil smakowy, osiągnięty bez procesu starzenia, podobnie jak tequila. Trunek jest przezroczysty. Poza tym, Singani nie zawiera siarczanów, barwników, wzmacniaczy smaku, które pojawiają się w innych podobnych alkoholach.

Due to the production of grapes in extreme climate at high altitudes, Singani has a pronounced flavor profile, achieved without the aging process, like tequila. Besides, Singani does not contain sulphate, dyes, flavor enhancers that appear in other similar alcohols.

Uriondo

Od momentu powstania trunku, Singani było pijane na czysto, i dopiero w XIX wieku ukształtowała się kultura koktajli. Wyjątkiem jestsucumbé, koktajl górników z Potosi, którzy od 1608 roku zaczęli mieszać Singani z gorącym mlekiem i przyprawami. Nazwa tego pierwszego znanego koktajlu Singani prawdopodobnie jest pochodzenia afrykańskiego, bo jak pamiętacie, hiszpańscy konkwistadorzy sprowadzali niewolników z Afryki do pracy w kopalniach srebra Cerro Rico.

Since its beginnings, Singani was drunk pure, and only in the nineteenth century the culture of cocktails emerged. The exception is sucumbé, cocktail made by the miners of Potosi, who in 1608 Singani began to mix Singani with hot milk and spices. The name of the first known cocktail using thi liquor is likely to be of African origin, because as you may recall, the Spanish conquistadores imported slaves from Africa to work in the silver mines of Cerro Rico.

Uriondo

W XIX wieku, kolejowi inżynierowie z Wielkiej Brytanii i Ameryki, z powodu braku dżinu, zaczęli mieszać Singani z piwem imbirowym i tak powstał, dziś najpopularniejszy koktajl Singani – Chuflay. Anglicy nazwali koktail ‘shoofly’ od terminu określającego tymczasowa linie kolejowa, a Boliwijczycy, którzy nie umieli tego wymawiać przekręcili nazwę po swojemu:)

In the nineteenth century, the railway engineers from Britain and America building the rail in Bolivia due to lack of their favourite ‘gin’, began to stir Singani with ginger beer, inventing today’s most popular cocktail Singani – Chuflay. The English actually called this cocktail ‘Shoofly’ from the language term used for a temporary railway line, and the Bolivians, who could not pronounce the name, twisted it their way :)

Tarija

Nigdy nie lubiłam tego mocnego alkoholu, bowiem zawsze próbowałam go na czysto, ale po degustacji w Casa Real, gdzie podano nam go w formie drinka Chuflay właśnie, z ginger ale, lodem i plasterkiem cytryny, bardzo mi zasmakował. A jeszcze lepiej smakuje z salteña, którą nam zaserwowano. W sklepiku Casa Real zakupiliśmy butelkę pierwszego w historii dlugo lezakujacego, bo 15 lat Singani – DonLucho. Jeszcze jej nie otworzyliśmy, bo aż szkoda:)

I’ve never liked this strong alcohol, as I’ve always tried it pure, but after tasting it as chuflay with ginger ale, ice and a slice of lemon at Casa Real, I was pleasntly surprised. And it even better tastes with salteña, which was also served. In the shop we bought a bottle of Casa Real’s first ever long matured for 15 years Singani – Don Lucho. We haven’t open it yet :)

* Singani destylowane jest również w innych rejonach Boliwii (tylko wysokogórskich!), ale większość winogron pochodzi z rejonu Tarija.

* Singani is also distilled in other regions of Bolivia (only high-altitude!), but most of the grapes come from the region of Tarija.

Tarija

* Campos de Solana: winiarnia + degustacja/ Campos de Solana: winery + tasting

To druga co do wielkości winnica/winiarnia Boliwii i osobiście uważam, że najlepsza (obok Aranjuez, której zwiedzac niestety nie można). Po krótkiej lekcji produkcji wina, przeszliśmy do degustacji, profesjonalnie poprowadzonej przez pracownice Campos de Solana, która przekonała nas do zakupu jednego z najdroższych, ale również najlepszych win tej winnicy. Polecam, choć kosztuje ponad 20€ za butelkę.

This is the second largest vineyard / winery in Bolivia and personally I think that the best. After a short lesson of wine- making, we moved to the tasting, professionally led by a worker of Campos de Solana, who convinced us to buy one of the most expensive but also the best wine of the winery. I would recommend it, although it costs more than € 20 per bottle.

