Work ‘n’ Holiday in Bolivia*** Boliwia w pracy i od swieta

Niektorzy moze zauwazyli na moim profilu facebookowym, ze jakis czas temu dodalam ‘Open House’ jako moje nowe miejsce pracy. A coz moze robic Polka w Boliwii bez dobrej znajomosci jezyka hiszpanskiego? Oczywiscie uczyc angielskiego!

Moje plany fotograficzne zeszly na plan dalszy – jakos trudno mi sie przebija i wybija, fotografuje wiec w chwilach wolnych dla przyjemnosci, bo raczej wyzyc bym z tego nie mogla. Coz, z placy nauczyciela rowniez nie. Co prawda, jest to praca tylko na pol etatu, ale nawet caly nie pomoglby oplacic czynszu (a przynajmniej nie w miejscu, w ktorym mieszkamy obcnie). Pewnie zastanawiacie sie ile wynosi stawka nauczyciela jezyka angielskiego w Boliwii? – otoz od 20-25 bs. za godzine lekcji grupowych (‘okolo’ €2.73168) do 30bs. za lekcje prywatne w szkole. Oczywiscie, wiecej da sie zarobic na ‘korepetycjach’ (nawet 100 bs./godz.), ale nie jest wcale tak latwo znalezc uczniow, chyba ze chce sie pracowac tylko nockami i w weekendy.

Na co wiec starcza moja nieregularna pensja (nie mam placone za lekcje odwolane i dni wolne)? Otoz, moge oplacic sobie ubezpieczenie prywatne (socjalnego bym i tak nie dostala, bo nie mam kontraktu), ktore wynosi ok. 420 bs. miesiecznie – to tydzien pracy. Rachunki za prad, wode i utrzymanie ‘condominium’ to kolejny tydzien pracy, wiec wychodzi na to, ze jestem 2 tygodnie na czysto? Nie, nie jest ta latwo, reszte wydaje na drobne zakupy spozywczo – przemyslowe i tylko mala czesc z tego laduje w skarpecie, na ‘drobne wycieczki’.

Nie jest jednak zle – dzieki temu, ze moj Freddy zarabia dostatecznie duzo zeby oplacic mieszkanie i zrobic porzadne zakupy, ja nie musze juz siegac do moich zaskorniakow, zarobionych swojego czasu w Irlandii. Zreszta, te tez stopnialy znaczaco po zakupie biletow lotniczych do Europy (i z powrotem) na wrzesien. Tak sobie obliczylam, ze potem to juz bedzie mnie tylko stac na zakup biletu w jedna strone… o ile wygram w totka, w ktorego wcale nie gram;)

Jak na razie moim zajeciem glownym jest wiec nauczanie. Ironia losu, nigdy w dziecinstwie nie marzylam o wykonywaniu tego zawodu, a pozniej zarzekalam sie, ze na pewno uczyc nie bede! Bylo mi to chyba jednak pisane, zwazywszy na to, ze w moim CV figuruja pozycje takie jak: ‘au-pair’, nursery nurse, childcare assistant, nanny, a teraz ‘profsora de Ingles’. Oczywiscie, wiecej takich ‘niewymarzonych’ prac wykonywalam w moim niemal 30-letnim zyciu, ale nie bede sie nimi chwalic. Edukacja edukacja, ale rynek pracy rzadzi sie wlasnymi prawami.

Wzielam wiec sobie powiedzenie: ‘jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi co sie ma‘ do serca. Zreszta, skad wiemy, czy cos lubimy, jezeli tego nie sprobujemy? Tym samym okazalo sie, ze ‘Danusia lubi dzieci a dzieci lubia Danusie’ – a praca edukatora moze i ciezka jest, ale takze satysfakcjonujaca!

Teraz ucze dzieci troche wieksze – nastoletnie, co wymaga nieco innych umiejetnosci, ale musze przyznac, ze trafilam na przyjaznych ‘mlodych gniewnych’, ktorzy zjednali mnie do siebie swoim entuzjazmem i poczuciem humoru (nie ma w nich ani odrobiny zlosliwosci, gdy smieja sie z moich wpadek, kiedy probuje im cos wyjasnic w ich ojczystym jezyku:) oraz tym, ze zgodnie przyznali, iz wygladam na jakies 23 lata! I jak tu nie lubic takich studentow? Niedawno kadra nauczycielska dostala koszulki z logo szkoly i teraz wszyscy wygladamy tak samo jak uczniowie szkoly sredniej:)

Nie wiem jeszcze jak bede spedzala ten szczegolny dzien … ah, poczekajcie, jak to gdzie? W pracy oczywiscie, bo 28 wypada we wtorek…

Nie mam zaplanowanej imprezy, a i dluugi weekend niestety bedzie normalnej dlugosci, poniewaz nie moge przeciez opuscic moich kochanych studentow w ostatnim dniu ich 3-miesiecznego kursu? Tak to jest, ze jak sie pracuje, to nie ma za wiele czasu na to, co sie chce robic. Ale ‘bez pracy nie ma kolaczy’, a w moim przypadku ‘boliwianos‘. Poza tym, bez pracy zycie byloby nudne (tak, okres bezrobocia takze przerabialam) a wakacje i dni swiateczne bez sensu, nieprawda?

