Ciudad de Itas *** Skalne Miasto

Po raz pierwszy widziałam takie cudo natury w Czechach, gdzie szare skały o różnych kształtach ‘rosną’ pośród lasu. Tutaj sprawa wyglądała trochę inaczej – aby dojść do skalnego miasta musieliśmy najpierw wspiąć się na czerwonawe, chropowate od zastygłej miliony lat temu lawy wzniesienia, by następnie zejść w dol. Wówczas naszym oczom ukazał się kanion ze skalami o różnych kształtach, przypominającymi ‘żółwia’ bądź inne zwierzę, przestronne groty, niczym wnętrza średniowiecznych katedr, a nawet prehistoryczne malowidła naskalne (choć o to pewnie moznaby się spierać).

First time I saw the wonder of nature like that in Czech Republic, where gray rocks of different shapes ‘grow’ in the midst of the forest. Here it was a little bit  different – to get to the ‘rocky town’, we had to first climb on rough reddish rocks, formed by the frozen lava millions of years ago, and then go down. Then we saw rocks of various shapes, reminiscent of ‘turtle’ or other animals, spacious caves, like interiors of medieval cathedrals, and even prehistoric paintings (although that probably could be argued).

IMG_5106

Wędrowaliśmy dnem kanionu, który sam ukształtowany został w niepamiętnych czasach przez fale morskie i podziwialiśmy te cuda Pachamamy, aż nadszedł moment powrotu. No właśnie… wspinaczki po stromych skalach, ostrych jak brzytwy, bez zabezpieczeń innych niż drobna ręka przewodnika….

We were wandering on the bottom of the canyon, which itself was formed in ancient times by the waves of the sea and admiring the wonders of Pachamama, until it was time to return. Yeap … climbing the steep rocks, sharp as a razor, with no help other than small hand of our guide.

IMG_5244

Przyznam, ze po pełnym emocji poranku w jaskini Umajalanta, moje ciało nie było przygotowane na więcej takich atrakcji – ale udało się!A potem już tylko wystarczyło zejść z gór i wsiąść do autobusu, z okien którego mogliśmy podziwiać zapierające dech w piersi przepaści, w świetle zachodzącego słońca….

I must admit, after the emotional morning in the Umajalanta  cave, my body wasn’t prepare for more such attractions – but I managed (as if I had other option:)! And then we just had to go down the mountains, get in the bus, so we could admire from the windows the breathtaking chasms, in the light of the setting sun….

 

Caverna Umajalanta: A Journey to the Center of the Earth *** Podróż do wnętrza Ziemi

Drugiego dnia naszej wycieczki, wyruszyliśmy autobusem na zwiedzanie skalnego miasta i jaskini. Nasz przewodnik przekonywał, ze tym razem będzie łatwiej i nie doświadczymy już zabójczej wspinaczki po kamiennych schodach, jak to miało miejsce w kanionie Vergel. Cóż, tym razem schodów za wiele nie było, ale wspinaczka tak, i to taka ‘potencjalnie zabójcza’!

Najpierw udaliśmy się do jaskini Umajalanta (lub Humajalanta) – jednej z najgłębszych w Boliwii (długości ponad 10km). Po trwającym około 20 minut marszu, mogliśmy podziwiać niezwykle formacje skalne, które widoczne były z Torotoro – szare ‘piramidalne’ skały jakby doczepione do czerwonawych wzgórz… Naprawdę, trudno to opisać, zamieszczam wiec zdjęcie:)

On the second day of our trip we went by bus to explore the rock city and the cave. Our guide explained that this time it will be easier and we will no longer experience deadly climbing up the stone steps, as it was in the canyon Vergel.

Well, this time there weren’t too many steps, but we had a ‘potentially deadly’ climb! First we went to the cave Umajalanta – one of the deepest in Bolivia (over 10km long). After a 20-minutes walk, we could see amazing rock formations, which were visible from Torotoro – gray ‘triangular’ rocks as if attached to the reddish hills ….

Po przeprawie przez wiszący most, na którym wszyscy zachowywaliśmy się jak dzieci na placu zabaw, oraz trakcie dinozaurów, dotarliśmy na miejsce, gdzie otrzymaliśmy kaski z latarka. Niemałe poruszenie wzbudził także osiołek z długim ‘ogonkiem’:)

After crossing the suspended bridge, where we all behaved like children on the playground, and the dinosaurs trail, we reached the place where we were given helmets with a flashlight. There was also a donkey with a very looong ‘tail’ :)

Wejście do jaskini zatarasowane było mniejszymi i większymi głazami, ale kto powiedział, ze nie można ich przejść? Otóż można i po chwili byliśmy już w środku, z dala od światła słonecznego.

