‘Miradores’ of La Paz *** ‘Widokowki’ La Paz

Po porannej wizycie w szpitalu, gdzie zalecono mi jak najszybciej opuscic La Paz z powodu choroby wysokosciowej, udalismy sie na lotnisko, aby przebukowac bilety powrotne. Czulam sie juz lepiej, ale wiedzialam, ze nastepnej nocy ‘nie przezyje’, wiec gdy okazalo sie, ze najwczesniej mozemy poleciec poznym wieczorem, postanowilismy skorzystac z okazji by pozwiedzac jak najwiecej.

After a morning visit in the hospital, where doctor recommended me to leave La Paz as soon as possible due to altitude sickness, we went to the airport to re-book our tickets. I felt better already, but I knew that I wouldn’t survive next night so high, so when it turned out that at the earliest we can go late in the evening, we decided to take advantage of the opportunity and see as much of the city as possible.

Aby za bardzo sie nie meczyc, zapytalismy przyjaznego taksowkarza, czy moglby nas obwiezc po wszystkich punktach widokowych i za ile. Stanelo na 50bs. za godzine, na co przystalismy (choc pewnie daloby sie jeszcze zejsc z ceny) i od razu wybralismy sie na wyboista przejazdzke po bezdrozach La Paz.

Przyznam, kiedy Eddie wywozil nas na obrzeza miasta, czulam pewnien niepokoj – pelno slyszy sie tutaj historii o turystach oszukanych przez taksowkarzy, wywozonych do nikad i rabowanych. Niepokoj zniknal jednak, kiedy dojechalismy na pierwszy punkt widokowy i naszym ooczom ukazala sie panorama miasta – piekna acz niekompletna z powodu grubej warstwy chmur przykrywajacej slynne osniezone szczyty gory Illimani. Nic jednak nie moglismy na to poradzic – pogody sie nie wybiera!

In order to use the time the best and keep safe, we asked a friendly taxi driver if he could take us to some ‘vistas‘ for a good price. He agreed to show us around for 50 bs. per hour (though probably it was possible to get off of the price bit) and  so we went on a bumpy ride through the outskirts of La Paz.

I admit, when Eddy – the driver had taken us to the poor suburbs, I felt a bit anxious, remembering stories about tourists cheated by taxi drivers, driven in the middle of nowhere and robbed. Anxiety however disappeared when we got to the first viewing point and before our eyes appeared an amazing panorama of the city – beautiful yet incomplete due to thick clouds covering the famous snow-capped Illimani. But we could do nothing about it – you can’t choose the weather!

_MG_2622

_MG_2629

_MG_2642

Zaraz potem dotalismy do miradora z krzyzem, z ktorego widok rozciagal sie na 3 strony swiata. Niestety nie pamietam nazwy tego miejsca, ale na pewno warto je odwiedzic, poniewaz jak sie pozniej okazalo, byl to najlepszy punkt widokowy w miescie.

Soon after we went to the mirador with a cross, from which we could see three sides of the world. Unfortunately I don’t remember the name of the place, but this one is definitely worth a visit (if the clouds do not obscure the mountains:).

_MG_2658

_MG_2655

_MG_2650

Po zalatwieniu spraw w hotelu i obiedzie, wyruszylismy do ‘Valle de la Luna’ (‘Dolina Ksiezycowa’). Podroz poza miasto okazala sie bardzo przyjemna – moglismy bowiem odetchnac pelna piersia, co w ruchliwym centrum nie jest mozliwe, oraz podziwiac roznokolorowe formacje skalne. Valle de la Luna oraz  Valle de las Animas wygladaja jak pustynie stalagmitow. Naprawde piekny widok, szczegolnie kiedy jasne skaly kontrastuja z blekitnoniebieskim niebem, ktorego przeblyski mielismy szczescie doswiadczyc wlasnie w tym miejscu.

