San Juan Bautista of Porongo *** Na tropie jezuitów w Boliwii

Porongo, jak już wspomniałam, zostało założone przez jezuitę Santiago de Rivero na wzór wielkich misji Chiquitanii, i jeszcze rok temu (-–>W drodze do Porongo) miasteczko wyglądało na miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. Nie, nie zapomniane przez Boga, ale zupełnie odseparowane od komercji, zalewającej Boliwie. Dziś jednak Porongo przechodzi transformacje, ale miejmy nadzieje, ze pójdzie ona w dobrym kierunku. Dzięki wsparciu państwa, mieszkańcy budują chodniki wokół ogromnego zielonego placu, który nie został przekształcony, tak jak w innych misjach w park, ale w ogromne boisko do piłki nożnej, z bardzo dobrze utrzymanym trawnikiem!

Porongo, as I mentioned before, was founded by the Jesuit priest Santiago de Rivero, in the style as the great missions of Chiquitania and just a year ago  (—> On the Way to Porongo) the town looked like the place where the devil says goodnight. No, not forgotten by God, but completely separated from commerce flooding Bolivia. Today however, Porongo is undergoing some transformations and let’s hope they will go in good direction. With the support of the state, residents are building sidewalks around the huge green plaza, which is not been transformed, as in other missions in the park, but the huge football field, with a very well kept lawn!

Na szczęście, rząd finansuje również renowacje największego skarbu Porongo, jakim jest drewniany kościół San Juan Bautista de Porongo (1716), zaliczony w roku 1999 do “Patrimonio Nacional de Bolivia oraz kolonialnych domów otaczających główny plac.

Miałam wielkie szczęście moc obserwować remont świątyni w akcji, prowadzony przez konserwatora – Alfredo. Nie tylko objaśnił mi on proces renowacji ołtarza głównego, ale pokazał również rzeźby przechowywane w zakrystii świątyni. Alfredo, który uczył się zawodu we Francji, przywracał do życia dzieła sztuki we wszystkich głównych  miastach Boliwii: Sucre, Potosi, La Paz oraz mniejszych miejscowościach, jak Porongo. Opowiadał, ze czuje się bardzo uprzywilejowany moc pracować i mieszkać w tych wszystkich miejscach, poznając nowych ludzi i ratując dziedzictwo kulturalne Boliwii.

Thankfully, the government also finances the renovation of Porongos’ biggest treasure declared ‘Patrimonio Nacional de Bolivia’ in 1999 – it’s old temple  of  San Juan Bautista de Porongo (1716) and ancient houses that surround the main plaza.

I was very lucky to be able to see the renovation of the temple in action, being guided by one of the conservators – Alfredo, to the back of the church where all ancient wooden statues were being stored. Alfredo, who was learning his profession in France,  was restoring the works of art in all main cities of Bolivia eg. Potosi, Sucre, La Paz, but also small towns and villages like Porongo. He enjoyed living in all these different places, meeting new people and of course, taking care of Bolivian patrimony. I must admit, he and his colleagues, were doing great job, cleaning old wooden sculptures, reconstructing missing pieces and painting them as they were painted originally.  

Danuta Stawarz Photography

Musze przyznać, ze on i jego koledzy ‘odwalili kawal świetnej roboty’, oczyszczając stare drewniane rzeźby, rekonstruując brakujące elementy i odnawiając oryginalna polichromie. Alfredo skorygował nawet wzrok świętego, przekrzywiony w czasie poprzedniej nieudolnej renowacji! Niezwykłym było zobaczyć z tak bliska te wszystkie posagi bez odzienia oraz zajrzeć w ich szklane oczy otoczone rzęsami.

