TOP 10 + of Bolivia (by BoliviaInMyEyes)

Siedzę sobie w to jesienne niedzielne przedpołudnie w przytulnym domu w Dublinie, spoglądam na zachmurzone niebo za oknem i… tęsknie za Boliwią! Wiedziałam, ze prędzej czy później tak będzie, bo jak mówią: ‘wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma’:) Wspominając sobie Moją kolorową i słoneczną Boliwię, sluchajac skocznej muzyki zespolu Los Kjarkas – skompilowałam subiektywną listę moich ulubionych miejsc w tym andyjsko-amazonskim kraju, która może i was zainspiruje? A wiec zaczynamy!

It’s Autumn Sunday morning and I am sitting in a cozy home in Dublin, looking at the cloudy sky outside the window and … missing Bolivia! I knew that sooner or later it would happen, because as they say in Poland: ‘It’s always better were we are not’ :) So while remembering MY colorful and sunny Bolivia, listening to vivid music of my favourite Bolivian band Los Kjarkas I compiled the subjective list of my favorite places in this Andean – Amazonian country, which maybe will inspire you too?So here we go!

(c) Danuta Stawarz

Los Kjarkas

10: Santa Cruz de la Sierra & Cochabamba

Obu miast nie sposób ominąć podczas podroży do Boliwii – do Santa Cruz przylecimy prosto z Madrytu, a z Cochabamby pojedziemy do Torotoro (o ktorym więcej pozniej)! Warto jednak zatrzymać się w nich na dłużej, bo są one doskonałym przykładem na to, jak różnorodna jest Boliwia, nie tylko pod względem klimatu, architektury, tradycji, kuchni, akcentu (języka)!

Both cities can not be overlooked while traveling to Bolivia – to Santa Cruz we will fly straight from Madrid, and  from Cochabamba we would drive to Torotoro! But it’s worth to stay there longer because they are an excellent example of how diverse is Bolivia, not only in terms of climate, architecture, traditions, cuisine, accent (language)!

Cochabamba

Cochabamba – in a heart of Bolivia

Po zwiedzeniu pięknie odnowionej starówki w Santa Cruz, warto jest się wybrać do Porongo. To senne acz urokliwe miasteczko, położone niespełna 15 km od Santa Cruz, skradło nasze serca gościnnością prawdziwych Cambas, sonso prosto z przydomowego grilla i…achachairu! Do dziś nie mogę zapomnieć smaku tego pomarańczowego owocu, którego stolicą jest właśnie Porongo. A w drodze powrotnej do miasta, możemy odpocząć przy jednej z naturalnych lagun, otoczonych piaszczystymi plazami. Choć, najlepszy piasek i najładniejsze jeziorka znajdziemy na wydmach Lomas de Arena, po drugiej stronie Santa Cruz, otoczonych zielenią tropikalnego lasu, gdzie mieszkają miedzy innymi – leniwce! A w drodze do Cochabamby najlepiej przystanąc w cudnej Buena Vista, gdzie mozemy zjesc obiad i wypic kawe tu wlasnie produkowaną!

After visiting the lovingly restored old town of Santa Cruz, it is worth a trip to the Porongo. This sleepy yet charming town, situated less than 15 km from Santa Cruz, stole our hearts with hospitable Camba people, sonso straight from the backyard grill and … achachairu! To this day I can not forget the taste of this orange fruit that each year has it’s festival in Porongo. And on the way back to town, we can relax at one of the natural lagoon, surrounded by sandy beaches. Although, the best sand and most beautiful lakes can be found on the dunes Lomas de Arena, on the other side of Santa Cruz, surrounded by greenery of the tropical forest, where you can see, among other things – the sloths! And on the way to Cochabamba you may stop in a lovely Buena Vista to get some lunch and a cup of great coffee, produced in this region!

Lomas de Arena

Lomas de Arena

Po przejechaniu zapierajacej dech w piersiach ‘drogi smierci’ z Santa Cruz do Cochabamby (niewazne czy nowej, czy starej:) wejściu na ramiona największego Chrystusa na świecie, odwiedzeniu włości legendarnego cynowego barona i wędrowce po okolicznym Parku Tunari pachnącym eukaliptusem, warto jest się wybrać do kolonialnego miasteczka Tarata, gdzie zobaczymy wciąż bardzo tradycyjne życie Colas – czyli mieszkańców Zachodu Boliwii.

After passing through the brathtaking death road’ from Santa Cruz to Cochabamba (no matter in new or old:),  seeing the panorama of Cochabamba from the arms of the world’s largest Christ in the world, visiting the estates of the legendary Andean Rockefeller‘ and hiking through the Park Tunari smelling of eucalyptus, it is worth a trip to the colonial town of Tarata, where still very traditional life of Colas (Westernes) can be seen.

Tarata

Tarata

No 9: Villamontes (Dep. Tarija)

To kolejne mało docenione przez turystów, ale naprawde warte odwiedzenia miejsce, znajdujące się niedaleko granicy z Argentyną. Samo miasteczko jest strażnikiem pamięci wojny o Chaco, a w jego okolicach żyją Indianie Guarani. A stad, już tylko rzut kamieniem, czyli około 8-godzin w samochodzie wśród zapierających dech w piersi widoków kanionu Pilcomayo, doTarijaboliwijskiej stolicy wina!

Villamontes it’s another little touristy but definately worth visiting destination, located near the border with Argentina. The town itself is the guardian of the memory of the War of the Chaco and its surroundings is still inhabited by Guarani Indians. And, at only a stone’s throw, or about 8 hours in the car via breathtaking landscape of the canyon Pilcomayo, is Tarija – Bolivian capital of wine!

