‘El Pueblito’ de Samaipata

Po dwóch i pól roku wyprowadziliśmy się z Santa Cruz de la Sierra. Pożegnanie z tropikalną stolicą Boliwii było trudne, ale zimne surazos i zapowiedz niebieskiego nieba Cochabamby, niezamierzenie ułatwiły nam migrację. Tym razem, postanowiliśmy pojechać tzw. ‘starą drogą do Cochabamby’ (el camino antiguo a Cochabamba), przestając na chwile w Samaipacie. Niestety, i tam sięgają zimne wiatry z argentyńskiej pampy, wiec nasz przystanek był jedynie jednodniowy, ale tez niezwykle emocjonujący (dzięki naszym znajomym) i magiczny (za sprawą naszego hotelu).

After two and a half years we moved out of Santa Cruz de la Sierra. Saying goodbye to Bolivia’s tropical capital has been difficult, but cold surazos and the blue sky waiting for us in Cochabamba, unintentionally helped in our migration. This time we decided to go by the ‘old road to Cochabamba’ (El Camino antiguo a Cochabamba), stopping for a moment in Samaipata. Unfortunately, the cold winds from the Argentine pampas blew there too, so our stop was only one day long, but also extremely exciting (thanks to our friends) and magical (thanks to our hotel).

Samaipata

Hotel Resort El Pueblito to atrakcja turystyczna sama w sobie. Wioska stworzona rękoma artystów plastyków, ogrodników i natury. Uroku całości dodają przemiłe zwierzaki, których nie sposób nie wygłaskać – dwa koty, dwa psy oraz… ozdobne koguty, gołębie, pawie i kolorowe papugi, z których jedna przywita was swojsko brzmiącym: Hola? Hola?

Hotel Resort El Pueblito is a tourist attraction itself. The tiny village created with the hands of artists, gardeners and nature. The delightful animals that can not be not petted added to the charm of the place – two cats, two dogs and … some decorative roosters, pigeons, peacocks and colorful parrots, one of which welcomed us with familiar sounding: Hola? Hola?

Samaipata

Droga do El Pueblito nie jest usłana różami – czterogwiazdkowy hotel położony jest bowiem w górach Samaipaty, a wiedzie do niego wyboista droga. Dostać się tu nie jest jednak trudno – taksówka (dla dwóch osób) z centrum wioski kosztuje 15 bs, a spacer zabierze nam tylko okolo 20 minut (problem możemy miec natomiast w nocy). Na górze możemy delektować się przepiękną panoramą Samaipaty oraz… odwiedzić winnicę Uvairenda Bodega & Viñedos, która położona jest po sąsiedzku, za płotem:) Uwierzcie mi, nawet pochmurne niebo i zimny wiatr nie są w stanie przesłonić piękna tego miejsca, ale i nietrudno jest sobie wyobrazić, jak niesamowicie musi ono wyglądać w ciepły słoneczny dzień, z niebieskim niebem nad horyzontem… Jakby nie było, mamy zimę w Boliwii, ale najstarsi górale nie pamiętają tak długo otrzymujących się chłodów i deszczy. Nasze szczęście!

The Road to El Pueblito is not ‘a bed of roses’ – four star hotel is located in the mountains of Samaipata and you need to be prepared for a short but bumpy ride. Getting there is not difficult – a cab (for two people) from the centre of village costs 15 bs. or you can take a 20 min. walk (there could be a problem though, at night). At the top, you can enjoy a beautiful panorama of Samaipata and … visit the winery Uvairenda Bodega & Viñedos, which is located next door, on the other side of the fence :) Believe me, even cloudy skies and cold wind are not able to overshadow the beauty of the place, but it is not difficult to imagine how amazing it must look on a warm sunny day, with blue sky on the horizon … Surely, we have winter in Bolivia now, but the oldest people do not remember such long cold and rainy weather. Lucky us!

