Being ‘Gringa’ in Bolivia *** Polka w Boliwii czyli ´´gringa´´

Ostatnio na lekcji angielskiego dowiedziałam się od studentów, że jestem wysoką blondynką. Uwierzcie mi, omal nie umarłam ze śmiechu! Rodzinę i znajomych od razu uspokajam, iż nie poddałam się operacji wydłużania kończyn ani nie pofarbowałam włosów na blond. A dla tych, co mnie nie znają, zamieszczam oto swoje mniej lub bardziej aktualne zdjęcie (ja jestem po prawej).

Recently, during an English class, I’ve learned from the students that I’m a tall blonde. Believe me, I almost died of laughter! Family and friends please, calm down – I didn’t have a surgery to lengthen my legs and I didn’t dyed my hair. And for those who don’t know me, here it is my less or more current image (I am the person on the right):

DSCN0560

Jak widzicie, każdy w Boliwii, kto ma trochę mniej opaloną skorę i ‘nie-czarne’ włosy jest uważany za blondyna (-kę), a ci o wzroście troszkę ponad 160 cm, mogą ‘spoglądać na wszystko z góry’:) No i oczywiście, wraz z magiczną zmianą wyglądu, a raczej jego postrzegania, przypałętało się do mnie nowe przezwisko – gringa.

Z początku mnie to irytowało, szczególnie iż tutaj utożsamia się ‘gringo‘ z obywatelem USA, który według miejscowych wierzeń, ma kieszenie pełne zielonych banknotów i jeszcze więcej w plecaku. Kiedyś jeden taksówkarz zażyczył sobie jakaś nierealną cene za przejazd, i kiedy Freddy zapytał się dlaczego tak drogo, kierowca spojrzał na mnie w lusterku, po czym powiedział, ze gringa ma dużo ‘zielonych’, czyniąc odpowiedni gest palcami prawej ręki (zielone to ja mam, skarpetki). A to wszystko przez te blond włosy i szare oczy, bo przecież ubieram się całkiem przeciętnie, moje chińskie conversy z ‘La Cancha’ cudem jeszcze nie wylądowały w śmieciach, a mojego ‘głupiego’ telefonu nikt by nawet ukraść nie chciał.

As you can see, in Bolivia, everybody who has a little less tanned skin and ‘ not- black ‘ hair is considered to be blond, and those who are more than 160 cm tall, can look at everything from above :) And of course, with the magical change in appearance or rather its perception, I got a new nickname – ‘gringa‘.

At first I was annoyed, as here they still identify ‘gringo’ with an U.S. citizen, who according to local beliefs, has pockets full of green banknotes and even more in his backpack. One time, a taxi driver demanded some unrealistic price for a trip, and when Freddy asked why so expensive, the driver looked at me in the mirror and said, that ‘gringa has a lot of greens’, making the appropriate gesture with his fingers (I have some ‘green’ indeed – socks). And it’s surely all because the blond hair and gray eyes, as my clothing is pretty average, my Chinese Converse from  ‘La Cancha’ miracolusly had not yet landed in the garbage, and no one would ever want to steal my ‘dumb phone’.

Freddy tez nie ma lepiej – może na gringo nie wygląda, ale przez swój irlandzki akcent, brany jest tutaj za Brazylijczyka. A jak wiadomo, sąsiedzi zza wschodniej granicy biedni nie są. W Boliwii, jak grzyby po deszczu powstają prywatne uniwersytety, szczególnie medyczne, niemal w 100 % zapełnione studentami z Brazylii, którzy wykorzystując lepszą walutę, często wiodą życie w stylu ‘American Pie 2’.

And Freddy, who doesn’t look like ‘gringo’, often is mistaken here for Brazilian, probably because of his (Irish) accent. And as you might know, Eastern neighbors are not poor. In Bolivia, there are many private universities, especially medical, which almost in 100% are filled with students from Brazil, who often lead a life of ‘American Pie 2’ characters.

Tak wiec żyjemy sobie jak bogacze, i pewnie niektórzy zastanawiają się, dlaczego telepiemy się autobusami czy taksówkami, skoro stać nas na najnowszy model samochodu? Dlaczego nie zatrudniamy służącej? Dlaczego sami dźwigamy siaty z zakupami? Pewnie z nas zgredy, bo innym zarobić nie dajemy. Choć nieumyślnie czasem zachowujemy pozory – jak zauważył kiedyś Freddy, na zakupach wyglądamy jak gringa i jej służący, ponieważ on, jak na dżentelmena przystało, zwykle dźwiga wielkie siaty, podczas gdy ja toruje mu drogę:) Pobresito:)

So, although we ‘look’ and ‘sound’ like rich, many people must be asking themselves, why do we always take public buses and taxis, if we can buy the newest car? Why not hire a maid? Why do we carry bags with groceries ourselves? Probably we are tightwads. However, sometimes unintentionally we keep appearances – Freddy noticed, when shopping in supermarket or ‘mercado’, that we look like a gringa and her servant, as he, being a gentleman, usually carries heavy bags, while I walk in the front clearing the way. Pobresito:)