After settling matters in the hotel and having a lunch, we went to the ‘Valle de la Luna’ (The Moon Valley). Travelling out of the city was great – at last we could breathe freely, which in a busy city is impossible, and admire the colorful rock formations. Both Valle de la Luna and ‘Valle de las Animas’ look like desert of stalagmites. Really beautiful place, especially when contrasting with the clear blue sky, which we were lucky to experience at last!

_MG_2701

_MG_2699
_MG_2724

_MG_2735
_MG_2753

_MG_2760

W drodze na ostatni mirador rozmawialismy, jakim cudem miasto rozbudowalo sie tak bardzo, zwazywszy, ze lezy ono na podlozu skladajacym sie w duzej mierze z … gliny. Jadac waskimi kanionami co roz zerkalam w gore, patrzac na wille i proste domy wiszace nad przepascia. Jakie szczescie, ze La Paz nie nawiedzaja silne trzesiena ziemi!

On the way to the last mirador, we talked about a big expansion of a city, given that it lies on the ground that consist largely of … clay. Travelling through the narrow canyons, I couldn’t help but glance up the hill, looking for villas and houses hanging over a precipice. What luck that La Paz doesn’t experiences big earthquakes! 

_MG_2679
_MG_2652

_MG_2681

_MG_2682

Oststnim punktem widokowym byl ‘Mirador Kili Kili’ – wychwalany przez pania w Informacji Turystycznej. Przyznam, ze nasz taksowkarz Eddie byl lepiej poinformowany. Kili Kili, lezy najblizej centrum, jednak widok z niego jest bardzo ograniczony. Mozna za to obserwowac z niego zycie ‘zwyklych’ mieszkancow La Paz.

The last viewpoint was on ‘Kili Kili Mirador’ – praised by the lady in the Tourist Information who said that this is the best one. I must say that our taxi driver Eddie was better informed. Kili Kili, lies closest to the city center, but the sight from it is very limited. You can however watch from there life of ‘ordinary’ inhabitants of La Paz.

_MG_2781

Mowi sie, ze im wyzej, tym biedniej, ale takich widokow bogaci mieszkancy centrum La Paz nie posiadaja. Parafrazujac slynnego ‘Idot Abroad’, ktory podczas jednej ze swych wypraw stwierdzil, ze ‘lepiej jest mieszkac w dziurze z widokiem na palac, niz w palacu z widokiem na dziure’, przyznaje, ze cos w tym jest:)

It is said that the poorest people live higher up, but on the other hand, wealthy residents of the center of La Paz don’t possess such views! I could paraphrase the famous’ Idiot Abroad ‘, who during one of his travels said that ‘it is better to live in a hole with the view on the palace, than in the palace overlooking the hole’. I must admit there is something in it :)

Museum Day in La Paz *** Dzien Muzeum w La Paz

Czwartek byl dla nas Dniem Muzeum, poniewaz Wielki Piatek jest w Boliwii dniem wolnym od pracy (takze tej w muzeum:), a w weekendy wszystko jest tutaj zamkniete.

Jako pierwsze odwiedzilismy muzeum przy kosciele Swietego Franciszka, ktore miescilo sie tuz za rogiem naszego hotelu, w poblizu ‘Mercado de las Brujas‘. Kosciol i zakon ufundowany w roku 1548 zachowal sie do czasow dzisiejszych w bardzo dobrym stanie (choc znalazlam informacje, ze zostal on odbudowany w XVIII w.) i dzis stanowi glowa historyczna atrakcje La Paz oraz popularne miejsce spotkan, ze wzgledu na centralne polozenie i duzy plac.

