Chochís to mala wioska leząca tuz przy trasie Ruta 4, około 60 km od Santiago de Chiquitos w kierunku Santa Cruz de la Sierra. Nie sposób nie zauważyć tego miejsca, bowiem już z daleka widać na horyzoncie smukłą i wysoką czerwoną skale, zwana ‘La Torre’ (Wieża).
Chochís is a small village on the road Ruta 4, about 60 km from Santiago de Chiquitos in the direction to Santa Cruz de la Sierra. There is no way you would miss this place, as it can be seen from far away with its tall red rock on the horizon, called ‘La Torre‘ (Tower).
Od wieków, ten granitowy olbrzym był uważany za magiczny i święty. Ponoć miejscowi do dziś wierzą, iż skala ta jest punktem energetycznym, a w lokalnych legendach figuruje ona pod nazwa ‘Diabelskiego Zeba’ (La muela del diablo). Sami przyznacie, ze kolos ten, znienacka wyrastający z ziemi, wygląda zjawiskowo? (Według mnie o wiele bardziej niż jego starszy brat z La Paz.)
For centuries, the giant granite was considered to be magical and sacred. Apparently the locals believe to this day that the rock is the source of the energy, and local legends name it the ‘Devil’s Tooth‘ (La muela del diablo). You must admit that this colossus, suddenly growing out of the ground, looks phenomenal? (According to me a lot more than its more known brother from La Paz.)
Co prawda, my nie poczuliśmy jego tajemniczej energii, choć przyznam, ze po powrocie z naszej wyprawy zauważyłam, iż moja kondycja fizyczna uległa niesamowitej poprawie! A może to raczej za sprawa katorżniczej acz zakończonej powodzeniem wspinaczki na ‘Mirador de Chochis’?
W spokojnej i ukwieconej na czerwono wiosce powiedziano nam, ze możemy tam pójść sami, bez przewodnika, i ze to tylko 30 minut na piechotę. Wskazano nam drogę mówiąc, ze mamy iść cały czas prosto, pod górę. Prawdę powiedziawszy, mieliśmy nadzieje, ze szlak będzie podobny do tego w Santiago de Chiquitos, choć obiło nam się o uszy, ze teren jest bardziej stromy.
We didn’t feel a mysterious power, however I must say, that after returning from our trip I noticed that my physical condition improved a lot! Or maybe it is rather because of backbreaking though successful climb to the ‘Mirador de Chochis’?
In a quiet and flowery red village we were told that we can go there alone, without a guide, and that El Mirador is only 30 minutes away on foot. Friendly people show us the direction telling to go straight. Honestly, we were hoping that the trail will be similar to that in Santiago de Chiquitos, although we remembered someone saying that the terrain is steeper.
Rzeczywistość przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Czerwona droga skończyła się na torach, za którymi była ściana zieleni. W dali widzieliśmy cos w kształcie znaku, wiec postanowiliśmy pójść wzdłuż torów, by go sprawdzić. W pewnym momencie pobocze również się skończyło, a przed nami był most kolejowy, a pod nim przepaść.
Reality overgrown our greatest expectations. The red road came to an end and we faced the railway truck. Confused, we decided to walk along the track to check out something in the distance that looked like a sign. Then, the terrain ended and we stood in front of the railway bridge built over the precipe.
Szybka decyzja, nie słychać pociągu, idziemy! Znak wskazywał rozpoczęcie szlaku. Ale szlaku niemalże nie było widać, bo był zarośnięty tropikalną zieleniną.
Quick decision, we didn’t hear the train, let’s go! The sign pointed the beginning of a trail. But the trail was hardly to be seen, overgrown by tropical plants.
Aha! To dlatego przewodnicy nosili ze sobą maczetę!/ That’s why some guides had machetes with them!
My ani przewodnika, ani maczety niestety nie mieliśmy, ale za to towarzyszył nam Igal, który jako jedyny ubrany był w długie spodnie i porządne buty. Jako jedyny miał również doświadczenie łażenia po dżungli, tej prawdziwej, w Beni, i jako jedyny nie miał stracha przed nieznanym. Poszliśmy wiec za Igalem, ale przez kolejna godzinę (!) powtarzałam jak mantrę ‘trzeba było wziąć przewodnika’. Przez godzinę przedzieraliśmy się przez zarosła, wypatrując ścieżki, oraz druty kolczaste, które jakimś cudem znalazły się na trasie. Na trasie, która niby była, a jakby jej nie było.
We had neither the guide nor machetes. But we had Igal, who was the only one dressed in long pants and a decent shoes. As the only one who had also experience in the real jungle, in Beni, and the only one who wasn’t scared of the unknown. So we followed Igal for the next hour (!). During that time I was repeating like mantra ‘we should have taken a guide‘, struggling through the plants, looking for a path, and barbed wires crossing the route.
Chcąc nie chcąc, wsłuchiwaliśmy się w odgłosy lasu, zagłuszane przez glos sprzedawcy dochodzący z wioski. Normalnie, takie hałasy bardzo by mi przeszkadzały, ale w naszych okolicznościach były one pocieszające – jak się zgubimy, to po nich trafimy z powrotem do cywilizacji.
