‘All Souls’ Day’ in Santa Cruz *** Boliwijskie ‘Zaduszki’ c.d.

W zeszlym roku nie udalo nam sie zobaczyc tradycyjnych boliwijskich obchodow Swieta Zmarlych na cmentarzu glownym Santa Cruz ( —> klik), tym razem postanowilismy wiec odwiedzic inne miejsce, dalej od centrum miasta. Dalej, czyli tak okolo godzine na piechote od naszego bloku, w czwartym okregu (4to anillo).

Prawde mowiac, okolice tego cmentarza bardziej przypominaly wesole miasteczko (byla tam nawet karuzela!), czy taki nasz ‘odpust’. Wszedzie porozstawiane byly male kramiki z jedzeniem, kwiatami, zabawkami, a nawet ubraniami. Kolorowy tlum, kierowany przez oficerow policji, wrecz szturmowal bramy przybytku.

Last year we couldn’t see the traditional Bolivian commemoration of All Souls’ Day at the main cemetery of Santa Cruz (—> click), so this time we decided to visit another place, away from the city center. About an hour on foot from our home, in the fourth ring (4to anillo).

To be honest, the outside of the cemetery looked more like a fairground (there was even a carousel!), than ‘the place of rest’. There were many small stalls with food, flowers, toys or even clothes. A colorful crowd was storming the gates of the cemetery, led by police officers.

DSCN0041

boliviainmyeyes

Ja, uzbrojona w moj maly Coolpix, ktory po drodze zdazyl wyladowac w kaluzy, mialam nadzieje zrobic zdjecie ‘uczcie cmentarnej‘, o ktorej tyle slyszalam. A tu nic! Cmentarz, mimo iz zapelniony po brzegi, wygladal zupelnie jak ten w centrum miasta. No moze byl troche bardziej pstrokaty.

I, armed with my little Coolpix, which at some point landed in the puddle on the way, was hoping to take a photo of the famous ‘cemetery feast’, of which I heard a lot. However, the cemetery, filled to the brim, looked quite like this one in the city center. Well, maybe it was a little brighter.

boliviainmyeyes

Niczym niezrazeni, podazylismy za kolorowym i wesolym korowodem, i w pewnym momencie ujrzelismy tradycyjne stoly, zastawione smakolykami i wawami (figurki wypiekane z masy chlebowej i z glinianymi glowami), otoczone przez swietujaca rodzine. Zdjecia zrobilam z daleka, nie chcialam bowiem ingerowac w prywatnosc zgromadzonych, ale udalo nam sie zlapac strzepki ich rozmowy, podczas ktorej z radoscia wspominali oni swoich przodkow.

Following the colorful and cheerful procession, we eventualy saw a traditional table, laden with goodies and wawas (figurines baked from bread dough with clay heads), surrounded by celebrating family. I took some pictures from a distance, because I didn’t want to interfere in their privacy, but we were able to hear the scraps of their conversation, during which they remembered their dead one with joy.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Natomiast z wnetrzy grobowcow dalo sie slyszec spiewy i dzwieki gitary – to rodzina spiewala ulubione piosenki swojego zmarlego.

We also heard singing and sounds of a guitar from the inside of the tombs – they were singing favorite songs of the deceased.

DSCN0046

Przyznam, bardziej mi sie podobaly takie wesole Zaduszki, niz nasze rodzime. Pomimo tego calego ‘cyrku’ dookola, wiecej w nich naturalnosci i prawdziwosci. Znalazlo sie tu rowniez miejsce na zadume, powage i modlitwe, ale taka od serca, niewymuszona przez ksiedza, rodzicow czy ciocie.*

Fajnie byloby przeniesc troche tej szczerosci i spontanicznosci na nasze cmentarze. Usiasc przy grobie dziadkow, powspominac stare dobre czasy, podzielic sie ich ulubionymi smakolykami z rodzina i znajomymi, pospiewac ulubione piosenki, posmiac sie razem, dowiedziec co nowego slychac u wszystkich, bez obawy, ze ktos obok nas zaraz uciszy, bo przeciez nie wypada mowic czy smiac sie na cmentarzu. Mysle, ze naszym przodkom takze by sie to spodobalo:)

I admit, I liked such merry All Souls’ Day better than our Polish one. Despite the whole ‘circus’ surrounding it, it was more natural and truthful. There was also a place for seriousness and prayer, but the real one straight from the heart,  not forced by the priest, parents or aunts.*

I wish we could bring (back) the sincerity and spontaneity to our cemeteries. I can only imagine sitting at the grave of my grandparents, remembering the good old days, sharing their favorite treats with family and friends, singing their favorite songs, laughing together, learning what’s new in our lifes, without fearing that someone next to us will ask us to shut up, because surely, the cemetary it’s not a proper place to talk or smile. I think that my ancestors would liked it better too :)

boliviainmyeyes

* Inna boliwijska tradycja cmentarna jest ‘placenie’ za modlitwe, szczegolnie dzieciom z biednych rodzin czy osobom bezdomnym lub niepelnosprawnym. Boliwijczycy wierza bowiem, ze Bog szybciej wyslucha prosb tych bardziej pokrzywdzonych przez zycie.

