DAKAR in Bolivia!

Przygoda rozpoczęła się w 1977 roku, kiedy Thierry Sabine zgubił się na swoim motocyklu na pustyni w Libii podczas rajdu Abidżan -Nicea. Uratowany z piasków, wrócił do Francji obiecując sobie, że podzieli się swoja fascynacja pustynia z innymi. Zaczął wiec planować trasę rozpoczynająca się w Europie, prowadzącą do Algieru, Agadezu i kończącą w Dakarze. Mottem rajdu zostały słowa: “Wyzwanie dla tych, którzy jada. Marzenie tych, którzy pozostają w tyle “. Plan Sabine szybko stal się rzeczywistością i od tego czasu rajd Paryż – Dakar – wyjątkowe wydarzenie, otwarte dla wszystkich zawodników i niosące orędzie przyjaźni między wszystkimi ludźmi, nigdy nie przestał zaskakiwać i ekscytować. W ciągu prawie trzydziestu lat, rajd Dakar przyniósł niezliczone sportowe i ludzkie historie.

Dakar przybył do Ameryki Południowej w 2010 roku, po zmianie sytuacji politycznej w Afryce, a w tym roku po raz pierwszy gości w Boliwii! Nie muszę dodawać, jaka ekscytacje wywołał w Boliwijczykach fakt współorganizowania (z Argentyna i Chile) tak ważnej międzynarodowej imprezy. Wszyscy maja nadzieję, że Dakar przyczyni się do rozwoju turystyki tego biednego kraju, po tym jak tysiące gości z całego świata (nawet 70) oraz miliony ludzi przed telewizorami, zobaczą jedne z najbardziej wspaniałych krajobrazów kontynentu Południowoamerykańskiego: otwarte przestrzenie Salar de Uyuni oraz departamentów Potosi (Villazón, Tupiza, Atocha, Uyuni,  San Pablo de Ipes, Colchaca, Tawa, Ika, San Pedro de Quemes and San Agustín) i Oruro (Garci Mendoza) – łącznie 830 km. Boliwia gości odcinek siodmy (Salta – Uyuni) i osmy (Uyuni i Calama), 12 i 13 stycznia.

Trasa Dakaru będzie jednak przekraczać granicę argentyńsko – boliwijska w sposób szczególny. Z powodu trudności geograficznych i klimatycznych, w tym roku tylko motocykle i quady będą ścigać się po bezdrożach Boliwii, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, z cala pewnością zobaczymy więcej ‘pościgów’ w przyszłości.

DAK14_TRACÉ_COMPLET_JUILLET

Grafika: http://www.dakar.com

Rząd boliwijski zrobił dużo, aby zadowolić organizatorów rajdu : przygotował trasy, zbudował infrastrukturę turystyczną: hotele, hostele, miejsca tymczasowego zakwaterowania. Krajowe linie lotnicze BOA, otworzyły nowe połączenie – z Cochabamby do Uyuni, a nawet zorganizowały wielki pokaz mody na solnej pustyni!
Wiele lokalnych agencji turystycznych przygotowało specjalne  pakiety dla fanów (2 dni w Uyuni z Cbba all inclusive za około 800 Bs.). A wszystko to w celu wypromowania boliwijskich cudów natury i pokazania światu, że Boliwia nie jest wrogim miejscem dla przyjezdnych.

Dakar Bolivia re espera (facebook)

‘Bolivia te espera’ (Facebook)

Wszystko ma jednak swoją cenę: od dłuższego czasu czytam w gazetach o planowanych blokadach dróg przez społeczności wiejskie, mające kłopoty z wielkimi przygotowaniami do Dakaru. Także ekolodzy protestowali, iż tak wiele pojazdów ‘ujeżdżających’ największą solną pustynię na świecie, będzie miało fatalny wpływ na ten jeden z najcenniejszych krajobrazów i ekosystemów na kontynencie.

Ja sama podzielam wszystkie obawy i jednocześnie mam nadzieję, że to wydarzenie, śledzone przez miliony ludzi na całym świecie, pomoże Boliwii w zbudowaniu solidnej podstawy nowoczesnej turystyki i otwarciu na świat.

Kilka miesięcy temu marzyłam, aby  zobaczyć Dakar na własne oczy, ale kiedy dowiedziałem się, że mój idol i legenda skoków narciarskich Adam Małysz nie przyjedzie do Boliwii, postanowiłam zostać w tropikach i trzymać za niego kciuki na miejscu. Jal ni razie, radzi on sobie wspaniale!

71427_391763900958659_1369992803_n

Fot. Adam Malysz Facebook page

Suerte!

Źródła: http://www.dakar.com oraz http://www.boliviatravelsite.com.

