Viza *** Holy Graal & Holy Cow

Sroda 29/08/2012 – Urzad Imigracyjny 

-Dzien Dobry! My w sprawie dokumentow do wizy. Przyszly juz z La Paz?

– Nie, niestety jeszcze nie. (No tak, mowili, ze moze to potrwac 4 tygodnie, a my czekamy dopiero 3. Dodam tylko, ze w Polsce powiedziano mi, ze dokumenty wysylaja w ciagu 24 godzin, droga elektroniczna).

– Ah, niech pani poczeka! Tak, jest! Przyszly dopiero dzisiaj.

Podaje pani  paszport, ale niestety, okazuje sie, ze musze okazac inny dokument, ktorego akurat przy sobie nie mialam. Coz, przyjdziemy jutro i tak musimy zalatwic jeszcze kilka spraw.

Czwartek 30/08/2012 – Urzad Imigracyjny

– Dzien dobry! Przyszlismy po dokument z Interpolu.

Okazuje zaswiadczenie, tak, wszystko sie zgadza i pani podaje mi kilka papierow.

– Prosze skserowac.

No dobra. Juz raz nas wyslali na ksero, 2 minuty od urzedu, wiec wiemy gdzie isc. W reku trzymam oryginal dokumentu z ‘I’ w Cochabambie, z imionami i numerami paszportu kilkunastu osob roznych narodowosci, wyslany do La Paz na poczatku sierpnia. A w drugiej rece – faks z La Paz, potwierdzajacy zgodnosc informacji o wszystkich osobach, z dnia 22  sierpnia.

Zaraz, zaraz, a podobno dokumenty przyszly wczoraj?

Kserujemy (2,50 bs. za kopie).

Wracamy do urzedu. Pani zabiera oryginaly i kopie, i zaprasza do innego pomieszczenia mowiac, ze musze KUPIC certyfikat u innej pani. No tak, moglam sie tego spodziewac – niedawno kupowalam certyfikat medyczny za 250 bs.(!!!), wydawany na podstawie badan, za ktore tez wczesniej zaplacilam (60 bs.). W tym momencie usmiech zniknal z mojej twarzy i z trwoga myslalam ile tym razem mi policza za papierek. 60 bs. Odetchnelam z ulga.

Pani kaze mi usiasc, wyjmuje pokazny plik dokumentow i rzuca go przede mna mowiac, ze mam poszukac swojej karty.

Co? Myslalam, ze jestesmy w Boliwii, a nie w Indiach – swieta krowa sie znalazla! Najpierw skserowac, a teraz odwalac papierkowa robote i jeszcze za to placic?!!

Na szczescie Freddy zalapal dowcip, podzielil plik na 3 czesci i powiedzial uprzejmie, ze w trojke bedzie szybciej. Znow mialam w reku stos czyichs dokumentow, tym razem samych Polakow. Swoja droga, nie wiedzialam, ze tylu ich tutaj jest! Wiekszosc ksiezy i zakonnic, ale trafili sie tez swieccy.

W koncu karta sie znalazla.

– No dobrze, to prosze przyjsc w poniedzialek.

Konsternacja… I juz nie wytrzymalam.

– W poniedzialek? Czy wiedza panstwo, ze ja place za kazdy dzien pobytu w Boliwii  i bez tego dokumentu nie moge nic zalatwic?! (po hiszpansku wyszlo mi to srednio, ale mysle, ze przekaz zostal zrozumiany).

Odezwala sie pierwsza pani z lagodnym usmiechem na twarzy:

– Prosze sie  nie martwic. Na pewno w poniedzialek.

Ja zrezygnowalam a Freddy odpowiedzial – z usmiechem:

– Mamy nadzieje, ze w poniedzialek zobaczymy se po raz ostatni.

Coz, ja tez mam taka nadzieje, choc jak mowi madre polskie przyslowie, ktore tutaj ma pelna racje bytu: ‘Nadzieja matka glupich’. Przychodzi mi tez do glowy inne: ‘Nadzieja umiera ostatnia’ – a moja dzis juz niemal wyzionela ducha.

