Halloween School Party

Przyznam, pierwszy raz obchodzilam Halloween wlasnie w Boliwii (nie liczac obchodow przedszkolnych w Irlandii) – w szkole jezyka angielskiego w Santa Cruz de la Sierra, ktora tym samym celebrowala rowniez zakonczenie roku szkolnego.

Czegoz sie nie robi dla uczniow! Ano, przebiera sie za Facebooka:) Moze moj kostium z ksiazka na glowie i znakiem ‘like‘ na piersi nie byl zbyt odkrywczy, ale na pewno wywolal kilka usmiechow, szczegolnie wsrod rodzicow. Z cala pewnoscia nie uniknelam rowniez komentarzy, do ktorych zreszta zachecal napis ‘comments‘ na moich plecach.

Przyznam, poczatki zabawy byly ciemiezne, moze dlatego iz atmosfera zupelnie nie przypominala Halloween – w jasno oswietlonej sali wisialy rozowe balony, a zatrudniony na te okazje DJ zapodawal najnowsze przeboje. Powoli jednak, zwlaszcza wraz z pojawieniem sie Coca- Coli, przekasek oraz podluznych balonow, sluzacym dzieciakom do okladania sie, impreza nabrala tempa.

DSCN1266 DSCN1285

W przerwie pomiedzy krojeniem bulek, rozlewaniem napojow i zabawiaiem uczestnikow swoja osoba, udalo mi sie pstryknac troche zdjec z moimi dzieciakami. Niestety, wlascicielka szkoly zupelnie pominela nauczycieli, uwieczniajac jedynie uczniow na pamiatkowych zdjeciach – trzeba wiec bylo dzialac na wlasna reke:)

DSCN1293

DSCN1273

Po dwoch godzinach, wyczerpana i ubozsza o 50 bs., ktorych mi nie wyplacono (ciekawe ile wzial wspomniany DJ za swoj czas i poswiecenie?), z ulga wrocilam do domu.

Teraz mam tydzien wakacji, a co po wakacjach, tego nikt jeszcze nie wie:)

* Halloween, wywodzace sie z tradycji celtyckiej, a rozpropagowane przez Amerykanow, nie przyjelo sie w Boliwii. Owszem, niektorzy urzadzaja sobie przebierane ‘party’, ale sa to raczej odosobnione przypadki. Kiedy w nocy ktos zadzwonil do naszych drzwi, nie chcielismy sie z nikim dzielic naszymi czekoladkami, wiec dzwonek zignorowalismy. No treat no trick :)

***

This year I celebrated Halloween for the firs time in my life (I don’t count my creche’s parties in Ireland) – in the  English language school in Santa Cruz de la Sierra , which also celebrated the end of the school year.

And, for my lovely students I dressed up as a Facebook :) Maybe my costume with a book on my head and a ‘ like ‘ sign on the chest was not too revealing, but it certainly sparked some smilies, especially among parents. I am also sure, I haven’t escaped the comments, to which, moreover, I was encouraging with ‘ comments ‘ sign on my back.

The beginnings of the party weren’t fun, and I blame it on the atmosphere that was completely anti- Halloween. The room was brightly lit and decorated with pink balloons, and DJ, employed on the occasion, played the latest latino hits. Slowly, however , especially when the Coca – Cola came to the tables with snacks and elongated balloons, serving kids as a weapon to beat each other, the party pace has improved.

DSCN1284 DSCN1295

In the interval between cutting the bread rolls, serving the beverage and entertaining participants, I managed to take some pictures of/ with my kids. Unfortunately, the school ‘s owner completely ignored the teachers, taking the official photograph only of the students, so I needed to act on my own.

DSCN1281

DSCN1277

DSCN1289

After two hours, totally exhausted and poorer by 50 bs., that were never paid for my work (I wonder how much the said DJ recived for his time and dedication ?), I went home.

Now I have a week vacation, and after that? God knows.

