Convento – Museo de Santa Teresa *** Stary konwent karmelitanek bosych w Cochabambie

Klasztor Swietej Teresy jest jedna z najstarszych i najpiekniejszych budowli Cochabamby. Zostal on zaprojektowany i zbudowany przez architekta i inżyniera Pedro Nogales Martinez Caceresa w 1760 roku, 36 lat po tym jak Salvador Crespo i jego żona, Melchora Macías de la Fuardia, podarowali kosciolowi ogrod, na ktorego miejscu pozniej zbudowano klasztor.

Dominante barokowej konstrukcji glownego kosciola klasztoru stanowi okragla kopula, bedaca zrodlem naturalnego swiatla, podkreslajacego XVIII – wieczne obrazy religijne i i inne elementy dekoracyjne, z ktorych wiele pokrytych jest zlotem. Klasztor zbudowany zostal wokol ogrodu, ktory mozna podziwiac z dwupoziomowych otwartych galerii, dostarczajacych swiatla do pomieszczen religijnych i prywatnych.

BoliviaInMyEyes

Convento Santa Teresa Cochabamba

BoliviaInMyEyes

Obecnie, stare budynki przechodza znaczace prace konserwacyjne. W 2010 r. klasztor otrzymal dotacje w wysokości €80,000 od Italo-Latin American Institute. W rezultacie opracowano plan przeksztalcenia klasztoru w muzeum i centrum kultury. El Convento de Santa Teresa jest wiec dzis zabytkowym klasztorem siostr karmelitanek bosych, czcicielek św Teresy od Jezusa. Siostry zajmuja jednak nowe budynki polaczone ze starym klasztorem.

BoliviaInMyEyes

Niestety, bylam nieco rozczarowana wizyta. Pod koniec wycieczki okazalo sie bowiem, ze nie bedziemy mogli zobaczyc polowy zespolu klasztornego! Prawdopodobnie najwazniejszego i najpiekniejszego – kosciola i pasazu do kopuly, ktore zostaly zamkniete z powodu prac konserwatorskich. Nie bylam nawet w stanie  zrobic zdjecia w niektorych miejscach, nie wiedzac dlaczego (moze z powodu marnej jakosci prowadzonych prac – jak powiedzial Freddy). Zapytalam nasza przewodniczke zartobliwie (a moze i nie), czy dostaniemy zwrot czesci biletu z powodu krotszej wycieczki. Oczywiscie odparla ona, ze nie. Nie dostane rowniez znizki na zdjecia podczas kolejnej wizyty, kiedy prace konserwatorskie zostana zakonczone. Przewodniczka przyznala jednak, ze wezmie pod uwage moja sugestie, aby informowac turystow przed rozpoczeciem zwiedzania i zanim uiszcza oni oplate za wstep i  za aparat, o istotnych zmianach w programie. Pozyjemy zobaczymy. Prace podobno maja sie zakonczyc za 2 miesiace, czyli jak dobrze pojdzie, za okolo rok.

BoliviaInMyEyes

Convento Santa Teresa Cochabamba

BoliviaInMyEyes BoliviaInMyEyes BoliviaInMyEyes

Czy niekompletna wycieczka byla warta zachodu? Po dluzszym zastanowieniu przyznaje, ze tak. Muzeum nie jest moze tak imponujace jak podobne miejsca w La Paz czy Sucre, ale jest z cala pewnoscia klimatyczne. Mozna rowniez dowiedziec sie kilku ciekawych faktow z zycia siostr zakonnych, tj. :

* klasztor przyjmowal glownie kobiety z bogatych rodzin, w wiekszosci przypadkow w towarzystwie pokojowki, ktora rowniez pozostawala w zamknieciu do konca swojego zywota. Karmelitanki bose byly bowiem zakonem zamknietym – do dzis mozna zobaczyc obrotowa ‘szafke’, przez ktora kupowaly lub wumienialy dobra, oraz pokoj odwiedzin dla rodziny, z krata.

* nawet w klasztorze istnial podzial społeczny – zakonnice z wyzszej klasy nosily czarny welon, te nalezace do klasy sredniej – biały, a Indiaki – brazowy (wszystkie nosily brazowy habit i szkaplerz). Bogatszym zakonnicom przyslugiwaly rowniez wieksze pokoje z balkonem.

* w Boliwii istniala tradycja, ze drugie dziecko bylo przeznaczone do stanu duchownego, podczas gdy pierworodne powinno się ozenić i mieć dzieci, trzecie – zostac lekarzem, a czwarte – pojsc do wojska. Ostatnie dziecko nie powinno tez zalozyc rodziny (zasady 3-4 odnocza sie tylko do potomkow plci meskiej).

