La Paz – Summary *** Informacje praktyczne

Ekspertem od La Paz nie jestem – w koncu bylam tam tylko raz i tylko na dwa dni, ale postanowilam podzielic sie z Wami informacjami, ktore przy okazji tego pobytu zdobylam. Bylo juz o muzeach i miradorach,  a teraz czas na informacje praktyczne. Przy okazji wizyty w La Paz, obalilam takze kilka kilka mitow zwiazanych z tym miastem, ktore zaslyszalam tu i owdzie przed podroza.

* Choroba wysokosciowa – nie dotyczy wszystkich osob przybywajacych do La Paz, tylko przytrafia sie tej garstce nieszczesliwcow, do ktorych i ja naleze. Jak juz wspomnialam, wystapily u mnie dosyc ciezkie objawy przyspieszonego bicia serca, ktore zmusily nas do powrotu w nizinne strony, ale przewaznie turysci maja tylko bol glowy czy lekka zadyszke przy podchodzeniu pod gore.

Wiekszosc osob, do ktorych nalezy moj Freddy, nie ma jednak zadnych trudnosci w przystosowaniu sie do nowych warunkow i rzadszego powietrza.

Jak jednak miec pewnosc przed przyjazdem, ze nie nalezy sie do grupy nieszczesliwcow? Ja juz kilka lat temu przekonalam sie, ze wspinaczka po gorach nie jest dla mnie najlatwiejsza sprawa – szczegolnie podczas spaceru w Gorach Atlasu w Maroku, gdzie ledwo dyszalam, podczas gdy moja kolezanka Kasia cieszyla sie swiezym gorskim powietrzem:) Takze w Potosi, jednym z najwyzszych miescie na swiecie (4,090 m.n.p.m.), nie bylo mi latwo w drodze na mirador, mialam tez dosyc nieprzyjemna podroz autobusem, w ktorym ‘zwrocilam’ cala kolacje zjedzona poprzedniego wieczoru… Byly to jednak problemy zupelnie nieporownywalne z tymi, ktore dotknely mnie w La Paz. Dlaczego? Pewnie dlatego, ze przed Potosi przeszlam kilkumiesieczna aklimatyzacje w Cochabambie, a do La Paz przylecialam prosto z nizinnej Santa Cruz de la Sierra. 

Moral – przed nastepna ‘wysokogorska’ wycieczka postaram sie spedzic kilka dni wyzej n.p.m., co tez polecam wszyskim podroznym przybywajacym do La Paz (czy Potosi).

Slyszalam rowniez o specjalnych tabletkach – ‘Sorochi pills‘, ktore ponoc spozyte przed podroza ulatwiaja aklimatyzacje. Przed podroza do La Paz zostaly mi one jednak odradzone przez pewna doswiadczona osobe, co okazalo sie wielkim bledem, bowiem ‘uratowaly mi one zycie’ podczas pozniejszej podrozy do Uyuni. Wedlug Boliwijczykow aby zlagodzic objawy choroby wysokogorskiej nalezy zas:

– pic duzo wody

– jesc lekkostrawne posilki (lub nie jesc wcale na kilka godzin przed podroza!)

– podrozowac autobusem zamiast samolotem (stopniowa aklimatyzacja jest lepsza niz nagly przeskok)

– nie pic alkoholu

– pic duzo ‘mate de coca’, ktora jest ‘lekiem na cale zlo’!

Zawsze przyda sie rowniez plastikowy worek (tak na wszelki wypadek), ktory linie lotnicze BOA maja w standardwym wyposazeniu:)

Danuta Stawarz-1

Na tej stronie, poleconej przez kolege Martina, znajdziecie duzo wiecej unformacji o chorobie wysokosciowej: klik i tu: Bolivia Bella (EN).

* podroz taksowka z lotniska ‘El Alto’ do centrum La Paz kosztuje 60 bs. Nalezy jednak uwazac na taksowkarzy – naganiaczy i wybierac wylacznie oficjalne radio – taxi stojace na postoju. Naganiacze, ktorzy czesto zaczepiaja nas jeszcze w sai przylotow sa przewaznie bardzo mili i uczynni, czesto takze kosztuja mniej, ale decydujac sie na kurs z nimi ryzykujemy bardzo wiele.