* Bolivians rather don’t celebrate Halloween – this Celtic but popularized by Americans tradition doesn’t have much in common with Bolivian culture. Therefore, at night, when someone rang our bell, we weren’t too eager to share our chocolates, so we didn’t answer the door.  No treat no trick!:)

Vacaciones en Polonia y Irlanda *** Wspomnienia z wakacji w domu

Juz ponad tydzien w Boliwii a nic nowego nie pisze… Coz, ogarnela mnie nostalgia od przegladania i ‘oprawiania’ zdjec, zrobionych podczas wakacji w … domu. A troche ich bylo:) Zreszta, zobaczcie (kilka z nich) sami.

***

After a week in Bolivia, I haven’t written nothing new … Well, I was feeling nostalgic while viewing and processing pictures taken while on vacation at … home. And there was lots of them :) Anyway, see (some of them) yourself.

Flying By Returns *** Przelotne powroty

No i jestem z powrotem w Boliwii. Prawie miesiac w Polsce i kilka dni w Irlandii przelecialy na spotkaniach z rodzina i przyjaciolmi (ba! trafilam nawet na 11-lecie mojej klasy maturalnej!), wizytach lekarskich i fryzjerskich, zakupach, zabawach z Dorusia i Lobusiem oraz nieustannym organizowaniu wlasnego 25-letniego dorobku, upchanego w moim ´starym´pokoju:)

Zanim jednak dotarlam do Europy, musialam przebrnac przez boliwijska ´Migracion’ na lotnisku w Santa Cruz. Nie bede jednak opisywac godzinnej kolejki i ´reality show´ przygotowanego przez urzednikow na sluzbie oraz ciaglych inspekcji (takze tych za zaslona) i przeszukiwan bagazu (takze z psem), poniewaz duzo tego bylo i dzis wydaje mi sie to nieprawda:) Czas w koncu leczy rany, jak mowi znane powiedzenie! Wyjezdzajacym z Boliwii warto jednak przypomniec o oplacie (podatku) w wysokosci 25 $, dla osob z wizami tymczasowymi, o dodatkowej oplacie w wysokosci 100 bs. za mozliwosc kontynuowania tejze wizy.

Przyznam, po wyladowaniu w Madrycie, podroz Ryanairem do Dublina okazala sie prawdziwa przyjemnoscia, a widok´starych smieci´ cieszyl jak nigdy. Przez kilka nastepnych dni nie bylo konca ´achom´ i ochom´ nad zmieniajaca sie polska rzeczywistoscia, co tylko poglebilo moja tesknote za dawnym stylem zycia. Ale, jak to czesto bywa z emigrantami, nostalgia dziala w obie strony, i niewiele wody uplynelo w Wisle, zanim zaczelam tesknic za boliwijska wiosna oraz egzotycznym koszykiem swiezych owocow.

Zanim jednak moglam nacieszyc sie upalem Cochabamby, musialam przejsc odprawe z niezbyt przyjemna obsluga boliwijskich lini lotniczych na lotnisku w Madrycie oraz kolejna 11- godzinna przeprawe przez ocean, opozniona o godzine z powodu problemow technicznych (pozniej, przez 11 godzin zastanawialam sie o jaka usterke chodzilo). Okazalo sie, ze aby poleciec bezposrednio do Boliwii z BOA (Boliviana de Aviacion), ktora notabene bardzo sobie cenimy podczas lotow krajowych, nalezy:

a) posiadac boliwijski paszport (na twarz nie przepuszczaja),

b) okazac bilet powrotny,

c) wykazac, ze jest sie rezydentem Boliwii, okazujac wize i inne naklejki w paszporcie.

Po spelnieniu ktorejs z powyzszych zasad, nalezy wsadzic bagaz podreczny do specjalnej kratki i o ile sie tam zmiesci, mozna udac sie do odprawy. Po calym tym zamieszaniu Ryanair juz nie wydaje sie taki zly, a Lufthansa, ktora podrozowalismy wczesniej, jest spelnieniem marzen. Tutaj tylko dodam, iz po przylocie do Santa Cruz o 4 nad ranem, przesiadalismy sie na samolot do Cochabamby o 6. Niestety nasze bagaze nie polecialy z nami – wyslano je samolotem o 9.

