Jardín Botánico Martín Cárdenas *** Ogrody Cochabamby

W Polsce zlota jesien a w Boliwii wiosna. Z tej tez okazji postanowilismy udac sie na przechadzke do ogrodu botanicznego w Cochabambie –Jardín Botánico Martín Cárdenas. Kiedys juz mielismy okazje odwiedzic to miejsce, jednak ledwo przestapilismy brame ogrodu, a zerwala sie ulewa. Przemoczeni do schej nitki, jako ze nie bylo sie gdzie schowac przed deszczem, wrocilismy wiec do domu.

Tym razem rowniez zbieralo sie na deszcz, ale postanowilismy sprobowac naszego szczescia. Ogrod botaniczny, utworzony na czesc wielkiego botanika boliwijskiego Martína Cárdenas Hermosa, polozony jest niedaleko centrum i wstep do niego jest wolny. I niestety te dwa fakty sa najwiekszymi atrakcjami tego miejsca. Troche podobnie bylo z ogrodem botanicznym w Santa Cruz, w ktorym wiecej bylo komarow niz roslin.  Tak to juz jest, ze najwiecej tropikalnych okazow znajdziemy w szklarniach ogrodow europejskich niz tu, na miejscu. A szkoda, bo w tym klimacie rosnie doslownie wszystko!

Mimo to, milo bylo uciec od zgielku ulicy i pospacerowac aleja uslana platkami fioletowych kwiatow, wsrod wysokich palm, drzew cytrusowych i rzadkich iglakow. Mozna tu spotkac rowniez ciekawe okazy kaktusow, przepiekne lilie i inne kwiaty, znane z polskich ogrodow. A siedzac na mocno zuzytej lawce, mozna wyobrazic sobie, jak pieknie to miejce musialo wygladac w czasach swojej swietnosci, czyli jakies 50 lat temu…

_MG_6376

_MG_6312

_MG_6343

_MG_6328

_MG_6318

_MG_6319

_MG_6340

_MG_6336

_MG_6347

_MG_6353

_MG_6358

***

In Poland golden autumn and in Bolivia spring . On this occasion we decided to go for a walk in the botanical garden in Cochabamba – Jardin Botanico Martín Cárdenas . We had a chance to visit this place a while ago , but just after having crossed the garden gate, the storm broke off. Drenched to last thread , as there was no place to hide from the rain , we had to return home.
This time it was also cloudy, but we decided to try our luck.

Botanical garden , created in honor of the great  Bolivian botanist Martín Cárdenas Hermosa is located near the city center and the entrance to it is free. And unfortunately , these two facts are the biggest attractions of the place. A bit like in botanical garden in Santa Cruz, where there were more mosquitoes than plants. Interestingly , you can find more tropical specimens in European botanic greenhouses than here, which is a pity , because in this climate everything could (should) grow !

Nevertheless, it was nice to get away from the hustle and bustle of the city and stroll down the alley strewn with petals of purple flowers, among the tall palm trees , citrus trees and some rare conifers . You can also see interesting specimens of cacti , beautiful lilies and other flowers, known form Polish gardens. And, when sitting on a badly worn bench , you can imagine how beautiful this place must have looked like in its heyday , that is, around 50 years ago …

_MG_6305

Snow After Rain *** Snieg po deszczu

Cochabamba jest najwyzej polozonym miejscem, jakie mialam szczescie zamieszkiwac.

Miasto znajduje sie w dolinie, otoczonej gorami, z ktorych najwyzsza – ‘Pico Tunari’ ma ponad 5.000 m.n.p.m. Jak juz kiedys wspominalam, w miescie kroluje wieczna wiosna, i chociaz spogladajac przez okna na osniezone gory mozna odnisc wrazenie, iz jest zimno, na zewnatrz panuje prawdziwa spiekota!:) W zimie zazwyczaj nie pada, przez co okoliczne wzgorza brzybieraja brunatne barwy, ale kiedy przyjdzie deszcz, temperatura w miescie moze spasc do 10 stopni C. Jednak srednio po 2 dniach z deszczem, na powrot pojawia sie slonce, a ustepujace grube chmurzyska ukazuja osniezone szczyty Cordillera de Cochabamba.