The entrance to the cave was obstruct by large and smaller rocks, but who said that they can’t be passed?  After a while we were in the middle of a cave, away from direct sunlight.

Kiedyś byłam w kopalni soli w Wieliczce, ale jaskinia to zupełnie inne doświadczenie – nie ma tu windy, mostków, latarni i tysiąca turystów. Dzielą sztuki ludzkiej zastąpione zostały zaś rzeźbami Matki Ziemi. Pachamama przez tysiące lat stworzyła w podziemnej grocie tysiące stalaktytów i stalagmitów różnych rozmiarów i kształtów. Podziwialiśmy wiec czarny stalaktyt zwany ‘Nietoperzem’, ‘Choinkę’, ‘Matkę Boska z Dzieciątkiem’ czy ‘Kieliszek Szampana’:) Niestety, wiele stalaktytów zostało ‘odrąbanych’ w poprzednikach latach przez turystów żadnych rządnych darmowych upominków z wakacji…

Once I was in a salt mine in Wieliczka, but the cave is a completely different experience – there are no elevators, bridges, lanterns, and thousands of tourists. Human works of art have been replaced with sculptures of Mother Earth. Pachamama has created, during millions of years, thousands of stalactites and stalagmites of different shapes and sizes. So we admired black stalactites called ‘Bat’, ‘Christmas Tree’, ‘Madonna with Child’ and ‘Champagne Glass’ :) Unfortunately, many stalactites has been ‘cut’ in past years by the tourists wanting a free holiday gift…

Pięknie tam było! Żeby jednak dostać się do kolejnych grot,  musieliśmy przebyć kilka przeszkód, mrożących krew w zydlach (przynajmniej moich). W niezwykle emocjonujących sytuacjach, kiedy wspinaliśmy się po głazach, z czarna czeluścią pod stopami, prześlizgiwaliśmy się przez szczeliny czy zjeżdżaliśmy z gładkich ścian na pupie – przed oczami miałam migawki z filmów takich jak ‘Sanctum‘ Spielberga albo innego filmu o kobietach uwiezionych w jaskini pełnej ślepych potworów. Na szczęście my mieliśmy okazje spotkać tylko ‘ślepe ryby’ w podziemnym jeziorze. Czołgając się pod kolejna skala, myślałam zaś o trzęsieniu ziemi, częstym zjawisku w Boliwii… Tylko 3 razy mieliśmy do dyspozycji liny, ułatwiające wspinaczkę, przyznam jednak, ze powinno być ich znacznie więcej. Przewodnik powiedział nam, ze kilka lat temu turyści nie mieli nawet kasków, co przyjęłam z niedowierzaniem, sama bowiem ‘obstukałam’ swój kask z każdej strony, strach wiec pomyśleć, jaki byłby stan mojej głowy bez tej ochrony!

It was beautiful there but to get from the one to the next underground room, we had to pass few obstacles, chilling blood in veins (at least mine). In an extremely exciting situations where we climbed the rocks having the black abyss under the feet, cowl through the cracks or slide from smooth walls on our bums –  I had glimpses of movies before my eyes such as ‘Sanctum’ by Spielberg or another film about women trapped in a cave full of blind monsters. Luckily we had a chance to meet only “blind fish” in the underground lake. Crawling into another scale, I thought about the earthquake, a common phenomenon in Bolivia … Only three times we had the rope to ease the climbing, and I must say that there should be much more. Guide told us that a few years ago, adventurous tourists did not even have helmets, which I took with disbelief, because I bumped my helmet from each side, so I couldn’t imagine what would happened to my head without this basic protection!

Po niemal dwugodzinnej, pełnej emocji wycieczce do wnętrza ziemi, ujrzeliśmy światło! Naprawdę, był to jeden z najpiękniejszych momentów w moim zżyciu! Od pierwszych promieni do wyjścia dzieliło nas tylko 20 minut przechadzki po ogromnych głazach i byliśmy wolni!

After nearly two hours of extremely exciting excursion into the hearth of the Earth, we saw the light! Really, it was one of the most beautiful moments of my life! From the first rays of the sun we needed only 20 minutes walk over massive rocks and we were free!