P.S. Na pocieszenie, zatwilismy dzis 3 papierki u adwokata (65 bs.), jutro jedziemy kupic nastepne zaswiadczenia. A potem? Oby do poniedziaku – 1.350 bs. za wize mam juz odliczone. Dolicze to do rachunku za wczesniejsza wize 30-dniowa, ktora kosztowala 2.500 bs. oraz kary za pobyt bez wizy – okolo 60 bs. + inne koszty.

Ciezko jest byc imigrantem, zgadzacie sie? Musze zapamietac, by w nastepnym zyciu byc tylko PODROZNIKIEM:)

***

Wednesday 29/08/2012 – Immigration Office

-Good afternoon! We came for documents regarding visa. Did they came form La Paz?
– No, unfortunately not yet. (Yeap, they said, that it may take 4 weeks and we have been waiting just 3. I will only add that in Poland, I was told that the documents are send within 24 hours, electronically).

– Ah, wait a second! Yes, here they are! They came only today.
I handle my passport, but unfortunately, I need to have the other document, which I left at home. Well, we will come tomorrow – we still need to get a few things.

Thursday 30/08/2012 – Immigration Office

– Good morning! We came for a document from Interpol.
The woman gives me some papers.
– Please photocopy them all.

Ah, ok… They already sent us before to photocopy something, the place is 2 minutes from the office, so we know where to go. I hold in my hand the original document from the ‘I’ in Cbba, with the names and passport numbers of several people of different nationalities, sent to La Paz at the beginning of August. And in other hand – Fax from La Paz, confirming information for all people, from 22 nd of August.

Wait a minute, didn’t she say that they’ve got that papers just yesterday?

All coppied (2.50 bs. per copy).
We go back to the office. Woman takes all documents and invites us to another room, saying that I need to buy a certificate from another lady.

Well, I could have expected  that – recently I bought medical certificate for 250 bs. (!), based on the information from another document, for which I paid too (60 bs.). At this point, smile disappeared from my face, but a price of 60 bs. was almost a relief.

Other woman tells me to sit down, takes a big pile of documents and throws it in front of me asking me to look for my file.
What? I thought we were in Bolivia, not in India – holy cow! First I have to go to photocopy, now do a paperwork that I just paid for?!

Fortunately Freddy caught ‘momentum’, divided huge pile into 3 parts and said politely – that with the help of three of us it will be faster. Again I had in hands someone’s documents, this time only Poles. By the way, I did not know that so many Polish people came here – most of them priests and nuns.
In the end, I found my card.

– Well, then come back on Monday.

Consternation. That was too much for me.
– On Monday? Do you know that I pay for each day of my stay in Bolivia, and without this document I can’t get done anything else?! (it wasn’t so easy to say it in Spanish, but I think the message has been understood).

First woman answered with a gentle smile on her face:
– Please don’t worry. It will be ready for sure on Monday.

I resigned and Freddy said – with a smile:
– We hope to see you on Monday for the last time.

Well, I hope so too, though the Polish proverb says: ‘Hope is a mother of fools’ – which has the full right here. Also, other saying comes to my mind: “Hope dies last”. Mine is almost dead.

P.S. As a consolation, we’ve got  today three other papers from a lawyer (55 bs.), Tomorrow we’re going to buy next documents. And then? We have to wait till Monday – 1.350 bs. to pay for a visa is already prepared (that’s on top of 2.500 bs. that I paid for 30-days visa and about 600 bs. of penalty for not having visa + other costs).

It’s hard to be an imigrant, isn’t it? I will try to remember to be only a TRAVELER in the next life:)

Travelling In Bolivia *** Podróżując po Boliwii

Jak podróżuje się po Boliwii? Można samolotem, autobusem, samochodem, na rowerze czy pieszo:)

Przelot samolotem nie sprawia większych problemów – boliwijskie linie lotnicze działają bardzo profesjonalnie i oferują dzienne loty z większych miast w cenach niestety europejskich (do Santa Cruz w jedna stronę zapłacimy około €30). Na pokładzie samolotu otrzymamy mały ‘snack’ w postaci kanapki, kawałka ciastka i wybranego napoju. A za oknem – przepiękne górzyste krajobrazy! Można pstrykać zdjęcia przez cale dwie godziny (o ile lecimy w dzień przy bezchmurnym niebie).

