Ponad piecdziesiat lat temu, 272 Japonczykow z wyspy Okinawa przybylo do odleglego zakatku Boliwii – lasów deszczowych Amazonii.
Dlaczego szukali oni lepszego zycia tak daleko od ojczyzny? Pod koniec II wojny światowej, Armia Amerykanska zbudowala baze wojskowa na wyspie Okinawa, a jako rekompensatę za skonfiskowane grunty, Amerykanie zaoferowali Japonczykom ‘atrakcyjne działki’ 124 – hektarowe w Boliwii. Niestety, dwie trzecie z 3315 osób, które wyemigrowały po wojnie do Boliwii, ostatecznie opuscilo swoja nowa Okinawe, po tym jak prawie połowa z pierwszej grupy 272 osadników powaznie zachorowala na nieznana chorobe. Innych przybyszow zmeczyla izolacja, jaka zastali w boliwijskiej dzungli – nie bylo tam drog, ani wody pitnej, ktorej najblizsze zrodlo oddalone bylo o kilka kilometrow od osady.
Ci, ktorzy postanowili zostac, nie narzekaja jednak na swoj los. Dzieki swej ciezkiej pracy i samozaparciu oraz wsparciu finansowemu z Japonii – udalo im sie rozbudowac swoje gospodarstwa, bedace dzis jednymi z najwiekszych i najbogatszych w biednej Boliwii (Zrodlo: globalpost.com).
*
Kolonia japonska Okinawa Uno (I), oddalona jest o dwie godziny samochodem od Santa Cruz de la Sierra. Prowadzi do niej stosunkowo nowa asfaltowa droga. Pozostale kolonie – Okinawa Dos (II) i Okinawa Tres (III), polozone sa kilka kilometrow dalej, wzdluz piaszczystej, ale szerokiej drogi prowadzacej do Santa Cruz.
Zanim odwiedzilismy Okinawe, spodziewalam sie tam zobaczyc domy w stylu japonskim i wiele japonskich restauracji. Kiedy przekroczylismy ‘granice’ regionu Okinawa, krajobraz od razu wydal mi sie bardziej spokojny i uporzadkowany, jednak po przyjezdzie do celu, bylam bardzo rozczarowana. Miejsce to wygladało bowiem jak typowe boliwijskie miasteczko – brudne i zaniedbane (jak na razie, jedynym wyjatkiem jest nasze ulubione Porongo). Pierwszemu wrazeniu nie pomoglo tez to, ze padal deszcz i bloto rozwozone bylo wzdloz glownej drogi przez ciezarowki, gromadzace sie kolo miejscowej spoldzielni rolniczej (Caico) – najwiekszego producenta zboza (ale rowniez soi, slonecznika itp.) w Boliwii. Przystanelismy na chwile przy glownej plazie, gdzie od razu rzucil nam sie w oczy luk japonski – jedyny obcy element krajobrazu. Pojechalismy dalej, aby sprawdzić, czy miasteczko ma wiecej orientalnych odniesien, ale wraz z asfaltowa droga skonczyly sie rowniez zabudowania. Zapytalismy mijajacego nas na rowerze staruszka, który wygladal na Japonczyka, gdzie mozemy znalezc restauracje japonska, a ten odpowiedzial z usmiechem na ustach, ze jest tu tylko jedna, reszta natomiast serwuje potrawy boliwijskie.
Czytalam wczesniej, że 60 % mieszkancow Okinawy jest pochodzenia boliwijskiego i ze sa to glownie pracownicy zatrudnieni przez bogatych japonskich przedsiebiorcow. Rzeczywistosc zweryfikowala te inforamcje. Zastanawialam sie jednak, gdzie podziali sie ci bogaci Japonczycy?
Po milym obiedzie w przytulnej, acz skromnej restauracji japonskiej (zarzadzanej przez Boliwijke), wyruszylismy w poszukiwaniu Okinawa II, do ktorej prowadzila szeroka polna droga. Cudnie bylo oddychac swiezym powietrzem, patrzac na rozlegly zielony krajobraz, raz po raz podziwiajac duze ptaki latajace nad polami. Jestem pewna, ze widzialam bociana oraz, jak sie pozniej okazalo po powiekszeniu zdjecia – prawdziwego tukana!