P.S. Moj Freddy kochany poszedl dzis na bazarek i zakupil takie piekne i swiezutkie wawas (3 bs. kazda)! Teraz mozemy przygotowac stol dla naszych bliskich zmarlych:)

* Other Bolivian cemetery tradition is ‘paying’ for the prayer, especially of poor children, homeless or handicaped people. Bolivians believe that God rather listens to the requests of those more disadvantaged.

P.S. My lovely Freddy went to the market and bought these beautiful and freashly baked wawas (3 bs. each)! Now we can prepare the special table for our departed loved ones:)

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Summer in the City (of Santa Cruz) *** Lato nad rzeka Piraí

Leniwie plynace i dosyc plytkie wody Rio Pirai kazdego lata przyciagaja rzesze mieszkancow Santa Cruz, szukajacych ozezwienia i odpoczynku od wysokich temperatur.

My bylismy nad rzeka juz kilkakrotnie – raz probujac przedostac sie do wodospadu ‘Los Espejillos’:

_MG_0484 _MG_0474

boliviainmyeyes

_MG_0422

Droga do wodospadu/ Road to Espejillos

Dodam tylko, ze stchorzylismy, patrzac na samochody przemierzajace rzeke wplaw oraz ‘burze piaskowa’:) Wszyscy powtarzali, ze poziom rzeki jest najnizszy od miesiecy, ale nam juz raz samochod utknal w kaluzy, wiec sie nie skusilismy.

Wiele razy stolowalismy sie natomiast w restauracji Cabanas Rio Piraíjednym z naszych ulubionych miejsc w miescie. Aby wydostac sie z halasliwego centrum, bierzemy autobus i po niespelna 20 minutach mozemy oddychac swiezym, zeskim rzecznym powietrzem o zapachu ryb:) oraz zrelaksowac nasze zmeczone oczy, wpatrujac sie w zielen przeciwleglego brzegu Urbo. Nigdy jednak nie odwazylismy sie plywac w rzece, bowiem jej metne wody raczej do tego nie zachecaja. Zazwyczaj wiec konczymy wycieczke spacerem po piaszczystej plazy, obserwujac uradowanych blotna kapiela plazowiczow.

DSCN0299 DSCN0298

boliviainmyeyes

W zimie Pirai zmienia jednak swe oblicze, zamieniajac sie w szybki, wsciekly, wirujacy nurt, zalewajac okoliczne tereny. W tym roku, poziom rzeki byl tak wysoki, ze w polowie drogi ​​zdecydowalismy sie zawrocic z naszej wycieczki do Porongo, obawiajac sie, iz jedyny most laczacy miasto z Urbo, moze zostac zamkniety. Sytuacja wygladala na bardzo powazna, a na miejscu znajdowalo sie wojsko i policja. Nie panowali oni jednak nad chaosem wywolanym przez kierowcow zatrzymujacych sie na moscie, by zrobic zdjecie wielkiej wodzie. Przyznaje, bylo cos fascynujacego i hipnotyzujacego w widoku wzburzonej rzeki, ale we mnie wywolalo to odmienna reakcje niz u innych. Ja chcialam sie znalezc od niej jak najdalej!

W powietrzu czuc bylo panike, bowiem podwyzszony poziom rzeki przypomnial mieszkanca tragedie z marca 1983 roku, kiedy to w wielkiej powodzi zginelo kilkadziesiat osob, a trzy tysiace rodzin pozostalo bez dachu nad glowa.

fot. searpi.org.bo

fot. searpi.org.bo

Na szczescie od tego czasu, nadbrzeze zostalo zabezpieczone, by zapobiec ponownemu wystapieniu wod. Odnosze jednak wrazenie, ze szybko rozwijajace sie miasto znow znalazlo sie zbyt blisko brzegu.

boliviainmyeyes

*Pirai jest rzeka boliwijskiej Amazonii, doplywem rzeki Yapacaní i czescia dolnego biegu rzeki Rio Grande. Jej zrodla znajduja sie na skrzyzowaniu Rio Bermejo i Rio Piojeras. W trakcie swego biegu o dlugosci 457 km, przeplywa przez miasto Santa Cruz de la Sierra oraz niedaleko wioski Porongo. Jej bieg przecina rowniez gminy El Torno, La Guardia, Warnes i Montero.

boliviainmyeyes

Rio Pirai

***

Slow flowing and rather shallow Rio Pirai is a major tourist center, where people bath during the summer, escaping high temperatures.

