‘El Pueblito’ de Samaipata

Po dwóch i pól roku wyprowadziliśmy się z Santa Cruz de la Sierra. Pożegnanie z tropikalną stolicą Boliwii było trudne, ale zimne surazos i zapowiedz niebieskiego nieba Cochabamby, niezamierzenie ułatwiły nam migrację. Tym razem, postanowiliśmy pojechać tzw. ‘starą drogą do Cochabamby’ (el camino antiguo a Cochabamba), przestając na chwile w Samaipacie. Niestety, i tam sięgają zimne wiatry z argentyńskiej pampy, wiec nasz przystanek był jedynie jednodniowy, ale tez niezwykle emocjonujący (dzięki naszym znajomym) i magiczny (za sprawą naszego hotelu).

After two and a half years we moved out of Santa Cruz de la Sierra. Saying goodbye to Bolivia’s tropical capital has been difficult, but cold surazos and the blue sky waiting for us in Cochabamba, unintentionally helped in our migration. This time we decided to go by the ‘old road to Cochabamba’ (El Camino antiguo a Cochabamba), stopping for a moment in Samaipata. Unfortunately, the cold winds from the Argentine pampas blew there too, so our stop was only one day long, but also extremely exciting (thanks to our friends) and magical (thanks to our hotel).

Samaipata

Hotel Resort El Pueblito to atrakcja turystyczna sama w sobie. Wioska stworzona rękoma artystów plastyków, ogrodników i natury. Uroku całości dodają przemiłe zwierzaki, których nie sposób nie wygłaskać – dwa koty, dwa psy oraz… ozdobne koguty, gołębie, pawie i kolorowe papugi, z których jedna przywita was swojsko brzmiącym: Hola? Hola?

Hotel Resort El Pueblito is a tourist attraction itself. The tiny village created with the hands of artists, gardeners and nature. The delightful animals that can not be not petted added to the charm of the place – two cats, two dogs and … some decorative roosters, pigeons, peacocks and colorful parrots, one of which welcomed us with familiar sounding: Hola? Hola?

Samaipata

Droga do El Pueblito nie jest usłana różami – czterogwiazdkowy hotel położony jest bowiem w górach Samaipaty, a wiedzie do niego wyboista droga. Dostać się tu nie jest jednak trudno – taksówka (dla dwóch osób) z centrum wioski kosztuje 15 bs, a spacer zabierze nam tylko okolo 20 minut (problem możemy miec natomiast w nocy). Na górze możemy delektować się przepiękną panoramą Samaipaty oraz… odwiedzić winnicę Uvairenda Bodega & Viñedos, która położona jest po sąsiedzku, za płotem:) Uwierzcie mi, nawet pochmurne niebo i zimny wiatr nie są w stanie przesłonić piękna tego miejsca, ale i nietrudno jest sobie wyobrazić, jak niesamowicie musi ono wyglądać w ciepły słoneczny dzień, z niebieskim niebem nad horyzontem… Jakby nie było, mamy zimę w Boliwii, ale najstarsi górale nie pamiętają tak długo otrzymujących się chłodów i deszczy. Nasze szczęście!

The Road to El Pueblito is not ‘a bed of roses’ – four star hotel is located in the mountains of Samaipata and you need to be prepared for a short but bumpy ride. Getting there is not difficult – a cab (for two people) from the centre of village costs 15 bs. or you can take a 20 min. walk (there could be a problem though, at night). At the top, you can enjoy a beautiful panorama of Samaipata and … visit the winery Uvairenda Bodega & Viñedos, which is located next door, on the other side of the fence :) Believe me, even cloudy skies and cold wind are not able to overshadow the beauty of the place, but it is not difficult to imagine how amazing it must look on a warm sunny day, with blue sky on the horizon … Surely, we have winter in Bolivia now, but the oldest people do not remember such long cold and rainy weather. Lucky us!

Samaipata

W tym miejscu chciałam zaznaczyć, że ten blog nie jest sponsorowany. Za pokój zapłaciliśmy pełna cenę (620 bs. za noc ze śniadaniem), nie dostaliśmy też specjalnego traktowania. Ja po prostu nie mogłam powstrzymać się od pstrykania zdjęć, które i tak oddają tylko cześć uroku ‘El Pueblito’.  Rezerwacja jest prosta a obsługa klienta, co trzeba podkreślić, przemiła.  Jezeli jednak ktoś podróżuje o bardziej skromnym budżecie, wciąż możne odwiedzić ‘El Pueblito’, płacąc 10 bs. za wstęp (5 bs. za dzieci), a na miejscu zjeść obiad, wypić kawę, popływać w basenie (o ile pogoda pozwoli), wygłaskać zwierzaki, pogadać z papugą, a w drodze powrotnej odwiedzić winiarnię i skosztować wina z Samaipaty. Naprawdę warto!

At this point I’d like to underline that this blog post is not sponsored.  We paid a full price for the room (620 bs. per night with breakfast) and did not get special treatment. I just could not restrain myself from snapping photos that reflect only part of the charm of ‘El Pueblito’. Booking is simple and customer service, which I must emphasize, is excellent. However, if you travel on modest budget, you can still visit ‘El Pueblito’, paying 10 bs. entrance fee (5 bs. for children) and enjoy your lunch there, drink a cup of coffee, go for a swim in the pool (if weather permits), pet animals, talk to the parrot, and visit winery and taste wines from Samaipata on the way back to the village. It’s really worth it!Samaipata

Będąc w Samaipacie warto jest również zajrzeć do baru ‘La Boheme‘, okrzykniętego niedawno w lokalnej prasie jako ‘piekło’ i ‘siedlisko zła’ (swoją drogą, niezła reklama;), gdzie nie tylko wypijemy pyszne drinki (do 7pm 2 w cenie 1), ale również pogadamy z miłym barmanem rodem z Australii, który jest w trakcie nauki języka polskiego. Przywitani zostaniemy także przez wielkie żywe maskotki – czarnego jak smola labradora Charliego i rudą jak ogień Ginger (stad może skojarzenie mieszkanców z piekłem?). Nic tylko głaskać:)

If you are staying in Samaipata, you may also visit the bar ‘La Boheme’, hailed recently at a local press as ‘hell’ and ‘den of evil’ (not a bad advertising, isn’t it;), where you can not only have some delicious drinks (until 7pm. 2 for the price of 1), but also chat with a nice bartender/owner from Australia. You will be also greeted there by cute living mascots – the pitch-black labrador Charlie and red-haired Ginger (maybe hence the association with hell?). And you can pet them away – they love it!