Tarija

* San Bernanrdo: winnica + degustacja/ winery +tasting

Poranek zakończyliśmy w malej, prywatnej winnicy, która powoli przekształca się również w ośrodek eko-turystyczny, gdzie zostaliśmy przywitani przez samego właściciela, człowieka wielkiej wiedzy na temat wina.  Degustacja tym razem obejmowała nie tylko bardzo dobre wino, które jeszcze nie zdążyło dostać etykiety, ale również grona winogron zmacerowane w Singani! Jeżeli powrócimy kiedyś do Tarija, to chcielibyśmy zatrzymać się w tym właśnie miejscu – nie tylko pięknym i spokojnym, ale również posiadającym białego konia:)

The morning ended in a small, private vineyard, which is slowly transforming itself into the eco-tourist resort, where we were greeted by the owner, a man of great knowledge about wine. Tasting this time included not only a very good wine that had not yet had time to get labeled, but also the grapes macerated in Singani! If we return someday to Tarija, we would like to stay in this place – not only beautiful and quiet, but also a home to a white horse :)

San Bernardo

Jak widzicie, wycieczka po winnej stolicy Boliwii jest bardzo ciekawa, a przy okazji można zobaczyć codzienne życie tej krainy. To, czy i ile informacji przyswoimy sobie podczas degustacji zależy od naszej pamięci, umiejętności słuchania i rozumienia języka hiszpańskiego (nasza agencja nie oferowała tłumacza) oraz zainteresowania tematem. Ja niestety do dziś nie orientuje się w różnicy pomiędzy poszczególnymi gatunkami gron i win, które się z nich produkuje, ale zamierzam się dokształcić. Bo wino, szczególnie to boliwijskie z Tarija, bardzo polubiłam.

As you can see, the tour around the wine capital of Bolivia is very interesting and it’s a great way to see the daily life of people living here. How much information do you get during the tasting depends on your memory, ability to listen and understand Spanish (our agency did not offer an interpreter), and interest in the topic. Unfortunately, I still do not know the difference between the various types of grapes and wines, but I’m going to educate myself further. Because I like wine a lot, especially Bolivian one. From Tarija.

* Jak głosi stare tarijeńskie przysłowie: ‘Jeżeli przybyłeś do Tarija i nie pijesz wina, to dlaczego tu przyjechałeś?’. Nie ma mocnych, trzeba pić;)

* The old Tarija’s proverb says: ‘If you came to Tarija and don’t drink wine, then why did you come here?’.

 

The Season of the Bolivian Mandarines *** Sezon na boliwijskie mandaryny

Lato w Boliwii, szczegolnie w jej wschodniej, tropikalnej czesci, stoi pod znakiem mango i —> achachairu. Natomiast jesienia, czyli pod koniec kwietnia, zaczyna sie sezon na mandarynki, a raczej na mandaryny, bo te boliwijskie niczym nie przypominaja malutkich pomaranczowych owocow, znanych z naszych europejskich polek sklepowych! Tak sie smiesznie sklada, ze boliwijskie mandarynki sa wielkosci naszej pomaranczy, a ich skorka jest zielono – pomaranczowo – brazowa. Smak jest jednak taki sam.

W sezonie, mandaryny sprzedawane sa zwykle na sztuki,  a dostac je mozna wszedzie: przy drodze, na bazarze, w sklepie. Za 25 dorodnych owocow zaplacimy okolo 10 bs. Nic, tylko brac i robic sok!

Summer in Bolivia, especially in its eastern tropical part, tastes like mango and —> achachairu. In autumn, which starts in late April, we have the season for tangerines, or rather Mandarines, because the Bolivian kind does  not resemble the tiny orange fruit that we know from our European stores! It hapens, that Bolivian Mandarines are the same size as our oranges and their skin is green – orange – brown. However, the flavor is the same.

During the season (temporada), Mandarines are usually sold in pieces, and you can get them everywhere: beside the road, in the bazaar, in the shop. For 25 plump fruit you pay about 10 bs. There is no other option than to buy and make juice!

boliviainmeyeys

W pierwsza majowa sobote, korzystajac z ladnej pogody, wybralismy sie do kolonii mennonickiej Santa Rita. Po drodze do Paurito zobaczylismy ciezarowke pelna mandaryn, postanowilismy sie wiec zatrzymac i ubic targu. Kupilismy wystarczajaco duzo, by moc podarowac troche cytrusow naszemu znajomemu mennonickiemu gospodarzowi, ktorego odwiedzilismy w drodze powrotnej z almacenow (sklepow mennonitow).

