Rain Flip-flops *** Japonki na deszcz

Prosze sie nie przerazac – to jest u nas normalne, choc takim  byc nie powinno. *** Please mind –  this is normal here although it shouldn’t be.

1800233_700579798038_6299774099849113652_n 10155293_700579768098_6014653405190545087_n 10177331_700579817998_1141516039791751845_n 10268433_700579743148_8901506455177817947_n

Od pewnego czasu mamy pore sucha w Boliwii, ale dzis w Santa Cruz leje, grzmi i blyska od samego rana! Akurat dzis musialam gdzies byc i poniewaz taksowka nie przyjechala z powodu burzy, skonczylam na ulicy, przedzierajac sie przez rzeke brudnej wody az po kolana. Na szczescie ne przemoklam do suchej nitki, bo mialam na sobie tanie plastikowe poncho oraz szorty i japonki – najlepszy, jak nauczylo mnie doswiadczenie, zestaw na spacer podczas tropikalnej burzy:)

Jakis czas temu wybralam sie do sklepu i w drodze powrotnej tak sie rozpadalo, ze postanowilam przeczekac pod zadaszeniem. Po pol godzinie, kiedy woda zaczela zalewac chodnik i jakby sie przejasnialo, postanowilam pobiec do domu – w koncu ile mozna czekac? Oczywiscie, w drodze zaczelo padac jeszcze mocniej, ale bylo mi juz wszystko jedno – buty i tak byly do wyrzucenia. A kiedy dotarlam do domu, przestalo.

Innego dnia, deszcz zlapal mnie doslownie 3 minuty piechota od domu. Patrzac na rwacy potok, w ktory przemienila sie ulica oraz swoje nowe buty, postanowilam zlapac taksowke:) Pstryknelam wtedy kilka zdjec, aby pokazac Wam, jak wygladaja ulice Santa Cruz podczas (niemal kazdego) deszczu, ale zgubilam kabelek do telefonu i nie moge ich stamtad wyciagnac.

Tym razem nie w glowie mi bylo utrwalanie mojej przygody dla potomnosci, bo mialam w reku siatke z dokumentami, ktorych staralam sie nie zamoczyc. Mozliwe jednak, ze i tak stane sie gwiazda Youtube, bo widzialam jak jedna dziewczyna telefonem filmowala moje zmagania z zywiolem:)

Powyzsze zdjecia publikuje dzieki i za pozwoleniem kolezanki Marty:)

***

So, Bolivia supposed to be in dry season now, but we’re having today quite a storm in Santa Cruz! As my taxi didn’t come because of rainfall, I ended up walking to my appointment 10 min. away in the filthy river knees high. Thankfully, I did not get totally soaked as I put a cheap plastic poncho on. I also learnt from my previous torrential storm experience, that flip-flops and shorts are the best outfit for that kind of weather:)

Yeap, I was caught in the middle of the storm like that some time ago, while walking home from the bakery. That time, I decided to wait for the rain to stop, finding a shelter under the porch. After half an hour of waiting when the sky got a bit brighter and the water already flooded the pavement, I decided to run home. Of course, it started to rain heavier once I was out in the open, but when I got home, it stopped.

Other time, I was literally 3 minutes from our apartment, when it started lashing. I looked at the street changing into river and then at my new shoes, and decided to catch taxi home:) I took some pictures back then, to show you how the city of Santa Cruz looks like during (almost every) rain, but I lost the cable to my phone and I couldn’t get them out.

Today, I wasn’t even thinking of documenting my adventure as I was holding a plastic bag with some documents, hoping that they won’t get wet. But there is a chance that I might be on Youtube soon, as I saw one person filming my struggling with the elements with her phone:)

Photos above: courtesy of friend Marta:)

1948253_10150419672779969_1906687917171204714_n

Fot: Facebook/ Santa Cruz de la Sierra

Sunday After Storm *** ‘Posztormowa’ niedziela

W Boliwii nie mozna narzekac na brak przezyc ekstremalnych. Trzesienie (-a) ziemi w Cochabambie, przejazdzka autobusem chustajacym sie nad przepasciami Torotoro, lot samolotem podczas burzy, burza piaskowa czy wczorajsza BURZA TROPIKALNA w Santa Cruz de la Sierra. Zaczela sie dosyc normalnie – pojedyncze blyski i grzmoty, wiaterek, deszczyk – zakonczyla sie symfonia piorunow i pokazem blyskawic, rozmazanych przez sciane wody spadajaca z niebios, wygibasami drzew palmowych, przerwanymi kablami porwanymi przez wichure, ciemnoscia, zarwanym dachem naszego budynku i rwacym potokiem na kladce schodwej z 12 pietra. Na szczescie rodzinie mieszkajacej w ‘penthousie’ nic sie nie stalo, ale kobiete znajdujaca sie w glebokim szoku zabrala karetka pogotowia.

Wiekszosc mieszkancow, zaalarmowana krzykiem i placzem zebrala sie w recepcji, czekajac na straz pozarna. Po jakiejs godzinie wrocilismy do mieszkania – mielismy szczescie, bo nas nie zalalo, tak jak wielu innych. Zasnelam dopiero nad ranem, kiedy wlaczyla sie klimatyzacja.

Dzis krajobraz po burzy mozna bylo zobaczyc w blasku slonca – smieci porozrzucane przez wiatr, powyrywane z korzeniami drzewa, galezie, woda na korytarzach apartamentowca i sortowanie jedzenia w lodowce i zamrazarce. Ale wszystko inne powrocilo do normy – widac, ze miasto i jego mieszkancy przyzwyczajeni sa do takiej ekstremalnej pogody.

DSCN0900

DSCN0901

DSCN0887

Na polepszenie sobie samopoczucia i ukojenie nerwow sprezentowalismy sobie kilka drobiazgow na jarmarku oraz zapozowalismy do karykatury – szalenie trafnej (no moze oprocz od szyi w dol, w moim wypadku:)

DSCN0905

Ilez to mielismy smiechu obserwujac reakcje gapiow zebranych wokol rysownika!

DSCN0898

***

In Bolivia, you can’t complain about the lack of excitement. Earthquake(s) in Cochabamba, the bus ride over deep abyss of Torotoro, a flight during a thunderstorm, sand storms or tropical storm in Santa Cruz de la Sierra yesterday. It began quite normally, with single lighting and thunders, breeze and rain – but it ended with a symphony of thunders and with lightning show, blurred by the wall of water falling from the sky, gymnastics of palm trees, torn cables blowing with the wind, black – out, collapsed roof of our building and the rushing stream on the staircase from 12th floor. Fortunately, the family who lives in the penthouse wasn’t hurt, but the woman in deep shock and trauma was taken to hospital.

Most of the inhabitants, alarmed by screaming and crying met in reception, waiting for the fire fighters. After an hour or so we returned to the apartment – luckily we weren’t flooded, like many others. I haven’t fell asleep until early in the morning, when air conditioning started working again.

Today the landscape after a storm could be seen in the glare of the sun – garbage strewn by the wind, uprooted trees, branches everywhere, water in the hallways of the apartment and spoiled food in the refrigerator and freezer. But everything else has returned to normal – you can see that the city and its residents are accustomed to this extreme weather.

To calm our nerves we went for a walk to the fair and got ourselves few trinkets. We also posed to a caricature – extremely accurate one (well, maybe beside from the neck down, in my case :)

What a laughter we had, observing the reactions of onlookers gathered around the artist!