Mowi sie, ze ‘najniebezpieczniejsi kierowcy sa w La Paz’ – a wlasnie ze nie! O wiele bardziej niebezpiecznie mozna sie poczuc na ulicach Cochabamby czy Santa Cruz. Co prawda, La Paz jest najbardziej wymagajacym miastem jezeli chodzi o prowadzenie samochodu, poniewaz polozone jest ono na wzgorzach, ale kierowcy w La Paz sa zazwyczaj bardzo ostrozni i podchodza do kierowania pojazdu ‘con calma’ (ze spokojem). Zupelnie inaczej niz w Sata Cruz, gdzie proste i plaskie drogi wrecz ‘zachecaja’ kierowcow (szczegolnie taksowek i micros) do nadmiernej predkosci. Dla nas kazda podroz z lotniska do apartamentu wydaje sie byc bardziej ryzykowna niz przelot samolotem podczas burzy… A piesi? W La Paz niemal kazde skrzyzowanie ma semafory oraz zebre ( w odroznieniu od innych miast), reguly przechodzenia przez jezdnie nie roznia sie wiec od tych powszechnie przyjetych na swiecie. Trzeba jednak uwazac przechodzac pomiedzy samochodami, poniewaz czasem moga staczac sie w dol podczas ruszania.

My w La Paz korzystalismy z uslug taksowkarza Edie’go, ktory obwiozl nas po wszystkich miradorach oraz zabral do szpitala i ‘Valle de la Luna’. Mysle, ze jest to dobry pomysl dla turystow, ktorzy nie maja za wiele czasu, a chca zobaczyc jak najwiecej. Przy okazji, mozna popstrykac zdjecia z taksowki oraz zatrzymac sie na zyczenie. Cena za godzine to 50 bs., co nie jest najtansza opcja, ale jezeli zbierze sie 4 osobowa grupa, to mato sens jak najbardziej. Mozna pewnie zbic te cene, wystarczy tylko popytac. Nasz Eddy byl nie tylko bardzo mily i komunikatywny, ale rowniez obeznany w historii i topografii La Paz – dzieki temu w jeden dzien udalo nam sie zobaczyc wiecej niz mielismy nadzieje:)

Oczywiscie taniej jest sie poruszac autobusami, ale czasem trudno jest zrozumiec ich system (zreszta,  nie tylko w La Paz).

Warto natomiast zasiegnac informacji o Autobusie Turystycznym (Bus Turistico), ktory za mala cene obwozi turystow po wszystkich waznych punktach miasta (takze miradorach i Valle de la Luna). Z tego co pamietam, odjezdza z Plaza Isabela Catolica o godzinie 9.00 i 15.00.

* La Paz ma najslawniejszy ‘El mercado de las Brujas’ (Bazar Czarownic) – moze najbardziej popularny, poniewaz polozony w centrum miasta, ale nie ma nic wspolnego ze swoja nazwa! Co prawda, kilka sklepikow z pamiatkami sprzedaje rozne dziwaczne medykamenty ze zwierzat i roslin, kremy i mydelka na potecje czy amulety, ale wlasnie…sa to sklepy dla turystow, na pokaz. Jezeli ktos chce zobaczyc prawdziwy bazar czarownic, to powinien sie udac do pewnej czesci La Cancha (La Pampa) w Cochabambie, gdzie widok’ bialych twarzy’ nie powoduje usmiechu sprzedawcy, a raczej szczera niechec; gdzie stoly uginaja sie od przeroznych ziol, suszonych czy zakonserwowanych w olejach (?) szczatek zwierzecych, kamieni, nasion itp.; gdzie widac, slychac i CZUC magiczna atmosfere prawdziwego ‘Mercado de las brujas’.

* Gora Illimani podobno jest widoczna z niemal kazdego miejsca w miescie – moze i tak, ale nie kiedy niebo jest zachmurzone. Podczas naszego krotkiego pobytu udalo nam sie zobaczyc te majestatyczna gore tylko raz – w drodze na lotnisko. Jej wiecznie zasniezone zbocza pieknie kontrastowaly z granatem nieba. Widzialam tez jej przeblyski pomiedzy wiezowcami w promieniach zachodzacego slonca – naprawde niezwykly widok, ale jek sie okazuje, nie zawsze i nie dla kazdego.

_MG_2931

* W La Paz jest zawsze zimno – a nawet mroznie w nocy, jednak w pogodne sloneczne dni temperatura jest bardzo przyjemna, choc przyznam, troche dziwi widok turystow w szortach i japonkach. Chociaz z drugiej strony, jak ktos przylatuje z kraju, w ktorym panuja temperatury minusowe, 15 stopni C moze faktycznie byc odczuwalne jako gorace. Zreszta, to niemal jak lato w Irlandii:)

Dla mnie niepojetym bylo natomiast to, ze nasz hotelowy pokoj, jeden z wielu polozonych wokol wewnetrznego krytego dziedzinca, byl zawsze goracy, mimo iz nie bylo w nim zadnego ogrzewania! Fascynujace:)

Dla zmarzluchow mam dobra wiadomosc – nie jest problemem w La Paz znalezienie wysokiej jakosci odziezy zimowej – liczne sklepiki z tradycyjnym rekodzielem oferuja bowiem welniane swetry (takze z alpaki), skarpety, czapki, rekawiczki, szaliki bardzo dobrej jakosci i w przystepnych cenach. Nic tylko kupowac!