On the first Saturday of May, taking an advantage of the nice weather, we set off to the Mennonite colony of Santa Rita. On the way to Paurito we saw a truck full of Mandarins, so we decided to stop and get some. We bought enough to share some citrus with our mennonite friendly host, who we visited on the way back from almacenes (Mennonite shops).

boliviainmeyeys

boliviainmeyeys

Gospodarz Heinrich przyjal podarunek z radoscia, a pozniej oznajmil, ze mandaryny rosna w jego ogrodzie, i ze mozemy sobie ich wziac ile tylko chcemy! Glupio nam bylo tak brac i po dluzszej chwili udalo nam sie przekonac gospodarza, do przyjecia zaplaty za owoce. I tak oto zobaczylam po raz pierwszy na wlasne oczy, boliwijski mandarynkowy sad. Syn gospodarza zrecznie zrywal owoce, a ja w miedzyczasie je fotografowalam:)

Our host Heinrich happily accepted our gift, and later announced that he has Mandarine trees in his garden, and if we want, we could take some! We weren’t comfortable to just take and it took us a while to convince the Mennonite, to accept some payment for the produce. And so I saw for the first time with my own eyes, the Bolivian Mandarine orchard. One of the Mennonite’s sons, skillfully picked the fruit from the tree and I, in the meantime, photographed everything around:)

boliviainmeyeys

boliviainmeyeys

boliviainmeyeys

Gospodarz dorzucil nam rowniez kilka zielonych dorodnych limonek, ktore okazaly sie … pomaranczami!W Boliwii wszystko jest na opak – pamietacie —> owocowe potworki, o ktorych pisalam jakis czas temu? Gigantyczne jablka, ogorkowe awokado, zielone pomarancze – juz nic mnie nie zaskoczy:)

The Mennonite host also threw in a couple of big green limes, which turned out to be … the oranges! In Bolivia, everything is upside down – do you remember —> the fruit freaks, about which I wrote some time ago? Giant apples, cucumber avocado, green oranges – nothing surprises me anymore :)

boliviainmeyeys

Jako ‘yapita’ (cos ekstra), dostalismy jeszcze kilka kokosow oraz po kubku pysznego, swiezego cieplego mleka, prosto od krowy, ktore ostatni raz pilam na wakacjach u dziedkow, jak mialam szesc lat. Nic dziwnego, ze u mennonitow czuje sie jak w domu:)

As ‘yapita’ (something extra), we got a few coconuts and a mug of delicious, fresh warm milk straight from the cow, which I drank last on vacation at my grandparents’ farm when I was six years old.  No wonder that the Mennonite colony feels like home to me :)

boliviainmeyeys

Coffee Flavoured ‘Buena Vista’ **** ‘Buena Vista’ o zapachu kawy

Buena Vista to malutkie miasteczko położone niespełna 100 km od Santa Cruz, wzdłuż nowej drogi do Cochabamby.  Aby dostać się do centrum ‘pueblito’, trzeba oczywiście z owej głównej drogi zjechać, ale z cala pewnością warto, bo miejsce to jest urocze. Swoim klimatem przypomina inne typowe osady boliwijskich tropików, powstale jako misje jezuickie, z niska zabudowa ‘adobe’ rozstawiona wokół placu-parku. W Buena Vista od razu uderza nas pełna organizacja oraz porządek, tak rzadko spotykany w Boliwii.

Buena Vista is a small town located less than 100 km from Santa Cruz, along the new road to Cochabamba. To get to the center of ‘pueblito’, you need to drive off the main road, but it is certainly worth it. The place is charming. Its atmosphere resembles other typical villages of Bolivian tropics, funded as Jesuit missions, with low adobe buildings around the square park. In Buena Vista we were also struck by cleanliness and order, so rare in Bolivia.

Buena Vista

Zatrzymaliśmy się na obiad w jednej z restauracji, serwującej posiłki na zewnątrz, pod zadaszeniem z liści palmowych. Zajadając się pyszna fasolka z ryżem ala fasolka po bretońsku, oraz popijając świeży sok z brzoskwiń, delektowaliśmy się nasza sjesta, przerywana raz po raz głośnym buczeniem przejeżdżających motorów.