Tak wiec, gdybym mieszkala 300 – 100 lat temu w zamoznej boliwijskiej rodzinie, musialabym zostac zakonnica … Oczywiscie nie kazdy wyznawal te zasady, ale przewodniczka wspomniala, ze dosyc czesto zakonnice zostały umieszczone w klasztorze wbrew swojej woli …

Moze 300 lat temu zycie klasztorne nie bylo najgorszym wyborem, ale chyba raczej nie potrafilabym zyc w zamknieciu, szczegolnie w tak pieknych okolicznosciach przyrody, jak w Cochabambie! A juz na pewno, nie chcialabym umartwiac sie za pomoca takich oto narzedzi (tortur):

BoliviaInMyEyes

Convento Santa Teresa Cochabamba

BoliviaInMyEyes

Jezeli jestescie ciekawi jak wygladaly miejsca, ktorych nie widzialam, zajrzyjcie tu: klik.

*

Zwiedzanie z przewodnikiem (tylko w jezyku hiszpanskim) mozliwe jest w pon. – piat. w godzinach: 9.00 – 10.00 – 11.00 – 14.30 – 15.30 – 16.30.W soboty tylko po poludniu. Adres: Calle Baptista y Ecuador (Plazuela del Granado), stare miasto. Bilet wstepu nie jest drogi: 10 bs. dla Boliwijczykow i 20 bs. od cudzoziemcow, ale 25 bs. za mozliwosc fotografowania robi roznice. Czas zwiedzania: 2 godziny (my skonczylismy po niecalej godzinie).

BoliviaInMyEyes

Convento Santa Teresa Cochabamba

BoliviaInMyEyes

***

The Convent of Santa Teresa is one the oldest and most beautiful buildings in Cochabamba. It was designed and constructed by architect Pedro Nogales and engineer Martinez Caceres in 1760, 36 years after Salvador Crespo and his wife, Melchora Macías de la Fuardia, donated the garden on which the convent would later be built.

Executed in the baroque style, the circular dome of the main church, ample natural light highlighting XVIII- centuries religious paintings, and interior decorative elements on the walls, many of them covered with gold. A cloister encloses a garden with numerous arches on both levels providing light to the interior religious and private spaces.BoliviaInMyEyes

BoliviaInMyEyes

Convento Santa Teresa Cochabamba

As for now, the old buildings are undergoing significant maintenance works. In 2010, the convent received a grant of €80,000 to develop a conservation training program from the Italo-Latin American Institute. As a result, a master plan and proposal to turn the convent into a museum and cultural center was developed. El Convento de Santa Teresa is now a historic monastery cloister where the Discalced (Barefoot) Carmelite Sisters, devotees of St. Teresa of Jesus still live – however they occupy new buildings attached to the old convent.

BoliviaInMyEyes

Unfortunately, I was a bit disappointed with our visit. As we found out at the end of our tour, we could not see the half of the premisses! Probably the most important and beautiful one – the church and lovely passage to the dome was closed due to conservatory works and I wasn’t even able to take pictures of some sites, not knowing why (maybe they have some issues with how they conduct their works – Freddy said). I asked our guide jokingly (or maybe not), if we get some discount as our tour was shorter. She obviously said no. Nor will I get a discount on my camera on next visit when the works are done. She however said, she will take into an account my suggestion to inform the tourist BEFORE the tour starts and before they pay the entrance fee and camera fee, about the significant changes to the tour, to avoid later disappointment. She said, it will take another 2 months to complete the restoration works, but I give them maybe a year.

BoliviaInMyEyes

Was the incomplete tour worth it at the end? Hmm…yes. The museum isn’t so impressive as similar places in La Paz or Sucre, but it’s very atmospheric and I’ve also learned some interesting fact about the life of nuns, like:

* The convent received women from rich families and in most cases they were accompanied by maids who also remained cloistered for the rest of their days. Barefoot carmelites were of the closed order and a rotatable cabinet has been preserved to this day, which been used to buy or exchange goods. We could also see a visitors room for the families, with a metal crate.

* Even in the convent there was social division – higher-class nuns wore black veil, middle-class ones – white and indigenous women – brown accompanied by brown habit and scapular. Richer nuns had also better rooms – bigger and with balcony.

* In Bolivia there was a tradition that second child was intended to join the clerical state while first child should get marry and have children, third – became a doctor and forth – join the army. The last child supposed to never marry (of course, the 3rd and 4th points were directed only to male heirs).

So, if I had lived 300 – 100 years ago in Bolivia, in a well off family, I would have to became a nun… Of course, not every family followed this code, but it was said that many women were put in cloister against their will…

Maybe 300 years ago it wouldn’t be the worst idea to spend your life in such place, but I don’t think I would be able to live in closure, especially in such a beautiful natural setting, as in Cochabamba! And I am sure, I couldn’t be able to mortify my body with such tools of torture:

BoliviaInMyEyes

If you are curious about how the places that I haven’t seen look like, click —> here.

*

Guided tours (only in Spanish) are available from Mon. – Fri.: 9.00 – 10.00 – 11.00 – 14.30 – 15.30 – 16.30. Saturdays only in the afternoon. Address: Calle Baptista y Ecuador (Plazuela del Granado), old city. Duration: 2 hours (our tour took only 1). Entrance fee isn’t big – 10 bs. for Bolivians and 20 bs. for  foreigners but the camera fee makes the difference: 25 bs.