We have visited the riverbank on many ocasions – once trying to get to the waterfall Los Espejillos: 

_MG_0485 _MG_0426 _MG_0433

_MG_0460

I will only add, that this trip was unfortunatelly unsuccessfull, as we chickened out watching other cars crossing the river. Everybody were saying that the water level was the lowest in months, but our car once stalled in a puddle so we didn’t want to chance it.

We were dining several times in Cabanas Rio Pirai in Santa Cruz, which is the closest place for us to get out of the noisy city centre – just 20 in min the bus and we can breath fresh, river air (smelling of fish:), relaxing our eyes on the green bank of Urbo. We never swim there, as the muddy waters don’t look too inviting, but usually have a walk on the sandy beach, observing the other beach goers.

DSCN0301 DSCN0300 DSCN0297

In winter, however, the river changes into fast, furious, muddy, spinning stream, which floods surrounding areas. Last time, the river was so high that we decided to return from our trip to Porongo, worrying that the only bridge may be closed. It looked really scary and dangerous and still, people were stopping on the bridge, taking pictures and holding the traffic. I admit, there was something special and mesmerizing in these dangerous waters, but it only made me want to be as far away as I could from it!

There was a sense of panic as the growing level of the river was a reminder of the tragedy in March 1983, when the flood killed dozens of people, destroying entire neighborhoods and leaving three thousand families homeless. Thankfully, since then, some safety measures have been taken to prevent it from happening again. I’ve noticed however, that the growing city is moving closer to the river bank again.

*The Pirai River is an Bolivian Amazon River, a tributary of river Yapacani and a part of the lower reaches of the Rio Grande. It originates at the junction of the Bermejo River and Rio Piojeras. During its course of 457 km, it passes through the city of Santa Cruz de la Sierra and near a town of Porongo. Its path crosses also the municipalities of El Torno, La Guardia, Warnes and Montero.

¡Viva Santa Cru(z)!

Santa Cruz (oryginalna wymowa to ‘santa kru’) obchodzila swoje swieto 24 wrzesnia i nie za bardzo chcialo mi sie wowczas o tym pisac, bo ogarnelo mnie blogie lenistwo. Byla to sroda i dzien wolny od pracy, wiec zamiast siedziec przed komputerem wolalam popluskac sie w basenie dla ochlody. Tak sie sklada, ze mieszkancy Santa Cruz (ci prawdziwi jak i podszywani) zgodnie wtoroja w nicnierobieniu wszedobylskim tu leniwcom.

boliviainmyeyes

Santa Cruz de la Sierra, jak pamietacie, jest nieoficjalnie najwiekszym miastem Boliwii oraz oficjalnie centrum biznesowym kraju. Nazwa ta nie odnosi sie jednak tylko do miasta, ale do calego regionu Departamento Santa Cruz. A oto inne mniej lub bardziej znane symbole Santa Cruz:

Anillos, czyli okregi wokol ktorych rozrasta sie Santa Cruz. Genialne rozplanowanie miasta, jednoczesnie bedace zmora transportu miejskiego, z ktorego wiekszosc kreci sie w kolko.

fot. blog.upsa.edu.bo

fot. blog.upsa.edu.bo

Cristo – Superman, czyli cementowa figura Chrystusa posrodku jednej z najdrozszych ulic miasta Monseoñor Rivero. W tym miejscu warto rowniez wspomniec inna dobrze znana statule przedstawiajaca ‘Madre India’. Sama nie wiem, ktora brzydsza?

boliviainmyeyes

Catedral, czyli XiX-wieczna katedra z piaskowac, bedaca wraz z  Casco Viejo, czyli starowka z pomalowana na bialo niska zabudowa w stylu kolonialnym, architektoniczna wizytowka miasta. Stare miasto miesci liczne galerie sztuki i centra kulturalne. Tu odbywaja sie rowniez darmowe koncerty, jak chociazby ten z okazjii Dnia Santa Cruz w przestrzeni Manzana Uno, bedacy chyba najlepiej zorganizowana impreza, w ktorej kiedykolwiek mialam okazje uczestniczyc. Perfekcja w kazdym detalu, z jedynie 15 – minutowym poslizgiem;)