* Z La Paz mozna z latwoscia wybrac sie nad Jezioro Titicaca – coz, daleko nie ma, ale nie zawsze jest to latwe. Oczywiscie, setki bior podrozy oferuja wycieczki jedno czy kilkudniowe, ale nikt nie moze zagwarantowac, ze dojda one do skutku.

Przeklenstwem Boliwii sa bowiem strajki i blokady drog. Przezylam taka blokade raz na wlasnej skorze niedaleko Oruro, a tym razem uniemozliwila nam ona podroz do swietego jeziora Inkow.

Okazalo sie, ze w Boliwii lepiej jest niczego nie planowac i nie placic z gory za usluge – bioro podrozy, ktore zajmowalo sie nasza wycieczka, skontaktowalo sie z nami na dzien przed przyjazdem do La Paz, podajac do wiadomosci informacje o blokadzie i mozliwosci odwolania wycieczki, jednoczesnie przypominajac o koniecznosci wplaty pieniedzy. Pytanie jednak, czy w razie odwolania wycieczki, pieniadze zostalyby zwrocone? Tego sie nie dowiemy, poniewaz do wycieczki nie doszlo, do przelewu rowniez nie.

Mysle, ze nie warto jest takze bukowac hotelu od razu na kilka dni, poniewaz w razie koniecznosci skrocenia pobytu, placi sie zazwyczaj za 2 dni do przodu. My mielismy to szczescie (a moze raczej nieszczesnie), ze nasz hot el w porozumieniu z Booking.com anulowal nam 2 doby, z powodu naglego pogorszenia stanu zdrowia i koniecznosci wczesniejszego wyjazdu. Mysle wiec, ze lepiej jest przedluzac pobyt z dnia na dzien – wolne pokoje zawsze sie gdzies znajda.

Niestety, strajki, blokady i ogolne trudnosci komunikacyjne stawiaja Boliwie w czolowce ‘najbardziej nieprzyjaznych miast na swiecie’. Warto jest to wziac pod uwage i planujac wyprawe w te strony swiata, nie planowac za duzo i isc na zywiol!

* Mowi sie, ze ‘ludzie Aymara sa zimni i nieprzyjazni’ – nie potwierdzam. Na swojej drodze spotkalismy mnostwo rdzennych mieszkancow Altiplano, ktorzy wydali sie nam bardzo przystepni. Inna sprawa jest to, ze znaczna czesc mieszkancow La Paz pochodzi z innych czesci Boliwii, naprawde trudno jest rozroznic mezczyzne z ludu ‘Aymara‘ od ‘Keczua‘ (z kobietami jest latwiej, kiedy nosza one swoje tradycyjne stroje).

Inna sprawa sa natomiast bezdomni na ulicach stolicy, ktorych ogromna liczba przyczynia sie do poczucia ogolngo pesymizmu, unoszacego sie nad tym wielkim miastem. Poza tym, im wyzej tym zimniej, a zycie staje sie biedniejsze i ciezsze.

_MG_2668

* Lepiej jest nie zwiedzac Boliwii podczas swiat – i to nie tylko dlatego, ze muzea sa pozamykane. Podczas swiat najwiecej jest turystow, co sprawia, ze unikane przezycie moze sie przemienic w walke o ‘miejsce’ – w hotelu, restauracji, na ulicy, na bazarze, w muzeum ( o ile jest otwarte), w autobusie, w biurze podrozy itp. Choc z drugiej strony, czasem dobrze jest zobaczyc ‘biala twarz’ (= inna niz tubylcow) i uslyszec znajomy jezyk w miejscach bardziej odleglych i obcych:)

* Z czystym sumieniem moge polecic nasz hotel ‘Hostal Naira’, ktory moze do najtanszych nie nalezy (za 2 osoby placi sie okolo 50 $), ale jest polozony w samym centrum miasta, przy turystycznym’ Mercado de las Brujas’ oraz kosciele Sw. Franciszka. 10 min. piechota do Plaza Mayor i muzeow oraz popularnych agencji turystycznych, w ktorych mozna zarezerwowac wypady rowerowe na Droge Smierci czy nad Jezioro Titicaca.

Przy hotelu funkcjonuje takze restauracja, serwujaca kuchnie miedzynarodowa, ktora oblegana jest przez turystow – nie ma w tym jednak nic dziwnego – mozna w niej zjesc pyszne sniadania, obiady i kolacje za cakiem przystepna cene, w ciekawym i co najwazniejsze czystym i przytulnym otoczniu. Polecemy szczegolnie ogromne kanapki, ciasta oraz herbatke z calych lisci koki. Narzekac mozna jedynie na powolny serwis, ale nie mozna zarzucic kelnerom, ze sie obijaja – jest ich po prostu za malo! My stolowalismy sie tam przez 2 dni nie tylko dlatego, ze nam smakowalo oraz ze bylo blisko do hotelu, ale po prostu nie moglismy znalezc w okolicy niczego lepszego.