Turystow, a jeszcze bardziej Boliwijczykow na pewno zaskoczy to, iz zaloga na pokladzie samolotow pod bandera Boliwii, zostala wraz z samolotami zreszta, wypozyczona od Amerykanow! Musze jednak przyznac, iz stuardessy i stuardowie dzielnie radzili sobie z bariera jezykowa, probujac to na migi, to uporczywie powtarzajac angielskie komendy, komunikowac sie z pasazerami w 99% hiszpanskojezycznymi:)

Mielismy takze troche czasu na zwiedzanie lotniska w Madrycie (Madrid International Airport Barajas MAD) i niestety spostrzezenia tam poczynione wypadly na jego niekorzysc. Doszlismy nawet do konsensusu, iz Hiszpania nie wiele rozni sie od Boliwii (a w zasadzie wypada jeszcze gorzej w tym porownaniu), szczegolnie po posilku w lotniskowych kafejkach i wizycie w toalecie. To pierwsze doswiadczenie utwierdzilo nas w przekonaniu, iz pojecie ´manana´ przywedrowalo do Ameryki Poludniowej wraz z konkwiskadorami, oraz iz nawet po zjedzeniu suchej bagietki z szynka Serrano (za cale 6 Euro!), mozna nabawic sie rozstroju zoladka, dajacego sie we znaki przez cala noc w samolocie. A toalety? Panie sprzataczki chyba urzadzily sobie strajk, albo mialy przedluzona sjeste, bowiem podlogi nie widzialy mopa przez wiele godzin. W czasie oczekiwania na odprawe powstal taki nasz maly zart –  jak mozna trafic do wlasciwej bramki odlotow do Boliwii? Po smrodzie z toalety ze sterta zuzytego papieru toaletowego na podlodze:)

Tutaj  tylko wtrace, iz w Boliwii, i nie tylko, nie mozna wrzucac papieru do muszli klozetowej – podobno z powodu uzycia zbyt waskich rur przy budowie kanalizacji. Ale od razu dodam, iz nie jest tak zle, bowiem do utylizowania odpadkow uzywa sie tam specjalnych koszy na smieci oraz srodkow zapachowych, ktore skutecznie neutralizuja nieprzyjemne zapachy. Zaleca sie rowniez codzienne wyrzucanie smieci:)

Jak sama zauwazylam po powrocie do Europy, ciezko niweluje sie ten toaletowy nawyk, ale brak kosza na smieci (lub male jego gabaryty) przywoluje do porzadku i przypomina o dawnych zasadach korzystania z toalety nauczonych we wczesnym dziecinstwie. W Boliwii te zasady sa jednak inne, wiec niektorzy pewnie sie zapominaja:) Przy okazji rozmowy na ten temat, juz po powrocie do Nowego Swiata, nauczylam sie nowego slowa: ´cochinos´(swinie), ktorego tutaj uzywa sie na okreslenie Hiszpanow. Nie bede tego komentowac, ale swoja droga ciekawe jest to, iz takie przekonanie funkcjonuje w kraju 3-go swiata:)

A jakie inne roznice pomiedzy Boliwia i Polska, pomijajac zasady korzystania z toalety, uwydatnily sie w czasie mojej wizyty na Starym Kontynencie?