Nie można jednak żyć w wiecznej irytacji, i kiedy nawet moja najlepsza koleżanka nazwala mnie ‘swoja gringą’, przedstawiając znajomym, to musiałam się przyzwyczaić:) Poza tym, z moim wysokim wzrostem, blond włosem, długim nosem i blada skorą, raczej nie mam szans wtopić się w tłum. Próbowała tego moja znajoma z USA, która opowiedziała mi, iż nawet pofarbowała swoje ‘prawdziwie blond włosy’ na ciemno, aby uniknąć niejednoznacznych zaczepek, a czasem nawet agresywnych zachowan, ale na nic się to zdało…

I can’t, however, be always annoyed, and when even my best friend has called me ‘her gringa’, introducing to her friends, I had to get used to it :) Besides, with my tall height, blond hair, long nose and pale skin, it’s rather unlikely for me to get lost in the crowd. One of my friends from the U.S. told me that once she even dyed her ‘real blond’ hair dark, in order to avoid harassment and aggressive behavior, but it didn’t help much …

Są jednak również plusy bycia gringo – jako nauczycielka angielskiego zarabiam trochę więcej niż miejscowi nauczyciele (choć gdybym była ‘prawdziwa gringa’, to zarabiałabym jeszcze więcej), jestem nieznacznie lepiej traktowana przez dyrektorkę szkoły (co mnie bardzo irytuje), która zdaje się mnie wykorzystywać jako żywą reklamę swojej ‘międzynarodowej placówki edukacyjnej’. Poza tym, nie czuję się tak głupio, kiedy czegoś nie rozumiem, i uchodzą mi na sucho nawet głupie pytania, w stylu: ‘dlaczego tak drogo?’

Are there any advantages of being a gringa? Well, as an English teacher I earn a little bit more than local teachers (however ‘real gringos’ from USA usually have much higher salaries), I’m treated better by the school director (what irritates me a lot), but it seems to me that I am being also used as a ‘living advertisement’ of her ‘international institution’. ” Moreover, I do not feel so silly not knowing or understanding something and people don’t seem to get angry when I ask stupid questions like: ‘why so expensive?’.  

Cóż, może mnie nie zrozumieja, w końcu w świecie hiszpańskojęzycznym, ‘hablar en gringo’, znaczy to samo co ‘mówić po chińsku’ (hablar de chino) czy ‘mówić po grecku’ (hablar de griego). Zresztą, słowo ‘gringo’ wywodzi się podobno od słowa ‘griego‘ – czyli ‘Grek’. Także pozostałości mojego irlandzkiego akcentu mogą mieć z tym cos wspólnego, ponieważ jak podaje słownik hiszpański z roku 1786, w Maladze nazywano ‘gringos’ zwykle Irlandczyków, z którymi trudno było się porozumieć:) *

Well, maybe they don´t understand – in the end, in the Spanish-speaking world ‘hablar en gringo’ means the same as ‘speak Chinese’ (hablar en chino) or ‘speak Greek’ (hablar en griego). Moreover, the word ‘gringo’ supposedly derives from the word ‘griego’ – ‘Greek’. Also the remains of my Irish accent may have something to do with it, because as mentioned in Spanish dictionary form 1786 , in Malaga they called ‘gringos’ usually Irish, with whom it was difficult to communicate :) *

Tak wiec łatwo nie jest, i chociaż można się trochę dowartościować gwizdami i cmokaniami na ulicy (choć zależy kto gwizda i cmoka, bo jak podstarzały Casanowa z brzuchem na wierzchu, to można się i załamać), to bycie ‘gringa‘ zazwyczaj jest stratne. Traci się i czas, i pieniądze, bo nawet po 10 minutach targowania na bazarze okazuje się, że i tak zapłaciłam więcej, niż powinnam…

Thus, as you can see, it’s not easy to be gringa, and although one can feel appreciated when whistled and chucked on the street (however, it depends on who whistles and chucks, because if an aging Casanova with his beer – belly out, it can be also depressing). Being gringa is rather unprofitable and you loose not only money but also time, when after 10 minutes of haggling on mercado you realize that you still paid more than you should …. 

* Etymologia oraz wszelkie konotacje słowa ‘gringo’ dogłębnie zostały wyjaśnione w artykule ‘Wikipedii‘ pod hasłem ‘Gringo’ (ang.)/ You can find more about etymology and all the connotations of the word ‘gringo’ in Wikipedia.

DSCN0905

The Best Karaoke Bar in the World *** ‘Las Americas’ w krzywym zwierciadle

Szanowny właścicielu kawiarni /baru karaoke “Las Americas”,

Musi byc Pan być bardzo z siebie zadowolony, zarządzajac bez watpienia “najlepszym barem karaoke na świecie”. Jakis czas temu mielismy wielka ucieche, sluchajac wesolych staruszkow śpiewajacych przeboje “Musica Latina” (Mark Anthony byłby z nich dumny), do 6 nad ranem. Wow, muszę przyznac, że dawno nie mialam tyle ubawu – ostatnio tak sie wybawilam bedac studentka na Erazmusie.

Dziękujemy za powtorke tego niesamowitego doswiadczenia, kilka miesiecy temu, chyba w czwartek – zasmucilo mnie jedynie to, że impreza zakończyła sie zbyt wcześnie, bo o 2 w nocy, kiedy dopiero sie rozkrecalismy! Na cale szczescie zdazylam nagrac pare kawalkow i kiedy tylko je odnajde, nie omieszkam umiescic ich na Youtubie, dla potomnosci!