Samaipata

W tym miejscu chciałam zaznaczyć, że ten blog nie jest sponsorowany. Za pokój zapłaciliśmy pełna cenę (620 bs. za noc ze śniadaniem), nie dostaliśmy też specjalnego traktowania. Ja po prostu nie mogłam powstrzymać się od pstrykania zdjęć, które i tak oddają tylko cześć uroku ‘El Pueblito’.  Rezerwacja jest prosta a obsługa klienta, co trzeba podkreślić, przemiła.  Jezeli jednak ktoś podróżuje o bardziej skromnym budżecie, wciąż możne odwiedzić ‘El Pueblito’, płacąc 10 bs. za wstęp (5 bs. za dzieci), a na miejscu zjeść obiad, wypić kawę, popływać w basenie (o ile pogoda pozwoli), wygłaskać zwierzaki, pogadać z papugą, a w drodze powrotnej odwiedzić winiarnię i skosztować wina z Samaipaty. Naprawdę warto!

At this point I’d like to underline that this blog post is not sponsored.  We paid a full price for the room (620 bs. per night with breakfast) and did not get special treatment. I just could not restrain myself from snapping photos that reflect only part of the charm of ‘El Pueblito’. Booking is simple and customer service, which I must emphasize, is excellent. However, if you travel on modest budget, you can still visit ‘El Pueblito’, paying 10 bs. entrance fee (5 bs. for children) and enjoy your lunch there, drink a cup of coffee, go for a swim in the pool (if weather permits), pet animals, talk to the parrot, and visit winery and taste wines from Samaipata on the way back to the village. It’s really worth it!Samaipata

Będąc w Samaipacie warto jest również zajrzeć do baru ‘La Boheme‘, okrzykniętego niedawno w lokalnej prasie jako ‘piekło’ i ‘siedlisko zła’ (swoją drogą, niezła reklama;), gdzie nie tylko wypijemy pyszne drinki (do 7pm 2 w cenie 1), ale również pogadamy z miłym barmanem rodem z Australii, który jest w trakcie nauki języka polskiego. Przywitani zostaniemy także przez wielkie żywe maskotki – czarnego jak smola labradora Charliego i rudą jak ogień Ginger (stad może skojarzenie mieszkanców z piekłem?). Nic tylko głaskać:)

If you are staying in Samaipata, you may also visit the bar ‘La Boheme’, hailed recently at a local press as ‘hell’ and ‘den of evil’ (not a bad advertising, isn’t it;), where you can not only have some delicious drinks (until 7pm. 2 for the price of 1), but also chat with a nice bartender/owner from Australia. You will be also greeted there by cute living mascots – the pitch-black labrador Charlie and red-haired Ginger (maybe hence the association with hell?). And you can pet them away – they love it!

Samaipata

A co robić w Samaipacie oprócz degustacji alkoholi i głaskania zwierzaków? Przy dobrej pogodzie opcji jest bardzo wiele! Zajrzyjcie tu —> klik. Zapewniam, nudzić się nie będziecie! Ja sama musze jeszcze wrócić do Samaipaty by zobaczyć jakieś 90 % jej okolicznych atrakcji turystycznych. Na szczęście, Samaipata nie zając, nie ucieknie, a jak kiedyś wyremontują jedyna drogę do niej prowadzącą, to sama podroż będzie jeszcze wiekszą przyjemnością.

And what to do in Samaipata other than tasting spirits and playing with animals? When the weather is good there are countless options! Take a look here —> click. I assure, you will not be bored! I myself still have to go back to Samaipata to see about 90% of its nearby tourists attractions. Fortunately, Samaipata is not a hare,  it won’t escape (another Polish proverb), and if, one day, the only road to Samaipata will be renovated, the trip alone will be even bigger pleasure that it is now.

Pozostajac przy drogach… c.d.n./ Speaking of roads … to be continued….