 Warto było? Oczywiście, jednak był to mój PIERWSZY i OSTATNI raz w jaskini. Właśnie tam zdałam sobie sprawę, ze jestem dzieckiem SLONCA:)

P.S. Duże zdjęcia dzięki uprzejmości Ester, z która w autobusie zajadaliśmy się kurczakiem:) Moj Nikon Coolpix znów okazał się nie taki znowu ‘cool’ i zdjęcia robił tylko kiedy chciał, a wszystkie były ‘zabrudzone’.

Was it worth it? Of course, but it was my FIRST and LAST time in the cave. It was there where I realized that I am a child of the SUN :)

P. S. Large photos courtesy of Ester, with who I ate a chicken in a bus :) My Nicon Coolpix again proved not to be that ‘cool’ and was taking pictures only when he wanted to do it, and all of them were ‘dirty’.

Torotoro & El Tinku

Torotoro (lub Toro Toro) to malutkie miasteczko w departamencie Potosi, będące przede wszystkim bazą wypadową do Parku Narodowego o tej samej nazwie. Znajduje się tam kilka hotelików – droższych i tańszych (lepszych i gorszych), restauracyjki, bazar z rękodziełem artystycznym i rzeczami importowanymi z Chin, kościół, kilka opuszczonych i zaniedbanych kolonialnych kamienic, biuro turystyczne, Muzeum Pachamamy i pomnik dinozaura na placu głównym.

Torotoro (or Toro Toro) is a small town in the Potosi Department – the gateway to the National Park of the same name. There are several small hotels – expensive and cheaper (better and worse), little restaurants, arts and crafts bazaar and things imported from China, the church, several abandoned and neglected colonial buildings, tourist office, Museum of Pachamama and monument of a dinosaur in the main square.

Torotoro

Nasza wycieczka pomieszkiwała w ośrodku niemal w centrum miasteczka (prawdę mówiąc, wszystkie miejsca znajdują się w centrum:), w pokojach ponad 20-osobowych z lóżkami piętrowymi (trochę jak w wwiezieniu, zwłaszcza ze pomieszczenia nie miały okien), na których czekała świeża pościel, poduszka i 2 koce. Pierwszej nocy mieliśmy także gorący prysznic, ale niestety w kolejnych dniach, z powodu awarii, woda była zimna. Trzeba jednak przyznać, ze nie przeszkadzało to tak bardzo, ponieważ temperatura w dzień sięgała 25 stopni Celsjusza. Warunki były skromne, ale w miarę higieniczne. Ośrodek miał także własna stołówkę, serwująca tradycyjne dania – mnie najbardziej smakował pieczony kurczak z ryżem i słodkie kisielowate —>  Api z pastelem.

We were living in a hostel almost in the town center (in fact, everything is located in the center :), in rooms with bunk beds (which kind of resembled a prison, because there were no windows), although with fresh linen, pillow and two blankets. The first night we had also a hot shower, but unfortunately in the following days, due to failure of the instalation, the water was cold. I must admit that it did not bother me so much, because days were hot and it was refreshing to wash in a cold water. The conditions were modest, but quite hygienic. Resort also had its own cafeteria, which served traditional dishes – I most enjoyed the roast chicken with rice and hot and thick fruit drink ––>  Api with pastel.

Torotoro

Pierwszego wieczoru po przyjeździe możliwe było rozpalenie ogniska, przy którym studenci zorganizowali wspólne zabawy i konkursy. Ja za to nie mogłam się nadziwić Drodze Mlecznej, którą po raz pierwszy podziwiałam z okna autobusu poprzedniej nocy, a która w samym miasteczku była pięknie widoczna. Ośrodek posiadał na swoim terenie także osiołki i psa, który wyglądał jak krzyżówka pitbula z bokserem, ale był bardzo oswojony i przyjazny. Ciągnęło go do ludzi tak bardzo, ze wybrał się z nami nawet do kanionu za miastem! Niestety, stracił moje zaufanie już pierwszego dnia, kiedy zaatakował na ulicy psiaka, który wyglądał jak moja Misia….

First evening after our arrival it was possible to make the fire, by which students organized activities and competitions. I was admiring the Milky Way which was beautifully visible in a town. Resort had also donkeys and a dog that looked like a cross between a boxer and pitbul, but it was very tame and friendly. He liked to be with people so much that one day he went with us to the canyon! Unfortunately, he lost my trust on the first day, when he attacked on the street another dog that looked like my Misia ….