***

‘The adventure began back in 1977, when Thierry Sabine got lost on his motorbike in the Libyan desert during the Abidjan-Nice Rally. Saved from the sands in extremist, he returned to France still in thrall to this landscape and promising himself he would share his fascination with as many people as possible. He proceeded to come up with a route starting in Europe, continuing to Algiers and crossing Agadez before eventually finishing at Dakar. The founder coined a motto for his inspiration: “A challenge for those who go. A dream for those who stay behind.” Courtesy of his great conviction and that modicum of madness peculiar to all great ideas, the plan quickly became a reality. Since then, the Paris-Dakar, a unique event sparked by the spirit of adventure, open to all riders and carrying a message of friendship between all men, has never failed to challenge, surprise and excite. Over the course of almost thirty years, it has generated innumerable sporting and human stories.’

Dakar came to South America in 2010, after the change in political situation in Africa. And this year 2014, for the first time it comes to Bolivia! I don’t have to say, how excited are people here to be co-hosts (with Argentina & Chile) of such an important international rally. Bolivia hopes, that Dakar will bust its tourism, after showing in TV the most stunning landscapes that South American continent has to offer: Salar de Uyuni and parts of Potosi (Villazón, Tupiza, Atocha and Uyuni,  San Pablo de Ipes, Colchaca, Tawa, Ika, San Pedro de Quemes and San Agustín) and Oruro (Garci Mendoza) – together 830 km. Bolivia will welcome the seventh stage (Salta-Uyuni) and the eighth stage (Uyuni and Calama), on 12th and 13th of January.

‘Nevertheless, the geographical and climatic difficulties made the preparation of a “classic” stage through Bolivia harder, so the Dakar’s route will cross the border in a particular way, with a marathon stage in the south of the country. This unique format, which may only concern motorcycles and quads, will allow a new strategy to be tested on the rally, opening the way to new possibilities.‘  So, if everything goes well – we will see more of Dakar on Bolivian soil in the future!

Bolivian government did a lot to please organizers of the rally: it prepared the route, built tourist infrastructure: hotels, hostels ad temporary accommodation. Bolivia expects the arrival of about 70 thousand visitors from various countries during the Dakar 2014! The national airline BOA, opened a new connection – from Cochabamba to Uyuni, with lots of planes just for the event.  They even organised a big fashion show on the salt flat!

1425545_10152142465199530_2111605885_n

Many local tourist agencies prepared packages for the fans (eg. 2 days in Uyuni from Cbba, all inclusive for about 800 Bs.). All to promote Bolivian natural wonders and show that Bolivia is not a hostile place for visitors.

But everything comes with a price: for weeks now I’ve been reading in newspapers about planned road blockades by rural communities who apparently were having some troubles with big preparations to Dakar. Also, ecologists were protesting that allowing so many vehicles to ride the biggest salt desert in the world will have a disastrous effect on some of the most precious landscapes and ecosystems on the continent.

I share all concerns and in the same time I hope that this event, followed by millions around the world, will help Bolivia to establish a solid base for modern tourism and open Bolivia to the world.

Some months ago I wanted to go and see Dakar myself, but when I found out that my teenage idol and ski-jumping legend Adam Malysz won’t be riding in Bolivia, I decided to stay in the tropics, and follow him from here! So far, so good!

‘Suerte’!

Sources: http://www.dakar.com and http://www.boliviatravelsite.com.

***

At the end a ‘funny picture’ showing daily ‘Dakar’ reality in Northern Bolivia:1483380_472085542902292_1351240965_nFoto: San Borja Beni Bolivia (Facebook)

BOLIVIA: Not Only Salar de Uyuni *** Wszystkie ‘NAJ’ Boliwii

Boliwia jest jednym z tych krajów, w którego opisie nie może zabraknąć przedrostka –naj. To odcięte od morza najbiedniejsze państwo Ameryki Południowej (zaraz po po Haiti) jest znane przeciętnemu człowiekowi z tego, ze jest jednym z największych producentów (i konsumentów) koki. Ja chciałabym jednak przybliżyć wiele innych faktów dotyczących tego ‘egzotycznego’ kraju, o których stosunkowo niewiele osób ma pojęcie.

Bolivia is one of those countries, whose description can’t do without the superlatives. This poorest country in South America (after Haiti), cut off from the sea, is known to the average person as one of the biggest producers (and consumers) of coca. I would like to add more facts about this ‘exotic’ country that many people might not be aware of.

boliviainmyeyesNajbardziej znanym miejscem Boliwii jest Salar de Uyuni – największa pustynia solna świata, usiana kaktusowymi wysepkami, przyciąga rocznie miliony turystów. Dlaczego? Jest to niewątpliwie jeden z najbardziej niesamowitych krajobrazów na naszej planecie! Biała plama widoczna z kosmosu, w porze deszczowej przypomina tafle lustrzana – prawdziwe ‘niebo na ziemi’. Ale Boliwia to nie tylko Salar de Uyuni – w okolicy znajdują się inne zapierające dech w piersiach widoki – kolorowe laguny, otoczone wulkanami, surrealistyczne skalne pustynie i setki różowych flamingów!