Musial Pan jednak czytac w naszych myslach, bowiem dal nam Pan jeszcze jedną szansę na obcowanie z kadydatami do ‘Boliwijskiego Idola’ wczorajszej nocy! Wow! To było naprawdę coś. I nawet udało się Panu przeniesc impreze na ulice Santa Cruz – zastanawiam się, jak duzo wzieli od Pana ci piekni i mlodzi ludzie, za stanie na środku drogi i spiewanie ‘Top 10 Musica Latina’ w poznych godzinach nocnych! Sama spiewałam kiedys w chórze i wiem, jak trudno jest utrzymać się na szczycie swoich wokalnych możliwości przez 2 godzin z rzedu (z krotka przerwa po rozladowaniu akumulatora ich dyskoteki na kolkach)! Nic wiec dziwnego, że o 3 nad ranem dopadlo ich zmeczenie i pojechali do domu, zegnajac sie z Panem usciskiem reki. Mam tylko nadzieję, że jechali ostrożnie po tych kilku drinkach wypitych w trakcie wystepu!

My  nawet zadzwonilismy na policję, aby i oni mogli nacieszyć się tym niesamowitym wystepem! Niestety, Panowie policjanci musieli być bardzo zajeci, ponieważ nie odbierali telefonu przez cale pol godziny. A kiedy w końcu odebrali i obiecali, ze w zyciu tego nie przegapia, musialo im wypasc cos naprawde waznego, bo przez nastepne 2 godziny ich nie widzielismy. Szkoda, prawda?

Zastanawiam się wiec, kiedy zamierza Pan zorganizować kolejna impreze na wolnym powietrzu – chce mieć bowiem 100% pewność, że wszyscy bedziemy mogli skorzystac? Nie ma przeciez nic lepszego, niż mozliwosc cieszenia sie wielką impreza w swojej własnej sypialni, bez potrzeby wychodzenia z łóżka! Stanowi to dla nas duze ulatwienie, szczegolnie kiedy nastepnego ranka musimy wstac do pracy.  A w dodatku, nie pobiera Pan od nas za te pierwszorzedna rozrywke zadnych oplat!

Najwiekszy filantrop Santa Cruz!

P.S. Nie jestem pewna, czy nasi sąsiedzi sa tak samo podekscytowani Panska kawiarnia/barem karaoke i tak samo wdzieczni, za możliwość uczestniczenia od czasu do czasu w Panskich przedsięwzięciach kulturalnych (prawde mowiec, sa to najcichsze i najmilsze osoby jakie znam), ale moge Panu obiecac, iz wystapie z pomyslem napisania ‘Listu dziekczynnego’ dla Pana, na następnym posiedzeniu zarzadu naszego condominium! Jestem pewna, że otrzymal Pan juz kilka takch listów od innych sąsiadów, prawda? Ci ludzie, mieszkający w budynku naprzeciw Panskiej kawiarni /baru karaoke nie mają pojęcia, jakimi sa szczesciarzami, mogac byc tak blisko centrum wydarzen! Naprawdę, zazdroszczę im… Zastanawiam się, czy czynsz i opłaty za ich condominium sa wyższe niż nasze, bo jezeli tak, to powaznie musimy rozważyć przeprowadzke, jeśli tylko zwolni sie tam puste mieszkanie, z sypialnia wychodzaca na ulicę!

Szanowny właścicielu kawiarni/baru karaoke “Las Americas” – mam więcej ekscytujące wieści dla Pana! Nasz portier poddal mi pomysl, aby napisac petycję z podpisami wszystkich lokatorow sasiadujacych z Pana biznesem i wysłać ja do miejsca zwanego “Cal Dia“, jeśli dobrze pamietam. Powiedział on, ze urzednicy mogą przyznać Panskiej kawiarni/ baru karaoke, dłuższe godziny otwarcia (prosze sobie wyobrazić  24-godzinne karaoke – Live!) lub nawet nagrode pieniezna! Muszę powiedzieć, iz naprawdę Pan na to zasłuzyl, poniewaz jest Pan jedynym biznesmenem, który rozumie i szanuje potrzeby kulturalne mieszkancow okolicy “Las Americas“. Naprawde zaluje, że nie mamy takich miejsc w Europie. Ba! Nawet w Cochabambie mozna szukac takiego miejsca ze swieca w reku – ja sama znam ‘dzwiekoszczelne’ kluby, ktore nie tylko  nie chca sie dzielic swoimi gustami muzycznymi z innymi, ale kaza sobie rowniez placic za wstep! Nie bez powodu Santa Cruz nazywana jest ‘centrum kulturalnym Boliwii’!

Niech Pana, Panska rodzine i klientow Bóg błogosławi! Mam nadzieję, że nie zesle ON duzo deszczu na nasze piekne miasto podczas zblizajacego sie lata, coby nie popsuc Panskich plenerowych inicjatyw kulturalnych.