Torotoro to małe i senne miasteczko, pełne jednak atrakcji. My trafiliśmy na fiestę ‘El Tata Santiago’, która ściągnęła do miasta ‘kolorowych’ mieszkańców okolicznych wiosek. Dla mnie frajda był również spacer ulicami i obserwowanie ludzi kupujących produkty z ulicznych kramów, a cóż dopiero parada tancerzy w tradycyjnych strojach tańczących mój ulubiony taniec —> Tinku, czy nocna procesja z figura Świętego!

Torotoro is a small and sleepy town, but full of attractions for tourists (especially ones from different continent :). We stumbled upon fiesta ‘El Tata Santiago’, which brought into town ‘colorful’ inhabitants of surrounding villages. As for me, a big attraction was to wander through the streets and watch the people selling and buying products, not to mention the parade of dancers in traditional costumes dancing my favourite —> Tinku, and the procession of the statue of the Holy Santiago!

 

IMG_4939

Nie wspominając koncertu zespołu z ‘cholita’ na czele i zabawy w prywatnym domu, gdzie ‘poczęstowano’ mnie chicha – napojem alkoholowym z gotowanej i sfermentowanej kukurydzy – której nie mogłam odmówić, z grzeczności dla gospodarza! Kiedy gospodyni podała mi miseczkę tego ‘błotnistego’ napoju prosto z wiadra, po spróbowaniu wylałam resztę dla Paczamamy (to taki zwyczaj w darze Matce Ziemi). Niestety gospodyni nalała mi druga miseczkę tłumacząc, ze musze wypić do końca! Piłam liczkami, sekunda po sekundzie czując się coraz gorzej, by w końcu wykorzystując chwile nieuwagi gospodnicy, podzielić się ze znajomymi (którzy notabene mieli ze mnie niezły ubaw). Dodam tylko, ze po tej ‘uczcie’ nie spalam cala noc i było mi bardzo niedobrze, ale czego się nie robi dla uczczenia tradycji (pierwszy i ostatni raz)? Dodam tylko, ze na wsiach, do wyrobu chicha często wykorzystuje się wodę nie pierwszej świeżości oraz, by napój szybciej sfermentował, kukurydze przeżuwa się w buzi, mieszając ja ze ślina. Smacznego!

In addition, there was a concert of a band with ‘Cholita’ at the forefront and dancing party organised in a private house, that we were invited to while walking down the street. I was also invited to drink some chicha – an alcoholic beverage made of cooked and fermented corn. I could not refuse it, out of courtesy for the host! Given to me in a bowl straight from the bucket, I had a sip and poured the rest for Pachamama (it is customary to share first sip with Mother Earth), but unfortunately the hostess gave me another one saying that I have to drink it to the end! I drank sip by sip, second by second, feeling worse and worse. Eventually taking advantage of the hostess not looking, I shared the rest with friends who  had a good laugh at me. I will only add that after this ‘feast’ I did not sleep all night and I was feeling sick, but how can you not to honor the tradition (this first and last time)? I will only add, that in the small villages, chicha is made often with dirty water and to make it ferment quicker,  people chew the corn in their mouth, mixing it with saliva. Salud!

Torotoro

Innym zwyczajem, praktykowanym przy okazji święta religijnego ‘Tata Santiago‘ było ‘El Tinku’ – czyli ‘wiejska bijatyka’. W walce, rozgrywającej się w centrum miasteczka, przy dopingu tłumu mieszkańców, przyjezdnych i turystów, biorą udział mężczyźni, kobiety i dzieci. Ja (nie)stety nie widziałam krwi, wytarganych włosów i powybijanych zębów na własne oczy, ale o intensywności walki mogłam wnioskować z twarzy i okrzyków zgromadzonych, a także z późniejszych relacji i filmików znajomych. Mimo iż nie byłam w centrum wydarzeń, postanowiłam wykorzystać okazje i sfotografować ten wielobarwny, odświętny tłum, Okazało się to dosyć łatwe, bo nikt nie zwracał na mnie uwagi:)

Another ritual practiced on the occasion of religious holiday of ‘Tata Santiago’ was ‘El Tinku’ – in another words ‘village brawl’. In the fights, taking place in the center of town, men, women and children fight, cheered by crowd of residents and tourists. I (un)fortunately haven’s seen blood, hair and teeth flying in the air, but  I could infert he intensity of the fight from faces and shouts of the congregation, and later that day from the videos taken by my friends. Although I was not in the center of this situation, I decided to take pictures of this colorful, festive crowd, which was easy, because no one paid attention to me :)

Dlaczego ludzie się bili? Cóż, w przeszłości El Tinku było taneczno-krwawą jurysdykcją społeczności lokalnej, tańcem-walką, który praktykowały plemiona Laimes i Jukamanis w prowincji Chayanta, w departamencie Potosi. Obie społeczności żyły w dość wrogich stosunkach i każdy powód był dobry, by rozpocząć el Tinku, np. lama, która przeszła z ziem jednego plemienia na terytorium drugiego (więcej na ten temat tutaj –> klik).