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Warto w tym miesjcu napomniec, iz scisle centrum miasta jest zamkniete dla ruchu samochodowego w kazdy weekend, mozna wiec spokojnie spacerowac wokol plazy, zajadajac sie lodami:)

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

– Miedzynarodowy port lotniczy o wdziecznej nazwie Viru-Viru ze sklepem miesnym w sali odlotow:)

Los tajibos i toborochi, czyli pieknie kwitnace tropikalne drzewa – pierwsze dalo nazwe najdrozszemu hotelowi w miescie, drugie jest bohaterem lokalnej legendy o drzewie w ciazy.

boliviainmyeyes

Duende, czyli cos pomiedzy topielcem, gnomem czy innym skrzatem. Legendarny szkodnik i morderca dzieci.

Surazos – czyli wiatry z argentyjskiej pampy, ktore w ciagu jednej nocy powoduja spadek temperatury z 30 do 20 – 15 stopni Celsjusza, co zmusza nas do przezucenia sie z szortow i t-shirtow na spodnie i kurtki, czasem noszonych w towarzytwie czapki, szalika i rekawiczek.

Las Cascadas del Trompillo, czyli sezonowe wodospady zalewajace jedna z najruchliwszych drog miasta podczas kazdej ulewy.

Lomas de Arena, czyli tajemnicze wydmy w srodku boliwijskiej dzungli.

boliviainmyeyes

El Fuerte de Samaipata – wedlug niektorych starozytne ladowisko ufoludkow, wedlug reszty, swieta gora Inkow.

boliviainmyeyes

Misje jezuickie, czyli osady z pieknie dekorowanymi drewnianymi kosciolami, centra muzyki barokowo – guarani.

boliviainmyeyes

Parki narodowe: Amboro, Noel Kempf Mercado, Kaa- Iya, o niezwykle bogatej faunie i florze.

boliviainmyeyes

Ruta de Che – ostatnia droga legendarnego comendante.

Sonso, arepa, churrasco, majadito i Paceña Tropikal – czyli comida typica‘.

boliviainmyeyes

Achachairu – owoc rodem z Porongo.

boliviainmyeyes

Casa del Camba – najpopularniejsza restauracja zarowno wsrod miejscowych jak i turystow, gdzie mozna skosztowac tradycyjnej kuchni Camba, serwowanej przez kelnerow w sombrero.

Cambas, cruceños – mieszkancy Orientu boliwijskiego, znani ze swojej otwartosci, goscinnosci i pogody ducha. W upalne dni mozna spotakac prawdziwego Cambe spacerujacego po miescie z odslonietym brzuchem.

boliviainmyeyes

Niestety, kazde miejsce ma w sobie cos negatywnego, a to co przeszkadza mi najwiecej w Santa Cruz i jej mieszkancach jest ich skorosc do glosnej zabawy, czesto kosztem innych. Dla mnie okreslenie Camba stalo sie takze synonimem ‘macho’, tak sie bowiem sklada, ze mezczyzni z Santa Cruz zachowuja sie niezwykle nachalnie w stosunku do kobiet, co w tych rejonach uwazane jest (mylnie) za przejaw celebracji kobiecego wdzieku.

Tradycyjnie zostawiam was z piosenka, ktora najbardziej kojarzy mi sie z danym miejscem. Tym razem jest to ‘Fuerza Camba’, przeboj Aldo Peña, ktory wedlug mnie jest takim typowym zobrazowniem kultury ulicznej dziesiejszej Santa Cruz, ‘raju podstarzalych lowelasow’. Slow tlumaczyc nie bede, bo o czym jest piosenka, kazdy widzi.

A tym bardziej zainteresowanym tradycjami Santa Cruz, niz dziewczynami w bikini, polecam utwor artystki Giseli Santa Cruz (ktora mialam okazje podziwiac podczas wspomnianego koncertu w Manzana Uno): ‘Viva mi tierra linda’, ukazujaca Santa Cruz w pelnej krasie.

***

Santa Cruz (original pronunciation is ‘santa cru’) celebrated it’s day on 24 September and I really wanted to write about it then, but I was too lazy. It was a Wednesday and a day off from work, so instead of sitting in front of the computer, we preffered to cool down in a pool. So it happens that the inhabitants of Santa Cruz are just like sloths that live in here.

boliviainmyeyes

Santa Cruz de la Sierra, as you remember, is unofficially the largest city of Bolivia, and officially the business center of the country. This name, however, refers not only to the city but to the entire Departamento Santa Cruz. And here are other more or less known icons of Santa Cruz:

Anillos, or rings around whom grows the city. Brilliant layout but a nightmare when it comes to urban transport, most of which goes round and round all day long.