* Jak Droga Smierci (El Camino de la Muerte) to tylko na rowerach – taki tez mielismy plan, ktory splonal na panewce. W La Paz isnieje duzo biur organizujacych takie ekstremalne atrakcje, my zabukowalismy (wstepnie) wycieczke z Vertigo Biking Bolivia, ktore jest polecane jako jedno z bezpieczniejszych. Za caly dzien (dojazd, rowery, kaski, ubrania, lunch i napoje, zdjecia), czyli 4 godzinny zjazd droga smierci, placi sie okolo 50$ od osoby. Mozna taniej, ale nie wiem, czy warto ryzykowac.

Coz jednak, kiedy nie jest sie pewnym swoich umiejetnosci rowerowych? Otoz, znalazlam informacje o wycieczce pieszej po najniebezpieczniejszej drodze swiata, Trekking Ecovia – 8 godzin spacerkiem wpieknych i przerazajacych okolicznosciach przyrody, reszta autobusem i pociagiem (po bardziej bezpiecznej trasie) – wszystko to za okolo 40$ od osoby. To chyba jest wlasnie opcja dla mnie:)

I tyle na razie, jak cos mi sie jeszcze przypomni, to dodam wiecej:)

***

I am not an expert of La Paz – in the end I was there only once and only for two days, but I decided to share with you some information which I have learned during my short visit to this city. I wrote already about museums and miradores, so now it’s time for practical information. I also disproved several myths associated with Nuestra Señora de La Paz, which I overheard here and there before traveling.

* Altitude Sickness – does not affect all people arriving in La Paz, but happens to handful of unfortunates to whom I belong. As I mentioned, my heavy and fast heart beat forced us to return to the lowlands, but normally tourists experience only slight headache or shortness of breath while walking uphill.

However, most of people as my Freddy, have no difficulty in adapting to the new conditions and the rarer air.

But how to check before arrival, that you don’t belong to the first group? Few years ago I realized that hiking in the mountains is not the easiest thing for me – especially when walking in the Atlas Mountains in Morocco, where I could barely breath, while my friend Kasia enjoyed the fresh mountain air :) Also in Potosi, one of the the highest city in the world (4.090 m), it was hard for me to get to the mirador, I also had quite an unpleasant journey by bus, trowing up all dinner from the night before … However, these problems weren’t comparable to those that occurred in La Paz. Why? Well, before I went to Potosi I had a few months of acclimatization in Cochabamba while to La Paz I flew straight from the lowlands of Santa Cruz de la Sierra.

Moral – before the next ‘high’ trip I’ll try to spend a few days in Cochabamba, which I also recommend to all travelers planning to go to La Paz (or Potosi).

I heard also about ‘Sorochi’ pills, which could help – but some experienced person advised me not to take them. Well, I did not, but that was a big mistake, because it proved to work later on, while visiting Uyuni. However, according to Bolivians to ease the symptoms of high altitude sickness the best is to:

– Drink plenty of water

– Eat easily digestible meals (or not eat at all for a few hours before the trip!)

– To travel by bus instead of plane (gradual acclimatization is better than sudden ‘jumps in the high water’)

– Drink a lot of “mate de coca ‘, which is the cure for everything!

– Do not drink alcohol.

It’s also good to have a plastic bag, just in case – even Bolivian airline BOA has them on the board as their standard equipment:)

Also, you will find more usefull info about altitude sickness on the page recommended by my friend Martin: click and here: Bolivia Bella.

* Taxi journey from the airport ‘El Alto’ to the center of La Paz costs 60 bs. One should, however, be careful and choose only the official radio – taxi waiting at the taxi rank. There are people, who usually ‘catch us’ just outside arrivals area and are very nice and accommodating. They also offer lower price, but going with them you could risk a lot.

It is said that ‘the most dangerous drivers are in La Paz’ – but I think this isn’t true! Much more dangerous you can feel on the streets of Cochabamba and Santa Cruz. It is true that La Paz is the most demanding when it comes to driving, because the city is spread on the hills, but the drivers in La Paz are also usually very careful and approach the hazardous parts of the road ‘con calma’ (with ease). Completely different than in Sata Cruz, where simple and flat roads ‘encourage’ drivers (especially taxis and micros) for excessive speed. For us, each journey from the airport to the apartment seems to be more risky than the plane flight during a storm … What about pedestrians? In La Paz almost every intersection has traffic lights and a zebra crossings (as opposed to other cities), however you must be careful passing between cars, because sometimes they can roll down while starting off.

We used the service of a taxi driver Eddie, who took us to the hospital, drove us around the city and “Valle de la Luna‘. I think that is a good idea for tourists, who do not have much time and want to see as much as possible. Plus, you can photograph from the window and can stop on request. Price per hour was 50 bs., which is not the cheapest option, but if you gather a group of 4 people, this makes sense. You can probably beat the price, just ask around. Our Eddy was not only very kind and communicative, but also familiar with the history and topography of La Paz – thanks to this we were able during one day to see more than we had hoped :)

Of course, it’s cheaper to take a bus, but sometimes it’s difficult to understand the system (not only in La Paz) as there are no official timetables.

