Jako przykladna emigrantka, codziennie poswiecam co najmniej godzine na przeglad ‘internetowej’ prasy krajowej i zagranicznej. Ostatnimi czasy portale rozpisuja sie o popularnym od zawsze zjawisku ‘wewnetrznej emigracji’ ludzi z prowincji do STOLICY. Przy okazji, kariere zrobilo okreslenie takiego przybysza mianem ‘SLOIKA’.
Dlaczego?
‘Miejski slownik slangu i mowy potocznej‘ (http://www.miejski.pl) wyjasnia to w sposob nastepujacy:
Słoik to: ‘Osoba pochodząca z prowincji a mieszkająca w wielkim mieście, najczęściej Warszawie, przywożąca z wizyt w domu słoiki z jedzeniem. Najczęściej charakteryzują ją takie cechy jak: brak przywiązania do nowego miejsca zamieszkania oraz wiejskie maniery i sposób myślenia.’
Duzo osob obraza sie na to okreslenie, a ja w zasadzie nie widze problemu, zwlaszcza w odniesieniu do pierwszego zdania – kazdy bowiem lubi przywiesc sobie sloik bigosu czy ogorkow kiszonych od mamy (albo taty) mieszkajacych na prowincji – tym sposobem mozna dluzej cieszyc sie ‘smakiem’ domu rodzinnego. Sama przez 5 lat studiow w pieknym Toruniu, przynajmniej raz w miesiacu taskalam w plecaku pierogi, soki, miod i domowe wino taty – zreszta robili to wszyscy moi akademikowi znajomi. Nigdy nie uslyszalam okreslenia ‘sloik’ w odniesieniu do mojej osoby – pewnie inne to byly czasy, a moze to dlatego, ze Torun nie jest metropolia?
Wyglada wiec na to, ze prawdziwe skupisko ‘sloikow’ znajduje sie w Warszawie – w zeszlym roku dolaczyla wiec do niego siostra i ‘szwagier’, a za sprawa niedawnej wizyty rodzicow, lodowka i szafki ich kuchni zapelnily sie weklami, butelkami i innymi takimi… Nie slyszalam zeby narzekali, wrecz przeciwnie – nie ma to jak swojski miodek i wino domowej roboty:) Z cala pewnoscia bedzie ono wypijane przy okazji spotkania ‘sloikow’, czyli znajomych z lat studenckich, ktorych losy splotly sie ponownie w stolicy.
Zastanawiam sie, czy fakt posiadania znajomych z prowincji mozna zakwalfikowac jako kolejna czesc hasla slownikowego, ktore mowi o ‘braku przywiązania do nowego miejsca zamieszkania’? W koncu swiadczy to o tesknocie za dawnym stylem zycia?
‘Istotną cechą ‘słoja’ jest możliwość szczelnego zamknięcia’, podaje wszechwiedzaca Wikipedia (stad tez pewnie utarl sie poglad o wyobcowaniu ‘sloikow’), ale czy owa hermetycznosc ‘sloika’ nie jest raczej spowodowana zamknieciem na swiat prowincjonalny ‘prawdziwych Warszawiakow’ czyli tzw. ‘warszawki’, ktorzy czuja niczym niepoparta wyzszosc nad mieszkancami reszty kraju? Wiem, jest to stereotypowe myslenie, ale taka jest opinia wiekszosci prowincjonalnych Polakow o ‘warszawce’. Opinia uksztaltowana przez telewizje, prase, czy po prostu brawure i chamstwo kierowcow samochodow na warszawskich numerach, ‘wozacych sie jak pany’ po krajowych, regionalnych czy lokalnych drogach…
Ale zaraz, kim jest owa ‘warszawka’? Niestety ‘Slownik slangu’ nie posiada takiego hasla, sama wiec sklepalam owo pojecie z wlasnych i cudzych doswiadczen.
Tak wiec ‘warszawka’ to:
‘Grupa ludzi wywadzacych sie z prowincji a mieszkajaca w Warszawie. Czesto nie przyznaje sie do swoich wiejskich korzeni, ostentacyjnie odrzucajac wszystko, co prowincjonalne. Lansuje sie na warszawskich salonach – stad tez nazywana jest czesto ‘szlachta’, w modnych klubach i jeszcze modniejszych restauracjach. Ludzie nalezacy do ‘warszawki’ woza sie drogimi samochodami i szarzuja po krajowych, regionalnych i lokalnych drogach, blyskajac w oczy zwyklym ludziom swoimi wypucowanymi warszawskimi rejestracjami. Ubieraja sie tylko w ‘trendy’ butikach, ale jak to moj tata mowi, ‘sloma im z butow wystaje’ i tak czy siak’.
Jednym slowem – ‘warszawka’ to nic innego jak przebrane w ladne etykiety ‘sloiki’, czyli prawdziwe ‘SLOJE’:)
Bo przeciez ‘sloik’ to w istocie zdrobniala forma wyrazu ‘SLOJ’, a jak wiemy, zdrobnienia zwykle sa nacechowane pozytywnie i pieszczotliwie.
Nie ma wiec co sie przejmowac, jezeli ktos nazwie nas ‘sloikiem’ – ja sama tak zwracam sie do siostry w ostatnich rozmowach przez Skypa, nasmiewajac sie ze stereotypow. Cos mi sie wydaje, ze owa ‘warszawka’ sama wymyslila to okreslenie, bo ich w oczy kuje, ze nie moga tak sobie wyjechac na weekend na wies do rodziny i przywiesc zapasow. Co by bowiem ‘opinia publiczna’ o tym powiedziala? Zamiast wiec wakacji u mamy, placa oni grube pieniadze lansujac sie w hotelowym basenie podczas zagranicznych wojazy.