Tym bardziej milo obchodzilismy ostatnio Swieto Pracy – poprzedzone wspolnym wyjsciem do restauracji z kolegami ze szkoly, sponsorowanym przez dytektora placowki. A w dniu 1 maja, z nudy i cierpien zwiazanych z kacem (wiedziałam, że nie powinnam mieszac bezalkoholowej chicha z piwem!) napisałam te oto kilka powyzszych zdan, ktore wlasnie (o ile) konczycie czytac.

Może jednak miałam za duzo czasu?:)

P.S. Wiem, ze nie powinnam tak narzekac na moja pensje, zwazywszy na to, ze przecietny mieszkaniec Boliwii ma na reke ok. 1000 bs. (troche ponad 400 zl) za prace na caly etat miesiecznie. To tylko dowodzi, jak uprzywilejowani sa mieszkancy krajow wyzej rozwinietych, ktorzy maja wiekszy standard zycia nawet bedac na zasilku…

***

Some of you could notice on my facebook profile, that some time ago I added an ‘Open House’ to my job experience. And what can Polish girl do in Bolivia without a good knowledge of Spanish language? Teach English, of course!

My photographic plans went into the background – somehow it’s difficult to market myself here, so I photograph in my spare time for pleasure, because I wouldn’t rather be able to live off it. Well, the sad truth is that neither I would from the teacher’s salary.

The work is only half-time, but to be honest even full-time job wouldn’t pay the rent (not in the place where we live now anyway). You may wonder what is the rate of an English teacher in Bolivia? –  from 20-25 bs. per hour for group lessons (‘about’ € 2.73168) to 30bs. for 1 to 1 classes at school. Of course, it’s possible to earn more doing private ‘tutoring’ (even 100bs/h), but it’s not so easy to find students, unless you want to work only at nights and during the weekends.

So, what can I afford with my irregular salary (I am not paid for cancelled classes and holidays)? I can buy a private insurance (I am not entitled to social one, because I don’t have a contract), which is about 420 bs. a month – one working week. Bills for electricity, water and condominium fee  – that’s another week of work, so it turns out I have two weeks salary in my pocket? No, this isn’t so easy, the rest is spent on minor grocery shopping and only a small part of it goes into the sock, put away towards ‘small trips’ around Santa Cruz.

Thanks to my Freddy who earns just enough to pay for an apartment and decent weekly grocery shopping, I don’t have to reach for my ‘blackheads‘ (that’s how we call ‘savings’ in Polish) I had earned back in Ireland. Moreover, they also dwindled significantly after buying return plane tickets to Europe for September. I am calculating that after that I would be able to afford only one way ticket … unless I win the lottery, I don’t even play.

But until then, my main job is teaching. Ironically, I’ve never dreamed of teaching as a child, and later in life, I insisted I would never be a teacher! But I guess it was meant to be, given that positions in my CV include: an ‘au pair’, a nursery nurse, a childcare assistant, a nanny, and now ‘profsora de Ingles’. Of course, there was more ‘un-dreamed’ jobs performed by me in the last 30 years, but I will not boast about them:) Education is one, but job market has its own rights.

There is a saying: ‘If you don’t have what you like, you must like what you have’. Indeed, how we know whether we like something or not, if we don’t try it? Thus, it turned out that ‘Danusia likes children and children like Danusia’ and the work of an educator can be hard, but also rewarding!

Now my children are little bigger – they are teenagers, who require a bit different set of skills, but I was lucky to be given friendly ‘dangerous minds’, who would gain me over with their enthusiasm and sense of humor (there is not a trace of malice when they laugh at my mishaps as I try to explain something in their native language:) Besides, they said once that they had though I am 23 years young! And how is possible not to like these students? Recently all teachers were given T-shirts with the school’s logo so now we all look like pupils:)

I do not know how I will spend my special b-day … ah, wait – at work, of course, because 28th falls on Tuesday …

I don’t have any party planned, and even a May’s long weekend, unfortunately, will be of normal length, because surely I can’t leave my lovely students on the last day of their three-months course?

And life of a professional is just like that – there is not enough time to do what you want to do. But as they say: ‘no pain, no gain’ and we all need ‘bolivianos‘. Besides, without work, life would be boring (yes, I’ve also experienced the period of unemployment so I know what I am saying) and holidays would make no sense, don’t you think?

That’s why it was particularly nice to celebrate recent Labor Day – preceded by going out to the restaurant with colleagues, sponsored by school’s owner. But on 1st of May, having suffered from hangover (I knew I should’t mix non-alcoholic chicha with a beer) and boredom I wrote these couple of words above, that you are about (or not) to finish reading.

Maybe I had too much time after all:)

P.S. I know I shouldn’t complain about my salary, especially that regular person in Bolivia earns about 1000 bs. (€100) a month doing a full-time job… Just goes to show how lucky are people from more developed countries, who can afford decent living even being on the dole. That gives you a bit of perspective!