Pierwszy dzien po deszczu jest wlasnie najpiekniejszy, bowiem lejaca sie z nieba woda, oczyscila przesiakniete spalinami powietrze, odslaniajac dalekie horyzonty. Jest to chyba najlepszy dzien na wizyte u ‘Cristo’ – nastepnym razem, gdy tylko bede miala okazje, nie omieszkam znow wybrac sie na wzgorze, aby zrobic kilka zdjec ‘bez smogu’.

_MG_4874

_MG_4913

Prawde mowiac, najstarsi gorale nie pamietaja takiej zimy (wyjatkiem moze byc 123-letni goral z La Paz),  bowiem w tym samym czasie, kiedy w Cochabambie padal deszcz, a w Santa Cruz wialy zimne wiatry, bialy puch przykryl nie tylko wzgorza La Paz, Matke Boska w Oruro, oraz drogi Potosi, ale nawet Pustynie Atacama w Chile – najbardziej sucha pustynie swiata!

998628_10151546881502056_423707345_n[1]

Foto: ‘Los Tiempos’

***

Cochabamba is the highest city, I’ve ever lived.

It is located in a valley surrounded by mountains, the highest of which – ‘Pico Tunari’ is more than 5,000 meters high. As I wrote some time ago, Cochabamba is called ‘The City of Eternal Spring’, and although we can see the snow-capped mountains through the windows, which gives an impression that it’s cold outside, in reality it’s rather hot :) In the winter, there is usually no rain and the surrounding hills have brownish color, but when the rain comes, the temperature in the city may fall to 10 degrees C. Cool weather could last for up to two days, but as usually happens after the rain, the sun comes out and receding clouds uncover snowy peaks of Cordillera de Cochabamba.

The first day after the rain is the most beautiful, as water falling from the sky purifies always dirty air, exposing far horizons. This is probably the best day for a trip to ‘Cristo’ – next time, if only I have the opportunity, I’ll climb that hill again to take some smog-free pictures.

_MG_4875

_MG_4901

In fact, the oldest mountaineers can not remember such a winter (except maybe the 123-year-old man from La Paz), because at the same time, when it was raining in Cochabamba and cold winds blew in Santa Cruz, white powder covered not only the hills of La Paz, Virgen Mary in Oruro and roads of Potosi, but even the Chilean Atacama Desert – the driest hot desert in the world!

1170950_10151551432982056_359126648_n[1]
489406_gd[1]
Fotos: ‘Los Tiempos’ – 4 people and 2000 animals died because if snow and cold in Cochabamba Departament.

Museum’s Dogs *** Muzealne psy

Co robisz, gdy biegna w twoim kierunku szczekajac duze psy ‘owczarkopodobne’?

a) stajesz w miejscu (podobno zalecane)
b) oddalasz sie spokojnie
c) pedzisz na leb na szyje do pobliskiego sklepu w poszukiwaiu schronienia, brzebiegajac tuz przed jadacym ulica samochodem i napedzajac stracha biegnacemu rekreacyjnie chodnikiem chlopakowi
d) przystajesz i czekasz az psy do ciebie dobiegna, aby je poglaskac (w koncu kochasz te duze pieknosci).
 

W naszym przypadku, opcja b) szybko przerodzila sie w c) – rozsadek rozsadkiem, upodobania upodobaniami, ale instynkt samozachowawczy wzial gore.

Powyzsza sytuacja zdarzyla sie podczas naszego popoludniowego spaceru do ogrodow ‘Palacio Portales’ w Cochabambie – jedynego chyba osrodka kulturalnego w calym miescie otwartego niemal we wszystkie dni tygodnia, od rana do poznego wieczora!

Do Portales udalismy sie po nieudanej wyprawie do Ogrodu Botanicznego, ktory zamkneli juz o 16! Coz, u nas tez zamykaja parki wczesniej zima, ale w Cochabambie temperatura o tej porze roku siega 30 stopni, a slonce zachodzi po 18, wiec bez przesady…

Po milym spacerze w Portales, polaczonym z obejrzeniem wystawy malarstwa, postanowilismy sprawdzic ‘Museo de la Historia Natural’, polozone po sasiedzku. Z ciekawosci, bowiem to miejsce zawsze bylo zamkniete, a w dodatku wciaz mielismy w pamieci nasz nocny spacer ze znajomym, kiedy zza bramy znienacka dobieglo nas ujadanie psow. Ale najedlismy sie wtedy strachu!