Zawsze myslimy cieplo o Panu, zyczac Wszystkiego Najlepszego,

Z wyrazami szacunku i dozgonnej wdziecznosci,

Gringa y Pół – gringo (sasiedzi z sasiedniej ulicy).

***

Dear owner of ‘Las Americas’ cafe/karaoke bar,

You must be so proud managing what seems to be ‘the best karaoke bar in the world’. We had so much fun the other night listening to senior folks singing the best of ‘Musica Latina’ (Mark Anthony would be really amazed), that we stayed up until 6 am. Wow, I must say – last time I had such a great time while on Erasmus in Italy.

Thank you for giving us the opportunity to repeat that unforgettable experience once again a couple of months ago (I think it was Thursday), however I must complain that you finished the party way too early, as at 2 am, we are usually starting to rock! Thankfully, I managed to record some of the best pieces on my camera and when I find it, I would post it on You Tube for the next generations to admire!

You must have read our minds thought, as you gave us another chance last night to appreciate talented people, that could make ‘The Next Bolivian Idols’! That was really something. And you even managed to bring the party to the streets of Santa Cruz – I wonder how much these young jolly people charged you to stand in the middle of the road and sing the Top 10 of Musica Latina in the middle of the night! I sang a long time ago in a choir and I know how hard it is to stay on the top of your vocal possibilities for 2 hours straight (well they had one brake when the battery of their ‘4-wheels disco’ went off)! Gosh, no wonder they got tired at 3 am and went home. Hopefully they were driving carefully after those couple of drinks they had before with you!

Guess what! We even called the police, so they could enjoy this amazing performance with us! But, well, they must have been very busy, as they haven’t picked up the phone for about half an hour. And when they eventually did, they promised they wouldn’t miss it, but… they never came. Pity, isn’t it?

So, I wonder, when are you going to organize the next party, so I could make sure we all could join it? There is nothing better than being able to enjoy the great party in your own bedroom, without even leaving the bed! It really makes it easier for us to wake up to work next morning and you don’t even charge us for that!

Thank  you, thank you, thank you for being such a philantrope!

P.S. I am not sure if any of our neighbours are so excited about your cafe/karaoke bar and as grateful for giving us the opportunity to participate from time to time in your great culture ventures (to be honest they are the most quiet  and considerate people I know), but I promise to ask them on the next condominium meeting to sign a ‘Thank you’ letter for you:) But I am sure you’ve got many of these letters from the other neighbours, aren’t you? Those people living in a building across a road from your cafe/karaoke bar have no idea how lucky are they to be so close, I really envy them… I wonder if their rent and condominium fee is higher than ours because of it? If yes, I would definitely consider moving there, if only they had an empty apartment facing the street!

Dear owner of ‘Las Americas’ cafe/karaoke bar – I have more exciting news to come! Our portiere gave me an idea to make a petition and send it to the place called ‘Cal Dia’, if I am not wrong. He said, they could award your business with longer opening hours (imagine, 24 hours karaoke- live!) or even some money award! I must say, you really deserve it, as you are the only one who understands and respects the cultural needs of residents of ‘Las Americas’ area.  It’s really pity we don’t have places like this in Europe. Bah! They don’t have it in Cochabamba either (only some overpriced hidden sound – proof clubs). No wonder Santa Cruz is called the cultural capital of Bolivia!

God bless you, your family and clients – I hope, HE won’t send much rain to our city this summer, as that could spoil your open-air karaoke business and our pleasure:)

Always thinking of you and wishing you all the best,

Grateful,

Yours Gringa y Half-gringo (neighbours from the nearby street).

Travel SM *** Podroznicze ‘sado-maso’

Sklonnosci ‘sado-maso-podroznicze’ odkrylam w sobie  juz dawno temu, ale dopiero w Boliwii rozkrecilam sie na calego! To wlasnie tutaj zaczelam bac sie podrozowania samolotami – nawet nie wyobrazacie sobie jaki stres przezywam podczas kazdego startu, ladowania i w trakcie lotu. A w samolocie, jedna reka sciskam mocno Freddiego, a druga torbe z aparatem. Gdy warunki pozwalaja, wyciagam aparat i na chwile zapominam, ze nie jestem ptakiem. Ba! Mimo iz zdaje sobie sprawe, ze samolot wlecial w turbulencje (przeciez trzesie jak diabli), to i tak mysle tylko o tym, jak sfotografowac gory i chmury bez skrzydla samolotu, poszarpane i zasniezone szczyty Andow, ktore wydaja sie byc na wyciagniecie reki (witajcie w La Paz!), krete rzeki wsrod wiecznie zielonych lasow, czy cien zblizajacej sie do ziemi tony zelastwa. Po takim locie, nawet nie zwracam juz uwagi na spalony wrak samolotu ‘porzucony’ tuz przed pasem startowym w Santa Cruz! Ciekawa jestem tylko, czy robi on wrazenie na przygotowujacych sie do trudnego manewru ladawania pilotach?