He even corrected the eye of the saint, that was crooked due to previous bad restoration! I was delighted to see all these statues without clothes and to look into their glass eyes, with big eyelashes from up close:) 

_MG_7303

_MG_7309

_MG_7310

Tak byłam zaoferowana piękną kolekcja artefaktów oraz ciekawa rozmowa z Alfredo, ze kiedy opuściłam zakrystie, znalazłam swojego Freddiego w stanie bliskim rozpaczy, szukającego mnie po wszystkich zakątkach Porongo…

I was so happy to chat to Alfredo, that I forgot the passing time and when I left the sacristy, I found my Freddy in despair, looking everywhere for me…

_MG_7294

300 Years of Porongo *** 300 lat Porongo

14 lutego 1714 roku, ksiądz Santiago de Rivero i Indianie Chiriguanos (wschodnio – boliwijscy Guarani), załozyli miasteczko Porongo – jedna z ostatnich misji jezuitów w Boliwii.

A w ostania sobotę miasteczko to obchodziło 300 lat swojego istnienia! Niestety, ominęły nas wszystkie uroczystości religijne, które odbyły się rano, ale załapaliśmy się na pokaz tradycyjnego wypieku mojej ulubionej ‘empanada de aroz’, podczas którego pewien pan usilnie starał się mi wytłumaczyć historie Porongo oraz poczęstował mnie świeżym wypiekiem, mimo protestów pan, które przekonywały, ze empanady są tylko na pokaz:)

On February 14th 1714, friar Santiago de Rivero and indigenous Chirigianos (Eastern Bolivian Guaraní), founded a small town of Porongo – one of the last jesuit missions in Bolivia.

Last Saturday, this town was celebrating 300 years of its faith and life (fe y vida), that hasn’t change much since colonial times. Unfortunately, we have missed all religious ceremonies, which were held in the morning, but being able to grab a demonstration of traditional baking of my favorite ’empanada de aroz‘. One gentleman earnestly tried to explain to me the story of Porongo and offered me a fresh baked empanada, despite the protests of local women who argued that the empanadas are only for display:)

_MG_7679

Nie doczekaliśmy również wyborów Królowej Karnawału, bowiem były one zaplanowane na późny wieczór, ale i tak mogliśmy podziwiać śliczne kandydatki w tradycyjnych strojach Camba, przechadzające się po placu.

We missed as well the announcement of ‘Reina de Carnaval’ (Carnival Queen), because it was scheduled later in the evening, but even so we could admire some of the candidates in traditional Camba costumes relaxing on the square.

_MG_7734

Przed powrotem do miasta zdążyliśmy jednak wypić zimne piwo, przy akompaniamencie tradycyjnego zespołu, z panem wygrywającym skoczne melodie na…. liściu pomarańczy:)

Before heading back to the city, we had some cold beer listening the sounds of the traditional band, with a frontman winning lively melodies on …. orange leaf :)

_MG_7749

_MG_7750

*

Porongo odwiedziliśmy już po raz trzeci (—> W drodze do Porongo), za każdym razem będąc serdecznie witani przez mieszkańców, którym nie przeszkadzało nasze wścibskie oko, schowane za wizjerem aparatu. Niestety dla nas, a na szczęście dla nich – gubernator Santa Cruz finansuje budowę drogi asfaltowej oraz chodników w centrum Porongo, co zmieni na zawsze tradycyjny wygląd tego miasteczka oraz jego spokojna egzystencje. Ale takie jest życie, a rosnącą populacja mieszkańców Porongo zasługuje na poprawę jego warunków.

It was our third visit to this village (—>On the Way to Porongo) and each time we were sincerely welcomed by its residents, don’t minding us strolling the streets with big cameras pointing at their homes and documenting their peaceful existence. Unfortunately for us, and fortunately for them – the government decided to finance not only new road from Santa Cruz, but also pavements in the centre of the town, that will change its traditional appearance maintained for ages. But that’s life, and this growing population of hardworking people deserves their living conditions to be improved.