Jednak, jak pomyslelismy przekraczajac otwarta brame, skoro muzeum jest otwarte, to pewnie tych psow juz tam nie ma? Muzeum znajduje sie w uroczym budynku, polozonym na samym koncu dlugiej alei, obrosnietej ‘naturalnie’ z obu stron  drzewami i krzakami. Prawde mowiec, scena jak z horroru, a ja nie mialam przy sobie aparatu! Uspokoilismy sie, kiedy zobaczylismy zaparkowany przy budynku samochod i ani sladu i ‘sluchu’ psow:)

W srodku zastalismy starszego pana, przegladajacego mala, acz ciekawa ekspozycje mineralow, skamienialosci oraz wypchanych zwierzat, oraz slyszelismy glosy na gorze, gdzie wstep byl wzbroniony. Kiedy wychodzilismy, zauwazylismy psa, czajacego sie na tylach budynku. Ja mialam pomysl, zeby zawrocic i poszukac kogos z personelu, tak na wszelki wypadek, ale Freddy chcial juz isc. Po cichutku i wolno oddalilismy sie wiec w strone bramy, ale kiedy sie odwrocilismy, zobaczylismy dwa psy podazajace za nami. Kiedy nas zauwazyly, zaczely ujadac i….reszte historii juz znacie:)

Swoja droga, chcialabym tam wrocic, aby zrobic zdjecie, ale najpierw trzebaby cos zrobic z tymi psami. Tylko co? Numeru do Muzeum nie mozna nigdzie znalesc, a policja tez odpada. Postanowilam wiec opowiedziec o sytuacji bardzo profesjonalnemu personelowi w Portales – w koncu ich placowka przylega do Muzeum, a psy sa zagrozeniem dla kazdego przechodnia. Zobaczymy, czy cos z tego wyniknie, a jezeli cos pozytywnego, to wkrotce notka zostanie opatrzona odpowiednimi zdjeciami:)

P.S. Udalo nam sie pstryknac kilka fotek, przez zamknieta brame. Psow nie widzielismy:)

DSCN1064 DSCN1065

DSCN1066

***

What do you do when two large dogs, german sheperd-like, run in your direction barking?

a) freez (apparently this is recommended)
b) slowly move away
c) run for your life into a nearby store for a shelter, crossing the road right in front of a moving car, startling the runner who find himself on your way.
d) wait till the dogs are close, to pat them (as you love these big beauties).
 

In our case, the option b) quickly turned into c) – as much as we love dogs and we we are reasonable people, the instinct took over.

The situation above happened during our afternoon walk to the gardens of ‘Palacio Portales’ in Cochabamba – probably the only cultural place in the whole city, open almost every day of the week from early morning to late at evening!

We went to Portales we went after an unsuccessful trip to the Botanic Gardens, which closed at 4 pm! Well, in Europe parks also close earlier during the winter, but in Cochabamba temperature this time of year reaches 30 degrees and the sun-sets after 6 pm, so without exaggeration …

Despite that, after a plesant walk in Portales, combined with an exhibition of paintings, we decided to check on the ‘Museo de la Historia Natural’, located next door. We were curious, because this place has always been closed, and we still had the memory of our night walk with a friend, when suddenly we were frighten by barking dogs behind the gate.

However, as we figured crossing the gate, if the museum is open, the dogs should be gone. Museum is located in a charming building, located at the end of a long avenue, overgrown ‘naturally’ on both sides with dry trees and bushes. To tell the truth, it looked as in the horror movie, and… I had no camera with me! We calmed down when he saw a car parked next to the building and not a trace or ‘sound’  of dogs :)

Inside we only found an elderly gentleman browsing through the small, yet interesting exhibitions of minerals, fossils and stuffed animals, and we heard voices at the second floor – for staff only. When we were leaving, we noticed a dog, lurking at us from the back of the building. I had the idea to turn around and look for someone form the Museum’s staff, just in case, but Freddy wanted to go. Therefore, quietly and slowly we moved on towards the gate, but when we looked back, we noticed that two dogs were following us. When our eyes met, they began to bark and … you already know the rest of the story.