Samaipata

A co robić w Samaipacie oprócz degustacji alkoholi i głaskania zwierzaków? Przy dobrej pogodzie opcji jest bardzo wiele! Zajrzyjcie tu —> klik. Zapewniam, nudzić się nie będziecie! Ja sama musze jeszcze wrócić do Samaipaty by zobaczyć jakieś 90 % jej okolicznych atrakcji turystycznych. Na szczęście, Samaipata nie zając, nie ucieknie, a jak kiedyś wyremontują jedyna drogę do niej prowadzącą, to sama podroż będzie jeszcze wiekszą przyjemnością.

And what to do in Samaipata other than tasting spirits and playing with animals? When the weather is good there are countless options! Take a look here —> click. I assure, you will not be bored! I myself still have to go back to Samaipata to see about 90% of its nearby tourists attractions. Fortunately, Samaipata is not a hare,  it won’t escape (another Polish proverb), and if, one day, the only road to Samaipata will be renovated, the trip alone will be even bigger pleasure that it is now.

Pozostajac przy drogach… c.d.n./ Speaking of roads … to be continued….

# Todas Somos Renee – Fighting for Women’s Rights in Bolivia * Walcząc o prawa kobiet w Boliwii

Kiedy na początku 2014 roku poznałam Renee Gurley, ekspatkę z USA, nie wiedziałam jeszcze, że ta piękna i delikatna kobieta, pełna życia i pozytywnej energii, była ofiarą brutalnego gwałtu, który zdarzył się zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Nie moglam uwierzyc, że to właśnie ona została zaatakowana w Samaipacie – w tętniącym życiem turystycznym miasteczku niedaleko Santa Cruz, zgwałcona, pobita i obrabowana przez trzech młodych mężczyzn: José Enrique Montenegro Coro, Carlosa Flores i Luisa Flores Cámara Alpire. Spłoszeni przez światła nadjezdzającego samochodu, zastawili ją na ulicy, a ona zdołała zaalarmować znajomego z pobliskiego domu, gdzie rezydowała. Gdy wybiegł na zawnątrz, zobaczył trzech delikwentów, którzy zapewne wrocili po Renee, by uciszyć ją na zawsze.

When I met Renee Gurley, an expat from the USA, at the beginning of 2014, I had no idea that this beautiful and delicate woman, full of life and humour, suffered  a horrific rape just couple months earlier. I could not believe it was her who was attacked in Samaipata – in a vibrant tourist spot near Santa Cruz, raped, beatten up and robbed by three young men: José Enrique Montenegro Coro, Carlos Flores Cámara and Luis Flores Alpire. They run away, scared by the lights of the random car, leaving Renee on the street. Somehow, she managed to get to the place where she stayed, alarming her friend. He run out onto the street where he saw the three delinquents, who probably came back to the crime scene to finish her up.

Nigdy nie rozmawiałyśmy z Renee o tym wydarzeniu podczas naszych co miesięcznych ekspackich spotkań. Rozmawialiśmy o tym, co mamy ze sobą wspólnego: nauczaniu języka angielskiego i podróżach. O gwałcie dowiedziałam się z jej Facebooka, gdy Renee zaczęła o nim pisać.

We have never talked with Renee about this event during our monthly expats dinners. We talked about things that we had in common – teaching English and  travelling. I learnt about the rape from social media, when Renee started writting about it.

boliviainmyeyes

Pisała o swoim koszmarze by wyrzucić z siebie się negatywe emocje, aby rozpocząć proces leczenia wewnętrznych ran oraz poinformować ludzi o tym, co się stało, bo niestety boliwijski system sądowniczy nie wywiązywał się ze swoich obowiązków. Od dnia zgłoszenia incydentu w Samaipacie, nadal była ona prześladowana: musiała czekać 12 godzin by złożyć skargę na policji, po czym wysłano ja do Santa Cruz de la Sierra po raport kryminalistyczny. Po upokarzającym badaniu w centrum medycznym, zgłosiła się o pomoc do Casa de la Mujer, instytucji cywilnej pomagającej kobietom będącym ofiarami przemocy.

She wrote about her nightmare to get rid of negative emotions, to start the healing process and to inform people of what had happened, as the judical system of Bolivia was failing her the big way. Since she decided to report the incident in Samaipata, she has continued to suffer harassment: she had to wait 12 hours for the police to admitt her complaint; she had to go to Santa Cruz de la Sierra for a forensic report where she was being humiliated in a medical center. Eventually, she decided to seek help from the Casa de la Mujer, the civil institution helping the women who are the victims of abuse.

Musiała również czekać sześc miesięcy, by oskarżenie trafiło do prokuratury. Później było jeszcze gorzej: sztuczki stosowane przez obronę i akceptowane przez sędziów spowodowały przeniesienie sprawy sądowej z jednego miasta do drugiego. Przez jedenaście miesięcy Renee była zmuszona przeżywać koszmar przesłuchań, napiętnowana ironicznymi spojrzeniami swoich napastników. Szczególnie jednego z nich – dwudziestoletniego Montenegro, męża i ojca, będącego głównym oskarżonym, który podobno skrzywdzil więcej kobiet. Jego rodzina, spowinowacona z lokalnymi urzędnikami, nie raz próbowała zastraszyć i przekupić Renee, by ta wycofała zarzuty.

She also had to wait six months for the indictment of the prosecution. What came next was even worse: the delaying tricks used by the defense and consented to by the judges resulted in moving the trials from one town to another. For eleven months Renee was forced to accept again and again the suspension of hearings under ironic gaze of her attackers. Especially one of them – Montenegro, the married man, the father of the baby, who was the main figure in the rape, supposedly not only this one. His family, well connected with local officials, has tried to intimidate Renee and pay her off to drop the charges.

boliviainmyeyes

Montenegro – główny oskarżony przed kolejną odroczoną rozprawą/ main accused before another postponed hearing

Nie, Renee się nie złamała. Z zaparciem walczyła dalej, nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich kobiet w tej zamkniętej społeczności, które, jak się dowiedziała,  żyły w strachu przez lata. W Boliwii, gwałt jest bowiem wciąż uważany za drobne przestępstwo, które przynosi wstyd rodzinie ofiary! Dlaczego tez kobiety nie chcą o tym rozmawiać. Ich rodziny biorą pieniądze od oprawców i zapominają o sprawie. Ale czy gwałt to coś, co kobieta może wymazać z pamięci?

No, she did not break. She stood tall and strong, fighting not only for herself, but all the women in this closed tied community, who, as she learnt, have lived in fear for years. In Bolivia, the rape is still considered a minor crime which brings shame upon the family of the victim! This is the reason why women don’t want to talk about it. Their families take money from the perpetrators and try to forget. But is the rape something the woman can ever erase from her memory?