Other highlights of the tour:

BoliviaInMyEyes

Garden of Eden / Raj

BoliviaInMyEyes

Convento Santa Teresa Cochababa

BoliviaInMyEyes

List of dead nuns / Lista zmarlych zakonnic

BoliviaInMyEyes

List of dead nuns /Lista zmarlych zakonnic

BoliviaInMyEyes

Funeral chapel / Kaplica pogrzebowa

BoliviaInMyEyes

Convento Santa Teresa Cochabamba

BoliviaInMyEyes

Medicine cabinet/ Szafka z lekami

BoliviaInMyEyes

At least 2 nuns have lived in this room/ Co najmniej 2 zakonnice mieszkaly w tym pokoju

BoliviaInMyEyes

Old and newer bulb/ Stara i nowsza zarowka

BoliviaInMyEyes

Convento Santa Teresa Cochabamba

BoliviaInMyEyes

Square outside the church / Plac przed kosciolem

 

OP ART ‘made in Bolivia’

Ostatnio natknelam się na bardzo ciekawa wystawe ‘Op Art – el juego de la ilusion”, zorganizowana przez centrum sztuki wspolczesnej w Santa Cruz (“Centro de la Cultura Pluronacional Santa Cruz”). Wystawa prezentujaca dziela artystow boliwijskich oraz miedzynarodowych z kolekcji Muzeum Narodowego, zawiera przykłady abstrakcji geometrycznej i abstrakcyjnego kubizmu z lat 1960 – 1980.

Sztuka op art to kierunek sztuki wizualnej, wykorzystujacy złudzenia optyczne. Innymi słowy, dziela op artu-u wywoluja u widza wrazenie ruchu, migania, wibracji, wzorow i ukrytych obrazow. Sztuka, ktora mozna okreslic jednym slowem – halocynogenna, wyewoluowala miedzy innymi z futuryzmu i kubizmu, a za jej prekursorow uwaza sie Victora Vasarely i Bridget Riley.

Nie jestem za bardzo zaznajomiona z ta gałezia sztuki wspolczesnej, ale musze przyznac, ze bylam pod wrazeniem tego, co zobaczylam na wystawie – roznorodnych i zaskakujacych prac artystow boliwijskich, ktore moglyby z powodzeniem wisiec w słynnych galeriach sztuki, jak i … na mojej scianie ;)

Zreszta, zobaczcie sami:

DSCN0001

Rudy (Rudolfo) Ayoroa  ‘Ritmo Aymara’ (1983)

DSCN0019

Erasmo Zarzuela ‘Quipu’ (1977)

DSCN0005

Fernando Rodrigez Casas ‘Las puertaventanas’ (1979)

DSCN0007

Alfredo de Silva ‘Viaje interplanetario’ i ‘Vision lunar’ (1968)

DSCN0009

Cesar Jordan ‘Resplandecimientos’ (1981) i ‘Imagenes generadas’ (1974)

DSCN0011

Herminio Forno ‘Estructura’ (1969) i ‘Estructura no. 24’ (1969)

DSCN0013

Oscar Pantoja ‘Presupuesto Vital no.8’ (1971)

Wystawa czynna jest do do 1 czerwca w ‘Centro de la Cultura Pluronacional Santa Cruz’, Calle Rene Moreno 369, Santa Cruz de la Sierra (historyczne centrum miasta).

***

Recently, I stumbled upon a very interesting exhibition: ‘Op Art – el juego de la ilusion’, in the centre of modern art in Santa Cruz (‘Centro de la Cultura Pluronacional Santa Cruz’). The exhibition, presenting the works of Bolivian and international artists from the collection of the National Museum, includes examples of geometric abstraction and abstract cubism developed between 1960-1980.

Op art, also known as optical (visual) art, is a style that makes use of optical illusions. In other words, when the viewer looks at op art works, the impression is given of movement, hidden images, flashing and vibration and patterns. Art, which could be defined as – hallucinogenic, evolved from futurism and cubism among others, in the works of Victor Vasarely and Bridget Riley.

I am not very acquainted with this branch of modern art, but I must say, I was impressed by what I saw – diverse and unique pieces by Bolivian artists, that could easily be hanging in the world’s famous art galleries and… on my wall;)

The exhibition is open until 1st June in ‘Centro de la Cultura Pluronacional Santa Cruz’, Calle Rene Moreno 369, Santa Cruz de la Sierra (city centre).

