Sloth: Living Slowly and Happily *** Leniwiec: (po)wolny i szczęśliwy zwierz

Leniwce to chyba najpocieszniejsze ze zwierząt, zamieszkujących tropikalne rejony Boliwii. No bo jak tu nie lubić takiej wiecznie uśmiechniętej miśkowatej mordy? Perezoso (oso – hisz. niedźwiedź), bo tak leniwca nazywają Boliwijczycy, to średniej wielkości nadrzewne zwierzę z rzędu szczerbaków, z mocnymi kończynami zakończonymi długimi pazurami (w Boliwii spotykamy leniwce trzypalczaste), które pozwalają mu na zwisanie z drzewa, poruszanie się głową w dół oraz stanowią ochronę przed drapieżnikami. Dlatego, że leniwce spędzają tyle czasu z nogami powyżej głowy, ich włosy rosną od kończyn w górę, czyli w odwrotnym kierunku niż u innych ssaków.

Sloth is probably the cutest animal that inhabit tropical regions of Bolivia. How can you not like this always smiling bear-like face? Peresozo (‘oso’ – bear in Spanish), as Bolivians call sloth, is a medium-sized arboreal animal of the order Pilosa, with strong limbs ending with long claws (In Bolivia we find three-toed sloths), that allow it to hang from the tree trunk, move upside down and protect itself from predators. The sloth spends so much time with its legs above the head, that the hair grows from the limbs up, in the opposite direction than in other mammals. 

boliviainmyeyes

Leniwiec to wegetarianin, posiadający wielokomorowy żołądek, w którym żyją żywiące się celulozą bakterie. Jego umięśnienie jest zredukowane a przewód pokarmowy powiększony. Temperatura ciała leniwca waha się od 30 do 34 stopni Celsjusza i przeciwieństwie do większości ssaków, leniwce nie regulują swojej temperatury przez zmianę tempa metabolizmu, tylko poprzez przechodzenie ze słońca do cienia. Właśnie te niezwykle cechy organizmu leniwca sprawiają, ze potrzebuje  on niemal o połowę mniej kalorii niż inne ssaki o podobnych rozmiarach.

Sloth is a vegetarian, having multi-stomach, where the cellulose-eating bacteria live. Its muscles are reduced and gastrointestinal tract elongated. Sloth’s body temperature varies from 30 to 34 degrees Celsius, and unlike most mammals, it does not regulate its temperature by changing the metabolic rate, but rather through changing its position from the sunshine to shade. These very qualities are the reasons why the body of sloth needs almost half less calories than of other mammals of similar size.

I tu dochodzimy do genezy jego niezbyt pozytywnie brzmiącej nazwy. Dzięki spowolnionemu metabolizmowi, leniwce nie lubią się za bardzo wysilać, by nie tracić cennej energii. A jak sami widziecie, tak mało pochlebne imię, nie ma nic wspolnego z lenistwem.

And here we come to the origin of its rather negative – sounding name. Thanks to slow metabolism, sloth does not like to waste its valuable energy, therefore moving slowly.. However, as you can see, this little flattering name has nothing to do with being lazy.

boliviainmyeyes

Leniwce nie siedzą jednak wiecznie na drzewie, schodząc od czasu do czasu (tak raz w tygodniu) na ziemie, by zrobić siusiu o kupę:) I chwała im za to! Wyobraźcie sobie spacer po parkach Santa Cruz de la Sierra (gdzie leniwce sobie pomieszkują!) i kupy spadające z drzew! A tak, od czasu do czasu można sobie leniwca poobserwować z bliska, czołgającego się po ziemi. My spotkaliśmy dwukrotnie takiego Jasia Wędrowniczka w zoo – raz spacerującego po pustym wybiegu, innym razem próbującego się wydostać z wybiegu dla żółwi. Jednemu leniwcowi z Cotoki, po załatwieniu fizjologicznej potrzeby pomieszały się kierunki, i nie wiedział jak z powrotem trafić na swoje drzewo, w czym musieli mu dopomóc mu dobroduszni mieszkańcy miasteczka. A może po prostu, leniwiec chciał trochę pozwiedzać, rozprostować kości?