Villamontes

Villamontes & Pilcomayo Canyon (and the road to Tarija!)

No 8: La Paz & Titicaca (Dep. La Paz)

Nie miałabym nic przeciwko spędzeniu kilku dni na Wyspie Słońca, którą odwiedziliśmy pospiesznie podczas wizyty w Copacabana. Miejsce to jest nie tylko przepiękne, ale ma w sobie tajemnicza energię, która po prostu nie daje o nim zapomnieć. A możne to sprawka kapłana Aymara, który nas tam pobłogosławił? W drodze powrotnej nie mozna nie zatrzymac się w La Paz, by zrobic zakupy na oslawionym Bazarze Czarownic (Mercado de las brujas), a po poludniu wybrac sie na wycieczke do majestatycznych ruin Tiwanaku!

I wouldn’t mind spending few days on the Island of the Sun, which we visited hastily during our visit to Copacabana. The place is not only beautiful, but has this mysterious energy that simply doesn’t let us forget about it. Or maybe it was a magic of Aymara priest who gave us a blessing? On the way back, stop in beautiful La Paz to do some shopping on the famous Witches’ Market, and in the afternoon go on a trip to the majestic ruins of Tiwanaku!

Titicaca

Titicaca & Isla del Sol

No 7: Sucre & Potosi (Dep. Chuquisaca & Potosi)

W konstytucyjnej stolicy Boliwii spędziłam cztery dni, ale jeszcze jest mi mało! To pięknie utrzymane kolonialne miasto jest bowiem prawdziwą oazą spokoju, szczegolnie w porównaniu z innymi dużymi boliwijskimi miastami. A Potosi? To gornicze miasto o wielkiej historii, (niegdys) srebrem plynace, znajduje sie tylko 2 godziny od Sucre, nie ma wiec rady – trzeba je koniecznie odwiedzic!

I spent four days in the constitutional capital of Bolivia but I’m still hungry for more! This beautifully kept colonial city is in fact a haven of peace compared with other major Bolivian cities. And Potosi? Well, this mining town with a rich history, flowing (long ago) with silver, is only 2 hours from Sucre – therefore it can’t be missed! 

Sucre

Sucre panorama (from the Parco Creatico)

No 6: Misiones Jesuitas (Dep. Santa Cruz)

Sami odwiedziliśmy tylko dwa z zabytkowych drewnianych kościołów objętych protekcją UNESCO – San Xavier i San Jose de Chiquitos, ale z calą pewnością warto jest poświecić tydzień na objazd wszystkich uroczych miasteczek, które do dziś zachwycają oryginalną architekturą, sztuką i tradycjami najlepiej zachowanych misji jezuickich Ameryki Poludniowej.

We visited only two of the historic wooden churches under patronage of UNESCO – San Xavier and San Jose de Chiquitos, but it’s certainly worth spending a week on a tour around all the lovely villages that have retained the original architecture, art and traditions of the best-preserved Jesuit missions in South America.

San Xavier

Jesuit Mission of San Javier

No 5: Samaipata (Dep. Santa Cruz)

A w zasadzie, wszystko co w około! Tajemnicze pre-inkaskie ruiny dobrze już poznałam, ale chętnie powrócę do Parku Amboro pełnego wodospadów, ogromnych paproci i pięknych gorzystych widoków.

Samaipata and everything around it! I’ve already know well the mysterious pre-Inca ruins, but would love to return to Amboro Park full of waterfalls, giant ferns and beautiful montanious scenery.

Samaipata

On the road to Samaipata (Bermejo)

No 4: Torotoro (Dep. Potosi)

Toro Toro to malutkie miasteczko zamieszkale przez Indian Quechua (prawdziwych Tinkus!), w którym czas zatrzymał się dawno temu, a mimo to ucieka on tam jak woda przez palce, bo jak wiemy, co dobre szybko się kończy! A wokół osady same cuda – kaniony, skalne miasta, jaskinie i… ślady dinozaurów!

Toro is a small town inhabited by Quechua Indians (real Tinkus!) where time stopped long ago, and yet escapes like water through the fingers, because as we all know – good things come to an end fast! The village’s surronding is full of wonders – canyons, rock towns, caves and … dinosaur footprints!

Torotoro

Torotoro (Ciudad de Itas)

No 3: Salar de Uyuni (Dep. Potosi)

Dziwne to uczucie, kiedy nasze stopy po raz pierwszy zetkną się z białą solną skorupą. Zamiast kroków, mimowolnie zaczynamy szurać po niej butami, z obawy przed pośliźnięciem:) Co tu duzo mówić – największa pustynia solna świata to prawdziwy cud natury i nie można go przegapić! A ja zamierzam tam powrócić w zimie, czyli podczas boliwijskiego lata, by zobaczyć Salar pod wodą!

It is a strange feeling when our feet first come into contact with a white salty crust. Instead of walking, we involuntarily begin to shuffle with our boots, in a fear of slipping :) What can I say – the world’s largest salt desert is a real natural wonder and it can’t be missed! I intend to return there in the winter time, or Bolivian summer, to see the Salar under the water!

Salar de Uyuni

Salar de Uyuni

No 2: Parque Nacional Eduardo Avaroa (Dep. Potosi)

To właśnie tu, a nie na Salar de Uyuni, poczułam prawdziwą potęgę natury. Ogromna, nietknięta przez człowieka przestrzeń, kolorowe jeziora obramione solą lub boraksem, w których pożywienia szukają długonogie różowe flamingi. Skały o przedziwnych kształtach, porozrzucane wśród pustyni, wulkany i gejzery – to tylko niektóre cuda i dziwy tego bajkowego krajobrazu.

