(Photographing) Bolivian Wedding *** (Fotografujac) Boliwijskie wesele

Moj pierwszy boliwijski slub! Choc tak nie do konca moj, bo moich znajomych:) Na slub i wesele zostalam zaproszona w charakterze goscia oraz … fotografa, choc przyznaje, fotografem slubnym (ani weselnym) to ja nie jestem.

Uwiecznianie tego waznego momentu w zyciu moich przyjaciol bylo jednak dla mnie prawdziwym zaszczytem i wyzwaniem. (W Boliwii czesto na weselach pojawiaja sie fotografowie z przenosnymi drukarkami, ktorzy pobieraja za zdjecia oplaty, z poczatku wiec niektorzy goscie odnosili sie do mnie z rezerwa.)

Byla to noc pelna niespodzianek, dramatycznych wiadomosci, wzruszen, radosci i zabawy. Kolejny raz potwierdzilo sie, iz wyrazenie ‘hora boliviana‘ (boliwijska godzina) nie jest wziete z sufitu. Na zaproszeniu widniala 19.30, my sami pojawilismy sie na miejscu o 20.30, by zastac tam tylko garstke gosci i Pana Mlodego, a ostatni goscie pojawili sie okolo 11 w nocy. Ceremonia miala rozpoczac sie o 21.30, ale z przyczyn zupelnie niezaleznych, opoznila sie o godzine. Przyczyny niezalezne, to niepojawienie sie notariusza, ktory mial poprowadzic ceremonie. Na szczescie, jednym z zaproszonych byl adwokat, ktory mimo braku uprawnien, ‘poblogoslawil Mloda Pare’.

danutasphotography

Zabawa byla przednia! Mama Panny Mlodej zachecala wszystkich do tanca, co rusz zapraszajac do wspolnych toastow, a mama Pana Mlodego byla niekoronowana krolowa parkietu!

Mysle jednak, ze bylo to moje pierwsze jak i ostatnie wesele w roli fotografa, przynajmniej w Boliwii. Moj sprzet jak i kondycja fizyczna nie nadarzaja za takimi przygodami! Nie pamietam kiedy ostatni raz bolaly mnie palce od trzymania aparatu, oczy od patrzenia w wizjer, oraz nogi, od biegania na obcasach;) Nie wspominajac o stresie jaki przezywalam, kiedy moj aparat ‘czekal’ na zaladowanie flesza, szczegolnie powoli dzialajac podczas samej ceremoni. Dwoilam sie i troilam, ale wszedzie byc przeciez nie moglam…

Najwazniejsze jednak, ze Panstwo Mlodzi byli zadowoleni, goscie rowniez, no i ja jestem calkiem z siebie dumna. Zreszta, nie moglo byc inaczej, majac takich modeli!

danutasphotography

danutasphotography‘Felicdades’ kochani!

A czym sie rozni boliwijskie wesele od polskiego? Coz, niewiele znalazlam roznic. Tak samo sie bawi, tanczy, pije i je, choc w Santa Cruz, pewnie ze wzgledu na klimat, sama ceremonia odbywa sie poznym wieczorem. Nie ma tylko tradycyjnych zabaw o polnocy i rzucania welonem. Jest za to przypinanie grubych boliwianos do marynarki Pana Mlodego. Panstwo Mlodzi przed slubem wybieraja takze ‘Padrinos’ (Chrzestnych), ktorzy wspolfinansowuja  wesele – jedni kupuja obraczki, inni tort, jeszcze inni oplacaja przyjecie.

danutasphotography

Mysle jednak, ze zwyczaje rozne sa w innych czesciach kraju, zreszta tak jak w Polsce. Inaczej jest tez w miescie i na wsi. A poza tym, kazdy slub i wesele sa przeciez wyjatkowe!

Ja zas z niecierpliwoscia czekam na ten mojej siostry, za rok. W Polsce:)

***

It was my first Bolivian wedding! Well, not exactly mine but rather my friends’ :) I was invited to the wedding as a guest and … a photographer, although I admit, I am not a wedding photographer.

However, capturing this important moment in the life of my friends was for me a real honor and a challenge. (In Bolivia, very often wedding photographers appear at work with mobile printers, charging guests for the photographs, so at the beginning some people were quite reserved towards me.)