Jakby tego było mało, Renee była ofiarą dyskryminacji i rasizmu władz i niektórych mieszkańców Samaipaty, za bycie kobietą i cudzoziemką. Pomimo niepodważalnych dowodów winy trzech oskarżonych (raport sądowy, skradziona torba znaleziona w domu Montenegro, kredyt przelany w noc gwałtu z telefonu Renee na konto Montenegro), istniala realna szansa, że trzej mężczyźni wyszliby na wolność przez zakończeniem procesu.

As if that were not enough, Renee was a subject to discrimination and racism of authorities and some residents of Samaipata, for being a woman and a foreigner. Despite evidence that said it all (forensic report, robbed bag found in the house of Montenegro, her cellphone credit passed to the Montenegro’s account), there was a chance, that the three men would walk free before the end of the trial.

Renee nie jest jednak sama. Aktywistki praw kobiet w Boliwii (zwłaszcza z organizacji Ley 348 – przeciw wykorzystywaniu kobiet w Boliwii) i zwykli ludzie, którzy nie mogą znieść tego “cyrku” z wymiaru sprawiedliwości, który dzieje się na ich oczach, zaczęli oferować swoje wsparcie. Hasłem przewodnim kampanii społecznej, która rozpoczęła się w Santa Cruz de la Sierra i kontynuuje w całym kraju i zagranicą, są słowa: #Todas Somos Renee (Wszystkie jesteśmy Renee). Historia gwałtu z 2013 roku jest udostępniana w mediach społecznościowych, w lokalnej prasie i kanałach telewizyjnych. Gdy kobieta – reporter podczas niedawnego wywiadu zapytała Renee o to, dlaczego została zgwałcona, ludzie słusznie zareagowali oburzeniem. W ostatnich dniach minister rządu, poinformowany o sprawie przez pełnomocnika Renee, Erica Viruez, oficjalnie zagwarantował lepszą kontrolę aresztowanych, by zapobiec ich ewentualnej ucieczce.

Now Renee is not alone. Bolivia’s women rights activists (especially from Ley 348 – Against Abuse of Women in Bolivia) and common people who can’t stand the ‘circus’ of justice system that is happening in front of their eyes, are offering their support. #Todas Somos Renee (We are all Renee) is the leading slogan of the social campaign that has started in Santa Cruz de la Sierra and continues in Bolivia and abroad. The story of the 2013th rape and the trial proces is being shared on social media, in local newspapers and TV channels. When one female reporter asked Renee why she was raped, people rightly responded with indignation. Recently the Minister of Government, informed about the case by the Renee’s attorney, Eric Viruez, officially guaranteed to better the control of the arrested to prevent their possible escape.

The case of  Renee Gurley is a case that should serve to create a precedent to avoid this situation from happening again./ Sprawa Renee Gurley powinna posłużyć do stworzenia precedensu, aby zapobiec takim sytuacjom w przyszlosci.

Minister Carlos Romero

Krótko po tym, Paola Parada, sekretarz Rozwoju Człowieka w imieniu gubernatora departamentu Santa Cruz, wyraziła poparcie dla Renee, potępiając Raula Costa, prezesa Komitetu Obywatelskiego w Samaipacie, za jego ksenofobiczne, dyskryminujące i seksistowskie wypowiedzi. To właśnie on obawiał się, że sprawa Renee zaszkodzi turystyce w jego rodzinnym mieście …

Shortly after that, Paola Parada, Secretary of Human Development on behalf of the Governor of Santa Cruz, expressed her support to Renee, condeming Raul Costa, the President of the Civic Committee of Samaipata, for his xenophobic, discriminatory and sexist statements. It was him who have worried that the Renee’s case will damage tourism in his hometown…

Renee ma nadzieję, że jutro (9 czerwca 2015) postepowanie sądowe w końcu dobiegnie końca, jej gwałciciele dostaną wyrok, na jaki zasługują, a ona sama będzie mogla zacząć układać na nowo swoje życie. Ja również mam taką nadzieję! Wszystkie oczy zwrócone są na Vallegrande – małe miasteczko słynące z miejsca pierwszego pochowku rewolucjonisty Che Guevary, w którym jego szczątki spoczęły w 1967 roku. Od jutra, możne to być także miejsce triumfu sprawiedliwości i prawdy.

Renee hopes that  Tomorrow (9th June)  this all will come to en end, her offenders will get the sentence they deserve and she will be able to move on with her life. I hope so too! All eyes are turned to the Vallegrande – the small town famous for being the first burial site of  Che Guevara, after his 1967 assassination. May it be also the place where thejustice is served and the truth wins.

May the women of Bolivia have the safety they need to live in a a safe society and may they have equal access to the justice system…rape is wrong always…there is not someting wrong with the victim, there is something wrong with the rapist…may we remember this…the days of blaming rape victims and harassing them from pursuing justice is OVER!!! May we have victory on Tuesday to begin to pave the way!/ Niech kobiety w Boliwii posiadaja bezpieczeństwo, by spokojnie zyc w spoleczenstwie i mieć równy dostęp do wymiaru sprawiedliwości … gwałt zawsze jest złem … ofiara nie jest winna, to z gwałcicielem jest cos nie tak … pamiętajmy o tym … dni obwiniania ofiar gwałtu i nękania ich, gdy domagaja sie sprawiedliwości, sa policzone!!! Niech we wtorek dane nam bedzie zwyciestwo, by rozpocząć torowanie drogi (innym)!

Renee Gurley

P.S. Obecnie Boliwia zajmuje niechlubne pierwsze miejsce na liscie krajow Ameryki Poludniowej o najwiekszej przemocy w stosunku do kobiet… /Bolivia takes inglorious first place on the list of countries of Latin America with the highest violence against women…

Epilog

Dzień 9 czerwieca 2015 będzie przez wielu w Boliwii kojarzony ze zwycięstwem sprawiedliwości. Tak, moi drodzy, sprawa sądowa w końcu dobiegła końca, a oskarżeni zostali uznani za winnych w obliczu prawa i skazani kolejno na 25, 24 i 4 lata wiezienia. Renee możne w końcu zamknąć ten ciemny rozdział swojego życia i poświecić swoją energię i talent na to, co kocha najbardziej – podroże i pisanie. Cos mi się wydaje, ze jeszcze o niej usłyszymy, bo to w końcu niesamowita kobieta, o której zapomnieć nie sposób:) Powodzenia, kochana! Niech spełnia się Twoje wszystkie marzenia. Dziś uczyniłaś wiele osób szczęśliwymi, torując drogę do lepszego jutra. Trochę patetycznie to zabrzmiało, ale taka jest prawda:)

The day, 9th June 2015, will be associated by many people in Bolivia, with the victory of justice. Yes, the court case finally came to an end, all three defendants have been found guilty before the law and sentenced consecutively to 25, 24 and 4 years in prison. Renee can finally close this dark chapter of her life and devote her energy and talent to what she loves most – travelling and writing. It seems to me that we will hear more about her in the future, because in the end, she is an amazing woman :) Good luck, dear Renee! May all your wishes come true. Today you made many people happy, leading the way to the better tomorrow. It sounds a little pathetic, but it’s true :)

Fotos: ‘Internations’ meetings,  Facebook page of ‘Ley 348 – Against Abuse of Women in Bolivia.