Sloth, however, does not sit forever on the tree, coming down from time to time (once a week) to the ground for pee or poo :) And thanks God! Imagine walking through the parks of Santa Cruz de la Sierra (where sloths live!), being strucked by falling feces! And so, sometimes it’s possible to observe the sloth from close up, crawling on the ground. We met twice such active sloth in the zoo – once walking on an empty runway, other time trying to get out from turtles’ place. Once, we met the sloth in Cotoca, who after completing its physiological needs, got confused and did not know how to get back to its tree. Fortunately, friendly townspeople helped him out to get home. Or maybe the sloth just wanted to do some sightseeing or stretch its bones?

boliviainmyeyes

Cóż, niestety, takie wędrówki, szczególnie nocą, czasem kończą się dla sympatycznego mi śka tragicznie, bo w Santa Cruz przechodzić przez ulice trzeba biegiem, a leniwiec przecież taki powolny… Marny los spotkał podobno leniwca z głównego placu Santa Cruz, którego widzieliśmy niemal  trzy lata temu. Z tego tez powodu zwierzaki często przenoszone są do zoo, gdzie żyją sobie na wolności, w bardziej bezpiecznym otoczeniu.

Well, unfortunately, such a trek, especially at night, sometimes ends tragically for the sloth, because in Santa Cruz one has to run in order to cross the street, and sloth does not have the speed … This was reportedly the fate of the sloth from the main square of Santa Cruz, which we met almost three years ago. Because of that, the animals from around the city are often being moved to the zoo, where they can roam free in a more secure environment.

boliviainmyeyes

Od czasu do czasu można jednak wciąż zobaczyć leniwca w mieście, np. w Parque Urbano. Nas ten zaszczyt spotkał ostatnio w Cotoce, gdzie tym razem leniwiec nie wędrował, ale zajadał się owocami wysoko na drzewie, których pestki następnie zrzucał na przechodniów. Zrobił sobie krótka przerwę na zdjęcia, po czym jak nigdy nic, podrapal sie po plecach i powrócił do swojego zajęcia.

From time to time, however, it’s still possible to see the sloth in the city, eg. in the Parque Urbano. Lately, we met again the one in Cotoca, this time not wandering around but eating the fruit high in a tree, and throwing the seeds down on passers-by. Then, he took a short break to pose for the pictures, and after that, as nothing had happened, he scratched his back and returned to eating.

boliviainmyeyes

My zawsze spotykamy samotne osobniki, ale niektórym udaje się wypatrzeć matkę z bobasem, który oczywiście od urodzenia żyje do góry nogami!

We always meet single individuals, but some people are lucky to spot mother with a baby, which, of course, lives upside down from birth!

Mimo sporej liczebności leniwców w okolicach Santa Cruz, zwierzętom tym zagraża wyginięcie spowodowane wycinaniem lasów równikowych. Jak to leniwce, wolno się rozmnażają (jedna samica średnio rodzi jedno leniwiątko na rok), a ich powolne tempo ewolucyjne nie rokuje nadziei na to, że zdołają przystosować się do innych środowisk. Leniwce padają również ofiarą jaguarów, orłów i … kłusowników.  Ich jedyna linią obrony wydaje się niezwykła odporność na infekcje, która już od jakiegoś czasu nie daje spokoju badaczom. Leniwiec jest w ogóle takim inkubatorem makro i mikroorganizmów: w jego sierści żyją sobie ćmy, chrząszcze, karaluchy, grzyby i glony, które nadając jego futru zielonkawy kolor, zapewniają tym samym kamuflaż:) Ja raz pogłaskałam leniwca po głowie, ale pod pachy mu zaglądać nie zamierzam, o nie!

Despite the large number of sloths in the area of Santa Cruz, these animals are threatened due to deforestation od Amazon forest. As for sloths, they reproduce slowly (one baby per female once per year), and their slow evolution does not bring the hope that they could adapt to other environments. Sloths are also a prey of jaguars, eagles and … poachers. Their only line of defense seems to be an extraordinary resistance to infections, which for some time has occupied the minds of the scientists. Sloths are in general, the incubators of macro and micro-organisms: their hair host moths, beetles, cockroaches, fungi and algae, which give it greenish color and thus provide camouflage:) I once stroked the sloth’s head, but believe me, I would never scratch his armpits!

boliviainmyeyes

Leniwcowe ciekawostki: leniwce potrafią pływać (!); dożywają 30-tki; ich przodkowie, żyjący w  plejstocenie, Megatherium americanum, osiągały nawet rozmiary słonia (!), a ich najbliższymi kuzynami są mrówkojad i pancernik, choć czasem dzieciaki w Boliwii nazywają je ‘monos’, myląc leniwca z małpą:)

