W poprzednim wpisie zapomniałam wspomnieć, że głównym celem naszej wyprawy do Porongo było achachairu. Otóż miasteczko to słynie z festiwalu tego owocu, który odbywa się na przełomie grudnia i stycznia – łatwo jest wiec się domyślić, że trochę się spóźniliśmy i po ilości koszyków na placu w Porongo można było wywnioskować, ze sezon na achachairu dobiega końca…
Pewnie zastanawiacie się ‘z czym to się je’?
I forgot to mention in the previous post, that we went to Porongo to buy achachairu. This town is famous for the Festival of Achachairu, which takes place in late December and beginning of January – so it is easy to guess that we were a little too late, and by the number of baskets on the square in Porongo we could deduce that the season of achachairu was coming to an end …
You’re probably wondering, ‘what the hell is it’?
Otóż owoce ‘Garcinia humilis’, zwanej potocznie achachairú albo achacha, pochodzą z tropikalnej części Boliwii, a języku plemiona Guarani ‘achachairu’ znaczy tyle co ‘miodowy pocałunek’.
Fruit of ‘Garcinia humilis’, popularly known as achachairú or achacha, comes from tropical parts of Bolivia and in the Guarani language means ‘honey kiss’.
Nazwa zapewne odnosi się do pomarańczowej grubej skorki owocu, kryjącej biały aromatyczny miąższ. Nie ma go za wiele, bowiem pokrywa on dosyć duże nasienie, czasem dwa. Najlepiej jest wiec rozłupać owoc do polowy i ‘wycacać’ miąższ razem z pestka – trochę się przy tym opaskudzimy, ale na pewno wynagrodzi nam to ten niesamowity, niepodobny do niczego innego, słodko -kwaśny smak.
Its name probably refers to the thick orange peel that hides white soft pulp. There isn’t a lot of it, because it covers quite a large seed, or sometimes two. The best way to eat it, is to split open the rind with a knife or fingers and suck off the edible part off the seed. Eating this fruit can be messy but surely it will reward us with this amazing, unlike anything else, sweet – sour taste.
Osobiście nie widziałam owoców achachairu w Europie, ale podobno na rynek wprowadziła go siec sklepów Marks & Spencer. Dojrzały owoc, przypominający trochę owoce dzikiej róży (tylko większe i pomarańczowe), przechowuje się dobrze poza lodówką, w temperaturze około 20 stopni Celsjusza. U nas w mieszkaniu niestety już po kilku dniach pomarańczowe kulki zaczynają się marszczyć i wysychać, ale nadal są jadalne:)
Owoc ten, zawiera sporo witaminy C, potasu i innych zdrowotnych związków. Ciekawostka jest to, ze zaczęto go uprawiać na skale przemysłową w dalekiej Australii, jak również w innych miejscach na Ziemi. Postanowiłam wiec, ze nazbieram trochę nasion i spróbuje je wysiać w naszej przydomowej ‘szklarni’ w Polsce. Zobaczymy, czy cos z tego wyrośnie. Jeżeli się uda, to będzie to małe (około 5-metrowe), wiecznie zielone drzewko o ładnych białych kwiatkach:)
I’ve never seem achachairu in Europe, but I read that it can be bought in Marks & Spencer. Ripe fruit reminds me of rosehip (only bigger and orange) and are kept well outside the refrigerator at a temperature of about 20 degrees Celsius. In our apartment unfortunately, after a few days achachairu begins to wrinkle but is still edible :)
This fruit contains a lot of vitamin C, potassium and other healthy substances. It is interesting that people began to cultivate it on an industrial scale in distant Australia, as well as in other places on Earth. So I decided to keep some of the seeds and try to grow achachairu in my parents’ ‘greenhouse’ in Poland. Let’s see if this will result with something. If so, it will be quite small (about 5-foot high), evergreen tree with nice white flowers.
Pierwszy raz spróbowałam achachairu w Cochabambie, gdzie wyprosiliśmy na bazarze o jeden owoc na spróbowanie. Przyznam, nie zachwycił mnie tak, jak na przykład ‘granadilla‘, ale zaintrygował niecodziennym smakiem oraz tym, ze jest to owoc rdzenny dla Boliwii.
Mam nadzieje zakupić w przyszłości miód wyrabiany z achachairu, choć nie mam pojęcia co to może być – czy jest to prawdziwy miód, produkowany przez pszczoły z pyłków kwiatowych, czy sok z owoców lub skorki?. Jeszcze się z nim nie spotkałam, ale podobno kosztuje 10 razy więcej niż ten zwykły.
I’ve tasted achachairu for the first time in Cochabamba, where we asked the fruit seller to give us one strange looking orange ball to try. I admit, it haven’t captivated me like for example ‘granadilla’, but the unusual taste and fact that the fruit is native to Bolivia was enough to interest me.
I hope to someday purchase a honey made from achachairu – I have no idea what it might be, whether it is a real honey, produced by bees from pollen or just a fruit juice? I haven’t seen it anywhere, but apparently it costs 10 times more than normal honey.
Skorek achachairu używa się w boliwijskiej medycynie ludowej jako środek przeciwko brodawkom oraz pomagający przetrzymać uczucie głodu. Tego jednak nie sprawdzałam na własnej skórze (i żołądku), wiec nie potwierdzam. Należy jednak uważać, by nie poplamić ubrań pomarańczowym sokiem, bowiem nie da się go niczym usunąć!
The skins of achachairu is used in the Bolivian folk medicine as a remedy against warts and can also be used as a hunger suppressant. This, however, I did not check nor on my skin nor stomach, so I can’t say if it works or not. You have to be careful thought, not to stain your clothes with its orange juice, because it is impossible to wash it out!
Więcej o achachairu tutaj —> klik./ More about achachairu here —> click.