Learning Spanish in Bolivia *** Nauka hiszpańskiego w Boliwii

Kiedy dwa lata temu przybyłam do Boliwii, umiałam mówić trochę po włosku, myślałam wiec, ze hiszpański załapię w mig! Z doświadczenia wiedziałam również, ze najlepszym sposobem nauki nowego języka jest mieszkanie w kraju, w którym używa się go na co dzień. Niestety, przez pierwsze dwa miesiące nie mogłam pogadać sobie z ani z nowa rodzina, ani z nowymi znajomymi, którzy nie rozumieli mojej ‘włoszczyzny’. Prawdziwy przełom nastąpił kiedy rozpoczęłam prywatne lekcje hiszpańskiego, choć szczerze mówiąc, używać języka zaczęłam dopiero po następnych dwóch miesiącach! Tak się składa, ze poliglotą to ja  nie jestem i potrzebuje dużo czasu, praktyki i odwagi, zanim zacznę z siebie wydawać obco brzmiące dźwięki.

Wkrótce potem przenieśliśmy się do innego miasta, gdzie nie byłam już w stanie płacić za lekcje. Pozostało mi wiec wziąć się w garść i studiować samemu z książek, co okazało się piekielnie trudnym zadaniem! Koniec końców, mogę za pomocą mojego ‘łamanego’ hiszpańskiego komunikować się ze sprzedawczynią w sklepie czy na bazarze, a nawet rozmawiać z moimi studentami czy opłacić rachunki w banku. A hiszpańskojęzyczną wersje mojego życiorysu opanowałam do perfekcji rozmawiając z taksówkarzami, którzy za każdym razem pytają: skąd jestem? i co tutaj robię? Prawda jest jednak taka, ze mój hiszpański pozostawia wiele do życzenia, a jedynym efektywnym sposobem na jego poprawę jest systematyczna i uporządkowana nauka.

Jak mówią, Boliwia jest jednym z najlepszych miejsc (poza Hiszpania oczywiście) na szlifowanie języka Cervantesa. Dlaczego? Najwyraźniej Boliwijczycy do dziś używają tradycyjnej formy castellano, w przeciwieństwie do Argentyńczyków, a nawet Czilijczykow. Pewnie można by się spierać w tej kwestii, ale ja osobiście bardzo lubię dźwięk boliwijskiego hiszpańskiego.  Oczywiście, Boliwia jest krajem bardzo zróżnicowanym etnicznie i akcent oraz słownictwo różnią się w zależności od wpływów języków Indian Aymara, Quechua czy Guarani, ale od czegoś trzeba przecież zacząć!

  • Szkoły językowe można znaleźć w każdym większym mieście, ale najlepszym miejscem wydaje się być ulubione przez wszystkich Sucre, gdzie za około 400 $ miesięcznie można uczestniczyć w kursie językowym, mieszkając u boliwijskiej rodziny i poznając piękną architekturę, historie i tradycje boliwijskiej stolicy. Podobne oferty są dostępne w La Paz, Cochabambie, a nawet tropikalnej Santa Cruz de la Sierra. Ceny wahają się od 250 do 500 dolarów miesięcznie, w zależności od lokalizacji i warunków mieszkalnych.
  • Jeśli nie masz zbyt dużo czasu, a chciałbyś podszkolić język przed dalsza podróżą po Ameryce Południowej – możesz uczyć się języka w drodze. Prywatne lekcje hiszpańskiego oferowane są przez niektóre hostele, jak np. Hostel Jodanga w Santa Cruz, gdzie stawka zaczyna się od 7 $ za godzinę. Przy odrobinie szczęścia można przebić te cenę, korzystając z usług studentów czy mniej doswiadczonych nauczycieli lub wybierając lekcje grupowe.
  • Dobrym sposobem na podszkolenie języka jest również wolontariat przy projektach pomocy lokalnej społeczności czy zagrożonych zwierząt (np. Inti Wara Yassi). Niestety jednak, większość organizacji non-profit w Boliwii wymaga od zainteresowanych dobrej znajomości języka hiszpańskiego oraz … wsparcia finansowego.
  • Istnieją także miejsca, jak Hostel Andorina w pięknej Samaipacie, które oferują tymczasowe prace w restauracji, na farmie czy w ogrodzie, w zamian za zakwaterowanie i wyżywienie. Mozna wiec zrobić sobie przerwę w podroży, popracować, poobcowac z natura i pogawędzić z tubylcami, podszkalajac język za darmo! Zajrzyj również na workaway.info, aby znaleźć więcej ofert.

Jak już wspomniałam, dla mnie szkoły językowe i prywatne lekcje były poza zasięgiem. Jako nauczycielka języka angielskiego w jednym z instytutów zarabiałam raptem 25 bs. na godzinę, nie mogłam wiec pozwolić sobie na dwukrotnie droższe lekcje hiszpańskiego! Zaczęłam wiec przeglądać

  • kursy on-line i w końcu natknęłam się na ‘Lexikeet, który opracowuje plan zajęć dostosowany do potrzeb i zainteresowań raczej młodego studenta, a istota programu jest ‘repetitio‘ – systematyczna nauka, zaczynająca się od 15 minut dziennie. Ćwiczyć język możesz wszędzie – na przerwie w szkole, na spacerze w parku, w kawiarni lub… w domu. Wszystko czego potrzebujesz to internet i narzędzie – laptop czy smartfon. Pamiętaj:

    ‘repetitio est mater studiorum!’ 

    Niestety, kurs ten jest dostępny tylko w języku angielskim. Jeżeli wiec chcesz dowiedzieć się więcej na jego temat, zapraszam do kontynuowania angielskiej wersji bloga dostępnej poniżej.

Kurs, który mogę śmiało polecić bardziej dorosłym studentom to LANGMaster, mający w swojej ofercie trzy poziomy zaawansowania. Ważne: dostępny jest również w wersji polskiej! Bardzo podoba mi się rozplanowanie tego kursu – po odrobieniu ćwiczeń, zawsze wracamy do klarownego ‘spisu treści’ (choć niestety bez ‘treści’;). Aby wrócić do nauki, musimy tylko zalogować się w systemie, używając chociażby konta facebookowego i możemy kontynuować lub wrócić do materiału, który chcemy powtórzyć. Program LANGMaster oferuje również płatną opcje, która rozszerzona jest o wyjaśnienie zagadnień gramatycznych oraz inne materiały pomocnicze. Co prawda, można się bez niej obejść, ale myślę, ze opcja ta skraca czas, marnowany inaczej na samodzielne wyszukiwanie informacji.