We stopped for lunch at one of the restaurants, serving its meals outdoors, under a roof of palm leaves. Gorging delicious baked beans with rice, and drinking fresh peach juice, we thoroughly enjoyed our ‘siesta’, interrupted from time to time by a loud hum of passing motors.

Buena Vista

Po lunchu postanowiliśmy zasięgnąć informacji o wycieczkach do pobliskiego Parku Amboro. W drzwiach biura turystycznego przywitał nas młody bokser, który z radości posikał się na nasze buty. Niestety, poinformowano nas, ze w porze deszczowej lepiej jest się nie zapuszczać w las własnym samochodem, bo po drodze trzeba by przekroczyć kilka rzek. A ponieważ do Buena Vista przyjechaliśmy tym razem na jeden dzień, to postanowiliśmy spróbować innej atrakcji regionu: wycieczki do plantacji kawy.

After lunch we decided to find out about the trips to the nearby Park Amboro. We were greeted at the tourist office door by young boxer who was so happy to see us that he peed himself and our shoes. Unfortunately, we were informed that in the rainy season it is better not to venture into the forest with our car, because on the way there are several rivers to be crossed. And since we arrived to Buena Vista this time only for one day, we decided to try another attraction of the region: a visit to a coffee plantation.

Buena Vista

Wycieczka kawowa jest oferowana przez hotel ‘El Cafetal’, którego właściciel posiada własną plantacje kawy. Hotel znajduje się tylko 5 km od miasteczka, ale piaszczysta droga bez jakichkolwiek drogowskazów dłużyła nam się bardzo, choć nie mogliśmy narzekać na sielskie widoki oraz pomoc dobrych ludzi, napotkanych przy drodze.

Coffee tour is offered by the hotel ‘El Cafetal’, whose owner has its own coffee plantation. The hotel is located only 5 km from the town, but the sandy road without any signs seemed to be longer. However, we could not complain seeing the idyllic views and getting help form good people encountered along the road.

Buena Vista

Kiedy dotarliśmy na miejsce, naszym oczom ukazał się piękny widok. Hotel, zbudowany jest bowiem na wzgórzu, z którego rozlega się niesamowita panorama na tropikalne lasy Parku Amboro i góry, za którymi znajduje się Samaipata. Teraz już wiem, dlaczego miasteczko to nosi nazwę ‘Buena Vista’ – ‘Piękny Widok’, który w hotelu ‘El Cafetal’ można podziwiać zarówno z leżaka przy basenie, baru pod parasolem z liści palmowych lub ze specjalnie na te okazje wybudowanego ‘miradora’, czyli trzy-poziomowej drewnianej konstrukcji, wibrującej przy każdym podmuchu wiatru. Zwiedzanie umilały zaś dwa przyjacielskie psy.

When we got there, we saw the beautiful view. The hotel is built on a hill, from where it stretches an amazing panorama of tropical forests and mountains of Amboro Park, with Samaipata behind them. Now I know why the town is called ‘Buena Vista’ – Nice View, which at the Hotel El Cafetal you can enjoy both lying in the sun by the pool, sitting at the bar under the palm roof, or climbing a specially built for the occasion ‘Mirador’, the three-level wooden construction, vibrating with every gust of wind. All activities comes with the companion of two friendly dogs.

Buena Vista

Buena Vista

Buena Vista

Miły właściciel przybytku w 15 minut zorganizował nam przewodnika, z którym wybraliśmy się na objazd części pokazowej plantacji kawy, zabierając również jego nastoletniego syna. Przyznam, nie jestem kawoszem, mój Freddy kawy również nie pije, ale zawsze interesowało mnie, jak rośnie kawa. A kawa w Buena Vista, co warto podkreślić, rośnie sobie pośród wysokich drzew, ekologicznie. Największe krzaki kawowe pięły się na wysokość około 2.5 metra, a pośród nich można było dostrzec malutkie gniazda ‘picaflores’, czyli kolibrów.

Friendly owner of the hotel  organized a guide for us in 15 minutes. I admit, I’m not a fan of coffee, nor is my Freddy, but I was always interested as it grows. A coffee in Buena Vista, which is worth emphasizing, grows among tall trees, ecologically. The largest coffee plants climbed to a height of about 2.5 meters, and among them you could see a tiny nest of ‘Picaflores’, the hummingbirds.