It was here, and not on the Salar de Uyuni, where I felt the real power of Nature. The vast space untouched by humans, with colorful lakes bored by whiteness of salt or borax in which waters long-legged pink flamingos seek food. The bizarre shaped rocks scattered among the desert, volcanoes and geysers – these are just some of the marvels and wonders of this fairytale landscape.

Parque Eduardo Avaroa

Parque Nacional Eduardo Avaroa

No 1: La Gran Chiquitania (Dep. Santa Cruz)

Święta skala w Chochis, mango prosto z drzewa w Santiago de Chiquitos, dżungla pełna niespodzianek czy gorąca rzeka ukryta wśród tropikalnej roślinności, to tylko niektóre z atrakcji tego ‘bogatego’ w atrakcje kulturalne i naturalne regionu Chiquitania – mojego Numero Uno! W zasadzie, moglabym porownac tę częsc Boliwii do Parku Eduardo Avaroa – tylko troche tu bardziej zielono, parno i goraco (i… mniej turystycznie:)

Holy rock in Chochis, mangos straight from the tree in Santiago de Chiquitos, jungle full of surprises, hot river hidden amidst tropical vegetation, are just some of the attractions of this ‘rich’ in culture and nature region of Chiquitania – my Numero Uno! In fact, I could compare this part of Bolivia to Parque Eduardo Avaroa in Potosi – it’s just more green, humid and hot here  (and… less tu touristy;)

Chochis

Chochis (La Gran Chiquitania)

*

Jak widzicie, Boliwia to nie tylko Salar de Uyuni! Pewnie niektórzy zauważą, iż na mojej liście brak miedzy innymi slynnego Parku Madidi czy tej oryginalnej Drogi Śmierci (El camino de los muertos), ale to dlatego, że sama nie zdążyłam/ nie mogłam ich zobaczyć. Wciąż znajdują się one jednak na mojej ‘boliwijskiej liście życzeń’ (ktora zdaje sie nie miec konca:)

A Wy, macie swoje ulubione miejsca w Boliwii, które chcielibyście odwiedzić (ponownie)?

As you can see, Bolivia is not only Salar de Uyuni! And, as some might noticed, my list does not include famous tourist destinations like Madidi Park or the original Death Road, but that’s because I didn’t have time / couldn’t see them first hand. They are still, however, on my ‘Bolivian wish list’ (which seems not to have an end :)

And, what are your favorite places in Bolivia that you would like to visit (again)?

_MG_2222

 

The Best of Bolivia After One Year *** Rok w Boliwii jak z bata strzelil

Tak, to juz rok mija od rozpoczecia ‘podrozy naszego zycia’* (mam nadzieje, ze jednej z wielu:) Przez caly ten czas pisalam, a w zasadzie ‘marudzilam’ o probach przystosowania sie do nowej rzeczywistosci, ktora przywitala nas wielokrotnymi zatruciami pokarmowymi, kranowka niezdatna do picia (nawet po przegotowaniu), dziurami w chodniku i problemami z uzyskaiem wizy. Niestety, moje pierwsze spotkanie ‘twarza w twarz’ z Boliwia nie bylo najprzyjemniejsze  i chcac nie chcac, wszystkie roznice pomiedzy nowym krajem i Europa wyolbrzymily sie niewyobrazalnie.

Na cale szczescie, pierwszy szok cywilizacyjny szybko ustapil fascynacji – okazalo sie bowiem, ze Boliwia ma wiele twarzy i nie mozna oceniac jej zbyt pochopnie!

Postanowilam wiec skompilowac liste pozytywow, ktore pomagaja nam przetrwac rozlake ze Starym Kontynentem ( w kolejnosci zupelnie przypadkowej):

* SKYPE – nie jest moze wynalazkiem boliwijskim, ale nic tak nie cieszy na obczyznie, szczegolnie tej dalekiej, jak mozliwosc rozmowy z bliskimi. Juz po kilku dniach zdalam sobie sprawe, ze moja tesknota za kontaktem z rodzina i znajomymi zwieksza sie proporcjonalnie do odleglosci – kiedy mieszkalam w Irlandii, dzwonilam do domu przecietnie raz w tygodniu, tutaj zas rozmawiam z ‘domem’ niemal codziennie! I to zupelnie za darmo. Niesamowite, prawda? Inna sprawa jest to, ze szybkie lacze interetowe kosztuje tutaj krocie, ale luksus bycia w stalym kontakcie z ‘reszta swiata’ warty jest swojej ceny. Dla podroznikow dostepne sa natomiast liczne punkty z internetem i publicznymi telefonami – gdzie godzina na skypie to wydatek okolo 1€, a i koszt rozmowy na telefony stacjonarne jest znikomy (nie pytajcie jak to mozliwe:)

* JEDZENIE – nie mowie tutaj o potrawach boliwijskich, bo te akurat nie przypadly mi zbytnio do gustu, ale powszechnej dostepnosci swiezych —> WARZYW i OWOCOW, z ktorych przygotowujemy nasze ulubione dania: chinskie, meksykanskie, hinduskie, polskie, irlandzkie, wloskie – z lekka nuta ‘boliwijska’.

Fruit y food-001

A co najlepsze, powoli zamieniamy sie w wegetarian i frutarian, i to nie tylko dlatego, ze mieso w Boliwii nie jest najlepszej jakosci (nawet najdrozszy steak jest twardy jak podeszwa), ale dlatego, ze grzechem byloby nie korzystac ze szczodrosci Matki Natury! To, co bowiem w Irlandii czy Polsce  dostepne jest tylko sezonowo i przewaznie napakowane chemikaliami, tutaj mozna kupic codziennie na bazarku czy od ulicznej sprzedawczyni. Prawie wszystko, nie ma tutaj bowiem korzenia selera, ale bez tego da sie zyc:) Mamy za to owoce nigdzie inne nie spotykane, jak —> achachairu.