It was a night full of surprises, dramatic news, raw emotions, sincere joy and fun. The expression ‘hora boliviana’ (Bolivian time) proved to be ‘real’ again. At the invitation there was  a time 19.30, we showed up at 20.30 to find there only a handful of guests and a groom, while the last guests appeared around 23.00! The ceremony supposed to start at 21.30, but it began with almost an hour’s delay. This was due to an absence of a notary, who was going to conduct the ceremony… Fortunately, there was a lawyer in a family, who gave a (simbolic) blessing to ‘Young Couple’ instead.

And then the fun began! Bride’s mom encouraged everyone to dance, making sure everybodys glasses are full, while the mother of the groom was a queen of the dance floor.

Nevertheless, I think that this was my first and last wedding as a photographer, at least in Bolivia. My equipment and physical condition are not fit for such adventures! I do not remember the last time my fingers ached from holding the camera, my eyes being sore from looking at the viewfinder, and legs hurting from running on the heels;) Not to mention the stress I experienced when my camera was ‘waiting’ for the flash to load, running especially slowly during the ceremony. I tried my best, but I couldn’t be everywhere I wanted…

However, the most important was that the bride and groom were happy and I’m also quite proud of myself. It couldn’t be any different having such models!

danutasphotography

danutasphotography

‘Felicidades‘ my friends!

And how different is Bolivian wedding from the Polish one? Well, peple dance, drink and eat the same in both countries, although in Santa Cruz, probably because of the climate, the celebration usually starts late in the evening. There aren’t any traditional games at midnight, but after the caremony, guests pin ‘fat’ bolivianos to the the groom’s jacket for good luck. The couple also chooses ‘padrinos’ (godparents), who help to finance the wedding. Some are in charge of buying wedding rings, others get the cake, pay for the party etc.

I think, however, that the habits are different in other parts of the country, like everywhere. They also vary in the city and in the countryside. Besides, every wedding is exceptional!

As for me, I can’t wait to my sister’s wedding next year. In Poland :)

1502491_10205874552608695_5206269447560915904_n

fot. Stacey :)

Los Kjarkas *** Muzyczne trzesienie ziemi

Bylam tak podekscytowana koncertem Los Kjarkas, najbardziej znanego zespolu muzyki folkowej w Boliwii, że nawet nie przeszkadzalo mi stanie 1,5 godziny w kolejce na zewnątrz i kolejne 1,5 godziny czekania w środku. Tak, koncert mial rozpocząć sie o 8 wieczorem, więc my bylismy pod sala koncertowa o 7.30, ale jak to w Boliwii bywa, impreza zaczęła się o 10 w nocy. Slownikowy przyklad la hora boliviana :) Oczekiwanie nie bylo jednak takie złe – poznaliśmy miłych ludzi, ktorzy zajeli nasze punktualne europejskie umysły ciekawa i przyjemna rozmowa przy piwie. Co więcej, widzieliśmy wystep ‘facetow w rajtuzach’ oraz kobiete – kota:)

Koncerty w Boliwii sa anonsowane nie predzej niz tydzień wcześniej i nie reklamuja ich zadne plakataty, trzeba wiec uwaznie sluchac lokalnych stacji radiowych, czy telewizyjnych oraz czytac dzienniki,  aby dowiedziec sie o tym – Co?Gdzie?Kiedy? Tym razem mieliśmy szczęście i udało nam się zakupic miejsca super- VIP w pobliżu sceny, ktore gwarantowaly nam nie tylko wspaniale doznania akustyczne i wizualne, ale rowniez dostęp do lazienki dla VIP-ow (co bylo wybawieniem, bo peruwianskie piwo ‘Cordillera‘ lalo sie przy naszym stoliku strumieniami:)

Wystep Los Kjarkas byl naprawdę niesamowity i  szczęśliwa jestem widząc, że nadal istnieją zespoły, które potrafia grać na instrumentach i śpiewać NA ZYWO. Przez cale 2 godziny słuchaliśmy niezwykłych głosow, akompaniowanych dźwiękami gitary, charango, flutni pana (zampoña), quena, ronroco, bombo oraz cieszylismy oczy pokazem tradycyjnych tancow i pięknym oświetleniem sceny. Uczta dla oczu i uszu!

DSCN1336-2

Zaloze sie jednak, ze wiekszosc z was zastanawia sie – ktoz to sa Los Kjarkas?