Buena Vista

Buena Vista

Buena Vista

W styczniu, owoce zebrane w grona oblepiające gałęzie kawowca, były jeszcze zielone, zbiór kawy następuje bowiem w okolicach kwietnia, kiedy owoce są czerwone.  Przewodnik znalazł dla nas kilka dojrzałych kulek i dal nam je do spróbowania. Cóż, białe ziarno w słodkim miąższu nie smakuje jak kawa, te bowiem trzeba najpierw wysuszyć a potem poddać procesowi palenia, by uzyskać czarne  aromatyczne ziarna.

In January, the fruits gathered in clusters sticked to coffee tree branches were still green, as the coffee collection starts around April, when the fruit are red. The guide found us some mature fruit and gave them to us to try. Well, white seeds in a sweet pulp does not taste like a coffee, because it must first be dried and then roasted to obtain aromatic black beans.

Buena Vista

W prażalni kawy dowiedzieliśmy się jak ten proces wygląda, i czy rożni się kawa amerykańska, europejska i arabska – czasem prażenia właśnie. Ciekawe jest, ze ja zawsze utożsamiałam kawę z Ameryka Południową, szczególnie z Kolumbia, a podczas lekcji historii kawowej okazało się, ze kawa dotarła na Nowy Kontynent z Afryki i krajów arabskich wraz z Europejczykami dopiero w XVIII wieku!

In the building where the coffee is roasted we learned how the process looks like, and that American, European and Arab coffee selection depends on roasting. Interestingly, I ‘ve always associated coffee with South America, especially with Colombia, and here we got a history lesson showing that coffee arrived in a New World from Africa and the Arab countries with the Europeans, just at the beginning of  the eighteenth century!

Buena Vista

Mimo tak krótkiej tradycji uprawy kawy, Boliwia z impetem wbiła się na światowe rynki, eksportując swój wysokiej jakości ekologiczny produkt do USA (Starbucks), Holandii i Japonii. W okolicach Buena Vista znajduje się około 1000 hektarów upraw kawowca, zapewniających dochód wielu okolicznym mieszkańcom. Najlepsza kawę produkuje się ponoć w Yungas, tropikalnym obszarze La Paz, gdzie kawa rośnie na wysokości około 2.300 n.p.m. Kawę produkuje się również w tropikalnych rejonach Cochabamby, Beni, Tarija i Pando.

Despite such a short growing tradition of coffee, Bolivia slammed into global markets by exporting its high quality ecological product to the US (Starbucks), the Netherlands and Japan. Only in Buena Vista area there are about 1,000 hectares of coffee, providing the income of many local families. The best coffee is reportedly produced in the Yungas, the tropical region of La Paz, where coffee grows at an altitude of about 2,300 above sea level. Coffee is also produced in tropical regions of Cochabamba, Beni, Pando and Tarija.

Buena Vista

Na zakończenie wycieczki, powróciliśmy do hotelu ‘El Cafetal’, na degustacje. Już zapomniałam, ze espresso smakuje lepiej bez cukru. Jeszcze jedno spojrzenie na piękną Buena Vista, i pognaliśmy z powrotem, uciekając przed nadchodzącą burzą.

At the end of the trip, we returned to the hotel ‘El Cafetal’, for the tasting and I forgot that the espresso tastes better without sugar. Another look at the beautiful Buena Vista, and we rushed back to escape the oncoming storm.

Buena Vista

Buena Vista

Buena Vista

Buena Vista

Informacje praktyczne/ Practical information:

  • Na wycieczkę do Parku Amboro, który można zobaczyć również z Samaipaty —> klik, lepiej jest wybrać się w porze suchej (kwiecień – październik) i w większej grupie, by podzielić koszty. Ceny za wycieczkę jednodniowa zaczynają się od 80 $ od osoby (i są niższe, gdy osób jest więcej).
  • W Buena Vista znajduje się kilka hotelów, w których rezerwacje można dokonywać tylko telefonicznie (zerknij tu—> klik). Doba w ‘El Cafetal’ dla dwóch osób to koszt ok. 300 bs.
  • 2-daniowy obiad w restauracji ‘La Cunumisita’ w Buena Vista kosztował 15 bs. (!) + 15 bs. za dzbanek soku (1 litr). Ale już danie ‘z karty’ kosztowało 60 bs.
  • 2-course lunch special at a restaurant ‘La Cunumisita’ in Buena Vista costs 15 bs. (!) + 15 bs. for a juice jug (1 liter). But the dish ‘a la carta’ costs from 60 bs.
  • In Buena Vista, there are several hotels where reservations can be made by telephone (take a look here—> click). Night in ‘El Cafetal’ for two people will cost approx. 300 bs.
  • For a trip to the park Amboro, which can be accessed also from Samaipata —> click, is better to go in the dry season (April – October) and in the larger group to share the cost. Prices for one-day trips start at $ 80 per person (the more people the cheaper).

Do Buena Vista można się dostać łatwo z Santa Cruz – autobusem bądź taksówką. Bez robot drogowych i korków można tam dojechać w godzinę. Nam podróż zajęła dwie godziny, bo zgubiliśmy się w Montero, gdzie nie ma żadnych znaków, a roboty drogowe również nam sprawy nie ułatwiły.  Poza tym, my trzymaliśmy się zasad ruchu drogowego, jadąc 60 km/g, tam gdzie mieliśmy ograniczenie prędkości do 30km/g, i 80 km/g, gdy ograniczenie na tyle wskazywało. Większość (jak nie wszyscy) kierowców nas wyprzedzała. Zresztą, zobaczcie sobie sami, jak kieruje się w Boliwii:

Buena Vista can be reached easily from Santa Cruz – by bus or taxi. Without the road works and traffic jams, the car can get there in an hour. However, the journey took us two hours, as we got lost in Montero. No signs to be seen and road works did not help the matters. Besides, we stuck to the rules of the road, driving 60 km / h, where the speed limit was 30km / h and 80 km / h, where restriction were as indicated. We were overtaken by most (if not all) drivers. Anyway, see for yourself, how to drive in Bolivia:

Jak to mówią w Boliwii – Feliz Viaje!/ As they say in Bolivia – Feliz Viaje!

P.S. Ciekawa jestem, jak Wam sie podoba nowy format bloga? Angielski tekst zaraz po polskim? Chetnie poznam Wasze opinie:)

P.S. I wonder how do you like the new format of the blog? English text immediately after the Polish? I would be very happy to hear your opinions :)

Quinoa Colada by Gabriela

Czy probowaliscie kiedys Quinoa Colada? Nie? No to do dziela! Dzieki temu intrygujacemu napojowi wyskokowemu 24-letnia mieszkanka La Paz, Gabriela Prudencio Claros, zostala finalistka miedzynarodowego konkursu ‘Jamie Oliver’s Search For a Coctail Star’. Konkurs konczy sie 8 pazdziernika, wiec macie jeszcze tydzien na to, by wyprobowac ciekawa propozycje Gabrieli oraz innych uczestnikow, i zaglosowac na te najlepsza —-> KLIK. Ja osobiscie uwazam, iz sympatyczna i charyzmatyczna Gabriela oraz jej oryginalny (i jakze pozywny!) koktail zajda daleko!

A oto przepis na Quinoa Colada wedlug Gabrieli:

  • 45 ml rumu Bacardi Gold
  • 45 ml mleczka quinoa (zmiksuj szklanke bialej ugotowanej quinoa ze szklanka wody i przecedz przez drobne sitko)
  • 30 ml soku truskawkowego
  • 30 ml soku z mandarynek
  • 3.5 ml soku imbirowego
  • 7.5 ml soku z cytryny
  • 7.5 ml syropu z trzciny cukrowej (pewnie mozna zastapic jakims innym)

Zmieszaj wszystkie skladniki z kawalkami lodu, przecedz jeszcze raz przez sitko i podawaj z kawalkami suchych galazek quinoa dla dekoracji (jajaja). Smacznego!

P.S. Gabriela podala przepis w uncjach, ja przemianowalam je na mililtry (tak mniej wiecej dokladnie). Dobra, ide szukac tych wszyskich sokow! Na razie:)

Zrodlo: 

&

http://www.paginasiete.bo/miradas/2014/9/25/joven-boliviana-finalista-concurso-internacional-cocteles-33258.html 

 ***

Have you ever tried Quinoa Colada? No? Well, let’s try! Thanks to this intriguing drink, 24-year-old resident of La Paz, Gabriela Prudencio Claros, became a finalist of the international competition ‘Jamie Oliver’s Search For a Cocktail Star’. The contest ends October 8, so you still have a week to try out entry of Gabriela and other participants and vote for the best one —-> CLICK. I personally think that nice and charismatic Gabriela and her original (and how nutritious!) cocktail will go far!