_MG_2521

_MG_2488

Dla ‘muzealnikow’, czyli turystow zainteresowanych historia i sztuka, dostepny jest specjalny bilet ‘Circular- boleto unico de museos’, skladajacy sie z 3 biletow w jednym. Kosztuje on 40 bs., a zaoszczedza sie na nim cale 20 bs.! Nie jest to opcja popularna, poniewaz pani w Muzeum Narodowym powiedziala, ze pierwszy raz widzi taki bilet (!), ale sami przyznacie, ze oplacalna:)

Muzeum Franciszkanskie zwiedza sie z przewodnikiem (mowiacym po hiszpansku lub angielsku), nie trzeba jednak czekac, az zbierze sie grupa – mozna dolaczyc do juz zwiedzajacej i zakonczyc ‘tour’ w innej kolejnosci. W muzeum poznajemy historie franciszkanow, jak i samego miasta oraz dwiadujemy sie skad wziela sie oficjalna nazwa La Paz – Nuestra Señora de La Paz.

Dla mnie najwieksza ciekawostka byl jednak wirydarz polozony na 2 pietrze! La Paz jest bardzo pagorkowate, wiec i ogrod usytuawano na naturalnym wzniesieniu:) Poza tym, budynek zalozony wedlug reguly franciszkanskiej jest bardzo prosty, zbudowany z lokalnych surowcow (a nawet z materialow pochodzacych z odpadku, jak filary powstale z pocietych kolumn), a jedynym akcentem odstajacym od teorii skromnosci byl kolor jego scian – atramentowy, pieknie kontrastujacy z czerwienia. Nawet figura Ukrzyzowanego Chrystusa w jednej z sal zostala zamalowana tym wlasnie kolorem!

_MG_2499

_MG_2505

_MG_2504

Muzeum posiada takze spora kolekcje malarstwa religijnego (szczegolnie ‘Piekne Madonny’ sa godne uwagi), typowego dla sztuki Boliwii, ktora mimo iz czerpala garsciami ze wzorcow europejskich, rozwinela swa odmienna stylistyke.

Wnetrze kosciola o bogato dekorowanej barokowej fasadzie, prezentuje sie rownie dostojnie. Niestety udalo mi sie je obejrzec jedynie z wysokosci choru, gdzie przykulo moja uwage alabastrowe okno, przepuszczajace pieknie rozproszone swiatlo, oswietlajace wielka ksiege liturgiczna.

 

Nastepnie odwiedzilismy Muzeum Etnograficzne (Museo de Etnografia y Folclore), ktore miesci sie w pieknym kolonialnym domu z konca XVIII wieku. Prawde mowiac, byl to jeden z najpiekniejszych domow, jakie kiedykolwiek widzialam – zalozony wokol  niewielkiego dziedzinca, z piekna kamieniarka, galeria i oryginalnymi drewnianymi drzwiami i podlogami.

_MG_2529

_MG_2530

_MG_2540

_MG_2536

_MG_2570

Przestrone sale tego muzeum kryja zas prawdziwe skarby sztuki boliwijskiej z roznych regionow – od tkanin, poprzez ceramike i tradycyjne maski.  Poniewaz nie zauwazylam zakazu fotografowania (takowy obowiazuje w Muzeum Franciszkanskim), postanowilam skorzystac z okazji i pstryknac kilka zdjec BEZ FLESZA, oczywiscie.

_MG_2562

_MG_2554

_MG_2548

Muzeum to bez watpienia jest jednym z najpiekniejszych tego typu instytucji, jakie bylo mi dane zwiedzac i co najwazniejsze – jest ono wzorcowo prowadzone (szkoda jedynie, ze nie bylo tam informacji po angielsku).

Trzecie i ostatnie na naszej liscie (oraz bilecie) Muzeum Narodowe (Museo Nacional de Arte) miesci sie takze w starym palacu, tuz obok Plaza Mayor (Murillo), zbudowanym w roku 1775 w stylu tzw. ‘baroku andyjskiego’. I tutaj mozemy podziwiac piekna architekture, jednak o wiele bardziej monumentalna i … zimna. Na zwiedzanie mielismy zaledwie pol godziny, poniewaz zamykano je 16.00 (mysle, ze z powodu zblizajacego sie Swieta).