Cóż, wszyscy na świecie znaja co najmniej jeden ich utwor, Llorado se fue ‘. Nie? A co, jeśli dodam, że ta chwytliwa melodia została skradziona przez inny zespół i nazwana popularnie “Lambada“?  Teraz wszystko jasne! Na szczęście, Los Kjarkas wygrali proces przeciwko grupie brazylijskiej Kaoma i jej francuskim producentom, a tak niedawo temu ich autorstwo zostalo uznane przez sama Jennifer Lopez, ktora uzyla nuty ‘LLorando se fue‘ w przeboju ” On The Floor “.

Grupa folkowa Los Kjarkas, została założona w 1965 roku w pueblo Capinota, w departamencie Cochabamba (gdzie dziś stoi małe muzeum poświęcone kapeli), przez braci Hermosa : Wilsona, Castela i Gonzalo, oraz Edgara Villarroel. Zaczęli oni promowac inny styl, nowy sposób interpretacji muzyki tradycyjnej, wowczas wykonywanej tylko podczas karnawalu i wypieranej  przez zagranicznne rytmy.

Nazwa zespołu ma swoje źródło w języku Quechua, w ktorym” Kharka ” oznacza instrument wymagajacy dostrojenia lub, jak powiedziala moja droga kolezanka Ester, jest synonimem slowa”temblor” – czyli trzęsienia ziemi. Ja raczej preferuje to drugie znaczenie, jako ze Los Kjarkas, z impetem zawojowali krajowa i miedzynarodowa scene muzyczna, a latach 80. zespół stał się popularny nie tylko w całej Ameryce Południowej, ale także w USA, Australii,  Europie i Japonii.

Z biegiem lat sklad zespolu ulegal zmianie i po drodze ubylo lub przybylo kilku członków takich jak: Elmer i Ulises Hermosa, Gaston Guardia, Francisco Hurtado i Braulio Sanchez, wymieniajac tylko kilka nazwisk. Nowe tysiąclecie przynioslo inne ważne zmiany w Los Kjarkas – grupa została odmłodzona przez kolejnych młodych artystów takich jak, Gonzalo Hermosa Jr., Lin Angulo i … Japonczyk Makoto Shishido.

Historia mówi, iz kiedy Japończyk Shishido, bedacy wielkim fanem zespołu, przyjechal do Boliwii i przedstawił swoje nienaganne umiejętności gry na charango i znajomosc wszystkich piosenek zespolu, zaimponował swoim idolom tak bardzo, że w końcu zdecydowali się oni przyjac go do zespołu. Muszę przyznac, iz byla to bardzo dobra decyzja, poniewaz nie tylko przyjemnie sie slucha charango Makoto, ale rowniez milo sie oglada japonskiego sobowtora  Keanu Reeves’a :)

DSCN1333

Publiczność kocha Los Kjarkas i nie mówię tu o wrzeszczacych i piszczacych nastolatkach, koczujacych na swoich idoli całą noc przed hotelem, ale o zwyklych ludziach, którzy śpiewają ich piosenki, tańcza do ich muzyki, a nawet dziela się piwem z liderem zespolu podczas koncertu :) Oczywiscie widzialam rowniez szalonych fanatykow (fanatico = fan), którzy jezdza za Los Kjarkas, uczestniczac w każdym koncercie i probujac przechytrzyc ochrone, wskakujac na scene :) I nie ma w tym nic dziwnego – Boliwijczycy są dumni z zespolu, ktory na calym swiecie promuje ich kulture, okazujac im swa sympatie i oddanie na każdym kroku!

P.S. Los Kjarkas, mimo ogromnej popularnosci, woda sodowa nie uderzyla do glowy , a bilety na ich koncerty są dostoswane do mozliwosci finansowych publicznosci. Ceny zaczynają się już od 100 bs . za bilet normalny, do 250 bs . za wejsciowke Super – VIP, i od 5 lat sa takie same.

Zespol ufundowal rowniez dwie szkoly, nauczajace tradycyjnej muzyki andyjskiej: the Musical School of Kjarkas w Peru oraz La Fundación Kjarkas w Ekwadorze. Zespol stara sie takze zjednoczyc Boliwie, tworzac muzyke oparta na tradycji roznych regionow kraju.