It is worth while to seek information about a red Tourist Bus (Bus Turistico), which for a small price takes tourists to all important places in the city (also miradors and Valle de la Luna). From what I remember, it departs from Plaza Isabela Catolica at 9.00 and 15.00.

_MG_2838

* La Paz’s famous ‘El mercado de las Brujas’ (Witches’ Market) – perhaps the most popular, because it located in the city center, but it doesn’t have much in common with its name. There are few souvenir shops selling various medications, lamas fetuses, ‘magic’ plants, creams, soaps and amulets, but they are just … shops for tourists. If someone wants to see a real witches’ market, they should go to a certain part of the La Cancha (called La Pampa) in Cochabamba, where the view of ‘white faces’ doesn’t bring a smile on sellers’ faces, but rather a sincere reluctance, where tables groan from a variety of herbs, dried or preserved in oils animal debris, stones, seeds, etc., where you can see, hear and SMELL the magical atmosphere of the real ‘Mercado de las Brujas’.

* Illimani Mountain is reportedly visible from almost any place in the city – maybe, but not when the sky is overcast. During our short stay we were able to see this majestic mountain only once – on the way to the airport. Its perpetually snow-covered peaks beautifully contrasted with a navy evening sky. I also saw glimpses of it between skyscrapers changing its colour in the rays of the setting sun – a really unusual sight, but as it turned out, not for everyone.

* In La Paz is always cold – and even freezing at night, but in the clear sunny days the temperature is very pleasant, although I must admit, I was a bit surprised to see some tourists in shorts and flip – flops. On the other hand, if someone arrives from a country with minus temperatures, 15 degrees Celsius can actually be felt as hot. To be honest, it is almost like Summer in Ireland :)

It was inconceivable, however, that our hotel room, one of many located around the inner indoor courtyard, was always hot even though there was no heating! Fascinating :)

For those who feel always cold I also have good news – there is no problem in La Paz to find high-quality winter clothing – many shops with traditional handicrafts offer wool sweaters (also alpaca), socks, hats, gloves, scarves of a very good quality and affordable prices. I would buy everything if only I could!

* From La Paz you can very easily travel to Lake Titicaca – it isn’t so far, but it’s not always easy. Of course, you can book a tour offered by many travel agencies for one or more days, but no one can guarantee that they would actually happen…

Bolivia is cursed by strikes and roadblocks.  I survived such a blockade once near Oruro but this time it was impossible for us (and hundreds other tourists) to visit to the sacred lake of the Incas.

It turned out that in Bolivia, it’s better not to plan anything and do not pay in advance for trips – am agency, which dealt with our trip, contacted us the day before our arrival to La Paz, giving us the information about blockade and possible trip cancellation, at the same time reminding to pay deposit money. The question is if the money would be refunded after trip cancellation? We will never know, because the tour never happened, neither the money transfer.

I think that it isn’t worth to book a hotel for a few days, because in the event of having to shorten your stay, you must still pay for 2 days in advance. We were lucky because Booking.com allowed us to cancel 2 nights due to my sudden health deterioration and need to leave the city as soon as possible. So, I think it is better to extend the stay day by day –  there are always vacancies somewhere.

Unfortunately, strikes, blockades and general difficulty in communication put Bolivia on the list of ‘the most unfriendly countries in the world“. So, when planning the expedition in this part of the world, do not plan too much!

* It is said that ‘Aymara people are cold and unfriendly’ – I can’t agree with it at all! On our way met a lot of the indigenous inhabitants of Altiplano, who were very approachable to us and friendly. Another thing is that a large part of the inhabitants of La Paz came from other parts of Bolivia and it’s really hard to distinguish between an ‘Aymara‘ man and ‘Quechua‘ (with women is easier when they wear their traditional polleras).

There is many homeless people on the streets of the capital, what contributes to a sense of pessimism hovering over this great city. Besides, higher – the colder, and life becomes poorer.

_MG_2843

* Holiday is the worst time to visit Bolivia – not just because all the museums are closed. During Easter or Christmas as well as ‘our summer’, the country is visited by larg number of tourists, which transforms the city into a battlefield for ‘space’ – in the hotel, the restaurants, on the streets, on the markets, in the museums (if open), in the bus, in the travel offices, etc. Although on the other hand, sometimes it’s good to see the ‘white face’ (= other than native) and hear a familiar language in places more distant and alien :)

* With a clear conscience I can recommend the hotel “Hostal Naira ‘, that isn’t the cheapest (for a couple we payed around 50 $ per night), but it is located in the heart of the city, nearby ‘Mercado de las Brujas‘ and Church of St. Francis. It’s also 10 min. walking to the Plaza Mayor, museums and popular tourist agencies where you can book trips.