By the way, I would like to go back there to take a picture or two, but first we would need to do something with these dogs. But what? We can’t find the number to the museum anywhere, and we can’t call the police. So I decided to tell about this situation to the proffessional personnel of Portales – at the end their facility is adjacent to the Museum, and the dogs are a threat to every passer-by. So, soon we will see if anything changes, if so, this post will be enriched with some photos:)

P.S. Look up!

Palacio Portales                                           Statue of a rescue dog at ‘Palacio Portales’.

Wietrzyc, czy nie wietrzyc? *** ‘Air’ is the Question

Jeszcze tak niedawno pisalam, ze powietrze w Boliwii jest bardzo czyste. W zasadzie jest to prawda, z pewnymi wyjatkami – miastami.

Mieszkajac w Cochabambie, codziennie moglam obserwowac ‘mgle’ unoszaca sie nad miastem polozonym w dolinie.

IMG_7806

Nie ma w tym jednak nic dziwnego, zwazywszy na ilosc samochodow na ulicach i to, ze powietrze zatrzymywane przez gory nie ma gdzie uciec. Mimo to, smogu nie czuc, chyba ze podczas spaceru w srodku dnia po waskich i zatloczonych ulicach starego miasta i La Cancha.

Kiedy przeprowadzilismy sie do Santa Cruz, jednym z plusow okazala sie otwarta przestrzen (choc z poczatku bardzo tesknilam za gorami!), wilgotne powietrze i wiatr, dajacy wytchnienie w niemilosiernym upale. Oczywiscie, po niemal 2- milionowej metropolii mozna bylo spodziewac sie ciaglych korkow, ale oddychalo sie calkiem swobodnie wlasnie dzieki wiatrom, przewietrzajacym nieustannie to gesto zaludnione miasto.

Sa jednak miejsca w Santa Cruz, w ktorych przydalo by sie zakladac maseczke na twarz (zreszta, widzialam kilka osob noszacych takie oslony) – miejskie bazary, polozone wzdloz bardzo ruchliwych ciasnych ulic, gdzie trzeba doslownie przeciskac sie pomiedzy towarami, ludzmi i przejazdzajacymi samochodami. Trzeba przy tym uwazac, by nie zostac obsiknym przez dzieci, ktore nieskrepowanie zalatwiaja swoje potrzeby na ulicy. Przyznam, cotygodniowa wycieczka po warzywa i owoce, nie jest moim ulubionym punktem tygodnia – w tych miejscach powietrze wydaje sie bardziej lepkie, chodniki brudniejsze, powietrze bardziej smierdzace pomieszanymi zapachami spalin, owocow, miesa, serow, psiej karmy i Bog wie czego jeszcze:)  Tym bardziej z rozrzewieniem wspominamy cudowne, przestronne, czyste ‘Mercado America’ w Cochabambie…

I oto przedwczoraj ujrzalam za oknem miasto osnute ‘mgielka’, a po otworzeniu okna, do  mieszkania wtargnelo powietrze nasaczone spalinami! Tego dnia postanowilam nie wietrzyc mieszkania (a jest to wskazane, bowiem z powodu duzej wilgotnosci powietrza, grzyb nam wychodzi na scianach), ale i tak smog wdzieral sie wszystkimi szparami do wnetrza. Rano mialam lekcje, wiec musialam wyjsc na zewnatrz – na szczescie nie wstrzymywalam oddechu na dlugo, bowiem szkola znajduje sie w odleglosci 2 minut od naszego budynku.

Wchodzac do szkoly, od razu rzucilam do wlascicielki: ‘el aire esta muy mal hoy dia, no?‘, a ona odparla z wielkim zdziwieniem, ze nie zauwazyla… Moj uczen, zapytany o to samo odpowiedzial, ze tez niczego nie czuje, poniewaz sie przyzwyczail, i ze ja musze byc bardzo wrazliwa.