_MG_2592

Muzeum nie jest jednak duze, dalismy wiec rade zobaczyc wszystkie jego zbiory – boliwijskiego malarstwa oraz rzezby dawnej i wspolczesnej, stojacej na swiatowym poziomie. Kiedys moze zabiore sie do studiowania dziel takich artystow jak: Gaston Ugalde, Sol Mateo czy Walter Solon Romero, ktore wywarly na mnie wielkie wrazenie.

Ciekawostka jest to, ze Muzeum Narodowe posiada nieodplatna ekspozycje czasowa otwarta dla wszystkich – nam udalo sie trafic na wystawe czarno – bialych fotografi niemieckiego reportera z lat 1960 -70   – ‘Michael Ruetz :Tiempos Incomodos’.

‘Rajd’ po muzeach La Paz, ktorych jest o wiele wiecej zakonczylismy w jednej z pobliskich kafejek, w ktorej czas jakby sie zatrzymal w poczatkach ubieglego wieku. Musze przyznac, ze La Paz ze swoimi kafejkami i barami umieszczonymi w podziemiach kamienic posiada specyficzny ‘dekadencki’ klimat, ktory przypomina atmosfere starego Paryza. Zreszta z Paryzem ma rowniez cos wspolnego –  sam Gustav Eiffel zaprojektowal budynek Centralnego Dworca Autobusowego w La Paz!

Dzien zakonczylismy przechadzka po wspomnianym ‘El Mercado de las Brujas’ (Bazarze Czarownic) – ktory jest jedna z wiekszych atrakcji turystycznych La Paz.  Wedlug mnie moze i jest najbardziej popularny, ale nie ma duzo wspolnego ze swoja nazwa! Co prawda, kilka sklepikow z pamiatkami sprzedaje rozne dziwaczne medykamenty ze zwierzat i roslin, kremy i mydelka na potecje czy amulety, ale wlasnie… sa to sklepy dla turystow, na pokaz. My rowniez zakupilismy kilka amuletow (na dlugie i szczesliwe zycie) oraz zrobilismy kilka zdjec ‘ususzonym’ szczatkom plodow lam, ktore podobno przesadni Indianie Aymara zakopuja pod fundamentami nowego domu – na szczescie…

_MG_2598

_MG_2600

_MG_2606

Jezeli jednak ktos chce zobaczyc prawdziwy bazar czarownic, to powinien udac sie raczej do pewnej czesci La Cancha w Cochabambie, gdzie widok’ bialych twarzy’ nie powoduje usmiechu na ustach sprzedawcy, a raczej szczera niechec; gdzie stoly uginaja sie od przeroznych ziol, suszonych czy zakonserwowanych w olejach szczatek zwierzecych, kamieni, nasion itp.; gdzie widac, slychac i CZUC magiczna i tajemnicza atmosfere prawdziwego ‘El Mercado de las brujas’. Nie ma tam oficjalnego ZAKAZU ROBIENIA ZDJEC, ale ja raczej odradzalabym sieganie po aparat (czy wrecz zabierania go ze soba!).

***

On Thursday, we had our Museum Day,  because Good Friday in Bolivia is a holiday and on weekends everything is closed here anyway.

First, we visited the Museum of St. Francis Church, which was located just around the corner from our hotel, close to the ‘Mercado de las Brujas‘. The church and convent was founded in 1548 and survived to the present day in a very good condition (although I found the information that it was rebuilt in the eighteenth century) and today is the most important historical attraction in La Paz and a popular meeting place, due to its central location and large square in front of it.

For the ‘museum people’ – tourists interested in history and art, there is a special ticket available, called ‘Circular-boleto unico de Museos’, consisting of three tickets in one. It costs 40 bs. and saves 20 bs.! This is not a popular option, as the woman in the National Museum said that she saw this ticket for the first time (!), but I must admit it is handy and profitable :)

You can visit Franciscan Museum only with a guide (Spanish-speaking or English), but you don’t have to wait for a group to gather as you can join one and complete the ‘tour’ in a different order. In museum we can learn about history of Franciscan order in Bolivia and where the official name of the city – Nuestra Señora de La Paz comes from.