Ja właśnie zaczęłam poziom średnio zaawansowany (choć pewnie powinnam kończyć zaawansowany:) i muszę przyznać, ze trochę lepiej rozumiem już te wszystkie czasy! Niestety, nie jestem przykładną studentka i robię za duże przerwy pomiędzy lekcjami a poza tym, nie używam hiszpańskich znaków, czasem kończąc zadania z zerowa punktacja… Ale nie ma to znaczenia dla przebiegu kursu – można go spokojnie kontynuować, zwracając baczniejsza uwagę na wymowę, konstrukcje gramatyczne czy słownictwo, niż przejmować się ‘kreskami’:)

I w końcu, kurs on-line, który odkryłam niedawno poszukując informacji gramatycznych: Study Spanish. Kurs ten jest tylko po angielsku, ale informacje w nim zawarte są bardzo przystępne. Posiada również sporo ćwiczeń. Ja na razie zaglądam do niego od czasu do czasu, aby zasięgnąć konsultacji, ale w planach mam przerobienie go od deski do deski, w ramach powtórki z rozrywki:)

Study Spanish działa na podobnej zasadzie jak LANGMaster, czyli posiada darmowy kontent (dostępny po registracji) oraz płatny, bardziej rozszerzony. Wybór należy do ciebie.

Vamos a estudiar español, chicos?  ¡Vámonos!

***

When I came to Bolivia two years ago, I could speak some Italian, but my Spanish was non existent. I knew from my experience that the best way to learn new language is to live in the country where the specific language is spoken. Needless to say, I could not communicate with my new family, friends and random people for the first two months, until I started my private classes. And to be honest, it took me another 2 months of everyday classes to start speaking! Yeap, I am not a polyglot and I need a lot of time, practise and courage to make a move:)

Soon I moved to another city and wasn’t able to pay for a Spanish classes anymore, so I was left with my books, trying to be my own teacher. And it was hard! I could communicate using ‘broken’ Spanish with the shop keepers and street vendors, I could even speak with my English students, pay the bills in a bank and get around the city by myself, practice ‘the story of my life’ thousands of times with taxi drivers, who always ask: ‘where do you come from?’ and ‘what do you do here?’. But, let’s be honest, I needed to improve my Spanish and the only way I could achieve this was to start some systematic and structured Spanish classes.

There are many options to learn Spanish in Bolivia, which as many say, is one of the best countries besides Spain of course, to do so. Why? Apparently, Bolivians still use quite traditional kind of castellano, as opposed to Argentinians or even Chileans. Is it true? Well, I am sure many people would argue, but I like the sound of Bolivian Spanish the most. Of course, Bolivia is a diverse country and the accent vary from city to city, as well as some vocabulary, depending on Aymara, Quechua or Guarani influence. But hey! You need to start somewhere!

  •  You can find language schools in every bigger Bolivian city. The best place seems to be everybody’s favourite Sucre (eg. Sucre School of Spanish), where you can enroll with the school, staying with Bolivian family and discovering the beautiful architecture and tradition of this historic capital city. But similar offers are available in La Paz, Cochabamba and even tropical Santa Cruz de la Sierra. Prices vary from 250 to 500 $ per month.
  • If you don’t have much time but would like to grasp a bit of the language before going further into South American continent – you can learn Spanish while travelling, taking private classes offered by schools and some hostels (eg. Hostel Jodanga in Santa Cruz). Hourly rate starts from 7$, but sometimes you can make better deal, finding less experienced tutor or taking group classes.
  • You can also volunteer to help local communities or endangered animals (like in Inti Wara Yassi), but  most of the non-profit organisations in Bolivia require good command of Spanish and … substantial financial donation in order to take part in their volunteering projects .
  • However, in some places like beautiful Samaipata, you could do farming and gardening or work in restaurant (check out Hostel Andorina or visit workaway.info site for more), that would cover your living expenses and allow you to grasp or practice your Spanish with local people for free!

As I said at the beginning, for me language schools and private classes were out of reach. As an English teacher, I was earning as little as 25 bs. per hour, so I couldn’t spend double that on classes. That’s when I started to look at

  • online Spanish courses and came acrossLexikeet.

I’ve started with Basic Spanish and I found it way too simple (well, in the end I’ve been studying Spanish for a while now!), but aside from reading, listening and speaking drills, that program consist of, I found supplementary games like ‘Lexis’s Verb Munch’ – verbs review game, which is great tool to review all I’ve learned before. In fact, the program remembers my mistakes and makes me repeat the exercise as long as I get everything right! Yay, I even learnt the ‘vosotros‘ form of the verb that is not in use in Bolivia, but will be useful if I go to Spain:)

The graphics of Lexikeet are clear, simple and not distracting, however a bit infantile, which on the other hand makes it a great learning tool for younger students, who would love the site’s ikons – birds, interacting with the learner during the class.

LexikeetSpanish_VerbMunchWhat I like the most about Lexikeet is the fact that it motivates me to study every day, to ensure that I retain what I’ve learnt. If I’ve chose 30 min., it will show me the time I have left to complete my schedule and it will count only the time used on actual learning, so if I make a coffee break, the lesson will pause with me! Program will also send me reminder on my e-mail if I miss the class or show me my progress review – just like a real teacher would!

I would encourage to try Lexikeet to anybody who would like to start learning Spanish, especially children. You could try Lexikeet by signing up for a free trial before upgrading to pay option. And remember:

 repetitio est mater studiorum!

A Spanish on-line course, which I can recommend to more adult students is: LANGMaster, that offers three levels of learning. I really like how it’s arranged – after finishing exercises, you always come back to clear ‘table of contents’ (though unfortunately without a ‘content’;). To go back to the study, you only need to log in to the system, for example, using the Facebook account, and you can continue with the program or repeat some content. LANGMaster has also a pay option, which offers an extended explanation of grammar rules and extra materials. You can do without it, but I think that this option reduces the time otherwise wasted in searching for the information.
I’ve just started an intermediate level (though I should rather be ending the advanced:) and I have to admit, with each class I understand a little better all these tenses! Unfortunately, I am not an exemplary student and sometimes I am having too big gaps between lessons and also, I do not use Spanish characters, therefore sometimes ending tasks with zero points … But it doesn’t matter for my progress – I can continue the course, paying more careful attention to pronunciation, grammatical structures and vocabulary, rather than to worry about all these ‘dashes’​​:)

And finally, an on-line course, which I have discovered recently seeking grammar information: Study Spanish.  It contains very clear info and also has a lot of exercises. I look into it from time to time for ‘consultation’, but I plan to redoit it in a future for a extra practice. Study Spanish works in a similar way that LANGMaster, having a free content (available after registration) as well as payed one, much more extended ‘. The choice is yours.