  • Totalne zaskoczenie i poczatkowe niedowierzanie, iz samochody zatrzymuja sie, aby mnie przepuscic na pasach.
  • Pasy czyli oznakowane przejscia dla pieszych, czesto opatrzone odpowiednia sygnalizacja swietlna.
  • Jednakowej wysokosci chodniki bez dziur, po ktorych mozna spacerowac bez obawy, iz skreci sie kostke lub wpadnie do dziury.
  • Brak mrowek w kuchni i lazience (ilez to razy chcialam wlozyc miod do lodowki, kiedy bylam u rodzicow!).
  • Woda w kranie zdatna do …. wszystkiego (choc kranowki z zasady nie pije nigdzie, chyba ze jest odpowiednio przefiltrowana).
  • Kanapki – zawsze i wszedzie, w koncu nie ma to jak nasz polski chleb na zakwasie!
  • Ceny – takie same albo duzo nizsze (nie ma to jak trampki za 1€:)
  • Kompetentna prywatna sluzba zdrowia, nie rozbijajaca banku – moje zabiegi chirurgiczne, ktorym poddalam sie w Polsce wyniosly 100 €, podczas gdy w Boliwii wyceniono je na ponad 1000 €.
  • Wzgledna cisza i brak spalin podczas przemieszczania sie (prawie) doskonale zorganizowana i czysta komunikacja miejska.
  • Place zabaw wylozone miekka powierzchnia, a nie kamieniami czy betonem.

Itp, itp. Roznic jest wiele, ale nie wszystkie oczywiscie na korzysc Europy. Boliwia przesciga nas bowiem w niektorych aspektach, o ktorych pisze na lamach tego blogu, ale mimo to polecam nieustannie zrzedzocym malkontentom z krajow rozwinietych podroz do tego dalekiego zakatka swiata, aby nabrac perspektywy i przekonac sie, ze wcale nie tak wiele potrzeba do szczescia. Choc to wlasnie w Boliwii utwierdzilam sie w przekonaniu, iz narzekanie ogolu jest dzwignia postepu.

***

So I’m back in Bolivia. Almost a month in Poland and a few days in Ireland flew by at meetings with family and friends (bah! I  even joined the 11th anniversary of my high school graduation class!) , medical and hairdressers´appointments, shopping, playing with Dorusia and Lobus and constantly arranging stuff in my ´old room´.

However, before I arrived in Europe , I had to wade through the Bolivian ‘ Migracion ‘ at the airport in Santa Cruz. I will not , however, describe hours of queuing and ‘ reality show ‘ prepared by the officials on duty, ongoing inspections ( also those behind the curtain ) and luggage searching ( also by a dog ) because all of this today is for me like a distant memory that doesn´t seem true. Time heals all wounds, as the old saying says ! Here, I would like to remind that tourists leaving Bolivia have to pay 25$ tax, and people with permanent visa, 100 bs. more, for being able to continue it.

I admit , after disembarking in Madrid , trip to Dublin with Ryanair turned out to be a real pleasure , and I enjoyed the view of the old places as never before. Over the next few days there was no end to admiration over the changing (for better) Polish landscape, which only deepen my longing for the old lifestyle. But , as often happens with immigrants , nostalgia works both ways, and little water elapsed in Vistula , before I`ve started to yearn for Bolivian spring and basket of exotic fresh fruit.

However, before I could enjoy the heat of Cochabamba , I had to go through not very nice Bolivian airline service at the airport in Madrid , and another 11 – hours flight delayed because of some technical problems (and for 11 hours I was wondering what was wrong with the plane:). More specifically , it turned out that in order to go directly to Bolivia with BOA ( Boliviana de Aviacion ) , which domestic flights we value highly , one should :

a) Possess the Bolivian passport.

b ) Display a return ticket,

c ) Prove the residency of Bolivia by presenting a visa and other stickers in the passport .

After the fulfillment of any of these rules , hand luggage is to be plugged into a special cage and if it fits there , one can proceed to check-in. After all the fuss, Ryanair no longer seems so bad , and Lufthansa , with who we had traveled before, is like a dream. After arriving to Santa Cruz at 4 am., we were going to Cochabamba at 6 am. But our luggage didn’t fly with us – it was sent with 9 am plane.