Cambas (mieszkańcy boliwijskich tropików) nie mówią “perezoso‘, ale ‘perico“, co w języku hiszpańskim oznacza małą papugę.  Okresleniem ‘perico‘ są również nazywane osoby o siwych włosach.:)

Slothy curiosum: sloths can swim (!); they can live up to 30 years; their ancestors, who lived during the Pleistocene, Megatheriidae, reached the size of an elephant (!), and their closest relatives are the anteatere and armadilloe, although sometimes the kids in Santa Cruz call them ‘monos’, confusing the sloth with a monkey :) 

Cambas (people of Bolivian tropics) don’t sey ‘perezoso’ but ‘perico’, which in Spanish means small parrot. Gray-hair person is also called ‘perico head’:)

boliviainmeyes

Cotoca’s Secret Ingredient *** Sekretny składnik obiadu w Cotoce

Kolejny raz zawitaliśmy w Cotoce, tym razem z okazji Bożego Ciała, w sam raz na obiad. Dzień był ciepły i słoneczny, wiec milo było posiedzieć sobie na dworze, w jednej z rodzinnych restauracji obok głównego placu. Przy jednym ze stołów rozstawionym wprost na chodniku, z widokiem na kościół.

So we went to Cotoca again, this time to celebrate Corpus Christi and just in time for lunch. The day was warm and sunny, so it was nice to sit outside, in one of the mamas & papas restaurants nearby the main square, with the view on church. We sat at one of the tables put directly on the sidewalk.

Obiad w Cotoce

Obiad w Cotoce

Lunch in Cotoca

Jak zwykle zamówiliśmy —> sosnos i arepas, ale postanowiliśmy także spróbować pięknie pachnącego majadito, gotowanego na ogniu w wielkim blaszanym garze. W karcie dan były również szaszłyki z mięsa wołowego oraz żeberka, wprost z rusztu (paquumuto?), ale sobie darowaliśmy, bo mięso zawsze wydaje nam się za twarde.

As usual, we ordered some sosnos and arepas, but decided to also try a tasty looking majadito, cooked on the fire in a big tin pot. They also offered skewers of beef and ribs, straight from the grill (paquumuto?), but we gave it a pass as the meat usually is too hard for us to bite. 

DSCN0270

Lunch in Cotocasonso

DSCN0269

majadito

majadito

Za to do picia zamówiliśmy sobie zbyt słodkie, ale orzeźwiająco zimne mocochinchi, czyli kompot z suszonych brzoskwin.

To drink we ordered a very sweet but refreshing mocochinchi.

mocochinchi

mocochinchi

Cały obiad kosztował nas jakieś 20 bs. od osoby, a majadito było najlepszym, jakie miałam okazje kiedykolwiek spróbować. Na sam koniec, Freddy zauważył cos, co mogło być ‘sekretnym składnikiem’ tego dania – kucharka jak nigdy nic zgarnęła resztki z innych talerzy do wielkiego gara. I zamieszała:)

The whole lunch cost us about 20 bs. per person, and majadito was the best I’ve ever eaten. At the end, Freddy noticed something that could have been the ‘secret ingredient of’ this dish – the cook had scooped the leftovers from the other plate to the big pot. And stirred it in :)

Nie zostało nam nic innego, niż odwiedzić naszego znajomego leniwca – innego ‘sekretnego składnika’ Cotoki.

There was nothing more left for us but to visit our old friend – the sloth – Cotoca’s secret ingredient.

leniwiec z Cotoki

leniwiec z Cotoki

P.S. Co ciekawe, pomimo święta religijnego, miasteczko było całkiem wyludnione i… o wiele przyjemniejsze niż w niedziele./ P.S. Despite the religious holiday, the town was quite empty and… nicer than on busy Sundays.

Cotoca

Cotoca

Lunch in Cotoca

Lunch in Cotoca

Can you spot the sloth?/ Znajdziecie leniwca?

Where is sloth?

.

Sonso & Arepa – Bolivian Snacks *** Przekąski boliwijskich tropików

Już ponad dwa tygodnie minęły od Pierwszego Festiwalu Sonso i Arepy w Cotoce, ale jakoś czasu zabrakło na wcześniejszą relacje. Kulinarne tradycje Santa Cruz warte są jednak opisania!

More than two weeks have passed since the First Festival of Sonso and Arepa in Cotoca, but I haven’t have time to write about it earlier. However, these culinary traditions of Santa Cruz are worth to describe!

sonso & arepa

Z czym to sie je?/ So, what are they?