_MG_7393

Uważa się, ze Porongo zawdzięcza swoja nazwę owocu poro poro, który jest podobny w smaku  do marakui, ale miasteczko to jest znane w całej Boliwii jako stolica achachairu! Ten —> boliwijski owoc, niedawno wprowadzony na rynek europejski przez Marks & Spencer, rośnie w wielu ogrodach w okolicy i zbierany jest od grudnia (Fiesta de Achachairu) do marca. Owoce w tych miesiącach można zakupić od sprzedawczyń, które rozkładają kosze z ‘pomarańczowym zlotem’ wokół plazy.

Is said that Porongo owes its name to the fruit poro poro, similar in taste to passionfruit, but the town is know to grow—> the best achachairu in Bolivia! This Bolivian fruit, recently introduced in Europe by Marks& Spencer, grows in many gardens in the area and it’s harvested form december (Fiesta de Achachairu) until march.  

_MG_7704

_MG_7713

A tydzień temu dostaliśmy cały worek świeżo zerwanych owoców od właścicielki sklepu, w którym kupiliśmy piwo:) Dorzuciła ona jeszcze kilka mandarynek i mango:)  Gościnność mieszkańców Porongo nie zna granic!

We were lucky to buy some, as its season it’s coming to an end, but just week ago we were given whole bag of freshly picked fruit by a shop owner from who we bought some beer:) Hospitality of Porongo people is really amazing!

*

Porongo jest jedną z pięciu prowincji, tworzących Park Narodowy Amboro i nawet w drodze z Santa Cruz można podziwiać bujna zieleń tropikalnych lasów, a także piaszczyste wydmy i naturalne laguny. Obszar ten znany jest również z produkcji kawy, podobno najlepszej w regionie, ale jeszcze jej nie próbowaliśmy. W czerwcu odbywa się festyn na cześć patrona Sw. Jana, kiedy to mieszkańcy palą wielkie ogniska i chodzą po rozżarzonych węglach, co mam nadzieje zobaczyć na własne oczy w niedalekiej przyszłości:)

Porongo is also one of the nine municipalities that make up Amboró National Park  and even on the way from Santa Cruz you can enjoy wast and thick greenery covering the area, as well as sand dunes and lagunas.  This historically coffee producing area still processes some of the best coffee in the region. There is a Coffee Festival each year in June following the town’s “Fiesta Patronal”. Day on which the inhabitants celebrate their patron Saint John the Baptist, with people making a big bonfires and walking over hot coals! I hope to see both celebrations in the future:)

_MG_7727

_MG_7743

_MG_7723

_MG_7287

_MG_7425

_MG_7428

_MG_7414

Road Trip To Nowhere *** Wycieczka donikad

Po prawie miesiacu od zakupu samochodu, w koncu bylismy w stanie wyruszyc ‘w swiat’ (= za miasto). Pogoda tego lata nas nie rozpieszcza, wiec niestety wybor miejsc do ktorych moglismy dotrzec droga ladowa, byl ograniczony. Dodatkowym klopotem okazal sie brak mapy z prawdziwego zdarzenia (wcale nie tak latwo taka dostac) oraz niemal zupelny brak oznakowan na drogach i bezdrozach Santa Cruz de la Sierra i jej okolic. Kompas rowniez by sie przydal.

Uzbrojeni w informacje z internetu oraz uproszczone mapki turystyczne, ktore przynajmniej na poczatku wskazywaly nam kierunek jazdy, postanowilismy sprobowac dostac sie do ‘Lomas de Arena’ – przedziwnego parku z wydmami posrodku tropikalnej dzungli. Pierwsze kilka kilometrow poszlo jak z platka, ale po jakims czasie asfaltowa droga sie skonczyla (byla w budowie) i jadac za karawana samochodow, dotarlismy do wiezienia Palmasola, czyli bylismy na tropie! Na rozwidleniu drog postanowilismy pojechac w prawo, co znow okazalo sie trafione w dziesiatke i po kilkunastu minutach dotarlismy do kolejnego skrzyzowania z malutkim znakiem, wskazujacym kierunek do parku wydm. W sobote nie padalo, ale droga wygladala jakby przed chwila przeszla nad nia nawalnica z gradobiciem. Jednym slowem (a nawet trzema)- nie do przebycia! Przynajmniej nie dla nas, bo kilka rozklekotanych samochodow osobowych nia podazylo. Z niespelna dwiema godzinami do zachodu slonca nie chcielismy jednak pchac sie w paszcze lwa, tym bardziej, ze nie bylo widac swiatelka na jej koncu. A co jak utkniemy? Kto nas tu znajdzie? Moze wataha bezdomnych psow…