Bolivian Cuisine II *** Kuchnia boliwijska II – ‘La Region de los Valles’

Po kuchni Orientu boliwijskiego, przechodzimy do potraw tradycyjnych dla ‘Region de las Valles’ – czyli terenow polozonych na wysokosci 2000-3000 m n.p.m,  w dolinach tj.: Cochababa, Sucre i Tarija. Te trzy departamenty charakteryzuja sie lagodnym klimatem w ciagu calego roku, doskonalym dla uprawy zboza, kukurydzy oraz roznych warzyw i owocow. Cochabamba slynie na przyklad z jablek i pomidorow, a region Tarija z uprawy winorosli i produkcji wina. Wino produkuje sie rowniez w Samaipacie, ktora lezy w departamencie Santa Cruz. Regiony te zamieszkale sa w wiekszosci przez ludnosc Quechua, wiele potraw ma wiec pochodzenie rodzime, co widoczne jest przede wszystkim w ich nazewnictwie (czasem trudnym do rozszyfrowania).

Cochabamba, uznawana za kulinarna stolice Boliwii, lezy mniej wiecej w samym centrum kraju. Mieszkancy La Llajta, jak sami przyznaja, zyja aby jesc. Widoczne jest to golym okiem – w tym trzecim co do wielkosci miescie Boliwii, jak grzyby po deszczu wyrastaja nowe restauracje, serwujace kuchnie i tradycyjna, i miedzynarodowa. Natomiast na popularnych mercados, mozna najesc sie do woli, za okolo 12 pesos (uwierzcie, nawet nasz portier z Santa Cruz, wspominal o tym fakcie z rozrzewnieniem). Co wiecej, podobno do kazdego dnia przypisane jest inne danie, i tak np. we wtorek wszystkie mercados w miescie serwuja ‘sopa de mani i picante de pollio’. W odroznieniu od Tierras Bajas, poszczegolne potrawy znacznie sie od siebie roznia, sa tez bardziej kolorowe.

Sucre (Chuquisaca), najpiekniejsze miasto Boliwii, slynie przede wszystkim z deserow i przepysznej czekolady, o ktorej juz kiedys pisalam. Nie jest ona najtansza – tabliczka kosztuje ok. 15 bs., ale naprawde bardzo dobra.

Tarija natomiast,  posiada podobno najczystsze Mercado Central w kraju, na ktorym (jak mowia) bez obaw mozna delektowac sie niedrogim jedzeniem, popijajac je jednym z wielu regionalnych win (lub Singani). Nas jeszcze tam nie bylo (troche daleko), ale marzy nam sie weekendowy kurs wina, oferowany przez lokalne winnice.

Oto lista niektorych potraw regionow sub-andyjskich:

  • Llajua: bardzo pikantny sos z locoto, pomidorow i ziolem kilkinii w Cochabambie i wakataya (Huacatay, czarna mieta) w innych miastach regionu. Podawana z kazda potrawa.
  • Ch’aqi de quinua: rosol z quinoa i ziemniakami.
  • Chicharrón de cerdo: kawalki miesa wieprzowego dlugo smazone we wlasnym tluszczu, podawane z bialym serem quesillo (na ktory trzeba uwazac!), kolba bialej kukurydzy, lub mote i la llajua.

IMG_1094

  • Chhanqa de conejo: gotowany zajac lub krolik, doprawiona mieta i zielona cebulka, podawana z fasola, ziemniakami, Chuño (totalnie wysuszone ziemniaki) i locoto.
  • Cuy: Pieczona lub gotowana swinka morska. Czasem zamiast swinki morskiej uzywa sie kurczaka:)

Cuy_Guinea_Pig_Dish_SG

Fot. Wikipedia.

  • Enrollado: kiełbasa wieprzowa z przyprawami, podawane z marynowanymi warzywami (cebula, papryka).
  • Escabeche de patitas de cerdo = marynowane swinskie nogi.
  • Habas pejtu: kawalki suchego miesa, z bialymi ziemniakami, podsmazana cebula i aji (pikantne papryczki).
  • Humitas: pasta z maczki kukurydzianej, gotowana w sakiewkach z lisci kukurydzy, nadziewana serem (w Santa Cruz nazywana tamal).