Sonso (lub zonzo), to puree z juki zmieszane z serem typu ‘chaqueño‘ lub ‘menonita‘ (białym niepasteryzowanym) którym oblepia się patyk, a następnie przypieka na grillu. Jak dotychczas najlepsze sonsa jedliśmy właśnie w Cotoce – przygotowywane wprost na ulicy, ale można ich spróbować w każdym mniejszym miasteczku boliwijskich tropików oraz Cabanas de Rio Pirai w Santa Cruz de la Sierra. Sonso można zrobić samemu: kupujemy korzeń juki, obieramy, kroimy, rozgotowujemy, wyciągamy ‘sznurek’ ze środka, robimy puree, dodajemy starty ser – najlepiej zmieszać twardy suchy aromatyczny ser z ciągnącą się mozarella. Można tez rozrobić mączkę z juki z jajkiem, woda i serem. Tak przygotowaną masą (ważne żeby się lepiła) oblepiamy patyk i delikatnie grillujemy lub przypiekamy w piekarniku. Delicioso!

Sonso (or zonzo), is the yucca puree mixed with cheese (chaqueno ormenonita type), sticked to a stick and then browned on the grill. So far, the best sonsos we ate in Cotoca – prepared directly on the street, but you can try them in every tropical town and in Cabanas de Rio Pirai in Santa Cruz de la Sierra. You can also try making sonso at home : buy yucca root, peel it, cut into pieces, overcook it, pull the strings from the inside, puree it and add some grated cheese – the best is to mix some hard aromatic and salty cheese with mozzarella. You can also mix some yuca flour with egg and water and cheese. Stick such sticky mass to a stick and gently grill sonsos or stick them in the oven. Delicioso!

sonso & arepa

sonso & arepa

Arepa, to mały placek z maki kukurydzianej i sera (takiego samego jak w sonso). Smażony na patelni lub tradycyjnie na blasze nad ogniskiem, jak naleśnik:) Pyszny, ale jego smak zależy od rodzaju sera – im bardziej wyrazisty, tym lepiej!

Arepa is a small pancake made with corn flour and cheese (as in sonso), fried in a pan, traditionally over the open fire. Delicious,  but its taste depends on the type of cheese that is used – the more strong, the better!

sonso & arepa

sonso & arepa

Takimi oto smakołykami zajadaliśmy się w Cotoce, w gwarnej ulicznej kafejce. Było to nasze niedzielne śniadanie, które zapijaliśmy boliwijskim… piwem:) Nie powiem, ze było to najzdrowsze rozpoczęcie dnia, ale raz na rok można, co nie?

Such delicacies we ate last time in Cotoca, in the busy ‘pop – up’ street cafe. It was our Sunday breakfast, which we flushed down with Bolivian beer :) I can’t say that it was the healthiest start to the day, but once a year you can treat yourself, can’t you?

DSCN0088

Ucztującym przygrywały tradycyjne kapele, a Misski Tradycji pozowały do zdjęć z największym sonso na świecie. Działo się, oj działo! Nigdy nie widzieliśmy takiego tłumu w malej Cotoce! A im więcej ludzi, tym więcej okazji do zdjęć!

The festival’s visitors could enjoy their meal listening to traditional bands, and admire Misses of Tradition, posing for pictures with the largest sonso in the world! We haven’t seen such a crowd in a small Cotoca ever! And the more people, the more opportunities for photos:)

sonso & arepa

sonso & arepa

sonso & arepa

sonso & arepa

sonso & arepa

DSCN0107

Our neighbour from Santa Cruz!

Zresztą, wszystkiemu przyglądał się z zaciekawieniem również nasz znajomy Jasiu Wędrowniczek, z wysokiej gałęzi drzewa toborochi.

Even our old friend – Wandering Sloth was watching this colourful and noisy human wave with interest (or confusion) from the high branches of toborochi tree.

sloth

sonso & arepa

DSCN0114

DSCN0082

DSCN0081

DSCN0083

DSCN0110

DSCN0115

DSCN0113

Cotoca – La Tabililla, Sonso y Palmitas

Tak się złożyło, ze znów zawitaliśmy w Cotoce – miasteczku oddalonym o niecałe 30 min. samochodem od Santa Cruz. Tym razem nie widzielismy leniwca, ale za to trafiliśmy na Pierwszy Festiwal ‘La Tabililla’, czyli miejscowego słodkiego przysmaku z prażonych orzeszków ziemnych w słodkiej masie z molasy nazywanej tu myląco miodem (miel), a będącej w rzeczywistości sokiem z trzciny cukrowej. Smakowało, ale nie zjedliśmy całego kawałka, bo się przesłodziliśmy:)

So, we came to Cotoca – small town just 30 minutes drive from Santa Cruz – again. This time we didn’t see any sloths, but we participated in ‘First Festival of ‘La Tabililla‘ (1er. Festival de la Tabililla), which is a local sweet delicacy: roasted peanuts in a sweet molasses called here honey (miel), being in fact dark syrup from sugar cane. Tasty treat, but we couldn’t eat the whole piece, because it was too sweet!