Tourists, and even more Bolivians certainly were surprised that the aircraft under flag of Bolivia and its crew, was rented from the Americans! But I must admit that flight attendants bravely dealt with the language barrier, trying to communicate with the 99% Spanish-speaking passengers in sign language or stubbornly repeating English commands :)

As you might noticed , we also had some time to explore the airport in Madrid (Madrid International Airport Barajas MAD) and unfortunately our observations weren´t very positive. We came up with a consensus that Spain in certain situations is not much different from Bolivia , especially after a meal in the airport cafes and toilet visits . This first experience has shown us that the concept of ‘ manana ‘ was brought to South America with Spanish conquistadors, and that even dry baguette with Serrano ham ( for 6 ​​€! ) can upset your stomach.  And toilets?  Cleaning ladies must have been on strike  or got an extended siesta , because the toilet floors had not seen a mop for hours. While waiting at the gate we came up with a little joke – how can you be sure you are at the right departure gate to Bolivia ? After a  stench from the toilet and a mountain of used paper on the floor:)

Here I need to explain that in Bolivia , and not only , you can´t throw the paper into the toilet – apparently the sewer pipes are too narrow . But I hasten to add  that it is not so bad , because people use special garbage bins and fragrances, which effectively neutralize odors . It is also recommended throwing garbage daily :)

As I´ve noticed after returning to Europe, it`s hard to forget the toilet habit, but lack of bin in a loo (or it`s small size ) reminds you of the old rules of using the toilet learned in early childhood . In Bolivia , however, these principles are different, so some people probably get confused :) After returning to Bolivia , I learned a new word : ‘ Cochinos “( pigs ) , which is used to describe the Spaniards . I will not comment on that , but it is interesting that such a opinion is prevalent in the  3rd world country :)

And what other differences between Bolivia and Poland, omitting the toilet habits, I`ve noticed while on holiday?

■ Totally surprise and initial disbelief that the car stops to let me through the zebra crossing.

■ Marked pedestrian crossings , often accompanied by pedestrian traffic lights.

■ Same height sidewalks without holes where you can walk without fear of breaking your legs.

 ■ No ants in the kitchen or bathroom ( how often would I put the honey in the fridge when I was at the parents house ! ) .

■ Potable tap water.

 ■ Sandwiches – always and everywhere , in the end there is nothing like our Polish sourdough bread !

■ Prices – the same or lower – nothing beats 1€ shoes deal:)

  • Reliable (private) health service (I was quoted more than 1000 € in Bolivia for lipoma and moles surgery and I paid 100 € (all inclusive) in Poland).

■  Lack of noise and exhaust in ( almost) perfectly organized public transport .

■ Playgrounds with soft surface instead of stones or concrete.

Etc., etc. There are a lot of differences but not all, of course, are for the benefit of Europe. Bolivia outdid us in some aspects, that I have been writting about on the pages of this blog, but even that I recommend all malcontents from developed countries the journey to this far-away country, to gain a new  perspective and see that not much is needed to be happy. However, it was in Bolivia where I had become convinced that complaining is a leverage of a progress, as nothing will ever change if no one cares.

 

Chao, chao Bolivia!

Jutro o tej porze bedziemy w drodze na lotnisko, z ktorego wyruszymy do Europy – niesamowite jak ten czas leci, zwazywszy ze bilety zabukowalismy juz w lutym! Trasa mojej podrozy bedzie wygladala mniej wiecej tak:

Santa Cruz-Madryt-Dublin-Warszawa-Sadlinki (dom)-Kwidzyn-Torun-Bydgoszcz-Sadlinki-Gdansk-Dublin-Madryt-Santa Cruz-Cochabamba-Santa Cruz:)

Nie moge sie juz doczekac spotkan z rodzina i znajomymi, bigosu, pierogow, malin, domowego wina, miodu taty, zabaw z Dorusia i Lobusiem oraz z siostrzenicami, spacerow po lesie itp. Obawa napawaja mnie jedynie bezsenne godziny spedzone w samolocie, pociagu, autobusie i samochodzie, ale cos za cos!