 

 

San Juan Bautista of Porongo *** Na tropie jezuitów w Boliwii

Porongo, jak już wspomniałam, zostało założone przez jezuitę Santiago de Rivero na wzór wielkich misji Chiquitanii, i jeszcze rok temu (-–>W drodze do Porongo) miasteczko wyglądało na miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. Nie, nie zapomniane przez Boga, ale zupełnie odseparowane od komercji, zalewającej Boliwie. Dziś jednak Porongo przechodzi transformacje, ale miejmy nadzieje, ze pójdzie ona w dobrym kierunku. Dzięki wsparciu państwa, mieszkańcy budują chodniki wokół ogromnego zielonego placu, który nie został przekształcony, tak jak w innych misjach w park, ale w ogromne boisko do piłki nożnej, z bardzo dobrze utrzymanym trawnikiem!

Porongo, as I mentioned before, was founded by the Jesuit priest Santiago de Rivero, in the style as the great missions of Chiquitania and just a year ago  (—> On the Way to Porongo) the town looked like the place where the devil says goodnight. No, not forgotten by God, but completely separated from commerce flooding Bolivia. Today however, Porongo is undergoing some transformations and let’s hope they will go in good direction. With the support of the state, residents are building sidewalks around the huge green plaza, which is not been transformed, as in other missions in the park, but the huge football field, with a very well kept lawn!

Na szczęście, rząd finansuje również renowacje największego skarbu Porongo, jakim jest drewniany kościół San Juan Bautista de Porongo (1716), zaliczony w roku 1999 do “Patrimonio Nacional de Bolivia oraz kolonialnych domów otaczających główny plac.

Miałam wielkie szczęście moc obserwować remont świątyni w akcji, prowadzony przez konserwatora – Alfredo. Nie tylko objaśnił mi on proces renowacji ołtarza głównego, ale pokazał również rzeźby przechowywane w zakrystii świątyni. Alfredo, który uczył się zawodu we Francji, przywracał do życia dzieła sztuki we wszystkich głównych  miastach Boliwii: Sucre, Potosi, La Paz oraz mniejszych miejscowościach, jak Porongo. Opowiadał, ze czuje się bardzo uprzywilejowany moc pracować i mieszkać w tych wszystkich miejscach, poznając nowych ludzi i ratując dziedzictwo kulturalne Boliwii.

Thankfully, the government also finances the renovation of Porongos’ biggest treasure declared ‘Patrimonio Nacional de Bolivia’ in 1999 – it’s old temple  of  San Juan Bautista de Porongo (1716) and ancient houses that surround the main plaza.

I was very lucky to be able to see the renovation of the temple in action, being guided by one of the conservators – Alfredo, to the back of the church where all ancient wooden statues were being stored. Alfredo, who was learning his profession in France,  was restoring the works of art in all main cities of Bolivia eg. Potosi, Sucre, La Paz, but also small towns and villages like Porongo. He enjoyed living in all these different places, meeting new people and of course, taking care of Bolivian patrimony. I must admit, he and his colleagues, were doing great job, cleaning old wooden sculptures, reconstructing missing pieces and painting them as they were painted originally.  

Danuta Stawarz Photography

Musze przyznać, ze on i jego koledzy ‘odwalili kawal świetnej roboty’, oczyszczając stare drewniane rzeźby, rekonstruując brakujące elementy i odnawiając oryginalna polichromie. Alfredo skorygował nawet wzrok świętego, przekrzywiony w czasie poprzedniej nieudolnej renowacji! Niezwykłym było zobaczyć z tak bliska te wszystkie posagi bez odzienia oraz zajrzeć w ich szklane oczy otoczone rzęsami.

He even corrected the eye of the saint, that was crooked due to previous bad restoration! I was delighted to see all these statues without clothes and to look into their glass eyes, with big eyelashes from up close:) 

_MG_7303

_MG_7309

_MG_7310

Tak byłam zaoferowana piękną kolekcja artefaktów oraz ciekawa rozmowa z Alfredo, ze kiedy opuściłam zakrystie, znalazłam swojego Freddiego w stanie bliskim rozpaczy, szukającego mnie po wszystkich zakątkach Porongo…

I was so happy to chat to Alfredo, that I forgot the passing time and when I left the sacristy, I found my Freddy in despair, looking everywhere for me…

_MG_7294

Ricardo Pérez Alcalá (1939-2013) *** O życiu i sztuce wielkiego artysty

‘Mozna żyć bez sztuki, ale nie można BYC bez sztuki’

“Se puede vivir sin el arte pero no se puede ser sin el arte”

Ricardo Pérez Alcalá (1939-2013)

69142_10151212139389476_2004546010_n[1]¨El amigo¨(Przyjaciel) Ricardo Pérez Alcalá, akwarela na papierze, autoportret

To smutne, że ‘odkrylam’ wielkiego artyste Ricardo Pérez Alcalá tuz po jego śmierci. Ale mimo, iz już go nie ma wsrod nas, jego sztuka pozostanie z nami na zawsze.