* SOK POMARANCZOWY – mozna kupic na kazdym rogu za okolo 6-8 bs. od kubka. Swiezo wycisniety, BEZ DODATKU CUKRU czy wody. My zakupilismy metalowa wyciskarke przemyslowa (taka jaka maja uliczni sprzedawcy) za okolo 30€ i w sezonie, kiedy mozna kupic okolo 100 mandarynek (troche inne niz u nas, duze jak pomarancze) za €3, pijemy soki codziennie!

_MG_2977

NATURA – mialam okazje zobaczyc kawalek Boliwii w ciagu tego roku i musze przyznac, ze jest ona przepiekna i niesamowicie roznorodna! Niezle, zwazywszy, ze owy ‘zobaczony na wlasne oczy kawalek’ stanowi ulamek wiekszej calosci.

Mamy wiec tutaj gory, o przedziwnych ksztaltach i kolorach, doliny pelne zielonej wegetacji i o umiarkowanym klimacie, upalne lasy deszczowe wielkiej Amazonii jak i te ‘bardziej suche tropiki’ ‘chaco‘, a takze sawanny, wulkany i pustynie (piaszczyste i solne —> Salar de Uyuni).

Prism submission- DS1-001

Jednyna rzecza, ktorej brakuje Boliwii jest… —> morze. Mozna jednak pocieszyc sie blekitem Jeziora Titicaca, zjesc rybe z rzeki —> Mamoré oraz wykapac sie w wielu naturalnych i ‘sztucznych’ kapieliskach.

* KLIMAT – szczegolnie ten bardziej cieply. Najlepszy klimat, jak mowia, jest w —> Cochabambie, Tarija i —> Sucre  – gdzie niemal przez caly rok swieci slonce i jest cieplo ( powyzej 20 stopni C). Najgorecej w —> Santa Cruz, Beni i Pando, a najzimniej w Oruro, —> Potosi i —> La Paz.

Co prawda, w Santa Cruz moze byc nieprzyjemnie podczas 40-stopniowych upalow, ale nieporzadane skutki mozna zlagodzic kapiela w basenie i zimnym piwem (oczywiscei Huari). Nie musze chyba dodawac, ze nie kazdy moze sobie pozwolic na basen w domu, czy w kondominium, ale i nie brak w Santa Cruz publicznych kapielisk, czy naturalnych zrodel poza miastem. Komary czasem przeszkadzaja, inne wieksze insekty takze, ale chyba i tak lepsze to niz plucha i szaruga za oknem? Plus – minimalne wydatki za ogrzewanie (za to wieksze za klimatyzacje;).

* SLONCE – nie wazne czy mieszka sie w Cochabambie, Potosi czy w Santa Cruz de la Sierra – wiekszosc dni w roku jest sloneczna. W odroznieniu do Irlandii, w Boliwii cieszymy sie jak dzieci z dni pochmunych (oczywiscie o ile nie trwaja one dluzej niz 2 dni, co sie oczywiscie zdarza w porze deszczowej, a w Santa Cruz ironia losu rowniez w suchej), w ktore mozna spacerowac po miescie bez ciemnych okularow, kapelusza, kremu z filtrem a i w mieszkaniu robi sie chlodniej, i czlowiek nie poci sie siedzac przed komputerem. Po krotkim namysle dochodze jednak do wniosku, ze lepiej jest sie pocic i smarowac kremami, niz obwijac szalikiem i chodzic w kaloszach.

Poza tym, swiat od razu jawi sie nam jako piekniejszy, przyjazniejszy i bardziej kolorowy w promieniach slonecznych, co w Boliwii ma szczegolne znaczenie. Wiekszosc ludzi zyje bowem biednie, ale szczesliwie, poniewaz slonca oraz jedzenia (czyli wszystkiego co do zycia potrzebne) maja tutaj pod dostatkiem.

* REKODZIELO TRADYCYJNE – pieknie, kolorowe, niepowtarzalne i w doskonalych cenach (w porownaniu z tandeta z Chin). Wspominalam juz, ze przechodzac obok sklepow z pamiatkami, za kazdym razem wzdycham na widok tych pieknych recznie wyrabianych przedmiotow z naturalnych surowcow (drewno, nasiona, krysztaly) oraz przepieknie kolorowych tkanin (narzut, dywanikow, torebek, swetrow itp.) . Gdybym tylko miala pieniadze (do wydania ot tak), to bym to wszystko kupila! Nie wspomne juz o cudach, ktore widzialam na prowincji! Tam to dopiero mozna nabawic sie oczoplasu i … przedzakupowej depresji.

Coz, wszystkiego miec nie mozna, ale zawsze przywoze kilka drobiazgow z podrozy:)

* NARODOWE TANCE I ZWYCZAJE – nigdzie nie celebruje sie ich bardziej niz w Boliwii. Tanczacych mlodych ludzi mozna zobaczyc w parkach wiekszych miast na codzien, a od swieta odbywaja sie w Boliwii wielkie parady taneczne (—> Fiesta de Unkupina i —> Carnaval), gromadzace tysiace ludzi. Z niezwykla starannoscia odwzorowuje sie piekne kolorowe stroje i maski, inne dla kazdego regionu i tanca, ktore sa ozdoba widowiska, ale rowniez pokazem boliwijskiej dbalosci o kulture i sztuke.

ester7-001

* HISTORIA – wlasciwie troche podobna do historii Polski. Jako czesc panstwa Inkow, Boliwia przeszla kolonizacje europejska, wojny pomiedzy silniejszymi sasiadami i walke o niepodleglosc. W miedzyczasie stracila dostep do morza, ktore stara sie teraz odzyskac na drodze pokojowej.