No i zawrocilismy. Pojechalismy na spacer do Parque Urbano:)

DSCN1647-2

DSCN1654-2

W niedziele wyruszylismy w podroz z samego rana. Nasz cel – kolonia Menonitow ‘Santa Rita‘. Kierunek: Cotoka—> Paurito—> Menonici. Do Cotoki dotarlismy szybko nowiusienka asfaltowka, a potem… coz, jezdzilismy okolo godziny po bezdrozach w poszukiwaniu miasteczka Paurito. Bez powodzenia.

DSCN1660-2 DSCN1661-2

Wrocilismy wiec do Cotoki, przespacerowalismy sie do centrum, zjedlismy jukowego placka z kija i jeszcze raz pojechalismy na poszukiwania. Tym razem w kierunku wskazanym przez dobrych miejscowych. Po polgodzinie stanelismy jednak na rozdrozu, bez znakow. Zaczelo padac. Piaszczysta i wyboista droga zaczela sie rozmywac. Zawrocilismy.

DSCN1658-2

DSCN1672-2

Menonitow niestety nie spotkalismy, ale fajnie bylo w koncu obcowac z natura (i komarami), odetchnac swiezym powietrzem i popatrzec na bezkresna zielen tropikalnej Santa Cruz. Zreszta, jak ktos kiedys napisal (chyba Goethe):

Podróżuje się nie po to, aby dotrzeć do celu, ale po to, żeby być w podróży’.

Za tydzien planujemy odwiedzic miejsce, do ktorego prowadzi droga asfaltowa. Oby tylko oznakowana:)

Informacje praktyczne:

Zwiedzanie wiekszych i mniejszych atrakcji Santa Cruz nie jest latwe, szczegolnie w porze deszczowej, kiedy wiele lokanych drog jest podmytych, nieprzejezdnych lub zaknietych.  W tym roku stalo sie tak miedzy innymi z nowa asfaltowa droga SC – Cochabamba. Co prawda mozna wynajac maly samolot, ale to opcja tylko dla bogatych:) Kiedy ladna pogoda, mozna probowac zwiedzac na wlasna reke, wlasnym lub wypozyczonym autem (opcja najtansza, ale trzeba sie nastawic na bladzenie;), wynajac taksowke (troche drozsza), kozystac z autobusu lub pociagu, ktore jednak docieraja do niewielu  interesujacych miejsc lub wykupic wycieczke z biura podrozy (pewnie, ale drogo, bo cena przekracza niekiedy 100 € od osoby na dzien!).

***

After nearly a month since we bought a car, in the end we were able to set off on our first road trip. The weather this summer is terrible, so unfortunately the choice of places that we could reach by land was limited. Another problem was the lack of real maps and the almost complete lack of traffics signs on the road and off-road of Santa Cruz. Compass would also come in handy.