How can we travel in Bolivia? By plane, bus, car, bike or on foot :)

Going by plane does not cause major problems – Bolivian airlines operate very professionally and offer daily flights from major cities, unfortunately prices are European (to Santa Cruz one way cost approximately €30). On board of the aircraft you get a little ‘snack’ in the form of a sandwich, piece of cake and choice of drink. And outside the window – a beautiful landscape! You can snap pictures for two hours (if only you fly during the day).

danutasfoto

 

Jeżeli mamy więcej czasu i jeepa pod ręka, możemy podziwiać krajobrazy przez cały dzień, przemierzając cierpliwie asfaltowo – kamienisto – piaszczysto – błotnistą drogę. Niestety nie miałam okazji wypróbować tej opcji, ale znajomi, którzy byli z nami w Santa Cruz, musieli zostać tam 2 tygodnie dłużej, bo troszkę się rozpadało i droga była nieprzejezdna:)

If we have more time and a jeep, we can admire the scenery all day, driving patiently  on asphalt – pebble – sandy – muddy path. Unfortunately, I had no occasion to try this option, but friends who were with us in Santa Cruz, had to stay there two weeks longer, because there was a little rain and the road was impassable :)

To  może autobusem? W Boliwii funkcjonuje wiele linii autobusowych, o czym przekonałam się podróżując do Potosi. Dworzec w Cochabambie jest istnym labiryntem i potrzeba trochę czasu na ochłoniecie, by znaleźć odpowiednia kasę. Poszczególni przewoźnicy różnią się cena i komfortem, jednak wszystkie autobusy są przeważnie w dobrej kondycji. Plusem jest niska cena – z Cochabamby do Potosi możemy dojechać za około 60 bs.= €6 (450 km), co zajmuje jakieś 10 godzin – o ile mamy bezpośrednie polaczenie w Oruro. My wylądowaliśmy tam o 5 nad ranem i postanowiliśmy wziąć busa do Potosi na 8 osób, co kosztowało nas 60bs. od głowy.

What about bus? In Bolivia there are many bus lines, as I learned travelling to Potosi. Bus terminal in Cochabamba is a veritable maze so you need some cooling off time to find a suitable cash point. Bus companies are differ with price and comfort, but all the buses are mostly in a good condition. The advantage is low price – from Cochabamba to Potosi we can get for about 60 bs. = € 6 (approximately 450 km), which takes about 10 hours – if we have a direct connection in Oruro. We landed there at 5 am and decided to take a car for 8 people, which cost us 60 bs. per head.

Inne plusy podroży autobusem? Oczywiście piękne widoki! Mimo, iż większość kursów odbywa się w nocy, warto jest wybrać kurs w ciągu dnia. Dla mnie ma to większy sens, ponieważ i tak nie mogę spać w środkach transportu, wiec gdybym jeszcze miała zacząć zwiedzanie po przyjeździe nad ranem, to niestety nie byłoby to dla mnie zbyt przyjemne.

Minusy podroży autobusem? Jest ich kilka – autobus nie zatrzymuje się na siusiu, nie można robić zdjęć w czasie podroży (bo chociaż nikt  nie zabrania, to jakość obrazu jest wątpliwa…), nigdy nie wiadomo, czy nie utknie się w blokadzie (co przydarzyło nam się podczas powrotu z Oruro do Cochabamby). Co wtedy?

Other advantages of traveling by bus? Of course beautiful views! Although most courses are held at night, it is better to choose a course during the day. For me it also makes more sense, because I can not sleep in transport, so if I had to start sightseeing in the morning after arrival, unfortunately I wouldn’t enjoy it.

Disadvantages when traveling by bus? There are some – a bus does not stop for a pee, you can’t take pictures during the trip (well, although this is not prohibited, the picture quality is questionable …), you never know whether or not you will stuck in blockade (as we did while returning from Oruro to Cochabamba). What then?

Tutaj na pewno przyda nam się poczucie humoru oraz dobra kurtka i śpiwór w razie czego:) My mieliśmy szczęście, bo po drugiej stronie blokady był inny autobus naszej linii, musieliśmy wiec tylko przytaskać się z naszymi bagażami na druga stronę.

Inna sprawa są rozmiary autobusów, które wydają się o ciut za duże na niektóre, szczególnie te kamieniste wysokogórskie drogi. Jadać do Torotoro (130 km w 6 godzin), odczulam te ciągle serpentyny i ciągły podjazd pod goreć, ale nic nie widziałam, bo było już ciemno. Wpatrywałam się za to w drogę mleczna, która widziałam pierwszy raz w życiu!