And here is the recipe for Quinoa Colada by Gabriela:

45 ml of Bacardi Gold rum
45 ml of quinoa milk (blend a cup of cooked quinoa with a cup of water and strain it through the fine strainer)
30 ml of strawberry juice
30 ml of tangerine juice
3.5 ml of ginger juice
7.5 ml of lemon juice
7.5 ml of the sugar cane syrup (you could probably replace it with the other sweet thing)

Shake all the ingredients with some ice-cubes, strain it once again and serve with pieces of colourful dry quinoa twigs for decoration (jajaja). Enjoy!

_MG_1298

P. S. Gabriela gave a recipe in ounces, but I renamed them to mililiters (more or less accurately). Ok, I am going to look for these juices! See you:)

Sources: Youtube, www.paginasiete.bo

boliviainmyeyes

Cotoca’s Secret Ingredient *** Sekretny składnik obiadu w Cotoce

Kolejny raz zawitaliśmy w Cotoce, tym razem z okazji Bożego Ciała, w sam raz na obiad. Dzień był ciepły i słoneczny, wiec milo było posiedzieć sobie na dworze, w jednej z rodzinnych restauracji obok głównego placu. Przy jednym ze stołów rozstawionym wprost na chodniku, z widokiem na kościół.

So we went to Cotoca again, this time to celebrate Corpus Christi and just in time for lunch. The day was warm and sunny, so it was nice to sit outside, in one of the mamas & papas restaurants nearby the main square, with the view on church. We sat at one of the tables put directly on the sidewalk.

Obiad w Cotoce

Obiad w Cotoce

Lunch in Cotoca

Jak zwykle zamówiliśmy —> sosnos i arepas, ale postanowiliśmy także spróbować pięknie pachnącego majadito, gotowanego na ogniu w wielkim blaszanym garze. W karcie dan były również szaszłyki z mięsa wołowego oraz żeberka, wprost z rusztu (paquumuto?), ale sobie darowaliśmy, bo mięso zawsze wydaje nam się za twarde.

As usual, we ordered some sosnos and arepas, but decided to also try a tasty looking majadito, cooked on the fire in a big tin pot. They also offered skewers of beef and ribs, straight from the grill (paquumuto?), but we gave it a pass as the meat usually is too hard for us to bite. 

DSCN0270

Lunch in Cotocasonso

DSCN0269

majadito

majadito

Za to do picia zamówiliśmy sobie zbyt słodkie, ale orzeźwiająco zimne mocochinchi, czyli kompot z suszonych brzoskwin.

To drink we ordered a very sweet but refreshing mocochinchi.

mocochinchi

mocochinchi

Cały obiad kosztował nas jakieś 20 bs. od osoby, a majadito było najlepszym, jakie miałam okazje kiedykolwiek spróbować. Na sam koniec, Freddy zauważył cos, co mogło być ‘sekretnym składnikiem’ tego dania – kucharka jak nigdy nic zgarnęła resztki z innych talerzy do wielkiego gara. I zamieszała:)

The whole lunch cost us about 20 bs. per person, and majadito was the best I’ve ever eaten. At the end, Freddy noticed something that could have been the ‘secret ingredient of’ this dish – the cook had scooped the leftovers from the other plate to the big pot. And stirred it in :)

Nie zostało nam nic innego, niż odwiedzić naszego znajomego leniwca – innego ‘sekretnego składnika’ Cotoki.

There was nothing more left for us but to visit our old friend – the sloth – Cotoca’s secret ingredient.

leniwiec z Cotoki

leniwiec z Cotoki

P.S. Co ciekawe, pomimo święta religijnego, miasteczko było całkiem wyludnione i… o wiele przyjemniejsze niż w niedziele./ P.S. Despite the religious holiday, the town was quite empty and… nicer than on busy Sundays.

Cotoca

Cotoca

Lunch in Cotoca

Lunch in Cotoca

Can you spot the sloth?/ Znajdziecie leniwca?

Where is sloth?

.