There is also a hotel restaurant with an international cuisine, besieged by tourists – witch isn’t surprising – it serves a delicious breakfast, lunch and dinner in affordable prices, in an interesting and most importantly clean and cozy atmosphere. I can recommend especially huge sandwiches, cakes and tea made of whole coca leaves. I could only complain about the slow service, but it wasn’t waiters’ fault, there was just not enough staff! We had been eating in there for 2 days, not only because the food was tasty and it was close to the hotel, but honestly we couldn’t find anything better in the area.

* Trip to ‘Death Road’ (El Camino de la Muerte) only on bikes – as we planned. In La Paz there are many agencies that organize such extreme activities and we pre-booked our with Vertigo Biking, which is recommended as one of the safest. The whole day (bicycles, helmets, clothing, lunch and refreshments, pictures, 4 hour downhill Death Road) you pay about $ 50 per person. Of course, it could be done cheaper, but I do not know if it’s worth the risk.

But what to do if you are not sure of your cycling skills? Well, I found an information about the walking tour through the world’s most dangerous road with Trekking Ecovia that offers 8 hours walk through the beautiful and frightening ‘natural circumstances’ and the rest by bus and train (on more secure route) – all for about $ 40 per person. I think this is an option for me :)

Other travel agencies also offer trips to the snow-capped Illimani or to explore the surroundings of La Paz on a horse back – there is something for everyone.

And that’s it for now – if I remember something more, I will add it later :)

 

Museum Day in La Paz *** Dzien Muzeum w La Paz

Czwartek byl dla nas Dniem Muzeum, poniewaz Wielki Piatek jest w Boliwii dniem wolnym od pracy (takze tej w muzeum:), a w weekendy wszystko jest tutaj zamkniete.

Jako pierwsze odwiedzilismy muzeum przy kosciele Swietego Franciszka, ktore miescilo sie tuz za rogiem naszego hotelu, w poblizu ‘Mercado de las Brujas‘. Kosciol i zakon ufundowany w roku 1548 zachowal sie do czasow dzisiejszych w bardzo dobrym stanie (choc znalazlam informacje, ze zostal on odbudowany w XVIII w.) i dzis stanowi glowa historyczna atrakcje La Paz oraz popularne miejsce spotkan, ze wzgledu na centralne polozenie i duzy plac.

_MG_2521

_MG_2488

Dla ‘muzealnikow’, czyli turystow zainteresowanych historia i sztuka, dostepny jest specjalny bilet ‘Circular- boleto unico de museos’, skladajacy sie z 3 biletow w jednym. Kosztuje on 40 bs., a zaoszczedza sie na nim cale 20 bs.! Nie jest to opcja popularna, poniewaz pani w Muzeum Narodowym powiedziala, ze pierwszy raz widzi taki bilet (!), ale sami przyznacie, ze oplacalna:)

Muzeum Franciszkanskie zwiedza sie z przewodnikiem (mowiacym po hiszpansku lub angielsku), nie trzeba jednak czekac, az zbierze sie grupa – mozna dolaczyc do juz zwiedzajacej i zakonczyc ‘tour’ w innej kolejnosci. W muzeum poznajemy historie franciszkanow, jak i samego miasta oraz dwiadujemy sie skad wziela sie oficjalna nazwa La Paz – Nuestra Señora de La Paz.

Dla mnie najwieksza ciekawostka byl jednak wirydarz polozony na 2 pietrze! La Paz jest bardzo pagorkowate, wiec i ogrod usytuawano na naturalnym wzniesieniu:) Poza tym, budynek zalozony wedlug reguly franciszkanskiej jest bardzo prosty, zbudowany z lokalnych surowcow (a nawet z materialow pochodzacych z odpadku, jak filary powstale z pocietych kolumn), a jedynym akcentem odstajacym od teorii skromnosci byl kolor jego scian – atramentowy, pieknie kontrastujacy z czerwienia. Nawet figura Ukrzyzowanego Chrystusa w jednej z sal zostala zamalowana tym wlasnie kolorem!

_MG_2499

_MG_2505

_MG_2504

Muzeum posiada takze spora kolekcje malarstwa religijnego (szczegolnie ‘Piekne Madonny’ sa godne uwagi), typowego dla sztuki Boliwii, ktora mimo iz czerpala garsciami ze wzorcow europejskich, rozwinela swa odmienna stylistyke.

Wnetrze kosciola o bogato dekorowanej barokowej fasadzie, prezentuje sie rownie dostojnie. Niestety udalo mi sie je obejrzec jedynie z wysokosci choru, gdzie przykulo moja uwage alabastrowe okno, przepuszczajace pieknie rozproszone swiatlo, oswietlajace wielka ksiege liturgiczna.