You will need sense of humor, a good jacket and sleeping bag just in case :) We were lucky, because on the other side there was another bus of our company, so we had to only carry our luggage to the other side.

Another thing is the size of coaches, which seems a bit too big for the rocky mountain roads. Coming to Torotoro (130 km in 6 hours), I felt this continuous uphill climb, but I could not see anything because it was dark. Instead, I admired the Milky Way, which  I saw for the first time in my life!

Jednak podczas zwiedzania tego pięknego zakątka świata, który znajduje się na wysokości od 1800 do prawie 4000 m.n.p.m, nie raz wstrzymywałam oddech, obserwując zapierające dech w piersiach PRZEPASCIE za oknem. Oczywiście zdjęcia nie oddają powagi sytuacji i ogromu przestrzennego, ale i tak  nie mogłam się powstrzymać od próby uwiecznienia niektórych momentów zachwytu i przerażenia. Dodam tylko, ze najpopularniejszymi słowami, które padały z moich ust podczas podroży były – WOW i ‘LOCO’ (to jest szalone).

But while exploring this beautiful part of the world that has an altitude from 1,800 to almost 4,000 meters above sea level, I was holding my breath all the time, watching the breathtaking precipice just outside the window.I will only add that the most popular words that fell out from my mouth during the trip were – WOW and ‘LOCO’ (this is crazy).

Najgorzej (i najpiękniej zarazem) było podczas powrotu do Cochabamby – tutaj wgapiałam się w drogę na każdym zakręcie. Z każdym kilometrem krajobraz zmieniał się nie do poznania i kiedy już cieszyłam się, ze kanion za oknem jakby się spłycał, to okazywało się, ze za następnym zakrętem czeka na nas nowa niesamowicie głęboka przepaść! Przemknął mi także przed oczyma znak drogowy (!) z ograniczeniem prędkości do 35 km/h, ale dam sobie reket uciąć, ze nasz autobus miał na liczniku przynajmniej dwa razy tyle. Miałam także wrażenie, ze tak jakby przyspiesza przed zakrętem…. A wszystko to na kamienisto – piaszczystej drodze, bez barierek.

The worst (and most beautiful at the same time) was return to Cochabamba – I was staring at the road at every turn. With each kilometer landscape has changed beyond recognition and when I was happy when the canyon behind the window was getting more shallow, it turned out that behind next corner is waiting for us a new incredibly deep abyss! Once also flashed before my eyes a traffic sign (!) with a speed limit of 35 km / h, but I’ll give my left nut (if I had one:) that our bus was speeding at least twice as much. I also had the feeling that it speeds up before every corner … And all this on the stoney – sandy road, with no barriers.

Na asfaltowej szosie autobus przeszedł zaś swoista transformacie i zamienił się w rakietę, pędzącą co najmniej 120 km/h, ale i tak był wyprzedzany przez wszystkie samochody osobowe. Tylko ciężarówki zostały w tyle. Wzrastała tez liczba kapliczek (krzyży) przydrożnych i to w zatrważającym tempie. Po dotarciu do celu, byłam chyba jedyną osobą dziękującą kierowcy za ‘bezpieczne’ sprowadzenie nas do domu:)

On the asphalt road bus underwent specific transformation and turned into a rocket, flying at least 120 km / h; it was overtaken by all the cars, leaving only trucks behind. Also the number of road chapels (places where people died in a crash) was incresing with every minute. When we reached Cochabamba, I was probably the only person thanking the driver for bringing us ‘safely’ home :)

No to chyba zostają nam rowery? Mam nadzieje sprawdzić je przy okazji wycieczki do La Paz, na sławnej ‘drodze śmierci’ – chociaż tutaj niemal każda droga wydaje się być ‘śmiertelnie niebezpieczna’. Przeczytałam kiedyś blog o grupie Polaków przemierzających Boliwie na rowerach i ich przygoda zakończyła się szczęśliwie:) Za to o chodzeniu opowiem za chwile….

Well, what about bikes? I hope to check it during a trip to La Paz, on the famous ” death road ‘- though here almost every road seems to be’ extremely dangerous’ :)I will tell about walking in a moment ….