Dziś, przynamniej w Torotoro, El Tinku jest wyrazem światopoglądu, według którego o wartości człowieka, przede wszystkim mężczyzny, świadczy jego silą fizyczna i spryt. Żeby zdobyć poszanowanie społeczności, ale także obronić honor rodziny, nie trzeba zostać zwycięzcą, trzeba jednak walczyć do końca. Kobiety natomiast bija się, aby przypodobać się mężczyznom. Dzieci? Cóż, od małego wpajana jest im do głowy ta ‘kosmologia’.

Why do people fight? Well, in the past’ El Tinku’ was a bloody fight – dance practiced by community of Laimes and Jukamanis in the department of Potosi. Both communities lived in a rather hostile relationship, and every reason was good to start El Tinku. Today, at least in Torotoro, El Tinku is an expression of belief, in which the value of a man is demonstrated by his physical strength and bravery. To get respect of the community, but also defend the family honor, you don’t have to be the winner, but you must fight to the end. Women fight to please men. Children? Well, they just follow adults.

IMG_5569

Torotoro jest jednak miasteczkiem przyjaznym turystom, ponieważ ludzie utrzymują się tutaj przeważnie z turystyki. Znane są jednak przypadki z innych odludnych rejonów Boliwii, gdzie praktykuje się tak zwana ‘justicia communitaria’, której przykładem może być zabójstwo polskiego turysty, ukamieniowanego za fotografowanie w jednej z wiosek, w której panowało przekonanie, ze zrobienie zdjęcia zabiera dusze… El Tinku wpisuje się te w agresywna tradycje społeczeństw pierwotnych.

Ja sama byłam świadkiem i niedoszłą ofiara kamienia, rzuconego w moja stronę przez starsza kobietę w —> Tarata, kiedy zapytałam o możliwość zrobienia zdjęcia. Cóż…nauczyło mnie to ostrożności. Teraz aparat wyciągam tylko wtedy, kiedy wiem, ze  nic mi nie zagraża. Tu, jeden miły pan sam poprosił  mnie o zrobienie mu zdjęcia, które później z radością oglądał na wyświetlaczu aparatu:)

There were cases from other desolate parts of Bolivia, where so-called ‘justicia communitaria’ is practiced until today – an example might be killing of Polish tourist, who was stoned for taking pictures in one of the villages, where people believe that photographing takes their souls …Torotoro however, is a tourist friendly town because people here live mostly from tourism. 

I myself was attacted by an old woman in —> Tarata who threw a stone at me, after I asked if I could take a picture. Well … it was a lesson for me. Now I take out the camera only when I know that it’s safe and, as it happened in Torotoro, one man even asked for a picture of himself, which he admired later with a big joy on the LCD screen:)

Informacje praktyczne/ Practical Info:

Park Narodowy Torotoro połozony jest w połnocnej części departamentu Potosi, ale dostęp do niego jest możliwy tylko przez Cochabambe. Podróż samochodem lub autobusem trwa 6 godzin (136 kilometrów pod górkę). Park ma powierzchnie 16.570 h i jest częścią zachodniej strony środkowego pasma Andów.

Nazwa Torotoro, wywodząca się z terminu Quechua “thuru thuru pampa” co tłumaczy się jako: “Pampa (rozległe tereny) błota”, nie ma nic wspólnego z tym górzystym suchym regionem :)

Główne atrakcje:

 Torotoro National Park is located in the north of the Potosi District, but its access is through Cochabamba. It takes 6 hours drive to get there (136 km up the hill) and it’s possible to go there by bus. The park has a surface area of 16,570 h. and is part of the central west side of the Mountain Ranges of the Bolivian Andes.

Torotoro’s name originally comes from the Quechua term “thuru thuru pampa” and translated to Spanish means “Pampa (extensive plain) of mud” which has nothing to do with this mountainious dry region:)
 
Main attractions:

IMG_5528

Cañon de Torotoro & ‘El Vergel’ *** Śladami dinozaurów

Pierwszego dnia naszej wycieczki, zorganizowanej przez studentów turystyki Uniwersytetu San Simon, wybraliśmy się do Kanionu Torotoro i ‘Vergel’. Kilka kilometrów marszu przez piękne okolice Torotoro to sama przyjemność – w oddali niezwykle piramidalne góry, pojedyncze domostwa stapiające się z suchym, ziemistym krajobrazem.