Kariera artystyczna Ricardo Perez Alcala jest naprawdę imponująca. W swoim życiu, zdobył on wiele nagród zarówno w Boliwii, jak i za granicą. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Potosi i po raz pierwszy wystawił swoje prace w wieku piętnastu lat, kiedy udało mu się sprzedać około trzydziestu obrazow. Później ukończyl jeszcze architekture na Universidad Mayor de San Andrés w La Paz (1963), ale swoje życie zawodowe poświęcił malarstwu.

Po wygraniu wszystkich głównych nagrod w dziedzinie malarstwa i rysunku w Boliwii, podrozowal po całej Ameryce Łacińskiej, a jego tworczosc zostala szczególnie doceniona w Meksyku, gdzie mieszkał przez 14 lat, i gdzie czterokrotnie zdobył Nagrodę Państwową w dziedzinie akwareli. Sztuka Ricardo Perez Alcala została również uznana przez jury World Grand Prix akwareli oraz przez Francuskie MInisterstwo Kultury i Sztuki. Ostatnio zas został zaproszony do wystawienia swoich prac w Luwrze w Paryżu, co jest bezprecedensowym wydarzeniem dla Boliwijskiego artysty.

“Mistrz niemożliwych kolorow” zmarł w domu, zaprojektowany przez siebie. Ta ekstrawagancka rezydencja, podobna jest do domu-muzeum Salvadora Dali w Portlligat, ale posiada wlasny styl baroku- meztizo. Dom znajduje się w południowej czesci miasta La Paz i posiada 3 studia. Jedno z nich zanjduje sie obok sypialni artysty, gdzie malował przed snem. Jest tam takze mała kuchnia, gdzie przygotowywal na predce coś do jedzenia, aby moc szybko wrocic do tworzenia.

Urodzony w 1939 roku w Potosi – miescie o wielkiej historii, Pérez Alcalá był wielbicielem Diego Velazqueza, Rembrandta i Leonardo da Vinci. Często mowil takze o obrazach hiszpańskiego artysty Antonio Lópeza, szczegolna estema darzyl natomias współczesna akwarele amerykańskiego malarza Andrew Newell Wyeth’a.

Analizując jego akwarele mozna powiedziec ironicznie, że artysta był “antyakwarelista”, ponieważ pracował on poza kanonem tradycyjnej angielskiej akwareli, który głosi, że wykonanie obrazu w tej technice nie powinno zająć więcej niż dwie godziny, ponieważ po tym czasie nie jest już akwarela. Ricardo, uwazal, ze przypomina to wykonanie nudnego i prostego szkicu. Wypracował wiec swój własny sposób malowania i czasem, wykonczenie akwareli w najdrobniejszych szczegółach zajmowalo mu kilka miesiecy .

Pérez Alcalá po mistrzowsku oddawal światło, ktore w polaczeniu z elegancka paleta barw ‘tchnelo’ w jego akwarele codziennego życia, atmosferę tajemnicy i niepokoju.

Ale malarz nie ograniczal się tylko do martwych natur i pejzaży, wręcz przeciwnie, zawsze był innowacyjnym twórcą z wyobraźnią. Podczas swojej kariery, malowal wielkie osobowości z Meksyku i Boliwii, jak rowniez setki autoportretów w różnych technikach. W ciagu 60 lat stworzyl ponad 6000 obrazów, odzwierciedlajacych jego ogromną etykę pracy.

Ricardo Perez Alcala zmaterializował wcześniej niewyobrażalne wyzwania: w ciągłym poszukiwaniu nowych form wyrazu, wypracowal wlasna technike “akwareli na desce” – malowanie na otenkowanej drewnianej powierzchni, pozwala na mniejsza absorcje akwareli niz na papierze, dając większą intensywnosc i jasność kolorów.

Ponadto, był znanym architektem, rzeźbiarzem, karykaturysta oraz utalentowanym kucharzem-samoukiem i wspaniałym gospodarzem. Byl rowniez specjalista w zakresie kolekcjonerstwa oraz nauczycielem i mentorem kilku bardzo znanych artystów, miedzy innymi akwarelisty Dario Antezana z Cochabamby (syna jego najlepszego przyjaciela Gíldaro Antezana). Jako pedagog w Szkole Sztuk Pięknych w El Alto nauczal dwie artystki młodego pokolenia: Monica Rina Mamani i Rosmery Mamani Ventura, które wziely sobie jego lekcje do serca, osiagajac zawodowy sukces .

Wierzył, iz tylko poprzez ciezka prace da sie osiagnac doskonalosc: ‘El que escucha olvida, el que mira recuerda pero el que hace aprende”.

Kto słucha zapomina, kto patrzy pamięta, a kto probuje uczy sie.

Co ciekawe, w swojej tworczosci zawsze zawieral refleksje nad śmiercią. Jego prace sa zwykle związane z magicznym realizmem, hiperrealizmem i surrealizmem, ale z biegiem lat stały się bardziej tajemnicze i melancholijne. Powiedział kiedyś: “Me interesa el arte sólo cuando hay misterio”.

“Jestem zainteresowany tylko taka sztuka, która zawiera tajemnicę”.