Tym samym, Bolivia ”In My Eyes’ zawiesza dialalnosc na miesiac, bowiem przez najblizsze tygodnie bede miala tylko polska i irlandzka rzeczywistosc przed oczyma:)

Desktop-001

Hasta la vista!

***

This time tomorrow we will be on the way to the airport, from where we will set off to Europe – it’s incredible how time flies, considering that we booked our tickets in February! The route of my trip will look more less like this:

Santa Cruz-Madrid-Dublin-Warsaw-Sadlinki (home)- Kwidzyn-Torun-Bydgoszcz Sadlinki-Gdansk-Dublin-Madrid-Santa Cruz-Cochabamba-Santa Cruz :)

I can’t wait to meet with family and friends, eat bigos, pierogi, raspberries, dad’s honey, drink homemade wine, play with Dorusia and Lobus, and my nieces, walk in the forest etc. What I fear are these sleepless hours spent on a plane, train, bus and car, but something for something:)

Therefore, Bolivia” In My Eyes’ will be suspended for a month, as for the next couple of weeks I will only have Polish and Irish scenery around me:)

Desktop1

 Hasta la vista!

Paying Bills Was Never So Hard *** Placenie rachunkow niegdy nie bylo takie trudne

Nikt z nas nie lubi placic rachunkow i ja nie jestem wyjatkiem, tym bardziej, ze nasze miesieczne ‘oplaty za zycie’ stanowia 3/4 moich obecnych zarobkow (nie wliczajac wynamu mieszkania). Jednak nie o pieniadzach chcialam pisac, a o trudnosciach w ich wydawaniu:)

Okazalo sie bowiem, iz nie mozna oplacic wszystkich rachunkow w Santa Cruz za jednym zamachem:

* oplata za ‘condominium‘ (basen, sprzataczki, ochrona itp.) + woda – w Banco Los Andes

* oplata za prad – w Banco Bisa

* czynsz – w Banco Mercantil Santa Cruz

* gaz + TV+internet wliczone sa w czynsz

* ubezpieczenie medyczne – w biurze Alianza.

W ciagu kilku miesiecy nastapilo kilka zmian – wlasnicielka mieszkania zgodzila sie, bysmy placili jej czynsz w gotowce (jej mama mieszka 2 pietra nizej, wiec zanosimy pieniadze do niej). Przyznam, odetchnelam ulga, bowiem nie tylko nie musialam czekac w kolejce w kolejnym banku, ale rowniez nie musialam spacerowac sama po Santa Cruz z 700$ w torbie…

Kiedy moj ubezpieczyciel zmienil adres i okazalo sie, ze jego nowe biuro jest po drugiej stronie miasta, dostalam mozliwosc placenia przelewem w boliwianos, ale tylko w banku Mercantil Santa Cruz (witamy z powrotem!). Uwierzcie, bardziej oplacalne jest w Boliwii poslugiwanie sie amerykanska waluta niz ta wlasciwa, bowiem moje oplaty przeliczano z dolara po niekorzystnym kursie.

Wczoraj, po pietnastu minutach w kolejce okazalo sie, ze Bank Bisa zniosl mozliwosc placenia za prad, i teraz trzeba to robic w placowkach ‘Fassil’ (Fondo Financiero Privado). Przyznam, nazwa kojarzaca sie z ‘facil‘, co oznacza ‘latwo’, brzmiala zachecajaco, wiec nie tak straszne wydawalo mi sie przejscie tych kilku przecnic wiecej. W jasnym, pachnacym nowoscia i klimatyzowanym wnetrzu otwarte byly 2 kasy, a przy nich stali klienci. Ja bylam trzecia! Poprzednio w banku mialam 15 numerkow przed soba, wiec tym razem powinno pojsc szybko, pomyslalam.