La Tabililla in Cotoca

Jako iż dziś była niedziela przedwielkanocna, natrafiliśmy również na inna lokalna tradycje – ręcznie wyplatane palemki z prawdziwych liści palmowych, rozłożone wzdłuż głównej ulicy prowadzącej do słynnego sanktuarium Virgen de Cotoca. Nie mogłam się oprzeć i zakupiłam jedna za 5 bs.  Prawdziwe dzieło sztuki!

As today was the Sunday before Easter, we encounter other local tradition: hand- woven Easter palmitas made of… real palm leaves, spread along the main street leading to the famous sanctuary of Virgen de Cotoca. I could not resist buying one for $ 5 bs. Small masterpiece!

Easter in Cotoca

palmita in Cotoca

Cotoka słynie również z ceramiki, którą można zakupić na każdym kroku. Ba! Jest to prawdziwy raj dla zbieraczy kiczowatych figurek – do koloru do wyboru!

Cotoca is  also famous for its ceramics that can be found everywhere! It is a true paradise for collectors of somewhat kitschy figurines:)

hecho en Cotoca

Sunday market in Cotoca

Przed wyjazdem nie mogliśmy odmówić sobie zjedzenia sonso – czyli przesmacznej masy z juki i sera na drewnianym patyku, przysmażonej na grillu (wcześniej próbowaliśmy arepe – placka z maki kukurydzianej i sera, ale aż tak bardzo nam nie zasmakował). Polecam spróbowanie tego lokalnego ‘fast foodu’ każdemu, kto zawita kiedyś w te strony!

We couldn’t leave these busy colourful town without eating sonso – yummy mass of yucca and cheese on a wooden stick, heated on the grill (we did try also arepa – a pancake made of corn flour and cheese, but we did not like it as much). I would recommend trying this local ‘fast food’ to anyone who visits Bolivian tropics!

Sunday market in Cotoca

Cotoca

Cotoca

artesania from Cotoca

artesania from Cotoca

‘Slothy’ Sunday in Cotoca *** ‘Leniwcowa’ niedziela w Cotoce

W ostatnią niedzielę wybraliśmy się do Cotoki – miasteczka położonego 30 min autobusem z bazaru ‘Los Pozos’ w Santa Cruz (3bs), które słynie z sanktuarium maryjnego ‘Virgen de Cotoca’, ceramiki i miodu (tak przynajmniej przeczytałam w przewodniku). Przyznam, cudnie było wyrwać się z dusznego miasta na prowincję – zwłaszcza po ‘spacerze’ po wspomnianym bazarze, który można by określić słowami mojej mamy, jako miejsce gdzie króluje ‘bród i ubóstwo’. Podróż autobusem z drewniana podłogą może nie należała do najbardziej wygodnych, ale cieszyła nas zbliżająca się wizja niedzielnego spaceru po  sennym małym miasteczku. Rzeczywistość okazała się jednak inna, bowiem z bazaru w Santa Cruz trafiliśmy prosto na bazar w Cotoce! Troche mniejszy i bardziej zadbany, ale równie wrzaskliwy:)

Last Sunday we went to Cotoca – a small town 30 minutes by bus from the market “Los Pozos” in Santa Cruz (3BS), which is famous for the shrine of ‘Virgen de Cotoca’, pottery and honey (or so I read in the guide). I admit, it felt wonderful to leave stuffy city – especially after the ‘walk’ on the bazaar, which could be described with the words of my mother as the image of: ‘stench and poverty’. Travelling by bus with the wooden floor wasn’t the most comfortable either, but we enjoyed the dream of the Sunday afternoon in the sleepy little town. However, the reality turned out to be different, because from the bazaar in Santa Cruz we got to the bazaar in Cotoca! A little smaller and much cleaner, but equally noisy :)

Główna plaza okazała się zapełniona mieszkańcami, którzy przybyli adorować słynną ‘Virgen de Cotoca’ w przylegającym do placu sanktuarium. W kościele zaczynała się msza, a w budynku obok wierni zapalali świeczkę swoim bliskim, choć prawdę mówiąc bardziej przypominało to masowe topienie wosku, niż widok palących się świeczek w naszych europejskich świątyniach.  My również zakupiliśmy świeczki (‘Dzieciatka Jezus’), ale przeznaczone one zostały do kolacji przy świecach.