Nonetheless, armed with information from the internet and simplified tourist maps that showed us direction, we decided to try to get to ‘Lomas de Arena – the sand dunes park surrounded by tropical vegetation. The first few kilometers went smoothly, but after some time the asphalt road has ended (being under construction) and driving after the caravan of cars we got to prison Palmasola. At the crossroads we decided to take right turn, which was ‘right’ and after a few minutes we got to the next intersection with a tiny sign indicating the direction to the dunes. It didn’t rain on Saturday, but the dirt road looked as if there had been a storm with some hail. In one word (or even tree) – it was impassable! At least not for us, because a few rickety cars has followed this narrow flooded path covered with some branches, but with less than two hours to sunset we didn’t want to risk going somewhere we didn’t know. What if we get stuck? Who would find us here? Maybe a pack of stray dogs …

So we turned back and went for a walk to Parque Urbano :)

DSCN1641-2

On Sunday we headed out early in the morning. Our goal – Mennonites colony ‘Santa Rita‘. Direction: Cotoka—> Paurito—> Mennonites. To Cotoka we drove on brand-new asphalted road and then … well, we roved about an hour in the wilderness in search of the town Paurito. Without success. So, we turned back to Cotoka, walked to the city center, ate some tasty yuca fritter on a stick and went again in search of  Mennonites, this time in the direction indicated by good local people. After half an hour we stood at the crossroads  with no signs when it started to rain and sandy road began to melt. We turned back.

DSCN1666-2 DSCN1670-2

DSCN1674-2

After all, we haven’t seen any Mennonites but it was nice to finally be able to breathe fresh air and set our eyes on the endless greenery of tropical Santa Cruz. Anyhow, someone once wrote (I think Goethe) something like that:

Destination is not important  but travelling.

Next week we are planning to visit some place situated along the paved road. Hopefully marked with road signs:)

Practical information:
Sightseeing bigger and smaller attractions of Santa Cruz region is not easy, especially in the rainy season when many local roads are flooded and impassable. This year even the new asphalt road SC – Cochabamba was closed. Of course you can rent a small plane, but it is an option only for the rich :) When fair weather however, you can try to visit some places of interest with your own or rented car (the cheapest option, but you have to be prepared to get lost;), hire a taxi (slightly more expensive), use the bus or train service, which, however, gets only to a few places or book a tour with travel agency (safe but expensive, as sometimes the price exceeds € 100 per person per day!).

(No) New Year’s Party in Santa Cruz *** Sylwester w Santa Cruz

W tym roku na Sylwestra zostalismy w Santa Cuz de la Sierra. Nie mielismy planow, wiec postanowilismy pojsc po prostu do centrum miasta, gdzie zawsze cos sie dzieje. Coz, prawie zawsze, bowiem niemal wszystkie okoliczne puby wokol Plaza Principal 24 de Septiembre byly nieczynne, oprocz trzech. W jednym odbywala sie impreza zamknieta na dachu, w drugim trzeba bylo zaplacic za wstep 25 € od osoby, a w trzecim, naszym ulubionym, tylko 5 €. Wybor byl wiec prosty:)

Prog ‘Estacion de Rock’ przestapilismy po godzinie 22.00, a na wstep dostalismy dwa piwa, ktore zamienilismy na drinka. Otrzymalismy rowniez opaske z brokatowa ozdoba noworoczna i takiz krawat. W srodku niemal pusto, w porownaniu z dniami powszednimi. Moze dlatego, pozostale puby byly pozamykane, tylko dlaczego dokladnie? Kilka dni wczesniej zapytalismy w jednym z barow na starowce, ktory ma duzy taras z widokiem na Plaze, czy bedzie otwarty w Sylwestra, i tam powiedziano nam ze nie, bo pracownicy tez chca sie bawic. Ale gdzie?

Czas uplynal nam na milej konwersacji, a kiedy wybila polnoc, kazdy stolik zaczal celebrowac nadejscie Nowego Roku wedle wlasnych zegarkow. Nie bylo wspolnego odliczania, nie bylo toastu (choc kazdy dostal lampke wina musujacego), tylko kilka marnych fajerwerkow za oknem zwiastowalo zmiane daty.

DSCN1565

Siedzacy kolo balkonu turysci z Chile i Belgii pytali nas: co sie dzieje? Gdzie sa ludzie? Dlaczego nikt sie nie bawi? Nikt nie tanczy? Gdzie jest impreza? Nie umielismy odpowiedziec na te pytania, bowiem sami bardzo zawiedlismy sie na Santa Cruz. Po najbogatszym miescie Boliwii, ktore tydzien wczesniej zorganizowalo piekny koncert Bozonarodzeniowy oraz ogromny nieskoordynowany pokaz fajerwerkow, spodziewalismy sie troszke wiecej.