Info: Wikipedia oraz oficjalna strona zespolu.

***

I was so excited to see (at last!) Los Kjarkas, the most famous Bolivian band ever, that I didn’t even mind 1,5 hours of queuing outside and another 1,5 hours of waiting inside. Yeap, concert supposed to start at 8 pm, so we got there at 7.30,  but as it usually happens in Bolivia, it started at 10 pm. Hora boliviana, as they say:) I wasn’t annoyed though, as we met some nice people, that kept our punctual European minds occupied with interesting and pleasant conversation, while enjoying some Peruvian Cordillera beer. What’s more, we saw a little concert of ‘men in stockings’ and a cat-woman:)

Concerts in Bolivia are almost never announced more than a week before and there are no posters around, so you need to watch local TV-station or listen to the radio to know when and where to buy tickets. This time we were lucky and we were able to secure super-VIP seats, close to the stage. However it was nice to be close, we had an impression that the back was having more fun (no surprise here though). Nevertheless, it was great to have access to a VIP bathroom, especially after drinking so much beer!

DSCN1342

Los Kjarkas were truly amazing and I was happy to see that there are still bands that can play instruments and sing LIVE. For the next 2 hours we were listening to the remarkable voices, the sounds of guitars, charango, pan flute (zampoña), quena, ronroco, bombo and watching traditional dances in the beautiful illumination. A feast for the eyes and ears!

DSCN1356

You may ask, however – who are Los Kjarkas?

Well, everybody in the world knows at least one of their songs, Llorado se fue‘. No? What if I tell you, that this catchy melody was stolen by another band and named commonly as ‘Lambada‘. Now, everybody knows it! Thankfully, Los Kjarkas won the lawsuit against Brazilian band Kaoma and their French producers and not so long time ago were recognized by Jennifer Lopez, when she used the tunes of ‘Llorando se fue‘ in her own hit, ‘On the floor‘.

The band Los Kjarkas was founded in 1965 in Capinota in department of Cochabamba (where today a little museum dedicated to the band stands), by brothers Hermosa: Wilson, Castel and Gonzalo, and Édgar Villarroel.  They began to impose a different style, a new way of interpreting the great Bolivian traditional music, at that time played only on Carnivals and overshadowed by foreign rhythms.

The name of the band has its origin in Quechua language, where ‘kharka‘ means an instrument that needs to be tuned or, as my dear friend Ester said, ‘temblor‘ – an earthquake. I actually prefer the second meaning as Los Kjarkas, after playng at small local festivals, became national and international sensation, that shook the world of music. In the 80’s band became popular not only in all South America, but also in US, Australia, Europe and Japan, touring the biggest folk stages in the world.

With the passing of the years the band crew has changed and it have incorporated several other members as Elmer and Ulises Hermosa, Gaston Guardia, Francisco Hurtado, Braulio Sanchez to name a few. The new millennium brought other important changes in Los Kjarkas as the group was rejuvenated with other young artists: Gonzalo Hermosa Jr., Lin Angulo and… Japanese Makoto Shishido.

The story says that when the Japanese guy, a big fan of the band, came to Bolivia and presented his impeccable charango skills and knowledge of all Los Kjarkas songs, he impressed his idols so much, that at the end they decided to add him to the band. I must say, aside his musical abilities, he is a real pleasure to look at, being a Japanese version of Keanu Reeves:)

The public loves Los Kjarkas, and I don’t speak about screaming teens, waiting for their idols all night in front of the hotel, but regular people who sing their songs, dance to their music and even share a drink with a leader of the band during the concert:) However, there are also hard core fans, who follow the path of Los Kjarkas, going at every concert in the country and trying to get trough the security, jumping onto the stage:) And no wonder, Bolivians are proud to have such an amazing band, that promotes their culture all over the world!

P.S. However popular, Los Kjarkas are down to Earth, and the tickets to their concerts are affordable to Bolivian audience. The prices start at 100 bs. for normal to 250 bs. for super- VIP, and they haven’t changed in 5 years.

Los Kjarkas have also founded two schools teaching Andean folk music: the Musical School of Kjarkas in Lima, Peru and La Fundación Kjarkas in Ecuador. The band tries to unite all Bolivia by playing the melodies of every region.

Info: Wikipedia & official website of the band.

DSCN1324