EUROcopa 2012

‘Niestety Dzagajew’ – pisze gazeta.pl, a ja dodam – niestety Wasilewski… Gdyby nie jego ‘glupi’ foul (wbiegl prosto na rosyjskiego napastnika, nieopodal pola karnego), nie sracilibysmy TEGO gola. Polacy nie ucza sie na bledach i fauluja w najbardziej nieodpowiednich momentach – tak jak Szczesny w meczu z Grecja. Wiem,  niektorzy mowia, ze tym zagraniem uratowal bramke (ba! nawet moj boliwijski nauczyciel hiszpanskiego nazwal go bohaterem), ale ja widze to inaczej. Przez niego stracilismy gracza i bylismy o wlos od stracenia bramki, ktora uratowal Tyton. I to jemu wlasnie nalezy sie tytul ‘hero’.

Zawsze bardzo podziwiam sympatycznego gracza Arsenalu w meczach Premier League, ale niestety podczas meczu otwarcia Szczesny sie nie popisal – i mozna miec tylko nadzieje, ze bedzie mu to dane! Ogolnie, nie jest zle, ale mielismy za wiele starconych sytuacji i bledow…(Moj Freddy dodaje, ze gramy za wolno i nikt nie pomaga Lewandowskiemu). Oby nie byly to kolejne mistrzostwa ‘straconych szans’ – niestety nie da sie dlugo pociagnac grajac ‘uno por uno‘ (1:1).

Tyle narzekania ze slonecznej Cochabamby, gdzie Euro przechodzi bez wiekszego echa. Jeszcze tydzien temu martwilismy sie, ze nie zaloza nam kablowki na czas, a teraz majac do dyspozycji ponad 120 kanalow, ogladamy mecze w telewizji boliwijskiej ‘Bolivision’, ktora jako jedyna stacja transmituje mecze ‘VIVO’‘!

Jakosc obrazu niestety nie jest najlepsza (nie wiedziec czemu?), ale calkiem interesujacym jest sluchanie komentatarzy po hiszpansku, a zwlaszcza typowego: ‘Gooooooooooooooooooooooooooooooooooooool!!!

Moj hiszpanski jest caly czas na dosyc marnym poziomie, ale mimo wszystko wylapuje pewne pozytywne wibracje komentatorow w stosunku do Polski i Polakow. Chwala oni polskie stadiony, a za szczegolnie imponujacy uznaja Narodowy w Warszawie; cenia takze Lewandowskiego i Tytonia (jak my wszyscy:)

Nie slyszalam natomiast nic o polskich kibolach bijacych Rosjan ani o rosyjskich kibolach bijacych kogo sie da – wiadomosci pozaboiskowe ogladam w CNN. ( Tak na marginesie, musze przyznac, ze mina mi zrzedla, kiedy zobaczylam ogromna flage na Narodowym z napisem: ‘This is Russia’…)

Mimo wszystko,  ja caly czas trzymam kciuki, rodacy, a bialo-czerwona flaga powiewa dumnie w centrum Cochabamby!

Powodzenia:)

***

Unfortunately Dzagajew’ – writes gazeta.pl after Russian team scored a goal against Poland. And I will add – unfortunately Wasilewski …. If not for his ‘stupid’ foul (he ran straight onto the Russian striker near the penalty box), we wouldn’t loose THIS goal.

The Poles do not learn from their mistakes and foul at the most unfortunate moments – like Szczesny in the match against Greece. I know some may say that he saved the goal (ba! even my Bolivian Spanish teacher called him a hero), but I see it differently. Because of him we lost a player and we were a ‘hair’s breadth’ of losing the goal, which was saved by Tyton. If someone, he should be called ‘hero’.

I always admired a friendly player of Arsenal in Premier League games, but during the opening match Szczesny did not show off – and I can only hope that he will have an opportunity to do so.

Generally, it’s not bad, but Polish team had too many errors and lost situations (my Freddy added that we also play too slow and no one helps Lewandowski). Hopefully, there won’t be another lost championship of ‘missed opportunities’ – at the end, it’s hard to do well by playing “uno por uno” (1:1).