_MG_4939

_MG_4946

No, ale przeciez zamiast 45 minut w powietrzu,  moglabym przeturlac sie te 10 godzin autobusem. Stres na pewno bylby mniejszy (wydatki rowniez), choc w Boliwii wypadki autobusowe zdarzaja sie bardzo czesto. Za czesto. Podrozy autobusowych mam na swoim koncie wiele: od 10-minutowych przejazdzek do pracy po 36-godzinnye wyprawy do Wloch, gdzie studiowalam jako Erasmus. Nie, nie jeden, nie 2, ale cale 6 takich turnusow odbylam w przeciagu 1 roku:) Jakos w tym czasie zaczelam takze ‘autostopowac’, w drodze spiac gdzies pod drzewem, czasem w ciezarowce.

W Boliwii, do zwyczajnych atrakcji podrozy za kilka boliwianos, w postaci bolu moich pokrzywionych plecow, zimna, goraca, dusznosci a to z powodu braku powietrza, a to z nadmaru pylu, doszedl jescze niesamowity strach. Czesto przeciagajacy sie godzinami, polaczony jednak z ‘ohami’ i ahami’ nad pieknem gorskich przeleczy, widzianych z bardzo bliska. Zdecydowanie za blisko. Czasem zdawalo mi sie, ze kola autobusu wystaja z drogi, czasem autobus bujal sie, przejazdzajac przez waskie kladki, laczace brzegi gorkich rzek. Ale bylo cudownie!

Ktos moglby powiedziec, ze moze lepiej podrozowac noca, inni dodaliby, ze lepiej jest wcale nie podrozowac, bo szybciej i mozna przespac co bardziej stresujace fragmenty drogi? Coz, w moim wypadku to nie dziala, bowiem z reguly nie spie w poruszajacych sie pojazdach. Nie zebym  nie chciala, po prostu tak juz mam, a pomimo zmeczenia, moja wyobraznia zdaje sie byc bardzo rozbudzona:) Poza tym, sledzac informacje o wypadkach w Boliwii, wiekszosc z nich zdarza sie w nocy lub nad ranem, jak ten niedawny kolo miasta Tarija. Sledztwo wykazalo, ze kierowca zasnal za kierownica, co po 13 godzinach jazdy nie powinno nikogo dziwic…

Ja tam wole tluc sie w upale i duchocie, doznajac ekstazy na widok ‘zapierajacych dech w piersi’ krajobrazow.

Istnieje wiec kilka warunkow, aby meczaca i stresujaca podroz wiazala sie dla mnie z przyjemnoscia – musi odbywac sie w ciagu dnia, nalepiej przy bezchmurnym niebie (jezeli w powietrzu), najchetniej w nieznanym kierunku. Choc i tu znajda sie wyjatki – podziwianie drogi mlecznej w rozgruchotanym autobusie z trudem wspinajacym sie po kretej gorskiej drodze, gdzies na wysokosci 4000 metrow.n.p.m., czy podroz do DOMU. W tym ostatnim przypadku pora dnia czy roku, godziny ‘stracone’ w samolocie, na lotnisku, w pociagu nie maja znaczenia, a i ‘koszmary’ nie sa takie straszne.

Nie mozemy sie juz doczekac odkrywnia na nowo naszych starych miejsc, spotkan z rodzina i przyjaciolmi, zabaw z naszymi czworonogami. Dla takich podrozy zawsze warto sie pomeczyc:)

Dla mnie, podrozowanie jest jak narkotyk – latwo sie od niego uzaleznic. Znajda sie osoby, ktore nazwa mnie ‘sadomasochistka ‘- ktoz bowiem z wlasnej woli ‘szlaja sie’ po dziwnych miejscach, krzywiac jeszcze bardziej swoj pokrzywiony kregoslup, narzekajac na bolace kolana, czesto spiac gdzie popadnie, jedzac cokolwiek, cierpiac z powodu upalow, zimna i ugryzien dziwnych insektow. I po co? I dlaczego? Otoz, dla czystej przyjemnosci, ktora daje mi satysfakcje i uczucie spelnienia, przynajmniej na jakis czas. Poniewaz po tygodniu, moze miesiacu znow ciagnie mnie w droge – nie wazne czy daleko czy blisko, wazne by ‘ruszyc sie’ i ‘znalezc sie’ gdzies indziej, chocby na chwile!

***

I’ve discovered my ‘travel – SM’ tendencies a long time ago, but in Bolivia they got really intense!
It was here that I’ve started to worry about flying – you can’t even imagine how much I stress during every take-off, landing and in the middle of a flight. And I travel by plane more than ever before, with one hand firmly squeezing Freddy’s and the other holding a camera bag. When circumstances permit, I pull out the camera and for a moment I forget that I’m not a bird. Bah ! Although I realize that the plane ran into turbulence (it shakes like a hell), I can only think how to take a picture of mountains and clouds without wing of the aircraft, jagged and snow-covered peaks of the Andes, which seem to be way too close (welcome to La Paz !), curvy rivers among the evergreen forests or shadow of a plane visible down below. After such flight, I don’t even pay attention to the burnt plane wreck, abandoned just before the runway in Santa Cruz! I wonder though, whether it makes an impression on pilots performing landing?

_MG_4954

Santa Cruz _MG_4821

Well, after all, instead of 45 minutes in the air, I could roll in a bus for 10 hours. Stress certainly would be smaller (as well as a ticket’s price), although in Bolivia bus accidents occur very often. Too often. I’ve travelled by bus on many occasions: from 10-minutes rides to work to 36-hours trips to Italy, where I was an Erasmus student. No, not one, not two, but six of such journeys took place within one year :) More less in the same time I’ve also started to hitchhike’, on a way sleeping under a tree, sometimes in the truck.