Może dlatego tez, namalował swój autoportret w przepięknej akwareli na desce, ktora sam nazwal “Reclinado sobre mi Tumba” (“Leżący na swoim grobie“) (1992). To arcydzieło jest rodzajem malarskiego testamentu, w ktorym malarz zportretowal siebie jako zmartwychwstałego i nieśmiertelnego – tylko artysta jego wielkosci moze zapisac sie w pamięci zbiorowej oraz wszystkich tych, którzy cenia dobrą sztukę.

1004519_10151788473419476_991506052_n[1]

Ten autoportret mówi takze wiele o szlachetności Ricardo Pérez Alcalá, ponieważ zawarl on w obrazie szkielet koguta, przypominający o Gíldaro Antezana, ‘bracie’ i przyjacielu, który tak jak on wiernie uprawial zawod malarza i walke kogutów. Wreszcie, na szczycie kamienia można zobaczyć małe drzwi prowadzące do nieznanego wymiaru, z wieloma akwarelami rozplywajacych sie w czasie. “Leżący na swoim grobie” jest kameralnym, zabawnym, proroczym, tajemniczym, symbolicznym i reprezentatywnym dziełem sztuki, które podsumowuje dorobek i zycie artysty. Powiedział on kiedyś: ‘Lo único que le pido la vida es morirme con el último brochazo”.

Jedyne czego chcę od życia to umrzeć z ostatnim pociagnieciem pedzla

Ricardo Pérez Alcalá spełnil to marzenie, dla którego poswiecil całe swoje życie: żyl i umarl jako artysta. Teraz, zostawia nam w spadku swa cenną pracę, czym potwierdza, że prawdziwi artyści nigdy nie umierają.

Wniose cos do ludzkości, powiedziałem, i stałem się malarzem.

Voy aportar algo la humanidad, dije, y mnie converti en pintor.

Ricardo Perez Alcala

Fragmenty wybrane i przetlumaczone z oryginalnego tekstu dr. Harolda Suárez Llápiz, ucznia, przyjaciela artysty i wielbiciela jego sztuki. Lekarza, badacza i krytyka sztuki wspolczesnej. Administratora ‘Arte Boliviano Contemporáneo “.

***

‘You can live without the art, but you can’t BE without the art’

“Se puede vivir sin el arte pero no se puede ser sin el arte”

Ricardo Pérez Alcalá (1939-2013)

9[1]

It’s sad that I discovered the great artist Ricardo Pérez Alcalá so late, after his death. But although he is gone, his art will stay with us forever.

The artistic career of Ricardo Perez Alcala is truly impressive. In his lifetime, he had won many awards both in Bolivia as abroad. He studied at the Academy of Fine Arts in Potosi and held his first exhibition at fifteen, when he managed to sell around thirty paintings. He later graduated as an architect at the Universidad Mayor de San Andrés in La Paz (1963) but devoted his professional life to painting.

After winning all the major awards in painting and drawing in Bolivia, he had traveled throughout Latin America and his work was particularly recognized in Mexico, where he had lived for 14 years and where he won the National Watercolor Prize on four occasions. Ricardo Perez Alcala was also recognized at Watercolor World Grand Prix and by the National Federation of French Culture and European Arts . Recently he was invited to exhibit his work at the Louvre in Paris, an unprecedented event for a Bolivian artist.

‘The master of impossible colors’ died in the house that he designed himself. This extravagant residence is similar to the house-museum of Salvador Dali in Portlligat, but with a very own meztizo – baroque style. In this vast refuge located in the Southern Zone of the city of La Paz, he had 3 studios. Moreover, he built a workshop right next to his bedroom, where he painted before going to sleep. There is also a small kitchen, where he prepared quickly something to eat, so he wouldn’t interupt his artistic creation.

Born in 1939 in Potosi – the city of a great history and art, Pérez Alcalá was an admirer of Diego Velazquez, Rembrandt and Leonardo Da Vinci. He also spoke often about the pictorial quality of Spanish artist Antonio López. But above all, the Bolivian painter had a great admiration for a contemporary watercolor by American painter Andrew Newell Wyeth.

Analyzing his watercolors one would say ironically that Perez Alcala was an “antiacuarelista”, because he was working outside the canons of traditional English watercolor, proclaiming that this technique should not take more than two hours in execution, since after this time is no longer watercolor. For the artist, this ‘old school’ was like a boring resembling of a simple sketch. He developed his own way of painting and it took him up to several months, to finish the watercolour in minute detail, punishing the paper with endless color glazes to apply this extra element that makes the difference: a large dose of creativity. Pérez Alcalá masterfully handled the light – which together with elegant palete of colours, printed in his watercolors mysterious and disturbing atmosphere of everyday life.

But Ricardo Perez Alcala was not limited to the usual still lifes and landscapes, on the contrary, he was always a creator with innovating imagination. During his career, he has portrayed several personalities from Mexico and Bolivia. He also painted a hundred self-portraits in various styles. More than 6,000 paintings in more than 60 years as a painter reflect his tremendous work ethic.