On the first day of our trip, organized by the tourism students of the University of San Simon, we went to Canyon Torotoro and Vergel. A few kilometres long walk through beautiful countryside of Torotoro is a pleasure – we could see the distant triangular mountains and single houses merging with a dry, earthy landscape.

IMG_4508

IMG_4794

Az tu nagle – przepaść! Z punktu widokowego podziwiamy kanion, którego ściany mierzą 250 m i po pokonaniu kilkuset kamiennych schodów, jesteśmy na samym dole.

Then suddenly – precipice! From the viewpoint we can admire the canyon, whose walls gage 250 m and after ‘beating’ hundreds of stone stairs, we are at the bottom.

Wędrujemy skalistym dnem, które kiedyś pokrywała woda, obserwując niezwykle formacje skalne od ery prekambryjskiej do trzeciorzędu. Idziemy po śladach dinozaurów.

We wander on the bottom, once covered with the water, watching prehistoric rocky formations. We walk in the footsteps of dinosaurs.

IMG_4603

Kiedy dochodzimy do miejsca zwanego Vergel, krajobraz zmienia się w tropikalny raj – ze ścian wytryskują wodospady, skały pokryte są zieloną koroną.

When we come to a place called Vergel, the landscape changes in a tropical paradise – small waterfalls are gushing from the rocks, covered with a green crown.

IMG_4660

W tym miejscu robimy sobie ponad godzinna przerwę na obiad i kąpiel w naturalnych, krystalicznie czystych basenach. Ja poprzestaje na zanurzeniu nóg, ponieważ lodowata woda nie służy moim migdałkom, ale  przynosi mi ulgę po godzinach wędrowania.

At this point we are having a more than an hour break for lunch and swim in natural, crystal clear pools. I merely immerse my legs, because ice-cold water does not serves well my tonsils. But it brings me relief after hours of wandering.

Po godzinie relaksu czas na zabójczą wspinaczkę po kamiennych schodach, specjalnie na te okazje zbudowanych przez mieszkańców Torotoro. Przyznaje – na wysokości 2000 m n.p.m. brakuje oddechu, a każdy krok staje się wyzwaniem. Mimo to, daje rade, szczególnie, ze po stopach depcze mi 60 – letnia mama jednej ze studentek:)

After an hour of relaxation it’s time for the killer climb. I must admit – at the height of 2000 m I can’t catch my breath, and each step becomes a challenge. I must manage though, especially since 60 – year-old mother of one of the students is just behind me :)

Po wyjściu z kanionu, odpoczywamy chwilkę pod zadaszeniem – takim małym przydrożnym sklepiku, gdzie można kupić napoje, lody, słodycze. Ja wypijam ostatki wody z butelki. Wracamy do miasteczka – wokół nas rozlegle krajobrazy z pojedynczymi różowymi gospodarstwami, drzewka w kamiennych kopcach (chronione w ten sposób od wiatru i zimna), kamienie i ślady dinozaurów. Spotykamy jeszcze dwóch mężczyzn w tradycyjnych kolorowych czapkach i hełmie, przypominającym rynsztunek konkwistadorów. Prawdziwi Tinkus!

After leaving the canyon, we can relax a minute under a roof of a small roadside shop, where you can buy drinks, ice cream and sweets. I just drink water from my bottle. We return to town, passing by vast landscapes dotted with pink farms, trees in stone mounds (protected in this way from the wind and cold), big stones and foot-marks of the dinosaurs. We meet two men in traditional colourful hats and helmets made of leather, amour-like conquistadors. Rear Tinkus!

IMG_4804

IMG_4816

Jeszcze tylko obowiązkowa registracja i wpis do księgi w biurze Parku Narodowego Torotoro i przekraczamy granice miasteczka, mijając po drodze kobiety kapiące się i piorące ubrania w rzece.

Now we just need to register in the book of the office of Torotoro National Park and we cross the boundaries of the town, passing by women bathing and washing their clothes in a river.

Travelling In Bolivia *** Podróżując po Boliwii

Jak podróżuje się po Boliwii? Można samolotem, autobusem, samochodem, na rowerze czy pieszo:)

Przelot samolotem nie sprawia większych problemów – boliwijskie linie lotnicze działają bardzo profesjonalnie i oferują dzienne loty z większych miast w cenach niestety europejskich (do Santa Cruz w jedna stronę zapłacimy około €30). Na pokładzie samolotu otrzymamy mały ‘snack’ w postaci kanapki, kawałka ciastka i wybranego napoju. A za oknem – przepiękne górzyste krajobrazy! Można pstrykać zdjęcia przez cale dwie godziny (o ile lecimy w dzień przy bezchmurnym niebie).