That’s all complaints from sunny Cochabamba, where the Euro goes unnoticed. A week ago we were worried that we won’t get cable installed on time, and now with over 120 channels, we watch matches in Bolivian television ‘Bolivision‘, which is the only station broadcasting all matches ‘VIVO’! Unfortunately the picture quality is not very good (I wonder why?), but it’s quite interesting to listen to commentaries in Spanish, and typical Latin – American ‘Gooooooooooooooooooooooooooooooooooooool!’.

Unfortunately, my Spanish is still at a pretty poor level, but I am able to capture some positive vibes from commentators in relation to Poland. They praise new Polish stadiums, particularly impressive National Stadium in Warsaw, as well as Lewandowski and Tyton (as we all do :) I have not heard anything about Polish hooligans beating the Russians nor the Russian hooligans beating everybod else – I watch ‘non football related news’ on CNN. (Although, I have to admit, I didn’t like, when I saw the huge flag at the ‘National’ with the inscription: ‘This is Russia’ …)

Still, I keep my fingers crossed all the time and white and red flag flutters  proudly in the center of Cochabamba!

Good luck Poland!

P.S. We lost the last game against Czech Republic, Russia lost against Greece and all is clear:) Now I can take a rest!

The Polish Cure for a Food Poisoning * Domowe sposoby na zatrucie pokarmowe

Jak już wcześniej wspomniałam, niemal na samym początku pobytu w Boliwii miałam rewolucje żołądkowe. Dwie. Za pierwszym razem obwiniałam ser, ale jak się później okazało, to sałatka z restauracji okazała się trująca.

Dlaczego? Cóż, prawdopodobnie warzywa zostały umyte (o ile!) w wodzie z kranu, a ta niestety nie jest tak czysta  jak w Polsce czy w Irlandii.  Pewnego wieczoru Freddy postanowił wziąć kąpiel w wannie/jacuzzi, puścił wiec wodę i wyszedł do innego pokoju. Kiedy wrócił do łazienki – wanna pełna była pomarańczowej cieczy z czarnymi drobinkami i biała piana! Dodam tylko, ze po spuszczeniu wody, na wannie pozostał brązowy osad, którego nie mogliśmy doczyścić! I w takiej tez wodzie bierzemy prysznic, choć brud jest mniej widoczny;)

Natomiast do gotowania, do mycia zębów niemal wszyscy używają wody butelkowanej. Proszę nie myśleć, ze jest to woda, jak u nas w sklepach – mineralna, o nie! Jest to zwykła woda oczyszczona przy pomocy ozonowania. Można ja zakupić w wielkich 20 litrowych baniakach ( €1,20)  jak i w mniejszych butelkach. Nie musze dodawać, ze w tak gorącym klimacie nie wystarcza to na długo.

P.S. Właśnie dochodzę do siebie po kolejnym zatruciu, tym razem spowodowanym, dam sobie reket uciąć, przez nieświeża wodę butelkowana! Będąc w szkole, wypiłam łyk wody, która smakowała okropnie, a następnego dnia skręcałam się z bólu. Bardzo często w różnych urzędach i szkołach można napić się za darmo wody z baniaka, ale do głowy by mi nie przyszło sprawdzić datę przydatności! Kolejna nauczka na przyszłość:)

Wracając do sałatek w restauracji – otóż okazało się, ze, mimo iż stołujemy się w drogich miejscach, nikt nie może dać nam gwarancji, ze żywność została przygotowana według ‘naszych’ standardów. Cóż wiec jeść? Gotowane, smażone, pieczone potrawy, a unikać świeżych sałatek i napojów z lodem. Jeżeli chcemy zjeść owoce, to najlepiej obierane, jak pomarańcze.  Wiem, brzmi to okropnie, – ale lepiej być przezornym. Swoją drogą, tutaj nauczyłam się doceniać nasza chlorowana kranówkę, która dostępna jest w Santa Cruz.

Cóż jednak poradzić, gdy bakterie nas dopadną?

–  Jak najszybciej znaleźć toaletę ( i pozostać w jej okolicy przez jakiś czas)

–   Pic dużo butelkowanej wody i mate de coca (podobno pomaga na wszystko)

–  Jeżeli przy okazji zatrucia bola nas tez mięsnie, jak to było w moim przypadku ( u nas nazywa się to chyba grypa żołądkową), można przyjąć spora dawkę Paracetamolu (1000 mg) ( zalecone przez lekarza) i położyć się do lóżka.