The biggest tourist attraction of Bolivia is Salar de Uyuni – the largest salt desert in the world, dotted with islands of giant cacti. Why is it so special? It is undoubtedly one of the most amazing landscapes on the planet – white spot visible from space, during the rainy season reflects the sky. A real ‘heaven on earth’! But Bolivia is not only Salar de Uyuni – in the area are located other breathtaking views of coloured lagoons, volcanoes, surreal rocky deserts and hundreds of pink flamingos!

boliviainmyeyes

Niedaleko najwyżej położonego żeglownego jeziora świata Titicaca, znajduje się najwyżej położona stolica (choć tylko administracyjna) – La Paz. Przybywając do andyjskiej metropolii droga powietrzna, lądujemy na najwyższym lotnisku świata El Alto, które z góry wygląda jak zielono – brązowa płachta, rozpostarta pośród ostrych i wiecznie białych szczytów Cordiriera Real.

Nearby the highest navigable lake in the world, Titicaca, the highest capital city (though only administrative) La Paz, is located. When coming to the Andean capital of Bolivia by air, we land on the world’s highest international airport ‘El Alto’, surrounded by white peaks of Cordillera Real.

boliviainmyeyesNie możemy zapomnieć o najniebezpieczniejszej drodze  ‘śmierci’– La ruta de la muertektóra jest również uważana za jedna z najpiękniejszych. Kilometry błotnej wstęgi, leczącej La Paz z tropikami Las Yungas, wciśniętej pomiędzy skalna ścianę i głęboką przepaść, co roku przyciągają tysiące amatorów wrażeń i wciąż udowadniają, ze zasługują na swoja złą sławę.

We can’t forget the most dangerous road – La ruta de la muerte, which is also considered one of the most beautiful. Kilometers of mud string, connecting La Paz with the tropical Las Yungas, wedged between a rock wall and deep precipices, every year attract thousands of people and still proves that its bad fame is well deserved.

boliviainmyeyesPodobno, najwyżej położone miasto świata znajduje się właśnie w Boliwii, a jest nim jest Potosi, swego czasu najbogatszy gród srebrem płynący (do Hiszpanii), gdzie dziś możemy oglądać imponujące fasady kościołów w bogatym i cudnie naiwnym stylu mestizo. Najpiękniej zachowana architektura kolonialna szczyci się jednak niedalekie Sucre, gdzie produkuje się również najsmaczniejsza czekoladę Para Ti!

Apparently, the highest town of the world is located in Bolivia too, and that is Potosi, one time the richest city on planet, flowing with silver (to Spain), where today we can still admire  impressive facades of churches, curved in a rich and wonderfully naive style called mestizo. Most beautifully preserved colonial architecture, however, is located in the nearby city of Sucre (first capital city), which also produces the tastiest chocolate Para Ti!

boliviainmyeyesBoliwijskie Altiplano jest nie tylko kolebką starożytnych cywilizacji, ale również ojczyzną ziemniaka. To właśnie tu można spotkać najwięcej  jego odmian, których podobno jest 5000! Male, duże, okrągłe, podłużne, z wypustkami, z dziurami lub całkiem gładkie, w Najróżniejszych kolorach. Możemy tu spróbować innych lokalnych przysmaków, jak pieczona świnka morska, które niektórym wydadzą się najobrzydliwsze.

Bolivian Altiplano is not only the cradle of ancient civilizations, but also the cradle of the potato. It’s right here where you can meet the most of its varieties, which is rumoured to be 5000! Small, large, round, oblong, knobbed, with holes or smooth, in different colours. Here we can also try other local delicacies as roast guinea pig, which some will find the most horrible.

boliviainmyeyes

Gwarne, brudne i często nieprzyjaźnie wyglądające bazary kryją najbardziej oryginalne przykłady rękodzieła artystycznego. Warto jest odwiedzić (podobno) największe targowisko w Ameryce Południowej – La Cancha w Cochabambie,  którego jedna cześć poświęcona jest właśnie artesanias. Można tu zresztą dostać dosłownie wszystko – trzeba tylko wiedzieć gdzie, bowiem to ogromne ‘centrum handlowe’ swoim skomplikowanym systemem uliczek i przejść, może z powodzeniem konkurować z soukiem w marokańskim Fezie.

Noisy, dirty and often unfriendly looking bazaars hide the most original examples of artistic handicrafts. It is worth to visit (supposedly) the largest market in South America – La Cancha in Cochabamba, whose one part is dedicated to just ‘artesania’. You can get here literally everything – you just have to know where, because this huge ‘mercado’, with its complicated system of streets can successfully compete with Moroccan souk.

boliviainmyeyes

Miasto Wiecznej Wiosny do niedawna szczyciło się najwyższą figurą Jezusa na świecie, wzorowana na tej w Rio de Janeiro, która jakiś czas temu została zdetronizowana przez ‘naszego’ Chrystusa ze Świebodzina. Kiedy jednak w niedalekim Oruro postawiono najwyższą statuę Matki Boskiej,  Boliwia  odzyskała prowadzenie w kategorii największych monumentów chrześcijańskich.