Cristo – Superman, a cement statue of Christ in the middle of one of the most expensive streets Monseoñor Rivero. It is worth also to mention other well-known statue depicting the ‘Madre India’. I still can’t choose which is uglier?

boliviainmyeyes

Catedral, the XIX-century architectural jewer of the old town – Casco Viejo and its low buildnings  in colonial style painted white. Here are located numerous art galleries and cultural centers and many events are held. Last Saturday we stumble about a free concert with orchestra and some famous Bolivian singers, organised to celebrate the Day of Santa Cruz in the cultural sapce of Manzana Uno. It was probably the best event, in which I have ever had a chance to participate. Perfection in every detail, with only 15 – minutes slip;)

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

It’s worth to mention that the city centre is closed for the traffic every weekend! Great time to have a walk around the palaza eating ice-cream:)

boliviainmyeyes

– International Airport aptly named Viru Viru with a meat shop in the departures area :)

Los Tajibos and toborochi, beautifully blooming tropical trees – the first gave the name to the most ecxpensive hotel in the city, the second is the theme of a local legend about a pregnant tree.

boliviainmyeyes

Duende, which is something between an evil goblin and leprechaun – small person in a white dress and big sombrero.

994050_640px[1]

Surazos – the winds from argentine pampa, that during one night cause a drop in temperature from 30 to 20 – 15 degrees Celsius, which forces us to change our shorts and t-shirts to trousers and jackets, sometimes accompanied by hats, scarf and gloves.

Las Cascadas del Trompillo, or seasonal waterfalls pouring over one of the busiest roads of the city during each rainstorm.

Lomas de Arena, a mysterious sand dunes in the middle of the Bolivian jungle.

El Fuerte de Samaipata – according to some, an ancient UFO landing spot, according to the rest, holy Incas mountain.

Jesuit Missions, villages with beautifully decorated wooden churches, baroque – guarani music centers.

National Parks: Amboro, Noel Kempf Mercado, Kaa- Iya, with rich fauna and flora and amazing landscapes.

boliviainmyeyes

Ruta de Che, the last jurney of the legendary comendante.

Sonso, arepa, churrasco, majadito and Pacena Tropical – the comida y bebida typica.

Achachairu – fruit grown in nearby Porongo.

Casa del Camba – the most popular restaurant among both locals and tourists, where you can taste the traditional Camba cuisine, served by waiters in sombreros.

boliviainmyeyes

Cambas, cruceños – the inhabitants of the Bolivian Orient, known for their openness, hospitality and serenity. On hot days you can see real Camba men walking around town with their bellies out.

boliviainmyeyes

Unfortunately, there is always something negative about every place and a beautiful land of Santa Cruz is not an exception. What bothers me most is how loud and inconsiderate are people living here. Also, for me word Camba became a synonymous of ‘macho‘, as men from Santa Cruz often behave very aggressively towards women, which in these regions is considered (erroneously) as a sign of celebration of a woman’s beauty.

Traditionally, I leave you with a song, which most reminds me of a certain place. This time it’s a ‘Fuerza Camba’ by Aldo Peña – a song that I think typically depicts a street culture of Santa Cruz, the ‘paradise of old dirty men’. There is no need to translate it as everybody can see what it’s about (look up for a video).

And for those more interested in the traditions of Santa Cruz, than girls in bikini, I recommend a song of a female artist Gisela Santa Cruz (whom I had a chance to admire during the said concert in Manzana Uno): ‘Viva mi tierra linda’, showing Santa Cruz in its full glory.

September in Bolivia *** Boliwijski wrzesień

Wrzesień uważany jest za najpiękniejszy miesiąc w Boliwii. Dlaczego? Powodów jest kilka, ale najważniejszy to początek wiosny! Na zachodzie robi się cieplej i wilgotniej a na wschodzie upalnie i sucho:)

Wraz z początkiem września temperatury w Santa Cruz de la Sierra zaczynają przekraczać 30 stopni Celsjusza, wilgotność powietrza spada poniżej 50 % (hura! można robić pranie i myc podłogi!), a zimne wiatry znad argentyńskiej pampy wieja krócej i robią się cieplejsze.