Humitas_en_chala_tipicas_de_Argentina8

Fot. Wikipedia

  • Jak’alawa: bulion ze skorek wieprzowych, z kukurydza i ziemniakami.
  • Jauri uchu: rosół z mięsa króliczego, wołowiny i baraniny, z ziemniakami, jajkiem, papryczka aji (uchu) i zielona cebulka. Podaje sie tradycyjnie w dniu pogrzebu.
  • K’allu: salatka z grubo krojonych pomidorow, cebuli i locoto.
  • Pique macho: czyli danie z resztek – mieszanka wolowiny lub innego miesa, kielbasek (a raczej parowek), pomidorow, jajek, frytek, locoto (stad nazwa – pikantny). Poany sosem z musztardy, ketchupu i majonezu. Bardzo popularne w barach i pubach, szczegolnie ze wzgledu na ogromne porcje! Danie powstalo w restauracji Miraflores w Cochabambie, ktora przypomina zawsze pelen hangar fabryczny. Restauracja ta jest troche droga, zwazywszy na jej skromny wyglad i serwis.

450px-Pique_macho

Fot. Wikipedia.

  • Pulpito frito: smazony wolowy zoladek z bialymi ziemniakami lub bulionem z nerek.
  • Sillp’anchu (silpancho): cienki kotlet wolowy, smazony w panierce, podawany ze smazonymi ziemniakami, ryzem, jajkiem i salatka z pomidorow, cebuli i locoto. O tym popularnym i smacznym daniu pisalam wczesniej.

contenidos_silpancho600

Fot. Wikipedia.

  • Trancapecho: kanapka z silpancho.
  • Chorizos chuquisaqueños: slynne kielbaski z Sucre, podawane z chlebem, maslem, salatka z salaty, pomidora, cebuli i locoto.
  • Chanfaina: gulasz z krwi i miesa jagniecego, z ziemniakami.
  • Charque – suche kawalki miesa z mote, ziemniakami w lupinach, jajkiem, podane z locoto i llayua.

312890_285520661463576_2045425_n

Fot. Wikipedia.

  • Empanadas y saltenas: pieczone pierozki z miesnym nadzieniem z warzywami. Trzeba na nie uwazac, poniewaz czasem przygotowuje sie je z resztek nieswiezego miesa i duzo osob sie po nich rozchorowalo. Ja za nimi nie przepadam.

800PX-~1

Fot. Wikipedia.

  • Picante de pollo: kawalki kurczaka, gotowane w sosie wlasnym z cebula, colorante (czerwonym barwnikiem i przyprawa w jednym), groszkiem, podawane z ryzem i makaronem. Jedno z moich ulubionych dan – bez makaronu:)

DSCN3112-001

  • Chirriadas: cienkie nalesniki smazone na goracym kamieniu.
  • Sopa de mani: zupa z orzeszkow ziemnych, z ziemniakami, marchewka, makaronem i frytkami. Pycha! Choc mocno rozgotowany makaron i rozmoczone frytki raczej do siebie nie pasuja. Czasem mozna spotkac krem ‘sopa de mani’. Polecam!

sopa da mani

Fot. Wikipedia.

  • Surubi, trucha – ryby rzeczne.
  • Falso conejo – jak sama nazwa wskazuje, zamiast zajaca, uzywa sie w tej potrawie innego miesa, zwykle wolowego.
  • Aji de lengua – jezor wolowy, gotowany w pikantnym sosie wlasnym z cebula, pomidorami, pietruszka, podawany z ryzem i salatka warzywna. Smakuje i pachnie dobrze, ale wygladem nie zacheca, szczegolnie jezeli gotuje sie jezory ze skorka i w calosci…

Desery (postres) i napoje (bebidas):