The City of Eternal Spring, until recently took pride of the highest figure of Jesus in the world, modelled on the one in Rio de Janeiro, which was dethroned by the Polish statue of Christ of Swiebodzin. When, however, in the nearby Oruro the highest statue of Virgin Mary was erected, Bolivia regained the lead in the category of the largest Christian monuments.

boliviainmyeyes

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, ze na południu Boliwii, w rejonie Tarija, znajdują się jedne z najwyżej położonych winnic, wytwarzające bardzo dobre wina. Najtańsze można kupić już za niecałe 2€.

Malo kto wie również, iż większą cześć Boliwii stanowią nie góry, pustynie czy żyzne doliny, ale tropiki. Mamy tu lasy deszczowe Amazonii, tropikalne Gran Chaco oraz suche sawanny. Największym miastem regionu oraz Boliwii jest Santa Cruz de la Sierra, które jest również Najprężniej rozwijającym się w całej Ameryce Południowej. W okolicznej dzungli można zobaczyć okazy największych insektów, a w miejskich parkach stanąć twarzą w twarz z najsympatyczniejszym zwierzakiem – leniwcem. Santa Cruz jest jednym z najgorętszych i najwietrzniejszych miast Boliwii, choć te dwa stany łącza się ze sobą wyśmienicie, pomagając  jakoś przetrwać nieznośne lato.

Few people realize that in the south of Bolivia, in the region of Tarija, one the highest vineyards are located. The cheapest and good bottle of wine costs about €2.

Not many people know also that the greater part of Bolivia is not represented by mountains, deserts and fertile valleys, but the tropics. We have here the Amazon rainforest, tropical Gran Chaco and dry savannas. The biggest city in Bolivia is Santa Cruz de la Sierra, which is also the fastest developing area throughout South America. In the surrounding rainforest you can see the largest specimens of different insects, and in the city parks you can meet face to face with the cutest animal ever – sloth. Santa Cruz is one of the hottest and the windiest cities of Bolivia, and only thanks to the wind it is possible to survive the summer.

boliviainmyeyes

Boliwia jest największym producentem orzechów brazylijskich (br. castanas), zwanych tutaj almendras (pl. migdały) oraz jednym z największych producentów niezwykle odżywczej  quinoa. Co ciekawe, produkty te  nie są powszechnie spotykane na pólkach sklepowych, bowiem większość zbiorów przeznaczona jest na export. Na bazarach można natomiast spotkać najróżniejsze owoce:  najsłodsze mango, melony, ananasy, czerwone banany czy mniej znane achachairu.

Bolivia is the largest producer of Brazilian nuts (br. castanas), called here ‘almendras’, and one of the largest manufacturers of highly nutritional quinoa grain. Interestingly, these products are not commonly found on the shop shelves, as most of the harvest is intended for export. In the bazaars you can buy however all kinds of fruit: the sweetest mangoes, the most aromatic melons, pineapples, red bananas and less known achachairu.

boliviainmyeyes

Boliwia to jednak przede wszystkim ludzie – Wielonarodowe Państwo zamieszkuje ponad 36 grup etnicznych, mówiących 32 językami (ale bez obaw, niemal wszędzie można dogadać się po hiszpańsku!). Boliwijska kultura jest przebogata mieszanka tradycji różnych ludów, uwiecznionych w muzyce, tańcach  i strojach uczestników kolorowych karnawałów i pochodów religijnych. Boliwia moim zdaniem jest najbardziej tolerancyjnym państwem na świecie, gdzie obok siebie żyją potomkowie Inków,  konkwistadorów,  czarnych niewolników z Afryki a nawet Menonici z Polski, ale niestety, nie da się nie zauważyć podziału na biednych i bogatych.

Above all, Bolivia is people. Bolivian population consist of over 36 ethnic groups, that speak with 32 languages ​​(but don’t worry, almost everywhere you can manage with Spanish!). Bolivia has the richest culture and traditions, immortalized in music, dances and colourful costumes flooding the streets during carnivals and religious processions. In my opinion, Bolivia is also one of the most tolerant countries in the world, where descendants of great Incas live next to descendants of conquistadors, black slaves from Africa and even the Polish Mennonites, but unfortunately, it’s impossible not to notice the huge division between rich and poor.

Unique MusicZ calą pewnością opis Boliwii pomieściłby jeszcze więcej ‘naj’ – tych pozytywnych jak i negatywnych (najdłuższe kolejki, najbardziej niemili urzędnicy, najbardziej szaleni kierowcy, najdłuższe i najgłośniejsze imprezy, najwięcej pomników i śladów dinozaurów, najwięcej kabli na metr kwadratowy, najbardziej ekstremalne wycieczki z przewodnikiem itp.). Jedno jest jednak pewne – podróżowanie po Estado Pluronacional de Bolivia nie jest nudne. Drogi, hotele i usługi mogą wydawać się byle jakie, ale doznania, jakich tu doświadczymy, są na najwyższym światowym poziomie.

