Minal juz tydzien od naszej przeprowadzki do tropikow. Santa Cruz de la Sierra przywitala nas typowo wiosenna pogoda – pelnym sloncem i 40 – stopniowa temperatura:) Warunki w sam raz na wakacje w hotelu z basenem i klimatyzacja, ale my w tym samym czasie musielismy znalezc mieszkanie. Po kilku godzinach ciaglego przemieszczania sie z miejsca na miejsce przestalismy nawet przejmowac sie potem, wydobywajacym sie z kazdego kawalka skory – w koncu wszyscy dookola pocili sie tak samo, prawda?
Agencja znaleziona w gazecie (pozyczonej od naszego znajomego ‘hostelarza’) okazala sie wyjatkowo pozyteczna, pokazujac nam apartament doslownie 2 minuty od biurowca, w ktorym miesci sie firma Freddiego. Przeszkoda okazala sie cena, a mysla nie do przelkniecia to, ze agencja pobierala prowizje w wysokosci 100% od wynajmu… Szukajac dalej, doszlisy do wniosku, ze moze warto byloby poprosic wlascicieli, ktorzy mieszkali w tym samym budynku, o prywatna transakcje? Nie poszlo gladko – negocjowalismy wiec o zmniejszenie prowizji do 50%. Po okolo 4 godzinach (w miedzyczasie ogladalismy kolejne mieszkania, ktorych parametry zupelnie nie byly adekwatne do swojej ceny) zadzwonila do nas wlascicielka, z wiadomoscia, ze wynajmie nam mieszkanie bez agencji, a dodatkowo w cenie wynajmu zawrze oplate za internet i gaz, a wprowadzac mozemy sie od razu!
Niestety, by cieszyc sie wlasnym katem potrzebowalismy polowy nastepnego dnia, aby zebrac pieniadze na kaucje. Pozniej wystarczylo nam tylko odkurzyc zasniedziale katy, rozpakowac sie i poznawac okolice.
Dziwnym zbiegiem okolicznosci mieszkamy przy ulicy COCHABAMBA:) Dodam, ze w Cochabambie mieszkalismy na rogu ulicy SANTA CRUZ:) Tak jak poprzednio, mozemy udac sie pieszo do centrum, co zajmuje okolo 25 min. W piatek, zupelnie przez przypadek, odkrylismy supermarket jakies 10 min. od nas. Ponadto, mamy w okolicy 3 restauracje chinskie, kilka kafejek, kino i miejskie lotnisko ‘Trompillo’.
Wlasnie tam probowalismy czwartkowym popoludniem kupic bilety lini lotniczych TAM na piatek (ktory w Boliwii byl dniem wolnym) – niestety okazalo sie, ze musielismy placic gotowka, a lotnisko nie posiadalo bankomatu… Bylismy wiec skazani na Viru Viru po drugiej stronie miasta, jakies 40 min. samochodem, z ktorego lata BOA – krajowy i miedzynarodowy przewoznik, posiadajacy profesjonalna strone internetowa z opcja rezerwacji biletow on-line. Cos za cos:)
Pierwszy tydzien zlecial nam wiec bardzo szybko – na poszukiwaniu mieszkania, porzadkach, spotkaniach ze znajomymi i rodzina, rozsylaniu CV (podczas gdy Freddy zapoznawal sie ze swoja nowa praca) i … spacerach z mapa w reku, ktore nie zawsze prowadzily do celu:)
Szczegolne podziekowania naleza sie rodzinie Freddiego, ktora otoczyla nas opieka i goscinnoscia:)
Po weekendzie w Cochabambie, wracamy dzis do Santa Cruz z nadzieja, ze nastepny tydzien okaze sie tak samo owocny jak poprzedni. Przeprowadzke uznaje za kompletna, choc moj sprzet turystyczny w postaci ciezkich butow, kurtki przeciwdeszczowej i spiwora, zostaje w bazie ‘Cochabamba’:). Przynajmniej na razie…
***
It’s been a week since our relocation to the tropics. Santa Cruz de la Sierra greeted us with typical spring weather – full sun and 40 degrees Celsius. Temperature conditions great for the holidays at a hotel with a swimming pool and air conditioning, but we at the same time had to find an apartment. After a few hours of moving from place to place we stopped even to worry about excessive sweating from every piece of skin – in the end everybody around us was sweating the same, right?
An agency found in the paper (borrowed from our friend) turned out to be extremely helpful, showing us the apartment literally 2 minutes away from the Freddy’s office building. The only obstacle turned out to be the price, and the thought that the agency collects 100% of the rental fee … Searching further, we came to the conclusion that maybe it is worth to try to ask the owners, who lived in the same building, about the private transaction?
It wasn’t easy – so we negotiated a reduction of said commission. After about 4 hours the owner called us with the news that she can lease ad apartment without the agency. In addition, the rental price will include fee for internet and gas and we could move in at once!
Unfortunately, we needed half the next day to collect money for deposit to be able to enjoy our ‘own place’. Later we just needed to clean up, unpack and explore the surrounding area.
By strange coincidence, we live on the COCHABAMBA street :) I would add that in Cochabamba we have lived on a corner of SANTA CRUZ street :) As before, we can go on foot to the city center, which takes about 25 minutes. On Friday, quite by accident we found a supermarket about 10 minutes from us. In addition, we have around 3 Chineese restaurants, several cafes, a cinema and a city airport ‘Trompillo’.
On Thursday afternoon we tried to buy airline tickets there for Friday (which in Bolivia was a day off) – unfortunately, it turned out that we had to pay cash for TAM tickets, and the small military airport did not have an ATM … So we were stuck with international Viru Viru, on the other side of the city, around 40 minutes by car, from where operates BOA – national and international carrier, that has professional website with the option to book tickets on-line. Something for something :)
So, first week flew by very quickly – in search of house, meetings with friends and family, applying for a jobs (while Freddy has got acquainted with his new job) and … walks with a map in hand, which did not always lead to the desired destination:)
Special thanks to the family, which offered us their care and hospitality:)
After a weekend in Cochabamba, we are preparing to return to Santa Cruz today with the hope that next week will be just as fruitful as the previous one. Relocating is considered to be complete, although I am leaving my heavy walking boots, a rain jacket and sleeping bag, in tourist base ‘Cochabamba’ :). At least for now on …
00