  • Misk’iq’eta (Arrope): deser z maki kukurydzianej i cukru, jeden ze skladnikow chicha.
  • Chicha cochabambina: napoj alkoholowy uzyskiwany z fermentacji kukurydzy (takie niskoprocentowe piwo kukurydziane). O chicha mozna by pisac dlugo i szeroko, jako ze kazdy region ma wlasnu przepis. Jezeli ktos chce sprobowac, to tylko ze sprawdzonego zrodla, bo to troche jak z naszym rodzimym bimbrem – nigdy nic nie wiadomo. Ja ‘zostalam zmuszona’ do wypicia miseczki na potancowce w Torotoro (taki to juz zwyczaj, ze pani domu czestuje gosci chicha z wiaderka) i po kilku lykach bylo mi juz niedobrze. Slyszalam, ze niekiedy do jej przygotowania uzywa sie brudnej wody, oraz, zeby szybciej fermontowalo, przezutych i wyplutych ziaren kukurydzy. Smacznego!
  • Garapiña: podobna do chicha, ale zmieszana z lodami cynamonowymi, kremem z kokosa i sporadycznie z truskawkami. Chicha nie zawsze jest napojem alkoholowym.
  • Ajenjo: alkohol pity w czasie karnawalu.
  • Mistelas: likier z owocow zanurzonych w alkoholu.
  • Singani: brandy produkowana w okolicach Tarija. Narodowy alkohol Boliwii.
  • Te de canela – herbatka z dlugo gotowanych lasek cynamonu. Pyszna!

Zrodla: www.cocinaboliviana.com, Wikipedia, doswiadczenie wlasne.

***

After the Bolivian Orient cuisine, it’s time for traditional dishes of ” Region de las Valles ‘ – that is, areas located at an altitude of 2000-3000 meters above sea level in the valleys, ie. Cochababa, Sucre and Tarija. These three departments are characterized by a mild climate throughout the year, perfect for growing cereals, corn and various vegetables and fruit. For example, Cochabamba is famous for its apples and tomatoes, and Tarija for vineyards. The wine is also produced in Samaipata, which lies in the department of Santa Cruz. These regions are mostly inhabited by Quechua population, therefore many dishes are of indigenous origin, which is evident primarily in their terminology (sometimes difficult to decipher).

Cochabamba, considered the culinary capital of Bolivia, is located roughly in the center of the country. Residents of La Llajta,  confess that they live to eat. This can be seen with a naked eye – in the third largest city of Bolivia, like mushrooms sprout new restaurants, serving traditional and international cuisine. What’s more, in the popular mercados, you can ‘eat like a pig’ for about 12 pesos (trust me, even our porter from Santa Cruz has recalled this fact with sentiment). Also, different dish is assigned to each day, and so for example, on Tuesday all mercados in the city serve ‘sopa de mani and picante de pollio. In contrast to the Tierras Bajas, traditional dishes of las Valles are significantly different from each other and they are more colorful.

Sucre (Chuquisaca), Bolivia’s most beautiful city , is famous especially for its delicious desserts and chocolate, which I wrote about before. It’s not the cheapest – bar costs about 15 bs., but  it’s worth it.

Tarija, has apparently the cleanest Mercado Central (Central Market) in the country, where (as they say) you don’t need to worry about bacterias enjoying affordable food with a glass of the many regional wines (or Singani). We weren’t there yet, (it’ s a bit far away), but we dream of a weekend’s wine course organised by local wineries.

Here’s a list of some tipical food of sub- Andean region:

Llajua : very spicy sauce made of locoto, tomatoes and herb of kilkinia in Cochabamba and wakataya (Huacatay or black mint) in other cities. Served with each dish.

_MG_4670
■ Ch’aqi de quinua : broth with quinoa and potatoes.
Chicharrón de cerdo : long pieces of pork fried in its own fat, served with white cheese quesillo (be careful!) , a whole white corn or mote and la llajua.