In Bolivia, to ordinary travel attractions such as pain in the ass of my bended back, cold, hot, breathlessness because of the lack of the air, or too much dust, I must add an incredible fear. Often prolonged by hours, but also combined with ‘OHs’ and ‘AHs’ while passing by beautiful vistas of mountain passes, seen from a very close range. Definitely too close. Sometimes it seemed to me that the bus wheel is sticking out of the road, sometimes the bus was rocking from side to side when going through the narrow bridge connecting the river banks. But it was wonderful!

One might say that it’s best to travel at night, while others would add that it is better not to travel at all – faster and you can get some sleep missing the most stressful parts of the road. Well, in my case it doesn’t work, as I don’t sleep in moving vehicles. Not that I don’t want to, I just can’t, and despite the fatigue, my imagination seems to be very arouse :)

Besides, tracking information about accidents in Bolivia, most of them seem to happen at night or early in the morning, like the recent one nearby Tarija. Investigation revealed that the driver fell asleep behind the wheel, what after 13- hours of driving shouldn’t surprise anyone …

Taking that into an account, I prefer to suffer in the heat and stuffiness, in the same time experiencing ecstasy at the sight of ‘breathtaking’ landscapes.

Therefore, there are few conditions that change tiring and stressful journey into a real blast – the trip needs to take place during the day, under a clear sky (if in the air), preferably in an unknown direction. However, there are some exceptions – admiring the Milky Way in and old bus on twisting mountain road, somewhere at an altitude of 4000 m or journey HOME. In the latter case, the time of day or year, the hours ‘lost’ on the plane, at the airport, on the train do not matter, and even’ nightmares’ aren’t so scary.

We can’t wait to discover again our old places, to meet with family and friends  and to play with our doggies. That trips are always worth suffering :)

For me, travelling is like a drug – you easily get addicted by it. And there are people who call me ‘sadomasochist’ – who else would go to strange places, suffering even more from crooked backbone and inflamed knees, sleeping wherever, eating whatever, enduring heat and cold, and bites of some insects. And what for? And why ? I say – for pleasure and excitement,  which give me satisfaction and make me feel fulfilled, at least for a while. Because after a week, maybe a month I need to be on my way again! No matter how far or close – what matters is to ‘go’ and to ‘find myself’ somewhere else, even for a brief moment:)

‘Palmasola’ es Bolivia *** Tragedia w ‘Palmasola’

W zeszlym tygodniu cala Boliwia zyla tragedia w jednym z najwiekszych wiezien w kraju – ‘Palmasola’ w Santa Cruz. W wiezieniu wywiazala sie bojka, ktora doprowadzila do pozaru. Zginelo 30 osob, w tym jednoroczne dziecko, a wiele osob zostalo ciezko rannych. Dzis wszyscy zadaja sobie pytanie: dlaczego?

Oto jeden z bardziej wnikliwych artykulow – ‘Palmasola es Boliwia’, pochodacy z dziennika ‘El Dia’, probujacy udzielic odpowiedzi na to pytanie. Mysle, ze warto przytoczyc jego fragmenty, ktore staralam sie jak najlepiej przetlumaczyc. Tutaj znajdziecie oryginalny tekst.

Boliwia jest jak Palmasola i wszyscy Boliwijczycy są odpowiedzialni za to, co się właśnie stało w tym więzieniu.

‘Ministowie, którzy przybyli na miejsce aby obwinić  kogoś za tetragedie, nie mieli pojęcia, co się tam naprawde dzialo. Nie mieli świadomosci, że straznicy nie mają wstepu do sal wieziennych, a ich jedyną funkcją jest monitorowanie obwodu więzienia, gdzie prowadza  interesy z więźniami, którzy są ostatecznie odpowiedzialni za “dyscypline”. Innymi słowy, bojka, ktora sie tam wszczela pomiedzy wiezniami, byla proba sily, by zobaczyć, kto ma kontrolę i kto będzie odpowiedzialny za stosunki z władzami w zakresie wspólnego nadzoru sprzedazy alkoholu, broni, narkotyków, telefonow komórkowych i wszystkiego innego, która odbywa sie na zasadzie niepisanych reguł, ale bardzo dobrze skoordynowanych.

Palmasola jest odzwierciedleniem tego, jak władze Boliwii zarządzaja sprawami publicznymi w tym kraju. Palmasola jest jak bazary, gdzie kontrole maja sprzedajacy, którzy piszą zasady, narzucaja swoje warunki, rozkladaja towar gdzie chca, naruszajac przy tym publiczna przestrzen.

Palmasola jest jak transport publiczny, kontrolowany przez związki zawodowe, które ustalaja stawki, trasy, które określają jakość produktów i usług. Palmasola jest jak parki narodowe, zdane na łaskę producentów koki, handlarzy, kolonizatorów i nielegalnych drwali; Palmasola jest jak walka z podziemiem narkotycznym, kontolowana przez dostawców surowców.