Willy-nilly, we listened to the sounds of the forest, drowned out by the voice of a man speaking through the microphone, coming from the village. Normally, such noises are very disturbing to me, but in our circumstances, they were reassuring – if we get lost we could get back to civilization following that same voice.
W końcu dotarliśmy do skały i rozpoczęliśmy wspinaczkę. Czułam się tu jakoś bezpieczniej niż w dżungli, mimo iż droga łatwiejsza nie była. Wręcz przeciwnie, kruche skały łamały się pod stopami, kilka razy również wyciągaliśmy do siebie pomocna dłoń, łapiąc się konarów i gałęzi dla zachowania balansu. Pot lal się z nas litrami, nie przesadzam. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz pot spływał mi po twarzy, szczypiąc w oczy.
Finally, we reached the rocks and started our climb. Somehow I felt safer here than in the jungle, though the trail has not been easier. On the contrary, the rocks broke under our feet, several times we also gave each other helping hand, clutching to wooden branches to maintain balance. The sweat was pouring out of our pores, I’m not exaggerating. I don’t remember when was the last time that sweat trickled down my face, stinging my eyes.
I oto byliśmy na szczycie, gdzie stal ładny drewniany punkt widokowy. Az trudno uwierzyć, ze ktoś kiedyś zdobył się na trud by go postawić, by potem zapomnieć o utrzymaniu i oznaczeniu szlaku!
And here we were at the top, where the nice wooden lookout stood. It is hard believe that someone once put all this effort to build it, only to forget about the maintenance of the trail!
Warto było, zapytacie? Warto./ Was it all worthn it, you ask? It was.
Wykończeni wspinaczka, gorącem i stresem, z zachwytem wpatrywaliśmy się w ten cudowny widok – ząb diabla wyrastający z zielonego morza. Nie byliśmy na miradorze sami – miedzy nami fruwały dziesiątki helikopterów, ahem, wazek:) A z dżungli pod nami dochodziły dziwne odgłosy. Hura! Turyści, pomyślałam. Spojrzałam w dol. i znieruchomiałam ze strachu, widząc poruszające się korony drzew. Freddy jako pierwszy dostrzegł w nich małpy! Odetchnęłam z ulga, ale zaraz potem pomyślałam, ze może te małpy przed CZYMS uciekają? Może przed jaguarem albo innym zwierzem? I jak ja mam teraz zejść w dol., z powrotem do dżungli pełnej małp i niewiadomego złego?
After all these sweat and stress, we stood there and stared in awe at the magnificent view – a red rock growing out of the green sea. We weren’t the only ones on on the Mirador – there were dozens of helicopters, ahem, dragonflies flying among us:) And then we heard some strange noises comming from the jungle below. Hurrah! Some tourists, I thought. I looked down and froze in fear, seeing the tops of the trees moving. Freddy was the first who noticed monkeys jumping in the tree crowns! I breathed a sigh of relief, but then I thought that maybe the monkeys were running away from something? Maybe Jaguar or other beast? And how am I going to go down, back to the jungle full of monkeys and unknown evil?
Cóż, jak trzeba to trzeba. Powrotna droga wydala mi się krótsza, pewnie dlatego, ze z górki oraz, ze ścieżka była już częściowo wydeptana. Nawet nie wiecie, jak ja się cieszyłam, kiedy w końcu ujrzałam te tory kolejowe! Dopiero wówczas zdaliśmy sobie sprawę, ze po drodze mieliśmy zobaczyć wodospad o romantycznej nazwie ‘Welon Panny Młodej’ (Velo de la novia), ale go nie widzieliśmy. Usłyszeliśmy odgłosy wody po drugiej stronie torów, ale była to tylko rzeczka. Ruszyliśmy wiec z powrotem do wioski, po drodze mijając duży znak wodospadu, ze strzałką kierującą w zarośla.
Well, I had no choice. Our return seemed somehow shorter, probably because we were going down the hill, moving on the partially cleared path. You can only imagine how happy I was when I finally saw the railroad tracks! That is when we realized that on the way we suppoused to see a waterfall called romantically the ‘The Bride’s Veil’ (Velo de la novia). We hear the sound of the water on the other side of the tracks, but it was comming from a small river. So we went back to the village, on the way walking past a large sign of the waterfall with arrow pointing out in the direction of the jungle.
C.d.n.
P.S. W okolicach Chochis, w obrębie Valle de Turuquapá, można znaleźć przykłady prehistorycznych rytów i malowideł naskalnych, niezliczone naturalne kąpieliska oraz wiele pięknych skał. Nie są one oczywiście oznaczone na żadnej mapie, wiec by się do nich dostać, trzeba skorzystać z pomocy przewodnika.
P.S. Outside of Chochis, within Valle de Turuquapá, you can find several examples of prehistoric carvings and paintings, refreshing swimming holes and lots of beautiful rocks. These are not identified on any maps, so to get there you need to find a guide.
Trochę mi przypomina wieżę Sarumana z LotR :)
Amazing how few tourists in these places in Bolivia!
I know! And I am not sure this is good or bad;) Anyway, worth visit, however it’s a bit difficoult on your own.