Of course, I would find more both positive and negative superlatives (the longest queues, the rudest officials, the craziest drivers, the loudest parties, the largest number of cables per square meter and dinosaurs’ footprints, the most extreme guided tours, etc.). But one thing is certain – travelling through Pluronacional Estado de Bolivia is not boring. Roads, hotels and services may seem sloppy, but the adventures, which people experience here, are of the highest standard.

boliviainmyeyesP.S. Czy wspomniałam, ze Najstarszy człowiek na świecie pochodził z Boliwii? Staruszek, który zmarł w zeszłym roku, w wieku podobno 123 lat, do samej śmierci chodził sobie po górach ze swoimi lamami, żując kokę i pijąc wodę źródlana z górskich strumyków.

P.S. Did I mention that the oldest man in the world once lived in Bolivia? The Aymara man, who died (apparently) at the age of 123 years, had been still walking in the mountains with his lamas, chewing coca leaves and drinking spring water from the mountain streams, until his last days.

boliviainmyeyes

Salt Around the World in Photographs *** Sól na świecie w fotografii

Wczoraj przyszła do mnie przesyłka z Polski! Ależ się ucieszyłam, nie często bowiem dostaje pocztę w Boliwii, a w zasadzie niemal wcale:) Koperta z Muzeum w Wieliczce zawierała dwa zaproszenia na otwarcie wystawy ‘sól na świecie w fotografii‘ oraz ogłoszenie wyników konkursu, dnia 5/12/13.

Zaproszenie_Sól na świecie w fotografii

W konkursie tym wzięłam udział jakiś czas temu, wysyłając dwie czarno-białe fotografie z Salar de Uyuni i Salar de Chiguana.

(c) Danuta Stawarz

(c) Danuta Stawarz

Niestety,  nic nie wygrałam (a przyznaje, 2 tysiące dolarów przydałoby mi się bardzo:), ale moje prace znajdują się na wystawie w Muzeum Zup Krakowskich Wieliczka! Ciekawe, ze zaproszenia wysłane zostały one cały miesiąc temu, z data 19/11/13 na pieczątce poczty w Wieliczce. Priorytetem. Teraz zastanawiam się, kiedy dojdzie kartka świąteczna od rodziców:)

Wystawa ‘sól na świecie w fotografii’, w kopalni soli w Wieliczce, czynna będzie tylko do początków 2014 r. Zainteresowanych chętnie zapraszam (więcej informacji znajdziecie pod tym linkiem), a zwycięzcom serdecznie gratuluje !

Agnieszka-Meissner-I-nagroda

I nagroda: Agnieszka Meissner, Etiopia

***

Yesterday I got a letter from Poland ! I was very excited because I don’t often get the post in Bolivia, in fact almost never:)
The envelope, with the logo of Museum in Wieliczka, contained two invitations to the opening of the exhibition ‘Salt Around The World in Photographs‘ and the announcement of the photo contest, on December 05th, 2013.

I participated in this competition some time ago  by sending two black&white photographs from the Salar de Uyuni. Unfortunately, non of them won (I admit, it would be nice to have 2000 $), but perhaps one of my works is shown in an exhibition at the Cracow Saltworks Museum Wieliczka? Probably that’s why the invitations were sent;)

And they have been sent a whole month ago, with the date 19/11/13 imprint on the envelope. By priority mail. Now I seriously wonder, when will I get my parents’ Christmas card:)

Exhibition ‘Salt Around the World in Photographs’, in a salt mine in Wieliczka, will be open only till the beginnings of 2014 (more information can be found under this link). I would like to congratulate all the winners!

II-nagroda-Tristan-Zilberman

II prize: Tristan Zilberman, Madagaskar salin du Menebe, Ampataka

Peeling from Salar de Uyuni *** Czyli o wykorzystaniu soli z najwiekszej solniczki swiata

Do czego można wykorzystać sól?

Oczywiście do przyprawiania potraw, chociaż my raczej gustujemy w diecie małosolnej. Soli w Boliwii jest jednak dostatek o czym można przekonać się nie tylko podczas wizyty na największej pustyni solnej świata, ale również w czasie zakupów w supermarkecie, gdzie przyprawa ta jest chyba najtańszym produktem w całym asortymencie.* Kilo drobnoziarnistej jodowanej soli można kupić za mniej niż 2 boliwianos – i pomyśleć, ze kiedyś ten słony kryształ był na wagę złota?!