Okinawa II okazala sie spokojna osada, pelna nowo wybudowanych domow – moze ci bogaci Japonczycy przenieśli sie wlasnie tutaj ? Zatrzymalismy sie przy malym sklepie, ktorego sciany oblepione byly dwujezycznymi ogloszeniami. Babcia prowadzaca sklep powiedziala nam w doskonalym miejscowym dialekcie, ze przybyla do Boliwii 50 lat temu. Nie znalezlizmy w sklepiku zadnych tradycyjnych produktow japonskich, kupilismy jednak typowe przekaski Camba. Zauwazylismy jednak, ze staruszka konwersowala po japonsku z innym imigrantem, ktory przyjechal do sklepu nowiutkim jeepem.
Utwierdzilo mnie to w przekonaniu, ze Japonczycy zasymilowali sie z kultura swojej przybranej ojczyzny, ale nie zapomnieli jezyka ojczystego i jestem pewna, ze swietuja oni swoja kulture i tradycje w domach. Zreszta, w Okinawa I dziala szkola boliwijsko – japonska, ktora zatrudnia takze nauczycieli przybylych z Kraju Kwitnacej Wisni.
Ostatnim przystankiem w naszej podrozy była Okinawa III – najmniejsza, ale rowniez najbardziej spokojna i zadbana. Znalezlismy w niej dwa sklepy po przeciwnych stronach drogi – jeden prowadzony przez Japonke okazal sie bardziej czysty niz ten, prowadzony przez Boliwijczyka. Jednak, ten drugi mial dwa stoly bilardowe, wiec zatrzymalismy sie wlasnie tam, i podczas gdy chlopcy grali w billarda, ja robilam zdjecia tropikalnej roslinnosci.
Droga powrotna byla zdecydowanie najgorsza – wyboista i nudna. Prawdziwe klopoty zaczely sie jednak kiedy dotarlismy na przedmiescia Santa Cruz – ze wszystkich stron otoczyl nas brud, halas i woda, ktora zalala polozona ponizej poziomu zabudowan droge… Przedzierajac sie przez te miejska rzeke, nie mielismy zielonego pojecia gdzie jestesmy, tym bardziej ze zrobilo se juz calkiem ciemno.
Na szczescie intuicja nie zawiodla Freddiego, ktory dowiozl nas bezpiecznie do domu. Bylismy zmeczeni, ale szczesliwi, ze wrocilismy do cywilizacji. Zadecydowalismy jednoglosnie, ze w najblizszym czasie raczej nie wrocimy do Okinawy – chyba ze na obiad w restauracji, serwujacej najlepsze ryby na swiecie, w ktorych zasmakowal sam Freddy, nigdy dotad ryb niejedzacy:)
***
Fifty-five years ago, 272 Japanese from Okinawa Island arrived in a remote corner of Bolivia’s Amazon rainforest in hopes of finding a better life.
At the close of World War II, the U.S. Army constructed a military base on Japan’s Okinawa Island. In part as compensation for land confiscated to build the base, the U.S. offered some families ‘attractive’ 124-acre parcels in Bolivia. But two-thirds of the 3,315 persons who emigrated to Bolivia ultimately left their new Okinawa. Nearly half of the first group of 272 settlers fell seriously ill from an unknown disease within months of their arrival. Others got tired of the isolation they encountered in a jungle landscape with no roads. There was also no potable water; the nearest source of fresh water was several miles of walking away.
Those who did stay, however, have few complaints. Through decades of hard work — buttressed by low-interest loans and technical support from Japan — many expanded their holdings into large-scale farms, and are now comparatively among the super-rich in impoverished Bolivia (Source: www.globalpost.com).
*
Bolivia’s unique Japanese colonies are located two hours outside the city of Santa Cruz. The new asphalted road leads to Okinawa I but the other colonies – Okinawa Dos (II) ad Okinawa Tres (III) are located alongside wide dirt road, leading back to Santa Cruz.
Before we went to Okinawa, I expected to see there some houses in Japanese style and lots of Japanese restaurants. When we crossed the Okinawa region, the landscape looked indeed very peaceful and orderly. However, entering the Okinawa I, I felt disappointed, as the place looked like a typical Bolivian town – quite messy and neglected (a notable exception is Porongo, which we visited on many occasions). Sure, it was raining and the mud was spread along the road by number of trucks leaving Okinawa Colonies Integral Agricultural Cooperative (CAICO) – the largest weat (but also soybeans and sunflower seeds) producer in Bolivia. We drove past plaza principal with a Japanese arch – the only alien element of this Bolivian landscape, to see if there is more to it. But the town ended with the asphalted road. On the way, we asked a man on the bike, who looked a bit Japanese, where we can find some Japanese restaurants. He said, there is only one in town, serving traditional food, the rest is purely Bolivian.
I read before, that 60 % of Okinawa’s people is of Bolivian origin and there are mostly workers, employed by rich Japanese families. That seemed to be truth. I just wondered, where are these rich families?