Vamos a estudiar español, chicos?  ¡Vámonos!

A Little House in the Mountains of Samaipata *** Mały domek w górach

Po niemal roku powróciliśmy do rajskiej Samaipaty. Tym razem nie mieliśmy w planach zwiedzania (a zostało nam jeszcze tak wiele do zobaczenia!), lecz wizytę u sympatycznej pary rodaków, których poznaliśmy kilka miesięcy temu w Santa Cruz. Wybieraliśmy się do nich jak sojki za morze – a to padało, a to było zimno, a to byliśmy zbyt zmęczeni, ale w końcu przyszedł czas, kiedy powiedzieliśmy sobie ‘teraz albo nigdy’. A musicie wiedzieć, ze nie tak łatwo jest do nich dotrzeć! Marzyliście kiedyś o domku w górach, pośrodku pol i lasów? Z dala od balangujacych sąsiadów, głośnych placów budowy i wiecznie szczekających psów? Właśnie tam się wybieraliśmy:)

Podróż z Santa Cruz do Samaipaty zajmuje około 2.5 godziny, ale z powodu złego stanu drogi trzeba było jechać wolniej. Po tegorocznych rekordowych opadach deszczu w wielu miejscach powstały osuwiska, po których ostały się jeszcze dziury w nawierzchni, konary drzew i głazy na poboczach. Tuz przed miasteczkiem musieliśmy skręcić w wąziutką piaszczysto-błotną ‘zakręconą’ drogę ‘polna’, gdzie niezastąpionym okazał się telefon z karta Entela, jedynego działającego w tym rejonie operatora sieci komórkowej i najlepszego przyjaciela turysty w Boliwii.

After nearly a year, we returned to paradise of Samaipata. This time, we had no plans to explore its wonders (and there is so much to see!), as we were going to visit the nice Polish couple we met a few months back in Santa Cruz. We’ve been thinking to see them much earlier, but it was always raining or it was cold, or we were too tired. And you must know that it isn’t easy to get to their home! Have you ever dreamt of living in a cosy little house up in the mountains, in the middle of nowhere, surrounded by fields of potatoes and forest? With no partying neighbours, noisy building sites and always barking dogs? That’s where we were going:)

Travelling from Santa Cruz to Samaipata takes about 2.5 hours, but due to bad road conditions we had to drive much slower. Recent landslides, after this year’s record rainfall, left holes in the asphalt, boughs of trees and rocks on the roadside. To get to our friends we needed to make a detour from the main road and follow narrow and curvy dirt road. I must say, the Entel phone, the only mobile network that works in the area, turned out to be our salvation. That’s why Entel is the tourists’ best friend in Bolivia.

_MG_9044 _MG_9052

I oto, za górami, za lasami, za siedmioma rzekami i po kilku dłużących się chwilach natknęliśmy się na mały domek, w którym zastaliśmy uśmiechniętych gospodarzy, ich gościa z Polski oraz trzy szczeniaki, dwa koty i kilka kaczek:) Kilka następnych godzin spędziliśmy na rozmowach o życiu, jedzeniu pysznego obiadu, popijaniu czerwonego wina, głaskaniu szczeniaków, spacerze po górach i oddychaniu świeżym powietrzem. Ciężko było opuszczać to doborowe towarzystwo i tak piękne miejsce, ale nie chcieliśmy wracać do miasta po ciemku. Jeszcze pewnie nie raz powrócimy do Samaipaty!

And there it was at last – behind the mountains, the forests and the seven rivers, after a few long moments – a little house with smiley hosts, their guest from motherland and three cute pups, two cats and a couple of ducks :) We spent the next few hours on talking about life, eating tasty dinner, sipping red wine, cuddling pups, walking in the mountains and enjoying the fresh air. It was hard to leave the lovely company and their beautiful place, but we did not want to go back to the city after dark. But guess what? We are planning to visit Samaipata again:)

_MG_9094 _MG_9105 _MG_9095

_MG_9136

_MG_9076

DSCN0101

_MG_9132 _MG_9111 _MG_9104 _MG_9091 _MG_9098

 

 

Bolivian Cuisine II *** Kuchnia boliwijska II – ‘La Region de los Valles’

Po kuchni Orientu boliwijskiego, przechodzimy do potraw tradycyjnych dla ‘Region de las Valles’ – czyli terenow polozonych na wysokosci 2000-3000 m n.p.m,  w dolinach tj.: Cochababa, Sucre i Tarija. Te trzy departamenty charakteryzuja sie lagodnym klimatem w ciagu calego roku, doskonalym dla uprawy zboza, kukurydzy oraz roznych warzyw i owocow. Cochabamba slynie na przyklad z jablek i pomidorow, a region Tarija z uprawy winorosli i produkcji wina. Wino produkuje sie rowniez w Samaipacie, ktora lezy w departamencie Santa Cruz. Regiony te zamieszkale sa w wiekszosci przez ludnosc Quechua, wiele potraw ma wiec pochodzenie rodzime, co widoczne jest przede wszystkim w ich nazewnictwie (czasem trudnym do rozszyfrowania).

Cochabamba, uznawana za kulinarna stolice Boliwii, lezy mniej wiecej w samym centrum kraju. Mieszkancy La Llajta, jak sami przyznaja, zyja aby jesc. Widoczne jest to golym okiem – w tym trzecim co do wielkosci miescie Boliwii, jak grzyby po deszczu wyrastaja nowe restauracje, serwujace kuchnie i tradycyjna, i miedzynarodowa. Natomiast na popularnych mercados, mozna najesc sie do woli, za okolo 12 pesos (uwierzcie, nawet nasz portier z Santa Cruz, wspominal o tym fakcie z rozrzewnieniem). Co wiecej, podobno do kazdego dnia przypisane jest inne danie, i tak np. we wtorek wszystkie mercados w miescie serwuja ‘sopa de mani i picante de pollio’. W odroznieniu od Tierras Bajas, poszczegolne potrawy znacznie sie od siebie roznia, sa tez bardziej kolorowe.

Sucre (Chuquisaca), najpiekniejsze miasto Boliwii, slynie przede wszystkim z deserow i przepysznej czekolady, o ktorej juz kiedys pisalam. Nie jest ona najtansza – tabliczka kosztuje ok. 15 bs., ale naprawde bardzo dobra.

Tarija natomiast,  posiada podobno najczystsze Mercado Central w kraju, na ktorym (jak mowia) bez obaw mozna delektowac sie niedrogim jedzeniem, popijajac je jednym z wielu regionalnych win (lub Singani). Nas jeszcze tam nie bylo (troche daleko), ale marzy nam sie weekendowy kurs wina, oferowany przez lokalne winnice.