Wszystko wokół rozkwita – czas na żółte tajibos oraz orchidee, które na dziko można podziwiać np. w Parku Amboro lub w bardziej sztucznym parku wodnym Guembe. Dla nas wrzesień oznacza również powrót do pływania w basenie i ciągłe potyczki z administracja o jego czyszczenie;)

boliviainmyeyesWrzesień w Boliwii celebrowany jest szczególnie w Cochabambie, która 14 obchodzi swój dzień oraz w Santa Cruz, która świętuje swoje powstanie 24. Przez cały miesiąc w mieście powiewają zielono-białe flagi oraz organizowane są niezliczone koncerty i inne imprezy.

Jedna z nich jest FestiJazz – międzynarodowy festiwal odbywający się na terenie całego kraju. My mieliśmy okazje wysłuchać koncertu niemiecko – indyjskiego tria Eastern Flowers, zorganizowanego przez Goethe Zentrum. Artyści zachwycili, ale organizacja okazała się taka typowo boliwijska: koncert odbył się z 40 minutowym opóźnieniem, a publiczność wraz z artystami gotowała się przez godzinę i pol w zamkniętej sali, siedząc na niewygodnych krzesłach. Nie wiedzieć czemu, niemieccy organizatorzy postanowili wyłączyć klimatyzacje tuz przed koncertem.

boliviainmyeyesMila niespodzianka okazał się natomiast koncert orkiestry kameralnej uniwersytetu UAGRAM w Museo de Historia, której przewodził Jiri Sommer – skrzypek rodem z Pragi. Koncert odbył się z jedynie 10-minutowym poślizgiem, kosztował jedyne 30 bs. i zagwarantował nam niezwykle przeżycia dźwiękowo-wizualne. Z przyjemnością wysłuchaliśmy bardzo dobrego wykonania otworów mistrzów klasycznych oraz współczesnych, siedząc na pięknym otwartym dziedzińcu wiekowej budowli. Brawa dla organizatorów i wykonawców! Szkoda tylko, ze nikt nie przypomniał publiczności o wyłączeniu telefonów i nierobieniu zdjęć co minute (ja robiłam w przerwie wyciszona komórką;)

boliviainmyeyesWe wrześniu w całym kraju odbywa się tez Dia del Peaton (tym razem wypadło na niedziele 7-ego), którą my spędziliśmy w Cochabambie.

Wrzesień to również miesiąc wielkiej Feria Internacional de Santa Cruz, czyli expo, przyciągającego do wschodniej stolicy Boliwii tysiące ludzi z kraju i ze świata- wystawców, konsumentów, zwykłych ciekawskich oraz tych, których interesują jedynie piękne hostessy. Tak nam te ferie zachwalają, ze chyba się w tym roku wybierzemy -jako zwykli ciekawscy, choć raczej nie wydaje mi się by było inaczej niż dwa lata temu w Cochabambie.

No i w końcu, wrzesień to czas wyprzedaży i upustów nas najbardziej interesujących czyli tych kulinarnych. Jakby stok był przejazdem w Santa Cruz, to warto jest wpaść na lody o smaku ferrero rocher (zwane Temporada) do lodziarni kolo katedry zwanej smakowicie ‘En el nombre del postre‘ – 2 w cenie 1 (od 12 bs.).

A przy okazji promocji, muszę podzielić się smutna wiadomością: nasza ulubiona kawiarnia ‘Mosaico‘ nad kinem, z tarasem i widokiem na główny plac i katedrę oraz drinkami 2 w cenie 1, została zamknięta na początku miesiąca. Wrzesień będzie wiec kojarzył nam się również z ta przykra sytuacja i jej następstwami…

***

Why September is the best month in Bolivia? There are several reasons, but the main one is the beginning of spring! The weather in the west is getting warmer and wetter and in the east – hot and dry :)

With the beginning of September the temperature in Santa Cruz de la Sierra transgress 30 degrees Celsius, the air humidity drops below 50% (hooray! I can do the laundry and wash the floors!), and cold winds from the Argentine papmas blow less and warmer air.

Everything around flourishes – September it’s a time for yellow Tajibos and Orhidees, which you can see in the wild in the Amboro Park or more artificial water park Guembe. In September we also go back to smimming and arguing with the building administration over cleaning the pool:)

boliviainmyeyes

September is a month of celebrations in Bolivia, especially in Cochabamba, which celebrates it’s day on 14th  and in Santa Cruz, which commemorates it’s foundation on 24th. For the entire month in the Cruceno capital, the green-white flags are waving from every building and countless concerts and other events are organised.