 

Nastepnie odwiedzilismy Muzeum Etnograficzne (Museo de Etnografia y Folclore), ktore miesci sie w pieknym kolonialnym domu z konca XVIII wieku. Prawde mowiac, byl to jeden z najpiekniejszych domow, jakie kiedykolwiek widzialam – zalozony wokol  niewielkiego dziedzinca, z piekna kamieniarka, galeria i oryginalnymi drewnianymi drzwiami i podlogami.

_MG_2529

_MG_2530

_MG_2540

_MG_2536

_MG_2570

Przestrone sale tego muzeum kryja zas prawdziwe skarby sztuki boliwijskiej z roznych regionow – od tkanin, poprzez ceramike i tradycyjne maski.  Poniewaz nie zauwazylam zakazu fotografowania (takowy obowiazuje w Muzeum Franciszkanskim), postanowilam skorzystac z okazji i pstryknac kilka zdjec BEZ FLESZA, oczywiscie.

_MG_2562

_MG_2554

_MG_2548

Muzeum to bez watpienia jest jednym z najpiekniejszych tego typu instytucji, jakie bylo mi dane zwiedzac i co najwazniejsze – jest ono wzorcowo prowadzone (szkoda jedynie, ze nie bylo tam informacji po angielsku).

Trzecie i ostatnie na naszej liscie (oraz bilecie) Muzeum Narodowe (Museo Nacional de Arte) miesci sie takze w starym palacu, tuz obok Plaza Mayor (Murillo), zbudowanym w roku 1775 w stylu tzw. ‘baroku andyjskiego’. I tutaj mozemy podziwiac piekna architekture, jednak o wiele bardziej monumentalna i … zimna. Na zwiedzanie mielismy zaledwie pol godziny, poniewaz zamykano je 16.00 (mysle, ze z powodu zblizajacego sie Swieta).

_MG_2592

Muzeum nie jest jednak duze, dalismy wiec rade zobaczyc wszystkie jego zbiory – boliwijskiego malarstwa oraz rzezby dawnej i wspolczesnej, stojacej na swiatowym poziomie. Kiedys moze zabiore sie do studiowania dziel takich artystow jak: Gaston Ugalde, Sol Mateo czy Walter Solon Romero, ktore wywarly na mnie wielkie wrazenie.

Ciekawostka jest to, ze Muzeum Narodowe posiada nieodplatna ekspozycje czasowa otwarta dla wszystkich – nam udalo sie trafic na wystawe czarno – bialych fotografi niemieckiego reportera z lat 1960 -70   – ‘Michael Ruetz :Tiempos Incomodos’.

‘Rajd’ po muzeach La Paz, ktorych jest o wiele wiecej zakonczylismy w jednej z pobliskich kafejek, w ktorej czas jakby sie zatrzymal w poczatkach ubieglego wieku. Musze przyznac, ze La Paz ze swoimi kafejkami i barami umieszczonymi w podziemiach kamienic posiada specyficzny ‘dekadencki’ klimat, ktory przypomina atmosfere starego Paryza. Zreszta z Paryzem ma rowniez cos wspolnego –  sam Gustav Eiffel zaprojektowal budynek Centralnego Dworca Autobusowego w La Paz!

Dzien zakonczylismy przechadzka po wspomnianym ‘El Mercado de las Brujas’ (Bazarze Czarownic) – ktory jest jedna z wiekszych atrakcji turystycznych La Paz.  Wedlug mnie moze i jest najbardziej popularny, ale nie ma duzo wspolnego ze swoja nazwa! Co prawda, kilka sklepikow z pamiatkami sprzedaje rozne dziwaczne medykamenty ze zwierzat i roslin, kremy i mydelka na potecje czy amulety, ale wlasnie… sa to sklepy dla turystow, na pokaz. My rowniez zakupilismy kilka amuletow (na dlugie i szczesliwe zycie) oraz zrobilismy kilka zdjec ‘ususzonym’ szczatkom plodow lam, ktore podobno przesadni Indianie Aymara zakopuja pod fundamentami nowego domu – na szczescie…

_MG_2598

_MG_2600

_MG_2606

Jezeli jednak ktos chce zobaczyc prawdziwy bazar czarownic, to powinien udac sie raczej do pewnej czesci La Cancha w Cochabambie, gdzie widok’ bialych twarzy’ nie powoduje usmiechu na ustach sprzedawcy, a raczej szczera niechec; gdzie stoly uginaja sie od przeroznych ziol, suszonych czy zakonserwowanych w olejach szczatek zwierzecych, kamieni, nasion itp.; gdzie widac, slychac i CZUC magiczna i tajemnicza atmosfere prawdziwego ‘El Mercado de las brujas’. Nie ma tam oficjalnego ZAKAZU ROBIENIA ZDJEC, ale ja raczej odradzalabym sieganie po aparat (czy wrecz zabierania go ze soba!).

