W Tarata już byliśmy – niemal dwa lata temu to małe, senne miasteczko zrobiło na nas duże wrażenie, ale i napedzilło stracha. Pamiętacie staruszkę, chcącą mnie ukamieniować? —> klik.
We have already been in Tarata – almost two years ago, this small and sleepy town made a big impression on us, but also scared us a bit. Do you remember the old lady trying to stone me? —> click.
Tym razem w Taracie znaleźliśmy się zupełnie przypadkowo, zaglądając tu po drodze z wioski ceramiki (Pueblo de la ceramica) – Huayculi. I przeżyliśmy niemały szok, kiedy zobaczyliśmy zabytkowy plac, który dwa lata temu wyglądał na zupełnie opuszczony, a tym razem tętnił życiem. Kto wie, może trafiliśmy na dzień targowy?
This time we found ourselves in Tarata accidentally, popping in here on the way from the village of ceramics (Pueblo de la ceramica) – Huayculi. We were quite shocked seeing the main square, which two years ago looked completely abandoned, so full of life! Who knows, maybe we came on a market day?
Poczuliśmy się jak w innym świecie i gdyby nie samochody, prześlizgujące się wąskimi uliczkami historycznego miasta, moglibyśmy wątpić, czy wciąż jesteśmy w XXI wieku. Choć prawdę mówiąc, w czasach kolonialnych, mieszkańcy pochodzenia indiańskiego, w tych okolicach głownie Quechua, nie mieliby wstępu do centrum. Na szczęście dziś takie rasistowskie zasady nie maja prawa bycia, a stare miasteczko kwitnie kolorami tęczy.
We felt like stepping into another world, and if not for cars, slipping through narrow streets, we could doubt whether we are still in the XXI century. Although the truth is that in colonial times, the residents of Indian origin (in this area mainly Quechua) would not be allowed to walk in the center. Fortunately, today such racist rules have no right to be, and the old town blooms with the colors of the rainbow.
*
Turyści narzekają, ze Cochababamba taka nieciekawa. Cóż, ja bym z tym polemizowała, bo miasto to ma wiele uroczych zakątków . Wielbiciele historii i architektury, oraz książek Gabriela Garcia Marqueza powinni zaś wsiąść w autobus, trufi taxi czy po prostu w taksówkę, i spędzić leniwe ach pełne pięknych wrażeń popołudnie w Taracie, oddalonej o niecałe 35 km od Cochabamby. A na lunch można zatrzymać się nad jeziorem Angostura, gdzie serwują (podobno) pyszne truchas (pstrągi)!
Tourists sometimes complain that Cochababamba is boring. Well, I would have argued with that, because the city has many charming places to see. Lovers of history and architecture however, as well as Gabriel Garcia Marquez magical books, should take a bus, trufi taxi or simply a taxi, and spend lazy afternoon full of beautiful impressions in Tarata, just 35 km away from Cochabamba. And for lunch you can stop at the lake Angostura, where apparently delicious truchas (trouts) are served!
Na zdjęciach miasteczko wygląda naprawdę ciekawie i kolorowo. Tętni życiem :)
To co, chyba warto było tu wrócić po raz drugi? :)
o tak! I juz nie moge sie doczekac tego trzeciego razu;)
Ale kolorowo! Pięknie!
Cochabamba, śmieszna nazwa. Ciekawi mnie czy coś znaczy. W Boliwii jeszcze nie byłem, ale kto wie, może kiedyś! Trochę strach starszych pań z kamieniami w ręku ;)
Cochabamba podobno wziela sie od slow keczua: qhocha oznacza “jezioro, woda”, a pampa – “otwarta przestrzeń”. Zajrzyj tu, jezeli chcialbys dowiedzic sie wiecej o miescie o smiesznej nazwie:http://boliviainmyeyes.com/cochabamba-cochabambinos-40/ :)
Turyści się nie znają. Żadne miasto w Ameryce Południowej nie może być nudne!
Zgadza sie!:)
Zjadłabym takiego pstrąga :) Miasteczko wydaje się bardzo ciekawe, myślę. Że spodobałoby mi się!
Na pewno!