Tak, to prawda – moj organizm reaguje na kazde zmiany dosyc gwaltownie. Temperatura, wysokosc ?- ja zawsze odczuje, chocby najsubtelniejsza roznice. Teraz okazalo sie, ze oprocz bycia ‘zywym’ barometrem i termometrem, zostalam rowniez miernikiem zanieczyszczenia powietrza. Haha, mam jeszce jedna wlasciwosc – wykrywania dziwnych smakow i zapachow w wodzie pitnej – dzieki temu nigdy, ale to przenigdy nie jestem w stanie wypic wody z kranu bez grymasu na twarzy. Przyznam, jest to troche uciazliwe…

Idac za ciosem, postanowilam poszukac informacji  – jak bardzo faktycznie zanieczyszczone jest powietrze w Boliwii. Trafilam na kilka statystyk (tutaj), ale musimy pamietac, kazde miejsce jest rozne, a juz na pewno Santa Cruz, jako najwieksze miasto Boiliwii podwyzsza wszelkie wskazniki.

Statystyki te uwzgledniaja tylko PM 10, czyli zanieczyszczenie spowodowane przez dym, brod, grzybyi polen, pomijajac PM 2.5, czyli zaieczyszczenie metalami ciezkimi, spowodowane przez pozary i wytop metali (szczegolnie w rejonie Oruro).

Nie bede sie bawila w jednostki pomiarowe, podam wiec tylko liczby i wnioski. Srednia swiatowa wynosi 71, co uwazane jest za srednie stezenie zanieczyszczen. Najbardziej zanieczyszczonym krajem jest Mongolia, ktora zbliza sie do granicy bardzo niebezpiecznego stezenia, w srodku plasuja sie Indie, gdzie stezenie zanieczyszczen okresla sie jako niezdrowe dla wrazliwych osob a Indiom depcza po pietach Chiny. Chinom zas – Boliwia, gdzie stezenie zanieczyszczenia okresla sie jako umiarkowane. Ciekawostka jest to, ze nawet Brazylia czy Chile, kraje o poteznym przemysle, maja lepsze wskazniki niz Panstwo Wielonarodowe. Dla porownania, Polska jest w gorszej sytuacji niz Francja, ale i tak jakosc powietrza okreslana jest jako ‘dobra’. Najczystrzym powietrzem ciesza sie zas mieszkancy Estonii.

Oczywiscie, prawdziwe pomiary zapewne roznia sie troche od tych przedstawionych przeze mnie – ale mysle, ze daja one pewne pojecie o swiecie, w ktorym zyjemy.

Z Wikileaks dowiedzialam sie, ze w roku 2006 w Cochabambie odbyla sie miedzynarodowa konferencja zorganizowana przez organizacje pozarzadowa Swisscontact,  poruszajaca problem zanieczyszczenia powietrza w miastach. Jednym z celow konferencji bylo zwrocenie uwagi wladzom na ten naglacy problem, jak i pokazanie sposobow walczenia z kontaminacja powietrza. Wedlug Banku Swiatowego, 70 % zanieczyszczen w Boliwii pochodzi z samochodow, z ktorych tylko 1/3 zdaje testy na emisje spalin… Zwazywszy, ze ponad 50 % ludnosci panstwa mieszka w miastach, ilosc samochodow wzrasta z kazdym rokiem. I nie sa to oczywiscie nowe pojazdy – wiekszosc samochodow osobowych (w tym taksowek) jak i autobusy miejskie i dalekobiezne, sa pojazdami po przejaciach.

Podsumowanie konferencji z udzialem takich panstw jak Chile, Meksyk, Brazylia i Ekwador, nie okazalo sie jednak zbyt optymistyczne dla samej Boliwii, ktorej przedstawiciele rzadu zupelnie zlekcewazyli zaproszenie w udziale. A bez politycznego wsparcia, niestety nie uda sie wiele zdzialac.