One of them is FestiJazz – an international festival taking place across the country. We had a chance to listen to the concert of German – Indian trio, Eastern Flowers, organized by the Goethe Zentrum. The music was great, but the organization turned out to be a typical Bolivian as the concert was delayed by 40 minutes and the audience together with artists simmered for an hour and a half in a closed room, sitting on the uncomfortable chairs. I do not know why German organizers decided to switch off the air conditioning just before the concert?

However, the day before we were pleasantly surprised by another concert of university orchestra UAGRAM at the Museum of History, led by Jiri Sommer – violinist born in Prague. The concert started only a 10-minutes late, the tickets cost only 30 bs. and it guaranteed us an amazing experience. The performance of young musicians was very good and it was a real pleasure to listen to classical and contemporary masters sitting in the open courtyard of the beautiful old buildning. Bravo for the organizers and performers! Just, it is a pity that no one reminded the audience to switch off their phones and not to take pictures every minute (I was taking mine with muted cell phone;)

In September we also enjoy Dia del Peaton that takes place across the country (this year it fell on Sunday the 7th), which we spent in Cochabamba.

In the middle of September the big Feria Internacional de Santa Cruz, or expo, is being organised, attracting thousands of visitors from Bolivia and around the world to the eastern capital – exhibitors, consumers, ordinary curious people and those who just want to look at the beautiful hostesses. I think we will go and see it for the first time, as ordinary curious people, however I doubt it will be very different that the one we visited in Cochabamba two years ago.

And last but not least, September is the time of sales and discounts. For those in Santa Cruz, I could recommend stopping by for a delicious ice-cream ferrero rocher (called Temporada) to the ice cream shop nearby cathedral called ‘En el nombre del postre’ – 2 for the price of 1 for only 12 bs!

Unfortunately, this September also brought some sad news to us: our favorite cafe ‘Mosaico‘ by the cinema, with a terrace and view over the square and the cathedral as well as 2 drinks for the price of 1, was closed at the beginning of the month. September will therefore always remind us of this tidings and its somber consequences …

Lomas de Arena II – Terribly Beautiful Place *** O strasznie pięknym miejscu

Czego chcieć więcej? Piękną pogoda, bezchmurne niebo, ciepły biały piasek pod stopami. Dużo piasku. A pośród niego szafirowe i szmaragdowe laguny oraz wiecznie zielone oazy, z tropikalną dziką roślinnością…

What to want more? Beautiful weather, clear skies, warm white sand under your feet. A lot of sand. And among it the sapphire and emerald lagoons and evergreen oases, full of wild tropical vegetation …

Lomas de Arena

Lomas de Arena

Przyznaje, kupę piachu w moim życiu widziałam, ale takiej zjawiskowej jeszcze nigdy! Niezmierzona Sahara w Maroku, czy wydmy schodzące do morza w Łebie nie umywają się bowiem do piękna Lomas de Arena, położonych zaledwie kilka kilometrów od Santa Cruz de la Sierra.

Piaszczyste wydmy w samym środku dżungli? W Boliwii wszystko jest możliwe (tylko morza brak)!

Parque Regional Lomas de Arena pisałam kilka miesięcy temu, po naszej pierwszej i nieudanej wyprawie do tego cudu natury (o czym możecie przeczytać tu —-> klik). Tym razem tez łatwo nie było, tak się bowiem składa, ze droga do raju wiedzie przez piekło. Rozkopki aż do samego więzienia Palmasola oraz kałuże, i malownicza rzeczka, urozmaicają trasę przejazdu.

I must say, I’ve seen some sand in my life –  boundless Sahara Desert in Morocco, or massive sand dunes meeting the sea in Leba, but they can’t compete with the beauty of Lomas de Arena, located just few kilometers from Santa Cruz de la Sierra.

Sand dunes in the middle of the jungle? In Bolivia everything is possible!

I wrote about Parque Regional de Lomas de Arena few months ago, after our first and unsuccessful expedition to this miracle of nature (you may read about it here —-> click). This time it wasn’t easy either – it happens that the road to heaven passes through hell. First the ‘unfinished’ road to Palmasola prison, later puddles and river crossing our path.

Lomas de Arena

Napotkaliśmy tez kilka bezdomnych psów, krów oraz … kilkoro dziwnych ludzi. Z tego wszystkiego postanowiliśmy już zawracać, kiedy mijający nas biały samochód, dodał nam odwagi do dalszej przeprawy. Udało się! Ze zdumieniem obserwowaliśmy wielka ścianę piasku, która znikąd wyrosła przed nami. Zanotowaliśmy tez bliskość hotelu ‘Las Lomas’ oraz innych turystów.