Ja jednak nie zamierza pisać dziś o gotowaniu ani o historii ‘białego złota’, ale o pielęgnacji ciała. Po naszym przybyciu do słonecznej, gorącej i suchej Cochabamby nasza skora zaczęła się, jakoś bardziej niż dotychczas, łuszczyc. I o ile z łatwością mogliśmy zaopatrzyć się w balsamy nawilżające (np. Nivea), o tyle zupełnie nie można było znaleźć na polkach sklepowych peelingu do ciała (po poł roku natknęłam się na nie w katalogu Avonu’, ale to inna historia).

Postanowiłam wiec sama sobie taki pilling przygotować. Z czego? Najpierw pomyślałam o cukrze, ale nie chciałam dokarmiać mrówek w łazience, słodkości wiec odpadały. Później przeczytałam o niezwykłych właściwościach kawy na skore, jednak kto by po tym sprzątał? Poza tym, nie chciałam zapychać rur, które w Boliwii są ponoć węższe od tych u nas (dlatego tez papieru toaletowego nie wrzuca się do toalety…). Z tego samego powodu odpadły również płatki owsiane.

Została wiec mi sól, która jak przeczytałam w Internecie, najlepiej działa w polaczeniu z oliwa z oliwek. Na taki luksus mnie jednak nie było stać, zmieszałam wiec ja z tańszym (nie znaczy gorszym:) olejem sojowym. I tak oto przygotowana papka domowej roboty złuszczałam martwy naskórek raz w tygodniu.

Po jakimś czasie wpadłam na pomysł dodania esencji waniliowej, dla przyjemnego zapachu. Przy okazji zmienił się również kolor całej mieszanki na karmelowy. Niestety w Boliwii nie sprzedają olejków o innych zapachach i smakach, wiec do dziś pozostałam przy peelingu solna – sojowo – waniliowym. Pięknie ściera, czyści i natłuszcza, a przy tym cudnie pachnie!

_MG_4543

Kosmetyk domowej roboty przydał się po moim przyjezdzie z Uyuni, wykorzystam go i dziś – zmywając z siebie ‘brudy’ i ‘trudy’ tygodnia pracy, relaksując się waniliowa wonią. W końcu dziś weekend!

Miłego!

* Oczywiście na polkach sklepowych można znaleźć i droższa sól – pod nazwa ‘Sal de Uyuni’, czasem z dodatkiem ziół, ale sól to sól:)

***

What could we use salt for?

Of course, to season some dishes, although we rather prefer low – sodium diet. There is, however, an abundance of salt in Bolivia what you may find out not not only when visiting the largest salt desert in the world, but also when shopping in the supermarket, where this seasonig is probably the most inexpensive product to be found on the shelf.* One kilo of fine iodized salt can be bought for less than 2 bolivianos – amazing that once, this salty crystal was worth gold!

However, I don’t want to write today about cooking or history of ‘white gold’, but body care. After arriving to sunny, hot and dry Cochabamba our skin began, somehow more than before in Ireland, getting dry. And as far as we could very easily get some moisturizing lotions, we couldn’t find any body scrubs (half a year later I came across a catalog of Avon ‘, but that’s another story).

So I decided to prepare a body scrub myself. With what? First I thought about sugar, but I didn’t want to feed the ants in the bathroom with this sweet treat so I dropped it out. Later I read about the unusual skin-care properties of coffee, but who would clean the shower after that? Besides, I didn’t want to clog the pipes, which in Bolivia supposedly are narrower than normal (that is why the toilet paper cannot be thrown into the toilet…). For the same reason I dropped the idea of using oatmeal.

So I was left with the salt, which as I read on the internet, works the best mixed with the olive oil. I, however, could not afford that luxury, so I used cheaper (not to say worse :) soybean oil instead. And so I prepared homemade scrub to ‘wash off’ my dead skin cells once a week.

After some time I’ve got an idea of adding the vanilla extract, for a pleasant aroma. It changed the color of the entire mixture into caramel. Unfortunately, I haven’t found yet the other ‘baking’ scents and flavors to be add to my scrub, so to this day I am using salt – soy – vanilla peeling. Beautifully resistant cleanser and anointment, and at the same time smells wonderfully!

_MG_4549

This homemade cosmetic came in handy after my return from Uyuni and I will use it also today – to wash out a ‘dirt’ and ‘hardship’ of my working week and to relax with vanilla scent. Because today is the weekend!

Enjoy it!

* Of course there is also more expensive kind of salt found in the supermarket called ‘Salt from Uyuni’, sometimes with addition of some herbs, but salt is salt, isn’t it?

Parque Eduardo Avaroa: Land of Colourful Lakes *** W krainie kolorowych jezior

Po pożywnym śniadaniu w solnym hotelu*, wyruszyliśmy na zwiedzanie jednego z najpiękniejszych rejonów Potosi, pełnego kolorowych jezior.