To nasza wina, Boliwijczykow, że to działa w ten sposób. Mamy więzienie, markety i transport, na które zasługujemy i oczywiście, władze sa za utrzymaniem tego stanu rzeczy. Obrazem, który najlepiej ilustruje smutne piatkowe wydarzenia, jest fotografia wysokiego urzędnika państwowego podnoszącego pięść w więzieniu, bedacego odpowiedzialnym za to pieklo, z powodu ktorego jesteśmy dzis w żałobie. Obraz ten ilustruje brak świadomości, najgorszej choroby w tym kraju.

Palmasola jest po prostu odbiciem, jak władze zarządzaja sprawami publicznymi i jak adresuja problemy. Mimo ogłoszenia szczegółowego sledztwa, powolywania specjalnych komisji, sytuacja nigdy się nie zmieni, jeśli władze trzymac sie beda kurczowo tego samego ‘dekoracyjnego’ i bardzo lukratywnego stanowiska, jak w innych dziedzinach.’

Amen.

***

Last week all Bolivia lived the tragedy that happened in one of the largest prisons in the country – ‘Palmasola’ in Santa Cruz. A fight in the prison led to the fire, that killed 30 people, including one year old child, leaving many people seriously injured. Today, all ask the same question: why?

Here is one of the most insightful articles – ‘Palmasola es Bolivia’,  from newspaper ‘El Dia’, trying to answer this question. I think that it’s worth to quote some excerpts, which I tried to translate as best I could. You can find the original article in Spanish here.

Bolivia is Palmasola and all Bolivians are responsible for what has just happened in the prison.

Ministers who came to the site to blame someone for this big tragedy, had no idea what was going on in the facility. They were unaware that the police have no entry in the halls and their only function is to monitor the perimeter of the prison, where they use to make an excellent business with prisoners, who are ultimately responsible for “discipline” within the prison. In other words, the fight the other day was nothing more than a mechanism for inmates to see who gets control over the prison and who will be responsible for the relationship with the authorities for the joint supervision of the admission of alcohol, weapons, drugs, cell phones and all that flows under certain unwritten rules, but very well coordinated.

Palmasola is simply a reflection of how Bolivian authorities manage public affairs in this country. Palmasola is like markets where sellers are those who write the rules, impose their conditions and where they settle down no matter if they invade the streets and squares. Palmasola is as public transport, which is the trade unions that allocate the rates and routes, that define quality and service; Palmasola is like national parks at the mercy of coca growers, traffickers, colonizers and illegal woodcuters; Palmasola is like fight against the narcos that is held by the suppliers of raw materials (coca).

It’s  our fault, the Bolivians, that things work that way. We have prisons, market and transportation that we deserve and of course, the authorities are up to keep it the way we have chosen. The image that best illustrates the sad Friday’s event is a photograph of a high state official raising his fist in prison, while developing all the hell that we  are grieving today. This image illustrates the lack of awareness, the worst disease in this country.

Palmasola is simply a reflection of how the authorities manage public affairs in this country and  how the State addresses problems. And more to be announced thorough investigations and especially formed committees, but things will never change if the authorities continue to take the same ‘decorative’ and quite lucrative stand as they do in  the other fields.’

Amen.

The Third Kind of Bolivian Ants *** Boliwijskie mrówki nie z tego świata

W Boliwii istnieje wiele różnych rodzajów mrówek, jak można sobie wyobrazić, ale dziś skupie się na mrówkach domowych oraz na tym – czym różnią się one od innych tego typu mrówek na świecie.

Cóż, miałam te “nie-przyjemność” poznać polskie faraonki w moim pokoju w akademiku, w zamierzchłych czasach studenckich. Pewnego dnia wspięły się one po ścianie, opuszczając swoje gniazdo w niedalekim koszu na śmieci, i znalazły ‘El Dorado’ w naszej szafce na żywność. Tak, wtedy jeszcze nie mieliśmy lodówki w pokoju :) Jednak profesjonalista łatwo i szybko się z nimi rozprawił i nigdy już nie wróciły (przynajmniej przez kolejne 2 lata).

There are many different kinds of the ants in Bolivia, as you can imagine, but I would like to focus on house ants. You may ask, are they any different from the other house ants in the world?

Well, I had this ‘un-pleasure’ to meet some of them in my room in dormitory in Poland, during my student’s times. One day, they just climbed the wall, leaving their nest in nearby bin and finding ‘El Dorado’ in our food cabinet. Yeap, back then we didn’t have a fridge in a room:) However, easily enough, they were killed by a professional and never came back (or at least for the next 2 years).

W Boliwii mrówki stanowią bardzo wstydliwy temat – każdy je ma, ale nikt nie chce się do tego przyznać :) I pewnie dlatego tak trudno się ich pozbyć! Gdy w końcu znaleźliśmy produkt, który rzeczywiście działa (zajęło nam to trochę czasu, a w międzyczasie sprowadziliśmy nawet kilka trutek z Irlandii), byliśmy wolni od mrówek przez miesiąc, ale po tym czasie zawsze do nas wracały. Dlaczego? To jest właśnie urok mieszkania w bloku. Żaden z sąsiadów nie przyznał się do problemu z mrówkami, a jeśli tak, to zawsze mówili, że używają zwykłego spryskiwacza i po kłopocie. Cóż, nie do końca – ich mrówki uciekały do nas!