For me, the biggest surprise was the cloister located on the 2 floor! La Paz is very hilly, so the garden was created on a hill :) Besides, the building founded according to Franciscan rule is very simple, made of local materials (and even the recycled materials as pillars made from old columns) and the only opposition to modest theory was the color of the walls – bold blue, beautifully contrasting with red. Even the figure of the Crucified Christ in one of the rooms was painted over in that color!

The museum has also a large collection of religious paintings (especially ‘Madonnas“) – exhibiting typical in Bolivian art mix of Western and indigenous styles.

The interior of the church, with a beautifully decorated facade, looks quite rich in its baroque robe. Unfortunately, I could only admire it from the high choir, where  an alabaster window had caught my attention, illuminating with a beautifully diffused light huge liturgical book. The the rest of the church interior was hidden in darkness.

After that we visited the Ethnographic Museum (Museo de Ethnografia y Folclore), which is housed in a beautiful colonial house from the end of the XVIII century. In fact, it was one of the most beautiful houses I’ve ever seen – founded around a small courtyard, with beautiful stonework, galleries and original wooden doors and floors. Big rooms of the museum house the true treasures of art from different regions of Bolivia – from textiles and ceramics to traditional masks. Because I haven’t noticed any ‘no photos’ sign (unlike in the Franciscan Museum), I decided to take advantage of the opportunity to snap some pictures with NO FLASH, of course. The museum is without doubt one of the most beautiful of such institutions and most importantly – it is exemplary run (I wish only that there was some information in English).

The third and last on our list (and ticket) was National Museum of Art (Museo Nacional de Arte), housed in an old palace right next to the Plaza Mayor (Murillo), built in 1775 in the style of the so-called ‘Andean Baroque’. Here we could also admire the beautiful architecture, however, much more monumental and at the same time … colder. We had only half an hour for the tour, because it was closing at 4 pm (probably because of the upcoming holidays).

But the museum is not large, so we could see all its collection – ancient and contemporary paintings and sculptures by Bolivian artists. Someday maybe I’ll take up study of works by artists such as Gaston Ugalde, Sol Mateo and Walter Solon Romero among others, which really impressed me.

Interesting fact is that the National Museum has temporary exhibition open to all without charge – we were lucky to see exhibition of black & white photographs of a German reporter from the 60′ and 70s’ – ‘Michael Ruetz: Tiempos Incomodos’.

We finished ‘race’ of the museums of La Paz in one of the nearby cafes, in which time seems to have stopped in the last century. I have to admit, La Paz with its cafes and bars located in the basements of the houses has a specific ‘decadent’ climate, which resembles the atmosphere of old Paris. Moreover, La Paz and Paris have also something else in common – Gustav Eiffel, who designed the building of the Central Bus Station in La Paz!

After returning to our hotel, we went for a walk to famous ‘El Mercado de las Brujas’ (Witches’ Market) – one of the biggest tourist attractions of La Paz. It might be the most popular place of this kind in Bolivia, but for me it doesn’t have much in common with its name! There are few souvenir shops selling various medications ‘made of’ different animals and plants, creams and soaps for better sex life or amulets, but those are the shops for tourists. We also bought some charms (for long and happy life), and we took some pictures of dry out llamas fetus remains, which supposedly the superstitious Aymara Indians bury under the foundations of a new house – for good luck …

However, if someone wants to see a real witches market, they should rather go to a certain part of La Cancha in Cochabamba, where the view of ‘white faces’ does not bring a smile on the seller’s lips, but rather a sincere reluctance; where tables groan from a variety of herbs, animal debris – dried or preserved in oils, stones, seeds, etc.; where you can see, hear and SMELL the magical and mysterious atmosphere of true ‘El Mercado de las Brujas’. You won’t see there ‘NO PICTURE’ sign, but I would rather advise NOT to take out your camera (or even bring it with you!).