– Wybrać się lub wysłać kogoś do apteki po lek o nazwie ‘Florestor’ (saszetkę rozpuszczamy w wodzie i pijemy 2X dziennie) – działa!

– Ponadto można zakupić preparat do uzupełnienia soli w organizmie (fuj).

– Jeść płatki owsiane na wodzie, chleb z masłem, z owoców jabłka.

Powodzenia!

Aha, prawie zapomniałam – pic dużo wódki! Sprawdziłam na sobie  – pewnego dnia, będąc zaraz po zatruciu, podczas imprezy wypiłam drinka i ku mojemu zdziwieniu nie musiałam biec do toalety, a następnego dnia byłam wyleczona! (do czasu obiadu w restauracji). Po drugim zatruciu wyczytałam w Internecie, ze wódka jest dobra na wszystko, znaczy się na wiele dolegliwości. Podobno przeciwdziała rozprzestrzenieniu się bakterii w żołądku (cóż, brzmi całkiem logicznie). Tego wieczoru mieliśmy wiec kolejna zapiskę. I podziałało:) Żartowałam potem, ze w Boliwii stanę się alkoholikiem, jeżeli Bede musiała pic wódkę, po to zęby jeść, co chce! Jak na razie trzymam się dzielnie:)

Interesujący link tutaj:  http://rt.com/all-about-russia/cuisine/vodka/

***

As mentioned earlier, almost at the very beginning of my stay in Bolivia, I had a stomach revolutions. Two. The first time the cheese was to blame, but as it turned out, it was a the salad in the restaurant that was poisonous.

Why? Well, probably the vegetables have been washed (if?) in tap water, and it, unfortunately, is not as clean as in Poland or Ireland :) Freddy one evening decided to take bath in the tub / jacuzzi, so he left the water running and went into another room. When he returned to the bathroom – bathtub was full of orange liquid with black flecks and white foam! I will only add that after draining the water, the bathtub remained brown and we couldn’t clean it! So, this is the water we shower with.

While cooking and brushing the teeth, everyone use bottled water. Do not think that this is water, as in our stores – mineral, no! This is usually purified water by using ozonation. It can be purchased in large 20 liter bottles (€ 1.20) as well as in smaller ones. Needless to say, in such a hot climate, it does not suffice for long.

P.S. I’ve just got another food poisoning, after a year or so, and I believe the reason was unfresh bottled water, I drank at school where I teach. Water had an awful taste, so I only had a sip, but next day I was dying… Very often you can have a drink from a big bottles of water in various public institutions, but I would never thought of checking its expiry date! Another lesson learnt:)

Coming back to salads in the restaurant – it turned out that even though eating at expensive places, no one can give us a guarantee that food has been prepared according to ‘our’ standards. What shall we eat then? Boiled, fried, baked dishes avoiding fresh salads and drinks with ice. If you want to eat fruit, wash them and peel. I know it sounds horrible – but better be safe than sorry. By the way, here I learned to appreciate our chlorinated tap water, which is available in Santa Cruz.

But what does help when the bacteria/worm attract anyway?

– First, find the toilet (and stay in the area for some time)

– Drink plenty of bottled water and mate de coca (supposedly helps to everything)

– If your muscles also ache, as it was in my case (it might be called stomach flu), you can take a large dose of Paracetamol (1000 mg) (recommended by a doctor) and lie down in bed

– You can go or send someone to the pharmacy for a drug called ‘Florestor’ (dissolve sachet in water and drink 2x a day) – it works!

– In addition, you can buy a supplement to supply salts in the body (yuck).

– Eat oatmeal with water, bread and butter, apples.

And good luck!

Oh, almost forgot – drink lots of vodka! Also I’ve checked it myself – one day, being just after food poisoning, I had a drink at a party and to my surprise I did not have to rush to the toilet, and the next day I was cured! (Until the dinner in the restaurant). After the second poisoning, I read in the internet that vodka is good for everything, I mean for many ailments. Apparently, it prevents bacteria from spreading in the stomach (well, it sounds quite logical). That evening we had another drink and I joked that I will become an alcoholic, if I have to drink vodka in order to eat what I want! So far I am holding strong:)

An interesting link here: http://rt.com/all-about-russia/cuisine/vodka/

_MG_6430-2

The most expensive version of ‘water of life’ that you can buy in Bolivia. But how beautiful!