Oto lista niektorych potraw regionow sub-andyjskich:

  • Llajua: bardzo pikantny sos z locoto, pomidorow i ziolem kilkinii w Cochabambie i wakataya (Huacatay, czarna mieta) w innych miastach regionu. Podawana z kazda potrawa.
  • Ch’aqi de quinua: rosol z quinoa i ziemniakami.
  • Chicharrón de cerdo: kawalki miesa wieprzowego dlugo smazone we wlasnym tluszczu, podawane z bialym serem quesillo (na ktory trzeba uwazac!), kolba bialej kukurydzy, lub mote i la llajua.

IMG_1094

  • Chhanqa de conejo: gotowany zajac lub krolik, doprawiona mieta i zielona cebulka, podawana z fasola, ziemniakami, Chuño (totalnie wysuszone ziemniaki) i locoto.
  • Cuy: Pieczona lub gotowana swinka morska. Czasem zamiast swinki morskiej uzywa sie kurczaka:)

Cuy_Guinea_Pig_Dish_SG

Fot. Wikipedia.

  • Enrollado: kiełbasa wieprzowa z przyprawami, podawane z marynowanymi warzywami (cebula, papryka).
  • Escabeche de patitas de cerdo = marynowane swinskie nogi.
  • Habas pejtu: kawalki suchego miesa, z bialymi ziemniakami, podsmazana cebula i aji (pikantne papryczki).
  • Humitas: pasta z maczki kukurydzianej, gotowana w sakiewkach z lisci kukurydzy, nadziewana serem (w Santa Cruz nazywana tamal).

Humitas_en_chala_tipicas_de_Argentina8

Fot. Wikipedia

  • Jak’alawa: bulion ze skorek wieprzowych, z kukurydza i ziemniakami.
  • Jauri uchu: rosół z mięsa króliczego, wołowiny i baraniny, z ziemniakami, jajkiem, papryczka aji (uchu) i zielona cebulka. Podaje sie tradycyjnie w dniu pogrzebu.
  • K’allu: salatka z grubo krojonych pomidorow, cebuli i locoto.
  • Pique macho: czyli danie z resztek – mieszanka wolowiny lub innego miesa, kielbasek (a raczej parowek), pomidorow, jajek, frytek, locoto (stad nazwa – pikantny). Poany sosem z musztardy, ketchupu i majonezu. Bardzo popularne w barach i pubach, szczegolnie ze wzgledu na ogromne porcje! Danie powstalo w restauracji Miraflores w Cochabambie, ktora przypomina zawsze pelen hangar fabryczny. Restauracja ta jest troche droga, zwazywszy na jej skromny wyglad i serwis.

450px-Pique_macho

Fot. Wikipedia.

  • Pulpito frito: smazony wolowy zoladek z bialymi ziemniakami lub bulionem z nerek.
  • Sillp’anchu (silpancho): cienki kotlet wolowy, smazony w panierce, podawany ze smazonymi ziemniakami, ryzem, jajkiem i salatka z pomidorow, cebuli i locoto. O tym popularnym i smacznym daniu pisalam wczesniej.

contenidos_silpancho600

Fot. Wikipedia.

  • Trancapecho: kanapka z silpancho.
  • Chorizos chuquisaqueños: slynne kielbaski z Sucre, podawane z chlebem, maslem, salatka z salaty, pomidora, cebuli i locoto.
  • Chanfaina: gulasz z krwi i miesa jagniecego, z ziemniakami.
  • Charque – suche kawalki miesa z mote, ziemniakami w lupinach, jajkiem, podane z locoto i llayua.

312890_285520661463576_2045425_n

Fot. Wikipedia.

  • Empanadas y saltenas: pieczone pierozki z miesnym nadzieniem z warzywami. Trzeba na nie uwazac, poniewaz czasem przygotowuje sie je z resztek nieswiezego miesa i duzo osob sie po nich rozchorowalo. Ja za nimi nie przepadam.

800PX-~1

Fot. Wikipedia.

  • Picante de pollo: kawalki kurczaka, gotowane w sosie wlasnym z cebula, colorante (czerwonym barwnikiem i przyprawa w jednym), groszkiem, podawane z ryzem i makaronem. Jedno z moich ulubionych dan – bez makaronu:)

DSCN3112-001

  • Chirriadas: cienkie nalesniki smazone na goracym kamieniu.
  • Sopa de mani: zupa z orzeszkow ziemnych, z ziemniakami, marchewka, makaronem i frytkami. Pycha! Choc mocno rozgotowany makaron i rozmoczone frytki raczej do siebie nie pasuja. Czasem mozna spotkac krem ‘sopa de mani’. Polecam!

sopa da mani

Fot. Wikipedia.

  • Surubi, trucha – ryby rzeczne.
  • Falso conejo – jak sama nazwa wskazuje, zamiast zajaca, uzywa sie w tej potrawie innego miesa, zwykle wolowego.
  • Aji de lengua – jezor wolowy, gotowany w pikantnym sosie wlasnym z cebula, pomidorami, pietruszka, podawany z ryzem i salatka warzywna. Smakuje i pachnie dobrze, ale wygladem nie zacheca, szczegolnie jezeli gotuje sie jezory ze skorka i w calosci…

Desery (postres) i napoje (bebidas):

  • Misk’iq’eta (Arrope): deser z maki kukurydzianej i cukru, jeden ze skladnikow chicha.
  • Chicha cochabambina: napoj alkoholowy uzyskiwany z fermentacji kukurydzy (takie niskoprocentowe piwo kukurydziane). O chicha mozna by pisac dlugo i szeroko, jako ze kazdy region ma wlasnu przepis. Jezeli ktos chce sprobowac, to tylko ze sprawdzonego zrodla, bo to troche jak z naszym rodzimym bimbrem – nigdy nic nie wiadomo. Ja ‘zostalam zmuszona’ do wypicia miseczki na potancowce w Torotoro (taki to juz zwyczaj, ze pani domu czestuje gosci chicha z wiaderka) i po kilku lykach bylo mi juz niedobrze. Slyszalam, ze niekiedy do jej przygotowania uzywa sie brudnej wody, oraz, zeby szybciej fermontowalo, przezutych i wyplutych ziaren kukurydzy. Smacznego!
  • Garapiña: podobna do chicha, ale zmieszana z lodami cynamonowymi, kremem z kokosa i sporadycznie z truskawkami. Chicha nie zawsze jest napojem alkoholowym.
  • Ajenjo: alkohol pity w czasie karnawalu.
  • Mistelas: likier z owocow zanurzonych w alkoholu.
  • Singani: brandy produkowana w okolicach Tarija. Narodowy alkohol Boliwii.
  • Te de canela – herbatka z dlugo gotowanych lasek cynamonu. Pyszna!