Boliwia jest takim ‘Kopciuszkiem’ Ameryki Poludniowej, ale byc moze nadejdzie kiedys czas, kiedy ten dumny ze swoich korzeni narod przemieni sie w ‘krolewne’?

Na pewno warto odwiedzic miejsca tak wazne dla historii Boliwii jak —> Sucre, pieknie utrzymane miasteczko zbudowane przez (dla) bogatych konkwistadorow i pierwsza stolice wolnej Boliwii, czy —> Potosi, niegdys najbogatsze miasto na swiecie! Milosnikow wielkich cywilizacji zachwyca natomiast ruiny miast Inkow, rozproszone po roznych zakatkach Boliwii (—> Samaipata). A dla milosnikow ‘comendante’ Che Guevara, czeka ‘Ruta del Che’ (Droga Che), na ktorej zakonczyl on swoja ziemska wedrowke. Nie nalezy takze zapominac o amatorach dinozaurow, ktorzy na pewno poczuja se jak w raju, wedrujac po sladach tych ogromnych gadow w —> Torotoro, oraz o wielbicielach architektory, ktorzy z cala pewnoscia zachwyca sie drewnianymi _–> jezuickimi kosciolami Chiquitanii.

Sucre ed

* KOKA – nie, nie narkotyk ani —> Coca-Cola’ (ktora tutaj pita jest przy kazdej okazji), ale —> herbatka z lisci koki! Podobno dziala na wszystko: chorobe wysokosciowa, chorobe lokomocyjna, zmeczenie, problemy z trawieniem. A zucie lisci pomaga oszukac glod – czesto widzi sie ludzi, szczegolnie ciezko pracujacych budowlancow, z wypchanymi policzkami, w ktorych ‘chomikuja’ oni przezuta koke. Czyli, cos w tym jest.  Ja jednak ograniczam sie do picia herbatki, ktora smakuje bardzo dobrze i z powodzeniem zastepuja moja ulubiona mietowa czy ‘zielona’:) Popularny jest tu rowniez anis, ktory popija sie w postaci herbatki na lepsze trawienie. Pycha!

* CZYSTE POWIETRZE – tutaj pewnie przesadzam, szczegolnie z perspektywy mieszkanca metropolii Santa Cruz, gdzie czasem wstrzymuje oddech spacerujac przy ruchliwej ulicy, ale w porownaniu z innymi, bardziej rozwinietymi gospodarczo krajami, czystosc powietrza w Boliwii wypada niezle. Dlaczego? – pewnie dlatego, ze nie ma tutaj duzo przemyslu i wiekszosc produktow sprowadza sie z Chile, Brazylii, Peru czy oczywiscie Chin (jezeli ktos interesuje sie Panstwem Srodka, to bardzo polecam lekture blogu ‘Pojechana’ —> moje ulubione blogi). Ma to swoje minusy – rzeczy sa tutaj naprawde dorogie, ale i plusy – nie zatruwa sie srodowiska naturalnego ‘smiercionosnymi’ odpadkami.

W troche gorszej kondycji jest woda, ale dam sobie reke uciac, ze i tak plywa w niej mniej chemikaliow i smieci niz w naszej rodzimej Wisle. Zdatnej wody do picia tutaj jak na lekarstwo, ale mam nadzieje, ze i to zmieni sie w przyszlosci, wraz z powstaniem oczyszczalni sciekow oraz polepszeniem edukacji ekologicznej mieszkancow, ktorzy wciaz niestety ‘uzywaja’ rzek do prania, mycia samochodow, ‘przechowywania’ odpadkow itp.

Boliwia idzie naprzod, nalezy miec tylko nadzieje, ze w dobrym kierunku.

* CZEKOLADA – niech schowa sie ‘Cadbury’ z UK, bo oto nadchodzi —>‘Para Ti’ z Sucre! Pyszna, naturalna (bez ekstra cukru), tania i w … ladnej oprawie:) Czego wiecej chciec? Moze tylko czekolady ‘El Ciebo’, ktora jednak jest o wiele drozsza.

* WINO – bo jak mozna nie lubic dobrego wina za niecale 2€??????? Pewnie zastanawiacie sie, jakie to wino? Ano, boliwijskie ‘Aranjuez‘ z poludniowego rejonu Tarija. Marzy nam sie wycieczka w regiony – Boliwijskiej Toskanii oraz prawdziwy kurs wina:)Oczywiscie, winnica produkuje drozsze gatunki, ale nam smakuje ten najtanszy, poniewaz czerwone wino nie jest ani za slabe ani za mocne, ani za slodkie, ani za wytrawne. Lampeczka do kolacji jest dobrana serce, jak mowia –  poza tym, pomaga odprezyc sie po stresujacym dniu w pracy.

Pic, nie umierac:) 

* PIWO HUARI – perfekcyjne ozezwienie w upalne weekendowe dni. Przy nim ‘Heineken’ to zwykle siki, za przeproszeniem. Boliwia produkuje takze inne piwa (Pacena, Taquina i Real), ale to najbardziej przypadlo nam do gustu. Koszt butelki litrowej to niecale 1.50 €.

* LUDZIE.

Ostatnio dowiedzielismy sie z CNN, ze Boliwia znalazla sie w gronie najbardziej nieprzyjaznych krajow swiata. Nie moze sie to jednak odnosic do ludzi, bowiem moje odczucia sa jak najbardziej pozytywne!