We did encounter a few stray dogs too, some cows and … weird people. We almost decided to turn back when the white car has passed, encouraging us to continue our trip. And we managed, looking with astonishment at the big wall of sand, which grew out of nowhere in front of us. We also noted with relief the proximity of the hotel ‘Las Lomas’ and other tourists, some flying high.

A w takim dzikim miejscu turyści to skarb, o czym przekonaliśmy się w drodze powrotnej kiedy to … nasz samochód zawisł na malej skarpie. Jedno koło zakopane, drugie w powietrzu. Nie pomógł telefon do strażnika parku, nie pomogli ludzie w hotelu (choć użyczyli nam łańcuch) ani pobliskiej restauracji (z której raz po raz odjeżdżały wielkie jeepy). Pomogli turyści, tacy jak my. Najpierw zatrzymał się malutki jeep pełen młodziutkich dziewcząt, z których jedna okazała się moja byłą studentka! Próbowali nas wyciągnąć, ale zabrakło ‘powera’. Na następny samochód czekaliśmy niemal godzinę. Nie zawiedliśmy się jednak bowiem kierowca oraz jego starszy syn wiedzieli co robić i już w pierwszej próbie wyciągnęli nasz samochód z tarapatów.

And believe me, in such a wild place, other tourist are a real treasure, as we find out on the way back when … our car hung dead on a small slope, with one wheel stuck in a mud and the other in the air. The phone call to guard of the park did not help, neither the people in the hotel (although they lent us a chain) or in a nearby restaurant. The only help came from fellow tourists. First we were encountered by a tiny jeep full of very young girls, one of whom turned out to be my ex-student! They tried to pull us, but their car lacked the ‘power’. For the next car we have waited almost an hour but we were not disappointed – the driver and his older son knew exactly what to do, and they pulled our car out of trouble on the first try. God bless them for that!

Lomas de Arena

Tak ekscytująco pięknej i zarazem strasznej wycieczki jeszcze nie mieliśmy, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze i zmęczeni acz szczęśliwi, bezpiecznie dotarliśmy do domu.

Jaki jest morał naszej przygody? Jeżeli jesteście w Santa Cruz de la Sierra, to Lomas de Arena powinny się znaleźć na waszej liście ‘must see’!

This trip was the most exciting, beautiful and terrible at the same time, but luckily everything turned out well and we arrived safely home.

What is the moral of our adventure? If you are in Santa Cruz de la Sierra, the Lomas de Arena should be on your  ‘must see’ list!

Trzeba jednak pamiętać, ze nie łatwo jest się tam dostać. Wycieczki oferuje kila biur podróży, np. Nick’s Adventures Bolivia, którego spotkaliśmy w parku, zjeżdżającego na desce po piasku z dzieciakami! Jest to opcja kosztowna, ale z cala pewnością najbezpieczniejsza. Moza tez dojechać autobusem miejskim do Palmasoli lub taksówką do bramy parku, a później iść z buta jakieś 4 kilometry. Nie polecam jednak tej alternatywy samotnym podróżnikom, bowiem na trasie zdążają się kradzieże i rozboje! Nie wspominając wałęsających się psów, krów i dziwnych ludzi. No i wreszcie, można dojechać własnym/wypożyczonym samochodem, ale jeżeli nie daj Boże cos się wam przydarzy po drodze, to zdani będziecie tylko na siebie i …  życzliwość napotkanych kierowców. Strażnicy parku wam nie pomogą, sami dysponują bowiem tylko motorami i quadami, a zwykle na służbie jest tylko jeden z nich, zajęty obsługą bramy i pobieraniem opłaty za wstęp (10 bs.).

Powodzenia! Miejsce to jest zdecydowanie warte zachodu:)

However, one should remember that it is not easy to get there. Some travel agencies, such as Nick’s Adventures Bolivia (who we met in the park, sandboarding!), offer their tours there. This option is the most expensive, but the safest. The place can also be reached by bus from the city centre to Palmasola Jail or a taxi to the gate of the park, and then one has to walk on foot for about four kilometers. But I don’t recommend this option to single travellers, as there were many thefts and robberies reported! Not to mention wandering dogs, cows and weird people. And finally, you can reach Lomas de Arena in your own/rental car, but if God forbid something happens on the way, you can rely only on yourself and … the kindness of other drivers. The park guards will not help, as they only have motorbikes and quads, and usually there is just one on duty, busy opening the gate and collecting fee for admission (10 bs.).

Good Luck! This place is definitely worth the trouble:)

Lomas de Arena

Lomas de Arena