Boliwia podjela jednak pewne dorazne srodki neutralizacji smogu – w Cochabambie na przyklad, samochody nie moga wjezdzac do centrum w poszczegolne dni, aby zapobiec wiekszej kontaminacji najbardziej ruchliwej czesci miasta. Poadto, poszczegolne miasta organizuja ‘Dia del Peaton’ – czyli dzien bez samochodow, kilka razy w roku. Mialam okazje uczestniczyc 2 razy w ich obchodach w Cochabambie, gdzie ulice od rana zapelniaja sie rowerzystami, spacerowiczami. Miasto organizuje festyny, cale rodziny z dziecmi wychodana ulice, grajac w pilke, badmintona. Raj na ziemi. Az nie chce sie isc spac, by obudzic sie nastepnego dnia przy dzwieku klaksonow…

P.S. Moj student wspomnial jeszcze, ze powietrze w Santa Cruz pogarsza sie we wrzesniu, kiedy okoliczne lasy i sawanny trawione sa przez pozary. Chyba wiec jednak bede musiala zainwestowac w maske na twarz a la Michael Jackson:)

***

Not so long ago I wrote that the air in Bolivia is very clean. In fact, it it true, with some exceptions – cities.

Living in Cochabamba, every day I could watch the ‘fog’ hovering over the city in the valley. However, considering the amount of cars on the streets and that the air is trapped by the mountains and has nowhere to go, contamination isn’t anything strange. Still, I found the air relatively clean, unless wandering through the narrow and crowded streets of the old town and La Cancha.

When we moved to Santa Cruz, one of the things we liked was the open space (although in the beginning he longed for mountains!), moist air and wind, giving some rest in the relentless heat. Of course, in nearly two – million metropolis one could expect continuous traffic jams, but we also could breathe quite easily thanks to winds constantly ventilating this densely populated city.

They are places, however, where you see people wearing face masks – urban markets located along very busy narrow streets where you have to literally squeeze between the goods, people and cars. You also must be careful not to be sprinkle by children who uninhibited piss right on the street:) I admit, shopping for vegetables and fruits is not my favorite point of the week – in these places the air seems to be more viscous, sidewalks dirtier and air more smelly. In these moments we miss wonderful, spacious and clean ‘Mercado America’ in Cochabamba …

And then two days ago I saw through the window the city covered with fog, and when I opened the window, the air mixed with exhaust entered the apartment! That day I decided not to air the apartment (because of high humidity there is a mold on the walls, so it’s rather important to do so), but the stench of smog broke into via all the cracks in the walls and windows. This morning I had a class  but fortunately I didn’t have to hold my breath for a long time, because the school is located only 2 minutes from our house.

When I entered the office, I immediately asked the owner: ‘el aire esta muy mal hoy dia, no?’ and she said with great surprise that she didn’t notice … I asked my student the same question and he replied that he doesn’t feel anything as he got used to it, and that I have to be very sensitive.

Yes, that is true – my body reacts to every change quite rapidly. Temperature, height? – I always feel any subtle difference. It turned out that besides being a ‘living’ barometer and thermometer, I am also a meter of air pollution. Well, I have one more property – I detect strange tastes and odors in drinking water so I am never able to drink tap water without a grimace on my face. I admit, it’s a little tedious …

Going with the flow, I decided to look for information – what’s the actual air pollution in Bolivia. I found some statistics, but we must remember that every place is different, and certainly Santa Cruz, the largest Bolivian city augments any pointers.

Figures include only a PM 10 – the pollution caused by the smoke, dirt, mold, pollen, omitting the PM 2.5, which is caused by fires and metal smelting (especially in Oruro region).

The global average is 71, which is considered ‘moderate’. The most polluted country is Mongolia, which is approaching the limit of hazardous concentration of pollutants. For example in India, air quality is defined as ‘unhealthy to sensitive people’. India is closely followed by China and China by Bolivia, where air quality is considered as moderate. Interestingly, even Brazil or Chile, a countries with powerful industry, have better indicators than Pluronational State.

Just to compare, Poland is in a worse position than France or Germany but still ‘good’ enough comparing with the Asian and South American countries. According to these statistics, the cleanest air is in Estonia.

Of course, the true measures probably are a bit different from those described by me, but I think they give you some idea of ​​the world we live in.

I read that in 2006 in Cochabamba there was an international conference organized by the NGO Swisscontact, dealing with the problem of air pollution in cities. One of the objectives of the conference was showing ways of fighting this problem. According to the World Bank, 70% in Bolivia pollution comes from cars, from which only the third pass the exhaust emissions test … Considering that more than 50% of the state population lives in cities, the number of cars is increasing every year. And of course there are very few new cars – most vehicles, including taxis as well as city buses, are ‘well used’.