Ricardo Perez Alcala has materialized previously unimaginable challenges: in his constant search for new forms of expression he developed his own technique of “watercolor on board” – a preparation of plaster on a wooden surface, which allows for less absorption of the watercolor that it does on paper, giving the color more brightness and intensity.

He also was a renowned architect, sculptor, caricaturista, talented and accomplished self-taught chef and great host, specialist in art collecting. He was a teacher and mentor of several very prominent artists, including watercolorist Dario Antezana from Cochabamba (son of his best friend Gíldaro Antezana). As an educator at the School of Fine Arts in El Alto, he taught two artists of the new generation: Monica Rina Mamani and Rosmery Mamani Ventura, who knew how to make the most of his lessons.

He believed in a hard work in order to reach an exelence, saying: “El que escucha olvida, el que mira recuerda pero el que hace aprende”.

Who listens forgets, who looks remembers, but who does learns.

It is interesting, that he always made a reflection on death. His work is usually associated with magical realism, hyperrealism and surrealism, but with the passing of the years it became more cryptic, melancholyc. He said once: ‘Me interesa el arte sólo cuando hay misterio”.

‘I am interested only in art that has a mystery’.

Maybe that’s why he painted his self-portrait in a stunning watercolor on board, that he himself called “Reclinado sobre mi tumba” (“Reclining on my grave“) (1992). This masterpiece may be a sort of pictorial testament. The great painter paints himself as resurrected, immortal, as only an artist of his level may be recorded in the collective memory of society and those who appreciate good art.

This self-portrait also says much about the nobility of Ricardo Pérez Alcalá, since the image shows the skeleton of a rooster, reminiscent of Gíldaro Antezana, the ‘brother’ and friend, that like himself, faithfully exercised the trade of a painter and cockfighting.

267351_10151793915354476_1216245529_n[1]Fot.  Harold Suárez Llápiz

Finaly, on top of the stone you can see a small door leading into an unknown dimension, and many watercolor papers floating and dispersing in time. “Reclining on my grave” is an intimate, playful, prophetic, cryptic, symbolic and representative piece of art that sums up his work. He once said: ” Lo único que le pido a la vida es morirme con el último brochazo”.

‘The only thing I want from life is to die with the last brushstroke.’

Ricardo Pérez Alcalá fulfilled the dream for which he fought all his life: to live and die as an artist. Now, he leaves us a legacy of his valuable work – it’s true that great artists never die.

I will contribute something to humanity, I said, and I became a painter.

“Voy a aportar algo a la humanidad, dije, y me convertí en pintor”

Ricardo Perez Alcala

Fragments choosen from the original text of Dr. Harold Suárez Llápiz – student, friend and admirer of Ricardo Pérez Alcalá’s art. Doctor MD, researcher and art critic. Administrator of ‘Arte Boliviano Contemporáneo’.

51927_447228654475_243304844475_5012979_1894248_o[1]

Around Sucre: Parco Creatico & Glorietta *** Dinozaury i para książęca

Ostatniego dnia miałam szczęście wybrać się na wycieczkę, zorganizowana na zakończenie konferencji lingwistycznej, przez studentów uniwersytetu w Sucre, która zaoszczędziła mi dużo czasu i pieniędzy (płaciłam wstępy dla miejscowych, nie dla gringos), ale także dala możliwość spędzenia czasu w gronie przyjaciół. Chociaż jak się później okazało – mój zapal do robienia zdjęć wyalienował mnie z grupy przez większość czasu.

Najpierw udaliśmy się do ‘Glorietty‘ –  położonego za miastem zamku, będącego spadkiem po czasach wielkiego bogactwa i świetności miasta ery republikańskiej. Dziś budowla ta mieści się w obrębie szkoły kadetów, ale dostęp do niej jest dosyć swobodny.

On the last day, I was lucky to take a trip organized by the students of the University of Sucre, which saved me a lot of time and money (I paid admission for locals, not for gringos), but also the opportunity to spend time with friends. However, as it turned out – my enthusiasm for taking pictures alienated me from a group for most of the time.

First, we went to ‘Glorietta’ – a castle located outside the city that is a legacy of the great wealth of Republican era. Today this building is located within the cadet school, but access to it is quite easy.

Pamiętacie ‘ Palacio Portales’ w Cochabambie? Otóż, Trip Advisor pisze o nim, jako ‘bezgustnym polaczeniu stylów architektonicznych’. Nie zgadzam się zupełnie z tą opinią, myślę także, ze autorzy tego komentarza nie widzieli ‘Glorietty’ – która jest najdziwniejsza budowla, jaka przyszło mi kiedykolwiek zwiedzać. Meskla gotyku, renesansu, baroku, klasycyzmu i elementów architektury arabskiej w ogromnej skali. Jedna cześć budynku przypomniała mi nawet koszary w Kwidzynie – na szczęście owe nie posiadają dodatku w postaci minaretu, górującego nad całością założenia.