After nice lunch in a small and quite basic Japanese restaurant run by Bolivian woman, we left for Okinawa II located along dirt road. It was refreshing to be out in the open, breathing fresh air and looking at the fields and big birds flying over them. I am sure I saw a stork and as I found out later zooming in the picture – a real wild toucan!
Okinawa II was a peaceful place with couple of newly built houses (maybe all rich Japanese moved here?). We stopped by the small shop where I saw the bilingual writings on the notice board. The vendor was an old Japanese – looking woman, who told us in perfect Camba dialect, that she came to Bolivia 50 years ago. We didn’t find any traditional Japanese product there, buying instead typical Bolivian snacks, but we saw another Japanese man driving in his jeep to the shop and conversing with an old lady in their native language.
However, the Japanese immigrants in the region have mostly assimilated with the culture of their adopted country, they still speak between each other in their mother tongue and I am sure they celebrate their culture and tradition at home.
The last stop on the trip was Okinawa III – the smallest settling of them all, but also the most peaceful and pretty. There were two shops on the opposite sides of the road – one run by Japanese woman was much cleaner the other, run by Bolivian man. However that later had snooker tables, so we stopped there and the boys had the game while I was taking pictures of the plants flourishing around the building.
The road back was the worst – as bumpy as boring. But the real trouble had started when we reached suburbs of Santa Cruz – surrounded by dirt, noise, traffic and water, which changed the road into river. It was getting dark and we didn’t have a clue where we were. Thankfully, Freddy’s intuition lead us home safety. We were tired but happy to be back and we all agreed, that we won’t be back in Okinawa any time soon. Maybe only for a lunch in this small Japanese restaurant, that serves the best fish in the world as even my Freddy who never eats it – loved one:)
Heard of a big earthquake in Chile yesterday and hope you weren’t affected. Was thinking of you.
oh, thank you… We were fine in our tropical side of Bolivia. The buildings were shaking though in La Paz, Cochabamba and Oruro. Thankfully, no one was hurt, which is incredible considering that the quake was quite big! Hugs:)
Bardzo fajny wpis :)
Nie wiedziałam o tym, że jest w Boliwii taka mała Okinawa, a przyznam szczerze, że ciężko mnie (oddanej fance Japonii) w tej dziedzinie zaskoczyć ;) Dzięki!
No prosze! Zawsze sie ciesze, gdy odkrywam cos nowego, a tym bardziej jest mi milo, gdy udaje mi sie ‘zaskoczyc’ jeszcze kogos innego:)Mozliwe, ze temat Japonii na boliwijskiej Okinawie sie nie zakonczy, bowiem przeczytalam, ze istnieje spora diaspora Japonczykow kolo La Paz. Boliwia kryje wiele niespodzianek:) Pozdrawiam serdecznie!
Ale ciekawostka! Z chęcią bym tę boliwijską Okinawę odwiedziła :) Tę japońską też :D
To ja chyba jednak bardziej polecalabym te japonska, choc sama w tam niegdy nie bylam:)
WOW! Never heard of this place but it looks like it’s definitely worth a visit! Thanks for the tip!
Definitely!:)
Twój tekst mocno nie zachęca, aby się pojawić w tym miejscu. Czasami tak bywa, że nie wszystkie lokalizacje są ciekawe, ale zawsze dobrze pojechać i wyrobić sobie własne zdanie.
No to do dziela! Ja opisalam wlsane wrazenia, ciekawa jestem jekie bylyby Twoje:)
Bardzo ciekawy artykuł! Nigdy nie słyszałem o Okinawie będąc w Boliwii. No właśnie, strasznie żałuję, że tak późno dostałem się na Twój blog. Byłem wolontariuszem w tym kraju prawie roku (Cocha, Oruro) i żałuję, że nie udało się wtedy spotkać!
Pozdrawiam
Szymon
Coz, czasem tak bywa! Ciesze sie, ze w koncu jednak trafiles i przy okazji mozesz ‘zobaczyc’ nowe miejsca:)
Pozdrawiam serdecznie!
Mega ciekawy artykuł. Tego typu merytoryczne teksty na blogach się nie czytają, jednak warto czasem coś takiego skrobnąć! Brawo :)
:)
Nie miałam pojęcia! Jeśli pojedziemy kiedyś do Boliwii, to koniecznie muszę to miejsce odwiedzić! Prawdziwą Okinawę zresztą też!
Wielkie dzięki za tę informację! :)
Amazing description, Danuta. You write like nobody else I have read about Bolivia. Love it!