No tak, troche mnie ponioslo:)
A ja? Jak mnie mozna okreslic, do ktorego worka wlozyc? Taki oto dylemat egzystencjalny pojawil sie w mojej glowie: czym jestem?
I co? Otoz doszlam do wniosku, ze jestem ‘konserwa’, taka TURYSTYCZNA! Tak po prostu: sloikow nie przywoze z domu, bo przeciez za daleko, a zeby przeslac poczta, to za drogo; daleko mi do lansu w realiach telenoweli boliwijskiej, a moj znajomy caly czas mi powtarza, ze mimo iz mieszkam w Boliwii od ponad pol roku, to wygladam jak typowy turysta: caly tydzien chodze w tych samych ubraniach (tutaj musze sie wtracic, ze moze moja garderoba nie peka w szwach, ale robie regularne pranie), z sombrero na glowie i z ‘tradycyjna’ torba ze sklepu z pamiatkami:) Wszystko jasne!
A ty – czym jestes?
***
As an exemplary emigrant, I spent at least an hour daily to review domestic and foreign ‘webpress’. Recently, Polish portals have been writting about always popular phenomenon of ‘inner emigration’, of the people from the provinces to the capital. They even got their proper name as ‘sloiki’ – ‘JARS’.
So, why jars?
‘Urban Dictionary of slang and colloquial speech‘ (http://www.miejski.pl) explains it as follows:
‘Jar’ is: ‘A person coming from the province to live in a big city, especially Warsaw, bringing from their home visits jars of home-made food. Frequently it is characterized by features such as: lack of commitment to a new place of residence and rural manners and a way of thinking. ‘
Many people take offense to this term but myself I do not see the problem – everyone like to bring the jars of pickles or ‘bigos’ cooked by mom (or dad) who live in the countryside – this way you can enjoy ‘flavor’ of family home for longer.
For 5 years of studying at university in a beautiful Toruń, I had carried at least once a month in a backpack some dumplings, juices, honey and homemade wine – moreover, all my friends living in a student house did exactly the same. And I have never been referred to as a ‘jar’ – maybe the times were different, and maybe it’s because Torun is not a metropolis?
So it looks like ‘jars’ are located only in Warsaw – and last year they were joined by my sister and ‘brother-in-low’, and as a matter of a recent visit of our parents, their refrigerator and cupboards filled up with jars, bottles, and other stuff. I heard no complaining from them, just the opposite – there’s nothing like real honey and home made wine :) Surely it will be tasted on the occasion of the ‘jars’ meeting – friends from student years, whose path crossed again in the Polish capital.
I wonder whether the fact of having friends from the province can qualify as another part of the dictionary entry that tells about the ‘lack of commitment to the new place of residence’? In the end, this is a sign of a longing after past lifestyle, isn’t it?
‘An important feature of the’ jar ‘is the ability to seal‘ – says the omniscient Wikipedia, hence probably the notion of ‘jars’ alienation, but isn’t this simply a result of a closure of the so-called ‘real Varsovians‘ to the outer world? ‘Warszawka‘ (as others call them), who feel superior over people of the rest of the country? I know it’s a stereotypical thinking, but that’s the opinion of most of the provincial Poles about ‘warszawka’. Opinion shaped by television, newspapers or simply an arrogance of car drivers with the Warsaw plates, driving like the ‘Lords’ on the national, regional and local roads …
But wait, who is this ‘warszawka’? Unfortunately the ‘Dictionary of Slang‘ does not give an explanation, so I wrote the concept of this word by myself based on my own and others’ experience.
‘A group of people from the countryside and living in Warsaw. Often do not admit to their roots, pointedly rejecting everything that provincial. Self-promoting themselves in Warsaw’s society – hence it is often referred to as ‘nobility’. People belonging to ‘warszawka’ drive expensive cars and cruise on a national, regional and local roads, flashing in the eyes of common people with their shiny Warsaw’s plates. Dressed only in a ‘trendy’ boutiques, but as my dad says, ‘straw is protruding from their shoes’ anyway’.
To be honest – ‘warszawka’ is nothing more than a dressed in nice labels ‘jar’, the real ‘fat jar‘ (pl. ‘sloj’) :)
And in Polish language, jar (sloik) is in fact a diminutive form of the word ‘sloj’, and as we know, diminutives have usually positive and affectionate feel.
So I wouldn’t bother, if someone called me ‘jar’ – I even called my sister like that in recent conversations on Skype, mocking the stereotypes. And moreover, it seems to me that the word ‘jar’ was reinvented by ‘warszawka’, because it pokes them in the eye, that they can’t leave for the countryside for a weekend and bring some food. What would ‘public opinion’ said about it? So instead, they pay a lot of money to socialize in the hotel’s pool during their posh foreign travels.
Well, I think I got carried away a bit :)
And I? How can I determine to ‘which sack’ can I put myself? Such existential dilemma appeared in my head: What am I?
And you know what? I came to the conclusion that I am a ‘can’, like a can of ham, tourists’ favourite food supply! I do not import jars from home, because surely it’s too far, and to send them by a mail, it’s too expensive. I am also far from reality of Bolivian soap opera and my friend all the time keeps telling me that even though I have been living in Bolivia for more than half a year, I still look like a typical tourist: walking in the same clothes for a whole week (here I need to mention, that maybe my wardrobe is not bursting but I do regular laundry), with a sombrero on my head and ‘traditional’ bag from souvenirs’ store :)
And what about you – WHAT ARE YOU?