Co prawda, w kraju panuje bieda, co zapewne sprzyja kradziezom i rozbojom, ale na pewno nie jest tego wiecej niz w bogatych krajach europejskich. Co zas do zwyklych ludzi, sa oni bardzo przyjaznie nastawieni do INNYCH.

ester6-001

Zaryzykuje nawet stwierdzenie, ze Boliwijczycy sa najbardziej tolerancyjnym narodem, jaki znam.  Moja teze niech poprze chocby fakt, ze pelna nazwa panstwa to :  ‘Wielonarodowe Panstwo Boliwii’ (Estado Pluronacional de Bolivia).

10 – milionowa populacja Boliwii jest multietniczna, a stanowia ja: Indianie (Keczua, Ajmara), Metysi, Europejczycy (zwlaszcza Niemcy) i Guarani (ludnosc pochodzenia afrykanskiego, sprowadzona przez konkwistadorow jako tania niewolnicza sila robocza).

Na ulicach widzi sie wiec Indianki w tradycyjnych ‘pollerach’ jak i ‘nowoczesne’ kobiety w ubraniach od Gucciego (tutaj tylko dodam, ze stroje tradycyjne sa czasem drozsze od tych ‘zwyklych’, a jedna dobrej jakosci ‘pollera’ kosztuje setki dolarow), a skapo odziane dziewczyny  spaceruja obok zapietych pod szyje Mormonek.

Osoby homoseksualne takze nie ukrywaja sie za zaslona ‘normalnisci’, a i widok osob transeksualnych nie nalezy do rzadkosci. Dodam do tego starszych mezczyz spacerujacych z odslonietymi brzuchami (coz, jak jest goraca to i ja mam ochote podwinac koszulke;) i kobiety z plastrami na nosie (czasem wydaje mi sie, ze kazda kobieta w Santa Cruz przechodzi choc jedna operacje plastyczna w zyciu, ale to raczej odnosi sie do Brazylijek mieszkajacych w Boliwii).

I co? Nikt nie odwraca zwroku, ale rowniez sie nie gapi. Nikt nie obsmiewuje (chyba ze w skrytosci serca) i nie wyglasza szykanujacych ‘kazan’. Czasem tylko mozna uslyszec gwizdy i mlaskanie, ale to jest raczej przejawem braku kultury (—> machismo) lub uznania dla piekna plci przeciwnej, jak ktos woli.

Wszyscy zyja sobie obok siebie w spokoju. I tak byc powinno! Oczywiscie, nie moge powiedziec, ze taka sama sielska sytuacja panuje w calej Boliwii, ale przynajmniej w Santa Cruz i Cochabambie, gdzie spedzilam po kilka miesiecy.

Mielismy takze szczescie poznac grupke studentow w Cochabambie, ktorzy stali sie moimi ‘przewodnikami’ i ‘nauczycielami’ nowej kultury (w przenosni jak i rzeczywistosci). Dzis jestesmy bardzo dobrymi znajomymi, choc okolicznosci nas rozdzielily o okolo 10 godzin jazdy autobusem.

Poza tym,  jedni sa bardziej otwarci, przyjacielscy, komunikatywni – inni bardziej zamknieci w sobie i podchodzacy do obcych z rezerwa, a jeszcze inni zupelnie ‘bezwstydni’, niegrzeczni. Znajda sie rowniez kretacze i bandyci. Czyli jak wszedzie.

Wszystkie moje doswiadczenia sprawiaja jednak, ze moge uznac Boliwie za panstwo bardzo ‘przyjazne’, na przekor wszystkim ”badaniom’ i statystykom. Oczywiscie zawsze trzeba zachowac pewna ostroznosc, by nie dac sie nabic w butelke czy uniknac rozczarowania a nawet niebezpieczenstwa, ale jest to zasada uniwersalna!

W zwiazku z tym,  babcie z Taraty rzucajaca we mnie kamieniami uznalam ostatecznie za wyjatek od reguly i wypadek przy pracy:)

* LENIWCE – ogolnie kocham wszystkie zwierzeta, ale te stworzenia zawsze ‘na haju’ upodobalam sobie wyjatkowo. Najwiekszym plusem Santa Cruz i jej okolic jest to, ze mozna leniwce spotkac w miejscach publicznych, jak parki czy nawet miejskie skwery! Trzeba oczywiscie miec szczescie, poniewaz schodza one z drzew dosyc rzadko, a my mielismy okazje je widziec, a nawet glaskac (!) juz trzy razy!

Za pierwszym razem leniwiec ‘uratowal’ nasz dosyc nieudany wypad do Santa Cruz z Cochabamby; za drugim razem nieciekawa i nudna wizyte w —> Cotoce, a za trzecim – przecietna wycieczke do —> zoo. ‘Cos’ jest w tych zwierzetach, ze od razu poprawiaja nam humor – czy to zawsze usmiechniety pyszczek, malutkie swidrujace oczka czy nieporadne powolne ruchy – nie wiem. Na pewno nie sa to ich konczyny zakonczone dlugimi pazurami, bo te akurat moga okazac sie zabojcze.

Jedno spojrzenie na leniwca i usmiech na twarzy gwarantowany!:)

_MG_2242

A na koniec, zgadnijcie co/kto jest moim absolutnym boliwijskim No 1?

IMG_9251

Moj Freddy, oczywiscie:)

 ***

Yes, nearly a year has passed* since the beginning of the ‘trip of our lives’ (I hope one of the many :) All this time I have wrote, or rather ‘moan’, about our attampts to adapt to the new reality, which welcomed us with multiple food poisoning, holes in the pavement and problems with visa. Unfortunately, my first ‘face to face’ meeting with Bolivia was not the most pleasant, and willy-nilly, all the differences between the new country and Europe exaggerate enormously.