Zrodla: www.cocinaboliviana.com, Wikipedia, doswiadczenie wlasne.

***

After the Bolivian Orient cuisine, it’s time for traditional dishes of ” Region de las Valles ‘ – that is, areas located at an altitude of 2000-3000 meters above sea level in the valleys, ie. Cochababa, Sucre and Tarija. These three departments are characterized by a mild climate throughout the year, perfect for growing cereals, corn and various vegetables and fruit. For example, Cochabamba is famous for its apples and tomatoes, and Tarija for vineyards. The wine is also produced in Samaipata, which lies in the department of Santa Cruz. These regions are mostly inhabited by Quechua population, therefore many dishes are of indigenous origin, which is evident primarily in their terminology (sometimes difficult to decipher).

Cochabamba, considered the culinary capital of Bolivia, is located roughly in the center of the country. Residents of La Llajta,  confess that they live to eat. This can be seen with a naked eye – in the third largest city of Bolivia, like mushrooms sprout new restaurants, serving traditional and international cuisine. What’s more, in the popular mercados, you can ‘eat like a pig’ for about 12 pesos (trust me, even our porter from Santa Cruz has recalled this fact with sentiment). Also, different dish is assigned to each day, and so for example, on Tuesday all mercados in the city serve ‘sopa de mani and picante de pollio. In contrast to the Tierras Bajas, traditional dishes of las Valles are significantly different from each other and they are more colorful.

Sucre (Chuquisaca), Bolivia’s most beautiful city , is famous especially for its delicious desserts and chocolate, which I wrote about before. It’s not the cheapest – bar costs about 15 bs., but  it’s worth it.

Tarija, has apparently the cleanest Mercado Central (Central Market) in the country, where (as they say) you don’t need to worry about bacterias enjoying affordable food with a glass of the many regional wines (or Singani). We weren’t there yet, (it’ s a bit far away), but we dream of a weekend’s wine course organised by local wineries.

Here’s a list of some tipical food of sub- Andean region:

Llajua : very spicy sauce made of locoto, tomatoes and herb of kilkinia in Cochabamba and wakataya (Huacatay or black mint) in other cities. Served with each dish.

_MG_4670
■ Ch’aqi de quinua : broth with quinoa and potatoes.
Chicharrón de cerdo : long pieces of pork fried in its own fat, served with white cheese quesillo (be careful!) , a whole white corn or mote and la llajua.

IMG_1099

■ Chhanqa de conejo: cooked bunny or rabbit, seasoned with mint and green onions, served with beans, potatoes, chuño ( totally dehydrated potatos) and locoto.
Cuy : Baked or boiled guinea pig . Sometimes, instead of guinea pigs, chicken is being used :)
■ Enrollado : pork sausage with spices, served with marinated vegetables (onions, peppers).
Escabeche de patitas de cerdo = pickled pig’s feet .
■ Habas pejtu : pieces of dry meat, with white potatoes , fried onions and aji (spicy peppers).
■ Humitas : pasta with corn meal, cooked in pouches from the leaves of corn, stuffed with cheese (in Santa Cruz called tamal) .
■ Jak’alawa : broth with pork skins , with corn and potatoes.
■ Jauri ear : chicken soup with rabbit meat , beef and/or mutton, with potatoes, egg, aji and green onions. Is traditionally eaten on the day of the funeral.
■ K’allu : coarsely chopped salad with tomatoes , onions and locoto .
Pique macho : that is, a dish of leftovers – a mixture of beef or other meats, sausages, tomato , eggs , french fries, locoto (hence the name – spicy). Poured with ketchup, mayo and mustard sauce. Very popular in bars and pubs, because of its big portion. The “Pique Macho” was created by Mr. Honorato Quinones and his wife Evangelina Gomez Quinones, owners of “Restaurante Miraflores” in Cochabamba, that reminds of huge hangar, always full of customers and quite pricey for its look and service.
■ Pulpito frito : fried beef stomach with white potatoes and broth from the kidneys .
Sillp’anchu (silpancho  : thin beef cutlet , fried in batter, served with fried potatoes, rice, egg and salad with tomatoes, onions and locoto . I wrote about it earlier.
■ Trancapecho : silpancho sandwich.
Chorizos chuquisaqueños : famous sausages  from Sucre served with bread, butter, salad with lettuce, tomato, onion and locoto.
■ Chanfaina :stew of lamb blood  and meat  with potatoes.
Empanadas y Saltenas : baked dumplings stuffed with meat and vegetables. One needs to watch out, because sometimes they are prepared from the remaining, old meat and a lot of people got sick after eating them. I do not like them myself.
Picante de pollo : chicken pieces cooked in gravy with onions, colorante (red dye and flavoring in one) , peas , served with rice and noodles  One of my favorite dishes – without the pasta:)
■ Chirriadas : thin pancakes fried on a hot stone.
Sopa de mani : soup made with crushed peanuts, with potatoes, carrots, pasta and french fries. Yum! Although I don’t like overcooked pasta and soggy fries. Sometimes you can taste cream of ‘sopa de mani’ . Recommended!
■ Surubi , trucha – river fish .
■ Falso Conejo – as the name suggests , instead of the rabbit , they use different meat, usually beef .
Aji de lengua – beef tongue, cooked in a spicy gravy with onions, tomatoes, parsley, served with rice and vegetable salad. Tastes and smells good, but its look  isn’t very appetizing, especially if it’s cooked whole and with the skin…

Desserts (postres) and drinks (bebidas):

■ Misk’iq’eta (Arrope) : dessert with corn flour and sugar, one of the ingredients of chicha.
Chicha cochabambina : alcoholic beverage obtained from the fermentation of corn (maize beer) . I could write long and wide about it , as every region has its own recipe. If someone wants to try it , it’s reccomended to get it from a trusted source, because it’s a bit like our Polish ‘bimber’ – you never know what it is . Once, I ‘was forced’ to drink the cup of chicha at the party in Torotoro (it is a tradition, that the lady of the house treats visitors with chicha from the bucket), and after a few sips I was already sick. I’ve heard that sometimes it’s produced with dirty water and for faster fermontation, the corn is chewed and split in a mix . Enjoy!
■ Garapin : similar to chicha, but mixed with cinnamon ice-cream, cream of coconut and occasionally with strawberries. Chicha is not always an alcoholic beverage .
■ Ajenjo : alcohol drunk during the carnival .
■ Mistelas : a liqueur with fruit dipped in alcohol.
■ Singani – brandy produced in Tarija . National beverage of Bolivia.

  • Te de canela – ‘tea’ made by boiling cinnamon sticks. Love it!

Sources:  www.cocinaboliviana.com, Wikipedia, own experience.