Zawiedzeni, wrocilismy na piechote do domu, po drodze mijajac dzieci odpalajace sztuczne ognie. Jedynym pocieszeniem bylo dla nas to, iz tej nocy zaczal padac deszcz, moglismy wiec w miare spokojnie przespac reszte pierwszej nocy nowego roku.

*

Nastepnego dnia wybralismy sie na spacer i wyladowalismy po drogiej stronie miasta, kolo pomnika Cristo Redentor i najbogatsej ulicy Santa Cruz – Avenida Monseñor Rivero.

DSCN1584

Zauwazylismy, ze jedna czesc szerokiej alei byla zamknieta, a wokol niej uwijali sie robotnicy skladajacy wielki namiot i krzesla.

DSCN1585

Doszlismy do wniosku, ze to tu, a nie w centrum powinnismy BYC wczoraj. Dobrze wiedziec, tak na przyszlosc;)

DSCN1575

***

This year we were celebrating New Year’s Eve in Santa Cuz de la Sierra. We didn’t have anything planned, so we decided to go to the city centre, as there is always something going on. Well, almost always, because most pubs in the area around the Plaza Principal 24 de Septiembre were closed, but three. There was a closed event taking place on the roof of one of them, in the second, there was an entrance fee of  € 25 per person, and in the third, our favorite, only 5 €. The choice was so simple :)

We came into ‘Estacion de Rock‘ after 22.00 and at the entrance we got two beers, which we traded for a drink. We received also headband with glittery New Year’s decoration and an similar tie. The place was nearly empty, in comparison with the normal days. Perhaps that’s why all the pubs were closed, but why exactly? A few days earlier we’ve asked in one of the bars in the old town, which has a large terrace overlooking the Plaza, if they are open on New Year’s Eve. The waiter said that they aren’t because the staff also want to have fun. But where?

We spent the last hours of 2013 discussing our past achievements and plans for the future, and when midnight struck, each table according to it’s own watch began to celebrate the New Year. There was no public countdown, there was no toast, only a few paltry fireworks behind the window heralded the change of date.

The tourists from Chile and Belgium, sitting near balcony, asked us – what is going on? Where are the people? Where is the party? Why nobody dances? We couldn’t answer these questions, because we also were very disappointed with Santa Cruz. We were expecting a little more from the richest city of Bolivia, that organized the beautiful Christmas concert a weak before.

Disappointed, we returned on foot to our apartment, walking past the children lighting fireworks. The only consolation for us was the rain later that night, so we could get some sleep on the first night of the New Year.

DSCN1566

*

The next day we went for a walk and ended up on the most posh side of town, near the statue of Cristo Redentor and the most expensive street of Santa Cruz – Avenida Monseñor Rivero.

DSCN1579

We noticed that one part of this wide avenue was closed, and some workers were dismantling the big tent and chairs.

We agreed that this was a place TO BE yesterday. Good to know in the future ;)

DSCN1581

All We Want for Xmas is ‘Coca-Cola’ *** Boże Narodzenie pod znakiem ‘Coca-Coli’

Pierwszy i jedyny dzień Świąt Bożego Narodzenia zaczął się dla nas jeszcze w Wigilię, którą spędziliśmy w domowej atmosferze – przy barszczu z uszkami, kolendach i… fajerwerkach! Myślałam, ze Cruceños pomylili Boże Narodzenie z Sylwestrem – w życiu nie widziałam tylu sztucznych ogni! Podniebne widowisko zaczęło się około 22.00, a skończyło o 8 nad ranem.