Fortunately, the first shock quickly changed into fascination – in fact it turned out that Bolivia has many faces and one needs time to know them all!

So I decided to compile a list of positives that I have encountered living in a far away country of Bolivia.

* Skype – is not a Bolivian invention, but there is nothing better while living abroad, especially this far, like the opportunity to talk with your loved ones. Just after few days I realized that my longing for family and friends increases in proportion to the distance – when I have lived in Ireland, I called my parents more less once a week, while here –  I talk with ‘home’ almost every day! And it’s completely free. Amazing, isn’t it? High speed internet here costs a fortune, but the luxury of being in constant contact with the ‘rest of the world’ is worth the money.

For travellers there are available many internet points that also have public phones – one hour on skypie will cost about € 1 and the landline calls are cheap too (don’t ask how come:)

* FOOD – I am not speaking here about the Bolivian dishes, because they didn’t appeal to me too much, but the availability of fresh —> vegetables and fruit from which we prepare our favorite dishes: Chinese, Mexican, Indian, Polish, Irish, Italian – with a Bolivian note.

And best of all, we are slowly turning into a vegetarians and fruitarians, and not just because the meat in Bolivia is not of the best quality, but because it would be a sin not to use the bounty of Mother Nature! The things that in Ireland or Poland are only available seasonally and usually packed with chemicals, here you can buy every day on a street. Almost everything, because they don’t sell celery root, but I can live without it:)

* ORANGE JUICE – can be bought cheap on the street for about 6-8 bs. a cup. Freshly Squeezed with NO ADDED SUGAR or water. Alternatively, buy some mandarines (oranges or grapefruit) on the market (in season 100 mandarines cost about €3!) and make it yourself! The best!

_MG_2968

* NATURE – I had a chance to see a bit of Bolivia during this year and I have to admit that this country is incredibly beautiful and diverse! Not bad, considering that the piece seen with my own eyes was just a little fraction of the whole.

And you must know that here we have the mountains of all sizes, shapes and colors; valleys full of green vegetation, big Amazon rain forests, and ‘more dry tropics of ‘Chaco’, as well as savannas, volcanoes and deserts (sandy and salty —> Salar de Uyuni).

ester2-001

The only missing thing is… —> the sea. You can, however, comfort your eyes looking at a blue waters of the Lake Titicaca, eat a fish from the rivers like —> Mamoré or bath in many natural and ‘artificial’ lagunas.

* CLIMATE – especially the more hot. The best climate, as they say, is —> Cochabamba, Tarija and Sucre – where almost all year round sun is shining and it’s warm (above 20 degrees C). Fervently in Santa Cruz, Beni and Pando, and the coldest in Oruro, —> Potosi and —-> La Paz.

It is true that in Santa Cruz it can be uncomfortable during the 40-degree heat, but on the other hand, there is nothing better than beeing able to have a dip in the cool pool with a cold beer in hand. Needless to say, not everyone can afford a pool at home or condominium, but there are some public swimming pools in —> Santa Cruz too as well as natural lakes outside the city. Other plus of a hot weather – no need for heating just air-conditioning:)

SUN – no matter whether you live in Cochabamba, Potosi and Santa Cruz de la Sierra – most days of the year are sunny. In contrast to Ireland, in Bolivia we actually get excited like children during the cloudy days (unless they lasts more than 2 days, which happens too), when you can walk around the city without sunglasses, hat and sunscreen. Also apartament gets cooler and I don’t sweat ‘like a pig’ in front of the computer. After all, however,  I came to an conclusion that it’s better to sweat and use creams, than wear scarf and wellies.

Besides, in a sun the world appears more beautiful, friendlier and more colorful, which in Bolivia is of particular importance. Most people live here simply, but fortunately they have enough of the sun and the food which is everything needed to live.

Sometimes, you could mistake a huge bright moon for a sun!

2012-10-008

* TRADITIONAL ARTS & CRAFTS – beautifully colorful, unique and at great prices (in comparison with junk from China). If only I had the money (to spend), I would buy it all: these beautiful handmade items from natural raw materials such as wood, seeds, crystals and beautifully colored blankets, rugs, bags, sweaters, etc.!

Well, I can’t have everything, but I always try to bring some little souveninrs from my trips :)

* NATIONAL DANCES – dancing young people can be seen in the parks of larger cities every day while during the holidays, communities organise big parades (see —> Fiesta de Unkupina and —> Carnaval), witch bring together thousands of people – dancers and musicians and spectators. With great care Bolivians reproduce the beauty of colorful costumes and masks, different for each region and dancing style, which show great attention to arts and culture as well as patriotism.

* HISTORY – actually a little similar to Polish history. As part of the Inca Empire, Bolivia went through European colonization, the war between stronger neighbors and fight for independence. In the meantime, she lost access to the sea, which now tries to recover through peaceful means.

Bolivia is like the Cinderella’ of South America, but perhaps the time will come one day when the nation proud of its roots will transform into a ‘Princess’?

It’s definitely worth to visit a place so important to the history of Bolivia like as —> Sucre, beautifully maintained town ‘built by’ the rich conquistadors and first capital of independent Bolivia, and —> Potosi, once the richest city in the world! Lovers of the great civilization would appreciate the ruins of the Inca city, scattered around Bolivia (—> El Fuerte de Samaipata). And for admirers of ‘comendante‘ Che Guevara – ‘Ruta del Che’ (The Route of Che) awaits. We can’t forget about amatours of archeology who will feel like in heaven walking among ‘dinosaurus’ footprints in —> Torotoro and lovers of architecture, who will admire amazing architecture of —> jesuit missions of Chiquitania, jewels of the bolivian jungle.