Do you remember ‘Palacio Portales’ in Cochabamba? Well, Trip Advisor writes about it as ‘kitschy’ combination of architectural styles”. I totally disagree with this opinion. I also think, that the authors have not seen ‘Castillo Glorietta’ – which is the strangest building that I’ve ever seen. Blend of Gothic, Renaissance, Baroque, Classical and Arabic architecture in a large scale. One part of the building reminded me even of barracks in Kwidzyn – fortunately these do not possess the additions the form of a minaret…

Tak pastwię się nad gustem dawnych właścicieli, a musze wspomnieć, ze ich historia jest dosyć ciekawa. Małżeństwo Francisca Argandoña i Clotildy Urioste, które wzbogaciło się na kopalni srebra, założyło własny bank oraz przejechało niemal cala Europe (Francisco został nawet ambasadorem Boliwii we Francji), spotykając się z wybitnościami ówczesnego świata i przenosząc Oświecone idee na grunt boliwijski. Jedno trzeba im przyznać – wycieczka do ich posiadłości, to jak przekrojowa lekcja z zakresu historii architektury i historii stosunków politycznych XIX wieku.

Ciekawostką jest to, ze Francisco i Clotilda zostali uznani oficjalną bullą papieską za jedyną parę książęca w historii Boliwii. Ponieważ nie mieli własnych dzieci – utworzyli w pobliżu zamku sierociniec opiekujący się ponad setką dzieci. Na pamiątkę ich dobrego serca, możemy oglądać dziś pomnik, postawiony tuz przed głównym wejściem do zamku (ciekawe, ze jest na nim przedstawiony jedynie Francisco).

Ok, I might laugh at the taste of the former owners but I have to mention that their story is quite interesting. Marriage of Francisco Argandoña and Clotilda Urioste, became rich thanks to the silver mines; they set up their own bank, travel across Europe (Francisco was the ambassador of Bolivia in France), met the contemporary celebrities and brought back the enlightened ideas to Bolivians. There are some positives in this place – one trip to the castle is like a cross-sectional lesson of the art, architecture and history of political relations in the XIX century.

It’s also interesting that Francisco and Clotilda were considered by an official papal bulla the only royalty in the history of Bolivia. Also, because they didn’t have their own children – they built near the castle an orphanage, taking care for over 100 children. In memory of their good hearts, the statue was erected just before the main entrance to the castle (interestingly it depicts only Francisco).

Przyznaję jednak, ze ta eklektyczna budowla zaskakuje swoim niezwykle ‘fotogenicznym’ wnętrzem – które zaspokoiłoby kilkadziesiąt sesji fotograficznych, szczególnie w klimacie ‘couture’.

I must say that this eclectic building has very surprisingly ‘photogenic’ interior – which would satisfy tens of fashion photo shoots, especially in an atmosphere of ‘couture’.

*

Po drugiej stronie miasta ulokowana jest zas fabryka cementu. /On the other side of the city, the cement factory is located.

Nie byłoby w tym jednak nic ciekawego, gdyby nie fakt, ze odnaleziono na jej terenie ślady dinozaurów, które dziś można oglądać w specjalnie na te okazje wybudowanym ‘Parco Creatico’. Wspaniale miejsce dla dzieci, które mogą do woli dotykać ‘żywych rozmiarów’ figury wielkich jaszczurów. Same ślady, widoczne na pionowej ścianie jedynie przez lunetę (lub dobry zoom:) nie robią wielkiego wrażenia, chyba ze jest się paleontologiem. Mnie bardziej podobał się szkielet dinozaura, wystawiony w jednej z sal muzeum.  Najbardziej oblężony był zaś sklepik z pamiątkami, w którym również ja zakupiłam pocztówki.

There would be nothing interesting, if not for the fact that in this place were found footsteps of dinosaurs, which today can be viewed in a specially built for the occasion, ‘Parco Creatico’. This is a great place for kids, who can touch ‘life size’ figures of those gigantic lizards. Foot marks, visible on the vertical wall only through a telescope (or with a good zoom :) are not very impressive unless you are a paleontologist. I liked more skeleton, exhibited in one of the rooms. The most crowded place in a museum was a souvenir shop, where I bought some postcards myself.

I to by było na tyle z Sucre – miasta o wielkiej historii i wspanialej architekturze, niezwykłym rękodziele, przemiłych strażników, zamkniętych kościołów, przepiękniej w swej brzydocie Glorietty i dinozaurów. Jest to jedno z tych miejsc, do których chce się wracać – w końcu jest tam tyle jeszcze do zobaczenia – bliżej i dalej!

And that’s all from Sucre – a city of great history and wonderful architecture, unusual handicrafts, nice guards, closed churches, beautiful in its ugliness Glorietta and dinosaurs. This is one of those places to which I would like to come back – in the end, there is so much more to see – closer and farther!

 

Sucre

Sucre