How can we travel in Bolivia? By plane, bus, car, bike or on foot :)

Going by plane does not cause major problems – Bolivian airlines operate very professionally and offer daily flights from major cities, unfortunately prices are European (to Santa Cruz one way cost approximately €30). On board of the aircraft you get a little ‘snack’ in the form of a sandwich, piece of cake and choice of drink. And outside the window – a beautiful landscape! You can snap pictures for two hours (if only you fly during the day).

danutasfoto

 

Jeżeli mamy więcej czasu i jeepa pod ręka, możemy podziwiać krajobrazy przez cały dzień, przemierzając cierpliwie asfaltowo – kamienisto – piaszczysto – błotnistą drogę. Niestety nie miałam okazji wypróbować tej opcji, ale znajomi, którzy byli z nami w Santa Cruz, musieli zostać tam 2 tygodnie dłużej, bo troszkę się rozpadało i droga była nieprzejezdna:)

If we have more time and a jeep, we can admire the scenery all day, driving patiently  on asphalt – pebble – sandy – muddy path. Unfortunately, I had no occasion to try this option, but friends who were with us in Santa Cruz, had to stay there two weeks longer, because there was a little rain and the road was impassable :)

To  może autobusem? W Boliwii funkcjonuje wiele linii autobusowych, o czym przekonałam się podróżując do Potosi. Dworzec w Cochabambie jest istnym labiryntem i potrzeba trochę czasu na ochłoniecie, by znaleźć odpowiednia kasę. Poszczególni przewoźnicy różnią się cena i komfortem, jednak wszystkie autobusy są przeważnie w dobrej kondycji. Plusem jest niska cena – z Cochabamby do Potosi możemy dojechać za około 60 bs.= €6 (450 km), co zajmuje jakieś 10 godzin – o ile mamy bezpośrednie polaczenie w Oruro. My wylądowaliśmy tam o 5 nad ranem i postanowiliśmy wziąć busa do Potosi na 8 osób, co kosztowało nas 60bs. od głowy.

What about bus? In Bolivia there are many bus lines, as I learned travelling to Potosi. Bus terminal in Cochabamba is a veritable maze so you need some cooling off time to find a suitable cash point. Bus companies are differ with price and comfort, but all the buses are mostly in a good condition. The advantage is low price – from Cochabamba to Potosi we can get for about 60 bs. = € 6 (approximately 450 km), which takes about 10 hours – if we have a direct connection in Oruro. We landed there at 5 am and decided to take a car for 8 people, which cost us 60 bs. per head.

Inne plusy podroży autobusem? Oczywiście piękne widoki! Mimo, iż większość kursów odbywa się w nocy, warto jest wybrać kurs w ciągu dnia. Dla mnie ma to większy sens, ponieważ i tak nie mogę spać w środkach transportu, wiec gdybym jeszcze miała zacząć zwiedzanie po przyjeździe nad ranem, to niestety nie byłoby to dla mnie zbyt przyjemne.

Minusy podroży autobusem? Jest ich kilka – autobus nie zatrzymuje się na siusiu, nie można robić zdjęć w czasie podroży (bo chociaż nikt  nie zabrania, to jakość obrazu jest wątpliwa…), nigdy nie wiadomo, czy nie utknie się w blokadzie (co przydarzyło nam się podczas powrotu z Oruro do Cochabamby). Co wtedy?

Other advantages of traveling by bus? Of course beautiful views! Although most courses are held at night, it is better to choose a course during the day. For me it also makes more sense, because I can not sleep in transport, so if I had to start sightseeing in the morning after arrival, unfortunately I wouldn’t enjoy it.

Disadvantages when traveling by bus? There are some – a bus does not stop for a pee, you can’t take pictures during the trip (well, although this is not prohibited, the picture quality is questionable …), you never know whether or not you will stuck in blockade (as we did while returning from Oruro to Cochabamba). What then?

Tutaj na pewno przyda nam się poczucie humoru oraz dobra kurtka i śpiwór w razie czego:) My mieliśmy szczęście, bo po drugiej stronie blokady był inny autobus naszej linii, musieliśmy wiec tylko przytaskać się z naszymi bagażami na druga stronę.