In Bolivia ants are taboo – everybody have them, but nobody likes to admit it:) And that’s why it is so hard to get rid of them!

Once we found a product that actually works (it took us a while, and in the meantim we were even bringing some stuff from Ireland!), we were free of ants for about a month, but they always came back. Why? That’s a beauty of living in an apartment. None of our neighbours admit to have them and if so, they always say that spray kills them all. Well, it doesn’t, and we were getting ants from other apartments over and over again!

Czy mrówki boliwijskie różnią się od polskich?

O tak! Żyją ze wszystkiego i z niczego. Znajdujemy je zarówno w łazience (może smakuje im mydło) jak i w kuchni. Musze się przyznać, jestem patologiczną pedantką i nasze mieszkanie jest tak czyste, że można by jeść z podłogi (kultywujemy również polski zwyczaj zdejmowania obuwia w domu), ale nie ma tam nic do jedzenia, ponieważ cała żywność jest przechowywana w szczelnie zamkniętych pojemnikach lub w lodówce.

But are the Bolivian house ants different than Polish?

Well, they are! They live of everything and anything. We find them in the bathroom (maybe they like soap) and in the kitchen. Now, I must admit, I am a pathological pedant and our place is so clean, that you could eat from the floor (we also practice Polish tradition of taking shoes off in the house), but there is nothing to eat, because all food is tightly closed in plastic containers or in the fridge.

Więc, dlaczego mrówki przychodzą? Oto jest pytanie! Dziś, na przykład, po długiej nieobecności, znaleźliśmy je na butelce z oliwą z oliwek w kuchni w Cochabambie. Dodam tylko, ze butelka została niedawno otwarta. Tak więc, wydaje się, że one lubią to, co jest w środku! Inaczej szukałyby jedzenia w koszu na śmieci. W Santa Cruz również mieliśmy mrówki, tylko innego rodzaju – mikroskopijne i skoczne (nie pytajcie o szczegóły). Za każdym razem, gdy je wytępiliśmy, wracały przez szpary w ścianach i oknach, wprost od naszych sąsiadów.

So, why are the ants keep coming? That is the question! Today, for example, after a long absence, we found them all over extra virgin olive oil bottle, in the Cochabamba kitchen. The bottle was just opened so it seems they like what’s inside, as they never look for food in the nearby bin! In Santa Cruz we are having ants too, just a different kind – tiny and jumping (don’t even ask for details). Once killed, they come back through the walls and windows, from our neighbours.

Jak już wspomniałam, istnieje tylko jeden produkt, który je łatwo eliminuje – pułapki z żelową trucizną. Mrówki kochają te przezroczystą substancje i biorą ja z powrotem do swojego gniazda. Po około 2 dniach już ich nie ma. Problem w tym, że tej trucizny nie można już nigdzie kupić! Jak większość produktów w boliwijskich supermarketach, pułapki raz wyprzedane, nigdy nie wracają na polki (lub wracają po bardzo długim czasie). Dlaczego? To jest temat na inny wpis – zasady importu są tutaj bardzo skomplikowane.

There is only one thing that eliminates them – ants traps with gel-like poison. Ants love it and they take it back to their nest. After 2 days, there are none left. The problem is, we can’t buy it anymore! As most of things in Bolivian supermarkets, the traps once sold out, never came back again. Why? That’s the theme for another post – import customs here are so complicated.

Tak więc na własną rękę próbuje znaleźć rozwiązanie. Zastanawialiśmy się kiedyś nad zakupem mrówkojada – wierzcie lub nie, ale mogą być one trzymane, jako zwierzęta domowe, a poza tym są to zwierzęta pochodzące z Ameryki Południowej! Co więcej, skoro Salvador Dali mogli mieć jednego, to dlaczego nie my? Ale kiedy przeczytałam, ze mrówkojady robią bardzo śmierdzącego siusiu,  to zmieniliśmy zdanie. Może gdybyśmy mieli ogródek …

So, I on my own am trying to find solution. We even thought for a while about buying an anteater – believe or not, they can be kept as pets and they are native to Bolivia. Moreover, if Salvador Dali could have one, why can’t we? But when I read that they do very stinky pee, I changed my mind. Maybe if we had a garden…

salvador-dali-walking-anteater-paris-france-1969[1]

Zrodlo: Internet.

Tak wiec, jestem zdana na domowe sposoby  – płyn do czyszczenia w spryskiwaczu, którym spryskuje te małe potwory i taśmę klejąca, która zaklejam dziury w ścianie.
Niestety nie działa to tak dobrze w kuchni, ponieważ mrówki kryją się w szafkach – znalazłam wiec poradę, aby przemyć wszystkie miejsca  zwykłym octem, ponieważ mrówki nie lubią jego zapachu. Gotowe. I wiecie co?

Otóż, okazało się, ze boliwijskie mrówki lubią ocet…

So, I am just using old good remedies – cleaning spray in a bathroom and adhesive tape to cover any holes in the wall. I also found out that it’s good to clean everything with a white vinegar, as ants don’t like its smell. Done. And you know what?

Bolivian ants seem to like vinegar…

anteater_lady[1]

Source: Internet.