COCA – no, not a drug nor ‘Coca-Cola’ (which here is drunk in hectolitres), but the —> coca tea that apparently cures everything: altitude sickness, motion sickness, fatigue, digestive problems. Chewing the leaves helps to deceive hunger – I often see people, especially the hard-working builders, with bulging cheeks, where they store chewed coca. I limit myself to drink tea, which tastes very good and successfully supersede my favorite mint or ‘green’ teas :) The anis tea – for better digestion is also yummy:)

* CLEAN AIR – I am probably exaggerating here, especially from the perspective of inhabitant of big metropolis such as Santa Cruz, where I sometimes hold my breath strolling along the busy street, but in comparison with others, more economically developed countries, air in Bolivia is not bad. Why? – Probably because there isn’t a lot of industry here, and most of the products have to be imported from Chile, Brazil, Peru and China. It has its drawbacks too – things are really expensive here, but the pros are bigger, I think.

In a little worse shape is purity of the water, but I’ll bet that there is less dump and chemicals than in our Polish Vistula. There is a big shortage of a potable water though, but I hope this will change in the future, with the rise of sewage treatment plants and … when people stop to treat rivers as a dump, car wash, washing mashines etc.

Bolivia develops quickly (hopefully in the right direction).

* CHOCOLATE – ‘Cadbury’ from the UK may hide, because here comes ‘Para Ti’ from Sucre! Delicious, natural (without tones of sugar), cheap and … in classy package:) What more do you want? Maybe just chocolate ‘El Ciebo’ which, however, is much more expensive.

* WINE – because how could you not enjoy a good wine for less than 2 €??? You may wonder if something so cheap could be tasty? Well, Bolivian ‘Aranjuez’ from the region of Tarija tastes amazing! We dream of a trip to the southern regions – Bolivian Tuscany for a wine tasting experience. Of course, the winery produces more expensive classes of wine but we like the cheapest – neither too strong neither too sweet – just perfect! Glass of wine during the dinner is good heart, as they say and it helps to relax after a stressful day at work.

Salud!

* BEER HUARI – perfect drink on hot weekend days. Compearing to Huari (produced in Oruro), ‘Heineken’ tastes like a piss, excuse my language. Bolivia also produces other beers (Pacena, Taquina or Real), but we like Huari the most. The cost of one liter bottle of less than € 1.50.

* PEOPLE.

Recently we heard in CNN that Bolivia is one of the most hostile countries in the world. This may not, however, relate to people, because my experience on that subject has been very positive!

It is true that the country is poor, which probably favors the robbery, but it isn’t so different than in rich European countries. As for the ordinary people, they are very friendly to others and helpful.

I would even risk a statement that the Bolivians are the most tolerant people I know – even the full name of the country: ‘Multinational State of Bolivia “(Estado de Bolivia Pluronacional) says so.

10 million multiethnic population of Bolivia consist of: Indians (Quechua, Aymara), mestizos, Europeans (especially from Germany) and Guarani (population of African origin, whose ancestors were brought here as a Spanish slaves).

You can see on the streets of Bolivian cities both: Cholitas in traditional ‘polleras’ and posh women wearing Gucci clothes (I only add that traditional costumes are sometimes more expensive than the ‘ordinary’ clothes, and a good quality ‘pollera’ could cost as much as few hundreds of dollars) as well as the Mormon women wearing high neck flowerly dresses. Homosexual people also do not hide and a sight of  transexual person it’s not rare. I would add to this older and younger men walking around with their t-shirts up, showing their bare bellies (well when hot I feel like rolling up my shirt too ;) and women with the bandage on their nose (sometimes I think that every woman in Santa Cruz goes though plastic surgery at least once in their life:) .

And what? Nobody turn their eyes away, nobody stare. No one laughts (well, maybe in secret like me sometimes) and does not make harassing ‘comments’. Sometimes you can hear whistling and munching, but it is rather a manifestation of lack of culture or appreciation for the beauty of the opposite sex – as you wish.

Somehow we all live side by side in peace. And so it should be! Of course, I can’t say that the same idillic situation is throughout Bolivia, but at least in Santa Cruz and Cochabamba, where I have spent few months.

Luckily we also met a group of students in Cochabamba, who have become my ‘guides’ and ‘teachers’ of a new culture. Today we are very good friends, though the circumstances separated us by about 10h by bus.

Some people here are more open, friendly, communicative while others more reserved. There are rude and dangerous people too –  as everywhere in the world.

All my experience showes, however, that Bolivia is a country of friendly people, in spite of all the  statistics. Of course, we always need to be carefull to avoid disappointment and even danger, but it is a universal principle!

Therefore I believe, that the granny form Tarata who was throwing stones at me, was an exception to the rule :)

* SLOTHS – in general, I love all animals, but I am extremely fond of these creatures ‘on high’:). The biggest plus of Santa Cruz and its surrounding areas is that sloths can be met in public places such as parks or even municipal squares! You have to have good luck, of course, because they descend from the trees quite rare but we we had the opportunity to see them and even give them a stroke (!) three times already!

First time, sloth ‘has saved’ our quite unsuccessful first trip to Santa Cruz from Cochabamba as well as an uninteresting and boring visit to —> Cotoca, and finaly – the average trip to the —> zoo. There is ‘something’ about these animals that immediately improves your mood – is it their always smiling face, small beady eyes or awkward slow movements? – I do not know. Certainly not their limbs that end with long claws, because they may be deadly.

Just look at him and try not to smile!

_MG_2233

It’s not easy, is it?

But do you know what/who is my Bolivian No 1? My Loveof course:)