IMG_1099

■ Chhanqa de conejo: cooked bunny or rabbit, seasoned with mint and green onions, served with beans, potatoes, chuño ( totally dehydrated potatos) and locoto.
Cuy : Baked or boiled guinea pig . Sometimes, instead of guinea pigs, chicken is being used :)
■ Enrollado : pork sausage with spices, served with marinated vegetables (onions, peppers).
Escabeche de patitas de cerdo = pickled pig’s feet .
■ Habas pejtu : pieces of dry meat, with white potatoes , fried onions and aji (spicy peppers).
■ Humitas : pasta with corn meal, cooked in pouches from the leaves of corn, stuffed with cheese (in Santa Cruz called tamal) .
■ Jak’alawa : broth with pork skins , with corn and potatoes.
■ Jauri ear : chicken soup with rabbit meat , beef and/or mutton, with potatoes, egg, aji and green onions. Is traditionally eaten on the day of the funeral.
■ K’allu : coarsely chopped salad with tomatoes , onions and locoto .
Pique macho : that is, a dish of leftovers – a mixture of beef or other meats, sausages, tomato , eggs , french fries, locoto (hence the name – spicy). Poured with ketchup, mayo and mustard sauce. Very popular in bars and pubs, because of its big portion. The “Pique Macho” was created by Mr. Honorato Quinones and his wife Evangelina Gomez Quinones, owners of “Restaurante Miraflores” in Cochabamba, that reminds of huge hangar, always full of customers and quite pricey for its look and service.
■ Pulpito frito : fried beef stomach with white potatoes and broth from the kidneys .
Sillp’anchu (silpancho  : thin beef cutlet , fried in batter, served with fried potatoes, rice, egg and salad with tomatoes, onions and locoto . I wrote about it earlier.
■ Trancapecho : silpancho sandwich.
Chorizos chuquisaqueños : famous sausages  from Sucre served with bread, butter, salad with lettuce, tomato, onion and locoto.
■ Chanfaina :stew of lamb blood  and meat  with potatoes.
Empanadas y Saltenas : baked dumplings stuffed with meat and vegetables. One needs to watch out, because sometimes they are prepared from the remaining, old meat and a lot of people got sick after eating them. I do not like them myself.
Picante de pollo : chicken pieces cooked in gravy with onions, colorante (red dye and flavoring in one) , peas , served with rice and noodles  One of my favorite dishes – without the pasta:)
■ Chirriadas : thin pancakes fried on a hot stone.
Sopa de mani : soup made with crushed peanuts, with potatoes, carrots, pasta and french fries. Yum! Although I don’t like overcooked pasta and soggy fries. Sometimes you can taste cream of ‘sopa de mani’ . Recommended!
■ Surubi , trucha – river fish .
■ Falso Conejo – as the name suggests , instead of the rabbit , they use different meat, usually beef .
Aji de lengua – beef tongue, cooked in a spicy gravy with onions, tomatoes, parsley, served with rice and vegetable salad. Tastes and smells good, but its look  isn’t very appetizing, especially if it’s cooked whole and with the skin…

Desserts (postres) and drinks (bebidas):

■ Misk’iq’eta (Arrope) : dessert with corn flour and sugar, one of the ingredients of chicha.
Chicha cochabambina : alcoholic beverage obtained from the fermentation of corn (maize beer) . I could write long and wide about it , as every region has its own recipe. If someone wants to try it , it’s reccomended to get it from a trusted source, because it’s a bit like our Polish ‘bimber’ – you never know what it is . Once, I ‘was forced’ to drink the cup of chicha at the party in Torotoro (it is a tradition, that the lady of the house treats visitors with chicha from the bucket), and after a few sips I was already sick. I’ve heard that sometimes it’s produced with dirty water and for faster fermontation, the corn is chewed and split in a mix . Enjoy!
■ Garapin : similar to chicha, but mixed with cinnamon ice-cream, cream of coconut and occasionally with strawberries. Chicha is not always an alcoholic beverage .
■ Ajenjo : alcohol drunk during the carnival .
■ Mistelas : a liqueur with fruit dipped in alcohol.
■ Singani – brandy produced in Tarija . National beverage of Bolivia.

  • Te de canela – ‘tea’ made by boiling cinnamon sticks. Love it!

Sources:  www.cocinaboliviana.com, Wikipedia, own experience.