Summary of the conference that hosted participants from countries such as Chile, Mexico, Brazil and Ecuador, has not turned out to be too optimistic for Bolivia, as its government representatives completely ignored the invitation. And without political support it’s almost impossible to make a big changes…

Bolivia has undertaken, however, some ad hoc measures to neutralize smog – in Cochabamba, for example, cars are not allowed to enter the center on certain days to prevent further contamination of the city’s busiest part. Also, council of every city organize ‘Dia del Peaton’ – a day without cars, few times a year. I had the opportunity to participate two times in celebrations in Cochabamba, where the streets get filled with cyclists, walkers, families entertained by festivals, people playing football and badminton in the middle of the main road. Heaven on Earth! It’s sad going to sleep, to be waken up the next day by the sound of horns …

P. S. My student mentioned also, that the air in Santa Cruz deteriorates in September, when the surrounding forests and savannas are fighting with the fires. So I guess, I’ll have to invest in a face mask a la Michael Jackson after all :)

Big Blackout or ‘Earth Hour’? *** Wielkie zaciemnienie w Cochabambie

W ostatni weekend Cochabambinos przezyli wielkie zaciemnienie – okolo 8 wieczorem ktos wylaczyl swiatlo w calym miescie. Tylko semafory, niektore neony oraz swiatla samochodow dawaly swiatlo tym, ktorzy akurat byli w drodze. My wlasnie wybieralismy sie do restauracji na kolacje i na szczescie nie zdazylismy wejsc do windy… inaczej bysmy musieli w niej siedziec przez niemal godzine!

A tak, przy pomocy telefonow komorkowych udalo nam sie namierzyc swiece oraz zapalniczke – a kiedy ciemnosc przeciagala sie w nieskonczonosc – wyciagnelismy takze czipsy i butelke wina:)

Kiedy wyszlismy na taras okazalo sie, ze swiatla nie ma w calym miescie, a dzieki temu doskonale widoczna byla nad nami Droga Mleczna. Romantycznie, prawda?

_MG_2984

Niesamowity to moment, kiedy mozna podziwiac wiecej swiatel na niebie niz w miescie. Po godzinie kolejne dzielnice Cochabamby zaczely sie rozswietlac, a kiedy i nas oswietlilo – poszlismy na pizze do naszej ulubionej Sole Mio:)

Zastanawialam sie pozniej, czy bylo to zwykle przerwanie w dostawie pradu czy ‘przymusowe’ uczestnictwo w corocznej ‘Godzinie Ziemi’? Jednakze to miedzynarodowe wydarzenie mialo miejsce kilka dni wczesniej, wiec raczej nie:) Do glowy przyszedl mi rowniez amerykanski serial ‘Revolution‘, ktorego fabua opiera sie wlasnie na takim globalnym zaciemnieniu, ale na szczescie nam prad przywrocono!

_MG_2998

 ***

Last weekend Cochabambinos experienced the big blackout – about 8 pm someone pull out the plug and the whole city went black. Only semaphores, some neon lights and car headlights gave light to those who happened to be on their way. We were preparing to go out and luckily we hadn’t entered the elevator yet … otherwise we would have to sit there for almost an hour!

And so, with the help of mobile phones, we were able to track down candle and lighter – and when darkness dragged on indefinitely – we also pulled out some crisps and a bottle of wine :)

_MG_3003

When we came out on the terrace there was no light in a whole city, and thanks to this the Milky Way was clearly visible overhead. Romantic, isn’t it?

It was amazing to be able enjoy more of lights in the sky than in the city.

After an hour, some areas of Cochabamba started to light up, and when the light ‘came back to us’- we went out to our favorite Sole Mio for the best pizza in town:) I was wondering later on: was that only a blackout or compulsory participation in international ‘Earth Hour’ ? However the event took place a couple of days earlier, so rather not:)

I also thought about an American TV series ‘Revolution‘ that shows  what could had happened after global energy cut, but fortunately, we got the power back!:)

_MG_3004