The main plaza turned out to be filled with residents and newcomers who came to adore famous “Virgen de Cotoca ‘in the sanctuary. People came to lit a candle for their loved ones but it was more like a mass wax melting. We also bought some candles (named as’Infant Jesus’), but they were destined for our dinner table.

Po wizycie w kościele, okrążyliśmy plaze dwukrotnie w poszukiwaniu słynnego miodu. Miód był, ale taki w glinianych otwartych dzbankach, których nie mogliśmy kupić, ponieważ mamy w domu mrówki, a raczej mieliśmy i już więcej nie chcemy ich mieć (właśnie wróciłam z kuchni…ONE już tam są…). Jedyna alternatywą był zakup miodu w butelce po Coca Coli – ciemnobrunatnej zupełnie płynnej cieczy. A co tam, za 10bs można spróbować! W domu okazało się, ze ‘miód’ ten jest słodko – gorzki i zupełnie nie przypomina tego tradycyjnego. Zapytałam wiec tatę – pszczelarza, co to może być, a on odpowiedział, ze może być to syrop z trzciny cukrowej, bo miód powinien być choć trochę lepki).

After seeing the church, we circled twice around the plaza in search of the famous honey. We found a honey sold in the open clay jugs, that we couldn’t buy, because we have ants in the house, or rather we have had once and we don’t want to have them anymore (after witting this I went to the kitchen for a juice and they are back!…) The only alternative was to buy a honey in a bottle of ‘Coca Cola’ – dark brown liquid. What the hell, for 10 bs. we can try! At home, it turned out that this honey is bitter – sweet and not alike any honey we knew. When I asked my dad, who happened to be a beakeeper, he said that it could be a sugarcane syroup as real honey cannot look like a water.

Troszkę znudzeni i zmęczeni gorącem i gwarem, postanowiliśmy już wracać, kiedy Freddy zauważył cos w krzakach. Był to leniwiec! I to taki, który postanowił sobie pospacerować po chodniku, ku uciesze wszystkich zgromadzanych na placu – mojej w szczególności:)

A little bored and miserable from heat and bustle, we were heading back towards the bus, when Freddy noticed something in the bushes. It was the sloth, who decided the stroll down the sidewalk, to the delight of all the people in the square – myself in particular:)

Niestety, trzeba było leniwca ‘sprowadzić z powrotem na drzewo’, ponieważ zaczął się zbliżać do ulicy. I kto powiedział, że leniwce są leniwe?

Unfortunately, sloth needed to be ‘brought back the tree’, because he was ‘fast’ approaching the street. But he did not want to go back yet :) And who said that sloths are lazy?

Ale nie chcialo mu sie jeszcze wracac/ He wasn’t ready to go back yet;)

Eeeee…

Do trzech razy sztuka/ Third time lucky!

Dopiero za trzecim razem, leniwiec postanowił zostać na drzewie! Okazało się, ze biedak po prostu się zgubił – zszedł z drzewa, żeby zrobić kupę i zabłądził, co przyznała pani obok, która powiedziała, ze właśnie TO jest jego drzewem:)

Finally, after third approach, our friendly sloth decided to stay on the tree! It then turned out that the poor creature just got lost – an old woman standing beside me said that THIS is HIS TREE:)

I tak oto, za sprawa zdezorientowanego leniwca, nudna niedzielna wycieczka zamieniła się w jedno z najbardziej ekscytujących doświadczeń w moim życiu:) Takie rzeczy nie zdarzają się w ZOO, tylko na placu głównym w Cotoce lub w … Santa Cruz, pamiętacie?

Finally, after third approach, our friendly sloth decided to stay on the tree! It then turned out that the poor creature just got lost – an old woman standing beside me said that THIS is HIS TREE:) Thus, thanks to confused sloth, our boring Sunday’s afternoon turned into something really exciting and memorable:) Such things do not happen in the zoo – only on the main plaza in Cotoca or… in Santa Cruz, do you remember?