***

On Thursday, we had our Museum Day,  because Good Friday in Bolivia is a holiday and on weekends everything is closed here anyway.

First, we visited the Museum of St. Francis Church, which was located just around the corner from our hotel, close to the ‘Mercado de las Brujas‘. The church and convent was founded in 1548 and survived to the present day in a very good condition (although I found the information that it was rebuilt in the eighteenth century) and today is the most important historical attraction in La Paz and a popular meeting place, due to its central location and large square in front of it.

For the ‘museum people’ – tourists interested in history and art, there is a special ticket available, called ‘Circular-boleto unico de Museos’, consisting of three tickets in one. It costs 40 bs. and saves 20 bs.! This is not a popular option, as the woman in the National Museum said that she saw this ticket for the first time (!), but I must admit it is handy and profitable :)

You can visit Franciscan Museum only with a guide (Spanish-speaking or English), but you don’t have to wait for a group to gather as you can join one and complete the ‘tour’ in a different order. In museum we can learn about history of Franciscan order in Bolivia and where the official name of the city – Nuestra Señora de La Paz comes from.

For me, the biggest surprise was the cloister located on the 2 floor! La Paz is very hilly, so the garden was created on a hill :) Besides, the building founded according to Franciscan rule is very simple, made of local materials (and even the recycled materials as pillars made from old columns) and the only opposition to modest theory was the color of the walls – bold blue, beautifully contrasting with red. Even the figure of the Crucified Christ in one of the rooms was painted over in that color!

The museum has also a large collection of religious paintings (especially ‘Madonnas“) – exhibiting typical in Bolivian art mix of Western and indigenous styles.

The interior of the church, with a beautifully decorated facade, looks quite rich in its baroque robe. Unfortunately, I could only admire it from the high choir, where  an alabaster window had caught my attention, illuminating with a beautifully diffused light huge liturgical book. The the rest of the church interior was hidden in darkness.

After that we visited the Ethnographic Museum (Museo de Ethnografia y Folclore), which is housed in a beautiful colonial house from the end of the XVIII century. In fact, it was one of the most beautiful houses I’ve ever seen – founded around a small courtyard, with beautiful stonework, galleries and original wooden doors and floors. Big rooms of the museum house the true treasures of art from different regions of Bolivia – from textiles and ceramics to traditional masks. Because I haven’t noticed any ‘no photos’ sign (unlike in the Franciscan Museum), I decided to take advantage of the opportunity to snap some pictures with NO FLASH, of course. The museum is without doubt one of the most beautiful of such institutions and most importantly – it is exemplary run (I wish only that there was some information in English).

The third and last on our list (and ticket) was National Museum of Art (Museo Nacional de Arte), housed in an old palace right next to the Plaza Mayor (Murillo), built in 1775 in the style of the so-called ‘Andean Baroque’. Here we could also admire the beautiful architecture, however, much more monumental and at the same time … colder. We had only half an hour for the tour, because it was closing at 4 pm (probably because of the upcoming holidays).

But the museum is not large, so we could see all its collection – ancient and contemporary paintings and sculptures by Bolivian artists. Someday maybe I’ll take up study of works by artists such as Gaston Ugalde, Sol Mateo and Walter Solon Romero among others, which really impressed me.

Interesting fact is that the National Museum has temporary exhibition open to all without charge – we were lucky to see exhibition of black & white photographs of a German reporter from the 60′ and 70s’ – ‘Michael Ruetz: Tiempos Incomodos’.

We finished ‘race’ of the museums of La Paz in one of the nearby cafes, in which time seems to have stopped in the last century. I have to admit, La Paz with its cafes and bars located in the basements of the houses has a specific ‘decadent’ climate, which resembles the atmosphere of old Paris. Moreover, La Paz and Paris have also something else in common – Gustav Eiffel, who designed the building of the Central Bus Station in La Paz!

After returning to our hotel, we went for a walk to famous ‘El Mercado de las Brujas’ (Witches’ Market) – one of the biggest tourist attractions of La Paz. It might be the most popular place of this kind in Bolivia, but for me it doesn’t have much in common with its name! There are few souvenir shops selling various medications ‘made of’ different animals and plants, creams and soaps for better sex life or amulets, but those are the shops for tourists. We also bought some charms (for long and happy life), and we took some pictures of dry out llamas fetus remains, which supposedly the superstitious Aymara Indians bury under the foundations of a new house – for good luck …

However, if someone wants to see a real witches market, they should rather go to a certain part of La Cancha in Cochabamba, where the view of ‘white faces’ does not bring a smile on the seller’s lips, but rather a sincere reluctance; where tables groan from a variety of herbs, animal debris – dried or preserved in oils, stones, seeds, etc.; where you can see, hear and SMELL the magical and mysterious atmosphere of true ‘El Mercado de las Brujas’. You won’t see there ‘NO PICTURE’ sign, but I would rather advise NOT to take out your camera (or even bring it with you!).