Niestety, nie w głowie mi było notowanie nazw poszczególnych przystanków (trudno się dziwić, ze straciłam głowę w takich okolicznościach przyrody!) i teraz nie mogę się połapać w nazwach, które wymienione są w broszurce biura podroży. A jest ich jakoś za wiele:) Poszukiwania w Google tez nie przyniosły efektu, bowiem wszystkie nazwy dają obraz tego samego jeziora – czyli nie jestem sama w swoim pomieszaniu:)

Zanim jednak dotarliśmy do jezior, zatrzymaliśmy się na pustyni z pięknym widokiem na wulkan Ollague, tuz przy trakcji kolejowej, zwanej Salar de Chiguana.

After a hearty breakfast at the salt hotel*, we went to visit some of the most beautiful regions of Potosi, filled with colored lakes. Unfortunately, I wasn’t listing the names of the stops we made (it isn’t surprising that I lost my head in such amazing natural circumstances!) and now I can’t match the names with places. There is just too many of them in the brochure!The search in Google also proved to be unsuccessful, because the names give a pictures of the same lake – well, it seems that I am not alone in my confusion :)

However, before we reached the lakes, we stopped in the desert with a great view of the volcano Ollague – Salar de Chiguana. 

boliviainmyeyes

Po drodze spotkaliśmy samochód w tarapatach, czyli w błocie, który udało się szczesliwie odkopac przy pomocy pasażerów kilku innych wycieczek. Tym sposobem, wszystkie wycieczki pojawiły się w tym samym czasie na kolejnym punkcie widokowym wulkanu Ollague, tym razem otoczonym niezwykłymi pomarańczowymi wulkanicznymi formacjami skalnymi, przypominającymi (mnie osobiście) domki Smerfów:)

 On the way we met car in trouble – in the mud, which luckily was dig out with the help of the  men form several other tours.  In this way, all the cars appeared in the same time on another viewing point  of Ollague Volcano, this time surrounded by exceptional orange rock formations, that reminded me of Smurfs’ houses :)

boliviainmyeyes

A potem prosto do ‘Laguna Canapa’, zapełnionej różowymi flamingami i otoczonej zapierającym dech w piersiach krajobrazem. Przyznam, było to jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi, jakie kiedykolwiek widziałam (cóż, nie widziałam ich tak wiele, ale zawsze), a otwarta przestrzeń sprawiła, ze mogłam oddychać pełną piersią, mimo iż przekroczyliśmy granice 4000 m n. p. m. W tych niezwykłych okolicznościach przyrody zjedliśmy lunch i z ciężkim sercem wsiedliśmy do samochodu, w poszukiwaniu nowych wrażeń.

From there we went straight to ‘Laguna Canapa’, filled with pink flamingos and surrounded by breathtaking landscape. I admit it was one of the most beautiful places on Earth I have ever seen (well, I haven’t seen a lot, but always), and I could breathe easy in the wide open space, though we crossed the altitude of 4000 m above sea level. In these beautiful surroundings we ate lunch and with a heavy heart we got in the car,  unready yet to search for new impressions.

boliviainmyeyes

boliviainmyeyes

Następnym przystankiem była ‘Laguna Hedionda’ – tutaj jestem niemal pewna nazwy, bowiem można było w tym miejscu skorzystać z toalety ekologicznej, która przysporzyła nam wiele tematów do rozmów. Po pierwsze kosztowała 5 bs. (normalnie płaci się 1-2), po drugie nie miała spłuczki, po trzecie trzeba było uważać w czasie jej korzystania, bowiem informacja na drzwiach głosiła, ze ‘jeżeli nie respektuje się podziału na cześć ‘siku’ i ‘pupu’, to trzeba będzie samemu posprzątać’:) Stresujące, prawda? Jezioro to nie zachęcało do dalszego postoju z powodu smrodu – śmialiśmy się, ze to od tych ekologicznych toalet, ale prawda jest taka, ze w tym miejscu znajdują się złoża siarki, która jak wiadomo cuchnie zgniłymi jajami, Zresztą, ‘hedionda‘ znaczy ‘śmierdząca’:) Po krótkiej przerwie byliśmy wiec znów w drodze.

The next stop was ‘Laguna Hedionda’ – here I’m pretty sure about its name, because we could at this point use eco-toilets, which gave us a lot to talk about. First, they costed 5 bs. (Normally it’s 1-2), secondly they didn’t have a flush, and the last but not least, we had to be careful at the time of its use, since information on the door stated that ‘if you do not respect the division of the toilet for ‘ pee ‘and’ poo ‘, then you will have to clean it up yourself’:) Stressful stuff, right? The lake didn’t encouraged us to stay longer because of the stench – we laughed later that it’s from the eco-toilets, but the truth is this area had sulfur deposits that, as we all know, stinks like rotten eggs. The name ‘hedionda’ means ‘stinky’ too:) So after a short break we were again on the road.

boliviainmyeyes

A dokąd? Aby zobaczyć słynny ‘Arbol de Piedra’, czyli skalne drzewo. Przyznam, na wysokości 4412 m n.p.m. zrobiło się całkiem zimno szczególnie ze błękitne dotąd niebo osnuło się chmurami… Oczywiście, aby sfotografować skale trzeba było stanąć w kolejce i po kilku zdjęciach później byliśmy już wszyscy w ciepłym jeepie w drodze do ostatniego przystanku – ‘Laguna Colorada’.