Mylilam sie jednak bardzo. Po 10 minutach te same dwie osoby wciaz zalatwialy swoje interesy, a siedzenia za mna zaczely sie zapelniac. Po chwili, jeden z klientow zakonczyl transakcje, ale na ekranie wyswietlil sie inny numerek niz moj, i do kasy podeszla starsza pani. Kiedy odwrocilam sie i zobaczylam, ze wszystkie osoby w kolejce sa seniorami, wowczas mnie oswiecilo – maszyna wydaje inne numerki dla ‘zwyklych ludzi’ inne dla seniorow i kobiet w ciazy. Niby ok, ale gdy pomyslalam, ze te wszystkie osoby za mna, zostana obsluzone przede mna, troche sie zdenerwowalam. Nie uszlo to uwadze obslugi i podszedl do mnie jeden z pracownikow z zapytaniem, czy wszystko w porzadku. Kiedy odparlam, ze czekam za dlugo, pan znizonym glosem powiedzial, ze po drugiej stronie ulicy w aptece znajduje sie jeszcze jedna kasa, do ktorej nie powinno byc kolejki. A jak bedzie, to zawsze moge wrocic.

Kiedy przekroczylam prog apteki, czulam sie jakbym odkryla miejsce, o ktorym nikt nie wie (lub malo kto, bo za mna do apteki weszla nasza sasiadka:) i nawet kasjerka zapytala sie, skad wiem o tym miejscu:)

Po minucie, bylam juz w drodze do domu.

***

None of us likes to pay bills, and I’m not the exception, especially that our monthly ‘living fees’ take three quarters of my current earnings (excluding the rent). But not about the money I wanted to write, but about the difficulties in their spending!

In Santa Cruz, we can’t pay bills in one bank – each bill needs to be payed separately. Therefore,

‘condominium‘ fees (swimming pool, cleaners , security, etc. ) + water – in Banco Los Andes .
* electricity – in Banco Bisa
* rent – in Banco Mercantil Santa Cruz
* gas + TV + Internet are thankfully included in the rent
* my medical insurance – in Alianza office.

There has been a few changes over last months – landlady agreed that we pay rent in cash and bolivianos to her mother, who lives in the same building. I admit, it was a relief, because not only I don’t have to wait in line at another bank, but I also don’t have to walk alone on the streets of Santa Cruz with $ 700 in my bag …

When my insurance company changed the address and it turned out that its new office is on the other side of the city, they gave me the option to pay by bank transfer in bolivianos, but only in the bank Mercantil Santa Cruz (welcome back!). Believe me, HANDLING American currency in Bolivia is more profitable than  Bolivian bolivianos, as my payment is exchanged at an unfavorable rate.

Yesterday it turned out that it’s impossible to pay for electricity in Bisa Bank, and now I have to do it in ‘Fassil‘ (Fondo Financiero Privado). I must admit, the name sounded pleasantly as ‘facil ‘ in Spanish means ‘easy’, so even after waiting 15 min in Bisa, it didn’t seem too terrible to walk these 2 blocks further. Inside the bright, new and air-conditioned ‘Fassil’ there were 2 cashiers attending two customers. I was the third one! Previously in the bank I was 15th, so this time it should go quickly, I thought.

Boy, was I wrong! After 10 minutes, the same two people still occupied cash desks, and the seats behind me began to fill up. After a while, one customer finished, but the screen showed different number than mine, and some old lady rushed to the desk. When I turned back, I saw that all the people in line are seniors and it dawned on me that the tickets machine has 2 options  – for ‘ordinary people’ and for seniors and pregnant women. Normally that seems fair, but when I thought that all the people behind me will be served before me, a got a bit frustrated. That caught the attention of one of the ‘Fassil’s’ employers, who came over to me, asking if everything was okay. When I told him what was my problem, he said in a low voice, that there is a one cashier on the other side of the street at a pharmacy and if there are queues too, I could always come back.

When I passed the thresholds of the pharmacy, I felt like discovering a place that no one knew about (or hardly anyone, as one of our neighbours just came in:) and even the cashier inquired, how do I know about this place:)

After a minute I was on the way home.