W Boliwii, a szczególnie jej tropikalnej części, życzenie ‘spokojnych świąt’ raczej nie ma sensu, ale to chyba specyfika całego regionu, bowiem przyjaciel Graham mieszkający w Sao Paulo napisał tak:

The first and only day of Christmas have started for us on Christmas Eve, which we spent in a homely atmosphere – with borscht and dumplings, Christmas carols and … fireworks! I thought that Cruceños have mistaken Christmas with New Year’s Eve – I’ve never seen so many fireworks in my life! The show had started around 22.00 and ended at 8 o’clock in the morning.

In Bolivia, especially in its tropical part, the wishes of Calm and Peaceful Christmas rather make no sense, but it’s probably the specificity of the entire region, as my friend Graham wrote from Sao Paulo:

Surprise surprise, fireworks at midnight on Christmas Eve in Sao Paulo. So, that’s fireworks for Xmas, fireworks for New Years, fireworks when your team wins, fireworks when your rival team looses, fireworks for your birthday, fireworks for your graduation, fireworks for anniversary, fireworks for mothers day, fireworks for Easter, fireworks when you get paid, fireworks for Friday, fireworks when you get a new pair of shoes, fireworks when you remove a splinter, fireworks when you buy fireworks…

A wiec fajerwerki na Święta, na Nowy Rok, na urodziny, na Wielkanoc, na Dzień Matki, z okazji wypłaty czy kupna nowych butów;) Przeczytałam także, ze w Gwatemali, podniebne spektakle trwają od Wigilii do Nowego Roku. U nas na razie cisza, ale lepiej odpukam w niemalowane:)

Dzień przeleciał nam w spokoju – w telewizji obejrzeliśmy ‘Scrooge’a‘, zjedliśmy obiad, popływaliśmy w basenie i poszliśmy na spacer do parku. Tak jak ‘polowa’ Santa Cruz.

I read also that in Guatemala, the soaring performances are going on constantly from Christmas Eve to the New Year. So far is quiet here, but I would better knock on wood.

The day flew by in peace – we saw ‘Scrooge’ in TV, ate lunch, swam in the pool and went for a walk in the park. Just as ‘half’ of Santa Cruz.

‘Parque Urbano‘ moja uwagę przyciągnęła zaś choinka z butelek z wielkim logiem Coca-Coli na szczycie. Pod nią szopka z kolejnym czerwonym logiem, przy której chętnie fotografowały się rodziny z dziećmi. Pomiędzy drzewami, wielki baner Coca-Coli. Tak jak w zeszłym roku w Cochabambie (o czym pisalam—> tu).

In the ‘Parque Urbano’ the big Christmas tree,  made of plastic bottles with a big Coca-Cola logo on the top, caught my attention. Beneath it, Nativity Scene with another red logo – perfect background for family pictures. The path was also decorated with the banner of Coca -Cola. Just like last year in Cochabamba (as I wrote —> here).

DSCN1545

Ponieważ Święta w Boliwii są pod znakiem ‘Coca-Coli‘ (i fajerwerków)…

As if, all we want for Christmas was ‘Coca -Cola ‘ (and fireworks)…

DSCN1553

P.S. Santa Cruz zaskoczyła nas bardzo pozytywnie przed Świętami, kiedy to miasto zorganizowało koncert ‘Trzech Tenorów’ przed katedra. Koncert powtórzono następnego dnia, dla liczniejszej publiczności (ponieważ nikt go wcześniej nie reklamował). W tym samym czasie można było podziwiać po drugiej stronie placu paradę tancerzy. Trochę chaotycznie, ale każdy mógł wybrać cos dla siebie:)

P. S. Santa Cruz surprised us very positively before Christmas, when the city organized a concert of ‘The Three Tenors‘ in front of the cathedral. The concert was repeated the next day, for the more numerous audience (as it wasn’t previously advertised), and at the same time, we could admire  dancers parade on the other side of the square. Quite chaotic, but everybody could choose what they like:)

DSCN1516 DSCN1540

DSCN1538