Where now? To see the famous “Arbol de Piedra‘ aka Stone Tree. I admit, at an altitude of 4412 meters above sea level it got quite cold especially with the azure sky covered with the clouds … Did I mention there was a snow too?  Of course, to take a picture of the rock we had to stand in line so after a few pictures later we were all in a warm jeep on the way to the last stop – ‘Laguna Colorada’.

boliviainmyeyes

Kolorowe Jezioro na zdjęciach w Google jest koloru czerwonego, jednak zapewne z powodu braku światła i zimna, glony nie obrodziły i woda wydawała się bladoróżowa. Mimo to, w ostatnich promieniach zachodzącego słońca jezioro i tak wyglądało magicznie.**

Colorful Lake that is – on the pictures in Google it looks red, but probably due to lack of sun and cold, algae must have die, because the water was pale pink. However, in the last rays of the setting sun lake seemed magical anyway. *

boliviainmyeyes

Po wrażeniach dnia drugiego udaliśmy się do schroniska, gdzie z dwiema innymi grupami zjedliśmy kolacje i wypiliśmy wino. Wegetariańskie spaghetti pełne cebuli nie było mi w smak, ale humor mi się poprawił, kiedy okazało się, ze inna grupa miała wegetariańska latane:) Po kieliszku wina i kilku partyjkach kart, udaliśmy się na spoczynek w 6-osobowych pokojach, w temperaturze minus 20 stopni Celsjusza. Brrrrrrr….

After that we went to the shelter, where we had dinner and drank wine with the two other groups . Vegetarian spaghetti full of onions was not to my taste, but mood improved, when it turned out that another group had a vegetarian lasagna :) After a glass of wine and a few card games, we went to bed in a 6-bed rooms, with a (inside-out) temperature of – 20 degrees Celsius. Brrrrrrr ….

Practical info/ Informacje praktyczne:

* Hoteli z soli znajduje się wiele w okolicy – wszystkie jednak wyglądają podobnie – ściany, podłogi, ba! lóżka, stoły i stołki wykonane są z białego surowca. Nic tylko lizać!

Jedzenie było przyzwoite – oczywiście nie można oczekiwać luksusów, ale da się zjeść. Na śniadanie zwykle białe bulki z masłem, marmolada lub dulce de leche, wędlina i ser oraz miseczka owoców w jogurcie, i jajecznica. Do tego kawa i herbata.Na lunch – kawal miecha z warzywami lub jak to było dnia 3 – tuńczyk z ryżem i sałatką, woda i Coca-Cola do wyboru.Kolacja – gorąca zupa warzywna i drugie danie (pique macho czy spaghetti wegetariańskie).

Jedno co się rzuciło w oczy to fakt, ze wszystkie dania były niedoprawione i małosolne! Pomyśleć, ze zwiedzaliśmy pustynie solna:) Zrzucam to na karb poprzedniej rzeszy turystów, którzy pewnie narzekali na przesolona kuchnie boliwijska. Następnym razem zabiorę wiec woreczek soli spożywczej ze sobą:)

** Laguna Colorada znajduje się w Parku Narodowym (Reserva Nacional de Fauna Andina Eduardo Avaroa), gdzie trzeba uiścić opłatę 130 bs., która nie jest uwzględniona w cenie pakietu biura podroży. Ja jako rezydent Boliwii dostałam ulgę (po krótkiej perswazji z naczelnikiem) i zapłaciłam tylko 30 bs.

* There are many salt hotels on the way, and all look more less the same – salty walls, floors, bah! even beds and tables and chairs are made from white rock. I couldn’t help but lick those things from time to time:)

Food was decent – of course you can’t expect it to be luxurious considering the circumstances of a trip but it was ok. The breakfast usually consisted of white rolls with butter, jam or dulce de leche, ham and cheese, eggs and a bowl of fruit with yogurt. Plus coffee and tea. For lunch – a piece of meat with cooked vegetables or as it was on a day 3 – tuna with rice and salad, water and Coca-Cola to choose from. Dinner – hot vegetable soup and pique macho or vegetarian spaghetti.

One thing making us all laugh was that all the dishes were quite flavourless and saltless! To think that we’v visited the salt desert! I blame it on the the previous tourists who probably complained about too salty Bolivian cuisine:) So next time when in Uyuni I’ll take a bag of table salt with me :)

** Laguna Colorada is located in the National Park (Reserva Nacional de Fauna Andina Eduardo Avaroa) where you have to pay a 130 bs. entrance fee, that is not included in the price of travel package. I am a resident of Bolivia so they gave me relief (after the short talk with a warden) and paid only 30 bs.

boliviainmyeyes