Inna sprawa są rozmiary autobusów, które wydają się o ciut za duże na niektóre, szczególnie te kamieniste wysokogórskie drogi. Jadać do Torotoro (130 km w 6 godzin), odczulam te ciągle serpentyny i ciągły podjazd pod goreć, ale nic nie widziałam, bo było już ciemno. Wpatrywałam się za to w drogę mleczna, która widziałam pierwszy raz w życiu!

You will need sense of humor, a good jacket and sleeping bag just in case :) We were lucky, because on the other side there was another bus of our company, so we had to only carry our luggage to the other side.

Another thing is the size of coaches, which seems a bit too big for the rocky mountain roads. Coming to Torotoro (130 km in 6 hours), I felt this continuous uphill climb, but I could not see anything because it was dark. Instead, I admired the Milky Way, which  I saw for the first time in my life!

Jednak podczas zwiedzania tego pięknego zakątka świata, który znajduje się na wysokości od 1800 do prawie 4000 m.n.p.m, nie raz wstrzymywałam oddech, obserwując zapierające dech w piersiach PRZEPASCIE za oknem. Oczywiście zdjęcia nie oddają powagi sytuacji i ogromu przestrzennego, ale i tak  nie mogłam się powstrzymać od próby uwiecznienia niektórych momentów zachwytu i przerażenia. Dodam tylko, ze najpopularniejszymi słowami, które padały z moich ust podczas podroży były – WOW i ‘LOCO’ (to jest szalone).

But while exploring this beautiful part of the world that has an altitude from 1,800 to almost 4,000 meters above sea level, I was holding my breath all the time, watching the breathtaking precipice just outside the window.I will only add that the most popular words that fell out from my mouth during the trip were – WOW and ‘LOCO’ (this is crazy).

Najgorzej (i najpiękniej zarazem) było podczas powrotu do Cochabamby – tutaj wgapiałam się w drogę na każdym zakręcie. Z każdym kilometrem krajobraz zmieniał się nie do poznania i kiedy już cieszyłam się, ze kanion za oknem jakby się spłycał, to okazywało się, ze za następnym zakrętem czeka na nas nowa niesamowicie głęboka przepaść! Przemknął mi także przed oczyma znak drogowy (!) z ograniczeniem prędkości do 35 km/h, ale dam sobie reket uciąć, ze nasz autobus miał na liczniku przynajmniej dwa razy tyle. Miałam także wrażenie, ze tak jakby przyspiesza przed zakrętem…. A wszystko to na kamienisto – piaszczystej drodze, bez barierek.

The worst (and most beautiful at the same time) was return to Cochabamba – I was staring at the road at every turn. With each kilometer landscape has changed beyond recognition and when I was happy when the canyon behind the window was getting more shallow, it turned out that behind next corner is waiting for us a new incredibly deep abyss! Once also flashed before my eyes a traffic sign (!) with a speed limit of 35 km / h, but I’ll give my left nut (if I had one:) that our bus was speeding at least twice as much. I also had the feeling that it speeds up before every corner … And all this on the stoney – sandy road, with no barriers.

Na asfaltowej szosie autobus przeszedł zaś swoista transformacie i zamienił się w rakietę, pędzącą co najmniej 120 km/h, ale i tak był wyprzedzany przez wszystkie samochody osobowe. Tylko ciężarówki zostały w tyle. Wzrastała tez liczba kapliczek (krzyży) przydrożnych i to w zatrważającym tempie. Po dotarciu do celu, byłam chyba jedyną osobą dziękującą kierowcy za ‘bezpieczne’ sprowadzenie nas do domu:)

On the asphalt road bus underwent specific transformation and turned into a rocket, flying at least 120 km / h; it was overtaken by all the cars, leaving only trucks behind. Also the number of road chapels (places where people died in a crash) was incresing with every minute. When we reached Cochabamba, I was probably the only person thanking the driver for bringing us ‘safely’ home :)

No to chyba zostają nam rowery? Mam nadzieje sprawdzić je przy okazji wycieczki do La Paz, na sławnej ‘drodze śmierci’ – chociaż tutaj niemal każda droga wydaje się być ‘śmiertelnie niebezpieczna’. Przeczytałam kiedyś blog o grupie Polaków przemierzających Boliwie na rowerach i ich przygoda zakończyła się szczęśliwie:) Za to o chodzeniu opowiem za chwile….

Well, what about bikes? I hope to check it during a trip to La Paz, on the famous ” death road ‘- though here almost every road seems to be’ extremely dangerous’ :)I will tell about walking in a moment ….